Rozdział 10

Zadzwonił telefon. Jeden, krótki dźwięk sprawił, że moje serce zabiło mocniej. Musiałam go odebrać, jakby od tego zależało moje życie. Nie wiedzieć czemu, nic innego się nie liczyło oprócz irytującego dźwięku przechodzącego połączenia. Rzuciłam się biegiem w stronę stołu, na którym leżała moja komórka. Choć biegłam ile sił w nogach, powolnie zbliżałam się do celu. Wiedziałam, że gdy telefon przestanie dzwonić, stracę coś, co było dla mnie bardzo ważne. Ale nie miałam pojęcia, co. Pędziłam, żeby ocalić coś najdroższego mojemu sercu.
Telefon wydał ostatni dźwięk i ucichł. Jęknęłam, zmuszając moje ciało do większego wysiłku. Poczułam, że tracę wszystko, co kiedykolwiek miało dla mnie choćby najmniejszy sens, kiedy złapałam milczący telefon. Stałam nad stołem, wpatrując się spanikowana w przedmiot, który wydawał mi się cenniejszy niż własne życie. Mój szybki oddech przemienił się w szloch. Nie zdążyłam.
Jednak, gdy myślałam, że wszystko już stracone, urządzenie ponownie się odezwało. Trzęsącymi się dłońmi odebrałam połączenie i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale wydostało się z nich tylko stłumione rzężenie. Nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa; miałam wielką gulę w gardle.
Telefon nagle zaczął mi ciążyć. Już nie odczuwałam potrzeby odebrania go; już nie był dla mnie najcenniejszy. Jednak nie byłam w stanie odsunąć go od ucha. Przełknęłam głośno ślinę, wsłuchując się w szum po drugiej stronie. Miałam wrażenie, że myliłam się i nie powinnam podnosić słuchawki.
W telefonie zabrzmiał śmiech. Głośny, mrożący krew w żyłach dźwięk, który słyszałam już w swoim życiu kilka razy. Ale to było niemożliwe, żeby mój koszmar powrócił. To było niemożliwe.


Podniosłam się na łóżku, uświadamiając sobie, że krzyczę. Zamknęłam usta i zacisnęłam oczy, żeby się nie rozpłakać. Byłam przerażona i cała się trzęsłam. Ciemność, która panowała dookoła mnie tylko potęgowała mój strach. Spodziewałam się, że za chwilę znów usłyszę dźwięk telefonu i ten okropny śmiech. Moje serce biło ciężko w rytm zegara, stojącego na szafce nocnej. Położyłam dłoń na klatce piersiowej i zaczęłam głęboko oddychać.
Do mojej sypialni wpadł tata, zapalając światło, które sprawiło, że zmrużyłam oczy.
Jesteś cała? – spytał rozglądając się po pomieszczeniu.
Tak, to tylko zły sen – powiedziałam cicho. – Wszystko jest w porządku.
Krzyczałaś...
Miałam koszmar.
Tata pokiwał głową ze zmartwioną miną. Mruknął, żebym spała dobrze i zgasiwszy światło, wyszedł z pokoju. Wtuliłam twarz w poduszkę i starałam się nie myśleć o moim śnie. Nie chciałam doszukiwać się w nim ukrytego sensu, ale nie mogłam przestać rozkładać go na czynniki pierwsze, sądząc, że ten sen mógł być ostrzeżeniem lub zapowiedzią jakiś złych wydarzeń. Usnęłam wciąż słysząc paskudny śmiech.
Kiedy otworzyłam oczy, na dworze było już jasno, a promienie słoneczne leniwie wpadały do mojego pokoju, zalewając go ciepłym światłem. Po moim koszmarze zostało tylko wspomnienie śmiechu, który nadal rozbrzmiewał gdzieś z tyłu mojej głowy.
Nie czekając ani chwili dłużej, wyskoczyłam z łóżka zanim pogrążyłabym się w dołujących rozmyślaniach. Wzięłam zimny prysznic, chcąc w ten sposób odpędzić sen oraz dręczące mnie złe przeczucia. Ten dzień również miałam spędzić samotnie. I miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj będę mogła się odprężyć i niczym nie przejmować. Tym bardziej, że po wczorajszym spotkaniu z nowymi znajomymi Daniela oraz po tajemniczym telefonie, moje nerwy były w strzępkach. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że oni zadawali się z moim bratem, ponieważ go polubili. Nie sądziłam też, żeby przyszli do naszego domu tylko po to, by z nim pogadać. Przeczuwałam, że za tym musiało się coś kryć, ale nie umiałam powiedzieć co, gdyż prawie nic o nich nie wiedziałam. Bałam się, że przez Luke'a i jego przyjaciół Dan wpakuje się w jakieś poważne kłopoty, z których nie będzie mógł się wyplątać. Westchnęłam, gdy przypomniałam sobie słowa Marco. Hemmings nie jest tym, za kogo go masz. To nie jest tylko zbuntowany nastolatek, który dla sportu z kolegami wdaje się w bójki. Więc jeżeli masz trochę rozumu w głowie, trzymaj się od nich z daleka, bo nie tak łatwo się od nich uwolnić.
Gotowa na kolejne samotne śniadanie w moim życiu, zeszłam na dół. Dochodziła dziesiąta, więc tata był już w pracy. Podziwiałam go za jego wytrwałość i za to, że potrafił wypruć sobie żyły, by tylko wygrać sprawę. Miał do tego powołanie, ale również ciężko zapracował na miano najlepszego adwokata w mieście. Miał mnóstwo pracy i mało czasu. Nieraz jego sukcesy były opisywane w gazetach, chwaląc jego błyskotliwość i upór. Był naprawdę dobry w tym, co robił. Żałowałam tylko tego, że nie zawsze kierował się sprawiedliwością, przez co zyskiwał i przyjaciół i wrogów. Niestety ci drudzy mieli przewagę liczebną. Kilka razy zdarzyło się, że ktoś zarysował mu samochód lub wybił szybę w kancelarii, pewnego razu dostał nawet list z pogróżkami, ale na szczęście szybko ujęto i aresztowano nadawcę. Wiedziałam, że będąc dzieckiem adwokata jestem w pewnym sensie narażona na niebezpieczeństwo, ale tata miał wielu przyjaciół w policji, którzy chętnie nam pomagali.
Zatrzymałam się w drzwiach kuchni, kiedy zauważyłam w niej Ashtona, Caluma i mojego brata. Ściągnęłam brwi, zaskoczona ich obecnością, ale nic nie powiedziałam. Zresztą, oni też umilkli, widząc mnie. Skrzywiłam się na myśl, że mogli u nas nocować, ale powstrzymałam się od zadania tego pytania. Zignorowałam ich, ponieważ kolejna sprzeczka nie miałaby sensu, i podeszłam do lodówki. Czułam na sobie palący wzrok trójki chłopaków, którzy w milczeniu pili kawę. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego z którymkolwiek z nich, ale przychodziło mi to z trudem, gdyż Ashton uważnie śledził moje ruchy swoimi orzechowymi tęczówkami. Kiedy na niego zerknęłam, posłałam mu niechętne spojrzenie i skrzywiłam się, wyrażając swoje niezadowolenie ich przebywaniem tutaj.
Co się stało w nocy? – Calum pierwszy zabrał głos, przerywając niezręczną ciszę.
Nic – odparłam sucho.
Czyli jednak u nas nocowali. Czy może być coś piękniejszego od spania pod jednym dachem z kryminalistami chcącymi zniszczyć cię psychicznie?
Obudziłaś mnie – narzekał chłopak, marszcząc brwi. – Myślałem, że ogłuchnę. Nigdy nie słyszałem, żeby dziewczyna tak głośno krzyczała, chyba że poszła ze mną do łóżka...
Hood, do cholery, zamknij się – przerwał mu Dan.
Calum zrobił urażoną minę, ale przynajmniej zamknął usta.
Widzę, że wreszcie zmądrzałaś – powiedział Ashton po chwili ciszy. – I taktujesz nas tak, jak powinnaś.
Ignoruję was. – Wzruszyłam ramionami z udawaną obojętnością. – Poza tym nie widzę tu kogoś, z kim mogłabym normalnie porozmawiać.
Nadal myślisz, że to my stoimy za tymi telefonami?
A jak sądzisz? – Zacisnęłam zęby.
Jaki jest twój problem, Marshall?
Wy nim jesteście – sarknęłam. – Odkąd pojawiliście się w moim życiu, wszystko niszczycie. Robicie wszystko, by zrujnować Daniela. Nie mam pojęcia, co mu zrobiliście, ale wcale mi się to nie podoba. Ponieważ on już nie jest moim bratem i to tylko wasza wina. Chcecie zniszczyć moje poczucie bezpieczeństwa, starając się mnie nastraszyć. Myślicie, że nabiorę się i uwierzę, że to nie wy za wszystkim stoicie?
Oddychałam ciężko, a moje oczy miotały błyskawice. Choć miałam zasłaniać swoją złość i frustrację obojętnością, nie potrafiłam. Byłam wściekła i rozgoryczona, gdy patrzyłam, jak oni bezwzględnie doprowadzają do ruiny mojego brata i zaburzają mój świat.
Możesz przestać nas oskarżać? – spytał Ashton, a ja mogłam przysiąc, że przez chwilę widziałam w jego oczach żądze mordu. – Nie masz żadnych dowodów, że to my. To nie my niszczymy twój świat, tylko twoje chore domysły i widzenie wszędzie potencjalnego zagrożenia.
Więc, to wszystko moja wina? – Wybuchłam, wyrzucając ręce do góry.
Uspokójcie się – zaoponował Calum i położył Ashtonowi dłoń na ramieniu. – Powinniśmy już iść, Xavier na nas czeka.
Ashton patrzył na mnie spode łba, ale posłuchał przyjaciela i razem z nim wyszedł z kuchni. Daniel jeszcze przez chwilę stał w miejscu, zaciskając usta i patrząc to na mnie, to na drzwi, za którymi zniknęli jego kumple. W końcu westchnął zrezygnowany i ze zbolałym wyrazem twarzy poszedł za nimi.
Oparłam się o blat, wyczerpana rozmową z Ashtonem, i zamknęłam oczy. Moje słowa w ogóle do nich nie docierały. Zupełnie jakbym mówiła do ścian. Nieważne czy krzyczałam, czy mówiłam szeptem, oni i tak niczego nie pojmowali.
Cały dzień spędziłam na robieniu zadań domowych. Chociaż one pozwalały mi na zajęcie czymś moich myśli. Jednak, gdy nadszedł wieczór, a praca domowa leżała odrobiona na moim biurku, nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie czułam się dobrze sama w domu. Teraz wszystko wydawało mi się podejrzanie niebezpieczne. Każdy szmer, hałas budził we mnie przerażenie. I zdawałam sobie sprawę z tego, że zaczynałam wpadać w paranoje. Mimo że nie wierzyłam Ashtonowi, gdy mówił, że głuche telefony to nie ich sprawka, zaczęłam podejrzewać, że może za nimi stać ktoś inny. I choć tamowałam tą myśl, ona cały czas wypływała na powierzchnię, nie dając mi spokoju.
Ktoś zadzwonił do drzwi, więc wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. Miałam nadzieję, że to Chloe albo Matt, którzy wcześniej wrócili z zawodów. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, gdy w drzwiach zamiast przyjaciół ujrzałam Caluma.
Daniela nie ma – burknęłam, patrząc pustym wzrokiem na chłopaka i chciałam zamknąć drzwi, jednak on wsadził pomiędzy nie a futrynę swoją stopę.
Wiem – odparł niecierpliwie. – Mogę wejść?
Nie.
Chłopaków nie ma w domu, a ja zgubiłem klucze i nie mogę dostać się do środka...
Naprawdę myślisz, że mnie to obchodzi? – weszłam mu w słowo, unosząc brwi do góry.
Rozmawiałem z Danem i powiedział, że mogę u was zostać.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
No weź, Dee – jęknął chłopak.
Nie mów tak do mnie – wycedziłam chłodno. – I odejdź stąd. Nie mam zamiaru cię wpuścić. Nie po tym wszystkim, co zrobiliście.
Słuchaj, gdyby to ode mnie zależało, to cały ten cyrk w szkole nie miałby miejsca. Ale to nie ja o tym decyduję, ja po prostu wykonuję polecenia. – Powiedział, uważnie na mnie patrząc. Wsadził dłonie do kieszeni i zakołysał się na stopach. Jego zdesperowana mina kompletnie zbiła mnie z tropu.
Podaj mi jeden powód, dla którego powinnam pozwolić ci wejść.
Na ustach chłopaka zamajaczył cień uśmiechu.
Po pierwsze: stłukłaś mi palec u stopy, gdy nadepnęłaś mnie wtedy na parkingu; po drugie: nabiłaś mi wielkiego siniaka, uderzając mnie łokciem w brzuch; po trzecie – wyliczał, wskazując na kolejny palec – ugryzłaś mnie; i po czwarte: zdzieliłaś mnie kijem bejsbolowym po plecach za nic. – Uśmiechnął się tryumfalnie, ukazując swoje białe zęby.
Należało ci się. – Wzruszyłam ramionami.
Spójrz. – Chłopak pokazał mi dłoń, na której zostawiłam ślady moich zębów. – Wiesz, jak to cholernie boli?
Należało ci się – powtórzyłam, uśmiechając się pod nosem.
Okej, może masz rację – westchnął i ponownie zakołysał się na stopach, zaciskając uszkodzoną dłoń. – Ale wczoraj bez powodu oberwałem kijem. Nie zasłużyłem na to i powinnaś mi to jakoś wynagrodzić.
Zapomnij. – Wywróciłam oczami. – Nie jestem ci nic winna, więc odejdź.
Ale Calum nadal stał przed moimi drzwiami i nie ruszył się o centymetr, patrząc na mnie wyczekująco. Spróbowałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale on był szybszy i podparł je ręką. Nim zorientowałam się, co jest grane, chłopak pchnął mocniej drzwi i bez problemu przecisnął się przez szparę w wejściu.
Nie zauważysz mnie – mrugnął i zniknął w salonie.
Gnojek – skomentowałam i zamknęłam drzwi.
Faktycznie, obecność Caluma była prawie niezauważalna. Siedział w salonie, nucąc pod nosem jakąś piosenkę i przeglądał coś na telefonie. Ja natomiast starałam się skupić na fabule filmu, który leciał akurat w telewizji. Czułam się dziwnie w jego obecności, ale i tak wolałam jego towarzystwo niż któregoś z jego przyjaciół. Poza tym, nie byłam już sama w domu, przez co poczułam się nieco lepiej. Mój kompan wydawał się nawet normalny, nie patrząc na to, z kim się zadawał.
Nie patrz tak na mnie – mruknął, podnosząc na mnie wzrok. – Nie mam zamiaru rzucić się na ciebie z pięściami.
Dobrze wiedzieć – rzuciłam sarkastycznie.
Nie wiem dlaczego jesteśmy dla ciebie takim problemem – przyznał. – Powinnaś nas zaakceptować, bo walka z nami nic ci nie da. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z kim rozmawiasz.
Więc mam patrzeć, jak rujnujecie moje życie i nie kiwnąć palcem?
Nie chcemy zrujnować twojego życia – wywrócił oczami. – Nie chcieliśmy zrobić ci nic złego, dopóki nie zaczęłaś się we wszystko wtrącać.
Przepraszam, że martwiłam się o mojego brata. – Każde moje słowo było przepełnione sarkazmem. – Przepraszam też, że nie pozwoliłam wam zatłuc Marco na śmierć.
Nie chcieliśmy go zabić – jęknął zrezygnowany. – Czy nie możesz wreszcie odpuścić? – Spojrzał na mnie, nalegając, bym dała sobie spokój.
Nie.
Byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś przestała się nami interesować.
Niby dlaczego? – spytałam ostro.
Ponieważ nie wiesz, kim tak naprawdę jesteśmy i lepiej dla ciebie, żebyś się nie dowiedziała. Zazwyczaj nie robimy takim, jak ty krzywdy, ale ty nie jesteś bezbronna i stanowisz dla nas całkiem poważne zagrożenie, biorąc pod uwagę, że... – urwał, kiedy mój telefon zaczął dzwonić.
Wzięłam go do ręki, patrząc na wyświetlacz.
Proszę. – Podała go Calumowi. – Powiedz swoim kumplom, jak bardzo ich żarty są zabawne.
Chłopak zerknął na telefon i bez wahania wziął go ode mnie.
Tak? – powiedział do telefonu. Zmarszczył brwi i przybrał poważny wyraz twarzy. – O co chodzi?
Oparłam dłonie na kolanach i wpatrywałam się uważnie w Caluma. Miałam nadzieję, że gdy on odbierze ten telefon, to jego przyjaciele wreszcie przestaną mnie nękać. Miałam już dosyć głuchych telefonów, które coraz bardziej wpędzały mnie w paranoje. Chłopak oderwał telefon od ucha i przez chwilę patrzył na niego z zasępieniem.
I co? – spytałam. – Jak zareagowali?
Nikt nie odpowiedział. – Spojrzał mi prosto w oczy. – To nie oni, Delilah.


Od wizyty Caluma nie zadzwonił już do mnie nieznany numer, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że to Luke i jego paczka za tym stali, a kiedy wreszcie dotarło do nich, że o wszystkim wiem, po prostu zrezygnowali. W ciągu trzech ostatnich dni w naszym domu nie pojawił się żaden z nich, co sprawiło, że spałam spokojniej. Daniel zaprzestał wszelkich starań porozumienia się ze mną, ponieważ zawzięcie go ignorowałam. Czułam się z tym coraz gorzej, gdyż kiedyś byliśmy blisko, ale wątpiłam w to, czy on też to odbierał tak, jak ja. Nasze relacje znacznie się oziębiły, i choć wmawiałam sobie, że ty tylko i wyłącznie wina mojego brata, jakaś część mojego rozsądku wypominała mi, że ja również się do tego przyczyniłam. W każdym razie, czułam jakbym stanęła w miejscu i nie potrafiłam się przełamać, by ruszyć do przodu lub wycofać się. Trwałam w dziwnym zawieszeniu, które coraz bardziej mnie przytłaczało. Dlatego, gdy dostałam zaproszenie od Ryana na imprezę, którą organizował, przyjęłam je z wielką ochotą. Poza tym, nawet gdybym go nie przyjęła, to i tak zostałabym zaciągnięta na na domówkę siłą przez Chloe.
Wiesz, gdzie masz jechać? – spytałam Seana, gdy wsiadłam na tył jego samochodu.
Oczywiście, że wie – zaśmiała się jego siostra. – Sean stalkował go od jakiegoś czasu.
Dzięki, Jade – sarknął chłopak. – Teraz wyszedłem na desperata.
Zawsze nim byłeś. – Posłałam mu szeroki uśmiech, a on w odpowiedzi tylko gniewnie sapnął. – Chloe pourywa nam głowy, jeśli nie będziemy za dziesięć minut na miejscu – ponagliłam go.
Na miejscu znaleźliśmy się około dwudziestej pierwszej. Impreza najwidoczniej trwała już w najlepsze, ponieważ przy krawężniku chwiało się na nogach kilka osób, a jedna z dziewczyn wymiotowała. Wysiadłam z auta jako pierwsza, ponieważ miałam dosyć siedzenia obok Jade i Jake'a, którzy bez cienia skrępowania całowali się przez całą drogę.
W środku kręciło się mnóstwo nieznanych mi osób. Nie znaliśmy przyjaciół Ryana z jego szkoły i wszyscy czuliśmy się tu obcy. Ale czego nie robi się dla przyjaciółki? Sean trzymał się blisko mnie i Matta, natomiast Jade i Jake od razu zniknęli na parkiecie. Chloe stała przy schodach wraz ze swoim chłopakiem, rozmawiając i chichocząc.
Boże, muszę się napić – jęknął Sean. – Nie przeżyję tego na trzeźwo.
Może znajdziesz tutaj kogoś odpowiedniego dla siebie? – Matt poklepał go po plecach.
Znalazłem. Ale to nie było by fair, gdybym odbił chłopaka swojej przyjaciółce, prawda? – Spojrzał na mnie z rozbawieniem. Jednak jego głos był poważny.
Nie masz u niego szans – skwitowałam bez zbędnych ceregieli.
Wspaniała z ciebie przyjaciółka – rzucił sarkastycznie i odszedł od nas.
Podeszliśmy do dwójki naszych przyjaciół i pogrążyliśmy się w luźniej rozmowie. Ryan był naprawdę zabawnym facetem i z łatwością przychodziło mu rozbawienie wszystkich wokół. Czerwone kubki, które zazwyczaj były na każdej imprezie na jakiej byłam, zastąpiły niebieskie, które, jak później powiedział mi Ryan, są znakiem rozpoznawczym dla domówek ludzi z jego szkoły. Mimo to napój w nich wcale nie różnił się od napoju w czerwonych kubeczkach i z chęcią wypiłam ich kilka. Gdy tylko poczułam alkohol w moich organizmie, zaznałam dziwnej ulgi i spokoju. Wszystkie moje zmartwienia i problemy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Nigdzie w tłumie nie zobaczyłam Luke'a albo jego przyjaciół, co dało mi poczucie komfortu i sprawiło, że upiłam się jeszcze szybciej niż zazwyczaj. Moi przyjaciele bawili się w najlepsze, przez co i ja rozluźniłam się i zaczęłam szaleć razem z nimi. Sean, jako pierwszy z gości, z głośnym wrzaskiem wskoczył do basenu, a w jego ślady poszli kolejni goście, w tym Matt.
Po dwóch godzinach poczułam zmęczenie oraz sygnały mojego pęcherza, więc skierowałam się na górę w poszukiwaniu łazienki. Dom Ryana był nieduży, ale przestronny. Na górze znajdowało się pięć drzwi, ale ja nie umiałam stwierdzić, które prowadzą do łazienki. Otworzyłam pierwsze z brzegu i znalazłam się, jak mi się wydawało, w pokoju Ryana. Po drugiej stronie sypialni widziałam białe drzwi, które powinny prowadzić do toalety, więc jak najszybciej do nich podeszłam i otworzyłam je. Ale coś mi tutaj nie pasowało. Czy nie powinnam była znaleźć się w łazience, a nie w małym pomieszczeniu, w którym wisiały ubrania? Potrząsnęłam głową, uświadamiając sobie własną głupotę. Miałam zamknąć drzwi prowadzące do szafy, kiedy coś przykuło moją uwagę. Na wewnętrznej stronie drzwiczek były poprzyklejane jakieś urywki z gazet, kolorowe zdjęcia i białe karteczki z jakimiś napisami. Zmrużyłam oczy, żeby lepiej widzieć, ale nie miałam bladego pojęcia, na co patrzyłam. Wyłapałam tylko pojedyncze słowa, nazwisko dręczącego mnie trzy lata temu człowieka, oraz (jak sądziłam) moje zdjęcie. Wszystko to sprawiło, że moje serce na chwilę się zatrzymało. Przełknęłam ślinę i zatrzasnęłam drzwi od szafy, pośpiesznie się od niej cofając.
Dee? – Usłyszałam głos Ryana tuż za moimi plecami. Przez głośną muzykę nie usłyszałam jego kroków.
Szukam łazienki – wydukałam, unikając jego wzroku. – Ale chyba się zgubiłam.
Trzecie drzwi na lewo – uśmiechnął się i pomógł mi wyjść z jego pokoju. – Jakbyś czegoś potrzebowała – mów.
Okej.
Musiałam się stamtąd jak najszybciej wydostać. Zrobiło mi się niedobrze, ale wiedziałam, że to nie przez wypity przeze mnie alkohol. Nie rozumiałam tego, co zobaczyłam u Ryana w pokoju, ale sprawiło to, że przeraziłam się. Fakt, że zbierał wycinki z gazet opisujące wydarzenia sprzed trzech lat, których byłam członkiem, sprawił, że zaczęłam patrzeć na niego, jak na potencjalne zagrożenie.
Kiedy znalazłam się przed jego domem, poczułam się lepiej i wreszcie mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Chciałam wrócić jak najszybciej do domu i móc położyć się do łóżka. Nie umiałam teraz racjonalnie myśleć i wolałam najpierw wytrzeźwieć, a później zająć się tym, co widziałam u Ryana. Moi przyjaciele nadal bawili się w środku, a ja zdałam sobie sprawę, że nie mam jak wrócić do domu, ponieważ Sean, który miał być dzisiaj naszym kierowcą upił się i wskoczył do basenu. Chloe zaproponowała wcześniej, że po imprezie możemy zanocować u jej chłopaka, ale teraz wcale nie odpowiadała mi taka opcja. Musiałam wrócić do domu.
Nie znałam dobrze części miasta, w której mieszkał Ryan, ale mimo to skierowałam się w dół ulicy, szukając przystanku autobusowego. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale patrząc na gwieździste niebo i sierp Księżyca, musiało być już około północy. Nie sądziłam, żeby jeździł o tej porze jakiekolwiek autobus, ale wolałam to sprawdzić. Moje nogi były jak z ołowiu i ciężko posuwały się na przód, lekkie zawroty głowy powodowały, że na kilka sekund traciłam poczucie pionu i zamazywał mi się obraz, jednak uparcie szłam przed siebie. W pobliżu nie widziałam żadnego przystanku, więc szłam dalej. Aż w końcu kompletnie się zgubiłam. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem i co miałam zrobić, by dostać się do domu. Zrobiło się zimno, a ja zaczynałam zgrzytać zębami, ponieważ miałam na sobie tylko koszulkę i krótkie spodenki. Moja bluza została w domu Ryana.
Przez alkohol nie zwracałam uwagi na ciemność panującą dookoła mnie oraz na przerażające cienie, które rzucały drzewa i krzewy. Jednak coś sprawiło, że włoski na moim karku stanęły dęba i nie było to spowodowane zimnem. Czułam, jakby ktoś mnie obserwował, więc rozejrzałam się. Omal nie wrzasnęłam, kiedy zobaczyłam kilkanaście metrów za mną jakąś ciemną sylwetkę. Zmrużyłam oczy, przyglądając się jej, ale nie znałam tego człowieka i na pewno nie chciałam poznać. Stłumiłam krzyk rozpaczy i przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się dlaczego on za mną szedł. Obejrzenie się nie było dobrą decyzją, ponieważ ta chwila nieuwagi sprawiła, że potknęłam się o płytę chodnikową i runęłam na ziemię. Poczułam ból w lewej łydce i wilgotne ciepło rozlewające się po niej. Podniosłam się z chodnika, starając ignorować się pieczenie w nodze, i poderwałam się do biegu. Jednak zauważyłam, że kulejąc nie mam szans, żeby przed nim uciec, skręciłam w małą uliczkę, chcąc go zgubić. Biegnąc ile sił w nogach, nie obejrzałam się za siebie, nie chcąc znów wylądować na ziemi i stracić cennego czasu. Moje serce wyrywało się z piersi i kropelki potu zalewały mi czoło. Gwałtownie skręciłam w kolejną uliczkę i spojrzałam za siebie.
Pusto.
Oparłam się dłońmi o stojące przy chodniku drzewo, oddychając ciężko. Cała dygotałam, a piekące łzy zaczęły napływać do moich oczu. Przełknęłam je, wsłuchując się w ciszę panującą dookoła mnie. Rozpaczliwie starałam znaleźć jakąś kryjówkę, rozglądając się po osiedlu, ale nie widziałam żadnej. Wyciągnęłam telefon z mojej torebki i wybrałam numer mojego chłopaka. Nie odebrał. Zadzwoniłam więc do Chloe, Seana i Jade, ale żadne z nich nie podniosło słuchawki.
Zostałam sama, Bóg wie gdzie, bez funta przy sobie, w przerażającym mroku. Szelest liści na drzewie omal nie przyprawił mnie o zawal serca. Zerknęłam na moją stłuczoną nogę i jęknęłam, widząc że zraniłam się poważniej niż myślałam. Ostatkiem sił ruszyłam spod drzewa i wróciłam na chodnik, idąc w nieznanym mi kierunku. Miałam ochotę rozpłakać się i zacząć krzyczeć. Nie potrafiłam uspokoić mojego urwanego oddechu, a wszelkie próby oddychania głęboko spełzły na niczym przez ogarniający mnie strach.
Kiedy już myślałam, że przyjdzie mi spędzić noc na ulicy wśród wprawiających mnie w przerażenie dźwięków i cieni, zatrzymał się koło mnie jakiś samochód. Cofnęłam się do tyłu, pozostając w bezpieczniej odległości od pojazdu, bojąc się, że to ten sam człowiek, który mnie śledził.
Delilah? – Xavier opuścił szybę i spojrzał na mnie zdziwiony. – Co tu robisz tutaj o tej porze?
Zgubiłam się – przyznałam niechętnie. Nie chciałam, żeby widział, jak bardzo cieszyłam się, że mnie znalazł. Nie spodziewałam się, że to on będzie moim wybawcą, ale i tak byłam wdzięczna losowi, że trafiłam na niego.
Nic ci nie jest? – Wyszedł z samochodu i ściągnął swoją czarną, skórzaną kurtkę, okrywając nią moje zmarznięte ciało.
Nie – mruknęłam słabo i pozwoliłam mu zaprowadzić mnie do samochodu. Pomógł mi wsiąść i zamknął drzwi.
Twoja noga – odparł, gdy zajął miejsce za kierownicą. – Co się stało?
To nic – zdobyłam się na obojętny ton i wzruszyłam ramionami. – Potknęłam się.
Zawiozę cię do szpitala.
Nie – powiedziałam szybko. – Jest okej. Zawieź mnie do domu.
Pod jednym warunkiem. – Posłał mi poważne spojrzenie, którego nie wytrzymałam i spuściłam głowę. – Opowiesz mi, co się stało.
Przygryzłam wnętrze policzka, bawiąc się rąbkiem mojej koszulki i niepewnie na niego spojrzałam. Jego obawiałam się najbardziej z przyjaciół Luke'a. Jego spokojny, opanowany głos sprawiał, że czułam się jak małe dziecko, które zrobiło coś złego i czekało na karę. W przeciwieństwie do Luke'a nie wiedziałam, jak za chwilę postąpi. Czy wybuchnie śmiechem, czy zmierzy mnie morderczym wzrokiem, czy zrobi coś innego, o czym nawet bym nie pomyślała. Jego zimne szare oczy przyprawiały mnie o dreszcze, więc starałam unikać się z nimi kontaktu.
Wyszłam wcześniej z imprezy – zaczęłam – i chciałam znaleźć jakiś przystanek, by móc wrócić do domu. Jednak za dużo wypiłam i potknęłam się o coś, stąd krew na mojej nodze. Kręciłam się po ulicach aż w końcu trafiłam na ciebie.
Zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno dobrze zrobiłam, wsiadając do jego auta. Nie ufałam mu i przestawałam wierzyć w to, że znalazł mnie przez przypadek. Mógł to przecież zaplanować ze swoimi przyjaciółmi. Tą ciemną postacią mógł być Luke, chcący znów dać mi nauczkę za moje zachowanie, a Xavier 'przypadkowo' miał na mnie trafić. A co miało być dalej? Czy chciał mnie skrzywdzić?
Jesteś pewna, że nie musi obejrzeć tego lekarz? – spytał, odpalając silnik.
Skinęłam głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu i odwróciłam głowę w stronę okna. Siedząc w ciepłym i miękkim siedzeniu, zaczęło dopadać mnie zmęczenie, jednak ból nabrał na sile, co skutecznie oddalało ode mnie sen.
Na pewno wszystko w porządku? Dygoczesz. – Zauważył, posyłając mi zmieszane spojrzenie.
Naprawdę cię to obchodzi? – Spytałam, zanim pomyślałam, co chcę powiedzieć.
Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – mruknął, wpatrując się przed siebie.
Boję się, że wywieziesz mnie poza miasto i poćwiartujesz na kawałeczki – wyznałam szczerze. Nawet nie miałam siły, żeby zdobyć się na odrobinę sarkazmu.
Xavier zaśmiał się pod nosem i zerknął na mnie rozbawiony.
Nie martw się, za chwilę będziemy pod twoim domem.
Kiwnęłam głową, dając mu do zrozumienia, że przyswoiłam to, co powiedział i oparłam głowę na zagłówku. Xavier uśmiechnął się do mnie, co zbiło mnie z tropu. Jego uśmiech tak bardzo kontrastował z jego twardym wzrokiem, że można było pomyśleć, że jego oczy i usta należą do dwóch innych osób.
Jesteśmy – odparł za kilka minut, zatrzymując się przed moim domem.
Siedziałam przez chwilę, nic nie mówiąc i patrząc na rozświetlone okno salonu.
Um... dziękuję – wyszeptałam, odpinając pas bezpieczeństwa i unikając jego wzroku.
Otworzyłam drzwiczki i chciałam wysiąść, kiedy Xavier złapał mnie za nadgarstek, uniemożliwiając mi wyjście.
Następnym razem nie będę taki miły – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – I nie będę tolerował tego, że mnie okłamujesz, rozumiesz?
Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – odpyskowałam. – I nie będzie następnego razu. – Wyrwałam rękę z jego uścisku i pośpiesznie opuściłam samochód zanim powiedziałby coś jeszcze.
Odjechał z piskiem opon, pozostawiając po sobie szary dym i zapach spalonej gumy.

Od autorki: cześć, kochani! Jak wrażenia po 10 rozdziale? Muszę wam powiedzieć, że w następnym rozdziale już co nieco się wyjaśni z przeszłości Delilah, więc przyszykujcie się!
Kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się pierwszego lutego, ale mam nadzieję, że wytrzymacie te dwa tygodnie. :)
Chciałam również podziękować za wszystkie wejścia, komentarze, których nie ma za wiele, ale mimo to sprawiają, że się uśmiechem i mam ochotę pisać dalej. Jesteście wspaniali. Naprawdę chciałabym skończyć tą historię i nie wiem jak wy, ale ja jestem nią trochę podekscytowana! Najpiękniejsze jest to, że powoli zacznie pojawiać się w rozdziałach coraz więcej Luke'a! (Czy tylko ja shippuję mu i Dee?)
Jeżeli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach. Z miłą chęcią odpowiem na nie! :D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Love ya all
Minette

5 komentarzy:

  1. Podoba mi się! Kochana, rozdział cudny, zresztą, jak zawsze! Cieszę się też, że będzie więcej Luke'a [Tak, ja też ich razem shippuję i trzeba im wymyślić jakąś nazwę, nie?]. Jestem też zadowolona, że będzie coraz więcej o przeszłości Dee. Teraz pytanko:
    Czy zamierzasz kiedykolwiek dać tu perspektywę Luke'a?
    Dobra, rozpisałam się.
    Ach i drugie pytanko:
    Co myślisz o pisaniu fanfica? Bo jak tak czytam twoje, to coraz bardziej mam ochotę założyć własny blog, ale trochę się boję xD.
    Nightmare xx
    PS. Sorki za ewentualne błędy, ale klawiatura mi się psuje xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam nad rozdziałami oczami Luke'a, ale nie mogę się zdecydować. Będzie taki okres w ff, w którym będę chciała pisać albo z perspektywy Dana albo Luke'a. Jeszcze nie mogę się zdecydować. :D
      Co do drugiego pytania; pisanie ff to naprawdę świetnie sprawa. Możesz w pewnym sensie przenieść swoją wyobraźnię na papier. Ja też bałam się założyć bloga, ale stwierdziłam: raz się żyje! I oto powstał i nie żałuję. Tobie też polecam się odważyć, na pewno na tym nie stracisz. :D
      Minette xx

      Usuń
  2. Genialny rozdział! Aj Dee rzeczywiście jest mocno uparta. Mówi się jej jedno, niby załapała, a ona nadal swoje haha. Zastanawia mnie to z Ryanem, może to on ją prześladował? Albo ta akcja z Xavierem. Nagle się stał taki groźny...
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Uwielbiam Dee, ogromnie się cieszę, że w następnym rozdziale coś się wyjaśni z jej przeszłości, już nie mogę się doczekać!
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam rozdział wcześniej, ale nie miałam niestety czasu skomentować :( Tak samo z poprzednim i całkiem o tym zapomniałam :( Dopiero teraz dowiaduję się, że następny rozdział dopiero 1 lutego. Mam nadzieję, że wytrzymam :) A co do rozdziału to jest po prostu świetny. Ale Ryan ... chciałabym żeby wyjaśniło się to jak najszybciej. Cieszę się, że będzie więcej o przeszłości Delilah i ja też shippuję Luke'a i Dee :)
    Czekam na następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva