Rozdział 14

Pamiętam, gdy pierwszy raz od bardzo dawna zdałam sobie sprawę, że wreszcie znalazłam ludzi, którzy stali się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Pochylali się oni nade mną, patrząc na mnie uważnie. Było upalnie i wiał silny wiatr. Idealny dzień, by uczyć się surfowania. Sean przygotował dla mnie deskę i udzielał mi instrukcji, od czasu do czasu, żartując z mojej niezdarności. Nie byłam pewna, co do stanięcia na desce o własnych siłach. Najzwyczajniej w świecie bałam się, a burzące się fale wcale nie dodawały mi odwagi. Za to uśmiechy Seana i Chloe działały na mnie uspokajająco.
„Nie pozwolę ci spaść”. Słowa Seana odnosiły się do czegoś więcej niż tego, że bałam się ześlizgnięcia z deski na szalonych falach.
Stanęłam chwiejnie na desce, jednak już po kilku chwilach straciłam równowagę i wpadłam do wody. Pamiętam doskonale moje przerażenie, gdy machałam rękami i nogami, by dostać się na powierzchnię, ale byłam zbyt spanikowana, żeby moje ruchy przynosiły jakieś rezultaty.
I znikąd pojawiły się dłonie Seana, które pochwyciły mnie i mocno przycisnęły do jego piersi.
„Czasem nie można uchronić kogoś przed upadkiem” powiedziała Chloe, gdy Sean położył mnie na piasku i odgarnął włosy z mojej twarzy. Byłam zbyt wyczerpana, by wykonać jakikolwiek ruch, a słona woda paliła mój przełyk.
„Ale zawsze mogę pomóc ci się podnieść” dodał Sean i posłał mi szeroki uśmiech, który uspokoił moje szybko bojące serce.
„Od tego są przyjaciele” Chloe chwyciła mnie za rękę i również się uśmiechnęła.
Ich uśmiechy ciągle widniały przed moimi oczami, kiedy otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po salonie, mając ważnienie jakbym siedziała w kompletnie obcym mi miejscu.
Moje życie zmieniło się diametralnie w zaledwie dobę. Czułam, że wszystko dookoła mnie się wali, że nie ma już w moim życiu czegoś stałego, czegoś, co stanowiłoby dla mnie podporę. Moi przyjaciele mnie okłamywali, mój chłopak również, Daniel nie był już tym samym człowiekiem. A mój największy koszmar powrócił, choć myślałam, że uwolniłam się od niego.
Czułam się jak zaszczute zwierzę w klatce. On chodził, bawił się mną, sprawiał, że traciłam poczucie bezpieczeństwa, traciłam wiarę, traciłam swoje dotychczasowe życie. Jeden telefon odmienił mój świat. Jeden telefon sprawił, że wszystko wróciło.
– Miałeś rację – wyszeptałam do Daniela, przenosząc na niego swoje nieobecne spojrzenie.
– Co? – Zmarszczył brwi, nie wiedząc o czym mówiłam.
– Miałeś we wszystkim rację – jęknęłam, zaciskając oczy. To wszystko działo się zbyt szybko. Nie umiałam zapanować nad swoimi emocjami, które wymykały się spod mojej kontroli. Zresztą jak wszystko. – W tym, że Matt mnie zdradza... w tym, że Gacy wrócił. – Głos mi się złamał.
– Co?!
Daniel natychmiast znalazł się przede mną i złapał mnie za ramiona, patrząc w moje oczy. Jego brązowe oczy wyrażały zarówno strach, jak i gniew, odrobinę szaleństwa.
– Rozmawiałam z nim wczoraj – wykrztusiłam, sama nie wierząc własnym słowom. – Nie wiem, jak to możliwe. Tata mówił, że Gacy popełnił samobójstwo, więc jak mogłam z nim rozmawiać?
Twarz Daniela wyrażała coraz mniej emocji aż w końcu pozostała na niej tylko wściekłość.
- Sukinsyn jest sprytniejszy niż myślałem – mruknął sam do siebie. – Co powiedział?
Zamknęłam oczy, kiwając przecząco głową. Objęłam się ramionami i skuliłam się w sobie. Nie chciałam wracać myślami do tamtej chwili, nie chciałam słyszeć jego głosu, tych przeraźliwych słów.
– Delilah, co on powiedział!? – Potrząsnął mną.
– Że każdy czegoś pragnie. – Przełknęłam głośno ślinę. – I że zobaczymy się wkrótce.
Daniel złapał się rękami za głowę i zacisnął oczy. Z jego ust wydobył się zduszony krzyk. Ten dziwny napad trwał kilka sekund, a gdy minął wolałam, żeby mój brat nadal wyrywał sobie włosy z głowy. Jego nastroje tak nagle się zmieniały, że nie mogłam za nimi nadążyć. A zimna wściekłość, którą widziałam w oczach mojego brata nie wróżyła nic dobrego.
– To wszystko nie tak – warknął. – Wszystko wymyka się spod kontroli. Mieliśmy załatwić to inaczej.
– Przez ten cały czas... – Westchnęłam, kręcąc głową. – Przez ten cały czas próbowałeś mnie chronić... A ja myślałam, że to ja chroniłam ciebie.
Spojrzenie Daniela nieco złagodniało. Usiadł koło mnie i wziął mnie za rękę.
– Bo chroniłaś. Posłuchaj, wiem, że nie możesz w to uwierzyć i nawet nie wyobrażam sobie, co musisz teraz czuć. Ale on cię nie skrzywdzi, rozumiesz?
– Nie poradzimy sobie sami. Musimy iść z tym na policję, musimy powiedzieć tacie, musimy...
– Delilah, nie możemy – odparł spokojnie, patrząc mi w oczy. – Jeżeli nie chcesz, żeby naszym bliskim nie stała się krzywda, nie możesz iść z tym na policję.
– Więc co mamy robić?
– Zostaw to mnie – zapewnił. – Wszystkim się zajmiemy.
– Proszę, powiedz mi, że nie mówisz o... – jęknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Nie możesz ich w to mieszać.
– Już jest za późno.
Ciężkie westchnięcie wydostało się z moim ust. Czułam jak powoli uchodzi ze mnie cała siła, czułam się jak przebity balon.
– Dlaczego...? – zaczęłam, ale nie umiałam dokończyć pytania.
Tym razem Dan westchnął i spojrzał w bok.
– Kiedy byłem w Central Coast i rozmawiałem z Liz, ona była wręcz przekonana, że Jonathana zabić mogła tylko jedna osoba. I chyba oboje wiedzieliśmy jaka. Musiałem zacząć jakoś działać. Jared pomógł mi włamać się do policyjnej kartoteki. Masa rzeczy tam się nie zgadzała, data przyjęcia Gacy'ego do więzienia, lista jego zbrodni nagle zaczęła się zwężać, ktoś jakby powoli kasował jego dane.
– Kim jest Jared? – Zmarszczyłam brwi.
– Przyjaciel Xaviera – wyjaśnił krótko. – Jared nie pytał, dlaczego tak się tym interesuję, ale chyba wiedział, że ten skurwiel skrzywdził kogoś mi bliskiego, bo poradził mi, żebym spróbował w The Snipers. Oni chronią swoich przyjaciół i ich bliskich. Wiedziałem, że gdy stanę się jednym z nich, zyskasz ochronę, będziesz bezpieczna. Ale to nie było łatwe. Wziąłem udział w wyścigach. Zawarłem umowę z Ashtonem – jeżeli wygram wyścig, wprowadzą mnie w swój świat, a jeżeli przegram... Nawet nie brałem tej opcji pod uwagę. Musiałem wygrać.
– Ale nie wygrałeś – wtrąciłam szeptem. Powoli wszystko się układało, ale zarazem nic nie miało sensu.
Daniel skinął głową z ponurą miną i kontynuował.
– Luke mnie zmiażdżył, ale Xavier powiedział, że mam potencjał i że chciałby mnie lepiej poznać. I od tego się zaczęło. Musiałem udowodnić im, że jestem lojalny. Nieraz oznaczało to krzywdzenie ciebie, ale robiłem to dla twojego dobra. Zrozum, musiałem robić te wszystkie złe rzeczy. – Patrzył mi prosto w oczy. Nie umiałam odwrócić wzroku. – Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Nigdy.
Kolejna fala łez wezbrała się pod moimi powiekami, ale zacięcie próbowałam nie płakać. Daniel pierwszy powiedział mi całą prawdę, wreszcie się przede mną otworzył. Spodziewałam się, że ta chwila przyniesie mi ulgę. Ale nie przyniosła. Przyniosła jeszcze tylko więcej wątpliwości, obaw, strachu.
– Więc te wszystkie sytuacje... – odparłam niepewnie.
– Nie chciałem żadnej z nich.
– Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?
– Mówiłem ci. Myślałem, że przez niewiedzę mogę cię chronić, że mamy przewagę nad nim. Ale chyba wciąż ją mamy. The Snipers są po naszej stronie, zajmiemy się nim szybko i bez świadków.
– Dlaczego nam pomagają? – spytałam. – To nie ma sensu. Nawet jeżeli jesteś jednym z nich... Nikt nie ryzykowałby tak dużo, by ochronić jedną głupią nastolatkę. Muszą chcieć czegoś w zamian.
– Teraz to nie jest ważne – powiedział twardo i tym samym zakończył temat. – Od tego czasu musisz mi o wszystkim mówić, nie możesz mnie okłamywać, rozumiesz? Nie możesz nigdzie sama wychodzić i wolałbym, żebyś nie była sama. Lepiej byłoby gdyby ktoś przy tobie był.
– Kto? – prychnęłam rozgoryczona.
Moi przyjaciele? Mój chłopak? Ojciec, który całe dnie spędzał w pracy? Czy może matka, która teraz prowadziła nowe życie we Francji? Kto miał być przy mnie, skoro wszystkich straciłam?
– Zawsze masz mnie. – Daniel jakby czytał w moich myślach. – Zawsze – dodał i złapał swoim małym palcem u dłoni za mojego.
– Boję się, Daniel – powiedziałam słabo, wpatrując się w nasze palce. Nie robiliśmy tego gestu od dzieciństwa.
– Wiem. – Oparł się policzkiem o moja skroń. – Ale razem przetrwamy wszystko. Nie zapominaj o tym.


* * *
Daniel wyszedł, kiedy spałam. Wiedziałam, że poszedł do swoich nowych przyjaciół. Ja również chciałam wyjść z domu. Nie mogłam dłużej znieść siedzenia w miejscu i gapienia się w ścianę, myśląc o tym, co wydarzyło się w ostatnim czasie.
Nie obchodziło mnie, że Daniel zabronił mi wychodzić gdziekolwiek samej. Po prostu wsiadałam do swojego samochodu i odjechałam. Nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym się udać, ale nie dbałam o to. Po prostu jechałam przed siebie.
Uciekałam. Uciekałam przed swoimi uczuciami, emocjami, obawami. Przed strachem, bólem, przed kłamstwem. Przed wszystkim, co sprawiało, że miałam ochotę zacząć krzyczeć i wyrywać sobie włosy z głowy. Uciekałam przed swoim życiem.
Nie zdziwiło mnie, kiedy zaparkowałam samochód pośrodku opuszczonego parkingu. To miejsce wydawało mi się jedynym odpowiednim miejscem dla mnie i dla moich myśli. Dookoła panowała cisza, nie było tu żywej duszy, żadnego samochodu. Tylko ja, opuszczony sklep i drzewa go otaczające.
Oparłam czoło o kierownicę i zaszlochałam. Nie mogłam dłużej udawać, że nic nie czułam, kiedy w rzeczywistości czułam tak wiele. Czułam się dokładnie tak samo jak trzy lata temu. Straciłam wszystko, nawet pewną cząstkę siebie. Gacy wrócił po mnie, choć wydawało mi się to niemożliwe. A teraz chciał tylko jednego. Zdawałam sobie sprawę, że nie ucieknę mu tym razem.
Pierwsze łzy wypłynęły z moich oczu, gdy pomyślałam o moim bracie. Daniel poświęcił dla mnie tak wiele, zrobił wszystko, żeby mnie chronić, mimo że i tak było to niemożliwe. Od początku wiedział, co się dzieje, ale nie mówił mi o tym, bo był świadomy tego, że prawda mnie złamie. Dołączył do The Snipers, tym samym rujnując sobie życie, tylko dla mnie. Pozwalał mi na nienawidzenie go, mimo że nie zasłużył na to. Nie zasłużył na ból, który mu zadawałam. Nie zasłużył na to, by poświęcić dla mnie tak wiele. Nie powinien martwić się o mnie, nie powinien narażać swojego życia dla mnie. On nie był niczemu winien i nie powinien płacić za to, co stało się mi. Ale ponosił konsekwencje wraz ze mną. Bez słowa znosił wszystko, żebym tylko ja poczuła się lepiej. Nie umiałam sobie wyobrazić, co czuł mój mały braciszek, gdy dowiedział się, co mi grozi. Nie umiałam sobie wyobrazić, co czuł, gdy powtarzałam, że go nienawidzę, że już nie jest moim bratem.
Załkałam głośno. Daniel wytrzymywał to wszystko, bo mnie kochał. Nikt nie zrobił dla mnie tak wiele jak on. Żałowałam, że tak późno dotarło do mnie, jak bardzo go zraniłam, jak wiele ciosów mu zadałam. A on posłusznie to znosił, starając się zapewnić mi bezpieczeństwo.
Wydawało mi się, że słyszę jak moje serce pęka na kawałki. Oddech świszczał w moim gardle, łzy płynęły strumieniami po mojej twarz, szloch wypełniał wnętrze samochodu. Moje emocje wreszcie się wydostały na zewnątrz, zalewając mnie całą. Miałam wrażenie, że powoli w nich tonęłam. Krzyk wyrwał się w moich ust. Krzyk bólu, bezradności, rozpaczy, wściekłości.
Przeze mnie wszyscy moi bliscy byli narażeni na niebezpieczeństwo. Cała rodzina i przyjaciele. Mimo że okłamywali mnie, nie chciałam, żeby spotkało ich coś złego. Daniel ryzykował najwięcej, bo najwięcej wiedział, najbardziej się w to mieszał. Nawet Luke i jego przyjaciele byli zagrożeni i choć ich nienawidziłam, nie powinni byli płacić za moją przeszłość.
Ja i tylko ja powinnam ponieść jego gniew, złość i nienawiść. Powinnam chronić swoich bliskich, ponieważ oni nie byli niczemu winni. Temu zwyrodnialcowi zależało tylko na mnie, więc powinien wyżywać się tylko na mnie.
Poczułam wściekłość. On nie miał prawa krzywdzić moich bliskich, nie miał prawa ich zastraszać i im grozić. Jeżeli mnie chce, to niech po mnie przyjdzie. Nawet teraz.
Podniosłam głowę i wytarłam policzki. Przestałam płakać, bo gniew skutecznie zagłuszył ból i strach.
Przeniosłam wzrok na otaczający mnie parking i zamarłam. Kilka metrów ode mnie stał wielki, czarny samochód. Nie widziałam nikogo za kierownicą. Przełknęłam głośno ślinę i pośpiesznie próbowałam zablokować drzwiczki do mojego samochodu. Jednak zanim to zrobiłam, zostały otworzone, a do środka wsiadł ktoś, kogo najmniej się spodziewałam w tym momencie.
Lucas Hemmings rozsiadł się na siedzeniu pasażera, ignorując mój ostry wzrok. Gdy na mnie spojrzał, wydawał się lekko zaskoczony i zmieszany. Właśnie siedziałam przed nim z rozmazanym makijażem i spuchniętymi od płaczu oczami. Musiałam wyglądać żałośnie, ale nie skomentował tego. Za chwilę jego oczy znów stały się stalowe, a błękit jego tęczówek nieco przygasł. Uważnie na mnie patrzył, ale nic nie mówił.
– Czego chcesz? – Mój głos był zachrypnięty od płaczu, ale nie dbałam o to. Nawet nie obchodziło mnie teraz to, że go nienawidzę. Chciałam tylko, żeby sobie poszedł i pozwolił mi dalej rozmyślać nad moim beznadziejnym życiem.
– Mam do ciebie kilka pytań – odpowiedział i wyciągnął w moja stronę dłoń, w której trzymał jakąś kartkę.
Zmarszczyłam brwi, podejrzliwie patrząc na nią. Nie sięgnęłam po nią.
– Nie muszę niczego tłumaczyć.
– Myślę, że jednak musisz. – Wepchnął mi świstek papieru.
Niechętnie go rozłożyłam i otworzyłam szerzej oczy, kiedy zobaczyłam co na nim widnieje.
– Możesz chcesz mi wyjaśnić, dlaczego ktoś zrobił kopię twojego prawa jazdy? – Uniósł brwi do góry.
– Skąd to masz?!
– To nie jest moje. Ale widocznie komuś bardzo zależy na tym, żeby dowiedzieć się o tobie jak najwięcej.
– Skąd to masz? – Powtórzyłam przez zaciśnięte zęby.
– Znalazłem – odpowiedział krótko, a ja zazgrzytałam zębami.
– Dlaczego mi to pokazujesz?
- Bo może wreszcie do ciebie dotrze, że musisz zacząć gadać. Wszystko co ostatnio się dzieje dotyczy ciebie. A ja mam dosyć tego, że nic o tobie nie wiemy. – Jego mina sprawiła, że wcisnęłam się w fotel, starając odsunąć się od niego.
– Nie muszę ci niczego mówić – odparłam chłodno.
– Wydaje mi się, że jednak musisz. Dzieje się coś dziwnego. Najpierw Daniel interesuje się śmiercią jakiegoś Nixtona, teraz pojawia się Singh i ma przy sobie kopię twojego prawa jazdy. Jesteś wszędzie, gdzie dzieje się coś podejrzanego. Nagle wiele osób zaczęło się tobą interesować, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
Słuchałam jego słów z zaciętą miną. Starałam się nie pokazywać tego, że to wszystko mnie przerasta. Nie wiedziałam kim był Singh, ale miał moje prawo jazdy, moje informacje. Czego ode mnie więc chciał?
– Nie ma nic o tobie w szkolnej kartotece, w poprzedniej szkole również. Zupełnie jakby ktoś postarał się, żeby zatuszować twoją przeszłość – kontynuował. – Co takiego ukrywasz, Delilah?
– Nie twój interes – warknęłam. – Zostaw mnie w spokoju.
– Widzisz, problem w tym, że nie mogę. – Uśmiechnął się nonszalancko. – Jesteś kluczem do rozwiązania pewnych spraw.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego. Milczałam. Miałam nadzieję, że w końcu zrozumie, że i tak nic mu nie powiem i sobie pójdzie.
– Jeżeli ty mi nie powiesz, zawsze będę mógł zmusić do tego Daniela – dodał obojętnym tonem, wzruszając ramionami.
– Czy ty próbujesz mnie szantażować? – Posłałam mu niedowierzające spojrzenie. – Tkniesz go, a...
– Daruj sobie – wszedł mi w słowo. – Oboje dobrze wiemy, że nie dasz nam rady. Po prostu chcę cię powiadomić o konsekwencjach twojego milczenia.
– Wynoś się stąd – rzuciłam chłodno, patrząc na niego wilkiem.
– Dobrze wiesz, że to nie koniec – odparł i pochylił się nade mną. – Dopóki Daniel jest z nami, jesteś również ty. – Jego usta musnęły moje ucho, a ja zesztywniałam. – Dajesz nam przewagę.
Zacisnęłam zęby, wstrzymując oddech. Jego zapach sprawił, że przymknęłam oczy. Jego bliskość mnie przerażała. Jego zimne oczy były utkwione w mojej twarzy. Był za blisko. Zdecydowanie za blisko.
Kiedy już myślałam, że zacznę dygotać i prosić, żeby wyszedł, odsunął się ode mnie i bez słowa opuścił mój samochód. Patrzyłam jak oddala się od mojego auta i staje obok swojego. Wyciągnął z paczki papierosa i zapalił go. Nie spuszczał ze mnie wzroku, więc czym prędzej odpaliłam silnik i odjechałam z tego parszywego parkingu.
Rozmowa z Lukiem tylko wytrąciła mnie z równowagi. Uświadomiła mi również, jak wiele oni mają wspólnego ze mną i z tym, co właśnie działo się dookoła mnie. Nie mogłam pozwolić na to, żeby którykolwiek z The Snipers (kimkolwiek oni byli) był zamieszany w powrót Gacy'ego. On dotyczył tylko mnie. I nie życzyłam nawet tym popaprańcom spotkania z nim.
Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w domu i iść spać. Miałam dosyć dzisiejszego dnia i chciałam, żeby jak najszybciej się skończył. Wcisnęłam pedał gazu, znacznie przyśpieszając. Nie obchodziły mnie teraz głupie przepisy drogowe. Czułam, że powinnam znaleźć się jak najszybciej w domu. To uczucie zawładnęło całą mną.
Spojrzałam w tylne lusterko. Coś było nie tak. Trasa była pusta, nie licząc mnie i samochodu, który jechał za mną i właśnie zaczął mnie wyprzedzać. To nie był samochód Luke'a, co nieco mnie ucieszyło. Zwolniłam nieco, dając obcemu samochodowi możliwość wyprzedzenia mnie.
Ale on tego nie zrobił. Zrównał się ze mną i przez chwilę jechaliśmy ramię w ramię. Coś mi nie grało. Coś było nie tak. Moje serce stanęło, kiedy zdałam sobie sprawę, co właśnie się działo. To nie był zwyczajny samochód ze zwyczajnym kierowcą w środku.
Zacisnęłam dłonie nie kierownicy i przyśpieszyłam, mając nadzieję, że uda mi się uciec. Jednak już po chwili wiedziałam, że to niemożliwe. Obce auto również przyśpieszyło i zrobiło, coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Skręciło nagle w moją stronę i uderzyło we mnie. Siła uderzenia była na tyle silna, że moja głowa omal nie rozbiła się o deskę rozdzielczą, a później o boczną szybę.
Wrzasnęłam, starając się uciec przed staranowaniem. Żadne manewry kierownicą nie pomagały. Samochód nacierał na mnie i spychał mnie na pobocze. Napięłam wszystkie mięśnie, szykując się na najgorsze. Nieznane auto wycofało kilka metrów i usłyszałam, jak kierowca naciska pedał gazu. Szykował się do ponownego uderzenia na mnie i mój samochód.
Drążącą ręką złapałam za kluczyki, próbując odpalić silnik, ale byłam zbyt przerażona, by to się powiodło. Nie mogłam uciec. Mogłam tylko patrzeć, jak nieuchronnie zbliża się do mnie śmierć.
I kiedy myślałam, że już po mnie, stało się coś dziwnego. Obce auto z piskiem opon zawróciło i pognało ulicą. Jakby przed kimś uciekało.
Oddychałam ciężko i wciąż kurczowo trzymałam się kierownicy. Ktoś krzyczał, ale nie umiałam stwierdzić kto. Słyszałam czyjś szloch, ale nie wiedziałam, kto płacze. Kakofonia, która mnie otaczała, sprawiała, że świat przed moimi oczami zaczął wirować. Miałam wrażenie, że moje ciało wraz z samochodem obracało się.
– Delilah! – Ktoś mnie wołał, a może tylko mi się wydawało. – Delilah, otwórz drzwi!
Nie reagowałam. Nie mogłam zmusić swojego ciała do wykonania chociażby najmniejszego ruchu.
– Otwórz te cholerne drzwi!
Wbiłam paznokcie w kierownicę i tępo gapiłam się w przednią szybę. Skąd dochodził ten dziwny szloch i łkanie?
Usłyszałam huk, a za chwilkę odłamki szkła posypały się na moje kolana i resztę samochodu. Ale nawet to nie sprawiło, że wreszcie odwróciłam głowę.
– Delilah? – Jeden głos przebił się przez wszystkie inne dźwięki, sprawiając, że odwróciłam głowę. Ktoś odpiął mój pas bezpieczeństwa i złapał za ramiona, potrząsając mną. Chyba znałam tego kogoś. – Jesteś cała?
– On wrócił – wyszeptałam drążącym głosem, kiedy wreszcie dotarło do mnie, co przed chwilą się wydarzyło.
– Kto?! Wiesz, kto to był?
– On naprawdę wrócił...
Chłopak westchnął ciężko. W jego oczach błyszczała tak dobrze mi znana wściekłość.
– Dasz radę wyjść? – spytał.
Skinęłam głową i powoli postawiłam stopy na ziemi. Świat zawirował dwa razy szybciej, więc zacisnęłam oczy i na oślep próbowałam złapać coś, żeby uchronić moje ciało przed upadkiem.
– Delilah. – Jego stanowczy głos sprawił, że otworzyłam oczy. – Oddychaj.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Posłusznie wzięłam głęboki wdech. Wszystko powoli przestawało wirować, aż w końcu mogłam wyraźnie zobaczyć stojącego przede mną Lucasa Hemmingsa. Trzymał mnie za ramiona, jakby bał się, że zaraz się przewrócę.
Pierwszy szok minął. Jednak nadal nie docierało do mnie, co przed chwilą się wydarzyło. To nie mogło być prawdą.
– Kto to był? – Luke patrzył na mnie surowym wzrokiem, mocniej zaciskając palce na moich ramionach.
– Nie wiem – odparłam cicho, starając się uwolnić od jego rąk.
– Naprawdę? Bo mam wrażenie, że dobrze wiesz, kto przed chwilą próbował cię zabić.
Wypuściłam powietrze z płuc i odchyliłam głowę do tyłu.
Luke chyba zrozumiał, że nie miałam siły teraz na kolejną kłótnię, bo odsunął się ode mnie. Obrzucił wzrokiem mój samochód, marszcząc brwi. Za chwilę wyciągnął z kieszeni swój telefon i przycisnął go do ucha, gniewnie dmuchając nosem.
– Idź do samochodu – rozkazał mi chłodno.
Spojrzałam na niego uważnie, zaciskając usta. Był zbyt wściekły, żebym miała odwagę mi się postawić, więc gdy upewniłam się, że nie upadnę, ruszyłam w stronę jego auta. Oparłam się o drzwi i przypatrywałam się, jak rozmawiał przez telefon.
– Gówno mnie to obchodzi, Mike – warknął. – Musisz się tym zająć, zanim przyjedzie policja... Stary, wystarczy, że mam na karku rozhisteryzowaną laskę... Okej, pośpiesz się.
Przez chwilę stał odwrócony do mnie plecami, nie ruszając się z miejsca. Gdy spojrzał w moim kierunku, jego mina sprawiła, że skuliłam się w sobie. Patrzył na mnie, jakbym była problemem, z którym on musiał się zmagać.
– Wsiadaj – kolejne polecenie padło z jego ust. Nie patrząc na mnie, wsiadł do swojego samochodu, a ja poszłam w jego ślady. – Mam zawieść cię do szpitala?
Skupiłam się na moim ciele, ale nie poczułam czegoś niepokojącego. Wszystko mnie bolało, ale nie byłam w krytycznym stanie. Byłam tylko poobijana i wystraszona.
– Nie.
Hemmings skinął głową i odpalił silnik.
– A co z moim samochodem? – spytałam, obserwując jego twarz.
– Mike się wszystkim zajmie – odpowiedział sucho. – A teraz powiedz mi, kim on był.
– Nie wiem.
– Masz mnie za durnia? Dobrze wiem, że go znasz, więc do kurwy nędzy powiedz, kto to. – Jego oczy na chwilę napotkały moje. – Przed chwilą ktoś próbował cię staranować – przypominał mi. – A gdyby nie ja, udałoby mu się to.
– Nie jestem ci niczego winna – syknęłam. – A na pewno nie wyjaśnienia.
– Zaczynam żałować, że w ogóle pofatygowałam się, żeby cię uratować.
Jego słowa uderzyły we mnie niczym kula armatnia. Nie powinnam czuć tego, co właśnie czułam, patrząc na niego. On nie był dla mnie nikim ważnym, jego słowa nie powinny sprawić, że moje serce boleśnie zabiło. Więc dlaczego tak nie było? Dlaczego poczułam to wszystko?
– Chyba oboje tego żałujemy – powiedziałam tylko, uciekając wzrokiem w bok.
Byłam na skraju wytrzymałości. W każdej chwili mogłam po prostu zacząć płakać, ale uparcie zaciskałam zęby, udając, że nic nie czułam. Nie mogłam pokazać mu jak bardzo słaba byłam. Ktoś kilka minut temu próbował mnie zabić. Z tą myślą nie da się od tak oswoić. A świadomość tego, że Luke również wolał, żeby tej osobie się to udało, powodowała, że miałam ochotę wysiąść z jego samochodu.
– Gdzie jedziemy? – spytałam, kiedy zauważyłam, że wcale nie kierujemy się do mojego domu.
– Musimy porozmawiać. Musisz wreszcie powiedzieć nam prawdę.
Nie odpowiedziałam.
Po kilkunastu minutach Luke zaparkował przed najzwyczajniejszym domem, których w Sydney było pełno. Niczym szczególnym nie wyróżniał się. Zwykły biały dom z ciemnym dachem, skoszonym trawnikiem. Dom był podejrzanie normalny, przez co ciężko szło mi wyobrażenie sobie tego, że Luke tu mieszkał.
– Wysiadaj.
Spojrzałam na niego wilkiem, ale wykonałam jego polecenie. Byłam teraz skazana na niego i jego łaskę. Wyskoczyłam z samochodu i zatrzasnęłam drzwiczki, ale nie poszłam za nim w stronę wejścia do domu. Nie ufałam mu na tyle, żeby wejść z nim do środka.
Luke zmrużył oczy, gdy na mnie spojrzał i zawrócił, idąc do mnie. Obserwowałam jego ruchy, starając nie myśleć o tym, że właśnie uratował mi życie, a teraz tego żałował. Skrzyżował ramiona na piersi, stając naprzeciw mnie, i oblizał usta językiem. Jego kolczyk połyskiwał metalicznym blaskiem.
– Daniel już tu jedzie – odparł. – Nie był zadowolony, kiedy dowiedział się, co się stało. On chyba również zdaje sobie sprawę, kto próbował cię staranować. A nasze metody przesłuchiwania są naprawdę skuteczne, ale cóż, nie do końca humanitarne. Więc jeżeli nie chcesz, żeby twój brat miał połamane kończyny, pójdziesz ze mną do środka i porozmawiamy.
Czy byłam wystraszona? To zdecydowanie za mało powiedziane. Niebieskie oczy Luke'a były tak zimne i obojętne, że przeszły mnie ciarki po plecach. Ale najbardziej przerażał mnie jego uśmiech, który oznaczał, że czerpał przyjemność z szantażowania mnie.
Wzięłam głęboki oddech i przybrałam kamienny wyraz twarzy. Ostatni raz spojrzałam w jego oczy, po czym wyminęłam go i ruszyłam ku drzwiom wejściowym. Kiedy stałam na progu, zawahałam się, a moja dłoń zawisła nad klamką.
– Zapraszam – powiedział Lucas, stając tuż za mną. Jego dłoń znalazła się na mojej i nacisnęła na klamkę. Zesztywniałam pod wpływem jego dotyku i bliskości.
W korytarzu panował półmrok, więc nawet rozglądanie się na boki na niewiele mi się zdało, ponieważ nie widziałam wszystkiego. Luke wskazał mi drogę, a ja ruszyłam przed siebie. Skręciłam w lewo i dalej podążałam korytarzem, aż w końcu natknęłam się na Xaviera stojącego w wejściu do pokoju dziennego. Na kanapie siedział Ashton z laptopem przed sobą i nawet nie podniósł wzroku, żeby mnie mnie spojrzeć, gdy weszłam. Pochwyciłam na chwilę wzrok stojącego przy oknie Caluma.
– Nic ci nie jest, Delilah? – spytał Xavier, co zmusiło mnie do przeniesienia mojego ciekawskiego wzroku na jego twarzy.
– Daruj sobie – powiedziałam oschle. – Czego chcecie? Dlaczego on mnie tutaj przywiózł?
– Mamy tyle spraw do omówienia – zaczął. – Myślę, że powinnaś nam powiedzieć, dlaczego ktoś chciał twojej krzywdy? Albo dlaczego Dan szuka informacji o Jonathanie Nixtonie?
Zacisnęłam zęby, słysząc nazwisko Jonathana. Byli tak blisko poznania mojej przeszłości, że poczułam mdłości. Oni nie mogli się o tym dowiedzieć. Nikt o tym nie wiedział oprócz najbliższych mi osób. Choć tata postarał się, żeby moje nazwisko czy zdjęcie nie widniały w żadnej gazecie czy stronie internetowej, nie mogłam wykluczyć tego, że wszystko było w archiwum policyjnym.
– Nie mam pojęcie, o czym mówisz – syknęłam.
– Delilah. – Xavier pokręcił głową. – Współpracuj ze mną, a nic ci nie zrobimy.
– Przestań z tymi groźbami – prychnęłam. – Myślałam, że to moje groźby są żałosne, ale ty to przebiłeś.
– Mogłabyś okazać trochę wdzięczności. Luke właśnie uratował ci życie. – Puścił moje słowa mimo uszu i uśmiechnął się do Hemmingsa.
Kątem oka zerknęłam na Luke'a. Stał za mną z twarzą bez wyrazu, ignorując kompletnie wzrok Xaviera.
– Nie mam zamiaru wam się tłumaczyć. Jeżeli uważasz, że będę z wami współpracować, to jesteś w błędzie.
Marshall, coś ukrywasz, a my chcemy wiedzieć co. – Do rozmowy wtrącił się Hemmings.
Chcecie wiedzieć co ukrywam – powtórzyłam, uśmiechając się zirytowana. – To wam powiem. Nadal śpię z misiem.
Sarkazm teraz był moją jedyną bronią. Nie miałam ochoty dłużej pozwalać im na zastraszanie mnie. To nie ich najbardziej się bałam.
– Myślisz, że to zabawne? – Ashton wstał z kanapy i ruszył w moją stronę. Xavier ustąpił mu miejsca. – Ktoś właśnie próbował cię zabić. Uważasz, że to zabawne? Jesteś wplątana w coś, z czym my również mamy do czynienia. Ale problem w tym, że nie mamy pojęcia, w co ktoś nas wciągnął. Więc przestań zachowywać się jak idiotka i powiedz nam prawdę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że komuś w końcu stanie się krzywda. Może to będzie twój tatuś? Albo twoja przyjaciółka, która wiecznie się uśmiecha?
Wstrzymałam oddech, kiedy go słuchałam. Ashton mierzył mnie nieufnym spojrzeniem i groźnie marszczył brwi. Wiedziałam, że w słowach Ashtona kryło się wiele prawdy, ale nie dopuszczałam tej wiadomości do siebie.
– Nie muszę wam o niczym mówić – warknęłam, cofając się o krok. – Zostawcie mnie w spokoju. Chcę tylko wrócić do domu.
Odwróciłam się, żeby odejść, ale Luke uniemożliwiał mi to. Spojrzałam mu prosto w oczy, a on tylko westchnął i zrobił krok w bok, pozwalając mi odejść. Więcej nie patrząc na nich, pośpiesznie wyszłam z tego domu. Trzasnęłam głośno drzwiami, chcąc rozładować swoje emocje, ale to nie pomogło.
Potarłam dłońmi twarz, starając się uwolnić od mętliku w mojej głowie. Kiedy oderwałam ręce od twarzy, zauważyłam przede sobą Michaela. Trzymał w dłoni kluczyki i patrzył na mnie uważnie.
– Wszystko w porządku, Dee? – spytał, zbliżając się do mnie. Jego łagodne spojrzenie tylko sprawiło, że miałam ochotę się rozpłakać.
– Ktoś właśnie próbował mnie zabić. Xavier próbuje mnie szantażować, Luke wolałby, żeby to auto mnie przejechało. A Daniel jest jednym z was. Nie, Michael, nic nie jest w porządku.
Westchnął i delikatnie dotknął mojego ramienia.
– Luke nie uratowałby cię, gdyby tego nie chciał, a Daniel nie dołączyłby do nas, gdyby mu na tym nie zależało.
Czułam jak emocje powoli buzują. Ich wybuch był tylko kwestią czasu.

– Michael – jęknęłam bliska płaczu. – Proszę, zabierz mnie do domu.


Dzień doberek! Choć tak właściwie jest wieczór.
Rozdział pojawił się z małym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Bardzo lubię ten rozdział, nie tylko dlatego, że jest w nim Luke. Jest tu parę sprawy wyjaśnionych, zaczętych wiele nowych wątków.
Czy domyślacie się, kim jest ten cały Gacy i co on zrobił naszej biednej Dee? I czy naprawdę Luke wolałby, żeby przejechało ją to auto? I kiedy wreszcie Delilah powie im prawdę?!
Komentujcie! Chcę poznać wasze opinie. I jeżeli macie jakiekolwiek pytania dotyczące opowiadania, bohaterów, fabuły czy nawet mnie - śmiało piszcie!
Dziękuję za tyle wejść i komentarzy. Jesteście wspaniali i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i AIS na dłużej.
All the love,
Minette

5 komentarzy:

  1. No niee... czuję się rozwalona po tym rozdziale. Nawet nie wiem co skomentować, jak wyrazić swoje zdanie. Cholernie jestem ciekawa kto to ten Gacy. Ale jeszcze ciekawi mnie ta sprawa z tymi wycinkami z gazet jak Dee była na imprezie. No, wiesz o co chodzi XD Dee musi wyznać im prawdę. Dla ich i dla jej bezpieczeństwa. Jestem tak cholernie ciekawa. Do następnego!
    Ps. Nie, wcale nie odświeżałam cały dzień strony ni nie zaglądałam na bloga za nowym rozdziałem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też podoba się ten rozdział no i kto to ten Gacy? Czekam na kolejny z niecierpliwością
    Pozdrawiam
    Zuzia♡

    OdpowiedzUsuń
  3. WSPANIŁY! Jestem bardzo ciekawa, kim jest ten Gacy, ale jeszcze bardziej jest ciekawa, co tak naprawdę zrobił Dee. Mam nadzieję, że już w niedalekiej przyszłości się tego dowiemy. Oby. Daniel i Dee to genialne rodzeństwo. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział! Kiedy następny? W ogóle wkręciłam się w to opowiadanie. Może powinnaś je zgłosić do jakiś spisów opowiadań? Byłoby więcej rozgłosu. Serio, warto.
    Pozdrawiam
    Zuzia♡

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva