Zadzwonił
telefon. Jeden, krótki dźwięk sprawił, że moje serce zabiło
mocniej. Musiałam go odebrać, jakby od tego zależało moje życie.
Nie wiedzieć czemu, nic innego się nie liczyło oprócz irytującego
dźwięku przechodzącego połączenia. Rzuciłam się biegiem w
stronę stołu, na którym leżała moja komórka. Choć biegłam ile
sił w nogach, powolnie zbliżałam się do celu. Wiedziałam, że
gdy telefon przestanie dzwonić, stracę coś, co było dla mnie
bardzo ważne. Ale nie miałam pojęcia, co. Pędziłam, żeby ocalić
coś najdroższego mojemu sercu.
Telefon
wydał ostatni dźwięk i ucichł. Jęknęłam, zmuszając moje ciało
do większego wysiłku. Poczułam, że tracę wszystko, co
kiedykolwiek miało dla mnie choćby najmniejszy sens, kiedy złapałam
milczący telefon. Stałam nad stołem, wpatrując się spanikowana w
przedmiot, który wydawał mi się cenniejszy niż własne życie.
Mój szybki oddech przemienił się w szloch. Nie zdążyłam.
Jednak,
gdy myślałam, że wszystko już stracone, urządzenie ponownie się
odezwało. Trzęsącymi się dłońmi odebrałam połączenie i
otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale wydostało się z nich
tylko stłumione rzężenie. Nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa;
miałam wielką gulę w gardle.
Telefon
nagle zaczął mi ciążyć. Już nie odczuwałam potrzeby odebrania
go; już nie był dla mnie najcenniejszy. Jednak nie byłam w stanie
odsunąć go od ucha. Przełknęłam głośno ślinę, wsłuchując
się w szum po drugiej stronie. Miałam wrażenie, że myliłam się
i nie powinnam podnosić słuchawki.
W telefonie
zabrzmiał śmiech. Głośny, mrożący krew w żyłach dźwięk,
który słyszałam już w swoim życiu kilka razy. Ale to było
niemożliwe, żeby mój koszmar powrócił. To było niemożliwe.
Podniosłam
się na łóżku, uświadamiając sobie, że krzyczę. Zamknęłam
usta i zacisnęłam oczy, żeby się nie rozpłakać. Byłam
przerażona i cała się trzęsłam. Ciemność, która panowała
dookoła mnie tylko potęgowała mój strach. Spodziewałam się, że
za chwilę znów usłyszę dźwięk telefonu i ten okropny śmiech.
Moje serce biło ciężko w rytm zegara, stojącego na szafce nocnej.
Położyłam dłoń na klatce piersiowej i zaczęłam głęboko
oddychać.
Do
mojej sypialni wpadł tata, zapalając światło, które sprawiło,
że zmrużyłam oczy.
–
Jesteś cała? –
spytał rozglądając się po pomieszczeniu.
–
Tak, to tylko zły
sen – powiedziałam cicho. – Wszystko jest w porządku.
–
Krzyczałaś...
–
Miałam koszmar.
Tata
pokiwał głową ze zmartwioną miną. Mruknął, żebym spała
dobrze i zgasiwszy światło, wyszedł z pokoju. Wtuliłam twarz w
poduszkę i starałam się nie myśleć o moim śnie. Nie chciałam
doszukiwać się w nim ukrytego sensu, ale nie mogłam przestać
rozkładać go na czynniki pierwsze, sądząc, że ten sen mógł być
ostrzeżeniem lub zapowiedzią jakiś złych wydarzeń. Usnęłam
wciąż słysząc paskudny śmiech.
Kiedy
otworzyłam oczy, na dworze było już jasno, a promienie słoneczne
leniwie wpadały do mojego pokoju, zalewając go ciepłym światłem.
Po moim koszmarze zostało tylko wspomnienie śmiechu, który nadal
rozbrzmiewał gdzieś z tyłu mojej głowy.
Nie
czekając ani chwili dłużej, wyskoczyłam z łóżka zanim
pogrążyłabym się w dołujących rozmyślaniach. Wzięłam zimny
prysznic, chcąc w ten sposób odpędzić sen oraz dręczące mnie
złe przeczucia. Ten dzień również miałam spędzić samotnie. I
miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj będę mogła się odprężyć
i niczym nie przejmować. Tym bardziej, że po wczorajszym spotkaniu
z nowymi znajomymi Daniela oraz po tajemniczym telefonie, moje nerwy
były w strzępkach. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że oni zadawali
się z moim bratem, ponieważ go polubili. Nie sądziłam też, żeby
przyszli do naszego domu tylko po to, by z nim pogadać.
Przeczuwałam, że za tym musiało się coś kryć, ale nie umiałam
powiedzieć co, gdyż prawie nic o nich nie wiedziałam. Bałam się,
że przez Luke'a i jego przyjaciół Dan wpakuje się w jakieś
poważne kłopoty, z których nie będzie mógł się wyplątać.
Westchnęłam, gdy przypomniałam sobie słowa Marco. Hemmings nie
jest tym, za kogo go masz. To nie jest tylko zbuntowany nastolatek,
który dla sportu z kolegami wdaje się w bójki. Więc jeżeli masz
trochę rozumu w głowie, trzymaj się od nich z daleka, bo nie tak
łatwo się od nich uwolnić.
Gotowa
na kolejne samotne śniadanie w moim życiu, zeszłam na dół.
Dochodziła dziesiąta, więc tata był już w pracy. Podziwiałam go
za jego wytrwałość i za to, że potrafił wypruć sobie żyły, by
tylko wygrać sprawę. Miał do tego powołanie, ale również ciężko
zapracował na miano najlepszego adwokata w mieście. Miał mnóstwo
pracy i mało czasu. Nieraz jego sukcesy były opisywane w gazetach,
chwaląc jego błyskotliwość i upór. Był naprawdę dobry w tym,
co robił. Żałowałam tylko tego, że nie zawsze kierował się
sprawiedliwością, przez co zyskiwał i przyjaciół i wrogów.
Niestety ci drudzy mieli przewagę liczebną. Kilka razy zdarzyło
się, że ktoś zarysował mu samochód lub wybił szybę w
kancelarii, pewnego razu dostał nawet list z pogróżkami, ale na
szczęście szybko ujęto i aresztowano nadawcę. Wiedziałam, że
będąc dzieckiem adwokata jestem w pewnym sensie narażona na
niebezpieczeństwo, ale tata miał wielu przyjaciół w policji,
którzy chętnie nam pomagali.
Zatrzymałam
się w drzwiach kuchni, kiedy zauważyłam w niej Ashtona, Caluma i
mojego brata. Ściągnęłam brwi, zaskoczona ich obecnością, ale
nic nie powiedziałam. Zresztą, oni też umilkli, widząc mnie.
Skrzywiłam się na myśl, że mogli u nas nocować, ale
powstrzymałam się od zadania tego pytania. Zignorowałam ich,
ponieważ kolejna sprzeczka nie miałaby sensu, i podeszłam do
lodówki. Czułam na sobie palący wzrok trójki chłopaków, którzy
w milczeniu pili kawę. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego z
którymkolwiek z nich, ale przychodziło mi to z trudem, gdyż Ashton
uważnie śledził moje ruchy swoimi orzechowymi tęczówkami. Kiedy
na niego zerknęłam, posłałam mu niechętne spojrzenie i
skrzywiłam się, wyrażając swoje niezadowolenie ich przebywaniem
tutaj.
–
Co się stało w
nocy? – Calum pierwszy zabrał głos, przerywając niezręczną
ciszę.
–
Nic – odparłam
sucho.
Czyli
jednak u nas nocowali. Czy może być coś piękniejszego od spania
pod jednym dachem z kryminalistami chcącymi zniszczyć cię
psychicznie?
–
Obudziłaś mnie –
narzekał chłopak, marszcząc brwi. – Myślałem, że ogłuchnę.
Nigdy nie słyszałem, żeby dziewczyna tak głośno krzyczała,
chyba że poszła ze mną do łóżka...
–
Hood, do cholery,
zamknij się – przerwał mu Dan.
Calum
zrobił urażoną minę, ale przynajmniej zamknął usta.
–
Widzę, że wreszcie
zmądrzałaś – powiedział Ashton po chwili ciszy. – I taktujesz
nas tak, jak powinnaś.
–
Ignoruję was. –
Wzruszyłam ramionami z udawaną obojętnością. – Poza tym nie
widzę tu kogoś, z kim mogłabym normalnie porozmawiać.
–
Nadal myślisz, że
to my stoimy za tymi telefonami?
–
A jak sądzisz? –
Zacisnęłam zęby.
–
Jaki jest twój
problem, Marshall?
–
Wy nim jesteście –
sarknęłam. – Odkąd pojawiliście się w moim życiu, wszystko
niszczycie. Robicie wszystko, by zrujnować Daniela. Nie mam pojęcia,
co mu zrobiliście, ale wcale mi się to nie podoba. Ponieważ on już
nie jest moim bratem i to tylko wasza wina. Chcecie zniszczyć moje
poczucie bezpieczeństwa, starając się mnie nastraszyć. Myślicie,
że nabiorę się i uwierzę, że to nie wy za wszystkim stoicie?
Oddychałam
ciężko, a moje oczy miotały błyskawice. Choć miałam zasłaniać
swoją złość i frustrację obojętnością, nie potrafiłam. Byłam
wściekła i rozgoryczona, gdy patrzyłam, jak oni bezwzględnie
doprowadzają do ruiny mojego brata i zaburzają mój świat.
–
Możesz przestać
nas oskarżać? – spytał Ashton, a ja mogłam przysiąc, że przez
chwilę widziałam w jego oczach żądze mordu. – Nie masz żadnych
dowodów, że to my. To nie my niszczymy twój świat, tylko twoje
chore domysły i widzenie wszędzie potencjalnego zagrożenia.
–
Więc, to wszystko
moja wina? – Wybuchłam, wyrzucając ręce do góry.
–
Uspokójcie się –
zaoponował Calum i położył Ashtonowi dłoń na ramieniu. –
Powinniśmy już iść, Xavier na nas czeka.
Ashton
patrzył na mnie spode łba, ale posłuchał przyjaciela i razem z
nim wyszedł z kuchni. Daniel jeszcze przez chwilę stał w miejscu,
zaciskając usta i patrząc to na mnie, to na drzwi, za którymi
zniknęli jego kumple. W końcu westchnął zrezygnowany i ze
zbolałym wyrazem twarzy poszedł za nimi.
Oparłam
się o blat, wyczerpana rozmową z Ashtonem, i zamknęłam oczy. Moje
słowa w ogóle do nich nie docierały. Zupełnie jakbym mówiła do
ścian. Nieważne czy krzyczałam, czy mówiłam szeptem, oni i tak
niczego nie pojmowali.
Cały
dzień spędziłam na robieniu zadań domowych. Chociaż one
pozwalały mi na zajęcie czymś moich myśli. Jednak, gdy nadszedł
wieczór, a praca domowa leżała odrobiona na moim biurku, nie
wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie czułam się dobrze sama w
domu. Teraz wszystko wydawało mi się podejrzanie niebezpieczne.
Każdy szmer, hałas budził we mnie przerażenie. I zdawałam sobie
sprawę z tego, że zaczynałam wpadać w paranoje. Mimo że nie
wierzyłam Ashtonowi, gdy mówił, że głuche telefony to nie ich
sprawka, zaczęłam podejrzewać, że może za nimi stać ktoś inny.
I choć tamowałam tą myśl, ona cały czas wypływała na
powierzchnię, nie dając mi spokoju.
Ktoś
zadzwonił do drzwi, więc wstałam z kanapy i poszłam otworzyć.
Miałam nadzieję, że to Chloe albo Matt, którzy wcześniej wrócili
z zawodów. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, gdy w drzwiach
zamiast przyjaciół ujrzałam Caluma.
–
Daniela nie ma –
burknęłam, patrząc pustym wzrokiem na chłopaka i chciałam
zamknąć drzwi, jednak on wsadził pomiędzy nie a futrynę swoją
stopę.
–
Wiem – odparł
niecierpliwie. – Mogę wejść?
–
Nie.
–
Chłopaków nie ma w
domu, a ja zgubiłem klucze i nie mogę dostać się do środka...
–
Naprawdę myślisz,
że mnie to obchodzi? – weszłam mu w słowo, unosząc brwi do
góry.
–
Rozmawiałem z Danem
i powiedział, że mogę u was zostać.
Spojrzałam
na niego z politowaniem.
–
No weź, Dee –
jęknął chłopak.
–
Nie mów tak do mnie
– wycedziłam chłodno. – I odejdź stąd. Nie mam zamiaru cię
wpuścić. Nie po tym wszystkim, co zrobiliście.
–
Słuchaj, gdyby to
ode mnie zależało, to cały ten cyrk w szkole nie miałby miejsca.
Ale to nie ja o tym decyduję, ja po prostu wykonuję polecenia. –
Powiedział, uważnie na mnie patrząc. Wsadził dłonie do kieszeni
i zakołysał się na stopach. Jego zdesperowana mina kompletnie
zbiła mnie z tropu.
–
Podaj mi jeden
powód, dla którego powinnam pozwolić ci wejść.
Na
ustach chłopaka zamajaczył cień uśmiechu.
–
Po pierwsze:
stłukłaś mi palec u stopy, gdy nadepnęłaś mnie wtedy na
parkingu; po drugie: nabiłaś mi wielkiego siniaka, uderzając mnie
łokciem w brzuch; po trzecie – wyliczał, wskazując na kolejny
palec – ugryzłaś mnie; i po czwarte: zdzieliłaś mnie kijem
bejsbolowym po plecach za nic. – Uśmiechnął się tryumfalnie,
ukazując swoje białe zęby.
–
Należało ci się.
– Wzruszyłam ramionami.
–
Spójrz. – Chłopak
pokazał mi dłoń, na której zostawiłam ślady moich zębów. –
Wiesz, jak to cholernie boli?
–
Należało ci się –
powtórzyłam, uśmiechając się pod nosem.
–
Okej, może masz
rację – westchnął i ponownie zakołysał się na stopach,
zaciskając uszkodzoną dłoń. – Ale wczoraj bez powodu oberwałem
kijem. Nie zasłużyłem na to i powinnaś mi to jakoś wynagrodzić.
–
Zapomnij. –
Wywróciłam oczami. – Nie jestem ci nic winna, więc odejdź.
Ale
Calum nadal stał przed moimi drzwiami i nie ruszył się o
centymetr, patrząc na mnie wyczekująco. Spróbowałam zamknąć mu
drzwi przed nosem, ale on był szybszy i podparł je ręką. Nim
zorientowałam się, co jest grane, chłopak pchnął mocniej drzwi i
bez problemu przecisnął się przez szparę w wejściu.
–
Nie zauważysz mnie
– mrugnął i zniknął w salonie.
–
Gnojek –
skomentowałam i zamknęłam drzwi.
Faktycznie,
obecność Caluma była prawie niezauważalna. Siedział w salonie,
nucąc pod nosem jakąś piosenkę i przeglądał coś na telefonie.
Ja natomiast starałam się skupić na fabule filmu, który leciał
akurat w telewizji. Czułam się dziwnie w jego obecności, ale i tak
wolałam jego towarzystwo niż któregoś z jego przyjaciół. Poza
tym, nie byłam już sama w domu, przez co poczułam się nieco
lepiej. Mój kompan wydawał się nawet normalny, nie patrząc na to,
z kim się zadawał.
–
Nie patrz tak na
mnie – mruknął, podnosząc na mnie wzrok. – Nie mam zamiaru
rzucić się na ciebie z pięściami.
–
Dobrze wiedzieć –
rzuciłam sarkastycznie.
–
Nie wiem dlaczego
jesteśmy dla ciebie takim problemem – przyznał. – Powinnaś nas
zaakceptować, bo walka z nami nic ci nie da. Nie zdajesz sobie nawet
sprawy z kim rozmawiasz.
–
Więc mam patrzeć,
jak rujnujecie moje życie i nie kiwnąć palcem?
–
Nie chcemy zrujnować
twojego życia – wywrócił oczami. – Nie chcieliśmy zrobić ci
nic złego, dopóki nie zaczęłaś się we wszystko wtrącać.
–
Przepraszam, że
martwiłam się o mojego brata. – Każde moje słowo było
przepełnione sarkazmem. – Przepraszam też, że nie pozwoliłam
wam zatłuc Marco na śmierć.
–
Nie chcieliśmy go
zabić – jęknął zrezygnowany. – Czy nie możesz wreszcie
odpuścić? – Spojrzał na mnie, nalegając, bym dała sobie
spokój.
–
Nie.
–
Byłoby dla ciebie
lepiej, gdybyś przestała się nami interesować.
–
Niby dlaczego? –
spytałam ostro.
–
Ponieważ nie wiesz,
kim tak naprawdę jesteśmy i lepiej dla ciebie, żebyś się nie
dowiedziała. Zazwyczaj nie robimy takim, jak ty krzywdy, ale ty nie
jesteś bezbronna i stanowisz dla nas całkiem poważne zagrożenie,
biorąc pod uwagę, że... – urwał, kiedy mój telefon zaczął
dzwonić.
Wzięłam
go do ręki, patrząc na wyświetlacz.
–
Proszę. – Podała
go Calumowi. – Powiedz swoim kumplom, jak bardzo ich żarty są
zabawne.
Chłopak
zerknął na telefon i bez wahania wziął go ode mnie.
–
Tak? – powiedział
do telefonu. Zmarszczył brwi i przybrał poważny wyraz twarzy. –
O co chodzi?
Oparłam
dłonie na kolanach i wpatrywałam się uważnie w Caluma. Miałam
nadzieję, że gdy on odbierze ten telefon, to jego przyjaciele
wreszcie przestaną mnie nękać. Miałam już dosyć głuchych
telefonów, które coraz bardziej wpędzały mnie w paranoje. Chłopak
oderwał telefon od ucha i przez chwilę patrzył na niego z
zasępieniem.
–
I co? – spytałam.
– Jak zareagowali?
–
Nikt nie
odpowiedział. – Spojrzał mi prosto w oczy. – To nie oni,
Delilah.
Od
wizyty Caluma nie zadzwonił już do mnie nieznany numer, co
utwierdzało mnie w przekonaniu, że to Luke i jego paczka za tym
stali, a kiedy wreszcie dotarło do nich, że o wszystkim wiem, po
prostu zrezygnowali. W ciągu trzech ostatnich dni w naszym domu nie
pojawił się żaden z nich, co sprawiło, że spałam spokojniej.
Daniel zaprzestał wszelkich starań porozumienia się ze mną,
ponieważ zawzięcie go ignorowałam. Czułam się z tym coraz
gorzej, gdyż kiedyś byliśmy blisko, ale wątpiłam w to, czy on
też to odbierał tak, jak ja. Nasze relacje znacznie się oziębiły,
i choć wmawiałam sobie, że ty tylko i wyłącznie wina mojego
brata, jakaś część mojego rozsądku wypominała mi, że ja
również się do tego przyczyniłam. W każdym razie, czułam jakbym
stanęła w miejscu i nie potrafiłam się przełamać, by ruszyć do
przodu lub wycofać się. Trwałam w dziwnym zawieszeniu, które
coraz bardziej mnie przytłaczało. Dlatego, gdy dostałam
zaproszenie od Ryana na imprezę, którą organizował, przyjęłam
je z wielką ochotą. Poza tym, nawet gdybym go nie przyjęła, to i
tak zostałabym zaciągnięta na na domówkę siłą przez Chloe.
–
Wiesz, gdzie masz
jechać? – spytałam Seana, gdy wsiadłam na tył jego samochodu.
–
Oczywiście, że wie
– zaśmiała się jego siostra. – Sean stalkował go od jakiegoś
czasu.
–
Dzięki, Jade –
sarknął chłopak. – Teraz wyszedłem na desperata.
–
Zawsze nim byłeś.
– Posłałam mu szeroki uśmiech, a on w odpowiedzi tylko gniewnie
sapnął. – Chloe pourywa nam głowy, jeśli nie będziemy za
dziesięć minut na miejscu – ponagliłam go.
Na
miejscu znaleźliśmy się około dwudziestej pierwszej. Impreza
najwidoczniej trwała już w najlepsze, ponieważ przy krawężniku
chwiało się na nogach kilka osób, a jedna z dziewczyn wymiotowała.
Wysiadłam z auta jako pierwsza, ponieważ miałam dosyć siedzenia
obok Jade i Jake'a, którzy bez cienia skrępowania całowali się
przez całą drogę.
W
środku kręciło się mnóstwo nieznanych mi osób. Nie znaliśmy
przyjaciół Ryana z jego szkoły i wszyscy czuliśmy się tu obcy.
Ale czego nie robi się dla przyjaciółki? Sean trzymał się blisko
mnie i Matta, natomiast Jade i Jake od razu zniknęli na parkiecie.
Chloe stała przy schodach wraz ze swoim chłopakiem, rozmawiając i
chichocząc.
–
Boże, muszę się
napić – jęknął Sean. – Nie przeżyję tego na trzeźwo.
–
Może znajdziesz
tutaj kogoś odpowiedniego dla siebie? – Matt poklepał go po
plecach.
–
Znalazłem. Ale to
nie było by fair, gdybym odbił chłopaka swojej przyjaciółce,
prawda? – Spojrzał na mnie z rozbawieniem. Jednak jego głos był
poważny.
–
Nie masz u niego
szans – skwitowałam bez zbędnych ceregieli.
–
Wspaniała z ciebie
przyjaciółka – rzucił sarkastycznie i odszedł od nas.
Podeszliśmy
do dwójki naszych przyjaciół i pogrążyliśmy się w luźniej
rozmowie. Ryan był naprawdę zabawnym facetem i z łatwością
przychodziło mu rozbawienie wszystkich wokół. Czerwone kubki,
które zazwyczaj były na każdej imprezie na jakiej byłam,
zastąpiły niebieskie, które, jak później powiedział mi Ryan, są
znakiem rozpoznawczym dla domówek ludzi z jego szkoły. Mimo to
napój w nich wcale nie różnił się od napoju w czerwonych
kubeczkach i z chęcią wypiłam ich kilka. Gdy tylko poczułam
alkohol w moich organizmie, zaznałam dziwnej ulgi i spokoju.
Wszystkie moje zmartwienia i problemy przestały mieć jakiekolwiek
znaczenie. Nigdzie w tłumie nie zobaczyłam Luke'a albo jego
przyjaciół, co dało mi poczucie komfortu i sprawiło, że upiłam
się jeszcze szybciej niż zazwyczaj. Moi przyjaciele bawili się w
najlepsze, przez co i ja rozluźniłam się i zaczęłam szaleć
razem z nimi. Sean, jako pierwszy z gości, z głośnym wrzaskiem
wskoczył do basenu, a w jego ślady poszli kolejni goście, w tym
Matt.
Po
dwóch godzinach poczułam zmęczenie oraz sygnały mojego pęcherza,
więc skierowałam się na górę w poszukiwaniu łazienki. Dom Ryana
był nieduży, ale przestronny. Na górze znajdowało się pięć
drzwi, ale ja nie umiałam stwierdzić, które prowadzą do łazienki.
Otworzyłam pierwsze z brzegu i znalazłam się, jak mi się
wydawało, w pokoju Ryana. Po drugiej stronie sypialni widziałam
białe drzwi, które powinny prowadzić do toalety, więc jak
najszybciej do nich podeszłam i otworzyłam je. Ale coś mi tutaj
nie pasowało. Czy nie powinnam była znaleźć się w łazience, a
nie w małym pomieszczeniu, w którym wisiały ubrania? Potrząsnęłam
głową, uświadamiając sobie własną głupotę. Miałam zamknąć
drzwi prowadzące do szafy, kiedy coś przykuło moją uwagę. Na
wewnętrznej stronie drzwiczek były poprzyklejane jakieś urywki z
gazet, kolorowe zdjęcia i białe karteczki z jakimiś napisami.
Zmrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć, ale nie miałam bladego
pojęcia, na co patrzyłam. Wyłapałam tylko pojedyncze słowa,
nazwisko dręczącego mnie trzy lata temu człowieka, oraz (jak
sądziłam) moje zdjęcie. Wszystko to sprawiło, że moje serce na
chwilę się zatrzymało. Przełknęłam ślinę i zatrzasnęłam
drzwi od szafy, pośpiesznie się od niej cofając.
–
Dee? – Usłyszałam
głos Ryana tuż za moimi plecami. Przez głośną muzykę nie
usłyszałam jego kroków.
–
Szukam łazienki –
wydukałam, unikając jego wzroku. – Ale chyba się zgubiłam.
–
Trzecie drzwi na
lewo – uśmiechnął się i pomógł mi wyjść z jego pokoju. –
Jakbyś czegoś potrzebowała – mów.
–
Okej.
Musiałam
się stamtąd jak najszybciej wydostać. Zrobiło mi się niedobrze,
ale wiedziałam, że to nie przez wypity przeze mnie alkohol. Nie
rozumiałam tego, co zobaczyłam u Ryana w pokoju, ale sprawiło to,
że przeraziłam się. Fakt, że zbierał wycinki z gazet opisujące
wydarzenia sprzed trzech lat, których byłam członkiem, sprawił,
że zaczęłam patrzeć na niego, jak na potencjalne zagrożenie.
Kiedy
znalazłam się przed jego domem, poczułam się lepiej i wreszcie
mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Chciałam wrócić jak
najszybciej do domu i móc położyć się do łóżka. Nie umiałam
teraz racjonalnie myśleć i wolałam najpierw wytrzeźwieć, a
później zająć się tym, co widziałam u Ryana. Moi przyjaciele
nadal bawili się w środku, a ja zdałam sobie sprawę, że nie mam
jak wrócić do domu, ponieważ Sean, który miał być dzisiaj
naszym kierowcą upił się i wskoczył do basenu. Chloe
zaproponowała wcześniej, że po imprezie możemy zanocować u jej
chłopaka, ale teraz wcale nie odpowiadała mi taka opcja. Musiałam
wrócić do domu.
Nie
znałam dobrze części miasta, w której mieszkał Ryan, ale mimo to
skierowałam się w dół ulicy, szukając przystanku autobusowego.
Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale patrząc na
gwieździste niebo i sierp Księżyca, musiało być już około
północy. Nie sądziłam, żeby jeździł o tej porze jakiekolwiek
autobus, ale wolałam to sprawdzić. Moje nogi były jak z ołowiu i
ciężko posuwały się na przód, lekkie zawroty głowy powodowały,
że na kilka sekund traciłam poczucie pionu i zamazywał mi się
obraz, jednak uparcie szłam przed siebie. W pobliżu nie widziałam
żadnego przystanku, więc szłam dalej. Aż w końcu kompletnie się
zgubiłam. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem i co miałam zrobić,
by dostać się do domu. Zrobiło się zimno, a ja zaczynałam
zgrzytać zębami, ponieważ miałam na sobie tylko koszulkę i
krótkie spodenki. Moja bluza została w domu Ryana.
Przez
alkohol nie zwracałam uwagi na ciemność panującą dookoła mnie
oraz na przerażające cienie, które rzucały drzewa i krzewy.
Jednak coś sprawiło, że włoski na moim karku stanęły dęba i
nie było to spowodowane zimnem. Czułam, jakby ktoś mnie
obserwował, więc rozejrzałam się. Omal nie wrzasnęłam, kiedy
zobaczyłam kilkanaście metrów za mną jakąś ciemną sylwetkę.
Zmrużyłam oczy, przyglądając się jej, ale nie znałam tego
człowieka i na pewno nie chciałam poznać. Stłumiłam krzyk
rozpaczy i przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się dlaczego
on za mną szedł. Obejrzenie się nie było dobrą decyzją,
ponieważ ta chwila nieuwagi sprawiła, że potknęłam się o płytę
chodnikową i runęłam na ziemię. Poczułam ból w lewej łydce i
wilgotne ciepło rozlewające się po niej. Podniosłam się z
chodnika, starając ignorować się pieczenie w nodze, i poderwałam
się do biegu. Jednak zauważyłam, że kulejąc nie mam szans, żeby
przed nim uciec, skręciłam w małą uliczkę, chcąc go zgubić.
Biegnąc ile sił w nogach, nie obejrzałam się za siebie, nie chcąc
znów wylądować na ziemi i stracić cennego czasu. Moje serce
wyrywało się z piersi i kropelki potu zalewały mi czoło.
Gwałtownie skręciłam w kolejną uliczkę i spojrzałam za siebie.
Pusto.
Oparłam
się dłońmi o stojące przy chodniku drzewo, oddychając ciężko.
Cała dygotałam, a piekące łzy zaczęły napływać do moich oczu.
Przełknęłam je, wsłuchując się w ciszę panującą dookoła
mnie. Rozpaczliwie starałam znaleźć jakąś kryjówkę,
rozglądając się po osiedlu, ale nie widziałam żadnej.
Wyciągnęłam telefon z mojej torebki i wybrałam numer mojego
chłopaka. Nie odebrał. Zadzwoniłam więc do Chloe, Seana i Jade,
ale żadne z nich nie podniosło słuchawki.
Zostałam
sama, Bóg wie gdzie, bez funta przy sobie, w przerażającym mroku.
Szelest liści na drzewie omal nie przyprawił mnie o zawal serca.
Zerknęłam na moją stłuczoną nogę i jęknęłam, widząc że
zraniłam się poważniej niż myślałam. Ostatkiem sił ruszyłam
spod drzewa i wróciłam na chodnik, idąc w nieznanym mi kierunku.
Miałam ochotę rozpłakać się i zacząć krzyczeć. Nie potrafiłam
uspokoić mojego urwanego oddechu, a wszelkie próby oddychania
głęboko spełzły na niczym przez ogarniający mnie strach.
Kiedy
już myślałam, że przyjdzie mi spędzić noc na ulicy wśród
wprawiających mnie w przerażenie dźwięków i cieni, zatrzymał
się koło mnie jakiś samochód. Cofnęłam się do tyłu,
pozostając w bezpieczniej odległości od pojazdu, bojąc się, że
to ten sam człowiek, który mnie śledził.
–
Delilah? – Xavier
opuścił szybę i spojrzał na mnie zdziwiony. – Co tu robisz
tutaj o tej porze?
–
Zgubiłam się –
przyznałam niechętnie. Nie chciałam, żeby widział, jak bardzo
cieszyłam się, że mnie znalazł. Nie spodziewałam się, że to on
będzie moim wybawcą, ale i tak byłam wdzięczna losowi, że
trafiłam na niego.
–
Nic ci nie jest? –
Wyszedł z samochodu i ściągnął swoją czarną, skórzaną
kurtkę, okrywając nią moje zmarznięte ciało.
–
Nie – mruknęłam
słabo i pozwoliłam mu zaprowadzić mnie do samochodu. Pomógł mi
wsiąść i zamknął drzwi.
–
Twoja noga –
odparł, gdy zajął miejsce za kierownicą. – Co się stało?
–
To nic – zdobyłam
się na obojętny ton i wzruszyłam ramionami. – Potknęłam się.
–
Zawiozę cię do
szpitala.
–
Nie – powiedziałam
szybko. – Jest okej. Zawieź mnie do domu.
–
Pod jednym
warunkiem. – Posłał mi poważne spojrzenie, którego nie
wytrzymałam i spuściłam głowę. – Opowiesz mi, co się stało.
Przygryzłam
wnętrze policzka, bawiąc się rąbkiem mojej koszulki i niepewnie
na niego spojrzałam. Jego obawiałam się najbardziej z przyjaciół
Luke'a. Jego spokojny, opanowany głos sprawiał, że czułam się
jak małe dziecko, które zrobiło coś złego i czekało na karę. W
przeciwieństwie do Luke'a nie wiedziałam, jak za chwilę postąpi.
Czy wybuchnie śmiechem, czy zmierzy mnie morderczym wzrokiem, czy
zrobi coś innego, o czym nawet bym nie pomyślała. Jego zimne szare
oczy przyprawiały mnie o dreszcze, więc starałam unikać się z
nimi kontaktu.
–
Wyszłam wcześniej
z imprezy – zaczęłam – i chciałam znaleźć jakiś przystanek,
by móc wrócić do domu. Jednak za dużo wypiłam i potknęłam się
o coś, stąd krew na mojej nodze. Kręciłam się po ulicach aż w
końcu trafiłam na ciebie.
Zaczęłam
zastanawiać się, czy na pewno dobrze zrobiłam, wsiadając do jego
auta. Nie ufałam mu i przestawałam wierzyć w to, że znalazł mnie
przez przypadek. Mógł to przecież zaplanować ze swoimi
przyjaciółmi. Tą ciemną postacią mógł być Luke, chcący znów
dać mi nauczkę za moje zachowanie, a Xavier 'przypadkowo' miał na
mnie trafić. A co miało być dalej? Czy chciał mnie skrzywdzić?
–
Jesteś pewna, że
nie musi obejrzeć tego lekarz? – spytał, odpalając silnik.
Skinęłam
głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu i odwróciłam głowę w
stronę okna. Siedząc w ciepłym i miękkim siedzeniu, zaczęło
dopadać mnie zmęczenie, jednak ból nabrał na sile, co skutecznie
oddalało ode mnie sen.
–
Na pewno wszystko w
porządku? Dygoczesz. – Zauważył, posyłając mi zmieszane
spojrzenie.
–
Naprawdę cię to
obchodzi? – Spytałam, zanim pomyślałam, co chcę powiedzieć.
–
Wyglądasz jakbyś
zobaczyła ducha – mruknął, wpatrując się przed siebie.
–
Boję się, że
wywieziesz mnie poza miasto i poćwiartujesz na kawałeczki –
wyznałam szczerze. Nawet nie miałam siły, żeby zdobyć się na
odrobinę sarkazmu.
Xavier
zaśmiał się pod nosem i zerknął na mnie rozbawiony.
–
Nie martw się, za
chwilę będziemy pod twoim domem.
Kiwnęłam
głową, dając mu do zrozumienia, że przyswoiłam to, co powiedział
i oparłam głowę na zagłówku. Xavier uśmiechnął się do mnie,
co zbiło mnie z tropu. Jego uśmiech tak bardzo kontrastował z jego
twardym wzrokiem, że można było pomyśleć, że jego oczy i usta
należą do dwóch innych osób.
–
Jesteśmy – odparł
za kilka minut, zatrzymując się przed moim domem.
Siedziałam
przez chwilę, nic nie mówiąc i patrząc na rozświetlone okno
salonu.
–
Um... dziękuję –
wyszeptałam, odpinając pas bezpieczeństwa i unikając jego wzroku.
Otworzyłam
drzwiczki i chciałam wysiąść, kiedy Xavier złapał mnie za
nadgarstek, uniemożliwiając mi wyjście.
–
Następnym razem nie
będę taki miły – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – I
nie będę tolerował tego, że mnie okłamujesz, rozumiesz?
–
Nie muszę ci się z
niczego tłumaczyć – odpyskowałam. – I nie będzie następnego
razu. – Wyrwałam rękę z jego uścisku i pośpiesznie opuściłam
samochód zanim powiedziałby coś jeszcze.
Odjechał
z piskiem opon, pozostawiając po sobie szary dym i zapach spalonej
gumy.
Od autorki: cześć, kochani! Jak wrażenia po 10 rozdziale? Muszę wam powiedzieć, że w następnym rozdziale już co nieco się wyjaśni z przeszłości Delilah, więc przyszykujcie się!
Kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się pierwszego lutego, ale mam nadzieję, że wytrzymacie te dwa tygodnie. :)
Chciałam również podziękować za wszystkie wejścia, komentarze, których nie ma za wiele, ale mimo to sprawiają, że się uśmiechem i mam ochotę pisać dalej. Jesteście wspaniali. Naprawdę chciałabym skończyć tą historię i nie wiem jak wy, ale ja jestem nią trochę podekscytowana! Najpiękniejsze jest to, że powoli zacznie pojawiać się w rozdziałach coraz więcej Luke'a! (Czy tylko ja shippuję mu i Dee?)
Jeżeli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach. Z miłą chęcią odpowiem na nie! :D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Love ya all
Minette
Podoba mi się! Kochana, rozdział cudny, zresztą, jak zawsze! Cieszę się też, że będzie więcej Luke'a [Tak, ja też ich razem shippuję i trzeba im wymyślić jakąś nazwę, nie?]. Jestem też zadowolona, że będzie coraz więcej o przeszłości Dee. Teraz pytanko:
OdpowiedzUsuńCzy zamierzasz kiedykolwiek dać tu perspektywę Luke'a?
Dobra, rozpisałam się.
Ach i drugie pytanko:
Co myślisz o pisaniu fanfica? Bo jak tak czytam twoje, to coraz bardziej mam ochotę założyć własny blog, ale trochę się boję xD.
Nightmare xx
PS. Sorki za ewentualne błędy, ale klawiatura mi się psuje xD
Myślałam nad rozdziałami oczami Luke'a, ale nie mogę się zdecydować. Będzie taki okres w ff, w którym będę chciała pisać albo z perspektywy Dana albo Luke'a. Jeszcze nie mogę się zdecydować. :D
UsuńCo do drugiego pytania; pisanie ff to naprawdę świetnie sprawa. Możesz w pewnym sensie przenieść swoją wyobraźnię na papier. Ja też bałam się założyć bloga, ale stwierdziłam: raz się żyje! I oto powstał i nie żałuję. Tobie też polecam się odważyć, na pewno na tym nie stracisz. :D
Minette xx
Genialny rozdział! Aj Dee rzeczywiście jest mocno uparta. Mówi się jej jedno, niby załapała, a ona nadal swoje haha. Zastanawia mnie to z Ryanem, może to on ją prześladował? Albo ta akcja z Xavierem. Nagle się stał taki groźny...
OdpowiedzUsuńDo następnego!
Świetny rozdział! Uwielbiam Dee, ogromnie się cieszę, że w następnym rozdziale coś się wyjaśni z jej przeszłości, już nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział
Pozdrawiam ^^
Przeczytałam rozdział wcześniej, ale nie miałam niestety czasu skomentować :( Tak samo z poprzednim i całkiem o tym zapomniałam :( Dopiero teraz dowiaduję się, że następny rozdział dopiero 1 lutego. Mam nadzieję, że wytrzymam :) A co do rozdziału to jest po prostu świetny. Ale Ryan ... chciałabym żeby wyjaśniło się to jak najszybciej. Cieszę się, że będzie więcej o przeszłości Delilah i ja też shippuję Luke'a i Dee :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział xx