Żałowałam, że trzy lata temu wydarzenia nie
potoczyły się inaczej. Że Gacy nie dokończył tego, co zaczął.
Może gdyby stało się inaczej, te wszystkie rzeczy dziś nie
miałyby miejsca. Daniel nie dołączyłby do The Snipers, moi
najbliżsi byliby bezpieczni, nie musieliby się o mnie martwić.
Może wszystko byłoby dla nich łatwiejsze.
Jednak choć bardzo pragnęłam, żeby tak się stało,
w głębi serca czułam, że powinnam żyć. Cieszyłam się, że
przeżyłam tak wiele wspaniałych chwil z moimi przyjaciółmi,
bratem, rodzicami. I mino tych złych wspomnień, nie mogłam
powiedzieć, że moje życie było błędem i nie powinnam była
dalej go toczyć. Prawda była taka, że chciałam żyć, mimo że
czasem myślałam zupełnie inaczej.
Teraz właśnie tak myślałam. Stojąc przed wejściem
do męskiej szatni, zastanawiałam się, czy faktycznie nadal
chciałam żyć. Nie miałam przy sobie nikogo bliskiego, nikogo z
kim mogłabym porozmawiać, nikogo do wypłakania się na ramieniu.
Czułam wszechogarniającą mnie samotność. Samotność była
znacznie gorsza od śmierci. Życie w samotności było powolną i
najbardziej bolesną rzeczą, jaka istniała na tym świecie. Utrata
ludzi, których się kocha była zaraz po niej.
Westchnęłam. Nie umiałam dłużej tak żyć. Dlatego
właśnie weszłam do męskiej szatni w poszukiwaniu jedynej osoby na
świecie, której sam widok był ukojeniem dla mojej zbolałej duszy.
Nie obchodziły mnie dziwne spojrzenia chłopaków z drużyny
futbolowej, nie obchodziło mnie to, że większość z nich stała
przede mną półnaga. Oni nie obchodzili mnie ani trochę.
– Dee? – Sean zmarszczył brwi, kiedy mnie
zobaczył. Stał przy swojej szafce w sportowych spodenkach, z
mokrymi włosami i zdziwioną miną.
Złamałam moją złotą zasadę dotyczącą płakania
już setki razy w ciągu ostatniego tygodnia. Teraz również ją
łamałam, ponieważ pierwsze łzy zalśniły w moich oczach.
– Potrzebuję cię – szepnęłam. Wiedziałam, że
to usłyszał. – Miałeś rację. Nie ze wszystkim jesteśmy w
stanie poradzić sobie sami. A ja wcale sobie nie radzę.
Ból w oczach mojego przyjaciela rozdzierał moje serce.
To ja go odepchnęłam, nie brałam pod uwagę jego uczuć, ani
intencji. Okłamał mnie, więc przekreśliłam naszą przyjaźń.
Dopiero później dotarło do mnie, że chciał mi oszczędzić bólu,
i mimo że podjął złą decyzję, kierował się wyłącznie moim
dobrem. Żałowałam, że tak późno to zrozumiałam.
– Zawsze będę twoim przyjacielem – oznajmił,
uśmiechając się delikatnie. Odwzajemniłam gest, uśmiechając się
do niego przez łzy. Sean rozłożył ramiona, a mnie w tym momencie
przestało obchodzić to, że był cały mokry od potu. Po prostu
przylgnęłam do niego, czepiając się go, jakby był moją ostatnią
deską ratunku.
– Czy możemy zapomnieć o tym, co się stało? –
spytałam. – I nie przepraszać za to, co powiedzieliśmy?
Sean mocniej mnie do siebie przycisnął, dając znak,
że się zgadza. Wzięłam głęboki oddech i niechętnie się od
niego odsunęłam.
– Jeżeli chciałabyś pogadać o Matcie, to... –
Otworzył swoją szafkę, żeby wyjąć z niej czystą koszulkę.
Szatnia opustoszała, zostałam w niej tylko ja i Sean.
Z westchnieniem usiadłam na ławce, która znajdowała się pomiędzy
rzędami granatowych szafek i obserwowałam ruchy przyjaciela.
– Matt nic mi nie powiedział – kontynuował. –
A ja nie wiedziałem, czy powinienem dać mu w pysk czy nie. Ale i
tak to zrobiłam.
Zacisnęłam oczy.
– Dobrze się bawiłeś, pieprząc Laurę? –
Wbiłam wściekłe spojrzenie w chłopaka stojącego przede mną. Nie
obchodziło mnie to, że jego siostra była w kuchni, a ja robiłam
sceny.
– O czym mówisz? – Zmarszczył brwi.
– Przestań. Wiem o wszystkim, więc przestań się
wypierać. Myślałeś, że się nie dowiem? Że będziesz mógł
spokojnie posuwać Laurę, a później przychodzi do mnie do domu i
powtarzać, że mnie kochasz? – Nie płakałam. Moja złość
tłumiła wszystkie inne uczucia. – Ufałam ci, Matt! Rozumiesz, co
to znaczy? Po tym wszystkim, co mnie spotkało, zaufałam ci na tyle,
żebyś został moim chłopakiem. Pozwalałam ci na znacznie więcej
niż tego chciałam, ale wiesz dlaczego? Bo wmawiałam sobie, że
strach kiedyś minie, że patrząc w twoje oczy nie będę czuć
obrzydzenia do samej siebie. – Krążyłam po jego salonie, a on
stał z zaciętą twarzą, patrząc gdzieś w bok. – Jaka byłam
głupia! – Wrzasnęłam i zatrzymałam się tuż przed nim.
– Pozwalałaś mi na dużo? – Również podniósł
głos. – Nie pozwalałaś mi się dotknąć. Nigdy nie doszło
między nami do czegoś więcej, zawsze uciekałaś, zawsze mnie
odpychałaś. Ja też mam swoje potrzeby. Nie mogłam wiecznie
czekać, aż przestaniesz się bać. Mam wrażenie, że to nigdy się
nie stanie.
– Więc szukałeś pocieszenia u Laury? –
Wypuściłam powietrze z płuc. Jego słowa uderzały we mnie, ale ja
uparcie stałam przed nim i patrzyłam mu prosto w twarz. –
Myślałam, że rozumiesz, że nie mogłam dać ci więcej, myślałam,
że zrozumiesz, że to, co się stało miało na mnie znacznie
większy wpływ niż pokazywałam... – Ściszyłam głos. Miałam
dość. Nie miał prawa mówić takich rzeczy, szczególnie gdy
wiedział, jak bardzo zniszczona od środka byłam. – Jesteś
zwykłym dupkiem, Matt. Nic niewartym, egoistycznym dupkiem. To
koniec. Nie chcę cię znać.
– Naprawdę tego chcesz?! – ryknął.
– Chłopak, który robi coś takiego swojej
dziewczynie, nie jest wart miłości. A ja ci ufałam. – Pokręciłam
głową. Głos mi się łamał, dłonie trzęsły. Traciłam
kontrolę. Musiałam to wszystko jak najszybciej zakończyć. Nie
mogłam patrzeć na chłopaka, który kłamał, mówiąc, że mnie
kocha. A ja wierzyłam w te słowa, ponieważ chciałam czuć, że
pomimo tego, co mnie spotkało, jestem warta miłości. –
Gratuluję, Matt. Zniszczyłeś ostatnią część mnie, która
wierzyła w miłość. Jeżeli chciałeś, żebym straciła poczucie
własnej wartości, udało ci się. – Odwróciłam się, by
odejść. Raz na zawsze z jego życia. Nie obejrzałam się za
siebie. Choć ten jeden raz, zostawiłam tą część życia za sobą.
– Dee. – Sean kucał przede mną, lustrując
troskliwym spojrzeniem moją twarz. Podniósł swoje wielkie dłonie
do moich policzków i otarł moje łzy. – Chciałbym cię
pocieszyć, ale nie wiem, czy znajdę odpowiednie słowa. –
Westchnął. – Możesz płakać do woli, jeżeli tylko przez to
poczujesz się lepiej.
Zaszlochałam. Łamałam moją stalową obietnicę już
po raz tysięczny i szczerze nienawidziłam się za to. Ale czułam,
że tylko to na teraz mi pozostało. Moje serce było rozerwane na
drobniutkie kawałeczki przez ludzi, których kochałam. Cały mój
świat runął w zaledwie kilka dni, straciłam wszystko i
wszystkich, a jedyne co mi pozostało to łzy.
– Co mam robić? – wydukałam, wbijając oczy w
swoje dłonie. Wpatrywałam się w maleńką bliznę na podszewce
lewej dłoni. Jedna z pamiątek z dnia, które zmienił moje życie w
piekło. Dnia, który zniszczył mnie nie tylko psychicznie, ale
również fizycznie. Takich blizn na moim ciele było znacznie
więcej, jednak najgorszymi bliznami byłe te w moim umyśle.
– Po prostu oddychaj. Czasem najlepszą rzeczą, jaką
możesz zrobić to nie myślenie, wyobrażanie sobie innej
teraźniejszości, marzenia o innym życiu, czy obwinianie się za
wszystkie błędy, to po prostu oddychanie. Oddychaj i miej nadzieję,
że to, co najlepsze dopiero przed tobą.
Objęłam Seana za
szyję i zaniosłam się jeszcze głośniejszym płaczem. Czułam, że
rozpadłam się na kawałeczki, które teraz wirowały po całej
szatni, a Sean był jedyną osobą, która mogła mnie uchronić
przez całkowitym rozpadnięciem się.
Z czasem szloch osłabł, łzy wyschły, a kawałki
mojej duszy wróciły na swoje miejsce. Otworzyłam oczy, nie mogąc
zrozumieć jakim cudem znalazłam się na podłodze w ramionach
mojego najlepszego przyjaciela. Sean nic nie mówił, przytulał
mnie, głaskał po włosach, nucił pod nosem naszą ulubioną
piosenkę. Był jedyną osobą, która rozumiała, co się ze mną
działo, mimo że nie znał całej prawdy.
Pamiętam, gdy dałam mu do przeczytania mój pamiętnik,
a konkretnie ostatni wpis w nim. Obserwowałam go, kiedy czytał.
Jego twarz się zmieniała, widziałam na niej wszystkie uczucia;
złość, ból, gorycz, obrzydzenie, aż w końcu rozpacz. Kiedy
skończył. podniósł na mnie swoje wielkie brązowe oczy, które
były zaczerwienione. A później zerwał się z miejsca i pognał do
łazienki, żeby zwymiotować. Nie byłam zdziwiona. Ja reagowałam
na mój wpis dokładnie to samo. Gdy wrócił, wyglądał jeszcze
gorzej niż wcześniej. Przycisnął mnie do mnie tak mocno, że
zabrakło mi tchu i wyszeptał, że nigdy nie pozwoli mnie
skrzywdzić. Sean zabrał mnie na złomowisko, dał łom i kazał
rozwalać stare, zardzewiałe samochody. Nie miało to dla mnie
najmniejszego sensu, ale gdy tylko zamachnęłam się i walnęłam w
maskę granatowego auta, zrozumiałam. Sean dał mi szanse na
rozładowanie swoich uczuć. Waliłam łomem w samochodu, krztusząc
się własnymi łzami. Dopiero po kilkudziesięciu minutach poczułam
wszechogarniające mnie zmęczenie i ulgę. Moje gardło było
pozdzierane od krzyków, a pokaleczone dłonie krwawiły. Jednak
uczucie ulgi było tak upajające, że nie przejmowałam się tym.
Wtedy płakałam po raz ostatni.
– Masz ochotę na pizzę? – spytał Sean po chwili
i posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech.
Następnego dnia Sean wraz z Chloe zaraz po skończonych
lekcjach, zaparkowali na moim podjeździe. Ucieszyłam się, że
spędzę z nimi choć chwilę czasu. W ich towarzystwie czułam się
mniej połamana i zastraszona. Przy nich mogłam normalnie oddychać.
– Czyli to naprawdę koniec? – spytała Chloe, gdy
wszystkie neutralne tematy do rozmowy zostały wyczerpane. Wpatrywała
się we mnie swoim niebieskimi oczami ze współczuciem, którego nie
cierpiałam. – Ty i Matt...
Mimo że zerwanie z Mattem przysporzyło mi niemało
bólu, nauczyłam się ignorować to. Ten temat był już zamknięty.
Skinęłam głową, udając, że nie widziałam
zabójczego spojrzenia Seana, które rzucał blondynce.
– Przynajmniej nie będziesz musiała go dłużej
oglądać – zagadnął Sean. – Wiem, że to nie jest dla ciebie
łatwe.
– O czym mówisz?
– Ty nic nie wiesz? – Chloe uniosła brwi do góry.
– Matt dostał stypendium sportowe w Brisbane, za dwa tygodnie
wyjeżdża.
Kolejny raz skinęłam głową. Pójście dalej i
zapomnienie o chłopaku, z którym przeżyłam tak wiele dobrych
chwil, nie było łatwe do wykonania. Jakaś część mnie nadal za
nim tęskniła i modliła się, żeby to wszystko było tylko głupim
senem. Ale inna część mnie wiedziała, że to koniec. Że pierwszy
chłopak, któremu oddałam swoje serce, zwrócił mi je w kawałkach
i odszedł. Pogodzenie się z tym wymagało czasu.
– Delilah. Nie mam pojęcia, jak teraz musisz się
czuć, ale nie zapominaj, że jesteś piękna, silna i nic tego nie
zmieni. To, co wydarzyło się kiedyś nie zniszczyło cię i teraz
też cię nie zniszczy. – Chloe O'Kelly była bliska płaczu.
Złapała mnie za rękę, szukając u mnie pocieszenia. Od zawsze
była bardzo emocjonalna i nigdy się z tym nie kryła. – Jesteś
najwspanialszą siostrą, córką i przyjaciółką. Jesteś warta
kogoś znacznie lepszego niż Matta.
– Ty tyle razy zrywałaś z chłopakami, a nigdy nie
miałaś złamanego serca. – Pokręciłam głową.
– Bo nie byłam zakochana. – Uśmiechnęła się.
– Aż do teraz – wtrącił Sean.
Chloe szturchnęła go w ramię.
– Ale i tak to was najbardziej kocham –
powiedziała, patrząc w oczy najpierw Seanowi, później mi. –
Jesteście moją rodziną i nie zrezygnowałabym z was nigdy.
– Nawet dla Ryana Pieprzonego Andersona?
– Nawet dla niego.
Pierwszy raz od dawna szczerze się uśmiechnęłam.
Choć jedna część mojego życia była niezmienna i
trwała zawsze, mimo że czasem myślałam, że dawno się rozpadła.
Przyjaźń naszej trójki była znacznie silniejsza niż
przypuszczałam i dawała mi poczucie bezpieczeństwa i trwałości,
których najbardziej teraz potrzebowałam. Rozmowa z nimi o
normalnych rzeczach jak futbol, różowe stroje cheerleaderek (które
Sean nawiasem mówiąc wyśmiewał za każdym razem, kiedy o nich
rozmawialiśmy) czy o mojej beznadziejnej ocenie ze sprawdzianu z
biologii, który skopałam nie mogąc się skupić na niczym innym
tylko na moim bracie, którego chciałam uchronić przed The Snipers.
Cieszyłam się z ich obecności w moim życiu, szczególnie teraz,
kiedy wszystko wydawało się jednym wielkim bagnem.
– Przygotuj się na jutro, bo jak dalej tak będzie,
to czeka cię szkoła letnia. – Mrugnął do mnie Sean, kiedy
odprowadzałam ich do wyjścia.
– O nie – jęknęłam. – Będziesz tam w wakacje
siedział sam.
Sean szturchnął mnie w ramię, a ja wywróciłam
oczami. Dobrze znów było poczuć się normalnie.
– Skończył ci się rozświetlacz? – spytała
Chloe. – Ostatnio wyglądasz jak zombie. Nie mogę się pokazywać
z tobą, kiedy tak wyglądasz.
Dogryzając mi, skutecznie odwracali moją uwagę od
problemów. A ja byłam im za to naprawdę wdzięczna, mimo że Chloe
przed chwilą mi ubliżyła.
– To sobie idź – powiedziałam jakby to była
najoczywistsza rzecz na świecie.
– I sobie pójdę, ale jutro o siódmej trzydzieści
jestem pod twoim domem i masz wyglądać jak człowiek –
rozkazała, wskazując na mnie palcem i patrząc groźnie. –
Musimy ci znaleźć jakiegoś przystojniaka. Może Ryan ma brata?
– Brat Ryana jest mój – rzucił Sean. – Nawet o
nim nie marz – zwrócił się do mnie.
– Możesz być spokojny. – Wypchnęłam go za
drzwi. – Mam dość przystojniaków na kolejne sto lat.
– Porozmawiamy jeszcze o tym – ostrzegła mnie
Chloe.
– Lucas Hemmings ostatnio kręci się wokół ciebie.
– Sean poruszał zabawnie brwiami. – Dlaczego wy dwie zawsze
odbieracie mi najlepsze ciacha?
Spojrzałyśmy na siebie i wzruszyłyśmy ramionami, po
czym uśmiechnęłyśmy się do siebie porozumiewawczo.
Sean prychnął nas nas pod nosem i poszedł do
samochodu, a Chloe uściskała mnie na pożegnanie.
– Przejdziemy przez to razem – powiedziała zanim
mnie puściła i odeszła.
Stałam w drzwiach, patrząc jak Chloe wycofuje z mojego
podjazdu. Sean pomachał mi środkowym palcem, a ja zdziwiłabym się
gdyby tego nie zrobił. Z uśmiechem na twarzy weszłam do domu i
zamknęłam drzwi.
Mój humor nieco się poprawił i poczułam nowy
przypływ sił, więc skierowałam się do siebie, żeby wreszcie
usiąść do pracy domowej, której nazbierało się naprawdę sporo.
Ostatnie wydarzenia skutecznie sprawiały, że nauka była ostatnią
rzeczą, o której myślałam.
Pierwszy raz od dawna udało mi się skupić na nauce,
więc o mało nie zrzuciłam książki ze wściekłości, kiedy mój
telefon zaczął dzwonić i tym samym przerwał mój idealny stan
koncentracji.
Jednak złość szybki minęła, kiedy na wyświetlaczu
dostrzegłam nieznany numer telefonu. Przełknęłam głośno ślinę
i wpatrywałam się w urządzenie.
Odebrałam, ale nie powiedziałam ani słowa.
Wsłuchiwałam się w szum po drugiej stronie i myślałam o tym, jak
bardzo nienawidziłam mojego rozmówcy.
– Masz wspaniałych przyjaciół – zaczął, a ja
omal nie upadłam na podłogę. – Mam nadzieję, że nic im się
nie stanie. Teraz zdarza się tyle niepożądanych wypadków.
– Nie waż się ich tknąć, ty...
– Spokojnie, jeżeli będziesz grzeczna, włos im z
głowy nie spadnie.
Miałam dość. Rozłączyłam się i spanikowana
zaczęłam miotać się po pokoju.
On nie miał prawa mnie zastraszać w taki sposób. Moi
bliscy nie byli w to zamieszani, więc nie miał prawa ich
skrzywdzić. Jednak on nie kierował się jakimiś prawami. Był
nieobliczalnym psychopatą i kierował się tylko swoimi chorymi
zapędami. A ja nie mogłam pozwolić, żeby tknął ludzi, których
kochałam.
Musiałam zrobić wszystko, by ich chronić. I nie
zamierzałam czekać aż Daniel i jego kumple obmyślą jakiś
absurdalny plan. Musiałam zająć się tym sama.
Zabrałam swoją torbę i wybiegłam z domu. Od
najbliższego przystanku dzieliło mnie jakieś 10 minut drogi, więc
ruszyłam biegiem w jego stronę. W międzyczasie wyciągnęłam z
kieszeni telefon i zadzwoniłam do Daniela.
– Dee?
– To musi się skończyć – wyspałam do
słuchawki. Byłam na skraju załamania nerwowego i kwestią czasu
było rozpłakanie się. – Idę na policję. Nie mogę pozwolić,
żeby on kogoś skrzywdził.
– Delilah – zagrzmiał. – Gdzie jesteś? Zaraz
po ciebie przyjedziemy. Nie ruszaj się z miejsca.
– Nie. – Przyśpieszyłam, gdy zobaczyłam
przystanek. – To jedyne wyjście.
– Powiedziałem: NIE RUSZAJ SIĘ Z MIEJSCA! Choć raz
mnie posłuchaj. Możesz nie dotrzeć na komisariat.
Zatrzymałam się gwałtownie, nie mogąc złapać tchu.
– Jestem na Malabar Road, przystanek blisko naszego
domu.
– Zaraz będziemy.
Połączenie zerwane.
Rozejrzałam się dookoła, ale niczego podejrzanego nie
zauważyłam, jednak to wcale mnie nie uspokoiło. Usiadłam na ławce
i przymknęłam oczy.
Możesz nie dotrzeć na komisariat.
Co to do cholery znaczyło? Czy Daniel dowiedział się
czegoś nowego, ale jak zwykle o niczym mi nie powiedział? Czy może
to była kolejne próba nastraszenia mnie przez ten pseudo-gang?
Mimo że nie wiedziałam ani jednej z tych rzeczy,
czekałam na mojego brata. Bo co innego miałam robić? Uważałam
jego zachowanie za dziecinne i całkowicie bezowocne, ale w głębi
duszy wiedziałam, że postępował słusznie, choć do końca nie
umiałam powiedzieć, co tak właściwie próbował osiągnąć.
Siedziałam teraz na przystanku i obserwowałam każdy samochód
przejeżdżający ulicą, każdego człowieka, który przechodził
obok, nawet obrzuciłam podejrzliwym spojrzeniem staruszka
wyprowadzającego psa na spacer.
Prychnęłam. Zachowywałam się absurdalnie. Przecież
nic złego nie spotkałoby mnie w ten słoneczny dzień, na środku
ulicy, pośród tylu ludzi.
Nie czekałam długo na mojego brata. Po kilku minutach
pod przystanek podjechał granatowy, terenowy samochód, a za
kierownicą zauważyłam Michaela. I naprawdę ucieszył mnie jego
widok, ponieważ on jako jedyny ze swoich kumpli wydawał się
odpowiedzialny i rozgarnięty. Nie mogłam tego jednak powiedzieć
tego o reszcie towarzystwa i moim bracie.
– Zwariowałaś? – Kiedy tylko wsiadłam na tylne
siedzenie, Daniel obrócił się w moją stronę cały czerwony ze
złości.
– A co miałam zrobić? – Wyrzuciłam ręce w
powietrze. – On groził, że zrobi krzywdę Chloe i Seanowi!
Musiałam coś zrobić.
– Delilah, kto ci groził? – Michael spojrzał na
mnie w tylnym lusterku, a ja przypomniałam sobie o jego obecności.
– Nie wiem – mruknęłam.
Mike westchnął, ale wiedziałam, że mi nie uwierzył.
Kłamałam, ale on nawet tego nie skomentował. Ashton i Luke pewnie
daliby mi w pysk.
Zdawałam sobie sprawę, gdzie jechaliśmy i kompletnie
mi się to nie podobało, ale jak zwykle nie miałam nic do
powiedzenia. Pewnie znów chcieli wyciągnąć ode mnie informacje na
temat Gacy'ego, dlaczego to robi i dlaczego oni są w to również
zamieszanie, ale prawda była taka, że żadnej z tych rzeczy do
końca nie wiedziałam. Znałam tylko część prawdy i nie miałam
bladego pojęcia, dlaczego ten klub zbuntowanych nastolatków też
był w to zamieszany. Możliwe, że to przez Daniela, ale wątpiła,
by Gacy traciłby czas na durnych nastolatków. Oni nie byli dla mnie
nikim ważnym, nie byli ze mną związani, nawet z moim bratem nie
łączyły ich głębsze stosunki, więc Gacy nie zawracałby sobie
nimi głowy. Zależało mu na mnie i na moich bliskich, chciała
zniszczyć mnie, pokazać mi, że to on będzie śmiać się ostatni,
że to on zakończy ostatecznie tą sprawę, a ja będę mogła tylko
patrzeć.
– Gdzie jedziemy? – spytałam, pochylając się
pomiędzy siedzeniami do przodu. Krajobraz nieco się zmienił, po
dwóch stronach ulicy widziałam tylko pustkowie i gdzieniegdzie
jakiś mały dom. – Co się dzieje?
Dwójka chłopaków wyglądała na poddenerwowanych,
Daniel grzebał zawzięcie w schowku, a Michael klął pod nosem.
Przecież nic się nie działo, więc dlaczego byli tacy
zdenerwowani?
– Przychyl się! – krzyknął Michael, a za chwilę
tylna szyba rozprysła się w drobny mak. Dziwny odgłos smagania
samochodu czymś metalowym dobiegł moich uszu. Ten świst powtórzył
się jeszcze dwa razy, ale nie odważyłam się podnieść i
zobaczyć, co powodowało ten odgłos.
Michael i Daniel krzyczeli coś do siebie, ale nie
rozumiałam ani słowa. Szok spowodowany tym, co właśnie się
działo, odebrał mi możliwość logicznego myślenia. Zacisnęłam
oczy, żeby nie widzieć co się dzieje i skuliłam się w sobie.
– Celuj w oponę! – Wrzask Clifforda przebił się
przez hałas, a ja momentalnie podniosłam głowę.
Mój brat wychylał się przez otwartą szybę z
pistoletem w ręku i celował w coś za nami. Powędrowałam wzrokiem
w tył. Wiatr rozwiewał moje włosy, ponieważ tylna szyba już nie
chroniła samochodu przed wiatrem. Nie chroniła nas również przed
autem, które jechało za nami i które ostrzeliwało właśnie
samochód Michaela.
– Daniel! – krzyknęłam spanikowana. – Schowaj
się! Słyszysz?! – Zdzierałam sobie gardło, ale mój brat nawet
nie spojrzał na mnie. Skupił się na swoim zadaniu i ze stalową
miną nacisnął spust.
Wszystko nagle zwolniło. Mogłam dosłownie zobaczyć
jak kula wystrzelona przez mojego brata leci w kierunku przedniej
opony samochodu za nami i trafia w nią. Obcym samochodem zatrzęsło,
a kierowca najwyraźniej stracił panowanie nad kierownicą, bo
zjechał na pobocze.
– Co to do cholery było? – Piskliwy krzyk wydobył
się z mojego gardła, kiedy oddaliliśmy się od miejsca wypadku.
– Myślę, że to ty znasz odpowiedź na to pytanie –
wycedził Michael.
– Nic ci nie jest? – spytał Daniel.
– Ktoś właśnie... Przecież takie rzeczy dzieją
się tylko w głupich filmach akcji! Na pewno ktoś to widział,
zaraz pewnie przyjedzie tu policja, oni wszystkim się zajmą.
– Wątpię w to – burknął Mike. – Delilah,
zabawa się skończyła. Musisz nam powiedzieć, co wiesz.
Wiedziałam, że muszę to zrobić. Ale nie zareagowałam
na jego słowa. Otrzepałam ze swojego ubrania odłamki szkła i
objęłam się ramionami, patrząc jak Michael przyśpiesza, by
zawieść mnie w miejsce, w którym nie chciałam w ogóle przebywać.
Nigdy nie mówiłam o tym głośno. Nawet zeznawanie
przed policją przychodziło mi z trudem, ale nikt mnie za to nie
winił. Powiedzieli mi, że to normalne, ponieważ bałam się, że
jeżeli powiem o tym, co mnie spotkało, to stanie się jeszcze
bardziej realne dla mnie niż wcześniej. Ale to nie była prawda, bo
to co się stało już bardziej realne nie mogło być. Było tak
prawdziwe, że nic nie sprawiłoby, że od tego ucieknę. Każda
blizna na moim ciele przypominała mi o tych wydarzeniach.
Pozwolili mi spisać moje zeznania, więc to zrobiłam.
Siedziałam sama w małym ciemnym pokoju, a jedynym źródłem
światła była stara lampka stojąca na stole. Byłam sama, ale
wiedziałam, że kilka osób obserwowało mnie przez szybę i
słyszało mój każdy szloch, słyszało każdą łzę, która
spadała na stolik. Nie pozwolono mi widzieć się z rodzicami, tylko
przez sekundę udało mi się zobaczyć mamę, która przywiozła na
komisariat mój pamiętnik, ponieważ oznajmiłam, że tylko w nim
uda mi się o tym napisać. I pisałam. Opisywałam wszystko przed
ponad dwie godziny, wylewając przy tym litry łez oraz co jakiś
czas udając się do łazienki, żeby zwymiotować. Po oględzinach w
szpitalu, rozmaitych badaniach i pobieraniach różnych próbek,
oddano mnie w ręce policji. Byłam pod ciągłą kontrolą
psychologa, który upierał się, że na razie powinnam darować
sobie zeznania. Ale nie chciałam. Chciałam uporać się z tym jak
najszybciej, żeby już później do tego nie wracać.
Moje zeznania były kluczowe. Wreszcie udało się
schwytać szaleńca, który krzywdził kobiety. Proces sądowy
ciągnął się przez kilka miesięcy, aż w końcu Anthony Gacy
został skazany. Tata, jako prawnik, zadbał o wszystko. W mediach
nie pojawiały się moje zdjęcia, moja tożsamość była ukryta,
prawie nikt o tym nie wiedział. Nawet w aktach szkolnych znajdowały
się o mnie tylko podstawowe informacje, nic więcej. Zupełnie jakby
tamte wydarzenia nie miały miejsca.
Ale miały. A ja teraz miałam do nich wrócić i
opowiedzieć o nich ludziom, których prawie nie znałam i którym
nie ufałam. Nie miałam przy sobie swojego pamiętnika, żeby dać
im go do przeczytania i oszczędzić sobie całego bólu, z którym
przychodziło mi mówienie o tej sprawie. Jednak nie miałam wyjścia.
To wszystko zawędrowało za daleko i już niczego nie mogłam
odwrócić.
Siedziałam na kanapie, obejmując się ramionami i
patrząc na swoje kolana. Ashton omal nie roztrzaskał mi głowy o
ścianę, kiedy usłyszał, co się dziś wydarzyło. Wybuchła
pomiędzy nami kłótnia, którą przerwał dopiero Xavier. A ja
poddałam się i obiecałam, że im wszystko opowiem. I siedziałam
tak w ciszy przez kilkanaście minut, starając się dobrać
odpowiednie słowa, ale nie umiałam ich znaleźć. Jak miałam
opisać coś, co wydawało się nieopisywalne?
– Dee. – Daniel stał przy oknie. Był
zestresowany. On jako jedyny z moich bliskich nie znał całej
prawdy, nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się tamtej
sobotniej nocy. Nie powiedziałam mu o tym, ponieważ w taki sposób
chciałam mu oszczędzić bólu.
Podniosłam na niego oczy i westchnęłam.
– Wychodziłam z imprezy urodzinowej mojej koleżanki
– zaczęłam, wracając myślami do tamtej nocy. – Powiedziałam
jej, że wrócę sama, w końcu od przystanku dzieliło mi dosłownie
kilkadziesiąt metrów. Nawet dla bezbronnej piętnastolatki wydawało
się to dziecinnie proste. – Zaśmiałam się ponuro i przymknęłam
oczy.
– Tylko żeby nie padało – mruknęłam sama do
siebie i naciągnęłam kaptur na głowę. Przyśpieszyłam kroku.
Tata powinien być w domu za pół godziny, więc jeżeli bym się
pośpieszyła, zdążyłabym wrócić przed nim i uniknąć
konsekwencji wymknięcia się na tą imprezę.
Od przystanku dzieliło mnie kilka kroków, kiedy
obok mnie zatrzymało się auto, a jego szyba zjechała na dół.
Zmarszczyłam brwi i zatrzymałam się.
– Delilah? – Nieznajomy głos dobiegł z wnętrza
samochodu. – Wracasz do domu?
– Tak – odpowiedziałam.
– To
dobrze się składa. – Ujrzałam twarz mężczyzny, który
przyjaźnie się do mnie uśmiechał. – Akurat jadę do Willa,
mogę cię podwieźć. – Zaproponował, a ja z chęcią przystałam
na tą propozycję, ponieważ z nieba spadły pierwsze krople
deszczu.
– Mówił o tacie tak, jakby byli najlepszymi
przyjaciółmi. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że nigdy nawet
nie rozmawiał z moim ojcem. – Pokręciłam głową. – Myślałam,
że zawiezie mnie prosto do domu, ale tak się nie stało...
Rozglądałam się po okolicy. Mimo że było ciemno,
mogłam stwierdzić, że wcale nie jechaliśmy w stronę mojego domu.
Oddalaliśmy się od centrum, co mnie trochę zaniepokoiło.
– Nie powinnaś chodzić sama o tej porze po
mieście – powiedział nieznany mi mężczyzna, a ja tylko
wzruszyłam ramionami. – Dobrze, że akurat na ciebie trafiłem –
dodał z uśmiechem, który odwzajemniłam.
– Dlaczego jedziesz do taty? – spytałam.
– Mam mu zawieść nowe dokumenty, które pojawiły
się w sprawie. Prosił mnie, żeby podrzucił mu je jak najszybciej.
Skinęłam głową.
– Chcesz mi powiedzieć, że wsiadłaś do samochodu
obcego faceta i pozwoliłaś mu cię wywieźć Bóg wie gdzie? –
Calum przerwał mi, marszcząc brwi.
– Wtedy nie wiedziałam, z kim miałam do czynienia.
Oddalaliśmy się od centrum coraz bardziej, a ja
coraz bardziej zaczynałam się bać. Wiedziałam, że nie powinnam
była pytać, gdzie jechaliśmy, ponieważ wyszłabym na jakąś
niewdzięczną dziewuchę, która zamiast być wdzięczna za
podwózkę, tylko marudzi. Ale coraz bardziej to wszystko mi się nie
podobało.
– Za ile będziemy na miejscu? – Kątem oka
spojrzałam na kierowce. Był starszy od taty, świadczyły o tym
zmarszczki na czole, jego skórzana kurtka wcale nie pasowała do
prawniczego świata mojego taty, nawet nie jeździł samochodem
takim, na jakiego prawnikowi przystało.
– Już niedaleko. – W jego uśmiechu było coś,
co sprawiło, że żałowałam, że w ogóle wsiadłam do tego
samochodu.
I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wcale nie
jedziemy do domu, że ten człowiek wcale nie jest przyjacielem
mojego taty, że wcale nie ma dla niego dokumentów.
– Mógłby się pan zatrzymać? – Przełknęłam
głośno ślinę. – Resztę drogi pójdę pieszo.
– Ależ, skarbie. – Odwrócił się w moją
stronę z tym szaleńczym uśmiechem na twarzy. – Nie pozwolę ci
moknąć.
Odwróciłam się w stronę drzwi, próbując je
otworzyć, ale nawet nie ruszyły się o milimetr. Spanikowana
ciągnęłam za klamkę, jednak nadal byłam zamknięta w tym
samochodzie z obcym facetem, który teraz przyśpieszył. Byliśmy
już na przedmieściach, z dala od domu, a ja byłam bliska płaczu.
– Wypuść mnie! – wrzasnęłam i nie myśląc
dłużej, złapałam za kierownicę. Samochód zjechał na chodnik, a
mi trafiła się okazja, żeby odblokować drzwi, więc czym prędzej
to zrobiłam.
Wypadłam z samochodu, raniąc sobie łydki i
puściłam się biegiem przed siebie. Musiałam uciec.
– Nie uciekłaś przed nim? – Michael opierał się
o futrynę, patrząc na mnie ze smutkiem.
– Próbowałam – szepnęłam. Moje oczy były pełne
łez, więc zamknęłam je, nie pozwalając im wypłynąć. –
Myślałam, że go zgubiłam w tych alejkach... ale...
Czułam ból w każdym mięśniu, kiedy czołgałam
się w stronę śmietnika, żeby uniknąć kolejnego ciosu. Krew
spływająca z czoła, zalewała mi oczy, więc na oślep starałam
się wymacać coś do obrony, ale oprócz krzyku nic mi nie
pozostało.
– Proszę – załkałam. – Zastaw mnie.
Ale on tylko się uśmiechnął i kucnął koło
mnie, odgarniając pozlepiane krwią włosy z mojej twarzy. Jego dłoń
przejechała po moim policzku, żeby zaraz mnie w niego uderzyć.
Siła tego uderzenia odrzuciła mnie w bok i moja głowa spotkała
się z metalowym śmietnikiem.
– Pomocy! – zdobyłam się na najgłośniejszy
krzyk w całym moim życiu. – Pomocy... – wyszeptałam ciszej,
starając się uciec przed łapskami tego szaleńca.
– Jeżeli będziesz grzeczna, to nie zaboli tak
bardzo – wycharczał pochylając się nade mną.
W tym momencie modliłam się o śmierć, żeby nie
musieć przechodzić przez to, co on zamierzał mi zrobić.
Łzy kapały ma moje dłonie, które trzęsły się z
nadmiaru emocji. Wzięłam głęboki wdech i odważyłam się
rozejrzeć po pokoju. Każdy z nich patrzył na mnie z takim samym
uczuciem. Każdy z nich nie dowierzał.
– Błagałam Boga, żebym umarła, ponieważ czułam
na całym swoim ciele jego brudne łapska. Zostawił po sobie masę
blizn, nawet nie wiem, dlaczego mi to zrobił... – przerwałam na
chwilę, żeby odetchnąć. – Zrobił mi rzeczy, o których
niewinna piętnastolatka nawet by nie pomyślała. W tamtym momencie
nie zostało mi już nic, tylko śmierć w tej obskurnej alejce. –
Otarłam łzy z policzków, żeby na ich miejsce mogły spłynąć
nowe. – I wtedy pojawił się Jonathan...to on mnie uratował przed
śmiercią z rąk tego popaprańca... – Szloch targnął moim
ciałem. – A teraz on nie żyje...
– Czyli chcesz nam powiedzieć, że... – Xavier
pochylił się w moją stronę. – Ten człowiek cię...
Skinęłam głową. Miałam ochotę zwymiotować.
Powiedziałam im o czymś, czego nie odważyłam się nawet
powiedzieć swoim bliskim, ponieważ bałam się, że się ode mnie
odwrócą. Że potraktują mnie jak bezwartościowego śmiecia, jak
osobę, która jest tak zniszczona, że nie zasługuje na takie
uczucie jak przyjaźń czy miłość. I byłam pewna, że w ich
oczach jestem kimś, kto jest tylko problemem.
Spojrzałam a szare oczy Xaviera, który najwyraźniej
nie wiedział, co powiedzieć. Żaden z nich nie zabrał głosu. A ja
nie miałam nic więcej do dodania.
Pochwyciłam ostatnie spojrzenie Luke'a, zanim ten
wyszedł z domu, głośno trzaskając drzwiami.
Od autorki: witam wam, moi drodzy po tak dłuuuugiej przerwie. Naprawdę przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale musiałam poświęcić cały mój wolny czas nauce, ponieważ biochem nieco wymaga. Ale powróciłam do was z taaak długim rozdziałem.
Ten rozdział rozstroił mnie psychiczne. Nie spodziewałam się, że pisząc to, będę bliska płaczu. I jedyne, co teraz mogę powiedzieć to; o matko, biedna Dee. To co ją spotkało było okropne. I od razu mówię, że byłam nieco przeciwna motywom tego typu w opowiadaniach, bo zazwyczaj z gwałtu rodziła się miłość pomiędzy głównymi bohaterami. Stwierdziłam, że po tym rozdziale powinnam się odnieść to tego tematu i osobiście uważam, że to jest okropna rzecz. Nawet nie próbowałam jej opisywać, bo wiedziałam, że to jest zbyt straszne, by o tym pisać. I proszę wam, moi kochani, jeżeli w jakimkolwiek fanfiction przeczytacie, że najpierw główny bohater wykorzystywał seksualnie dziewczynę, a później rozkwitła między nimi miłość, zaprzestańcie czytania. Takie autorki nie wiedzą, co piszą. Nie chcę tutaj nikogo atakować, ale uważam, że takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w opowiadaniach, a tym bardziej w życiu codziennym.
Nawet nie wiem, czy ktoś z was to przeczytałam, ale musiałam o tym wspomnieć, ponieważ powstaje coraz więcej opowiadań, w którym główną osią jest seks, niekoniecznie nawet z własnej woli. Kiedy czytam te wszystkie tytułu, które odnoszą się do tak obrzydliwych rzeczy, jest mi słabo.
Mam nadzieję, że podzielacie moje zdanie w tej kwestii. Od razu mówię, że w tym fanfiction takie tematy będą poruszane naprawdę rzadko i będą głownie odnosić się do przeszłości głównej bohaterki.
I to chyba było by na tyle.
Proszę was o komentarze, wyraźcie swoją opinię, co sądzicie o tym rozdziale? Jeżeli macie jakieś uwagi czy zastrzeżenia - śmiało! Nie straszna mi krytyka!
A i jeszcze jedno, niedługo zajdą małe zmiany w zakładce "Bohaterowie" i "Okolice", więc wpadnijcie na nie pod koniec tygodnia. :)
Jesteście wspaniali!
Love y'all
Minette.
Świetny rozdział, w końcu trochę prawdy wyszło na jaw. Było warto tyle czekać. Ja też się zgodzę, że gwałty i miłość nie idą w parze i takie połączenia są chore... Dobrze, że Dee odzyskała przyjaciół i wyjawiła trochę prawdy chłopakom. Już wcześniej powinna to zrobić.
OdpowiedzUsuńDo następnego!
No i w końcu parę tajemnic się wyjaśniło. Czekam na dalszy rozwój akcji
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń