Pamiętam, gdy
pierwszy raz od bardzo dawna zdałam sobie sprawę, że wreszcie
znalazłam ludzi, którzy stali się moimi najlepszymi przyjaciółmi.
Pochylali się oni nade mną, patrząc na mnie uważnie. Było
upalnie i wiał silny wiatr. Idealny dzień, by uczyć się
surfowania. Sean przygotował dla mnie deskę i udzielał mi
instrukcji, od czasu do czasu, żartując z mojej niezdarności. Nie
byłam pewna, co do stanięcia na desce o własnych siłach.
Najzwyczajniej w świecie bałam się, a burzące się fale wcale nie
dodawały mi odwagi. Za to uśmiechy Seana i Chloe działały na mnie
uspokajająco.
„Nie pozwolę
ci spaść”. Słowa Seana odnosiły się do czegoś więcej niż
tego, że bałam się ześlizgnięcia z deski na szalonych falach.
Stanęłam
chwiejnie na desce, jednak już po kilku chwilach straciłam
równowagę i wpadłam do wody. Pamiętam doskonale moje przerażenie,
gdy machałam rękami i nogami, by dostać się na powierzchnię, ale
byłam zbyt spanikowana, żeby moje ruchy przynosiły jakieś
rezultaty.
I znikąd
pojawiły się dłonie Seana, które pochwyciły mnie i mocno
przycisnęły do jego piersi.
„Czasem nie
można uchronić kogoś przed upadkiem” powiedziała Chloe, gdy
Sean położył mnie na piasku i odgarnął włosy z mojej twarzy.
Byłam zbyt wyczerpana, by wykonać jakikolwiek ruch, a słona woda
paliła mój przełyk.
„Ale zawsze
mogę pomóc ci się podnieść” dodał Sean i posłał mi szeroki
uśmiech, który uspokoił moje szybko bojące serce.
„Od tego są
przyjaciele” Chloe chwyciła mnie za rękę i również się
uśmiechnęła.
Ich uśmiechy
ciągle widniały przed moimi oczami, kiedy otworzyłam oczy.
Rozejrzałam się po salonie, mając ważnienie jakbym siedziała w
kompletnie obcym mi miejscu.
Moje życie
zmieniło się diametralnie w zaledwie dobę. Czułam, że wszystko
dookoła mnie się wali, że nie ma już w moim życiu czegoś
stałego, czegoś, co stanowiłoby dla mnie podporę. Moi przyjaciele
mnie okłamywali, mój chłopak również, Daniel nie był już tym
samym człowiekiem. A mój największy koszmar powrócił, choć
myślałam, że uwolniłam się od niego.
Czułam się jak
zaszczute zwierzę w klatce. On chodził, bawił się mną, sprawiał,
że traciłam poczucie bezpieczeństwa, traciłam wiarę, traciłam
swoje dotychczasowe życie. Jeden telefon odmienił mój świat.
Jeden telefon sprawił, że wszystko wróciło.
– Miałeś
rację – wyszeptałam do Daniela, przenosząc na niego swoje
nieobecne spojrzenie.
– Co? –
Zmarszczył brwi, nie wiedząc o czym mówiłam.
– Miałeś we
wszystkim rację – jęknęłam, zaciskając oczy. To wszystko
działo się zbyt szybko. Nie umiałam zapanować nad swoimi
emocjami, które wymykały się spod mojej kontroli. Zresztą jak
wszystko. – W tym, że Matt mnie zdradza... w tym, że Gacy
wrócił. – Głos mi się złamał.
– Co?!
Daniel
natychmiast znalazł się przede mną i złapał mnie za ramiona,
patrząc w moje oczy. Jego brązowe oczy wyrażały zarówno strach,
jak i gniew, odrobinę szaleństwa.
– Rozmawiałam
z nim wczoraj – wykrztusiłam, sama nie wierząc własnym słowom.
– Nie wiem, jak to możliwe. Tata mówił, że Gacy popełnił
samobójstwo, więc jak mogłam z nim rozmawiać?
Twarz Daniela
wyrażała coraz mniej emocji aż w końcu pozostała na niej tylko
wściekłość.
- Sukinsyn jest sprytniejszy niż
myślałem – mruknął sam do siebie. – Co powiedział?
Zamknęłam oczy,
kiwając przecząco głową. Objęłam się ramionami i skuliłam się
w sobie. Nie chciałam wracać myślami do tamtej chwili, nie
chciałam słyszeć jego głosu, tych przeraźliwych słów.
– Delilah, co
on powiedział!? – Potrząsnął mną.
– Że każdy
czegoś pragnie. – Przełknęłam głośno ślinę. – I że
zobaczymy się wkrótce.
Daniel złapał
się rękami za głowę i zacisnął oczy. Z jego ust wydobył się
zduszony krzyk. Ten dziwny napad trwał kilka sekund, a gdy minął
wolałam, żeby mój brat nadal wyrywał sobie włosy z głowy. Jego
nastroje tak nagle się zmieniały, że nie mogłam za nimi nadążyć.
A zimna wściekłość, którą widziałam w oczach mojego brata nie
wróżyła nic dobrego.
– To wszystko
nie tak – warknął. – Wszystko wymyka się spod kontroli.
Mieliśmy załatwić to inaczej.
– Przez ten
cały czas... – Westchnęłam, kręcąc głową. – Przez ten
cały czas próbowałeś mnie chronić... A ja myślałam, że to ja
chroniłam ciebie.
Spojrzenie
Daniela nieco złagodniało. Usiadł koło mnie i wziął mnie za
rękę.
– Bo
chroniłaś. Posłuchaj, wiem, że nie możesz w to uwierzyć i nawet
nie wyobrażam sobie, co musisz teraz czuć. Ale on cię nie
skrzywdzi, rozumiesz?
– Nie
poradzimy sobie sami. Musimy iść z tym na policję, musimy
powiedzieć tacie, musimy...
– Delilah, nie
możemy – odparł spokojnie, patrząc mi w oczy. – Jeżeli nie
chcesz, żeby naszym bliskim nie stała się krzywda, nie możesz iść
z tym na policję.
– Więc co
mamy robić?
– Zostaw to
mnie – zapewnił. – Wszystkim się zajmiemy.
– Proszę,
powiedz mi, że nie mówisz o... – jęknęłam, zaciskając dłonie
w pięści. – Nie możesz ich w to mieszać.
– Już jest za
późno.
Ciężkie
westchnięcie wydostało się z moim ust. Czułam jak powoli uchodzi
ze mnie cała siła, czułam się jak przebity balon.
– Dlaczego...?
– zaczęłam, ale nie umiałam dokończyć pytania.
Tym razem Dan
westchnął i spojrzał w bok.
– Kiedy byłem
w Central Coast i rozmawiałem z Liz, ona była wręcz przekonana, że
Jonathana zabić mogła tylko jedna osoba. I chyba oboje wiedzieliśmy
jaka. Musiałem zacząć jakoś działać. Jared pomógł mi włamać
się do policyjnej kartoteki. Masa rzeczy tam się nie zgadzała,
data przyjęcia Gacy'ego do więzienia, lista jego zbrodni nagle
zaczęła się zwężać, ktoś jakby powoli kasował jego dane.
– Kim jest
Jared? – Zmarszczyłam brwi.
– Przyjaciel
Xaviera – wyjaśnił krótko. – Jared nie pytał, dlaczego tak
się tym interesuję, ale chyba wiedział, że ten skurwiel
skrzywdził kogoś mi bliskiego, bo poradził mi, żebym spróbował
w The Snipers. Oni chronią swoich przyjaciół i ich bliskich.
Wiedziałem, że gdy stanę się jednym z nich, zyskasz ochronę,
będziesz bezpieczna. Ale to nie było łatwe. Wziąłem udział w
wyścigach. Zawarłem umowę z Ashtonem – jeżeli wygram wyścig,
wprowadzą mnie w swój świat, a jeżeli przegram... Nawet nie
brałem tej opcji pod uwagę. Musiałem wygrać.
– Ale nie
wygrałeś – wtrąciłam szeptem. Powoli wszystko się układało,
ale zarazem nic nie miało sensu.
Daniel skinął
głową z ponurą miną i kontynuował.
– Luke mnie
zmiażdżył, ale Xavier powiedział, że mam potencjał i że
chciałby mnie lepiej poznać. I od tego się zaczęło. Musiałem
udowodnić im, że jestem lojalny. Nieraz oznaczało to krzywdzenie
ciebie, ale robiłem to dla twojego dobra. Zrozum, musiałem robić
te wszystkie złe rzeczy. – Patrzył mi prosto w oczy. Nie umiałam
odwrócić wzroku. – Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Nigdy.
Kolejna fala łez
wezbrała się pod moimi powiekami, ale zacięcie próbowałam nie
płakać. Daniel pierwszy powiedział mi całą prawdę, wreszcie się
przede mną otworzył. Spodziewałam się, że ta chwila przyniesie
mi ulgę. Ale nie przyniosła. Przyniosła jeszcze tylko więcej
wątpliwości, obaw, strachu.
– Więc te
wszystkie sytuacje... – odparłam niepewnie.
– Nie chciałem
żadnej z nich.
– Dlaczego
wcześniej mi nie powiedziałeś?
– Mówiłem
ci. Myślałem, że przez niewiedzę mogę cię chronić, że mamy
przewagę nad nim. Ale chyba wciąż ją mamy. The Snipers są po
naszej stronie, zajmiemy się nim szybko i bez świadków.
– Dlaczego nam
pomagają? – spytałam. – To nie ma sensu. Nawet jeżeli jesteś
jednym z nich... Nikt nie ryzykowałby tak dużo, by ochronić jedną
głupią nastolatkę. Muszą chcieć czegoś w zamian.
– Teraz to nie
jest ważne – powiedział twardo i tym samym zakończył temat. –
Od tego czasu musisz mi o wszystkim mówić, nie możesz mnie
okłamywać, rozumiesz? Nie możesz nigdzie sama wychodzić i
wolałbym, żebyś nie była sama. Lepiej byłoby gdyby ktoś przy
tobie był.
– Kto? –
prychnęłam rozgoryczona.
Moi przyjaciele?
Mój chłopak? Ojciec, który całe dnie spędzał w pracy? Czy może
matka, która teraz prowadziła nowe życie we Francji? Kto miał być
przy mnie, skoro wszystkich straciłam?
– Zawsze masz
mnie. – Daniel jakby czytał w moich myślach. – Zawsze –
dodał i złapał swoim małym palcem u dłoni za mojego.
– Boję się,
Daniel – powiedziałam słabo, wpatrując się w nasze palce. Nie
robiliśmy tego gestu od dzieciństwa.
– Wiem. –
Oparł się policzkiem o moja skroń. – Ale razem przetrwamy
wszystko. Nie zapominaj o tym.
* * *
Daniel wyszedł,
kiedy spałam. Wiedziałam, że poszedł do swoich nowych przyjaciół.
Ja również chciałam wyjść z domu. Nie mogłam dłużej znieść
siedzenia w miejscu i gapienia się w ścianę, myśląc o tym, co
wydarzyło się w ostatnim czasie.
Nie obchodziło
mnie, że Daniel zabronił mi wychodzić gdziekolwiek samej. Po
prostu wsiadałam do swojego samochodu i odjechałam. Nie miałam
pojęcia, gdzie mogłabym się udać, ale nie dbałam o to. Po
prostu jechałam przed siebie.
Uciekałam.
Uciekałam przed swoimi uczuciami, emocjami, obawami. Przed strachem,
bólem, przed kłamstwem. Przed wszystkim, co sprawiało, że miałam
ochotę zacząć krzyczeć i wyrywać sobie włosy z głowy.
Uciekałam przed swoim życiem.
Nie zdziwiło
mnie, kiedy zaparkowałam samochód pośrodku opuszczonego parkingu.
To miejsce wydawało mi się jedynym odpowiednim miejscem dla mnie i
dla moich myśli. Dookoła panowała cisza, nie było tu żywej
duszy, żadnego samochodu. Tylko ja, opuszczony sklep i drzewa go
otaczające.
Oparłam czoło o
kierownicę i zaszlochałam. Nie mogłam dłużej udawać, że nic
nie czułam, kiedy w rzeczywistości czułam tak wiele. Czułam się
dokładnie tak samo jak trzy lata temu. Straciłam wszystko, nawet
pewną cząstkę siebie. Gacy wrócił po mnie, choć wydawało mi
się to niemożliwe. A teraz chciał tylko jednego. Zdawałam sobie
sprawę, że nie ucieknę mu tym razem.
Pierwsze łzy
wypłynęły z moich oczu, gdy pomyślałam o moim bracie. Daniel
poświęcił dla mnie tak wiele, zrobił wszystko, żeby mnie
chronić, mimo że i tak było to niemożliwe. Od początku wiedział,
co się dzieje, ale nie mówił mi o tym, bo był świadomy tego, że
prawda mnie złamie. Dołączył do The Snipers, tym samym rujnując
sobie życie, tylko dla mnie. Pozwalał mi na nienawidzenie go, mimo
że nie zasłużył na to. Nie zasłużył na ból, który mu
zadawałam. Nie zasłużył na to, by poświęcić dla mnie tak
wiele. Nie powinien martwić się o mnie, nie powinien narażać
swojego życia dla mnie. On nie był niczemu winien i nie powinien
płacić za to, co stało się mi. Ale ponosił konsekwencje wraz ze
mną. Bez słowa znosił wszystko, żebym tylko ja poczuła się
lepiej. Nie umiałam sobie wyobrazić, co czuł mój mały braciszek,
gdy dowiedział się, co mi grozi. Nie umiałam sobie wyobrazić, co
czuł, gdy powtarzałam, że go nienawidzę, że już nie jest moim
bratem.
Załkałam
głośno. Daniel wytrzymywał to wszystko, bo mnie kochał. Nikt nie
zrobił dla mnie tak wiele jak on. Żałowałam, że tak późno
dotarło do mnie, jak bardzo go zraniłam, jak wiele ciosów mu
zadałam. A on posłusznie to znosił, starając się zapewnić mi
bezpieczeństwo.
Wydawało mi się,
że słyszę jak moje serce pęka na kawałki. Oddech świszczał w
moim gardle, łzy płynęły strumieniami po mojej twarz, szloch
wypełniał wnętrze samochodu. Moje emocje wreszcie się wydostały
na zewnątrz, zalewając mnie całą. Miałam wrażenie, że powoli w
nich tonęłam. Krzyk wyrwał się w moich ust. Krzyk bólu,
bezradności, rozpaczy, wściekłości.
Przeze mnie
wszyscy moi bliscy byli narażeni na niebezpieczeństwo. Cała
rodzina i przyjaciele. Mimo że okłamywali mnie, nie chciałam, żeby
spotkało ich coś złego. Daniel ryzykował najwięcej, bo najwięcej
wiedział, najbardziej się w to mieszał. Nawet Luke i jego
przyjaciele byli zagrożeni i choć ich nienawidziłam, nie powinni
byli płacić za moją przeszłość.
Ja i tylko ja
powinnam ponieść jego gniew, złość i nienawiść. Powinnam
chronić swoich bliskich, ponieważ oni nie byli niczemu winni. Temu
zwyrodnialcowi zależało tylko na mnie, więc powinien wyżywać się
tylko na mnie.
Poczułam
wściekłość. On nie miał prawa krzywdzić moich bliskich, nie
miał prawa ich zastraszać i im grozić. Jeżeli mnie chce, to niech
po mnie przyjdzie. Nawet teraz.
Podniosłam głowę
i wytarłam policzki. Przestałam płakać, bo gniew skutecznie
zagłuszył ból i strach.
Przeniosłam
wzrok na otaczający mnie parking i zamarłam. Kilka metrów ode mnie
stał wielki, czarny samochód. Nie widziałam nikogo za kierownicą.
Przełknęłam głośno ślinę i pośpiesznie próbowałam
zablokować drzwiczki do mojego samochodu. Jednak zanim to zrobiłam,
zostały otworzone, a do środka wsiadł ktoś, kogo najmniej się
spodziewałam w tym momencie.
Lucas Hemmings
rozsiadł się na siedzeniu pasażera, ignorując mój ostry wzrok.
Gdy na mnie spojrzał, wydawał się lekko zaskoczony i zmieszany.
Właśnie siedziałam przed nim z rozmazanym makijażem i
spuchniętymi od płaczu oczami. Musiałam wyglądać żałośnie,
ale nie skomentował tego. Za chwilę jego oczy znów stały się
stalowe, a błękit jego tęczówek nieco przygasł. Uważnie na mnie
patrzył, ale nic nie mówił.
– Czego
chcesz? – Mój głos był zachrypnięty od płaczu, ale nie dbałam
o to. Nawet nie obchodziło mnie teraz to, że go nienawidzę.
Chciałam tylko, żeby sobie poszedł i pozwolił mi dalej rozmyślać
nad moim beznadziejnym życiem.
– Mam do
ciebie kilka pytań – odpowiedział i wyciągnął w moja stronę
dłoń, w której trzymał jakąś kartkę.
Zmarszczyłam
brwi, podejrzliwie patrząc na nią. Nie sięgnęłam po nią.
– Nie muszę
niczego tłumaczyć.
– Myślę, że
jednak musisz. – Wepchnął mi świstek papieru.
Niechętnie go
rozłożyłam i otworzyłam szerzej oczy, kiedy zobaczyłam co na nim
widnieje.
– Możesz
chcesz mi wyjaśnić, dlaczego ktoś zrobił kopię twojego prawa
jazdy? – Uniósł brwi do góry.
– Skąd to
masz?!
– To nie jest
moje. Ale widocznie komuś bardzo zależy na tym, żeby dowiedzieć
się o tobie jak najwięcej.
– Skąd to
masz? – Powtórzyłam przez zaciśnięte zęby.
– Znalazłem –
odpowiedział krótko, a ja zazgrzytałam zębami.
– Dlaczego mi
to pokazujesz?
- Bo może wreszcie do ciebie
dotrze, że musisz zacząć gadać. Wszystko co ostatnio się dzieje
dotyczy ciebie. A ja mam dosyć tego, że nic o tobie nie wiemy. –
Jego mina sprawiła, że wcisnęłam się w fotel, starając
odsunąć się od niego.
– Nie muszę
ci niczego mówić – odparłam chłodno.
– Wydaje mi
się, że jednak musisz. Dzieje się coś dziwnego. Najpierw Daniel
interesuje się śmiercią jakiegoś Nixtona, teraz pojawia się
Singh i ma przy sobie kopię twojego prawa jazdy. Jesteś wszędzie,
gdzie dzieje się coś podejrzanego. Nagle wiele osób zaczęło się
tobą interesować, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
Słuchałam jego
słów z zaciętą miną. Starałam się nie pokazywać tego, że to
wszystko mnie przerasta. Nie wiedziałam kim był Singh, ale miał
moje prawo jazdy, moje informacje. Czego ode mnie więc chciał?
– Nie ma nic o
tobie w szkolnej kartotece, w poprzedniej szkole również. Zupełnie
jakby ktoś postarał się, żeby zatuszować twoją przeszłość –
kontynuował. – Co takiego ukrywasz, Delilah?
– Nie twój
interes – warknęłam. – Zostaw mnie w spokoju.
– Widzisz,
problem w tym, że nie mogę. – Uśmiechnął się nonszalancko. –
Jesteś kluczem do rozwiązania pewnych spraw.
Zmrużyłam oczy,
patrząc na niego. Milczałam. Miałam nadzieję, że w końcu
zrozumie, że i tak nic mu nie powiem i sobie pójdzie.
– Jeżeli ty
mi nie powiesz, zawsze będę mógł zmusić do tego Daniela –
dodał obojętnym tonem, wzruszając ramionami.
– Czy ty
próbujesz mnie szantażować? – Posłałam mu niedowierzające
spojrzenie. – Tkniesz go, a...
– Daruj sobie
– wszedł mi w słowo. – Oboje dobrze wiemy, że nie dasz nam
rady. Po prostu chcę cię powiadomić o konsekwencjach twojego
milczenia.
– Wynoś się
stąd – rzuciłam chłodno, patrząc na niego wilkiem.
– Dobrze
wiesz, że to nie koniec – odparł i pochylił się nade mną. –
Dopóki Daniel jest z nami, jesteś również ty. – Jego usta
musnęły moje ucho, a ja zesztywniałam. – Dajesz nam przewagę.
Zacisnęłam
zęby, wstrzymując oddech. Jego zapach sprawił, że przymknęłam
oczy. Jego bliskość mnie przerażała. Jego zimne oczy były
utkwione w mojej twarzy. Był za blisko. Zdecydowanie za blisko.
Kiedy już
myślałam, że zacznę dygotać i prosić, żeby wyszedł, odsunął
się ode mnie i bez słowa opuścił mój samochód. Patrzyłam jak
oddala się od mojego auta i staje obok swojego. Wyciągnął z
paczki papierosa i zapalił go. Nie spuszczał ze mnie wzroku, więc
czym prędzej odpaliłam silnik i odjechałam z tego parszywego
parkingu.
Rozmowa z Lukiem
tylko wytrąciła mnie z równowagi. Uświadomiła mi również, jak
wiele oni mają wspólnego ze mną i z tym, co właśnie działo się
dookoła mnie. Nie mogłam pozwolić na to, żeby którykolwiek z The
Snipers (kimkolwiek oni byli) był zamieszany w powrót Gacy'ego. On
dotyczył tylko mnie. I nie życzyłam nawet tym popaprańcom
spotkania z nim.
Pragnęłam jak
najszybciej znaleźć się w domu i iść spać. Miałam dosyć
dzisiejszego dnia i chciałam, żeby jak najszybciej się skończył.
Wcisnęłam pedał gazu, znacznie przyśpieszając. Nie obchodziły
mnie teraz głupie przepisy drogowe. Czułam, że powinnam znaleźć
się jak najszybciej w domu. To uczucie zawładnęło całą mną.
Spojrzałam w
tylne lusterko. Coś było nie tak. Trasa była pusta, nie licząc
mnie i samochodu, który jechał za mną i właśnie zaczął mnie
wyprzedzać. To nie był samochód Luke'a, co nieco mnie ucieszyło.
Zwolniłam nieco, dając obcemu samochodowi możliwość wyprzedzenia
mnie.
Ale on tego nie
zrobił. Zrównał się ze mną i przez chwilę jechaliśmy ramię w
ramię. Coś mi nie grało. Coś było nie tak. Moje serce stanęło,
kiedy zdałam sobie sprawę, co właśnie się działo. To nie był
zwyczajny samochód ze zwyczajnym kierowcą w środku.
Zacisnęłam
dłonie nie kierownicy i przyśpieszyłam, mając nadzieję, że uda
mi się uciec. Jednak już po chwili wiedziałam, że to niemożliwe.
Obce auto również przyśpieszyło i zrobiło, coś, czego
kompletnie się nie spodziewałam. Skręciło nagle w moją stronę i
uderzyło we mnie. Siła uderzenia była na tyle silna, że moja
głowa omal nie rozbiła się o deskę rozdzielczą, a później o
boczną szybę.
Wrzasnęłam,
starając się uciec przed staranowaniem. Żadne manewry kierownicą
nie pomagały. Samochód nacierał na mnie i spychał mnie na
pobocze. Napięłam wszystkie mięśnie, szykując się na najgorsze.
Nieznane auto wycofało kilka metrów i usłyszałam, jak kierowca
naciska pedał gazu. Szykował się do ponownego uderzenia na mnie i
mój samochód.
Drążącą ręką
złapałam za kluczyki, próbując odpalić silnik, ale byłam zbyt
przerażona, by to się powiodło. Nie mogłam uciec. Mogłam tylko
patrzeć, jak nieuchronnie zbliża się do mnie śmierć.
I kiedy myślałam,
że już po mnie, stało się coś dziwnego. Obce auto z piskiem opon
zawróciło i pognało ulicą. Jakby przed kimś uciekało.
Oddychałam
ciężko i wciąż kurczowo trzymałam się kierownicy. Ktoś
krzyczał, ale nie umiałam stwierdzić kto. Słyszałam czyjś
szloch, ale nie wiedziałam, kto płacze. Kakofonia, która mnie
otaczała, sprawiała, że świat przed moimi oczami zaczął
wirować. Miałam wrażenie, że moje ciało wraz z samochodem
obracało się.
– Delilah! –
Ktoś mnie wołał, a może tylko mi się wydawało. – Delilah,
otwórz drzwi!
Nie reagowałam.
Nie mogłam zmusić swojego ciała do wykonania chociażby
najmniejszego ruchu.
– Otwórz te
cholerne drzwi!
Wbiłam paznokcie
w kierownicę i tępo gapiłam się w przednią szybę. Skąd
dochodził ten dziwny szloch i łkanie?
Usłyszałam huk,
a za chwilkę odłamki szkła posypały się na moje kolana i resztę
samochodu. Ale nawet to nie sprawiło, że wreszcie odwróciłam
głowę.
– Delilah? –
Jeden głos przebił się przez wszystkie inne dźwięki,
sprawiając, że odwróciłam głowę. Ktoś odpiął mój pas
bezpieczeństwa i złapał za ramiona, potrząsając mną. Chyba
znałam tego kogoś. – Jesteś cała?
– On wrócił
– wyszeptałam drążącym głosem, kiedy wreszcie dotarło do
mnie, co przed chwilą się wydarzyło.
– Kto?! Wiesz,
kto to był?
– On naprawdę
wrócił...
Chłopak
westchnął ciężko. W jego oczach błyszczała tak dobrze mi znana
wściekłość.
– Dasz radę
wyjść? – spytał.
Skinęłam głową
i powoli postawiłam stopy na ziemi. Świat zawirował dwa razy
szybciej, więc zacisnęłam oczy i na oślep próbowałam złapać
coś, żeby uchronić moje ciało przed upadkiem.
– Delilah. –
Jego stanowczy głos sprawił, że otworzyłam oczy. – Oddychaj.
Dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Posłusznie wzięłam
głęboki wdech. Wszystko powoli przestawało wirować, aż w końcu
mogłam wyraźnie zobaczyć stojącego przede mną Lucasa Hemmingsa.
Trzymał mnie za ramiona, jakby bał się, że zaraz się przewrócę.
Pierwszy szok
minął. Jednak nadal nie docierało do mnie, co przed chwilą się
wydarzyło. To nie mogło być prawdą.
– Kto to był?
– Luke patrzył na mnie surowym wzrokiem, mocniej zaciskając
palce na moich ramionach.
– Nie wiem –
odparłam cicho, starając się uwolnić od jego rąk.
– Naprawdę?
Bo mam wrażenie, że dobrze wiesz, kto przed chwilą próbował cię
zabić.
Wypuściłam
powietrze z płuc i odchyliłam głowę do tyłu.
Luke chyba
zrozumiał, że nie miałam siły teraz na kolejną kłótnię, bo
odsunął się ode mnie. Obrzucił wzrokiem mój samochód, marszcząc
brwi. Za chwilę wyciągnął z kieszeni swój telefon i przycisnął
go do ucha, gniewnie dmuchając nosem.
– Idź do
samochodu – rozkazał mi chłodno.
Spojrzałam na
niego uważnie, zaciskając usta. Był zbyt wściekły, żebym miała
odwagę mi się postawić, więc gdy upewniłam się, że nie upadnę,
ruszyłam w stronę jego auta. Oparłam się o drzwi i przypatrywałam
się, jak rozmawiał przez telefon.
– Gówno mnie
to obchodzi, Mike – warknął. – Musisz się tym zająć, zanim
przyjedzie policja... Stary, wystarczy, że mam na karku
rozhisteryzowaną laskę... Okej, pośpiesz się.
Przez chwilę
stał odwrócony do mnie plecami, nie ruszając się z miejsca. Gdy
spojrzał w moim kierunku, jego mina sprawiła, że skuliłam się w
sobie. Patrzył na mnie, jakbym była problemem, z którym on musiał
się zmagać.
– Wsiadaj –
kolejne polecenie padło z jego ust. Nie patrząc na mnie, wsiadł do
swojego samochodu, a ja poszłam w jego ślady. – Mam zawieść
cię do szpitala?
Skupiłam się na
moim ciele, ale nie poczułam czegoś niepokojącego. Wszystko mnie
bolało, ale nie byłam w krytycznym stanie. Byłam tylko poobijana i
wystraszona.
– Nie.
Hemmings skinął
głową i odpalił silnik.
– A co z moim
samochodem? – spytałam, obserwując jego twarz.
– Mike się
wszystkim zajmie – odpowiedział sucho. – A teraz powiedz mi,
kim on był.
– Nie wiem.
– Masz mnie za
durnia? Dobrze wiem, że go znasz, więc do kurwy nędzy powiedz, kto
to. – Jego oczy na chwilę napotkały moje. – Przed chwilą ktoś
próbował cię staranować – przypominał mi. – A gdyby nie ja,
udałoby mu się to.
– Nie jestem
ci niczego winna – syknęłam. – A na pewno nie wyjaśnienia.
– Zaczynam
żałować, że w ogóle pofatygowałam się, żeby cię uratować.
Jego słowa
uderzyły we mnie niczym kula armatnia. Nie powinnam czuć tego, co
właśnie czułam, patrząc na niego. On nie był dla mnie nikim
ważnym, jego słowa nie powinny sprawić, że moje serce boleśnie
zabiło. Więc dlaczego tak nie było? Dlaczego poczułam to
wszystko?
– Chyba oboje
tego żałujemy – powiedziałam tylko, uciekając wzrokiem w bok.
Byłam na skraju
wytrzymałości. W każdej chwili mogłam po prostu zacząć płakać,
ale uparcie zaciskałam zęby, udając, że nic nie czułam. Nie
mogłam pokazać mu jak bardzo słaba byłam. Ktoś kilka minut temu
próbował mnie zabić. Z tą myślą nie da się od tak oswoić. A
świadomość tego, że Luke również wolał, żeby tej osobie się
to udało, powodowała, że miałam ochotę wysiąść z jego
samochodu.
– Gdzie
jedziemy? – spytałam, kiedy zauważyłam, że wcale nie kierujemy
się do mojego domu.
– Musimy
porozmawiać. Musisz wreszcie powiedzieć nam prawdę.
Nie
odpowiedziałam.
Po kilkunastu
minutach Luke zaparkował przed najzwyczajniejszym domem, których w
Sydney było pełno. Niczym szczególnym nie wyróżniał się.
Zwykły biały dom z ciemnym dachem, skoszonym trawnikiem. Dom był
podejrzanie normalny, przez co ciężko szło mi wyobrażenie sobie
tego, że Luke tu mieszkał.
– Wysiadaj.
Spojrzałam na
niego wilkiem, ale wykonałam jego polecenie. Byłam teraz skazana na
niego i jego łaskę. Wyskoczyłam z samochodu i zatrzasnęłam
drzwiczki, ale nie poszłam za nim w stronę wejścia do domu. Nie
ufałam mu na tyle, żeby wejść z nim do środka.
Luke zmrużył
oczy, gdy na mnie spojrzał i zawrócił, idąc do mnie. Obserwowałam
jego ruchy, starając nie myśleć o tym, że właśnie uratował mi
życie, a teraz tego żałował. Skrzyżował ramiona na piersi,
stając naprzeciw mnie, i oblizał usta językiem. Jego kolczyk
połyskiwał metalicznym blaskiem.
– Daniel już
tu jedzie – odparł. – Nie był zadowolony, kiedy dowiedział
się, co się stało. On chyba również zdaje sobie sprawę, kto
próbował cię staranować. A nasze metody przesłuchiwania są
naprawdę skuteczne, ale cóż, nie do końca humanitarne. Więc
jeżeli nie chcesz, żeby twój brat miał połamane kończyny,
pójdziesz ze mną do środka i porozmawiamy.
Czy byłam
wystraszona? To zdecydowanie za mało powiedziane. Niebieskie oczy
Luke'a były tak zimne i obojętne, że przeszły mnie ciarki po
plecach. Ale najbardziej przerażał mnie jego uśmiech, który
oznaczał, że czerpał przyjemność z szantażowania mnie.
Wzięłam głęboki
oddech i przybrałam kamienny wyraz twarzy. Ostatni raz spojrzałam w
jego oczy, po czym wyminęłam go i ruszyłam ku drzwiom wejściowym.
Kiedy stałam na progu, zawahałam się, a moja dłoń zawisła nad
klamką.
– Zapraszam –
powiedział Lucas, stając tuż za mną. Jego dłoń znalazła się
na mojej i nacisnęła na klamkę. Zesztywniałam pod wpływem jego
dotyku i bliskości.
W korytarzu
panował półmrok, więc nawet rozglądanie się na boki na niewiele
mi się zdało, ponieważ nie widziałam wszystkiego. Luke wskazał
mi drogę, a ja ruszyłam przed siebie. Skręciłam w lewo i dalej
podążałam korytarzem, aż w końcu natknęłam się na Xaviera
stojącego w wejściu do pokoju dziennego. Na kanapie siedział
Ashton z laptopem przed sobą i nawet nie podniósł wzroku, żeby
mnie mnie spojrzeć, gdy weszłam. Pochwyciłam na chwilę wzrok
stojącego przy oknie Caluma.
– Nic ci nie
jest, Delilah? – spytał Xavier, co zmusiło mnie do przeniesienia
mojego ciekawskiego wzroku na jego twarzy.
– Daruj sobie
– powiedziałam oschle. – Czego chcecie? Dlaczego on mnie tutaj
przywiózł?
– Mamy tyle
spraw do omówienia – zaczął. – Myślę, że powinnaś nam
powiedzieć, dlaczego ktoś chciał twojej krzywdy? Albo dlaczego Dan
szuka informacji o Jonathanie Nixtonie?
Zacisnęłam
zęby, słysząc nazwisko Jonathana. Byli tak blisko poznania mojej
przeszłości, że poczułam mdłości. Oni nie mogli się o tym
dowiedzieć. Nikt o tym nie wiedział oprócz najbliższych mi osób.
Choć tata postarał się, żeby moje nazwisko czy zdjęcie nie
widniały w żadnej gazecie czy stronie internetowej, nie mogłam
wykluczyć tego, że wszystko było w archiwum policyjnym.
– Nie mam
pojęcie, o czym mówisz – syknęłam.
– Delilah. –
Xavier pokręcił głową. – Współpracuj ze mną, a nic ci nie
zrobimy.
– Przestań z
tymi groźbami – prychnęłam. – Myślałam, że to moje groźby
są żałosne, ale ty to przebiłeś.
– Mogłabyś
okazać trochę wdzięczności. Luke właśnie uratował ci życie. –
Puścił moje słowa mimo uszu i uśmiechnął się do Hemmingsa.
Kątem oka
zerknęłam na Luke'a. Stał za mną z twarzą bez wyrazu, ignorując
kompletnie wzrok Xaviera.
– Nie mam
zamiaru wam się tłumaczyć. Jeżeli uważasz, że będę z wami
współpracować, to jesteś w błędzie.
– Marshall,
coś ukrywasz, a my chcemy wiedzieć co. – Do rozmowy wtrącił
się Hemmings.
– Chcecie
wiedzieć co ukrywam – powtórzyłam, uśmiechając się
zirytowana. – To wam powiem. Nadal śpię z misiem.
Sarkazm teraz był
moją jedyną bronią. Nie miałam ochoty dłużej pozwalać im na
zastraszanie mnie. To nie ich najbardziej się bałam.
– Myślisz, że
to zabawne? – Ashton wstał z kanapy i ruszył w moją stronę.
Xavier ustąpił mu miejsca. – Ktoś właśnie próbował cię
zabić. Uważasz, że to zabawne? Jesteś wplątana w coś, z czym my
również mamy do czynienia. Ale problem w tym, że nie mamy pojęcia,
w co ktoś nas wciągnął. Więc przestań zachowywać się jak
idiotka i powiedz nam prawdę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego,
że komuś w końcu stanie się krzywda. Może to będzie twój
tatuś? Albo twoja przyjaciółka, która wiecznie się uśmiecha?
Wstrzymałam
oddech, kiedy go słuchałam. Ashton mierzył mnie nieufnym
spojrzeniem i groźnie marszczył brwi. Wiedziałam, że w słowach
Ashtona kryło się wiele prawdy, ale nie dopuszczałam tej
wiadomości do siebie.
– Nie muszę
wam o niczym mówić – warknęłam, cofając się o krok. –
Zostawcie mnie w spokoju. Chcę tylko wrócić do domu.
Odwróciłam się,
żeby odejść, ale Luke uniemożliwiał mi to. Spojrzałam mu prosto
w oczy, a on tylko westchnął i zrobił krok w bok, pozwalając mi
odejść. Więcej nie patrząc na nich, pośpiesznie wyszłam z tego
domu. Trzasnęłam głośno drzwiami, chcąc rozładować swoje
emocje, ale to nie pomogło.
Potarłam dłońmi
twarz, starając się uwolnić od mętliku w mojej głowie. Kiedy
oderwałam ręce od twarzy, zauważyłam przede sobą Michaela.
Trzymał w dłoni kluczyki i patrzył na mnie uważnie.
– Wszystko w
porządku, Dee? – spytał, zbliżając się do mnie. Jego łagodne
spojrzenie tylko sprawiło, że miałam ochotę się rozpłakać.
– Ktoś
właśnie próbował mnie zabić. Xavier próbuje mnie szantażować,
Luke wolałby, żeby to auto mnie przejechało. A Daniel jest jednym
z was. Nie, Michael, nic nie jest w porządku.
Westchnął i
delikatnie dotknął mojego ramienia.
– Luke nie
uratowałby cię, gdyby tego nie chciał, a Daniel nie dołączyłby
do nas, gdyby mu na tym nie zależało.
Czułam jak
emocje powoli buzują. Ich wybuch był tylko kwestią czasu.
– Michael –
jęknęłam bliska płaczu. – Proszę, zabierz mnie do domu.
Dzień doberek! Choć tak właściwie jest wieczór.
Rozdział pojawił się z małym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Bardzo lubię ten rozdział, nie tylko dlatego, że jest w nim Luke. Jest tu parę sprawy wyjaśnionych, zaczętych wiele nowych wątków.
Czy domyślacie się, kim jest ten cały Gacy i co on zrobił naszej biednej Dee? I czy naprawdę Luke wolałby, żeby przejechało ją to auto? I kiedy wreszcie Delilah powie im prawdę?!
Komentujcie! Chcę poznać wasze opinie. I jeżeli macie jakiekolwiek pytania dotyczące opowiadania, bohaterów, fabuły czy nawet mnie - śmiało piszcie!
Dziękuję za tyle wejść i komentarzy. Jesteście wspaniali i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i AIS na dłużej.
All the love,
Minette
No niee... czuję się rozwalona po tym rozdziale. Nawet nie wiem co skomentować, jak wyrazić swoje zdanie. Cholernie jestem ciekawa kto to ten Gacy. Ale jeszcze ciekawi mnie ta sprawa z tymi wycinkami z gazet jak Dee była na imprezie. No, wiesz o co chodzi XD Dee musi wyznać im prawdę. Dla ich i dla jej bezpieczeństwa. Jestem tak cholernie ciekawa. Do następnego!
OdpowiedzUsuńPs. Nie, wcale nie odświeżałam cały dzień strony ni nie zaglądałam na bloga za nowym rozdziałem :D
Mnie też podoba się ten rozdział no i kto to ten Gacy? Czekam na kolejny z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zuzia♡
WSPANIŁY! Jestem bardzo ciekawa, kim jest ten Gacy, ale jeszcze bardziej jest ciekawa, co tak naprawdę zrobił Dee. Mam nadzieję, że już w niedalekiej przyszłości się tego dowiemy. Oby. Daniel i Dee to genialne rodzeństwo. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Kiedy następny? W ogóle wkręciłam się w to opowiadanie. Może powinnaś je zgłosić do jakiś spisów opowiadań? Byłoby więcej rozgłosu. Serio, warto.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zuzia♡