Próbowałam żyć normalnie. Zupełnie tak, jakby
ostatnie wydarzenia były tylko głupim snem, a mi i moim bliskim nie
groziło niebezpieczeństwo. Wstawałam rano, myłam zęby, jadłam
śniadanie, dzwoniłam do mamy, uczyłam się. Robiłam wszystko,
byleby nie musieć myśleć, o tym, że Gacy jest tutaj. Obserwuje
mnie i czeka, żeby w końcu uderzyć. Zupełnie jak trzy lata temu.
Tylko wtedy nie zdawałam sobie sprawy z czyhającego na mnie
niebezpieczeństwa.
Nie rozmawiałam z moimi przyjaciółmi i nie
odpisywałam na ich wiadomości. Matta również ignorowałam.
Uważałam, że wszystko między nami skończone. Nigdy nie byłabym
w stanie wybaczyć mu jego słów. Chloe i Sean jednak nie poddawali
się tak łatwo, ponieważ moja skrzynką pękała w szwach od ich
SMS-ów. Jake i Jade również się zmartwili, dlatego postanowili
odwiedzić mnie w rano. Rozmawialiśmy jakbyśmy dopiero co się
poznali. Oni próbowali być mili i ja również. Dopiero gdy Jake
wyszedł, Jade złapała mnie za rękę i powiedziała, że nie
zostałam sama.
Jęknęłam głośno, kiedy mój telefon zaczął
wibrować. Nawet nie spojrzałam, kto dzwonił, po prostu się
rozłączyłam. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wzięłam
długopis do ręki i wróciłam do zadania z trygonometrii. Gapiłam
się tępo na zadanie. Mimo że czytałam je już po raz piąty,
nadal nic z niego nie rozumiałam. Czułam, że ogarnia mnie
beznadzieja.
Drzwi mojego pokoju zostały otworzone z głośnym
hukiem, co spowodowało, że upuściłam trzymany przeze mnie
długopis. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wejścia i
poderwałam się na równego nogi.
– Co ci się stało?! – Spojrzałam z przerażeniem
na mojego brata. Jego cała koszulka była we krwi, ręce drżały,
patrzył na mnie wielkimi oczami.
– Musisz mi pomóc – odparł tylko.
– Nic ci nie jest? – Dotknęłam jego policzka i
przeniosłam wzrok na jego koszulkę. Jej widok przyprawił mnie o
zawrót głowy. – Ty krwawisz
– To nie ja. – Złapał mnie za nadgarstek i
pociągnął w stronę schodów. Wydawał się przerażony, co tylko
utwierdziło mnie w przekonaniu, że stało się coś złego.
Wzięłam głęboki oddech i zbiegłam po schodach zaraz
za moim bratem. Stanęłam w przedpokoju, marszcząc brwi. Przede mną
stał Calum, który miał podobny wyraz twarzy do mojego brata, a na
jego ramienia przytrzymywał się Lucas Hemmings. Widząc krew na
jego twarzy, rękach i koszuli, obrzuciłam Caluma i Daniela
pytającym wzrokiem. Nie tak zamierzałam spędzić sobotni wieczór.
– Co się stało? – Wbiłam oczy w Luke'a. –
Dlaczego on krwawi?
– Dasz radę mu pomóc? – spytał Dan.
– Ona jest tym cudownym planem uratowania mojej dupy?
– parsknął Hemmings, patrząc na mnie z kpiną. – Naprawdę,
Dan?
– Stul pysk – odparł Calum. – Chyba nie chcesz
umrzeć w tak żałosny sposób.
– Zawsze wiesz, jak pocieszyć człowieka, Hood. –
Luke skrzywił się i złapał mocniej ramię swojego przyjaciela.
Cierpiał, ale za wszelką cenę nie chciał tego pokazać. – Nic
mi nie jest. To tylko drobne draśniecie.
– Drobne? – prychnął Daniel. – Prawie
wypłynęły ci flaki. – Przeniósł wzrok z krwawiącego
Hemmingsa na mnie. – Dee?
– Zaprowadź go do kuchni – nakazałam Calumowi, a
on skinął głową. – A ty przynieś mi z łazienki apteczkę. –
Spojrzałam na mojego brata, który już był w połowie schodów.
Wzięłam kolejny głęboki wdech i przymknęłam oczy.
Musiałam zachować zimną krew i wejść do kuchni. Moje dłonie
zaczęły mi się trząść. Luke zostawiał krwawe ślady na
podłodze. Musiał naprawdę obficie krwawić.
Stanęłam w drzwiach kuchni, przerywając kłótnię
między Calumem i Lukiem. Zacisnęłam usta i podeszłam do Luke'a,
ignorując jego palący wzrok, którym mnie skanował.
– Ty w ogóle wiesz co robić? – Uniósł brwi do
góry. – Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć. Jak niby ty
masz mi pomóc?
– Proszę bardzo – warknęłam, wbijając w niego
wściekłe spojrzenie. – Możesz wyjść, droga wolna, ale wątpię,
że dasz radę sam dojść do drzwi. Więc zamknij się, bo inaczej
pozwolę ci wykrwawić się w mojej kuchni.
Odwróciłam od niego wzrok i wzięłam apteczkę od
Dana, który właśnie przyszedł. Otworzyłam ją i postawiłam na
blacie, blisko osoby Luke'a. Musiałam zobaczyć jego ranę, by
opracować plan działania.
– Wiesz, co, Hemmings? Przynajmniej masz nauczkę –
powiedział Calum. – Może następnym razem się opanujesz.
Luke próbował wstać z krzesła i podjeść do swojego
przyjaciela, ale powstrzymałam go, patrząc na niego ostrzegająco.
Opadł na krzesło z westchnieniem i posłał swojemu przyjacielowi
rozsierdzone spojrzenie.
– Ktoś musiał zareagować – odparł tylko.
Przysłuchiwałam się ich rozmowie w milczeniu.
– Pomyślałeś przez chwilę co może się stać?
Twój prymitywny sposób myślenia może nas wpakować w jeszcze
gorsze gówno...
– Calum – warknął mój brat.
– Ktoś musi mu w końcu powiedzieć, że zachowuje
się jak ostatni kutas.
– Dosyć! – Wbiłam w nich wściekły wzrok. –
Wyjdźcie. Poskaczecie sobie do gardeł później.
– Wyglądacie jakbyście mieli się za chwilę
porzygać – dodał Luke.
– Po prostu wyjdźcie.
Dan skinął głową i popchnął Caluma w stronę
drzwi. Poczekałam aż opuszczą kuchnię i dopiero wtedy odwróciłam
się do Luke'a. Odchylił głowę do tyłu i ciężko oddychał.
– Muszę zobaczyć... – Wskazałam palcem na jego
brzuch. Nie zareagował tylko uważnie śledził moje ruchy.
Złapałam za jego koszulkę i podciągnęłam ją do
góry. Poczułam pod palcami ciepłą wilgoć. Wolałam nie myśleć,
że to była jego krew. Wstrzymałam na chwilę oddech, kiedy
zobaczyłam kilkucentymetrową ranę na jego brzuchu. Wszędzie było
pełno krwi. Rana była zbyt poważna.
– Musisz jechać do szpitala – powiedziałam,
starając się nie pokazywać, jak bardzo panikowałam. – Nie
wiem, czy dam radę...
– Nie mogę – warknął. – Mogę tylko wpakować
się w jeszcze wielkie gówno. Zaczęliby mi zadawać pytania, a może
i nawet zadzwoniliby po policję.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Musiałam wziąć się w
garść i założyć opatrunek, bo inaczej skończyłoby się to nie
za dobrze. Pokiwałam powoli głową, dając mu do zrozumienia, że
postaram się mu jakoś pomóc.
Wyjęłam z apteczki gazę i zamoczyłam ją, tworząc
coś w rodzaju małej gąbki. Musiałam najpierw oczyścić ranę, by
móc ocenić jak bardzo jest źle. Krew uniemożliwiała mi
przyjrzenie się jej dokładnie.
– Musisz zdjąć koszulkę – mruknęłam cicho do
Luke'a.
Na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech, jednak
po chwili skrzywił się, gdy próbował ściągnąć koszulkę.
Widziałam jak jego mięśnie drgają.
– Okej – szepnęłam sama do siebie. – Muszę
oczyścić ranę.
Pochyliłam się nad nim i przejechałam gazą wokół
nacięcia. Krew powoli zasychała, a na jej miejsce napływała
świeża. Oddychałam przez usta, starając się nie wdychać zapachu
krwi.
– Możesz to robić delikatniej? – Syknął Luke i
złapał mnie za nadgarstek.
Spojrzałam na niego wilkiem i nie odpowiedziałam. Nie
zamierzałam być delikatniejsza.
Pozbywszy się większości krwi, przyjrzałam się
ranie. Zmarszczyłam brwi. Kiedyś chodziłam na kurs pierwszej
pomocy i umiałam jej udzielić w przypadku poparzeń, zranień i
odmrożeń. Ale nikt nie wspominał jak mam postępować z tak
obficie krwawiącą raną na ciele chłopaka, którego darzyłam
szczerą niechęcią. Miałam ochotę odejść od niego i pozwolić
mu się wykrwawić, ale nie mogłam tego zrobić. Pragnęłam
studiować medycynę, więc musiałam nauczyć się pomagać nawet
tym, którzy nie zasługiwali na to.
– To rana cięta – zauważyłam. – Ktoś
zaatakował cię nożem? – Zerknęłam na niego, kiedy
podchodziłam do zlewu, żeby wrzucić tam zużytą gazę.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego ciężki oddech.
Zgadłam.
Westchnęłam i sięgnęłam do apteczki po spray
odkażający. Kiedy znów podeszłam d Luke'a, ten spojrzał na mnie
nieufnie, mrużąc oczy.
– Co to jest?
– Spray do dezynfekcji.
Nieznacznie skinął głową, a ja skierowała na niego
buteleczkę i spryskałam dokładnie ranę. Hemmings syczał i
dmuchał nosem. Mięśnie jego brzucha napinały się, co wcale nie
pomagało. Nie dość, że mnie to rozpraszało, to jeszcze krew
wypływała szybciej. Skończywszy odkażanie, sięgnęłam po
kolejne gazy. Musiałam zatamować krwawienie.
– Kto ci to zrobił? – spytałam. Nie umiałam
dłużej się powstrzymywać przed zadaniem tego pytania. – Ktoś
z nożem cię zaatakował?
– Zwykły kretyn. – Wypuścił głośno powietrze
z płuc, gdy przycisnęłam do jego brzucha gazę. – To boli,
Marshall.
– Oczywiście, że boli – sarknęłam poirytowana.
– Masz wielką ranę ciętą na brzuchu. A teraz przestań się
wiercić.
Przez chwilę milczeliśmy. Ja skupiłam się na
opatrunku, a Luke na mnie.
– Dlaczego to robisz?
Zmarszczyłam brwi, kompletnie zbita z tropu tym
pytaniem. Nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę, bo co miałam
mu odpowiedzieć?
– Może nie pamiętasz, ale wczoraj uratowałeś mój
tyłek przed świrniętym kierowcą – burknęłam pod nosem. Kilka
gaz, które przyłożyłam do rany, przeciekło, więc sięgnęłam
po kolejne. – Kim jest ten kretyn?
– Też chciałbym wiedzieć. Sukinsyn wiedział o
zbyt wiele, chciałem się nim zająć, ale...
– Miał nóż.
Kiwnął głową, zaciskając usta w wąską linię.
– Możesz przestać? – Poruszył się, kiedy
przycisnęłam do jego brzucha kolejne opatrunki.
– Mam przestać i pozwolić ci się wykrwawić w
mojej kuchni? – Uniosłam brwi do góry. – Nawet nie wiesz, jak
bardzo tego chcę.
– Więc dlaczego tego nie zrobisz? I przestań
pieprzyć, że odwdzięczasz mi się za ratowanie cię.
- Ponieważ niektórzy z nas, Luke, są dobrzy – powiedziałam. Wyprostowałam się i odeszłam od niego po bandaż. – A niektórzy z nas są potworami – dodałam szeptem, patrząc na swoje dłonie ubrudzone jego krwią.
Kiedy z powrotem odwróciłam się do niego, stał i
patrzył prosto na mnie. Na całe szczęście kolejne gazy jeszcze
nie przesiąkły. Gapiłam się tępo na trzymany przeze mnie bandaż
i walczyłam ze sobą. Nie chciałam kolejny raz znaleźć się tak
blisko niego, ale musiałam dokończyć opatrunek. Luke nic nie
mówił, a gdy zobaczył, co zamierzam zrobić, posłusznie uniósł
ramiona w górę, ułatwiając mi przekładanie bandaża wokół jego
tułowia. Moja twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od
jego nagiej klatki piersiowej, kiedy przekładałam materiał za jego
plecami.
Mimo że Lucas Hemmings był niezaprzeczalnym dupkiem i
ostatnim chamem, nie mogłam nic zarzucić jego ciału. Jego sylwetka
nie przypominała sylwetki sportowca, ale miał zarysowane mięśnie
brzucha i ramion, które naprawdę dobrze prezentowały się w żółtym
świetle żarówki w mojej kuchni. Moje oczy znajdowały się na
wysokości jego obojczyka, którego skóra aż prosiła o dotknięcie
jej i sprawdzenie, czy rzeczywiście jest taka gadka jak wygląda. Na
jego szyi widziałam wyraźnie zarysowane jasnoniebieskie żyły.
Zamrugałam kilka razy, by móc ponownie skupić się na
wykonywanej przeze mnie czynności. Luke najwidoczniej zauważył, że
mu się przyglądam, gdyż wziął swój kolczyk między zęby, a
jego kąciki ust uniosły się w zuchwałym uśmiechu. Czym prędzej
dokończyłam bandażowanie i odsunęłam się od niego.
Wreszcie mogłam normalnie oddychać.
– Jeżeli nadal będziesz tak krwawił, to musisz
jechać do szpitala – oznajmiłam i podeszłam do zlewu, żeby
umyć dłonie.
– Wolę ciebie w roli mojej pani doktor – odparł.
Jego uśmiech tylko się poszerzył.
Wywróciłam oczami.
– Następnym razem pozwolę ci się wykrwawić na
mojej podłodze.
Luke spojrzał na mnie z dziwnym uczuciem i ruszył w
moją stronę. Złapałam dłońmi za brzeg blatu i wytrzymywałam
jego spojrzenie, którym mnie lustrował. Nie podobało mi się ono
ani trochę.
– Skoro już tu jestem, może jednak powiesz mi, kto
był tym kierowcą? – Pochylił się nade mną. – Chyba że
chcesz, żebyśmy naprawdę przepytali twojego braciszka.
– Mówiłam ci, że nie wiem – uśmiechnęłam się
zirytowana, co tylko wytrąciło go z równowagi. – Ile razy muszę
jeszcze powtarzać, że nie muszę się z niczego tłumaczyć?
Zrobiłam krok w bok, chcąc uciec przed nim. Nie
zdążyłam nawet zrobić dwóch kroków, kiedy Luke złapał mnie za
nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
Był zły i wiedziałam to, mimo że jego głos był
spokojny, a wzrok obojętny. Nawet na jego ustach nadal gościł cień
uśmiechu.
– Delilah – wymówił moje imię. Podniósł wolną
dłoń, do mojej twarzy i przesunął nią po moim policzku. Poczułam
w tym miejscu nieprzyjemne zimno. – Nie chcę, żeby zabrzmiało
to jak ostrzeżenie, a tym bardziej jak groźba. – Jego twarz
nagle znalazła się tuż przed moja. – Ale jeżeli nie zaczniesz
gadać, mogą się zdarzyć nieprzyjemnie rzeczy.
Dygotałam. Nie moje ciało, ale moje wnętrze. Jego
spokój był jeszcze bardziej przerażający niż furia.
Patrzyłam mu przez chwilę oczy z zaciętą miną, a
następnie wyrwałam rękę z jego uścisku i odeszłam. Kiedy
opuściłam kuchnię, poczułam ulgę. Znajdowałam się poza
zasięgiem natarczywego spojrzenie Hemmingsa.
– Jeśli mu się nie poprawi, musicie jechać do
szpitala – powiedziałam do Caluma, który stał w korytarzu.
Wydawał się bardziej rozgarnięty od Luke'a, więc pomyślałam, że
on weźmie moje słowa na poważnie.
– Okej. – Skinął głową.
Nie patrząc na niego więcej, ruszyłam dalej, ale
zatrzymał mnie.
– Delilah. – Jego mina była poważna. Patrzył na
mnie z wdzięcznością. – Dziękuję.
Wzruszyłam ramionami.
Nie obchodził mnie on, ani jego przeprosiny, ani jego
pieprzony przyjaciel.
– Możesz mi wyjaśnić, co się stało z twoim
samochodem?
Zacisnęłam usta, gdy spojrzałam na stojącego w progu
tatę. Jego mina wyrażała niezadowolenie, a może i nawet
zdenerwowanie. Nie powiedziałam mu o tym, że jakiś świr próbował
mnie staranować, ponieważ wiedziałam, że to byłby błąd. Skoro
Gacy odważył się zaatakować mnie, to nie zawahałby się również
napaść na kogoś z moich bliskich. A tego chciałam uniknąć za
wszelką cenę.
Nie myślałam o tym, jak przyjdzie mi wytłumaczyć
mojemu ojcu to, że mój samochód ma wgnieciony bok, wybitą szybę
oraz zepsuty reflektor. Mike odstawił go do mojego garażu, a ja
nawet nie pomyślałam, żeby powiedzieć tacie, co się stało.
Starałam się uporać z myślą, że ktoś próbował mnie
skrzywdzić. Ktoś chciał, żeby spotkało mnie coś złego. Nie da
się z tym oswoić od tak.
I teraz patrząc na mojego rodzica z surową miną, nie
wiedziałam, co powinnam była zrobić. Nie mogłam powiedzieć mu
prawdy, choć przez bardzo krótką chwilę pragnęłam to zrobić.
Pragnęłam, żeby tata zapewnił mnie, że wszystkim się zajmie,
ale gdy pojawiła się w moim umyśle wizja, w której ktoś krzywdzi
mojego tatę, to pragnienie nagle zniknęło, a zastąpiło je
pragnienie chronienia go.
– Miałam mały wypadek na parkingu – skłamałam,
patrząc mu prosto w oczy. Tata jako prawnik umiał zwęszyć kłamcę
na kilometr, więc musiałam włożyć wiele wysiłku, żeby nie
poruszać nerwowo dłońmi, czy nie odwrócić wzroku w bok. – Nie
mówiłam ci o tym, bo nie chciałam cię martwić. Ostatnio miałeś
dużo na głowie...
– Delilah. – Westchnął. – Jestem twoim ojcem
i powinienem wiedzieć o takich rzeczach. – Zbeształ mnie
spojrzeniem. – Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało, a
ja bym o ty nie wiedział.
– Ale... – Sama nie wiem, co chciałam powiedzieć.
Poczułam się okropnie. On się o mnie martwił, a ja go
okłamywałam. – To była stłuczka z mojej winy i nie
powiedziałam ci, bo bałam się, że zabierzesz mi auto. Nic
poważnego się nie stało. Byłam zdenerwowania i...
– Nikt nie ucierpiał? – Uniósł brwi do góry.
– Tylko mój samochód – zapewniłam go. –
Przepraszam, powinnam była ci powiedzieć.
Jego wzrok złagodniał i kolejne westchnięcie wyrwało
się z jego ust.
– Jutro odstawię auto do warsztatu – odparł, a
ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. – Będziesz
musiała jeździć do szkoły autobusem albo z przyjaciółmi.
– W porządku. Dziękuję.
Tata skinął głową. Był zmęczony. Wychowanie dwójki
nastolatków, z których jeden jest nieodpowiedzialnym kretynem,
wcale nie było łatwe. Stresująca praca i masa obowiązków również
go obarczały dodatkowym ciężarem. Było mu ciężko, choć nigdy
się nie skarżył. Nigdy nie powiedział, że żałuje, że
mieszkamy z nim, a nie z matką we Francji. Nigdy nie dał nam do
zrozumienia, że jesteśmy ciężarem dla niego i nie pozwalamy mu
się realizować w wymarzonej pracy. Kochał nas i dawał nam
wszystko, czego potrzebowaliśmy, ale nie poświęcał nam swojego
czasu. I choć nie raz miałam mu to za złe, rozumiałam, że
uciekał od uczuć w świat procesów sądowych, oskarżeń i
protokołów. Odkąd odeszła mama zrobił się pracoholikiem,
ponieważ próbował uzupełnić pustkę, którą ona po sobie
zostawiła.
– Nie byłbym zły – powiedział i wreszcie na
jego twarzy zamajaczył cień uśmiechu. – Gdybyś wiedziała, co
ja wyprawiałam, gdy dostałem prawko. – Żartował. Tata był
wzorowym kierowcą i gdyby dopuścił się jakiś występków, nie
zostałby adwokatem. – Dobrze, że jesteś cała i zdrowa. –
Podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
Zamknęłam oczy i smutno się uśmiechnęłam. Po raz
pierwszy od bardzo dawna poczułam odrobinę bezpieczeństwa.
– Chyba sobie żartujesz w tym momencie! –
Spojrzałam na mojego durnego brata, mrużąc oczy. – Wywalą cię
ze szkoły, jeżeli znów zaczniesz wagarować!
– Nie dramatyzuj. – Wywrócił oczami. Jego
obojętna mina działa mi coraz bardziej na nerwy. – To tylko
jeden dzień.
– Oczywiście, tylko jeden dzień. Ciekawa jestem,
jak wytłumaczysz się ojcu z tylu nieobecności. Twój misterny
spali na panewce, a nowi kumple pójdą siedzieć.
Daniel westchnął ciężko i spojrzał na mnie
zrezygnowany. Chyba miał dość tego, że wtrącałam się we
wszystko, w co był zamieszany razem z nowymi przyjaciółmi. Luke
dał mi wyraźnie do zrozumienia, że moje milczenie coraz bardziej
ich wkurzało. Nawet Dan wspomniał ostatnio, że może lepiej by
było, gdyby jednak dowiedzieli się prawdy.
– Posłuchaj, muszę coś załatwić – powiedział.
– Xavier zaczyna coś podejrzewać, coraz częściej o ciebie
wypytują. Możesz być spokojna, ode mnie niczego się nie dowiedzą
– dodał, gdy zobaczył moją minę. – Ale nie wiem, ile dam
radę zwodzić ich jeszcze na manowce.
– Sam się w to wpakowałeś – odparłam przez
zaciśnięte zęby. – Przy okazji wciągnąłeś w to mnie. Ale ja
nie mam zamiaru czegokolwiek im wyjaśniać.
– Delilah – westchnął.
– Nie zaczynaj znowu. Mam dosyć tego, że oni we
wszystko się wtrącają. Powinnam była powiedzieć o wszystkim
tacie, nawet nie wiem, dlaczego cię posłuchałam...
– Bo zdajesz sobie sprawę, że mam rację. Ale okej,
idź mu powiedz. Naraź go na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Zacisnęłam usta, patrząc na niego wilkiem. Przez ten
weekend dużo rozmawialiśmy i próbowaliśmy coś razem wymyślić.
Tylko że Dan jak zwykle trzymał się zdania, że The Snipers są
naszym jedynym wyjściem. Teraz już wiedziałam, kim byli The
Snipers i wcale mi się to nie podobało. Nie umiałam pojąć, jakim
cudem udało się mojemu bratu dołączyć do zorganizowanej grupy
zbuntowanych nastolatków, jednak Dan wolał po prostu określenie
gang.
To był jeden wielki absurd. Moje życie w tej chwili
było jednym wielkim absurdem. Brałam pod uwagę wiele opcji, ale
nigdy nie sądziłam, że Luke Hemmings i jego przyjaciele tworzą
coś w rodzaju gangu. Na dodatek całkiem znanego w Sydney. Nie
mieściło mi się to wszystko w głowie. Mój brat nie mógł być
jednym z nich. Po prostu nie mógł.
– Czyli powinnam im powiedzieć? – Zmarszczyłam
brwi.
– Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe. Ale po
tym, co stało się w sobotę nie jesteś już bezpieczna. Nie musisz
mówić im wszystkim, wystarczy, że Xavier będzie znał prawdę.
– To jest śmieszne – parsknęłam, choć wcale nie
było mi do śmiechu. – Oni nie są naszym jedynym wyjściem –
dodałam.
Daniel milczał, obserwując moje ruchy. On chyba też
zdawał sobie sprawę z tego, ale nic nie powiedział. Zmienił się,
stał się poważniejszy, bardziej opanowany, miałam wrażenie, że
zyskał kontrolę nad swoją agresją. Nie miałam pojęcia, co
spowodowało tak dużą zmianę w moim bracie.
– Myślałem, że wreszcie coś zrozumiałaś. –
Pokręcił głową. – Delilah, oprócz nich, nie mamy nikogo po
naszej stronie...
–
Przestań
pieprzyć! – Oburzyłam się. – Zrobili ci jakieś pranie
mózgu? Oni są źli, Daniel, źli.
Z tego co wiem, to zazwyczaj takie gangi mają tylko fałszywe
poczucie siły i bezpieczeństwa. To banda dzieciaków, którzy
obrali w życiu złą drogę. Oni nie są w stanie poradzić sobie z
Gacym. Więc daj już spokój z bronieniem ich. Nie uwierzę, że oni
robią dla nas coś dobrego, bo są pełni empatii i czują, że Bóg
ich do tego powołał. I jeżeli uważasz, że zaufam im na tyle, by
pozwolić im mi pomóc, to się mylisz. Pierwsza doniosę na nich
policji.
– Nawet na mnie?
– Dan, możesz jeszcze zdołasz od nich się odciąć,
może gdybyś...
– Daj już z tym spokój. Sam zdecydowałem i nie
zmienię swojej decyzji.
Westchnęłam ciężko. Bałam się o mojego braciszka i
nie chciałam, żeby miał do czynienia z jakimiś zbuntowanymi
dzieciakami, którzy uważali się za gang. Byłam wściekła,
ponieważ nie umiałam uporać się z tym, co właśnie działo się
w moim życiu. Tego był zdecydowanie za dużo. Nie umiałam
udźwignąć aż tyle.
– Luke czeka na ciebie pod domem. Zawiezie cię do
szkoły. – Oznajmił Dan. – Nawet nie próbuj się sprzeciwiać.
Nadwyrężyłaś ich nerwy, więc po prostu jedź z nim do szkoły.
Będzie miał cię na oku.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy usłyszałam jego
słowa.
– Nie mam mowy.
– Jesteś dla nas zbyt cenna.
– Nas? Więc ty naprawdę... Jak wielkim idiotą
jesteś, Daniel? Mówisz, jakbyś był... – Urwałam. Daniel był
jednym z nich.
Daniel nie zareagował. Jednak jego oczy pociemniały.
Sprawiłam mu ból moimi słowami, ale teraz nie dbałam o to. Może
moje słowa w końcu sprawią, że zrozumie, że postępuje źle.
Bez słowa zabrałam swoją torbę i ostatni raz
spojrzałam na mojego brata. Stał ze skrzyżowanymi rękami na
klatce piersiowej i z wyzutą z uczuć twarzą patrzył prosto w moje
oczy.
Zacisnęłam usta, żeby powstrzymać się przed
wypowiedzeniem kolejnych słów i wyszłam z domu. Na podjeździe
stał doskonale znamy mi samochód z doskonale znanym mi chłopakiem
za kierownicą. Nie miałam najmniejszej ochoty wsiadać do jego
auta, ale nie miałam innego wyjścia. Na autobus już bym nie
zdążyła, a nie chciałam się spóźnić. Więc Lucas Hemmings był
moim jedynym wyjściem.
Kiedy wsiadłam do środka, poczułam się nieswojo i
odczuwałam potrzebę wyjścia z jego samochodu.
Luke utkwił we mnie swoje niebieskie oczy i uśmiechnął
się zuchwale. Zupełnie jakby czekał na to aż wsiądę, a on
będzie mógł mnie dręczyć, byleby poczuć się lepiej. Rzuciłam
mu niechętne spojrzenie i dmuchnęłam nosem zrezygnowana. Nie tak
wyobrażałam sobie dzisiejszy ranek.
– Dzień dobry – powiedział. – Jak ci minął
weekend?
– Wspaniale, pomijając fakt, że musiałam opatrywać
pewnego zadufanego chama – uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Luke parsknął śmiechem i pokręcił głową. Nie
chciałam, żeby się śmiał. Chciałam, żeby się na mnie wściekł.
Jednak za chwilę z jego twarzy zniknął uśmieszek, a pojawił się
grymas.
– Co z twoją raną? – spytałam, kiedy Luke
przycisnął swoją dłoń do miejsca zranienia.
– Lepiej – odparł krótko i chwycił za kluczyki
w stacyjce.
– Nadal krwawi?
– Jest lepiej – odpowiedział przez zaciśnięte
zęby.
– To udowodnij. – Nie wierzyłam mu. Pewnie znów
próbował zgrywać twardziela. – Chcę ją obejrzeć.
– Proszę bardzo. – Rozsiadł się w fotelu i
rozłożył ręce, dają mi wolny dostęp do jego tułowia. Jeśli
myślał, że się zawstydzę i odpuszczę, to był w błędzie.
Zaczęłam odpinać guziki jego czarnej koszuli,
starając się skupić tylko i wyłącznie na tej czynności.
Hemmings gapił się na mnie zaskoczony. Na pewno nie spodziewał
się, że tak zareaguję. Ale musiałam sprawdzić, czy aby na pewno
z jego zranieniem wszystko w porządku. Mogło się tam wdać
zakażenie.
Na jego brzuchu znajdował się wielki plaster, który
idealnie pasował do wielkości rany. Złapałam palcami za jego
końce, żeby go trochę oderwać i obejrzeć ranę, ale Luke
wzdrygnął się, więc spojrzałam na niego kątem oka.
– Masz zimne palce – wyjaśnił. Uśmiechał się
wciąż w ten sam sposób, którego nienawidziłam.
Nie cackałam się i nie dbałam o to, że odrywając
plaster, sprawiałam mu ból. Ciche przekleństwo Luke'a też średnio
mnie obeszło. Bardziej obeszła mnie jego rana która choć
wyglądała odrobinę lepiej, nie zachwycała swoim stanem. Nadal
sączyła się z niej krew, ale na szczęście zaczęła się już
goić, bo jej brzegi powoli się zasklepiały. Dotknęłam wierzchem
dłoni skóry koło rany. Była nienaturalnie ciepła, co wcale mi
się nie spodobało.
– Musisz ją ponownie odkazić – powiedziałam i
ponownie przykleiłam plaster na swoje miejsce.
Odsunęłam się od niego i poprawiłam się na swoim
miejscu. Byłam przytłoczona jego bliskością, tym bardziej, że
mogłam nadal pogapić się na jego nagą klatkę piersiową. Zapiął
swoją koszulę bez słowa i dopiero po chwili na mnie spojrzał.
– I radziłabym ci nie pakować się w najbliższym
czasie w walkę na noże – dodałam, zapinając pas.
– Postaram się – rzucił sarkastycznie i odpalił
silni. – Rozumiem, że nie zmieniłaś swojego zdania.
– W kwestii czego? – Zmarszczyłam brwi.
– W kwestii wydania nam twojego niedoszłego
mordercy.
– Dlaczego cię to tak interesuje? To nie dotyczy
ciebie, więc odpuść już sobie zgrywanie superbohatera, który ma
za zadanie chronienie mieszkańców miasta.
– Sęk w tym, że nikogo nie chronię. Tylko ciekawi
mnie, dlaczego tak wiele osób ostatnio się tobą interesuje.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, o jakich osobach
mówił i nie wiedziałam, dlaczego się mną interesowali. Nic nie
miało sensu. Jedyną osobą, która się mną teraz interesowała
był psychol, któremu zdołałam uciec trzy lata temu. A słowa
Luke'a, że jeszcze ktoś jest taki jak Gacy, sprawiły, że naszła
mnie kolejna fala strachu.
– Czy tego chcesz czy nie, należysz do naszych
spraw.
– Nie należę. – Pokręciłam głową. – Na
pewno nie należę do spraw pseudo-gangu.
Luke zaśmiał się, jednak na mnie nie spojrzał.
Patrzył przed siebie, bawiąc się kolczykiem w wardze. A ja
myślałam, dlaczego jeszcze się na mnie nie wściekł.
– Dlaczego The Snipers? – Musiałam o to zapytać.
Spojrzałam na niego, próbując ukryć moje zaciekawienie.
Na ustach Hemmingsa pojawił się szeroki uśmiech, a
jego oczy dziwnie błysnęły.
– Pokażę ci.
Jak bardzo musiałam być naiwna i głupia, skoro
zgodziłam się pojechać z Lucasem Hemmingsem Bóg wie gdzie,
zamiast do szkoły? Znacznie bardziej niż wam się zdaje. Luke
wydawał się być w szampańskim nastroju, dużo mówił, ale nic
związanego z nim samym czy z jego przyjaciółmi. Opowiadał mi o
swoim samochodzie, co nie wzbudzało mojego zainteresowania.
Natomiast cel naszej podróży owszem. I mimo że pytałam go, gdzie
jedziemy, on tylko uśmiechał się tajemniczo i nie odpowiadał.
Zaczynałam żałować, że w ogóle zgodziłam się na to. Powinnam
siedzieć teraz w szkole na lekcji biologii, a nie jechać z
nieobliczalnym chłopakiem sama nie wiem gdzie.
Wyjechaliśmy za miasto. Krajobraz uległ zmianie,
zamiast szarych budynków, widziałam więcej wolnej przestrzeni,
stare żelazne garaże, małe rzeczki. Chyba domyślałam się, gdzie
się kierowaliśmy. I wcale mi się to nie podobało. Tata wiele razy
opowiadał mi o takich miejscach, a jego mina mówiła jedno: Jeżeli
się tam zbliżysz, pożałujesz, a ja uziemię cię do końca
twojego życia.
A jednak. Jechałam z Lukiem Hemmingsem, choć wcale
tego nie planowałam. Stroniłam raczej od takich przygód. Ale był
jeden powód, dla którego nie zaprotestowałam i pozwoliłam wywieść
się Hemmingsowi gdzieś na obrzeża miasta.
Ciekawość. W środku aż mnie skręcało, żeby lepiej
go poznać. Jego osoba mnie intrygowała, ponieważ jeszcze nigdy nie
spotkałam kogoś takiego jak on. Widziałam jak na razie jedną jego
stronę, tą, która mówiła nie zadzieraj ze mną, jestem
niebezpieczny i przywalę ci w pysk. Ale dzisiaj zauważyłam, że ma
też tą trochę mniej przerażającą twarz. Była bardziej
normalna, wyglądał po prostu na chłopaka, który lubi pakować się
w kłopoty. Ale te kłopoty były raczej błahe. Jego żarty wcale
nie były dla mnie śmieszne, były seksistowskie i brutalne, jednak
w milczeniu ich wysłuchiwałam. Łatwiej było mi go znosić bez tej
maski nienawiści i złości, którą nosił cały czas. Opowiadał
mi o wokaliście Green Day oraz o innych zespołach, których nazwy
słyszałam pierwszy raz w życiu. Rozmowa z nim o muzyce była aż
nadto dziwnie zwyczajna. Nie przywykłam do spokojniej wymianie zdań
z Lucasem Hemmingsem. Byłam przyzwyczajona do kłótni i
wszechobecnego sarkazmu. Ale nie do normalniej rozmowy.
Nie czułam się zaskoczona, kiedy Luke zaparkował
przed wielkim budynkiem, który przypominał hangar dla samolotów, a
może to był magazyn. W każdym razie był ogromny i stary. Metal, z
którego był zbudowany zaczął rdzewieć i mogłam stwierdzić, że
dach pewnie przeciekał.
Hemmings spojrzał na mnie, uśmiechając się
półgębkiem i wysiadł z samochodu, ale ja zostałam. Chyba nie
powinnam była wysiadać, ale po chwili to zrobiłam. Wyskoczyłam z
samochodu i rozejrzałam się dookoła. Naprzeciw magazynu znajdował
się zbiornik wodny, który cuchnął i pływało w nim pełno
śmieci. Wychodził na niego stary drewniany pomost, do którego
przycumowana była jakaś łódka. To musiał być ten opuszczony
port rybacki, o którym nasłuchałam się od Jake'a. Podobno wstęp
tutaj był ściśle wzbroniony, ale nie powiedział mi dlaczego.
Magazyn był pokryty graffiti, jakieś nic nieznaczące wzory i
napisy, które zlewały się ze sobą. Jednak jedna rzecz je
wyróżniała. A mianowicie czerwone plamy, które wyglądały jak
rozpryśnięta krew. Właśnie ta myśl pierwsza pojawiła się w
mojej głowie, gdy na nie spojrzałam.
– Idziesz? – Luke posłał mi wyzywające
spojrzenie. Na jego ramieniu znajdowała się wielka, czarna torba,
którą wziął nie wiadomo skąd. – Czy wymiękasz?
Zmrużyłam na niego oczy i poszłam jego śladami.
Kiedy stanęliśmy przed wejściem do hangaru, zmarszczyłam brwi.
Był na nim wielki rysunek; okrąg, w którego środku znajdował się
krzyż. Przypominał celownik taki jak w pistolecie. Pośrodku kręgu
była wielka czarna czaszka, od której odchodziły dwa pistolety.
Widziałam już ten znak, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
– To nasz znak – wytłumaczył Luke, widząc, że
przyglądam się drzwiom z wielkim graffiti. – Oznaczamy nim swój
teren, żeby inni wiedzieli, do kogo należy.
– Inni? – Zmarszczyłam brwi.
– Inni, tacy jak my.
Skinęłam głową, nadal patrząc na znak. The Snipers,
celownik, czaszka, pistolety. Same dobre skojarzenia.
Chłopak wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył nim
drzwi. Otworzyły się opornie, z głośnym skrzypnięciem. W środku
panował mrok, a ja nie odważyłam się wejść tam pierwsza. Luke
nie fatygował się z przepuszczeniem mnie w drzwiach, po prostu
wszedł do wnętrza magazynu, zostawiając mnie w tyle. Nie wahałam
się długo, zacisnęłam dłonie i weszłam za Lukiem.
Cieszyłam się, że założyłam dzisiaj botki do
kostek, a nie koturny, jak to miałam w zwyczaju. Podłoże nie było
stabilne, było w nim pełno dziur, a beton był nierównomiernie
rozlany. Szłam za sylwetką Luke'a, przy okazji rozglądając się
wokół. Miałam rację, w dachu było kilka dziur, pachniało tu
kurzem. W oddali widziałam jakieś czarne zarysowania, domyśliłam
się, że to mogły być jakieś meble. Bliżej mnie dostrzegłam
kilka metalowych beczek, wielki metalowy stół, na którym leżało
pełno zakurzonych papierów, oraz kilka starych krzeseł. Budynek z
zewnątrz, jak i wewnątrz nie wyglądał zachęcająco.
– Luke? – Obróciłam się dookoła własnej osi,
ale nigdzie go nie zauważyłam.
Zacisnęłam zęby ze złości. Niepotrzebnie wsiadałam
z nim do samochodu. A teraz płacę za to, stojąc pośrodku
opuszczonego magazynu i wypatrując chłopaka, który właśnie
chciał mnie nastraszyć. Nie odpowiadał mi, a ja poczułam się
zagrożona. Mógł mnie tu specjalnie zaciągnąć, żeby wyciągnąć
ze mnie istotne dla nich informacje. A ja jak ostatnia idiotka
pozwoliłam mu na to.
– Gotowa na mały pokaz? – Nagle wyłonił się z
ciemności, niosąc w rękach długi pistolet.
Wstrzymałam oddech, przyglądając się trzymanym przez
niego rzeczom. Nie zastanawiałam się, co chciał mi pokazać. Ale
teraz już zrozumiałam. Cofnęłam się, patrząc na niego z
przerażeniem.
– Spokojnie, Marshall, jesteś kiepskim celem –
powiedział, uśmiechając się z kpiną. – Nawet nie musiałbym
się szczególnie wysilać, żeby w ciebie trafić.
– Więc w kogo będziesz celował?
– Raczej w co – poprawił mnie. Położył
pistolet na metalowym stole i zabrał się za składanie go.
Przyglądałam mu się nieufnie, rozważając w myślach
opcję ucieczki, która teraz wydawała mi się naprawdę trafnym
pomysłem. Jednak moja ciekawość znów wzięła górę.
– Widzisz, dwadzieścia metrów dalej jest tarcza –
zaczął, skupiając się na broni w swoich dłoniach. – Możesz
tam podejść i powiesz mi, czy trafiłem w sam środek.
Przełknęłam głośno ślinę.
– A jeżeli trafisz we mnie? – spytałam. Włożyłam
wiele wysiłku, by brzmieć obojętnie. Jednak jego słowa i czyny
coraz bardziej mnie przerażały.
Roześmiał się głośno i spojrzał na mnie przez
ramię.
– Nie jestem amatorem. Trafiam w ludzi, którzy są
moim celem. A ty na razie nim nie jesteś.
Nogi ugięły się pode mną. Słyszałam moje głośno
bijące serce, czułam pulsowanie w skroniach.
– W ludzi, którzy są twoim celem – powtórzyłam
szeptem.
Te słowa zawisły w powietrzu i wciąż na nowo
rozbrzmiewały w mojej głowie. Hemmings zesztywniał, odłożył
wszystko na blat i odwrócił się do mnie. Nie widziałam wyraźnie
jego oczu, ale jego twarz była pozbawiona emocji. Gapiłam się na
niego. Nawet nie próbowałam ukryć tego, jak bardzo wystraszona
byłam. Czułam obrzydzenie. Wypowiedział te słowa, jakby mówił o
czymś najzwyczajniejszym na świecie, kiedy tak naprawdę przyznawał
się, że celował tym pistoletem do ludzi. Wolałam nie rozmyślać
nad tym, czy trafiał.
– Boże – wyszeptałam drżącym głosem i
zaczęłam się wycofywać.
Musiałam stąd wyjść. Musiałam przestać patrzeć na
Lucasa Hemmingsa. Musiałam uciekać.
Puściłam się biegiem w stronę wielkich drzwi, nie
oglądając się za siebie. Przyzwyczajone do mroku oczy, oślepiło
jaskrawe słońce. Zmrużyłam je, biegnąc dalej.
Ale gdzie miałam pobiec? Nie znałam drogi powrotnej,
nie wiedziałam, jak daleko znajdowałam się od domu. Nie
wiedziałam, czy Hemmings właśnie nie idzie do mnie ze swoją
bronią.
Moja ciekawość jego osobą została zaspokojona.
Dowiedziałam się tego, czego chciałam się dowiedzieć. Luke wydał
nie tylko swój sekret, ale również swoich przyjaciół. Nie dość,
że pokazał mi ich magazyn, to jeszcze powiedział, jakimi sprawami
się zajmują. Nie sądziłam, że któryś z nich mógłby
kiedykolwiek... Wzięłam ich za zbuntowanych nastolatków, co było
największą pomyłką. Wcale nie byli zbuntowani, nie byli
nastolatkami. Byli złymi ludźmi bez skrupułów.
A Daniel, mój młodszy brat, był jednym z nich.
Złapałam się za głowę i pochyliłam do przodu. Nie
mogłam znieść myśli, że mój brat był taki jak oni. Czułam
gorące łzy pod powiekami. Czułam wściekłość. To oni mu to
zrobili. Daniel nigdy nie stałby się taki.
– Delilah.
– Macie zostawić mojego brata w spokoju! –
Wybuchłam. – To jeszcze dziecko i nie powinien mieć dostępu
do... – Pokręciłam głową.
– Posłuchaj mnie uważnie. – Spojrzał mi w oczy
i złapał mnie za nadgarstki. – Twój brat nie jest taki, jak ja.
A ty wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Nic o nas nie wiesz, choć
wydaje ci się, że jest inaczej. A jeżeli komukolwiek o tym
powiesz...
– Nie dotykaj mnie! – Wrzasnęłam pełna
obrzydzenia do jego osoby. – Jesteś potworem i nic tego nie
zmieni. Jesteś zniszczony i ciągniesz za sobą innych. Nie chcę
mieć z tobą do czynienia.
Niebieskie oczy pozbawione emocji patrzyły na mnie zbyt
długo. Nie mogłam się ruszyć, sparaliżowana jego wzrokiem. Moje
słowa nie wzbudziły w nim żadnych uczuć. Ale czego mogłam się
spodziewać? Że się nawróci? Okaże skruchę? A może się
wścieknie, jak to miał w zwyczaju?
Ale on po prostu na mnie patrzył. Nie powiedział ani
słowa na swoją obronę. Nie zrobił nic, żeby zmienić moje zdanie
o nim.
Zdanie o tym, że był potworem.
Od autorki:
Witam! Wiem, że nieco spóźniłam się z rozdziałem, ale miałam masę roboty. Ale chyba opłacało się czekać?
Co sądzicie o rozdziale? Czy Luke naprawdę jest takim potworem, za jakiego ma go Dee? I czy Luke będzie chciał zmienić jej zdanie o sobie? Piszcie w komentarzach!
Wreszcie pojawiło się trochę więcej Luke'a! Czy tylko ja się cieszę? I mam dla was dobrą wiadomość - w następnym rozdziale wreszcie poznamy historię Delilah! Kto nie może się doczekać?
Od razu uprzedzam, że nie wiem, kiedy pojawi się rozdział 16, ale na pewno nie za tydzień. Postaram się dodać go za dwa tygodnie, jednak niczego nie obiecuję. Mam dużo nauki i czasem po prostu brakuje mi czasu lub motywacji do pisania. Siadam przed laptopem i tępo gapię się w Worda, bo nie mam pojęcia, co mogłabym napisać. JEDNAK WY I WASZE KOMENTARZE MNIE MOTYWUJĄ. I PROSZĘ, NIECH KAŻDY, KTO TO CZYTA ZOSTAWI PO SOBIE KRÓTKI KOMENTARZ, ZWYKŁE 'CZYTAM'. To dla mnie naprawdę dużo znaczy.
Przypominam o zakładce Informowani
Wattpad > KLIK
Mój mail w razie jakichkolwiek pytań, zażaleń etc > minette.green17@gmail.com
Love y'all
Minette
Awh, kocham ten rozdział.
OdpowiedzUsuńW końcu więcej Luke'a. Ciekawe jak długo Dee będzie jeszcze tak uparta.
Rozdział świetny, jak każdy.
Duużo weny życzę! ;)
Genialny! Wreszcie poznamy przeszłość Dee �� Bardzo się cieszy. Życzę dużo weny i ogromnie dużo czasu. Mam nadzieję, że następny dodasz jak najszybciej. Powodzenia z nauką ��
OdpowiedzUsuńOczywiście, jestem zadowolona, że było więcej Luke'a. Może jednak on nie jest takim potworem za jakiego uważa go Dee. Choć swoje za uszami ma... a ona wyraźnie jest na to uczulona. Nie mogę się doczekać następnego. W końcu interesuje mnie ta cała historia, Gacy, skąd on się wziął, dlaczego celem została Dee. Szkoda, że dłużej trzeba czekać, ale rozumiem :c Powodzenia w nauce! W ogóle, aby wena wróciła!
OdpowiedzUsuńDo następnego :)
Jestem mega ciekawa co będzie w następnym rozdziale! Życzę Ci przede wszystkim weny, żeby po prostu Ci się chciało :) to co tworzysz jest świetne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zuzia♡
Uwielbiam! :) Kiedy bd nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńJeżeli mam być szczera, to nie mam pojęcia. Ostatnio mam dużo na głowie, a rozdział leży niedokończony i czeka. Jak dobrze pójdzie opublikuję go w następny poniedziałek. :)
UsuńUwielbiam tego bloga <3
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie. Rozdział jest ciekawy i nie mogę doczekać się następnego.
Tak bardzo cieszę sie, że znalazłam tego bloga.
Zapraszam też na swój http://anormalgirlrydel.blogspot.com/
Pisz szybciutko next.
Buziaczki <3