Rozdział 25



Zrobiłam tak, jak mówił Michael. Nie poszłam do szkoły. Bałam się wyjść z domu. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak idę szkolnym korytarzem pełnym głośnych nastolatków, którzy nie mieli pojęcia, jakie piekło działo się dookoła nich. Nie dałabym rady udawać, że wczorajsze wydarzenia nie miały miejsca. Śmierć Christophera była tak realna, że wciąż widziałam jego martwe, nieruchome oczy, gdy zamykałam swoje. Dlatego nie zasnęłam tej nocy, lecz mimo to nawiedzały mnie nocne koszmary. Od pewnych rzeczy nigdy nie zdołam uciec. A nocne koszmary będą już częścią mojego życia.

– Delilah! Jesteśmy w ostatniej klasie, czekają na nas egzaminy końcowe, a ty nie przychodzisz do szkoły, bo się nie wyspałaś? – Chloe wbijała we mnie swoje niebieskie oczy, wpadając w coraz większa irytację. – Co się z tobą dzieje? Jest coraz gorzej! To przez Daniela, prawda?

– Nie, Chloe, to nie przez niego.

– Więc może przez Hemmingsa? – Uniosła brew do góry, a ja westchnęłam.

Wiedziałam, że nie odpuści i tym razem nie pozbędę się jej tak łatwo. Z coraz większym trudem przychodziło mi okłamywanie jej, jednak wyznanie prawdy nie wchodziło w grę. Nadal musiałam udawać, że jest w porządku. Nie mogłam jej powiedzieć tego, że Gacy wrócił i wraz z obcymi ludźmi krzywdzi innych, tylko po to, by do końca mnie zniszczyć.

– Czy możesz wreszcie ze mną porozmawiać tak jak dawniej?

– Masz ochotę posiedzieć na klifach?

Chloe zgodziła się, choć zrobiła to niepewnie. Nie mogłam jej winić, skoro to miejsce było dla nas dwóch szczególnie ważne. To właśnie tam powierzałyśmy sobie swoje największe tajemnice oraz dzieliłyśmy się problemami, z którymi nie mogłyśmy sobie poradzić. Sama na myśl o tym, że znów mamy się tam znaleźć, sprawiała, że mój żołądek zaciskał się boleśnie.

Co niby miałam jej powiedzieć, gdy już dojedziemy na miejsce? Czy umiałabym wyznać jej prawdę i wciągnąć ją w bagno, w którym brodziłam od kilku tygodni? Choć Gacy dał mi wyraźny znak, że moi przyjaciele mogą stać się jego celem, uważałam, że lepiej dla nich byłoby gdyby o niczym nie wiedzieli. Mimo że traciłam resztki nadziei, wciąż wydawało mi się, że to wszystko zaraz się skończy. Że cały ten koszmar zniknie. Że nie będę żyła w ciągłym strachu o życie moich najbliższych.

Zerknęłam na Chloe. Kiwała głową w rytm piosenki lecącej w radiu i wpatrywała się w drogę. Przed nami zaczynały piętrzyć się klify Watson Bay. Niebo było szaroniebieskie, a silny wiatr pędził po nim chmury. Przez otwarte okna wpadało wilgotne powietrze, niosąc ze sobą zapach morza. Wszystko było takie przytłumione, odgłosy wiatru cichsze, a zapach soli słabszy. Panował spokój.

Niezmącony spokój dzisiejszego zdławionego dnia przerwał pisk opon, gdy Chloe gwałtownie wcisnęła hamulec. Samochodem szarpnęło, i gdyby nie pas bezpieczeństwa, rozbiłabym sobie głowę o deskę rozdzielczą.

– Co się stało? – Spojrzałam na Chloe, a za chwilę na drogę.

Kilka metrów przed nami w poprzek drogi stał motor, o który opierał się mężczyzna w skórzanym kombinezonie.

– Może ma awarię. – Chloe wzruszyła ramionami. – A może chce mój numer telefonu. – Na jej usta wkradł się nikły uśmiech.

– Chloe, czekaj! – zaoponowałam, jednak ona już wszyła z samochodu.

Czym prędzej wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę mojej przyjaciółki.

– Chloe! – wrzasnęłam, jednak ona wyszła na spotkanie z mężczyzną zmierzającym w naszym kierunku.

Nieznajomy był wysoki i chudy. Znałam jego twarz. To on ścigał Emmę.

Zbliżał się do nas szybkim i zdecydowanym krokiem. Czarne oczy mężczyzny patrzyły prosto na mnie spod zmarszczonych brwi. Chloe chyba też to zauważyła, bo zwolniła kroku.

– Chloe – jęknęłam cicho. Stała na jego drodze.

Nim zdążyłam do niej dobiec, mężczyzna odepchnął ją brutalnie na bok. Głowa Chloe uderzyła głucho o asfalt i usłyszałam jej zduszony krzyk. Kiedy odwróciłam od niej wzrok, napotkałam czarne oczy, a za chwilę zimna dłoń złapała mnie za gardło.

Łzy wezbrały mi się w oczach, kiedy szarpałam się z uściskiem, walcząc o oddech.

– Przekaż swoim przyjaciołom, że dostaną wojny, o którą tak się proszą. Szkoda tylko, że jej wynik już jest przesądzony. Chętnie popatrzę, jak wszyscy powoli giniecie.

Gdy tylko mnie puścił, upadłam na kolana, łapiąc hausty powietrza.

Motocyklista po prostu odszedł i odjechał z piskiem opon. Jeszcze przez chwilę klęczałam, dławiąc się kaszlem. Chloe powoli podniosła się z asfaltu i przymknęła oczy. Po jej prawej skroni spływała strużka krwi. Kilka jej blond kosmyków przykleiło się do niej.

Dźwignęłam się na nogach i podbiegłam do niej. Gdy podniosła powieki, wbiła we mnie swoje przerażone oczy.

– Kim on...? Dlaczego...? – wychrypiała. Ponownie zacisnęła oczy i rozpłakała się.

– Nic ci nie jest? – Było to najgłupsze pytanie w tej sytuacji, jakie mogłam zadać.

– Moja głowa... – Dotknęła palcami miejsca na czole, z którego wypływała krew. Gdy spojrzała na swoje blade palce ociekające ciemną posoką, zaszlochała głośniej.

– Musimy stąd iść.

Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam w stronę samochodu. Wciąż stałyśmy na środku jezdni. Spoglądałam nerwowo za siebie, wypatrując za sobą czarnego motocykla. Nie chciałam ponownej konfrontacji z jego właścicielem, choć czułam, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Sama myśl o tym paraliżowała moje ciało, jednak w tym momencie odrzuciłam myśli o nim na krańce mojego umysłu. Musiałam zająć się roztrzęsioną Chloe.

W milczeniu wsiadła do samochodu po stronie pasażera i cicho pociągała nosem. Od czasu do czasu zaciskała oczy i krzywiła się. Przyciskała dłonie do skroni, jakby próbowała w ten sposób pozbyć się bólu. Jej palce i koszulka były poplamione krwią.

Zajęłam miejsce kierowcy i złapałam za kluczyk w stacyjce. Próbowałam kilkakrotnie odpalić silnik, jednak nic z tego nie wyszło. Za bardzo trzęsły mi się dłonie. Zacisnęłam je w pięści i wzięłam kilka głębokich oddechów. Spróbowałam ponownie, ale i tym razem nie udało mi się uruchomić samochodu.

Dłoń Chloe dotknęła mojej.

– Nie możesz prowadzić w tym stanie.

Miała rację. Byłam zbyt roztrzęsiona, by bezpiecznie zawieść nas do domu. W mojej głowie panował kompletny zamęt i przed oczami pojawiały się mroczki. Musiałam znaleźć inny sposób, żeby nas stąd zabrać.

Wyciągnęłam z kieszeni jeansów mój telefon i próbując opanować drżenie rąk, zadzwoniłam do jedynej osoby, która w tej chwili mogła nam pomóc.

Michael, gdy usłyszał co się stało, kazał mi czekać. Powiedział, że przyjedzie najszybciej jak może. Słysząc jego głos poczułam się trochę pewniej.

Zablokowałam drzwiczki i włączyłam światła awaryjne na wypadek, gdyby ktoś nadjeżdżał.

Oparłam się czołem o kierownicę i zamknęłam oczy, oddychając ciężko.

Zdawałam sobie sprawę, że moim przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo, ale nigdy nie przypuszczałam, że naprawdę ich ono dopadnie. Miałam nadzieję, że mimo wszystko nic złego ze strony Gacy'ego ich nie spotka. Jednak dzisiejsza sytuacja pokazała jasno, że moi bliscy są tylko nieistotną przeszkodą na drodze do mnie i nic nie powstrzyma Gacy'ego i jego wspólników przez pozbyciem się ich, byleby tylko dopaść mnie.

Chloe miała rozciętą głowę, choć mogło skończyć się to znacznie gorzej. Gacy nie chciał zabić mnie od razu, mimo że okazji do zabicia mnie bez świadków miał aż nadto. On zawsze wolał uderzyć wtedy gdy byłam najbardziej bezbronna, wtedy, gdy wchodzili w grę moi najbliżsi. Znałam te zagrywki, ale nie umiałam się na nie uodpornić. Nie mogłam pozwolić, by krzywdził ludzi, których kochałam.

– Kim on był? – wyszeptała Chloe.

Jęknęłam cicho. Chloe była teraz poniekąd w to zamieszana. Nie powinna być świadkiem tego. Teraz nie przestanie drążyć i zadawać pytań. A ja nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Była zbyt delikatna i wrażliwa. Nie mogłam wciągać jej w to dalej, i tak już za dużo widziałam.

– Nie wiem.

Nie skłamałam. Nie znałam imienia i nazwiska tego mężczyzny, nie wiedziałam o nim praktycznie niczego oprócz tego, że prawdopodobnie był szefem jakiejś bandy motocyklistów. Oraz tego, że lepiej trzymać się od niego z daleka.

– Kim jest Michael?

Przekrzywiłam głowę na bok i spojrzałam na nią. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.

– To przyjaciel. Zabierze nas stąd.

Kiwnęła głową i skrzywiła się. Przycisnęła dłoń do czoła. Wyglądała tragicznie. Jej cała twarz była umazana krwią, przez to, że wciąż przyciskała do niej swoje pobrudzone krwią ręce.

Zrobiło mi się niedobrze. To była moja wina.

– Delilah, to co on mówił... O jakich twoich przyjaciołach on mówił? Jaka wojna?

Wcześniej byłam zbyt zajęta stanem Chloe i tym, że była świadkiem całego zajścia, że zapomniałam o słowach mężczyzny. Doskonale wiedziałam, komu miałam przekazać wiadomość, ale nie rozumiałam jednego. Dlaczego The Snipers mieliby się prosić o wojnę? Wydawało mi się, że robili wszystko, by temu zapobiec, by załatwić to wszystko szybko i cicho. Ale to były tylko moje wyobrażenia. Prawdopodobnie się myliłam, nie znałam ich planów oraz nie wiedziałam, co robią całymi dniami, gdy ja siedziałam w szkole i domu. Nawet Daniel mi nie mówił wszystkiego. Lucas sam przyznał, że nie byłabym w stanie przyjąć całej prawdy dotyczącej ich spraw i poczynań. Najwidoczniej The Snipers musieli zrobić coś, co tak rozwścieczyło gang motocyklistów, że sam ich przywódca pofatygował się, by zagrozić i im i mnie.

– Nie mam pojęcia, Chloe.

Miałam ochotę się rozpłakać.

Chętnie popatrzę jak wszyscy powoli giniecie.

Michael wraz z Calumem pojawili się za kilkanaście minut. Gdy wysiadłam z samochodu Michael stanął obok mnie. Zatrzasnęłam drzwiczki od auta Chloe, by nie słyszała naszej rozmowy.

– W porządku? – Michael rozejrzał się dookoła i zatrzymał swoje oczy na mojej twarzy.

Zignorowałam jego pytanie. Oboje wiedzieliśmy, że nie było w porządku już od bardzo dawna.

– Wiesz, kto to był?

– Tak. Ale najpierw wyjaśnisz mi, z kim współpracuje Gacy. Chcę wiedzieć wszystko, o czym mi nie mówicie.

– Delilah...

– Nie, Michael. Ten człowiek zrobił krzywdę Chloe. Doskonale wiedział, gdzie nas szukać, co oznacza, że musiał nas śledzi. Groził mi, że przez was wszyscy zginiemy. Myślę, że mam prawo wreszcie dowiedzieć się, co naprawdę się dzieje.

Michael zacisnął usta i odwrócił się, by spojrzeć na Caluma, który siedział w samochodzie. Westchnął ciężko i znów spojrzał na mnie. Nie wyglądał na zadowolonego z moich żądań, jednak miarka się już przebrała. Musiałam wreszcie poznać konkrety, nie mogli mnie traktować, jak kogoś mniej ważnego, tylko dlatego że nie byłam częścią The Snipers. To wszystko głównie kręciło się wokół mnie.

– Nie ja o tym decyduję – odparł w końcu Mike.

– Wiem. Chcę rozmawiać z Xavierem. – Skrzyżowałam ramiona na piersi. Może dla Michaela ten gest wyglądał buńczucznie, ale ja zrobiłam tak tylko dlatego, by nie zobaczył moich drżących dłoni. – Chloe ma rozbitą głowę. Powinna jechać do lekarza.

Drzwi samochodu trzasnęły i za kilka sekund pojawił się obok nas Calum. Zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał ocenić mój stan.

– Nie możemy tu tak stać w nieskończoność. Nie chcę być pesymistą, ale ten koleś, który ci groził, może w każdej chwili wrócić.

– Calum ma rację. Ktoś musi zawieźć Chloe do szpitala.

Michael spojrzał znacząco na przyjaciela, a ten się skrzywił.

– Dlaczego to zawsze muszę być ja? – jęknął i zerknął z rezygnacją na Chloe.

– Ja zawiozę Delilah do nas – mruknął Michael.

– Dajcie mi chwilkę. Porozmawiam z nią.

Skinęli głowami.

Chloe siedziała w ciszy i wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami.

– Calum zawiezie cię do szpitala. Trzeba sprawdzić czy nie masz wstrząśnienia mózgu.

– Przecież to przyjaciel Hemmingsa, Delilah!

– To także mój przyjaciel. Możesz mu zaufać. Nie zrobi ci krzywdy.

Chloe mi nie uwierzyła, ale nie mogłam jej za to winić. Mnie samej było trudno uwierzyć we własne słowa. Jednak musiałam ją uspokoić i zadbać o jej bezpieczeństwo.

– Dlaczego on tu przyjechał?

Zacisnęłam usta, unikając odpowiedzi.

– A ty? Nie pojedziesz ze mną? Nie zostawiaj mnie z nim samej.

– Spotkamy się później, jak w szpitalu cię zbadają, dobrze? Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz.

– Dee, proszę...

– Z Calumem będziesz bezpieczna. – Powiedziałam stanowczo i tym samym zakończyłam naszą rozmowę.

Serce mi pękało, gdy widziałam jej wystraszoną twarz i podpuchnięte od płaczu oczy. Opuszczałam ją w chwili, gdy mnie potrzebowała, ale musiałam to zrobić dla jej dobra. Nie mogła tu dłużej zostać, poza tym rana na jej głowie nie wyglądała zachęcająco. Nie chciałam jej zostawiać. Jednak rozmowa z Xavierem była dla mnie teraz najważniejsza. Nie mogłam czekać aż któryś ze wspólników Gacy'ego znów skrzywdzi kogoś z moich najbliższych.

Podczas jazdy Michael nie odezwał się ani słowem, choć byłam pewna, że ma ochotę zasypać mnie pytaniami dotyczącymi dzisiejszego dnia. Może nie zrobił tego dlatego, by nie pogarszać mojego stanu, a może dlatego, że tego dnia coś się we mnie zmieniło. Owszem wciąż drżałam ze strachu, jednak teraz nie odczuwałam go tak intensywnie jak jeszcze dziś rano. Widząc dziś jak motocyklista potraktował Chloe, czułam strach przed tym, że ją skrzywdzi, ale przede wszystkim ogarnęła mnie złość. I wciąż narastała. Niepewność zmieniła się w determinację. Nie zamierzałam już grać w gierki Gacy'ego, a tym bardziejThe Snipers. Nie pozwolę na to, by traktowali mnie jak słabą dziewczynę, która jest skazana na ich łaskę.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że w domu był tylko Ashton. Najwyraźniej Michael musiał mu mniej więcej powiedzieć, dlaczego do niego zadzwoniłam, bo gdy mnie zobaczył, obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem.

Nie chciałam z nim rozmawiać, bo on najbardziej z nich wszystkich mnie przerażał. Wiele razy okazał mi, że najchętniej pozbyłby się mnie i problem byłby rozwiązany. Zresztą sam Luke mi to powiedział. Ashton darzył mnie nienawiścią. Nie pozostawałam mu dłużna. Też nie chciałam mieć z nim nic do czynienia i nie potrafiłam stłamsić w sobie choć na chwilę niechęci do jego gburowatej osoby.

– Znów będziesz milczeć? – spytał, gdy stanęłam w drzwiach kuchni.

Sam jak gdyby nigdy nic podszedł do lodówki i wyciągnął z niej puszkę piwa. Przyglądałam mu się ze zmarszczonymi brwiami.

– Nie, pod warunkiem, że ty też nie będziesz.

Ashton zmrużył oczy, patrząc na mnie, jakby próbował rozgryźć o co mi chodziło. Usiadł przy stole i gestem ręki zaprosił mnie, żebym zajęła miejsce naprzeciwko niego.

Nie spodobało mi się to, ale nie mogłam mu pokazać, że jego bliskość mnie przeraża.

– Słucham - oznajmił, gdy usiadłam naprzeciwko niego.

– Chcę wreszcie dowiedzieć się, co się dzieje. – Gdy Ashton to usłyszał, uśmiechnął się z kpiną. – Wszystko coraz bardziej wymyka się wam spod kontroli i możesz zaprzeczyć, ale oboje znamy prawdę.

Uniósł brwi do góry, najwyraźniej zaskoczony moją pewną postawą.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.

– Dzisiaj spotkałam przywódcę Hells Angels. Kazał mi przekazać wiadomość. Dostaniecie wojny, o którą prosicie. Co to znaczy, Ashton? Co działo się dzisiaj w nocy?

Wydawał się oszołomiony moimi słowami i nawet nie próbował tego ukryć. Odstawił puszkę i nachylił się w moją stronę. Już nie uśmiechał się kpiąco, zamiast tego wreszcie zaczął na mnie patrzeć jak na dorosłą osobę a nie małą wystraszoną dziewczynkę.

– Skąd wiesz o tym?

– Domyśliłam się. Dana nie było całą noc, a Michael zakazał wychodzić mi z domu. Coś musiało być na rzeczy. Bez przyczyny ten mężczyzna nie groziłby mi.

– Nie mogliśmy zostawić śmierci Chrisa bez odwetu – wyjaśnił krótko.

– Więc wiecie, kto go zabił?

– Singh. Okazało się, że dołączył do Hells Angels. – Zacisnął ze złości usta.

– Przecież Michael mówił, że współpracuje z Gacym!

– Właśnie.

Przełknęłam ślinę. To oznaczało, że Gacy nie działał z jedną czy z dwiema osobami. On miał ich kilkanaście. A najgorsze było to, że wiedzieli o nas wszystko.

– Chris prawdopodobnie domyślił się wcześniej niż my i chciał nas ostrzec, ale...

Skrzywił się. Śmierć Christophera również sprawiała mu ból.

Dopiero teraz zauważyłam, że Ashton wyglądał kiepsko. Miał na twarzy kilka zadrapań, na których powstały brązowe strupki. Sine cienie pod oczami wskazywał na to, że nie zmrużył oka nie tylko tej nocy, ale najwyraźniej jeszcze przez kilka poprzednich. Cała jego postawa uległa zmianie, jakby wreszcie przestał udawać, że nic go nie martwiło. Cały ciężar ostatnich spraw spoczywał na jego ramionach. To on przecież wraz z Xavierem decydowali, jak uratować swoich przyjaciół i mnie. Nie chciałam myśleć jak czuł się z myślą, że nie uratował Chrisa.

– Czyli nie znamy tylko osoby, która włamała się do mojego domu – podsumowałam cicho.

Zapadło pomiędzy nami milczenie. Chyba oboje nie wiedzieliśmy, co dalej zrobić z tą wiedzą.

– Nie rozumiem tylko jednego. – Westchnęłam. – Dlaczego Gacy miałby współpracować z całym gangiem motocyklistów? Przecież nie potrzebuje ich, żeby mnie dopaść.

– To mnie martwi najbardziej, Delilah. Tu chodzi nie tylko o twoje życie.

– Chodzi o nas wszystkich.

Chętnie popatrzę jak wszyscy powoli giniecie.

– Połączyli siły, żeby pozbyć się nas i przy okazji ciebie. – Potarł twarz dłońmi i spojrzał mi w twarz.

Zacisnęłam oczy, by pohamować łzy. Nie miałam pojęcia, że było aż tak źle. Już nie chodziło tylko o chronienie mojego życia. Chodziło o życie całego The Snipers. Chodziło o życie Daniela.

– Co teraz zamierzacie?

– Dopadniemy ich zanim oni dopadną nas.

Objęłam się ramionami i skuliłam na krześle. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz rozsypie się na kawałki. Przez te kilka tygodni jakoś zdołałam pogodzić się z myślą, że Gacy chce mojej śmierci. Jednak teraz, gdy chciano śmierci nasz wszystkich... Z tym nie mogłam się od tak pogodzić. Mimo że The Snipers zrobili wiele okropnych rzeczy, ich życie nie było już mi obojętne. Nawet nie chodziło o to, że mój brat do nich dołączył. Nieświadomie usprawiedliwiałam przed sobą ich potworne czyny, ale w ostatnim czasie tyle razy mnie uratowali. Każdy z nich w pewnym stopniu pokazał mi, że nie jest bezuczuciowym potworem. Wcześniej byłam zbyt zajęta nienawiścią do nich, że nie zauważałam bólu i cierpienia, które kryło się w oczach każdego z nich.

– Jest jeszcze jedna rzecz, Delilah – odparł cicho Ashton, patrząc mi prosto w oczy. Pierwszy raz spojrzał na mnie bez zawiści. – Nie wiem, czy będziemy w stanie chronić także twoich przyjaciół.

Zakryłam twarz dłońmi, by nie zobaczył moich łez.

– Co mam zrobić? Co mam powiedzieć Chloe? Ona dzisiaj wszystko widziała. Jak mam jej to wyjaśnić, Ashton?

Wytarłam łzy z policzków i wbiłam w niego wzrok. Ashton spuścił głowę i milczał.

– Mogę znieść wszystko, Ashton, ale nie to, że moi przyjaciele mogą umrzeć tylko przez to, że stoją na drodze do mnie.

– Zerwij z nimi kontakt. – Usłyszałam za sobą głos Luke'a. – Niech trzymają się z dala od ciebie.

Spojrzałam na niego, nie dowierzając jego słowom.

– W niczego nie rozumiecie?! To nic nie da. Gacy ich skrzywdzi tylko po to, by jeszcze bardziej mnie złamać. Nie przestanie nawet wtedy, gdy nie będę się z nimi spotykać.

– Może do tego nie dojdzie – wtrącił Ashton. – Może uda nam się to niedługo zakończyć.

– A do tego czasu, co mam zrobić? Jak mam zapewnić im bezpieczeństwo?

– Postaram się mieć na nich oko – odpowiedział Hemmings i skrzyżował ramiona na piersi. Ashton już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale Luke mu przerwał. – To nie będzie takie trudne, stary. Przecież chodzimy do jednej szkoły.

Ashton nie wydawał się zadowolony z tego pomysłu, ponieważ Lucas dodatkowo się narażał. Czułam się okropnie, ponieważ nie mogłam żądać on nich, by chronili moich bliskich, kiedy sami byli narażeni. Byłam jednak wdzięczna Lukowi, że zrobi dla nich choć tyle.

– Chodź – zwrócił się do mnie Luke. – Calum przyjechał.

Ashton został w kuchni. Natomiast ja i Luke skierowaliśmy się w stronę wyjścia.

– Dlaczego to robisz, Luke? – spytałam cicho. – Przecież mówiłeś, że...

– Wystarczy, że zginął mój przyjaciel, twoi nie muszą.

Na zewnątrz przy samochodzie stał Cal wraz z Chloe. Miała założony na głowę opatrunek i wyglądała nieco lepiej. Na mój widok odetchnęła głęboko.

– Mówiłem, że cię do niej zawiozę – zwrócił się do niej Calum, nie próbując ukryć swojej irytacji.

Chloe nie zwróciła na niego uwagi tylko objęła mnie ramionami.

– Martwiłam się o ciebie – wyszeptała.

– Wszystko jest w porządku, Chloe. Jak się czujesz?

– Czy możemy wrócić już do domu? – odpowiedziała mi pytaniem.

Pokiwałam głową. Chloe wpatrywała się w Luke'a, niepewnie stąpając z nogi na nogę. Była zdezorientowana i pewnie wystraszona faktem, że znajdowałyśmy się na ich posesji.

– Calum, daj mi kluczyki. Zawiozę ją do domu.

– Dasz radę? – Uniósł brwi do góry, niepewnie wyciągając kluczyki w moją stronę.

Skinęłam głową.

– Zaczekaj na Delilah w samochodzie – nakazał Chloe Cal.

Spojrzała na mnie wątpliwie, więc posłałam jej uśmiech, by choć trochę ja uspokoić. Gdy już wsiadła, Calum się odezwał.

– W szpitalu powiedziałem, że zabrałem ją na klify, potknęła się i upadła na kamień. Niech trzyma się tej wersji. Ciebie prędzej posłucha niż mnie.

– A lekarz coś mówił? Jak jej stan?

– Nic jej nie jest.

– Dzięki, Cal – mruknęłam.

Skinął głową i skierował się w stronę domu.

– Pojadę za wami.

Staliśmy w miejscu, mierząc się spojrzeniami. Nie miałam zamiaru mu się sprzeciwiać, ale było coś co musiałam mu powiedzieć.

Wzięłam głęboki oddech.

– To, co wydarzyło się wczoraj... – Przełknęłam ślinę, starając się dobrać odpowiednie słowa. – Przykro mi z powodu, Christophera. Nie zasłużył na to.

Lucas patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy, o czym myślałam.

– To nie była twoja wina, Delilah – powtórzył to, co powiedział wczoraj. – Odwieź ją do domu, zanim rzuci się na mnie. A wygląda tak, jakby zaraz miała to zrobić – rzucił, patrząc na siedzącą w samochodzie Chloe.

Zawiozłam Chloe do mnie, ponieważ ani ja ani ona nie chciałyśmy zostać same. Potrzebowała mojego wsparcia, a ja chciałam upewnić się, że na pewno nic jej nie jest. Nie pytała mnie o nic. Siedziała w milczeniu i od czasu do czasu z jej ust wyrwało się ciężkie westchnienie. Pragnęłam jej coś powiedzieć, cokolwiek, by poczuła się lepiej, jednak nie było mnie na to stać, gdy sama drżałam w środku ze strachu i niepokoju. I tak nie ominie mnie rozmowa z nią. Miałam nadzieję, że uda mi się wymyślić jakieś w miarę realistyczne kłamstwo, którym będę mogła ją uraczyć. Nie zamierzałam wyjawiać jej tego, że groziło jej niebezpieczeństwo i to przeze mnie.

Po powrocie do domu Chloe poszła wziąć prysznic. Natomiast ja zadzwoniłam do Daniela. Wiedział o tym, co dzisiaj się stało i powiedział, że będzie niedługo w domu. Ucieszyłam się, ponieważ nie dał mi znaku życia kilkanaście godzin i martwiłam się o niego.

Upewniwszy się, że Chloe wciąż jest w łazience, wyszłam z domu i pobiegłam do samochodu, w którym siedział Luke.

Gdy mnie zobaczył zmarszczył brwi i wyszedł z auta.

– Coś się stało? – spytał, zapewne oczekując, że Gacy znów do mnie zadzwonił.

– Nie. Wracaj do domu, Luke. Daniel będzie za kilka minut.

– W porządku, zaczekam na niego.

– Kiedy ostatnio spałeś? – spytałam, przyglądając się jego bladej twarzy. – W takim stanie, to ja będę musiała chronić ciebie, a nie ty mnie. – Spróbowałam zażartować.

Na jego wargach pojawił się nikły uśmiech. Patrzył na mnie błękitnymi oczami i rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak żadne słowo nie wydobyło się z jego ust.

– Poradzę sobie bez ciebie przez te kilka minut.

– Wiem.

– Odpocznij, Luke. W poniedziałek mamy szkołę.

Chciałam, żeby Luke wreszcie uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób, jednak zamiast tego unikając mojego wzroku, wsiadł do samochodu i odjechał.

Westchnęłam głęboko i wróciłam do domu. Chloe wciąż była w łazience, więc skuliłam się na moim łóżku i przymknęłam oczy, chcąc choć przez chwilę odpocząć. Niestety mój telefon zaczął dzwonić. Widząc nieznany numer, jęknęłam przerażona. Mimo wszystko odebrałam.

– Delilah? – usłyszałam po drugiej stronie głoś Ashtona i odetchnęłam głęboko.

– O co chodzi?

– Powiedz jej o wszystkim. Tajemnice nigdy nie wychodzą na dobre, zresztą ona już jest w to zamieszana. Postaraj się tylko jak najmniej wspominać o nas.

– Dobrze. Dziękuję, Ashton. – Powiedziałam, ale połączenie zostało urwane.

Rozdział 24

Lucas złamał wszystkie możliwe przepisy drogowe, jadąc gdzieś na drugi koniec miasta. Dzielnica miasta, w której obecnie się znajdowaliśmy nie należała do bogatszych. Przy ulicach stały szare, małe domki, było tu mało traw i drzew. Wszędzie panowała smutna szarość. Nawet grupka dzieciaków, które palili papierosy, siedząc na krawężniku, była dziwnie szara i przytłumiona.

Zatrzymaliśmy się przed jednym z niczym niewyróżniających się domów. Spojrzałam na Luke, a następnie przeniosła wzrok na mały domek. Dookoła panował spokój, jednak nie należał on do tych przyjemnych, raczej do tych pełnych napięcia i niepokoju.

Lucas zapytany przeze mnie o Chrisa, odpowiedział tylko, że kiedyś byli przyjaciółmi. Jednak los chciał, żeby ich ścieżki się rozeszły. Nie mówił o Christopherze źle, wręcz przeciwnie – mówił w taki sposób, jakby był dla niego kimś ważny, kimś, kto wiele dla niego zrobił. Może też dlatego Luke teraz wyglądał tak, jakby miał komuś przyłożyć w twarz.

Kiedy stanęliśmy przed brązowymi obdrapanymi drzwiami do domu Chrisa, ponownie na siebie spojrzeliśmy. Luke nie protestował, kiedy wysiadłam z auta i poszłam razem z nim. Nie chciał wszczynać kolejnej kłótni. A ja nie miałam siły na kolejną sprzeczkę. Czułam już i tak zbyt wiele adrenaliny i strachu w moich żyłach. Gdy Lucas zapukał do drzwi, odpowiedziała nam martwa cisza. Ponowił próbę, jednak i tym razem nikt nie pofatygował się, by nam otworzyć. Chłopak przeklął i rozejrzał się po małym ogródku.

– Jest jego samochód, więc i on musi być w domu – mruknął tylko i ponownie uderzył w drzwi.

Znów nikt nie odpowiedział, a Luke coraz bardziej się niecierpliwił. Położyłam dłoń na klamce i nacisnęłam. Drzwi ustąpiły bez żadnego oporu i mogliśmy zobaczyć zagracony korytarz. Luke pierwszy wtargnął do środka, krzycząc imię swojego przyjaciela, natomiast ja zostałam w małym korytarzyku i niepewnie przestępowałam z nogi na nogę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Coś tutaj nie grało. Nie umiałam określić co, ale coś zdecydowanie było nie tak. Chris nie odpowiadał na wołania Luke'a, mimo że potencjalnie powinien być w domu, bo jego samochód stał na zewnątrz. Poza tym otwarte drzwi wejściowe wyglądały równie podejrzanie.

– Nigdzie go nie ma! – krzyknął do mnie Luke gdzieś z głębi domu.

Jęknęłam poddenerwowana i rozejrzałam się po ciasnym przedpokoju i korytarzu. Było tutaj mnóstwo papierów i kartonów, drzwi od szafy były otworzone, a jej zawartość wysypywała się na podłogę. Zrobiłam kilka kroków na przód i zatrzymałam się gwałtownie.

– Luke! – wrzasnęłam głośno.

Po mojej lewej stronie znajdowały się uchylone drzwi, przez szparę mogłam zobaczyć jasne płytki. Już miałam tam wejść, gdy mój wzrok zarejestrował, że na jasnych płytkach znajdowała się bordowa ciecz. Momentalnie cofnęłam się kilka kroków, wpadając na szafę.

– LUCAS!

Hemmings pojawił się obok mnie za kilka sekund i spojrzał na drzwi, w które wbiłam przerażony wzrok. Nie zawahał się ani chwili. Popchnął drzwi i wkroczył do środka. Martwa cisza panująca dookoła nas stała się cięższa niż wcześniej. Luke stał w drzwiach i zasłaniał mi widok na wnętrze pomieszczenia. Nie ruszał się, nie drgnął mu nawet jeden mięsień.

Biorąc głęboki wdech, ruszyłam spod szafy. Nie chciałam tam wchodzić. Pragnęłam wziąć nogi za pas i już nigdy tu nie wracać. Miałam dosyć ciężkiego zapachu zgnilizny i przerażającej ciszy, która panowała między ścianami tego mieszkania. Krew szumiała mi w uszach, gdy niepewnie dotknęłam ramienia Luke'a, by zrobił mi miejsce.

– Luke? – wyszeptałam coraz bardziej panikując.

Nawet nie drgnął.

– Wyjdź stąd jak najszybciej.

Chciałam go posłuchać. Pierwszy raz w życiu, wiedziałam, że powinnam zrobić to, co mi kazał. Tylko nie mogłam. Moje nogi nie pozwoliły mi na to. Stałam w miejscu, z dłonią na ramieniu Lucasa, ponieważ czułam, że nie mogłam go tutaj zostawić. To głupie uczucie nie miało żadnego sensu, jednak zawładnęło mną i nie umiałam go przezwyciężyć. Zamiast odwrócenia się i opuszczenia tego domu, stanęłam na palcach i spojrzałam ponad ramieniem Luke'a na łazienkę.

– Boże – wyrwało się tylko z moich ust.

Cała łazienka była ubrudzona bordową lepką cieczą. Lustro, wanna, umywalka, podłoga, ręczniki. A pośrodku leżała postać człowieka.

Zacisnęłam powieki i mocniej złapałam się ramienia Lucasa. Mój mózg jednak wciąż wyświetlał mi obraz masakry, która znajdowała się kilka centymetrów przede mną. Uścisk w żołądku spowodował, że zrobiło mi się niedobrze.

To nie mogło dziać się naprawdę.

– Musimy stąd iść – powiedziała, nim moim ciałem targnął szloch. – Luke! Musimy stąd iść! Słyszysz?! – Moje krzyki nie przynosiły żadnych rezultatów. – Nie możesz już mu pomóc. Proszę, Luke, musimy uciekać.

Szarpałam go za rękaw od bluzy, głośno szlochając. Nie mogliśmy tu dłużej zostać. Ja nie mogłam. Nie mogłam patrzeć na martwe, zakrwawione ciało człowieka. Nie mogłam znieść widoku jego martwych oczu utkwionych w suficie. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Może przeczucia się sprawdziły. Wszystko było nie tak.

Nawet gęsta cisza dookoła nas została zakłócona przez dziwny odgłos.

– Luke, słyszysz to? – spytałam, próbując opanować swój głośny szloch.

Wsłuchiwał się w ten odgłos przez kilka sekund. Kiedy spojrzał mi w oczy, wiedziałam już, że jest bardzo źle.

– Uciekaj, już! – wrzasnął i sam rzucił się do ucieczki.

Wyrzut adrenaliny sprawił, że resztkami sił znalazłam się na zewnątrz budynku w kilka chwil. Odgłos pikania rozbrzmiewał w moim mózgu wciąż na nowo i na nowo, powodując, że biegłam jeszcze szybciej. Zimne palce Lucasa, które ściskały moją dłoń nagle znikły, więc odwróciłam się. Stał przed domem swojego przyjaciela i ciężko oddychał. Patrząc na jego twarz, zrozumiałam, że żegnał się z Christopherem, by za chwilę ponownie rzucić się do ucieczki.

Otwieraliśmy drzwi do samochodu Luke'a, gdy ogromny huk rozdarł grobową ciszę. Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, a hałas sprawił, że upadłam na kolana. Kilkanaście metrów przed nami w miejscu, gdzie stał dom Christophera, była teraz jedna wielka kula ognia i dymu. Obraz przed moimi oczami zamazał się i poczułam pieczenie w gardle. Minęło kilka sekund nim pierwsze oszołomienie minęło i zastąpiła je panika. Krzyk Luke'a przebił się do mojej świadomości, zmuszając mnie do podniesienia się i wejścia do samochodu. Nie minęło kilka sekund, a my już zostawiliśmy dom Christophera w tyle za nami.

Oboje byliśmy zbyt oszołomieni tymi wydarzeniami, żeby odezwać się choć słowem. Pozwoliłam sobie na cichy płacz, wciskając głowę w siedzenie. Nie znałam Chrisa, jednak to nie zmieniało faktu, że kolejna niewinna osoba ucierpiała przeze mnie. Wyrzuty sumienia zwielokrotniły się, gdy na chwilę spojrzałam w oczy Luke'a. Jego przyjaciel zginął przeze mnie.

Lucas zatrzymał samochód na poboczu i zacisnął oczy. Gdy je otworzył, moje serce boleśnie zabiło. Uczucie bólu w błękitnych oczach rozrywało moje serce na strzępy. Pierwszy raz widziałam tak intensywne uczucie. Lucas nie próbował udawać, że nic się nie stało. Widział swojego przyjaciela martwego. Mimo że milczał, mogłam wyczytać z jego twarzy, że obwiniał siebie za to, co się wydarzyło. Że przyjechał za późno i nie zdążył mu pomóc. Jego wargi drgały, jakby chciał głośno załkać, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięki. Posłał mi ostatnie spojrzenie i wyszedł z samochodu.

Otarłam łzy i chciałam wysiąść za nim. Nie zrobiłam tego. Lucas stał kilka metrów przed samochodem i zaciskał pięści na swoich włosach. Cierpiał. Nie ukrywał tego. Był kolejnym kruchym człowiekiem, którego przerastał świat i który cierpiał. Jak mogłam brać go za człowieka wyzutego z uczuć, skoro on je tylko chował pod maską obojętności? Każdy z nas ma uczucia, więc dlaczego sądziłam, że Luke ich nie miał? Żałowałam, że musiała się wydarzyć tak straszna rzeczy, żeby zrozumiała, że Lucas Hemmings był rozbity i zagubiony w swoich życiu jak nikt inny. Udawał, że wszystko ma pod kontrolą i nic go nie złamie. Nawet przebywanie w tak okrutnym świecie nie mogło go zahartować przed śmiercią przyjaciela. Mur, który stawiał, by odgrodzić swoje uczucia pękł. Nie był już tym samym Lukiem, z którym miałam do czynienia na szkolnym festynie czy na wyścigach samochodowych. Był słabym i zniszczonym emocjonalnie człowiekiem.

Objęłam się ramionami i patrzyłam jak Luke wciąż ciągnie się za włosy, jakby chciał sprawić sobie ból, by choć przez chwilę nie musieć odczuwać palącego cierpienia w jego sercu. Palenia nasiliło się również w moim sercu. Nie potrafiłam udźwignąć tego, co działo się w moim życiu. Niewinni ludzie cierpieli przez moją przeszłość. Nie mogłam uciec od tego, co mnie spotkało. Przeszłość jednak powinna dorwać tylko mnie, a nie ludzi, który przypadkowo mieli ze mną coś wspólnego. Przed oczami wciąż widziałam bladą twarz Christophera i czerwoną ciecz, którą ociekała jego łazienka. Tylko potwór mógłby zrobić tak okrutną rzecz. A Gacy był potworem.

Kiedy Luke wrócił do samochodu znów miał kamienny wyraz twarz, jednak jego przekrwione oczy oznaczały, że próbował odbudować mur w swoim umyśle, który kilka minut temu runął.

Chciałam coś zrobić. Cokolwiek. Byleby tylko nie musieć patrzeć w jego oczy.

– To nie twoja wina – powiedział cicho i odwrócił wzrok.

Zacisnęłam zęby, a kolejne łzy popłynęły z moich oczu. To była moja wina. Wszystko, co działo się w ostatnim czasie było moją winą. Świadomość, że tylu ludzi cierpiało przeze mnie była jak gwóźdź wbity w mój umysł. Myślałam o tym każdego dnia i każdego dnia chciałam to wszystko jak najszybciej zakończyć. Zrobić to, co już dawno powinnam była zrobić. Stawić czoła swojemu koszmarowi i przestać uciekać.

W domu The Snipers byli wszyscy jego członkowie, nawet Jared. Domyśliłam się, że czekali na nas, a gdy tylko nas zobaczyli, od razu ich miny stężały.

– Chris nie żyje. – Głos Luke'a był beznamiętny.

Usiadłam koło Daniela i zacisnęłam oczy, słuchając, jak Luke opowiadał o tym, co się stało. Nie chciałam widzieć ich twarzy. Bałam się, że zobaczyłabym na nich emocje, które niedawno widziałam na twarzy Luke'a. Nie zniosłabym tego.

Wszyscy długo milczeli. A ja uparcie zaciskałam powieki, wyobrażając sobie, że wcale mnie tu nie ma. Jednak byłam częścią tego.

– Musimy znaleźć skurwiela, który go zabił – odezwał się w końcu Ashton.

– Nie wiemy, kto go zabił – wtrącił Calum.

– Wiemy. To Gacy.

Wbili we mnie swoje oczy. Najwidoczniej nie spodziewali się, że zabiorę głos.

– Dlaczego on miałby to robić? – spytał Calum. – Chris nie był w to zamieszany.

– Może coś wiedział... – Zamyślił się Jared. – Przecież nikt nie wrobiłby go w gwałt bez żadnej przyczyny. Chris może spieprzył kilka spraw, ale zawsze dbał o nasze interesy. Może wiedział zbyt dużo i dlatego Gacy się go pozbył? – Nikt nie wydawał się przekonany co do jego teorii, więc ciągnął dalej. – Pomyślcie tylko. Gacy wiedział, że my jako pierwsi dowiemy się, że ktoś wrobił Chrisa i pojedziemy do niego. Pozbył się nie tylko Chrisa, ale całego jego domu, wszystkich dokumentów i komputerów.

– Nie rozumiem – wyznałam cicho i zmarszczyłam brwi. – Dlaczego nie wysadził jego domu od razu, albo nie zabrał ze sobą jego rzeczy? Poza tym nie rozumiem, jak udało mu się wysadzić jego dom. Stałam w korytarzu kilka minut i nie słyszałam odgłosu pikania, pojawił się dopiero, gdy zobaczyliśmy...

– Jak weszliśmy do łazienki – dodał Lucas i zerknął na mnie. – Otwierając drzwi, uruchomiliśmy ładunek.

– On nie chciał pozbyć się tylko Chrisa – powiedział Xavier.

Znów zapanowała cisza. Chłopaki posyłali sobie spojrzenia, a ja domyśliłam się, że coś planują. Pewnie jeszcze kilka dni temu chciałabym wiedzieć co, ale teraz pragnęłam znaleźć się jak najdalej stąd. Nie byłam częścią ich rzeczywistości i nie chciałam słuchać o odwecie, który prawdopodobnie zamierzali podjąć.

– Michael. – Xavier skinął do przyjaciela, a ten od razu zrozumiał, o co chodziło.

Ja też, więc wstałam i wyszłam z pokoju, nie patrząc na żadnego z nich.

– Przykro mi z powodu Chrisa – wyszeptałam po kilku minutach jazdy. Czułam, że byłam im winna chociaż tyle. – Przykro mi, że przeze mnie...

– Delilah.

– Ktoś musi powiedzieć to na głos, Mike. Gdyby nie ja, Chris wciąż by żył.

Michael westchnął i zerknął na mnie kątem oka.

– Delilah, to nie Gacy zabił Chrisa i podłożył ładunek...

– Co? Ale...

– Posłuchaj, Gacy nie jest sam. Daniel miał rację, współpracuje z kimś, a my domyślamy się z kim. Na razie tylko tyle mogę ci powiedzieć.

Ta informacja zmroziła mi krew w żyłach. Dlaczego Gacy miałby kogoś potrzebować? Po co cała ta szopka? Dlaczego nie skupił się tylko na dorwaniu mnie, a zamiast tego na niewinnych ludziach? To nie miało dla mnie w tej chwili sensu. Po co to wszystko?

– Czy to ten gang motocyklistów? – spytałam. – Czy może ten Singh, o którym kiedyś mówiłeś? Kim on jest?

– Singh był kiedyś jednym z nas, ale... hm... rozdzielił nas konflikt interesów. Dostał od nas ostrzeżenie i miał nam nie wchodzić w drogę, ale ostatnio coraz częściej pojawia się w mieście. – Zamilkł, ponieważ zdał sobie sprawę, że wyjawił mi za dużo.

– To on miał kopię mojego prawa jazdy. – Przypomniałam sobie.

Mike skinął głową, ale nic nie powiedział.

– Po co mu ona była?

Zapytałam choć powoli domyślałam się odpowiedzi.

– Mike, muszę wiedzieć. Czy on współpracuje z Gacym?

Skrzywił się i westchnął. Zdawałam sobie sprawę, że Xavier zabronił im mówić mi o takich rzeczach, ale ta sprawa dotyczyła mnie i miałam prawo wiedzieć.

– Prawdopodobnie tak. Nie wiemy tylko skąd wziął twoje prawo jazdy. Mieliśmy go cały czas na oku, a on nie kręcił się nawet w twoim pobliżu.

– Więc od kogoś musiał je dostać – wyszeptałam. Coraz więcej rzeczy nabierało sensu. – A to oznacza, że Gacy i Singh mają jeszcze jednego wspólnika.

– Kogoś, kto włamał się do szkolnego sekretariatu i twojego domu.

Wstrzymałam oddech. Tego było za dużo. Zdecydowanie za dużo. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, starając się rozgryźć tożsamość trzeciej osoby, którą znałam. Jednak nikt nie pasował mi do tego opisu. Żaden z moich przyjaciół i bliższych znajomych nie mogli współpracować z kimś takim, jak Gacy.

– Problem w tym, że powoli kończą nam się tropy i nie mamy punktu zaczepienia – wytłumaczył mi Mike.

– Może Jessika bedzie coś wiedzieć. – Zamyśliłam się. Bałam się ponownego spotkania z nią, ale to, co wiedziała mogło mieć kluczowe znaczenie. – W końcu go widziała, może mogłaby nam jakoś pomóc.

– Możesz spróbować – odparł tylko.

Mike nie wyglądał dobrze. Ten dzień był ciężko dla nas wszystkich i cieszyłam się, że wreszcie dobiega końca. Choć zdawałam sobie sprawę, że jutro rano nic się nie zmieni, będzie mogło być tylko gorzej.

Mike zatrzymał się pod moim domem i spojrzał na swój telefon. Uważnie obserwowałam jak wyraz jego twarzy ulega zmianie. Po chwili przeniósł wzrok na mnie.

– Dan zostaje u nas na noc.

Pokiwałam głową, czując mdłości.

– Dobrze by było gdybyś jutro została w domu – dodał.

Popatrzyłam na niego z przerażeniem.

– Michael, nie wiem, co planujecie, ale proszę, nie pozwól, by Danielowi stała się krzywda. – Wbiłam swoje oczy w twarz Michaela, wysyłając mu niemą prośbę.

– Nie martw się. Daniel nie da się zabić, wiedząc, że wciąż grozi ci niebezpieczeństwo.

~~~~~~~~~~~~~~

chciałabym podziękować wszystkim, którzy wciąż tu są

nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy

widzimy się wkrótce

Minette

Rozdział 23

 – HELLS ANGELS? – ryknął Ashton, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.
Cofnęłam się o krok, wystraszona jego wybuchem.
– Skąd to wiesz? – Xavier przyglądał mi się podejrzliwie.
– Gdzieś już to widziałam – odpowiedziała, starając się nie pokazywać, że powoli zaczynali mnie przerażać. – Nie wiem, gdzie. Nie pamiętam, ale widziałam już gdzieś ten znak. – Dodałam zaraz, wiedząc, że o to zapytają.
– Pierwszy raz słyszę tą nazwę – wymamrotał Calum.
– Nowi w okolicy? – Michale uniósł brwi do góry.
– Nie tacy nowi – wtrącił Ashton. – Kręcą się tutaj już od jakiegoś czasu, ale teraz dopiero nam się przedstawili.
Chłopaki wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Odniosłam wrażenie, że porozumiewają się bez słów. Za chwilę Michael westchnął i powiedział:
– Odwiozę cię do domu. – Spojrzał na mnie. – Nie czekajcie na mnie – dodał, patrząc na Xaviera.
Jeszcze przez chwilę stałam, wpatrując się w wielkie graffiti na drzwiach garażu, aż w końcu odwróciłam się i ruszyłam za Michaelem. Chciałam zapytać, co mają zamiar zrobić i po co w ogóle miałam tu przyjeżdżać, skoro chcieli się mnie stąd pozbyć. Daniel posłał mi przelotne spojrzenie i wszedł do domu zaraz za Calumem.
– Delilah – odchrząknął Mike, kiedy zamiast wsiąść do auta, stałam przed nim i wgapiałam się w litery HA.
– Naprawdę nie wiem, gdzie to widziałam – zaczęłam, gdy zapięłam pas bezpieczeństwa. – Może gdzieś na jakimś murze, nie wiem. Teraz niczego przed wami nie ukrywam.
Próbowałam się wysilić i przypomnieć sobie cokolwiek związanego z tym graffiti. Naprawdę zależało mi na tym, żeby im pomóc. Robiłam to ze względu na mojego brata, który teraz zadawał się z The Snipers. I patrząc na zmartwioną minę Michaela, przyznałam w duchu, że w pewnym sensie też dla niego.
– Wiem, Delilah. Nie wiń Ashtona za jego wybuch, teraz wszyscy jesteśmy zdenerwowani. Pewnie wiesz, że na ostatnich wyścigach pojawiła się policja, ktoś dał im cynk, czyli równie dobrze może podać nasze nazwiska glinom na tacy. Do tego to całe Hells Angels. – Pokręcił głową. – Jesteśmy trochę zdezorientowani.
W milczeniu patrzyłam przed siebie, śledząc wzrokiem białe paski na asfalcie, które znikały pod samochodem. Nie miałam ochoty na rozmowę, ale z drugiej strony czułam potrzebę porozmawiania z Michaelem.
– A ty? – Mike zerknął na mnie.
– Ja też jestem zdezorientowana.
– Jak się trzymasz? – Ponownie obrzucił mnie spojrzeniem, żeby za chwilę znów przenieść wzrok przed siebie.
Odwróciłam głowę w stronę okna, wzdychając cicho.
– Jestem zdezorientowana – powtórzyłam.
Mike westchnął.
– Co mam ci powiedzieć, Michael? Że całymi dniami zamartwiam się o moich bliskich?
Ostatnio tak dużo się działo, że nawet nie miałam czasu na rozmyślanie o tym, co czułam. Nie zdołałam sobie poukładać tego wszystkiego w głowie; podsłuch w domu, podpalenie samochodu taty, spotkanie z gangu motocyklistów i nieodparte wrażenie, że ich szef mnie znał, tajemnicza dziewczyna, którą prawdopodobnie przed nimi ocaliłam, świadomość tego, że Daniel bierze udział w nielegalnych wyścigach, wykradnięcie teczki Xaviera, Hells Angels. Nie wspominając już o Lucasie Hemmingsie, który od czasu do czasu pojawiał się w mojej głowie ze swoimi wkurzającym uśmiechem na ustach.
– Co teraz zrobicie? – spytałam po chwili ciszy.
Michael przez moment zastanawiał się na odpowiedzią.
– Pewnie znajdziemy ich i zrobimy małe porządki. – Spojrzał mi w twarz i zmarszczył brwi. – Nie chciałem cię wystraszyć, Delilah. Tym się po prostu zajmujemy i nie umiem mówić o tym w bardziej delikatny sposób.
– O tym nie da się mówić w bardziej delikatny sposób. – Przełknęłam ślinę i odgarnęłam kosmyki z twarzy. – Nie potrafię się do tego przyzwyczaić, tym bardziej, że wychowywałam się w świecie prawników i... gdyby mój tata wiedział, w co się wpakowałam... Nie tego mnie uczył. – Pochwyciłam spojrzenie zielonych oczów Michaela i ciągnęłam dalej. – Wiem, że to, co robicie nie jest do końca legalne i wiem, że zrobiliście wiele złych rzeczy, ale... nic nie dzieje się bez przyczyny. Widzę to na przykładzie Daniela. I... nie umiem sobie wyobrazić ciebie, robiącego krzywdę komuś innemu. Ufam ci, Mike. Nie wiem, dlaczego, ale wiem, że nie mogę ci ufać. Poza tym, nie jesteście chyba aż tak okropni, skoro uratowaliście mój tyłek już kilka razy? – Spróbowałam zażartować, ale nikomu nie było do śmiechu.
Mike tylko wymusił krzywy uśmiech.
– Nie mogę uwierzyć w to, że ktoś z moich przyjaciół może w jakiś sposób współpracować z Gacym... – wyszeptałam po chwili ciszy. – Znam swoich przyjaciół, oni nie mogliby...
– Skąd masz pewność, że robią to dobrowolnie? Znam różnych popaprańców i uwierz mi, mogą posunąć się naprawdę daleko, byleby tylko osiągnąć cel.
Zmarszczyłam brwi, myśląc o moich znajomych. Przywoływałam w myślach wspomnienia z nimi z ostatnich tygodni, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego w ich zachowaniu. Byli tacy, jak zawsze, trochę szurnięci i nieodpowiedzialni, ale nie zachowywali się tak, jakby chcieli mojej krzywdy.
– To moi przyjaciele...
Michael milczał przez dłuższy czas. Oboje nie wiedzieliśmy, co mamy powiedzieć, choć zapewne mieliśmy sobie dużo do powiedzenia.
– Załóżmy, że faktycznie ktoś z nich donosi Gacy'emu, kogo byś podejrzewała? – Na chwilę spojrzał mi w oczy, jakby chciał zobaczyć w nich odpowiedź.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Myślałam o tym długo i nie wiem, Mike.
Chłopak marszczył brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
– To nie ma sensu – odparł w końcu.
Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy. Marzyłam o tym, by znaleźć się jak najdalej stąd. Jednak wciąż tu tkwiłam i na nowo wracałam do tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni.
– Może to ci motocykliści? – zmarszczyłam brwi. – Calum mówił, że ich wcześniej nie widział, ale oni musieli kręcić się tutaj dużo wcześniej.
Mike zmrużył oczy, myśląc nad moimi słowami.
– Kiedy zorientowaliście się, że pojawił się ktoś nowy w mieście?
– Niedawno – odpowiedział, zbity z tropu moim pytaniem. – Jakieś dwa miesiące temu.
– Dwa miesiące temu dowiedziałam się o 'samobójstwie' Gacy'ego.
Spojrzeliśmy na siebie. Chyba myśleliśmy o tym samym. Te dwie sprawy nie mogły przypadkowo zbiec się w czasie.


*


– Delilah.
Podniosłam oczy znad miski płatków na mojego tatę i uniosłam brwi do góry.
Wyglądał tak, jakby nie przespał kilku nocy z rzędu. Na jego twarzy malował się wyraz zmartwienia i smutku. Wydawało mi się, że ma dla mnie jakieś złe wieści.
– Nie wiem, czy powinienem cię o to prosić – zaczął i spojrzał mi w oczy tak, jakby chciał mnie przeprosić. – Ale nie mam pojęcia, co mógłbym zrobić innego. Wydajesz się jedyną odpowiednią osobą.
– O co chodzi, tato?
Zaczęłam się denerwować, widząc, jak tata z trudem dobiera słowa.
Milczał przez dłuższą chwilę, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie ma mi nic dobrego do powiedzenia lub to, o co mnie chciał prosić, przerastało nawet jego.
– Chodzi o córkę Henry'ego...
– O Jess? – Zmarszczyłam brwi.
Skinął głową.
– Widzisz, kilka dni temu została napadnięta i... – urwał, patrząc mi prosto w oczy.
Przez pierwsze kilka chwil nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że Jess mogło stać się coś tak okropnego.
– Nie – wyrwało się tylko z moich ust.
– Nam wszystkim trudno w to uwierzyć – westchnął ciężko. – Dlatego pomyślałem, że mogłabyś z nią o tym porozmawiać. Wiem, że proszę o wiele, Delilah, ale ona sobie kompletnie z tym nie radzi.
Ocierałam łzy, a tata mówił dalej. Zdawało mi się, że sam miał ochotę się rozpłakać.
– Henry i Grace nie wiedzą, co robić. Poprosili mnie o pomoc, chyba nikt nie zrozumie ich tragedii lepiej niż my. – Przełknął ślinę. – Jessica targnęła się na swoje życie, ale w porę ją odratowano, nie chce rozmawiać z psychologiem, siedzi całymi dniami w swoim pokoju i płacze. Nikt nie umie do niej dotrzeć, więc może ty...
Pokiwałam twierdząco głową, zgadzając się od razu. Mimo że nie znałam dobrze Jess, czasem miałam okazję z nią rozmawiać. Jako że nasi ojcowie się przyjaźnili, czasami Jess spędzała u nas popołudnia, gdy Will i Henry prawowali nad sprawą. Jessica zawsze była pełna energii i potrafiła rozśmieszyć każdego dookoła. Chociaż czasem mnie denerwowała swoim nienaturalnym optymizmem, lubiłam ją i nigdy nie pomyślałabym, że spotka ją coś tak okropnego. Że spotka ją to, co spotkało mnie.
– Czy wiadomo, kto to zrobił? – spytałam szeptem.
Tata pokiwał przecząco głową.
Poczułam mdłości.


Wieczorem tego samego dnia pojechałam z tatą do Henry'ego. Siedząc w samochodzie, czułam jak mój żołądek boleśnie się kurczy. Byłam zdenerwowania, ponieważ nie miałam pojęcia, jak zareaguję, gdy zobaczę Jess. Wiedziałam, że będę na nowo musiała powracać do bolesnych wspomnień i na nowo to wszystko przeżywać. Nie byłam na to gotowa. I nie byłam pewna, czy jestem w stanie pomóc Jess przez to przejść, gdy ja sama jeszcze nie uporałam się z przeszłością.
Sam widok rodziców Jess wiele mnie kosztował. Czułam się zupełnie tak, jakby patrzyła na twarze moich rodziców trzy lata temu, widziałam na nich dokładnie te same uczucia bólu, smutku i rozpaczy.
Kiedy zobaczyłam Jessicę, zdawało mi się, że patrzę w lustro. Siedziała na łóżku, miała podpuchnięte od płaczu oczy, jej włosy było niedbale związane w kucyka, obejmowała się ramionami, jakby chciała obronić się przed kolejnym atakiem.
– Czego chcesz? – spytała, widząc mnie w drzwiach jej sypialni. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
Usiadłam koło niej na łóżku i ścisnęłam jej dłoń, w geście pocieszenia, choć wiedziałam, że to i tak nie sprawi, że poczuje się lepiej. Opowiedziałam jej o tym, że przechodzę przez to samo, co ona, że wiem, jak to jest czuć się bezwartościowym, że doskonale wiem, co oznacza czuć pustkę w środku. Słuchała mnie w milczeniu, a po jej policzkach spływały łzy. Moje serca łamało się na ten widok, ale obiecałam sobie, że nie będę przy niej płakać.
– On powiedział, że zrobi mi jeszcze gorsze rzeczy niż to – załkała. Spojrzała mi prosto w oczy, a mnie przeszedł dreszcz. Widziałam w nich czyste przerażenie. – Delilah... – Szloch targnął jej ciałem. Wpadła w panikę. – On... on... mówił o tobie.
Patrzyłam na nią i nie mogłam się ruszyć. Wstrzymałam oddech, mając nadzieję, że się przesłyszałam.
– On kazał mi ci to przekazać. – Wstała z łóżka i podeszła do jednej z szuflad i wyciągnęła coś z niej.
Siedziałam na jej łóżku i walczyłam ze łzami w oczach. Wszystko dookoła mnie zaczęło wirować, a w uszach zaczęło mi szumieć. Jess drżącą dłonią podała mi kilka kartek. Chwilę czasu zajęło mi odgadnięcie na co patrzyłam, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę.
– On powiedział, że jeżeli ci tego nie dam, to zrobi krzywdę moim rodzicom. Powiedział, że mam o tym nikomu nie mówić, bo inaczej... – Nie dokończyła, tylko się rozpłakała.
Gapiłam się tępo w zdjęcia, które trzymałam w dłoniach i czułam mdłości. Zobaczyłam na nich mnie i Chole razem w kawiarni, Daniela z rozciętą wargą, gdy stał przed szkołą, tatę, który właśnie wsiadał do samochodu. Był to dla mnie jasny przekaz, że Gacy trzyma nas wszystkich w garści.
Tylko dlaczego musiał posunąć się tak daleko, żeby dostarczyć mi te zdjęcia? Dlaczego musiał zniszczyć życie niewinnej rodzicie? Dlaczego musiał tak skrzywdzić Jess?
Schowałam te zdjęcia do kieszeni. Jessica mamrotała pod nosem niewyraźne słowa. Cała dygotała, więc objęłam ją ramionami. Nienawidziłam go za to, co nam zrobił, za to, że zniszczył wszystko, co obie miałyśmy. Nie miał prawa jej dotknąć, nie miał prawa jej skrzywdzić, nie miał prawa jej zastraszać. To była sprawa między nim a mną, a nie niewinną Jessicą, która nie miała pojęcia nawet, co on mi zrobił. Posunął się za daleko. Nie mogłam pozwolić na to, by nadal krzywdził innych ludzi. To musiało się wreszcie skończyć.
Poczekałam aż Jess uśnie i dopiero wtedy wyszłam z jej pokoju. Jej rodzice i mój tata czekali na mnie w salonie. Zapewne oczekiwali, że powiem im, że już z nią lepiej, ale nie zamierzałam ich okłamywać. Tata widząc, w jakim jestem stanie, zabrał mnie z ich domu, przepraszając mnie i równocześnie dziękując, że spróbowałam.
– Zawieziesz mnie do Chole? – Nie udawałam, że wszystko gra, ponieważ było zupełnie inaczej. – Potrzebuję rozmowy z nią.
Tata zgodził się od razu i już za kilka minut staliśmy przed domem mojej przyjaciółki. Wysiadłam i skierowałam się do jej drzwi, mimo że nie zamierzałam przez nie wchodzić. Chloe i tak nie było w domu, ponieważ pojechała do Ryana. Po prostu potrzebowałam wymówki, żeby spotkać się z The Snipers, tak żeby tata nic nie podejrzewał.
Zadzwoniłam do Xaviera i poprosiła go, żeby po mnie przyjechał, ponieważ to nie była rozmowa na telefon. Zgodził się i kazał mi czekać tam, gdzie stałam. On sam brzmiał tak, jakby był zdenerwowany i czymś zajęty. On i jego przyjaciele mieli pewnie dużo na głowie. Musiałam jednak opowiedzieć im o tym, co się stało Jess, ale nie wiedziałam, czy mogłam liczyć z ich strony na to, że się tym przejmą. Nadal myślałam o tym, by zadzwonić na policję, ale zdjęcia w kieszeni moich spodni zaczęły mi ciążyć i odpuściłam.
Mijały kolejne minuty, a ja czekałam na Xaviera. Z coraz większym zdenerwowaniem zagryzałam wnętrze swojego policzka i zaciskałam palce na pasku mojej torby. Teraz, kiedy straciłam poczucie bezpieczeństwa, nie lubiłam przebywać sama. Czułam, że wystawiam się mu na tacy.
Kiedy już przestawałam wierzyć w to, że Xavier naprawdę po mnie przyjedzie i miałam zamiar iść na najbliższy przystanek, dobrze znane mi czarne auto wjechało na ulicę. Nie podobało mi się to, że Xavier skłamał i osobiście po mnie nie przyjechał, tylko posłużył się swoim gburowatym przyjacielem.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Wymieniłam krótkie spojrzenie z Lukiem i odwróciłam głowę w stronę okna. Nie miałam zamiaru opowiadać mu o Jess, a przy okazji o tym, co mnie spotkało. Nie chciałam znów widzieć jego wzroku, który wyrażał obrzydzenie.
– Co było aż tak ważne? – spytał zniecierpliwiony moim zawziętym milczeniem i unikaniem kontaktu wzrokowego.
– To nie twoja sprawa. Xavier miał po mnie przyjechać.
– Xavier jest trochę zajęty, więc go zastępuję. O co chodzi?
Luke patrzył na mnie twardym wzrokiem. Wyglądał na wyprowadzonego z równowagi, ale nie wydawało mi się, żebym ja była tego przyczyną.
Westchnęłam ciężko. Oni musieli o tym wiedzieć.
Wyciągnęłam pogięte fotografie, które dała mi Jess, z kieszeni i podałam je Lukowi, gdy staliśmy na czerwonym świetle. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Dostałam je od Gacy'ego – wyjaśniłam szeptem. Widząc minę Lucasa, dodałam zaraz: – Znaczy... On zmusił Jessicę, córkę przyjaciela taty, żeby mi je przekazała.
Wyjaśnienie tej sytuacji Lukowi było dla mnie trudne, ponieważ w pewnym sensie wracałam do tego, co mnie również zrobił Gacy. Przed oczami widziałam cały czas skuloną sylwetkę Jess i ogarniała mnie coraz większa rozpacz i złość. Może gdyby wydarzenia sprzed trzech lat potoczyły się inaczej, Jessica nie przechodziłaby teraz przez załamanie psychiczne, nie targnęłaby się na swoje życie. Wiem przez co przechodziła, ponieważ ja sama wciąż musiałam się mierzyć z potwornymi uczuciami każdego dnia. Gacy odebrał mi wszystko. I mimo że miałam myśli samobójcze, nigdy nie przełożyłam w ich w działanie. Ból i nienawiść był nie do zniesienia, ale nie zamierzałam umierać. Ponieważ moje życie było jedyną rzeczą, której ten potwór mi nie odebrał.
– Ona była niewinna – wyszeptałam. Mój głos drżał, a do oczu wciąż napływały łzy, które za wszelką cenę próbowałam przełknąć. – To moja wina, gdyby...
– Czyli ona go widziała? – przerwał mi Luke. – I kazał jej przekazać ci te zdjęcia? Zrobił to wszystko tylko po to, żeby przekazać ci zdjęcia?
– Nie rozumiesz? On pokazuje, że ma mnie w garści, że nie mogę nic zrobić. Jest zdolny do wszystkiego. Skoro zrobił coś takiego Jess, to dlaczego nie mógłby zrobić tego Chloe? – Przycisnęłam dłonie do skroni, by zmniejszyć w nim bolesne pulsowanie.
Hemmings długo myślał nad moimi słowami. Wpatrywał się w drogę, a ja wpatrywałam się w niego. Spodziewałam się, że zapewni mnie, że znajdą tego bydlaka, że on nie ma prawa krzywdzić niewinnych ludzi, jednak Luke milczał.
Przyglądałam się twarzy Lucasa i próbowałam dostrzec choć jedno jej drgnięcie. Minę, która pokaże, że przejmował się tym, co działo się dookoła mnie, że nie jest mu obojętny los Jess. Zamiast tego widziałam tylko ponurą twarz, sine cienie pod oczami i malinowe usta, które od czasu do czasu zaciskały się w cienką linię. Szara cera chłopaka i zmęczenia, które malowało się na jego twarzy wskazywało na to, że nie spał pewnie od kilku dni. Niebieskie oczy, mimo że wciąż twarde i niewzruszone, były nieco zmrużone.
Twarz Luke'a, na którą teraz patrzyłam była czymś nowym. Nie wyglądał wprawdzie na zmartwionego czy wystraszonego, ale wyglądał tak, jakby coś go bolało. Możliwe, że faktycznie tak było. Jednak coś w jego zachowaniu mówiło mi, że tutaj nie chodzi tylko o ból fizyczny. Chodziło o coś poważniejszego.
– Gdzie jedziemy?
Luke oblizał swoje wargi i uciekł wzrokiem w bok. Zastanawiał się nad odpowiedzią.
Czekałam cierpliwie na odpowiedź. Nie miałam już sił na kolejną kłótnię.
-- Do Jareda.
  • *
Jared mieszkał w małej kawalerce w starej kamienicy. Jego mieszkanie było małe, duszne i panował w nim okropny nieporządek. Siedziałam w jego ciasnym salonie i wodziłam wzrokiem po pomieszczeniu. Wszędzie leżały książki i to nie byle jakie książki, wszystkie z dziedziny informatyki, kodowania i innych rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Większość z książek była zniszczona, co wskazywało na to, że Jared często z nich korzystał. Musiał być naprawdę bystry, ponieważ byle kto nie dałby sobie rady z takimi trudnymi rzeczami.
Obserwowałam widok za oknem i próbowałam przysłuchać się rozmowie dwójki chłopaków, którzy stali w kuchni i mówili ściszonymi głosami. Zabronili mi być przy tej rozmowie. Nie podobało mi się to, ponieważ chciałam wiedzieć, co się działo i dlaczego przyjechaliśmy akurat tutaj. Coś musiało być na rzeczy, bo i Jared i Luke wyglądali na zdenerwowanych i zaniepokojonych. Może chodziło o nowy gang motocyklistów, może policja siedziała im na karku, a może byli na tropie złapania Gacy'ego. Zostały mi tylko domysły, które doprowadzały mnie tylko do jeszcze większej paranoi.
– O czym rozmawialiście? – spytałam Jareda, gdy ten wszedł do pokoju i podał mi szklankę wody.
– O naszych sprawach – odpowiedział za niego Luke. – Bierz się do roboty, zaczekam. – Zwrócił się do przyjaciela.
Jared posłał mi przelotnie spojrzenie i zniknął w korytarzu, zostawiając mnie samą z Hemmingsem. Luke nie był zainteresowany udzieleniem mi jakichkolwiek wyjaśnień, nawet na mnie nie spojrzał. Zawiesił wzrok gdzieś w przestrzeni i kompletnie ignorował spojrzenie, które w niego wbijałam.
– Dlaczego niczego mi nie mówicie?
Lucas westchnął zrezygnowany.
– A było tak pięknie, gdy milczałaś...
– Chcę wiedzieć. Mam już dość siedzenia z założonymi rękami i patrzenia jak ledwo co radzicie sobie z tym bałaganem.
– Radzimy sobie bardzo dobrze – mruknął Luke, przymykając oczy.
– Właśnie widzę, radzicie sobie cudownie. Nadal nie macie nic o tych motocyklistach, nie macie pojęcia, gdzie jest Gacy, a policja niedługo do was dotrze, bo macie wtyczkę w swoim otoczeniu. Radzicie sobie cudownie.
Hemmings zacisnął zęby. Najwidoczniej nie lubił, gdy ktoś oceniał go i jego przyjaciół, ale miałam to w nosie. Byłam chyba jedyną osobą, która patrzyła realnie na sytuację, mimo że nie do końca wiedziałam, co jest grane.
– Dlaczego nie powiesz mi, dlaczego przyjechaliśmy do Jareda? Znów ma kogoś znaleźć?
– Przestań mówić – jęknął. Siedział z zamkniętymi oczami. Nie wyglądał na szczególnie poruszonego.
– Jak możesz siedzieć spokojnie, gdy Jessice zrobiono coś tak okropnego? Nie obchodzi cię to, że twoi przyjaciele narażają swoje życie? – Wybuchłam. Miałam po dziurki w nosie jego ignoranckiego zachowania. – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że ktoś ostrzelał samochód Michaela, włamał się na waszą posesję!
– Uwierz mi, zdaję sobie z tego doskonale sprawę. – Otworzył swoje niebieskie oczy i spojrzał na mnie w taki sposób, że miałam ochotę skulić się w sobie. – A twoje ciągłe narzekanie i panikowanie wcale nam nie pomaga. Pakujesz się w kłopoty i sama prosisz się o to, żeby spotkało cię coś złego. Nie powiem ci, co się dzieję, bo nie poradzisz sobie z tym. Jesteś zbyt słaba, by udźwignąć tą sytuację.
Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Można mi było zarzucić wszystko, naprawdę wszystko, ale nie to że byłam słaba.
– Jestem zbyt słaba? – powtórzyłam cicho. Moja dolna warga zadrżała. – Ja jestem zbyt słaba? – Zaśmiałam się histerycznie, uciekając wzrokiem w bok. – O niczym nie masz pojęcia! Nie masz prawa mówić mi, że jestem słaba. Przeżyłam więcej niż ty! Byłam w samym środku piekła. – Zerwałam się z kanapy, kiedy w moich oczach zalśniły łzy. – Patrzyłam, jak wszystko co kocham, zostaje zniszczone! Umierałam każdego dnia, oglądałam cierpienie moich najbliższych i mimo wszystko stoję tu teraz i walczę z tym piekłem ponownie. – Zaczęłam rozpinać guziki mojej koszuli. Lucas obserwował mnie, a na jego twarzy wreszcie zawitało jakieś inne uczucie niż chora obojętność. – Widzisz to? – odsłoniłam swój brzuch i klatkę piersiową. Znajdowało się tam mnóstwo jasnych, wypukłych blizn, które szpeciły moją bladą skórę. – Nie wiesz, jak to jest patrzeć codziennie w lustro i oglądać je, przeżywać cały ten koszmar wciąż od nowa, brzydzić się sobą. O niczym nie masz pojęcia.
Luke rozchylił usta. Wyciągnął dłoń, by dotknąć jedną z blizn na moim brzuchu, ale odsunęłam się gwałtownie. Stałam przed nim całkowicie naga, nie fizycznie, ale psychicznie. Odsłoniłam przed nim moje największe demony, swoje słabości. On mógł zrobić z tym, co tylko zechciał. Mógł mnie wyśmiać, albo jeszcze gorzej – mógł potraktować to obojętnie. Moje cierpienie mogło go w ogóle nie obchodzić. Jednak mimo wszystko powiedziałam mu o nim. Może to sprawiłoby, że brzydziłby się mną trochę mniej.
Pociągnęłam nosem, próbując opanować płacz. Moje ciało dygotało. Byłam rozchwiana emocjonalnie i rozsypywałam się na kawałeczki.
Mina Luke'a było nie do zdefiniowania. Nie umiałam nazwać uczuć, które malowały się na jego twarzy, ale na pewno nie było to współczucie czy zrozumienie. Chciałam, żeby przestał na mnie patrzeć w ten sposób. Czułam się jeszcze bardziej obnażona. Dlaczego nie odwrócił wzroku? Moje blizny były obrzydliwe, każda z nim przypomniała, że ten potwór położył łapska na moim ciele i zostawił na nim pamiątkę po sobie. Jednak on wciąż na mnie patrzył, nawet wtedy, gdy blizny zniknęły pod moją koszulą. Choć wydawać się mogło, że nadal je widział przez materiał. Jego oczy spotkały moje dopiero za kilka chwil i gdy zajrzałam w jego stalowe tęczówki, wzdrygnęłam się. Płonące w nich uczucie było czymś, co sprawiło, że cofnęłam się o krok.
Niech wreszcie przestanie na mnie patrzeć.
Luke otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wyszedł spomiędzy jego warg. Jared wtargnął do pokoju i zatrzymał się gwałtownie widząc naszą dwójkę. Był zdezorientowany.
– O co chodzi? Masz coś? – Luke mimo że zwrócił się do swojego niego, wciąż patrzył na mnie.
Czułam mdłości.
– Christopher Milton – odpowiedział Jared. – To Chris.
Luke pobladł jeszcze bardziej niż wcześniej i pokręcił przecząco głową.
– To niemożliwe, nasz Chris nie mógł tego zrobić. – Wstał z kanapy i zabrał od Jareda kilka kartek. Studiował je uważnie, a zmarszczka między jego brwiami pogłębiała się. – To są jakieś jaja.
Jared stał z opuszczonymi ramionami i oddychał głęboko.
– Co się dzieje? Kim jest Christopher?
– To on podobno zgwałcił Jessicę, twoją koleżankę. – Kartka, którą trzymał Luke została zgnieciona w kulkę i ciśnięta o ścianę. – To niemożliwe.
Musiałam usiąść, by nie upaść. Nie nie miało sensu. Przecież wiadomo było, że Jess skrzywdził ktoś inny, nie Chris, kimkolwiek on był. Zdjęcia były jasną wiadomością dla mnie. Poza tym mała literka G na odwrocie każdego zdjęcia mówiła sama za siebie. To musiała być jakaś pomyłka.
– Jadę do niego, myślisz, że policja już go zgarnęła? – Luke kierował się w stronę wyjścia, a Jared zaraz za nim.
– Nie wiem, możesz spróbować.
– Kto zeznał, że to on? – spytałam. – Musieli jakoś wytypować go jako podejrzanego. Wyniki badań nie mogły przyjść tak szybko.
– Anonimowy świadek – odparł Jared. – Lucas, nie wiem, czy to dobry pomysł. Możesz trawić w sam środek obławy policyjnej.
– Jadę z tobą. – Zabrałam swoją torebkę i poszłam z Hemmingsem.
– Nie ma mowy, Jared odwiezie cię do domu – nakazał. – Muszę to sprawdzić.
– Nie, Luke, jadę z tobą – nalegałam. – Nie mogę siedzieć w miejscu.

Chłopak westchnął, patrząc mi w twarz. Skinął głową i zniknął na klatce.

Od autorki: przepraszam

Rozdział 22

Mimo szlabanu danego przez tatę, Daniel i tak wymykał się z domu, żeby spotkać się z The Snipers. Mówił mi, że jest im potrzebny. Nie widziałam się z żadnym z nich od wyścigów, kiedy Luke odwiózł mnie do domu. Pytałam Daniela nie raz o to, czy mają coś nowego, co zamierzają dalej robić i kiedy to wszystko się skończy, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Jedyne, co uzyskałam to poczucie winy, ponieważ przez bałagan panujący w moim życiu, zaniedbywałam rodzinę i przyjaciół. Tata wciąż był zły na mnie i Daniela, prawie nie rozmawialiśmy z nim, ale za to musieliśmy odbyć poważną rozmowę z mamą, która również była na nas wściekła. Daniel jednak najbardziej oberwał. Mama i tata powtarzali mi w kółko, że zawiódł ich, że jest nieodpowiedzialny i że marnuje sobie w ten sposób życie. I mimo że Dan mówił mi, że ma ich słowa gdzieś, wiedziałam, że jest odwrotnie. Słowa rodziców sprawiły mu ból.
– Powinieneś odpocząć. Prawie nie sypiasz, całe noce jesteś poza domem. – Westchnęłam, kiedy spojrzałam na bladą twarz Daniela.
– Jest okej – mruknął tylko.
– Mówię poważnie, Daniel – odparłam. – Nie pociągniesz tak długo.
– Nie martw się. – Posłał mi wymuszony uśmiech. – Jest okej. – I nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł z domu.
Żadne z nas nie przestrzegało szlabanu. Daniel wyszedł z domu, mimo zakazu, a do mnie z kolei przyszli Chloe i Ryan. I choć przez chwilę mogłam porozmawiać z kimś normalnie i odpocząć od problemów. Przykładałam się teraz jeszcze bardziej niż kiedyś do udawania, że u mnie wszystko w porządku i że czuję się dobrze. Czasem miałam wrażenie, że Chloe wcale tego nie kupowała, ale nie pytała mnie o nic, za co byłam jej wdzięczna.
– Dee – zagadnęła Chloe, kiedy Ryan wyszedł do łazienki. – Jak u Dana? – spytała szeptem. – Nadal ma jakieś kontakty z Hemmingsem?
– Chyba nie – odpowiedziałam, choć było zupełnie inaczej. – Teraz jest lepiej. Tata dowiedział się o wszystkim i potrząsnął nim.
– To dobrze – uśmiechnęła się. – Mówiłam, że wszystko się ułoży? – Szturchnęła mnie w ramię. – Wystarczy trochę czasu i wszystko się poukłada. Dan się ogarnie, ty znajdziesz sobie nowego chłopaka, skończymy szkołę, pójdziemy razem na studia i będziemy żyć długo i szczęśliwie.
– Czy mówiłam ci, jak bardzo uwielbiam twój optymizm? – Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
Cieszyłam się, że mogłam normalnie z kimś porozmawiać o zwykłych rzeczach. Ryan opowiadał żarty i zabawne historie, które mu się przytrafiły w pracy. Odpoczęłam przy nich psychicznie i choć na moment odprężyłam się.
Kiedy wyszli, pozamykałam drzwi i zabrałam się za pracę domową. Zaniedbywałam szkołę coraz bardziej i w ogólnie nie przykładałam się do nauki. Do egzaminów końcowym było jeszcze dużo czasu, ale wiedziałam, że ciężko będzie mi nadrobić zaległości. Czułam się dziwnie, gdy planowałam na jaką uczelnie pójdę, skoro nie byłam pewna, czy uda mi się przetrwać kolejny dzień. Nie zakładałam, że uda mi się przeżyć do egzaminów końcowych, ale czepiałam się kurczowo moich planów o pójście na studia.
Zawsze marzyłam o ratowaniu ludzi. Od dziecka chciałam zostać lekarzem. Kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami i stroiły je w różowe sukienki, ja badałam je, podawałam im leki i opiekowałam się nimi niczym pani doktor. Z wiekiem chęć pomagania innym ludziom stawała się coraz silniejsza, angażowałam się w zbiórki pieniędzy na cele charytatywne, po ukończeniu osiemnastu lat zostałam dawcą krwi i zarejestrowałam się jako dawca szpiku. Gdy byłam dzieckiem wyobrażałam sobie siebie w przyszłości jako panią doktor, która jest bohaterką i ratuje ludzi. I nawet to, co zrobił mi Gacy, nie zabiło we mnie tego marzenia. Choć przez bardzo długi czas myślałam, że to zabiło mnie i mimo że nadal oddychałam, jadłam i chodziłam, nie oznaczało, że żyłam. To marzenie obudziło się we mnie ponownie kiedy Daniel pierwszy raz wdał się w bójkę z jednym z zawodników drużyny futbolowej. Znalazłam go w męskiej łazience, próbującego zatamować krwawienie z nosa. Opatrzyłam jego siniaki i zatamowałam krwawienie z nosa, zawiozłam go do szpitala, żeby nastawili mu nos, ponieważ był złamany. Od tamtej pory towarzyszyło mi nieodparte poczucie odpowiedzialności za mojego brata. Postawiłam sobie za cel opiekowanie się nim, tak jak on opiekował się mną.
Teraz z perspektywy czasu mogłam dostrzec, że Dan zawsze nade mną czuwał, mimo że był moim młodszym bratem. Jemu opieka nade mną szła znacznie lepiej niż mi opieka nad nim. Posunął się do absurdalnych rzeczy, byleby tylko mnie ochronić. Nigdy nie zdołałabym mu się odwdzięczyć, za to ile dla mnie zrobił. Patrząc obiektywnie na wydarzenia ostatnich tygodni, nie tylko mój brat próbował mnie chronić. W jakiś dziwny i niezrozumiały dla mnie sposób, członkowie The Snipers też w pewnym sensie to robili. Luke uratował mnie przed staranowaniem, Calum ocalił mnie przez gangiem motocyklistów, a Xavier oszczędził mi nocy spędzonej na ulicy i bezpiecznie odwiózł do domu.
Właśnie. Wiedziałam, że coś mi umykało. A mianowicie Xavier Smith, którego akta wciąż leżały w mojej torbie i do których wciąż nie zajrzałam. Zapomniałam o nich, kiedy złapano mnie w gabinecie Atkinsona.
Czym prędzej zajrzałam do swojej torby w poszukiwaniu teczki. Jednak jej tam nie było. Próbowałam sobie przypomnieć, czy gdzieś jej nie schowałam, ale ona cały czas była w moje torbie. Nie wyjmowałam jej, a teraz jej nie ma. Przeszukałam jeszcze inną torbę i całe biurko dla pewności, że gdzieś jej tam nie położyłam, ale nigdzie jej nie znalazłam. Teczka zapadła się pod ziemię. Naszły mnie złe przeczucia. Teczka sama z siebie nie mogła zniknąć. Więc albo ją zgubiłam albo ktoś wyjął ją z mojej torby. Podejrzewałam, że zrobił to tata. Ale dlaczego nie powiedział mi o tym, co znalazł w mojej. Dlaczego nie zrobił mi z tego powodu awantury? Przecież jako prawnik nie mógł pozwolić sobie, by jego wspólnikom wykradano akta spraw. A co jeżeli to nie tata wyjął teczkę z mojej torby? Może zrobił to Daniel? Jeżeli tak, to teraz The Snipers na pewno mnie załatwią, ponieważ już nie pierwszy raz mieszam się w ich sprawy. A jeśli Luke powiedział im, że rozmawiałam o nich z Maxem, jestem już martwa.
Przeszukałam cały swój pokój oraz pokój mojego brata. Byłam przerażona tym, że ktoś miał dostęp do teczki, którą wykradłam, a która powinna była spoczywać na regale w gabinecie Atkinsona.
Teczka z aktami sprawy Smitha zniknęła, a ja straciłam już pomysły gdzie mogłaby być i kto mógłby ją wziąć. Jedyne, co mi teraz zostało, to zapytanie Daniela, czy jej nie wziął.
I tak też zrobiłam. Kiedy mój brat wrócił po godzinie do domu, zapytałam go o teczkę.
– Jaka teczka? Niczego od ciebie nie brałem. – Zerknął na mnie zmieszany.
– Już nieważne. – Machnęłam ręką.
– Czy w tej teczce było coś ważnego? – spytał, marszcząc brwi.
Skrzywiłam się i westchnęłam ciężko. Musiałam powiedzieć mu prawdę. Choć pewnie nie będzie zachwycony tym, że teczka z informacjami o Xavierze zaginęła i ktoś miał dostęp do jego danych i całej historii procesu.
Opowiedziałam Danielowi o rozmowie z komisarzem, o tym, że wspólnik taty trzy lata temu prowadził sprawę Xaviera, o tym, że wykradłam teczkę z aktami tej sprawy z gabinetu Atkinsona i o tym, że tata mnie złapał na gorącym uczynku. Daniel wysłuchiwał mnie w ciszy, od czasu do czasu zaciskając usta, jakby powstrzymywał się przed powiedzeniem mi czegoś. Z jego miny mogłam wywnioskować, że nie był zadowolony moim działaniem na własną rękę i tym, że grzebałam w sprawach jego przyjaciół.
– Kto miał dostęp to tej teczki? – wycedził Dan, gdy skończyłam.
– Ja, i ty, i tata – mruknęłam. Czułam się winna. Zupełnie jakbym wyrządziła komuś krzywdę przez własną głupotę, choć wcale tak nie było. – Każdy, kto był w domu.
Daniel przetarł twarz dłońmi i przymknął oczy. Najwyraźniej potrzebował chwili na przetrawienie tego, co mu powiedziałam.
– I co teraz zrobimy? – spytałam zrezygnowana. – Powiesz im o tym?
– Nie – zaprzeczył. – Nie wiem... Cholera jasna! Po co się w ogóle w to mieszałaś? Prosiłem cię, żebyś odpuściła, a ty nadal swoje. Nie musisz im ufać. Nigdy tego od ciebie nie wymagałem. Wystarczy, że zaufasz mi. – Patrzył na mnie karcąco, a moje wyrzuty sumienia się nasiliły. Zgotowałam mu kolejną porcję kłopotów i pewnie nieźle oberwie za moje lekkomyślne zachowanie.
– Dan, nie mam pojęcia się się dzieje. Niczego mi nie mówisz. Przecież sam powiedziałeś, że nie możesz mnie chronić przez niewiedzę. Wszystko się coraz bardziej komplikuje i nie rozumiem tego, co zaczyna się dziać. – Mówiłam słabym głosem. Ucisk w klatce piersiowej nabrał na sile. – Boję się, Dan. – Spojrzałam mu w oczy. – Boję się o ciebie, o Chloe, o Seana. Boję się nawet o Caluma i Michaela.
– Delilah – wymamrotał mój brat, zmieszany moim słowami.
– To zaszło dalej niż myślałam. Ktoś próbował mnie zabić, trafiłam na jakiś gang motocyklistów, ktoś podpalił samochód taty, włamał się do domu i zamontował w nim podsłuch. – Wymieniałam, a mój głos coraz bardziej drżał. – A wiesz co jest najgorsze? Że ja znam osobę, która to zrobiła.
Dan otworzył szerzej oczy.
– Znasz go?
– Tak, ale... Słyszałam śmiech osoby, która do nas się włamała i... i ja znałam ten śmiech, ale nie wiem do kogo należy. – Wzięłam głęboki wdech. Zamierzałam podzielić się z Danielem moimi podejrzeniami. – Osoba, która włamała się do sekretariatu, ta która mnie śledziła po imprezie i ta, która włamała się do naszego domu, to jeden i ten sam mężczyzna, Dan. A skoro to nie Luke, ani żaden z The Snipers... A ja znam tą osobę to...
– Myślisz, że ktoś z twoich przyjaciół współpracuję z Gacym? – Daniel zerwał się na równe nogi i zaczął krążyć po pokoju. – To by się zgadzało. Żeby dostać się na podwórko, trzeba znać kod do furtki. Wszyscy twoi znajomi go znają, prawda?
– Znają też kod po zmianie – dodałam szeptem.
– Czyli ten ktoś może wejść do naszego domu, kiedy mu się tylko podoba. Cudownie, kurwa. Jakbyśmy mieli za mało problemów. – Splunął rozzłoszczony. – Będę musiał powiedzieć o tym chłopakom.
– Dan, proszę, nie mów im o teczce – jęknęłam zrozpaczona. – Oni mnie za to zabiją.
Spojrzał mi w oczy, myśląc na moją prośbą, a następnie skinął głową.
– Na razie się o tym nie dowiedzą – powiedział z poważną miną. – Ale musimy im powiedzieć o twoich domyśleniach.
Pokiwałam głową i w tym samym momencie zabrzęczał mój telefon. Wymieniłam z Danielem spojrzenia, a następnie zerknęłam na telefon.
Zabawa właśnie się rozpoczyna. Życzę ci powodzenia, Delilah. G.
Pojedynczy szloch wyrwał się z moich ust, kiedy przeczytałam wiadomość. Dan zabrał mi telefon z ręki i przeklął głośno.
– Ten ktoś ma również dostęp to twojego nowego numeru – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Widziałam w jego oczy, że jego też to wszystko powoli zaczyna przerastać.
– Ale co oznacza, że zabawa właśnie się rozpoczyna? – wyszeptałam.
Daniel mi nie odpowiedział, bo jego telefon zaczął dzwonić.
– To Mike – odparł krótko i odebrał. – O co...? Jak to? Okej, czekamy.
– Co się stało? – Ściągnęłam brwi, zaniepokojona telefonem Michaela. – Czy to ma coś wspólnego z SMS-em, którego przed chwilą dostałam?
– Nie wiem – burknął. – Powiedział, że ktoś wszedł na nasze terytorium i zostawił po sobie ślad. Chcą, żebym to zobaczył. Mike po nas jedzie.
– Myślisz, że oni też są na celowniku Gacy'ego?
Dan westchnął ciężko i wzruszył ramionami.
Nie czekaliśmy długo na Michaela. Za kilkanaście minut zaparkował przed naszym domem i zatrąbił. Mimo że nie chciałam jechać razem z Danielem do domu The Snipers, nie miałam wyjścia. Dan powiedział stanowczo, że nie zostanę sama w domu. A ja nie protestowałam, widząc, że jest na skraju wytrzymałości nerwowej i coraz bardziej się o mnie martwi. W drodze powiedział Michaelowi o moich podejrzeniach, na co Mike zareagował podobnie do Daniela na moje słowa. Przeklął siarczyście i powiedział, że to jest dość prawdopodobne.
– Dlaczego ta sprawa jest tak ważna, że musiałeś po nas przyjechać? – spytał Daniel.
– Chyba wiem, kto donosi na nas gliną. Prawdopodobnie znamy też gang, do którego należy przyjaciel Delilah. – Michael wypluł te słowa, krzywiąc się. – Dee, powiedz mi jak wyglądał motocyklista, z którym spotkałaś się razem z Emmą?
– Był wysoki i strasznie blady. – Zmrużyłam oczy, starając sobie przypomnieć przywódcę gangu motocyklistów. – Miał czarne oczy, mówił z akcentem. Nie wiem, nie pamiętam dokładnie. Emma go znała, może powinniście z nią porozmawiać. Dlaczego pytasz?
– Cholera, to nie on – bąknął chłopak. – To nie Singh.
– Zaraz, to Singh miał kopię mojego prawa jazdy, tak? O co chodzi, Mike?
– Sami zobaczycie – odrzekł.
Za kilka minut Mike zatrzymał samochód na podjeździe przed swoim domem. Nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać, ale denerwowałam się. Mój żołądek zaciskał się boleśnie, a dłonie zaczynały drżeć.
Daniel i Michael wysiedli pierwsi. Ja musiałam chwilę odczekać, by zdobyć się na odwagę. Bałam się stanąć twarzą w twarz z całym The Snipers, ale jeszcze bardziej bałam się stanąć twarzą w twarz z tym, co sprawiło, że Michael był wściekły.
Kiedy wysiadłam z samochodu, zobaczyłam przed domem mojego brata i Michaela wraz z Ashtonem, Calumem i Xavierem. Zmarszczyłam brwi zaintrygowana, dlaczego stali przed domem?
Rozejrzałam się po okolicy i dopiero wtedy dotarło do mnie, że w pobliżu nie było żadnego domu tylko drzewa i pola wyschniętej trawy. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, w jakiej okolicy mieszkali. W każdym razie, nie była ona przyjemna ani bezpieczna, ale czego mogłam się po nich spodziewać.
Przemierzałam podjazd, zbliżając się powolnie do chłopaków i wsłuchując się w trzeszczenie żwiru pod moimi butami. Już z oddali słyszałam ich podniesione głosy.
– To jest chyba pieprzony żart – warknął Xavier. – Kolejny gang?
– Może zrobiła to tylko banda głupich dzieciaków? – Calum próbował uspokoić przyjaciół.
Stanęłam za nimi, nie mając pojęcia, o co im chodziło i dlaczego byli tacy zdenerwowani. Nawet Michael i Xavier, którzy zawsze byli opanowani i zachowywali zimną krew byli wkurzeni.
Kłócili się. Nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi, nawet mnie nie zauważyli. Wyminęłam ich, żeby zobaczyć to, na co patrzyli i stanęłam jak wryta.
Na drzwiach garażu widniało ogromne graffiti. Ale to nie było byle jakie graffiti. Było dopracowane w każdym celu. Można by było uznać je za sztukę uliczną, gdyby nie to, że było w nim coś przerażającego. I... i znajomego.
Na garażu widniały dwie wielkie litery namalowane krwistym czerwonym kolorem. Obok nich znajdowała się trupia czaszka w kasku, od którego odchodziło złote skrzydło.
Przekrzywiłam głowę w bok. Już gdzieś widziałam te litery i ten znak. Jednak mimo moich wysiłków, nie mogłam sobie przypomnieć gdzie już to widziałam. Ale doskonale pamiętała co oznaczały dwie wielkie czerwone litery HA.
Wciąż słyszałam krzyki chłopaków, którzy stali za mną. Oni nie mieli pojęcia na co patrzyli, ale ja wiedziałam.

– To jakby inicjały – powiedziałam sama do siebie, mrużąc oczy. Chłopaki za mną umilkli. – Hells Angels.

Od autorki: hej! Tak jak obiecałam, rozdział pojawił się dzisiaj w rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Jak wam przebiegło rozpoczęcie? Ja jestem trochę przerażona klasą maturalną, ale jestem też zmotywowana do nauki, więc jakoś dam radę. Za was również trzymam kciuki! Dacie radę!
Jak wam się podoba rozdział? Tak jak mówiłam, to też jest rozdział przejściowy, choć już trochę akcja pod koniec się rozwija. Mam nadzieję, że coś rozumiecie z tego rozdziału, bo wiem, że jest trochę pogmatfany (idk czy jest takie słowo).
Piszcie co sądzicie o rozdziale. Pod ostatnim postem był tylko jeden komentarz, co bardzo mnie zasmuciło. Jeżeli ktoś tu jeszcze jest, niech napisze choć krótki komentarz. Proooszę bardzo ładnie o to. :)
Postaram się wstawić kolejny rozdział 12 września. Od razu uprzedzam, że mogę się nie wyrobić. Zaczęła się szkoła, a ja mam masę nauki w tym roku. Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Od matury zależy moje przyszłe życie.
Dziękuję wszystkim, którzy to czytają i tu i na wattapdzie! Jesteście cudowni.
Love y'all!
Minette
Layout by Neva