Rozdział 15

Próbowałam żyć normalnie. Zupełnie tak, jakby ostatnie wydarzenia były tylko głupim snem, a mi i moim bliskim nie groziło niebezpieczeństwo. Wstawałam rano, myłam zęby, jadłam śniadanie, dzwoniłam do mamy, uczyłam się. Robiłam wszystko, byleby nie musieć myśleć, o tym, że Gacy jest tutaj. Obserwuje mnie i czeka, żeby w końcu uderzyć. Zupełnie jak trzy lata temu. Tylko wtedy nie zdawałam sobie sprawy z czyhającego na mnie niebezpieczeństwa.
Nie rozmawiałam z moimi przyjaciółmi i nie odpisywałam na ich wiadomości. Matta również ignorowałam. Uważałam, że wszystko między nami skończone. Nigdy nie byłabym w stanie wybaczyć mu jego słów. Chloe i Sean jednak nie poddawali się tak łatwo, ponieważ moja skrzynką pękała w szwach od ich SMS-ów. Jake i Jade również się zmartwili, dlatego postanowili odwiedzić mnie w rano. Rozmawialiśmy jakbyśmy dopiero co się poznali. Oni próbowali być mili i ja również. Dopiero gdy Jake wyszedł, Jade złapała mnie za rękę i powiedziała, że nie zostałam sama.
Jęknęłam głośno, kiedy mój telefon zaczął wibrować. Nawet nie spojrzałam, kto dzwonił, po prostu się rozłączyłam. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wzięłam długopis do ręki i wróciłam do zadania z trygonometrii. Gapiłam się tępo na zadanie. Mimo że czytałam je już po raz piąty, nadal nic z niego nie rozumiałam. Czułam, że ogarnia mnie beznadzieja.
Drzwi mojego pokoju zostały otworzone z głośnym hukiem, co spowodowało, że upuściłam trzymany przeze mnie długopis. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wejścia i poderwałam się na równego nogi.
Co ci się stało?! – Spojrzałam z przerażeniem na mojego brata. Jego cała koszulka była we krwi, ręce drżały, patrzył na mnie wielkimi oczami.
Musisz mi pomóc – odparł tylko.
Nic ci nie jest? – Dotknęłam jego policzka i przeniosłam wzrok na jego koszulkę. Jej widok przyprawił mnie o zawrót głowy. – Ty krwawisz
To nie ja. – Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę schodów. Wydawał się przerażony, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że stało się coś złego.
Wzięłam głęboki oddech i zbiegłam po schodach zaraz za moim bratem. Stanęłam w przedpokoju, marszcząc brwi. Przede mną stał Calum, który miał podobny wyraz twarzy do mojego brata, a na jego ramienia przytrzymywał się Lucas Hemmings. Widząc krew na jego twarzy, rękach i koszuli, obrzuciłam Caluma i Daniela pytającym wzrokiem. Nie tak zamierzałam spędzić sobotni wieczór.
Co się stało? – Wbiłam oczy w Luke'a. – Dlaczego on krwawi?
Dasz radę mu pomóc? – spytał Dan.
Ona jest tym cudownym planem uratowania mojej dupy? – parsknął Hemmings, patrząc na mnie z kpiną. – Naprawdę, Dan?
Stul pysk – odparł Calum. – Chyba nie chcesz umrzeć w tak żałosny sposób.
Zawsze wiesz, jak pocieszyć człowieka, Hood. – Luke skrzywił się i złapał mocniej ramię swojego przyjaciela. Cierpiał, ale za wszelką cenę nie chciał tego pokazać. – Nic mi nie jest. To tylko drobne draśniecie.
Drobne? – prychnął Daniel. – Prawie wypłynęły ci flaki. – Przeniósł wzrok z krwawiącego Hemmingsa na mnie. – Dee?
Zaprowadź go do kuchni – nakazałam Calumowi, a on skinął głową. – A ty przynieś mi z łazienki apteczkę. – Spojrzałam na mojego brata, który już był w połowie schodów.
Wzięłam kolejny głęboki wdech i przymknęłam oczy. Musiałam zachować zimną krew i wejść do kuchni. Moje dłonie zaczęły mi się trząść. Luke zostawiał krwawe ślady na podłodze. Musiał naprawdę obficie krwawić.
Stanęłam w drzwiach kuchni, przerywając kłótnię między Calumem i Lukiem. Zacisnęłam usta i podeszłam do Luke'a, ignorując jego palący wzrok, którym mnie skanował.
Ty w ogóle wiesz co robić? – Uniósł brwi do góry. – Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć. Jak niby ty masz mi pomóc?
Proszę bardzo – warknęłam, wbijając w niego wściekłe spojrzenie. – Możesz wyjść, droga wolna, ale wątpię, że dasz radę sam dojść do drzwi. Więc zamknij się, bo inaczej pozwolę ci wykrwawić się w mojej kuchni.
Odwróciłam od niego wzrok i wzięłam apteczkę od Dana, który właśnie przyszedł. Otworzyłam ją i postawiłam na blacie, blisko osoby Luke'a. Musiałam zobaczyć jego ranę, by opracować plan działania.
Wiesz, co, Hemmings? Przynajmniej masz nauczkę – powiedział Calum. – Może następnym razem się opanujesz.
Luke próbował wstać z krzesła i podjeść do swojego przyjaciela, ale powstrzymałam go, patrząc na niego ostrzegająco. Opadł na krzesło z westchnieniem i posłał swojemu przyjacielowi rozsierdzone spojrzenie.
Ktoś musiał zareagować – odparł tylko.
Przysłuchiwałam się ich rozmowie w milczeniu.
Pomyślałeś przez chwilę co może się stać? Twój prymitywny sposób myślenia może nas wpakować w jeszcze gorsze gówno...
Calum – warknął mój brat.
Ktoś musi mu w końcu powiedzieć, że zachowuje się jak ostatni kutas.
Dosyć! – Wbiłam w nich wściekły wzrok. – Wyjdźcie. Poskaczecie sobie do gardeł później.
Wyglądacie jakbyście mieli się za chwilę porzygać – dodał Luke.
Po prostu wyjdźcie.
Dan skinął głową i popchnął Caluma w stronę drzwi. Poczekałam aż opuszczą kuchnię i dopiero wtedy odwróciłam się do Luke'a. Odchylił głowę do tyłu i ciężko oddychał.
Muszę zobaczyć... – Wskazałam palcem na jego brzuch. Nie zareagował tylko uważnie śledził moje ruchy.
Złapałam za jego koszulkę i podciągnęłam ją do góry. Poczułam pod palcami ciepłą wilgoć. Wolałam nie myśleć, że to była jego krew. Wstrzymałam na chwilę oddech, kiedy zobaczyłam kilkucentymetrową ranę na jego brzuchu. Wszędzie było pełno krwi. Rana była zbyt poważna.
Musisz jechać do szpitala – powiedziałam, starając się nie pokazywać, jak bardzo panikowałam. – Nie wiem, czy dam radę...
Nie mogę – warknął. – Mogę tylko wpakować się w jeszcze wielkie gówno. Zaczęliby mi zadawać pytania, a może i nawet zadzwoniliby po policję.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Musiałam wziąć się w garść i założyć opatrunek, bo inaczej skończyłoby się to nie za dobrze. Pokiwałam powoli głową, dając mu do zrozumienia, że postaram się mu jakoś pomóc.
Wyjęłam z apteczki gazę i zamoczyłam ją, tworząc coś w rodzaju małej gąbki. Musiałam najpierw oczyścić ranę, by móc ocenić jak bardzo jest źle. Krew uniemożliwiała mi przyjrzenie się jej dokładnie.
Musisz zdjąć koszulkę – mruknęłam cicho do Luke'a.
Na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech, jednak po chwili skrzywił się, gdy próbował ściągnąć koszulkę. Widziałam jak jego mięśnie drgają.
Okej – szepnęłam sama do siebie. – Muszę oczyścić ranę.
Pochyliłam się nad nim i przejechałam gazą wokół nacięcia. Krew powoli zasychała, a na jej miejsce napływała świeża. Oddychałam przez usta, starając się nie wdychać zapachu krwi.
Możesz to robić delikatniej? – Syknął Luke i złapał mnie za nadgarstek.
Spojrzałam na niego wilkiem i nie odpowiedziałam. Nie zamierzałam być delikatniejsza.
Pozbywszy się większości krwi, przyjrzałam się ranie. Zmarszczyłam brwi. Kiedyś chodziłam na kurs pierwszej pomocy i umiałam jej udzielić w przypadku poparzeń, zranień i odmrożeń. Ale nikt nie wspominał jak mam postępować z tak obficie krwawiącą raną na ciele chłopaka, którego darzyłam szczerą niechęcią. Miałam ochotę odejść od niego i pozwolić mu się wykrwawić, ale nie mogłam tego zrobić. Pragnęłam studiować medycynę, więc musiałam nauczyć się pomagać nawet tym, którzy nie zasługiwali na to.
To rana cięta – zauważyłam. – Ktoś zaatakował cię nożem? – Zerknęłam na niego, kiedy podchodziłam do zlewu, żeby wrzucić tam zużytą gazę.
W odpowiedzi usłyszałam tylko jego ciężki oddech. Zgadłam.
Westchnęłam i sięgnęłam do apteczki po spray odkażający. Kiedy znów podeszłam d Luke'a, ten spojrzał na mnie nieufnie, mrużąc oczy.
Co to jest?
Spray do dezynfekcji.
Nieznacznie skinął głową, a ja skierowała na niego buteleczkę i spryskałam dokładnie ranę. Hemmings syczał i dmuchał nosem. Mięśnie jego brzucha napinały się, co wcale nie pomagało. Nie dość, że mnie to rozpraszało, to jeszcze krew wypływała szybciej. Skończywszy odkażanie, sięgnęłam po kolejne gazy. Musiałam zatamować krwawienie.
Kto ci to zrobił? – spytałam. Nie umiałam dłużej się powstrzymywać przed zadaniem tego pytania. – Ktoś z nożem cię zaatakował?
Zwykły kretyn. – Wypuścił głośno powietrze z płuc, gdy przycisnęłam do jego brzucha gazę. – To boli, Marshall.
Oczywiście, że boli – sarknęłam poirytowana. – Masz wielką ranę ciętą na brzuchu. A teraz przestań się wiercić.
Przez chwilę milczeliśmy. Ja skupiłam się na opatrunku, a Luke na mnie.
Dlaczego to robisz?
Zmarszczyłam brwi, kompletnie zbita z tropu tym pytaniem. Nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę, bo co miałam mu odpowiedzieć?
Może nie pamiętasz, ale wczoraj uratowałeś mój tyłek przed świrniętym kierowcą – burknęłam pod nosem. Kilka gaz, które przyłożyłam do rany, przeciekło, więc sięgnęłam po kolejne. – Kim jest ten kretyn?
Też chciałbym wiedzieć. Sukinsyn wiedział o zbyt wiele, chciałem się nim zająć, ale...
Miał nóż.
Kiwnął głową, zaciskając usta w wąską linię.
Możesz przestać? – Poruszył się, kiedy przycisnęłam do jego brzucha kolejne opatrunki.
Mam przestać i pozwolić ci się wykrwawić w mojej kuchni? – Uniosłam brwi do góry. – Nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę.
Więc dlaczego tego nie zrobisz? I przestań pieprzyć, że odwdzięczasz mi się za ratowanie cię.
  • Ponieważ niektórzy z nas, Luke, są dobrzy – powiedziałam. Wyprostowałam się i odeszłam od niego po bandaż. – A niektórzy z nas są potworami – dodałam szeptem, patrząc na swoje dłonie ubrudzone jego krwią.
Kiedy z powrotem odwróciłam się do niego, stał i patrzył prosto na mnie. Na całe szczęście kolejne gazy jeszcze nie przesiąkły. Gapiłam się tępo na trzymany przeze mnie bandaż i walczyłam ze sobą. Nie chciałam kolejny raz znaleźć się tak blisko niego, ale musiałam dokończyć opatrunek. Luke nic nie mówił, a gdy zobaczył, co zamierzam zrobić, posłusznie uniósł ramiona w górę, ułatwiając mi przekładanie bandaża wokół jego tułowia. Moja twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego nagiej klatki piersiowej, kiedy przekładałam materiał za jego plecami.
Mimo że Lucas Hemmings był niezaprzeczalnym dupkiem i ostatnim chamem, nie mogłam nic zarzucić jego ciału. Jego sylwetka nie przypominała sylwetki sportowca, ale miał zarysowane mięśnie brzucha i ramion, które naprawdę dobrze prezentowały się w żółtym świetle żarówki w mojej kuchni. Moje oczy znajdowały się na wysokości jego obojczyka, którego skóra aż prosiła o dotknięcie jej i sprawdzenie, czy rzeczywiście jest taka gadka jak wygląda. Na jego szyi widziałam wyraźnie zarysowane jasnoniebieskie żyły.
Zamrugałam kilka razy, by móc ponownie skupić się na wykonywanej przeze mnie czynności. Luke najwidoczniej zauważył, że mu się przyglądam, gdyż wziął swój kolczyk między zęby, a jego kąciki ust uniosły się w zuchwałym uśmiechu. Czym prędzej dokończyłam bandażowanie i odsunęłam się od niego.
Wreszcie mogłam normalnie oddychać.
Jeżeli nadal będziesz tak krwawił, to musisz jechać do szpitala – oznajmiłam i podeszłam do zlewu, żeby umyć dłonie.
Wolę ciebie w roli mojej pani doktor – odparł. Jego uśmiech tylko się poszerzył.
Wywróciłam oczami.
Następnym razem pozwolę ci się wykrwawić na mojej podłodze.
Luke spojrzał na mnie z dziwnym uczuciem i ruszył w moją stronę. Złapałam dłońmi za brzeg blatu i wytrzymywałam jego spojrzenie, którym mnie lustrował. Nie podobało mi się ono ani trochę.
Skoro już tu jestem, może jednak powiesz mi, kto był tym kierowcą? – Pochylił się nade mną. – Chyba że chcesz, żebyśmy naprawdę przepytali twojego braciszka.
Mówiłam ci, że nie wiem – uśmiechnęłam się zirytowana, co tylko wytrąciło go z równowagi. – Ile razy muszę jeszcze powtarzać, że nie muszę się z niczego tłumaczyć?
Zrobiłam krok w bok, chcąc uciec przed nim. Nie zdążyłam nawet zrobić dwóch kroków, kiedy Luke złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
Był zły i wiedziałam to, mimo że jego głos był spokojny, a wzrok obojętny. Nawet na jego ustach nadal gościł cień uśmiechu.
Delilah – wymówił moje imię. Podniósł wolną dłoń, do mojej twarzy i przesunął nią po moim policzku. Poczułam w tym miejscu nieprzyjemne zimno. – Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak ostrzeżenie, a tym bardziej jak groźba. – Jego twarz nagle znalazła się tuż przed moja. – Ale jeżeli nie zaczniesz gadać, mogą się zdarzyć nieprzyjemnie rzeczy.
Dygotałam. Nie moje ciało, ale moje wnętrze. Jego spokój był jeszcze bardziej przerażający niż furia.
Patrzyłam mu przez chwilę oczy z zaciętą miną, a następnie wyrwałam rękę z jego uścisku i odeszłam. Kiedy opuściłam kuchnię, poczułam ulgę. Znajdowałam się poza zasięgiem natarczywego spojrzenie Hemmingsa.
Jeśli mu się nie poprawi, musicie jechać do szpitala – powiedziałam do Caluma, który stał w korytarzu. Wydawał się bardziej rozgarnięty od Luke'a, więc pomyślałam, że on weźmie moje słowa na poważnie.
Okej. – Skinął głową.
Nie patrząc na niego więcej, ruszyłam dalej, ale zatrzymał mnie.
Delilah. – Jego mina była poważna. Patrzył na mnie z wdzięcznością. – Dziękuję.
Wzruszyłam ramionami.
Nie obchodził mnie on, ani jego przeprosiny, ani jego pieprzony przyjaciel.




Możesz mi wyjaśnić, co się stało z twoim samochodem?
Zacisnęłam usta, gdy spojrzałam na stojącego w progu tatę. Jego mina wyrażała niezadowolenie, a może i nawet zdenerwowanie. Nie powiedziałam mu o tym, że jakiś świr próbował mnie staranować, ponieważ wiedziałam, że to byłby błąd. Skoro Gacy odważył się zaatakować mnie, to nie zawahałby się również napaść na kogoś z moich bliskich. A tego chciałam uniknąć za wszelką cenę.
Nie myślałam o tym, jak przyjdzie mi wytłumaczyć mojemu ojcu to, że mój samochód ma wgnieciony bok, wybitą szybę oraz zepsuty reflektor. Mike odstawił go do mojego garażu, a ja nawet nie pomyślałam, żeby powiedzieć tacie, co się stało. Starałam się uporać z myślą, że ktoś próbował mnie skrzywdzić. Ktoś chciał, żeby spotkało mnie coś złego. Nie da się z tym oswoić od tak.
I teraz patrząc na mojego rodzica z surową miną, nie wiedziałam, co powinnam była zrobić. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, choć przez bardzo krótką chwilę pragnęłam to zrobić. Pragnęłam, żeby tata zapewnił mnie, że wszystkim się zajmie, ale gdy pojawiła się w moim umyśle wizja, w której ktoś krzywdzi mojego tatę, to pragnienie nagle zniknęło, a zastąpiło je pragnienie chronienia go.
Miałam mały wypadek na parkingu – skłamałam, patrząc mu prosto w oczy. Tata jako prawnik umiał zwęszyć kłamcę na kilometr, więc musiałam włożyć wiele wysiłku, żeby nie poruszać nerwowo dłońmi, czy nie odwrócić wzroku w bok. – Nie mówiłam ci o tym, bo nie chciałam cię martwić. Ostatnio miałeś dużo na głowie...
Delilah. – Westchnął. – Jestem twoim ojcem i powinienem wiedzieć o takich rzeczach. – Zbeształ mnie spojrzeniem. – Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało, a ja bym o ty nie wiedział.
Ale... – Sama nie wiem, co chciałam powiedzieć. Poczułam się okropnie. On się o mnie martwił, a ja go okłamywałam. – To była stłuczka z mojej winy i nie powiedziałam ci, bo bałam się, że zabierzesz mi auto. Nic poważnego się nie stało. Byłam zdenerwowania i...
Nikt nie ucierpiał? – Uniósł brwi do góry.
Tylko mój samochód – zapewniłam go. – Przepraszam, powinnam była ci powiedzieć.
Jego wzrok złagodniał i kolejne westchnięcie wyrwało się z jego ust.
Jutro odstawię auto do warsztatu – odparł, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. – Będziesz musiała jeździć do szkoły autobusem albo z przyjaciółmi.
W porządku. Dziękuję.
Tata skinął głową. Był zmęczony. Wychowanie dwójki nastolatków, z których jeden jest nieodpowiedzialnym kretynem, wcale nie było łatwe. Stresująca praca i masa obowiązków również go obarczały dodatkowym ciężarem. Było mu ciężko, choć nigdy się nie skarżył. Nigdy nie powiedział, że żałuje, że mieszkamy z nim, a nie z matką we Francji. Nigdy nie dał nam do zrozumienia, że jesteśmy ciężarem dla niego i nie pozwalamy mu się realizować w wymarzonej pracy. Kochał nas i dawał nam wszystko, czego potrzebowaliśmy, ale nie poświęcał nam swojego czasu. I choć nie raz miałam mu to za złe, rozumiałam, że uciekał od uczuć w świat procesów sądowych, oskarżeń i protokołów. Odkąd odeszła mama zrobił się pracoholikiem, ponieważ próbował uzupełnić pustkę, którą ona po sobie zostawiła.
Nie byłbym zły – powiedział i wreszcie na jego twarzy zamajaczył cień uśmiechu. – Gdybyś wiedziała, co ja wyprawiałam, gdy dostałem prawko. – Żartował. Tata był wzorowym kierowcą i gdyby dopuścił się jakiś występków, nie zostałby adwokatem. – Dobrze, że jesteś cała i zdrowa. – Podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
Zamknęłam oczy i smutno się uśmiechnęłam. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam odrobinę bezpieczeństwa.




Chyba sobie żartujesz w tym momencie! – Spojrzałam na mojego durnego brata, mrużąc oczy. – Wywalą cię ze szkoły, jeżeli znów zaczniesz wagarować!
Nie dramatyzuj. – Wywrócił oczami. Jego obojętna mina działa mi coraz bardziej na nerwy. – To tylko jeden dzień.
Oczywiście, tylko jeden dzień. Ciekawa jestem, jak wytłumaczysz się ojcu z tylu nieobecności. Twój misterny spali na panewce, a nowi kumple pójdą siedzieć.
Daniel westchnął ciężko i spojrzał na mnie zrezygnowany. Chyba miał dość tego, że wtrącałam się we wszystko, w co był zamieszany razem z nowymi przyjaciółmi. Luke dał mi wyraźnie do zrozumienia, że moje milczenie coraz bardziej ich wkurzało. Nawet Dan wspomniał ostatnio, że może lepiej by było, gdyby jednak dowiedzieli się prawdy.
Posłuchaj, muszę coś załatwić – powiedział. – Xavier zaczyna coś podejrzewać, coraz częściej o ciebie wypytują. Możesz być spokojna, ode mnie niczego się nie dowiedzą – dodał, gdy zobaczył moją minę. – Ale nie wiem, ile dam radę zwodzić ich jeszcze na manowce.
Sam się w to wpakowałeś – odparłam przez zaciśnięte zęby. – Przy okazji wciągnąłeś w to mnie. Ale ja nie mam zamiaru czegokolwiek im wyjaśniać.
Delilah – westchnął.
Nie zaczynaj znowu. Mam dosyć tego, że oni we wszystko się wtrącają. Powinnam była powiedzieć o wszystkim tacie, nawet nie wiem, dlaczego cię posłuchałam...
Bo zdajesz sobie sprawę, że mam rację. Ale okej, idź mu powiedz. Naraź go na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Zacisnęłam usta, patrząc na niego wilkiem. Przez ten weekend dużo rozmawialiśmy i próbowaliśmy coś razem wymyślić. Tylko że Dan jak zwykle trzymał się zdania, że The Snipers są naszym jedynym wyjściem. Teraz już wiedziałam, kim byli The Snipers i wcale mi się to nie podobało. Nie umiałam pojąć, jakim cudem udało się mojemu bratu dołączyć do zorganizowanej grupy zbuntowanych nastolatków, jednak Dan wolał po prostu określenie gang.
To był jeden wielki absurd. Moje życie w tej chwili było jednym wielkim absurdem. Brałam pod uwagę wiele opcji, ale nigdy nie sądziłam, że Luke Hemmings i jego przyjaciele tworzą coś w rodzaju gangu. Na dodatek całkiem znanego w Sydney. Nie mieściło mi się to wszystko w głowie. Mój brat nie mógł być jednym z nich. Po prostu nie mógł.
Czyli powinnam im powiedzieć? – Zmarszczyłam brwi.
Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe. Ale po tym, co stało się w sobotę nie jesteś już bezpieczna. Nie musisz mówić im wszystkim, wystarczy, że Xavier będzie znał prawdę.
To jest śmieszne – parsknęłam, choć wcale nie było mi do śmiechu. – Oni nie są naszym jedynym wyjściem – dodałam.
Daniel milczał, obserwując moje ruchy. On chyba też zdawał sobie sprawę z tego, ale nic nie powiedział. Zmienił się, stał się poważniejszy, bardziej opanowany, miałam wrażenie, że zyskał kontrolę nad swoją agresją. Nie miałam pojęcia, co spowodowało tak dużą zmianę w moim bracie.
Myślałem, że wreszcie coś zrozumiałaś. – Pokręcił głową. – Delilah, oprócz nich, nie mamy nikogo po naszej stronie...
Przestań pieprzyć! – Oburzyłam się. – Zrobili ci jakieś pranie mózgu? Oni są źli, Daniel, źli. Z tego co wiem, to zazwyczaj takie gangi mają tylko fałszywe poczucie siły i bezpieczeństwa. To banda dzieciaków, którzy obrali w życiu złą drogę. Oni nie są w stanie poradzić sobie z Gacym. Więc daj już spokój z bronieniem ich. Nie uwierzę, że oni robią dla nas coś dobrego, bo są pełni empatii i czują, że Bóg ich do tego powołał. I jeżeli uważasz, że zaufam im na tyle, by pozwolić im mi pomóc, to się mylisz. Pierwsza doniosę na nich policji.
Nawet na mnie?
Dan, możesz jeszcze zdołasz od nich się odciąć, może gdybyś...
Daj już z tym spokój. Sam zdecydowałem i nie zmienię swojej decyzji.
Westchnęłam ciężko. Bałam się o mojego braciszka i nie chciałam, żeby miał do czynienia z jakimiś zbuntowanymi dzieciakami, którzy uważali się za gang. Byłam wściekła, ponieważ nie umiałam uporać się z tym, co właśnie działo się w moim życiu. Tego był zdecydowanie za dużo. Nie umiałam udźwignąć aż tyle.
Luke czeka na ciebie pod domem. Zawiezie cię do szkoły. – Oznajmił Dan. – Nawet nie próbuj się sprzeciwiać. Nadwyrężyłaś ich nerwy, więc po prostu jedź z nim do szkoły. Będzie miał cię na oku.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy usłyszałam jego słowa.
Nie mam mowy.
Jesteś dla nas zbyt cenna.
Nas? Więc ty naprawdę... Jak wielkim idiotą jesteś, Daniel? Mówisz, jakbyś był... – Urwałam. Daniel był jednym z nich.
Daniel nie zareagował. Jednak jego oczy pociemniały. Sprawiłam mu ból moimi słowami, ale teraz nie dbałam o to. Może moje słowa w końcu sprawią, że zrozumie, że postępuje źle.
Bez słowa zabrałam swoją torbę i ostatni raz spojrzałam na mojego brata. Stał ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej i z wyzutą z uczuć twarzą patrzył prosto w moje oczy.
Zacisnęłam usta, żeby powstrzymać się przed wypowiedzeniem kolejnych słów i wyszłam z domu. Na podjeździe stał doskonale znamy mi samochód z doskonale znanym mi chłopakiem za kierownicą. Nie miałam najmniejszej ochoty wsiadać do jego auta, ale nie miałam innego wyjścia. Na autobus już bym nie zdążyła, a nie chciałam się spóźnić. Więc Lucas Hemmings był moim jedynym wyjściem.
Kiedy wsiadłam do środka, poczułam się nieswojo i odczuwałam potrzebę wyjścia z jego samochodu.
Luke utkwił we mnie swoje niebieskie oczy i uśmiechnął się zuchwale. Zupełnie jakby czekał na to aż wsiądę, a on będzie mógł mnie dręczyć, byleby poczuć się lepiej. Rzuciłam mu niechętne spojrzenie i dmuchnęłam nosem zrezygnowana. Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy ranek.
Dzień dobry – powiedział. – Jak ci minął weekend?
Wspaniale, pomijając fakt, że musiałam opatrywać pewnego zadufanego chama – uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Luke parsknął śmiechem i pokręcił głową. Nie chciałam, żeby się śmiał. Chciałam, żeby się na mnie wściekł. Jednak za chwilę z jego twarzy zniknął uśmieszek, a pojawił się grymas.
Co z twoją raną? – spytałam, kiedy Luke przycisnął swoją dłoń do miejsca zranienia.
Lepiej – odparł krótko i chwycił za kluczyki w stacyjce.
Nadal krwawi?
Jest lepiej – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
To udowodnij. – Nie wierzyłam mu. Pewnie znów próbował zgrywać twardziela. – Chcę ją obejrzeć.
Proszę bardzo. – Rozsiadł się w fotelu i rozłożył ręce, dają mi wolny dostęp do jego tułowia. Jeśli myślał, że się zawstydzę i odpuszczę, to był w błędzie.
Zaczęłam odpinać guziki jego czarnej koszuli, starając się skupić tylko i wyłącznie na tej czynności. Hemmings gapił się na mnie zaskoczony. Na pewno nie spodziewał się, że tak zareaguję. Ale musiałam sprawdzić, czy aby na pewno z jego zranieniem wszystko w porządku. Mogło się tam wdać zakażenie.
Na jego brzuchu znajdował się wielki plaster, który idealnie pasował do wielkości rany. Złapałam palcami za jego końce, żeby go trochę oderwać i obejrzeć ranę, ale Luke wzdrygnął się, więc spojrzałam na niego kątem oka.
Masz zimne palce – wyjaśnił. Uśmiechał się wciąż w ten sam sposób, którego nienawidziłam.
Nie cackałam się i nie dbałam o to, że odrywając plaster, sprawiałam mu ból. Ciche przekleństwo Luke'a też średnio mnie obeszło. Bardziej obeszła mnie jego rana która choć wyglądała odrobinę lepiej, nie zachwycała swoim stanem. Nadal sączyła się z niej krew, ale na szczęście zaczęła się już goić, bo jej brzegi powoli się zasklepiały. Dotknęłam wierzchem dłoni skóry koło rany. Była nienaturalnie ciepła, co wcale mi się nie spodobało.
Musisz ją ponownie odkazić – powiedziałam i ponownie przykleiłam plaster na swoje miejsce.
Odsunęłam się od niego i poprawiłam się na swoim miejscu. Byłam przytłoczona jego bliskością, tym bardziej, że mogłam nadal pogapić się na jego nagą klatkę piersiową. Zapiął swoją koszulę bez słowa i dopiero po chwili na mnie spojrzał.
I radziłabym ci nie pakować się w najbliższym czasie w walkę na noże – dodałam, zapinając pas.
Postaram się – rzucił sarkastycznie i odpalił silni. – Rozumiem, że nie zmieniłaś swojego zdania.
W kwestii czego? – Zmarszczyłam brwi.
W kwestii wydania nam twojego niedoszłego mordercy.
Dlaczego cię to tak interesuje? To nie dotyczy ciebie, więc odpuść już sobie zgrywanie superbohatera, który ma za zadanie chronienie mieszkańców miasta.
Sęk w tym, że nikogo nie chronię. Tylko ciekawi mnie, dlaczego tak wiele osób ostatnio się tobą interesuje.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, o jakich osobach mówił i nie wiedziałam, dlaczego się mną interesowali. Nic nie miało sensu. Jedyną osobą, która się mną teraz interesowała był psychol, któremu zdołałam uciec trzy lata temu. A słowa Luke'a, że jeszcze ktoś jest taki jak Gacy, sprawiły, że naszła mnie kolejna fala strachu.
Czy tego chcesz czy nie, należysz do naszych spraw.
Nie należę. – Pokręciłam głową. – Na pewno nie należę do spraw pseudo-gangu.
Luke zaśmiał się, jednak na mnie nie spojrzał. Patrzył przed siebie, bawiąc się kolczykiem w wardze. A ja myślałam, dlaczego jeszcze się na mnie nie wściekł.
Dlaczego The Snipers? – Musiałam o to zapytać. Spojrzałam na niego, próbując ukryć moje zaciekawienie.
Na ustach Hemmingsa pojawił się szeroki uśmiech, a jego oczy dziwnie błysnęły.
Pokażę ci.




Jak bardzo musiałam być naiwna i głupia, skoro zgodziłam się pojechać z Lucasem Hemmingsem Bóg wie gdzie, zamiast do szkoły? Znacznie bardziej niż wam się zdaje. Luke wydawał się być w szampańskim nastroju, dużo mówił, ale nic związanego z nim samym czy z jego przyjaciółmi. Opowiadał mi o swoim samochodzie, co nie wzbudzało mojego zainteresowania. Natomiast cel naszej podróży owszem. I mimo że pytałam go, gdzie jedziemy, on tylko uśmiechał się tajemniczo i nie odpowiadał. Zaczynałam żałować, że w ogóle zgodziłam się na to. Powinnam siedzieć teraz w szkole na lekcji biologii, a nie jechać z nieobliczalnym chłopakiem sama nie wiem gdzie.
Wyjechaliśmy za miasto. Krajobraz uległ zmianie, zamiast szarych budynków, widziałam więcej wolnej przestrzeni, stare żelazne garaże, małe rzeczki. Chyba domyślałam się, gdzie się kierowaliśmy. I wcale mi się to nie podobało. Tata wiele razy opowiadał mi o takich miejscach, a jego mina mówiła jedno: Jeżeli się tam zbliżysz, pożałujesz, a ja uziemię cię do końca twojego życia.
A jednak. Jechałam z Lukiem Hemmingsem, choć wcale tego nie planowałam. Stroniłam raczej od takich przygód. Ale był jeden powód, dla którego nie zaprotestowałam i pozwoliłam wywieść się Hemmingsowi gdzieś na obrzeża miasta.
Ciekawość. W środku aż mnie skręcało, żeby lepiej go poznać. Jego osoba mnie intrygowała, ponieważ jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak on. Widziałam jak na razie jedną jego stronę, tą, która mówiła nie zadzieraj ze mną, jestem niebezpieczny i przywalę ci w pysk. Ale dzisiaj zauważyłam, że ma też tą trochę mniej przerażającą twarz. Była bardziej normalna, wyglądał po prostu na chłopaka, który lubi pakować się w kłopoty. Ale te kłopoty były raczej błahe. Jego żarty wcale nie były dla mnie śmieszne, były seksistowskie i brutalne, jednak w milczeniu ich wysłuchiwałam. Łatwiej było mi go znosić bez tej maski nienawiści i złości, którą nosił cały czas. Opowiadał mi o wokaliście Green Day oraz o innych zespołach, których nazwy słyszałam pierwszy raz w życiu. Rozmowa z nim o muzyce była aż nadto dziwnie zwyczajna. Nie przywykłam do spokojniej wymianie zdań z Lucasem Hemmingsem. Byłam przyzwyczajona do kłótni i wszechobecnego sarkazmu. Ale nie do normalniej rozmowy.
Nie czułam się zaskoczona, kiedy Luke zaparkował przed wielkim budynkiem, który przypominał hangar dla samolotów, a może to był magazyn. W każdym razie był ogromny i stary. Metal, z którego był zbudowany zaczął rdzewieć i mogłam stwierdzić, że dach pewnie przeciekał.
Hemmings spojrzał na mnie, uśmiechając się półgębkiem i wysiadł z samochodu, ale ja zostałam. Chyba nie powinnam była wysiadać, ale po chwili to zrobiłam. Wyskoczyłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Naprzeciw magazynu znajdował się zbiornik wodny, który cuchnął i pływało w nim pełno śmieci. Wychodził na niego stary drewniany pomost, do którego przycumowana była jakaś łódka. To musiał być ten opuszczony port rybacki, o którym nasłuchałam się od Jake'a. Podobno wstęp tutaj był ściśle wzbroniony, ale nie powiedział mi dlaczego. Magazyn był pokryty graffiti, jakieś nic nieznaczące wzory i napisy, które zlewały się ze sobą. Jednak jedna rzecz je wyróżniała. A mianowicie czerwone plamy, które wyglądały jak rozpryśnięta krew. Właśnie ta myśl pierwsza pojawiła się w mojej głowie, gdy na nie spojrzałam.
Idziesz? – Luke posłał mi wyzywające spojrzenie. Na jego ramieniu znajdowała się wielka, czarna torba, którą wziął nie wiadomo skąd. – Czy wymiękasz?
Zmrużyłam na niego oczy i poszłam jego śladami. Kiedy stanęliśmy przed wejściem do hangaru, zmarszczyłam brwi. Był na nim wielki rysunek; okrąg, w którego środku znajdował się krzyż. Przypominał celownik taki jak w pistolecie. Pośrodku kręgu była wielka czarna czaszka, od której odchodziły dwa pistolety. Widziałam już ten znak, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
To nasz znak – wytłumaczył Luke, widząc, że przyglądam się drzwiom z wielkim graffiti. – Oznaczamy nim swój teren, żeby inni wiedzieli, do kogo należy.
Inni? – Zmarszczyłam brwi.
Inni, tacy jak my.
Skinęłam głową, nadal patrząc na znak. The Snipers, celownik, czaszka, pistolety. Same dobre skojarzenia.
Chłopak wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył nim drzwi. Otworzyły się opornie, z głośnym skrzypnięciem. W środku panował mrok, a ja nie odważyłam się wejść tam pierwsza. Luke nie fatygował się z przepuszczeniem mnie w drzwiach, po prostu wszedł do wnętrza magazynu, zostawiając mnie w tyle. Nie wahałam się długo, zacisnęłam dłonie i weszłam za Lukiem.
Cieszyłam się, że założyłam dzisiaj botki do kostek, a nie koturny, jak to miałam w zwyczaju. Podłoże nie było stabilne, było w nim pełno dziur, a beton był nierównomiernie rozlany. Szłam za sylwetką Luke'a, przy okazji rozglądając się wokół. Miałam rację, w dachu było kilka dziur, pachniało tu kurzem. W oddali widziałam jakieś czarne zarysowania, domyśliłam się, że to mogły być jakieś meble. Bliżej mnie dostrzegłam kilka metalowych beczek, wielki metalowy stół, na którym leżało pełno zakurzonych papierów, oraz kilka starych krzeseł. Budynek z zewnątrz, jak i wewnątrz nie wyglądał zachęcająco.
Luke? – Obróciłam się dookoła własnej osi, ale nigdzie go nie zauważyłam.
Zacisnęłam zęby ze złości. Niepotrzebnie wsiadałam z nim do samochodu. A teraz płacę za to, stojąc pośrodku opuszczonego magazynu i wypatrując chłopaka, który właśnie chciał mnie nastraszyć. Nie odpowiadał mi, a ja poczułam się zagrożona. Mógł mnie tu specjalnie zaciągnąć, żeby wyciągnąć ze mnie istotne dla nich informacje. A ja jak ostatnia idiotka pozwoliłam mu na to.
Gotowa na mały pokaz? – Nagle wyłonił się z ciemności, niosąc w rękach długi pistolet.
Wstrzymałam oddech, przyglądając się trzymanym przez niego rzeczom. Nie zastanawiałam się, co chciał mi pokazać. Ale teraz już zrozumiałam. Cofnęłam się, patrząc na niego z przerażeniem.
Spokojnie, Marshall, jesteś kiepskim celem – powiedział, uśmiechając się z kpiną. – Nawet nie musiałbym się szczególnie wysilać, żeby w ciebie trafić.
Więc w kogo będziesz celował?
Raczej w co – poprawił mnie. Położył pistolet na metalowym stole i zabrał się za składanie go.
Przyglądałam mu się nieufnie, rozważając w myślach opcję ucieczki, która teraz wydawała mi się naprawdę trafnym pomysłem. Jednak moja ciekawość znów wzięła górę.
Widzisz, dwadzieścia metrów dalej jest tarcza – zaczął, skupiając się na broni w swoich dłoniach. – Możesz tam podejść i powiesz mi, czy trafiłem w sam środek.
Przełknęłam głośno ślinę.
A jeżeli trafisz we mnie? – spytałam. Włożyłam wiele wysiłku, by brzmieć obojętnie. Jednak jego słowa i czyny coraz bardziej mnie przerażały.
Roześmiał się głośno i spojrzał na mnie przez ramię.
Nie jestem amatorem. Trafiam w ludzi, którzy są moim celem. A ty na razie nim nie jesteś.
Nogi ugięły się pode mną. Słyszałam moje głośno bijące serce, czułam pulsowanie w skroniach.
W ludzi, którzy są twoim celem – powtórzyłam szeptem.
Te słowa zawisły w powietrzu i wciąż na nowo rozbrzmiewały w mojej głowie. Hemmings zesztywniał, odłożył wszystko na blat i odwrócił się do mnie. Nie widziałam wyraźnie jego oczu, ale jego twarz była pozbawiona emocji. Gapiłam się na niego. Nawet nie próbowałam ukryć tego, jak bardzo wystraszona byłam. Czułam obrzydzenie. Wypowiedział te słowa, jakby mówił o czymś najzwyczajniejszym na świecie, kiedy tak naprawdę przyznawał się, że celował tym pistoletem do ludzi. Wolałam nie rozmyślać nad tym, czy trafiał.
Boże – wyszeptałam drżącym głosem i zaczęłam się wycofywać.
Musiałam stąd wyjść. Musiałam przestać patrzeć na Lucasa Hemmingsa. Musiałam uciekać.
Puściłam się biegiem w stronę wielkich drzwi, nie oglądając się za siebie. Przyzwyczajone do mroku oczy, oślepiło jaskrawe słońce. Zmrużyłam je, biegnąc dalej.
Ale gdzie miałam pobiec? Nie znałam drogi powrotnej, nie wiedziałam, jak daleko znajdowałam się od domu. Nie wiedziałam, czy Hemmings właśnie nie idzie do mnie ze swoją bronią.
Moja ciekawość jego osobą została zaspokojona. Dowiedziałam się tego, czego chciałam się dowiedzieć. Luke wydał nie tylko swój sekret, ale również swoich przyjaciół. Nie dość, że pokazał mi ich magazyn, to jeszcze powiedział, jakimi sprawami się zajmują. Nie sądziłam, że któryś z nich mógłby kiedykolwiek... Wzięłam ich za zbuntowanych nastolatków, co było największą pomyłką. Wcale nie byli zbuntowani, nie byli nastolatkami. Byli złymi ludźmi bez skrupułów.
A Daniel, mój młodszy brat, był jednym z nich.
Złapałam się za głowę i pochyliłam do przodu. Nie mogłam znieść myśli, że mój brat był taki jak oni. Czułam gorące łzy pod powiekami. Czułam wściekłość. To oni mu to zrobili. Daniel nigdy nie stałby się taki.
Delilah.
Macie zostawić mojego brata w spokoju! – Wybuchłam. – To jeszcze dziecko i nie powinien mieć dostępu do... – Pokręciłam głową.
Posłuchaj mnie uważnie. – Spojrzał mi w oczy i złapał mnie za nadgarstki. – Twój brat nie jest taki, jak ja. A ty wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Nic o nas nie wiesz, choć wydaje ci się, że jest inaczej. A jeżeli komukolwiek o tym powiesz...
Nie dotykaj mnie! – Wrzasnęłam pełna obrzydzenia do jego osoby. – Jesteś potworem i nic tego nie zmieni. Jesteś zniszczony i ciągniesz za sobą innych. Nie chcę mieć z tobą do czynienia.
Niebieskie oczy pozbawione emocji patrzyły na mnie zbyt długo. Nie mogłam się ruszyć, sparaliżowana jego wzrokiem. Moje słowa nie wzbudziły w nim żadnych uczuć. Ale czego mogłam się spodziewać? Że się nawróci? Okaże skruchę? A może się wścieknie, jak to miał w zwyczaju?
Ale on po prostu na mnie patrzył. Nie powiedział ani słowa na swoją obronę. Nie zrobił nic, żeby zmienić moje zdanie o nim.

Zdanie o tym, że był potworem.


Od autorki:
Witam! Wiem, że nieco spóźniłam się z rozdziałem, ale miałam masę roboty. Ale chyba opłacało się czekać?
Co sądzicie o rozdziale? Czy Luke naprawdę jest takim potworem, za jakiego ma go Dee? I czy Luke będzie chciał zmienić jej zdanie o sobie? Piszcie w komentarzach!
Wreszcie pojawiło się trochę więcej Luke'a! Czy tylko ja się cieszę? I mam dla was dobrą wiadomość - w następnym rozdziale wreszcie poznamy historię Delilah! Kto nie może się doczekać?
Od razu uprzedzam, że nie wiem, kiedy pojawi się rozdział 16, ale na pewno nie za tydzień. Postaram się dodać go za dwa tygodnie, jednak niczego nie obiecuję. Mam dużo nauki i czasem po prostu brakuje mi czasu lub motywacji do pisania. Siadam przed laptopem i tępo gapię się w Worda, bo nie mam pojęcia, co mogłabym napisać. JEDNAK WY I WASZE KOMENTARZE MNIE MOTYWUJĄ. I PROSZĘ, NIECH KAŻDY, KTO TO CZYTA ZOSTAWI PO SOBIE KRÓTKI KOMENTARZ, ZWYKŁE 'CZYTAM'. To dla mnie naprawdę dużo znaczy.
Przypominam o zakładce Informowani
Wattpad > KLIK
Mój mail w razie jakichkolwiek pytań, zażaleń etc > minette.green17@gmail.com

Love y'all
Minette

7 komentarzy:

  1. Awh, kocham ten rozdział.
    W końcu więcej Luke'a. Ciekawe jak długo Dee będzie jeszcze tak uparta.
    Rozdział świetny, jak każdy.
    Duużo weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny! Wreszcie poznamy przeszłość Dee �� Bardzo się cieszy. Życzę dużo weny i ogromnie dużo czasu. Mam nadzieję, że następny dodasz jak najszybciej. Powodzenia z nauką ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, jestem zadowolona, że było więcej Luke'a. Może jednak on nie jest takim potworem za jakiego uważa go Dee. Choć swoje za uszami ma... a ona wyraźnie jest na to uczulona. Nie mogę się doczekać następnego. W końcu interesuje mnie ta cała historia, Gacy, skąd on się wziął, dlaczego celem została Dee. Szkoda, że dłużej trzeba czekać, ale rozumiem :c Powodzenia w nauce! W ogóle, aby wena wróciła!
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem mega ciekawa co będzie w następnym rozdziale! Życzę Ci przede wszystkim weny, żeby po prostu Ci się chciało :) to co tworzysz jest świetne!
    Pozdrawiam
    Zuzia♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam! :) Kiedy bd nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli mam być szczera, to nie mam pojęcia. Ostatnio mam dużo na głowie, a rozdział leży niedokończony i czeka. Jak dobrze pójdzie opublikuję go w następny poniedziałek. :)

      Usuń
  6. Uwielbiam tego bloga <3
    Piszesz świetnie. Rozdział jest ciekawy i nie mogę doczekać się następnego.
    Tak bardzo cieszę sie, że znalazłam tego bloga.
    Zapraszam też na swój http://anormalgirlrydel.blogspot.com/
    Pisz szybciutko next.
    Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva