Rozdział 9

W poniedziałek wypadł pierwszy dzień ferii jesiennych. Obudziłam się rano w okropnym stanie: nie wyspałam się, głowa pękała z bólu, a mięśnie moich nóg odmawiały posłuszeństwa. Wiedziałam, że niepotrzebnie poszłam wczoraj z Chloe pobiegać, ale musiałam czymś zająć swoje myśli. Podczas ostatnich trzech dni starałam się jak najmniej rozmyślać, a kiedy zbierało mi się na rozmyślanie (a robiłam wszystko, by mi się nie zbierało), uczyłam się i czytałam. Głośna muzyka też pomagała, ale na krótszą metę.
Nie rozmawiałam z Danielem od ponad tygodnia i nie zapowiadało się na to, żebym miała zacząć. Mimo że on próbował nawiązać ze mną rozmowę, ignorowałam go lub rzucałam suche: nie chcę tego słuchać. Przybrałam obojętną postawę wobec mojego brata i miałam zamiar ją jak najdłużej utrzymać. Więź nas łącząca została prawie zerwana, ale ani ja, ani on nie staraliśmy się jej naprawić. Nie oczekiwałam od niego przeprosin, bo wiedziałam, że się na nie nie zdobędzie. Ale chciałam chociaż, żeby przestał znikać gdzieś na całe dnie i przyprowadzać do domu któregoś ze swoich nowych 'kumpli'.
Na Ashtona natknęłam się w sobotnie popołudnie, kiedy wróciłam do domu z biblioteki, i zobaczyłam, jak siedzi z moim bratem w kuchni. Udałam, że go nie ma i wziąwszy jabłko, poszłam do swojego pokoju. Nie podobało mi się to, że widzę jednego z nich w tym domu, ale nie zamierzałam porozmawiać z Danem o tej sprawie, bo tylko straciłabym czas i niepotrzebnie nadwyrężyła głos.
To tylko trzy dni i wracamy – powiedziała Chloe.
Wiem. – Wywróciłam oczami. – Mam nadzieję, że skopiecie im tyłki – dodałam dopingująco.
Najbardziej obawiam się drużyny z Richmond – wyznała przyjaciółka. – Mają naprawdę dobry skład.
Chloe, twoje dziewczyny zmiażdżą wszystkich – uśmiechnęłam się.
Chloe i drużyna cheerleaderek wyjeżdżała dzisiaj wraz ze szkolną drużyną chłopców na zawody do Richmond. W najbliższych trzech dniach miał się odbyć mecz pomiędzy naszym liceum a liceum w Richmond, oraz zawody cheerleaderek. Ja nie należałam do żadnego z tych zespołów, więc nie mogłam jechać.
A jak już zgarniemy puchar i wrócimy, to zajmiemy się z powrotem sprawą Hemmingsa. – Wstała z swojego łóżka i skierowała się w stronę szafy.
Chloe była typową popularną dziewczyną, a do tego kapitanką cheerleaderek. Jej pokój był niczym z filmu o księżniczce. Królowały w nim biel, róż oraz czerń. Miała wielkie białe łóżko z czarną ramą, na którym leżała masa puszystych różowych poduszek; wielką białą szafę obklejoną zdjęciami rodziny i przyjaciół; biurko z białego drewna, nad którym wisiało jej imię ułożone z kolorowych liter. Miała nawet do kompletu białego kota perskiego, wylegującego się na czarnym dywanie obok łóżka.
Ale ja wiedziałam, że za tą całą różową maskaradą kryje się moja prawdziwa Chloe. Ciepła, delikatna, troskliwa, pyskata, roztrzepana, mająca wiele kompleksów Chloe.
Nie wiem, czy uda nam się znaleźć coś nowego – westchnęłam.
Możemy pojechać jeszcze raz pod jego dom. Może akurat nie trafimy na wyścigi.
Wzruszyłam ramionami, patrząc gdzieś w bok. Nie powiedziałam jej o czwartkowym wydarzeniu w szkole. Po pierwsze, dlatego że urwałaby głowę mojemu bratu, najpierw zwyzywawszy go od najgorszych; po drugie poszłaby do Luka i z nim postąpiłaby dokładnie tak samo; po trzecie wpakowałaby się tylko w kłopoty i bezsensownie podpadła Hemmingsowi i jego kumplom.
Odwiozłam Chloe na zbiórkę przed szkołą i przy okazji pożegnałam się z Mattem, życząc mu powodzenia. Jake i Sean jak zwykle byli zajęci przepychaniem się, więc krzyknęłam do nich tylko cześć i odjechałam spod szkoły.
Pogoda nadal była słoneczna, ale nie było już tak gorąco. Po niebie snuły się biało-szare chmury i wiał dość silny wiatr. Drzewa nadal były zielone, a kwiaty wciąż kwitły. Tutaj jesień była zupełnie inna od jesieni we Francji.
Wiedziałam, że spędzę ten dzień samotnie oglądając TV lub czytając. Dlatego zdziwiłam się, kiedy po powrocie do domu zobaczyłam mojego brata, grającego w salonie na konsoli. Byłam pewna, że gdzieś wyjdzie. Westchnęłam ciężko, patrząc na niego i poszłam do siebie. Przebrałam się w wygodne ubrania i związałam włosy. Miałam zamiar spędzić ten dzień na oglądaniu Supernatural, później planowałam zrobić arkusz zadań z trygonometrii. Podczas oglądania czwartek odcinka z rzędu, zadzwoniła mama. Zerknęłam za zegar, u niej była ósma rano.
Dzień dobry, kochanie – powiedziała wysokim głosem.
Cześć, mamo – uśmiechnęłam się do telefonu.
Wszystko w porządku? Jakoś dziwnie brzmisz.
Tak mamo, jest okej. Jestem tylko zmęczona. – Oparłam głowę o ramę łóżka i przymknęłam oczy. Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć jej o Danielu. – A co słychać u was? Serge dostał tą pracę w... um...
Musée Marmottan Monet – dokończyła kobieta. – Tak, tak. Jest z niej bardzo zadowolony.
Cieszę się – odparłam.
Dee, na pewno wszystko u was w porządku? Dzwoniłam dzisiaj do Dana, ale nie odbierał. Zaczynałam się martwić.
Pewnie był zajęty – skłamałam. Doskonale wiedziałam, że Daniel po prostu nie chciał z nią rozmawiać. – Powiem mu, żeby do ciebie oddzwonił.
A jak on sobie radzi? – spytała.
Zamilkłam na chwilę, myśląc nad odpowiedzią. Co miałam jej powiedzieć? Że jej syn ćpa, pije i wagaruje? Że wpadł w złe towarzystwo i nie umiałam się z nim dogadać? Gdyby tylko to usłyszała, na następny dzień siedziałaby w samolocie do Sydney. Nie chciałam, żeby przyjeżdżała i wprowadzała do domu jeszcze większy chaos. Sama będę musiała poradzić sobie z Danielem.
Tak, jak zwykle – mruknęłam w końcu. – Czasem wda się w bójkę, ale nie jest tak źle.
Jest gorzej, niż możesz przypuszczać, dodałam w myślach.
Tak się o was martwię – wykrztusiła mama płaczliwie. – I tęsknie za wami.
My za tobą też – odpowiedziałam, przygryzając wnętrze policzka.
Muszę już kończyć; spóźnię się do pracy.
Jasne, mamo – westchnęłam. – Do usłyszenia.
Kocham was, pamiętajcie o tym – powiedziała na pożegnanie i rozłączyła się.
Czułam się okropnie, okłamując własną matkę, ale nie chciałam jej niepotrzebnie martwić. Wiedziałam, że miałaby ogromne wyrzuty sumienia, gdyby dowiedziała się prawdy, a ja nie chciałam, żeby tak się czuła. To, co działo się z Danem nie było jej winą. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, kto ponosi odpowiedzialność za zachowanie Daniela. Ale w głębi serca czułam, że to ja do tego doprowadziłam.
Skończyłam oglądać odcinek i zeszłam na dół. Daniela już nie było, w każdym razie wszystko na to wskazywało, ponieważ telewizor był wyłączony, a jego bluza leżąca na oparciu kanapy, zniknęła. Pewnie znów poszedł do nich.
Zamówiłam pizzę, ponieważ nie miałam zamiaru gotować obiadu dla jednej osoby. Zjadłam ją przed telewizorem, oglądając Say Yes to the Dress. Nie umiałam powiedzieć dlaczego, ale widok szczęśliwych kobiet w sukniach ślubnych poprawił mi humor. Miło było patrzeć na osoby, których największym problem był wybór sukni do śluby. Ten problem wydawał mi się wręcz słodki i przyjemny w porównaniu z moimi problemami.
Kiedy za oknami zrobiło się ciemno, stwierdziłam, że nie mogę tak bezczynnie siedzieć przed telewizorem. Nawet nie wiedziałam, jaki film właśnie leciał, ponieważ pogrążyłam się w ponurych rozmyślaniach i nim się spostrzegłam, zapadł zmrok. Daniel nadal nie wrócił, a tata napisał, że po pracy idzie ze swoją przyjaciółką Vicki na kolację.
Zanim udałam się pod prysznic, pozamykałam drzwi i sprawdziłam, czy drzwi balkonowe były zamknięte. Kiedy już upewniłam się, że dom jest pozamykany, weszłam pod gorącą wodę, żeby się rozluźnić. Potrzebowałam odprężenia i odpoczynku od moich myśli, ale nie umiałam się ich pozbyć z mojej głowy, która znów zaczęła boleśnie pulsować. Jedyną ucieczką od tego wszystkiego był sen, więc postanowiłam, że zaraz po kąpieli napiję się gorącego kakao i pójdę do łóżka.
Jednak moje plany przerwał dobiegający z dołu odgłos tłuczonego szkła. Zakręciłam wodę i wsłuchiwałam się w cisze. Byłam pewna, że to usłyszałam; nie mogłam znów mieć omamów słuchowych. Jednak nie myliłam się, bo za chwilę usłyszałam kroki.
Na początku pomyślałam, że Daniel wrócił, ale te kroki wydawały się ciężkie i nie należały do niego. Więc jeżeli to nie Dan, to jak ten ktoś dostał się do domu?
Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Byłam przekonana, że słyszę jakieś przytłumione głosy, więc uchyliłam lekko drzwi, nasłuchując. Nie myliłam się. W domu ktoś był, a tym kimś nie był na pewno mój brat. Ale dlaczego nie włączył się alarm?
Najciszej jak umiałam otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Miałam zamiar sprawdzić, kto wszedł do mojego domu, bo może to była tylko głupia pomyłka i to tata. Zabrałam kij bejsbolowy z pokoju Daniela i stanęłam na szczycie schodów.
Woda kapała z mojego ciała i włosów na podłogę, zostawiając na niej małe kropelki. Jedną ręką trzymałam ręcznik, a drugą kij. Zaklęłam w myślach, żałując, że nie ubrałam się. Ale nie miałam na to czasu. Po domu ktoś grasował. Podejrzewałam, że to może być Luke albo Ashton, którzy postanowili znów dać mi karę, albo jakiś złodziej, którego skusił nasz wielki dom. Nieważne kto to mógł być i tak zamierzałam zdzielić go kijem i zadzwonić na policję.
Na palcach schodziłam po schodach, wciąż nasłuchując. Odgłosy dochodziły z kuchni i jadalni. Jednak światła były pogaszone, tak jak je zostawiłam. Więc, gdyby był to ktoś z domowników, zapaliłby je. Kiedy byłam już na dole, sprawdziłam czy frontowe drzwi są otwarte, jednak gdy pociągnęłam za klamkę, nie otworzyły się. Spojrzałam za siebie na drzwi do kuchni, były zamknięte, ale dobiegały zza nich odgłosy kroków. Postanowiłam, że pójdę do kuchni przez salon, wtedy będę mogła lepiej rozeznać, w jakiej części pomieszczenia był włamywacz i zaskoczyć go.
Gdy szłam przez salon, zauważyłam kilka cieni na podłodze, co oznaczało, że było ich dwóch albo nawet trzech. Stanęłam przy ścianie, tuż za telewizorem, gdy usłyszałam zbliżające się kroki i przyszykowałam kij. Jakiś mężczyzna wyszedł z kuchni, ale nie zdawał się mnie zauważyć, więc czym prędzej wykorzystałam ten fakt i walnęłam go kijem w plecy. Jęknął i pochylił się zdezorientowany, po czym odwrócił się w moją stronę i w ułamku sekundy wyrwał mi broń z ręki. Kij bejsbolowy znalazł się przy mojej szyi, przyciskając mnie do ściany. Złapałam rękami za drewno i próbowałam je odepchnąć, ponieważ utrudniało mi oddychanie.
Wpatrywałam się w ciemne oczy osoby stojącej przede mną i z zaskoczeniem przyznałam, że gdzieś już je widziałam. Światło, padające z kuchni oświetlało część jego twarzy. Ciemna karnacja, czarne włosy, czekoladowe oczy. Kumpel Hemmingsa. Chłopak patrzył mi przez kilka sekund w oczy, ciężko oddychając, aż w końcu zabrał kij.
Złapałam się za szyję, biorąc głęboki wdech.
Z kuchni wyszedł Daniel oraz Ashton. Obaj mieli zdziwione miny, gdy zobaczyli mnie stojącą w samym ręczniku, ociekającą wodą, oraz ich przyjaciela z kijem tuż obok mnie.
Co tu się dzieje? – spytał Dan.
Zaatakowała mnie – odparł mój napastnik.
Myślałam, że to złodziej – wyjaśniłam.
Prawie złamałaś mi kręgosłup – jęknął, przeciągając sylaby. Patrzył na mnie z politowaniem, ale przynajmniej nie wściekł się. Założę się, że gdyby na jego miejscu był Luke albo Ashton, leżałabym już w kałuży krwi tłuczona kijem bejsbolowym do utraty przytomności.
Broniłam się! – odparłam, mierząc go wzrokiem.
Ale gdybyś wiedziała, że to ja, to uderzyła byś mnie mimo to.
Co to ma do rzeczy? To nie moja wina, że ty i on – wskazałam brodą na Ashtona – weszliście do mojego domu.
Na każdego z gości wyskakujesz z kijem? – spytał Ashton, nie ukrywając rozbawienia.
Nie jesteście gośćmi. Dla mnie zawsze będziecie intruzami. Gdybyś mnie posłuchał i nie przychodził do tego domu, tak jak mówiłam, twój kolega nie dostałby lania od dziewczyny.
Obezwładniłem cię bez problemu – wtrącił mój napastnik, a ja wywróciłam oczami.
Następnym razem wezmę większy kij. – Posłałam mu krzywy uśmiech i wróciłam wzrokiem do Ashtona. – I co, znów wymierzycie mi karę? – Uniosłam brwi do góry i podparłam się pod boki. Dzięki Bogu, że ręcznik nadal trzymał się na swoim miejscu.
Chłopak patrzył mi prosto w twarz, zaciskając zęby.
Delilah, idź na górę i się ubierz – mruknął Dan, patrząc na mnie wymownie. Za chwilę przeniósł swój wzrok na chłopaka z kijem i zmrużył oczy. – Calum, to moja siostra – przypomniał chłodno.
A więc tak miał na imię ten chłopak. Calum. Powtórzyłam jego imię kilka razy w myślach, żeby je zapamiętać. Calum odchrząknął i podał mi kij.
Co masz zamiar teraz zrobić? – Ashton schował dłonie do kieszeni i patrzył na mnie wyczekująco. – Mnie też potraktujesz kijem?
Zacisnęłam dłonie na drewnie, wyobrażając sobie jak spotyka się ono z jego twarzą.
Kusząca propozycja – przyznałam. – Ale wolę zadzwonić na policję.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z salonu. Nie czułam wstydu, stojąc przed nich w samym ręczniku, może dlatego, że po wydarzeniach w szkole cały jego zapas został wyczerpany? Nie czułam też złości, tylko frustracje. Jak długo mój brat ma zamiar przyprowadzać ich tutaj? Nie chciałam, żeby przebywali w tym domu, ponieważ nie znałam ich i nie ufałam im.
Gdy ubrałam się i rozczesałam włosy, ponownie zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że ich już nie będzie. Poczułam rozczarowanie, kiedy okazało się, że siedzą w salonie i rozmawiają. Dołączył do nich Luke i... czy to był...?
Michael? – Otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w chłopaka.
Cześć? – Uśmiechnął się z zakłopotaniem, odwracając głowę.
Co ty tu robisz?
Nie spodziewałam się, że Michael zadawał się z nimi. W przeciwieństwie do nich on wydawał się przyjacielski i opanowany. Nie sądziłam, że mógłby przyjaźnić się z kimś takim, jak Luke.
Michael podrapał się po karku i podszedł do mnie.
Wiem, że jesteś zła za to, że tu siedzimy – odparł. – I pewnie nie myślałaś, że mnie tu spotkasz, ale Dan jest naszym kumplem i chcemy z nim pogadać.
Tylko z jego oczu biła uczciwość i nie patrzyły na mnie z pogardą. Ale to nie sprawiło, że choć trochę mu ufałam. Nie ufałam żadnemu z nich, a w szczególności mojemu bratu.
Westchnęłam ciężko, nic nie mówiąc i odwróciłam się do niego plecami. Jeszcze przez chwilę stałam w miejscu, chcąc sobie to wszystko poukładać w głowie, aż w końcu skierowałam się do kuchni. Usłyszałam, jak padło moje imię, ale mówili ściszonymi głosami i nie mogłam niczego konkretnego zrozumieć.
Zrobiłam sobie gorące kakao, mając nadzieję, że ukoi moje poszarpane nerwy i pozwoli na chwilę odprężenia, a także pomoże usnąć. Z parującym kubkiem, wróciłam do salonu. Nie zamierzałam pozwolić im tak po prostu siedzieć w moim domu po tym wszystkim, co mi zrobili.
Nie macie swojego domu? – spytałam chłodno.
Znów zamierzasz nas wyrzucić? – Luke uniósł jedną brew do góry.
Jednak nie jesteś taki głupi. – Udałam zaskoczoną. – Mam znowu pokazać mam drzwi, czy sami traficie?
Miałaś być dla nas milsza – przypomniał mi Calum.
Marzenie ściętej głowy – prychnęłam. – Wyjdźcie stąd, zanim naprawdę się zdenerwuję i zadzwonię na policję.
Daruj sobie – mruknął Dan, wywracając oczami.
Myślę, że komisarz Edwards chętnie przyjedzie, żeby mi pomóc.
Dan skrzywił się, ponieważ Edwards był jednym z przyjaciół taty, którzy pracowali w policji. Wiedziałam, że gdybym tylko zadzwoniła do niego, od razu zająłby się nimi.
I tak mieliśmy niedługo wychodzić – powiedział Mike, patrząc na mnie.
Wzruszyłam ramionami.
Nie chcę, żebyście tu przychodzili.
A my nie chcemy, żebyś wtrącała się w nie swoje sprawy – warknął Hemmings.
Gdybyś się zachowywał, może powiedziałaby ci, co widziałam w sekretariacie – sfabrykowałam uśmiech.
Tylko wkurzyłam tym Luke'a, ale nie przejmowałam się tym. Wręcz przeciwnie, byłam z siebie zadowolona.
Jeszcze raz przekroczycie próg tego domu, a zadzwonię na policję – ostrzegłam ich.
Chciałam odejść, ale głos Ashtona mnie zatrzymał.
Umiesz tylko gadać. Ile razy miałaś już wezwać policję, hm? Więc, dlaczego teraz tego nie zrobisz? – Patrzył na mnie z zaciętym wyrazem twarzy. – Boisz się?
Mrużąc oczy, posłałam mu zimne spojrzenie i wróciłam do kuchni. Moje kakao całkiem wystygło. Ale mimo to popijałam je, siedząc na wyspie kuchennej i patrząc w okno.
Nie bałam się ich, w każdym razie, tak sobie wmawiałam. Nie chciałam, żeby oni wzbudzali we mnie strach, bo oni byli nikim. Nie wiedziałam, czego chcieli od Daniela, ale niepokoiło mnie to.
Mój telefon sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam na wyświetlacz. Znów dzwonił do mnie ten sam nieznany numer. Odebrałam telefon i zeskoczyłam z blatu. Nikt po drugiej stronie się nie odezwał. Podejrzewałam, że to któryś z chłopaków siedzących w salonie, więc tam się skierowałam.
Bawi was to? – warknęłam, omiatając ich twarze wzrokiem. – Nie stać was na bardziej wyszukane żarty?
O co ci tym razem chodzi? – żachnął się Ashton.
Nie udawaj. Wiem, że to któryś was.
Pokazałam im mój telefon, a oni spojrzeli po sobie.
Więc taką wymyśliliście mi karę? – kontynuowałam. – Głuche telefony?
To żaden z nas – zaoponował Calum
Oczywiście. – Rozłożyłam ręce. – Przecież wy niczemu nie jesteście winny.
To nie my – syknął Hemmings. – Jak widzisz, nikt z nas nie ma telefonu w ręce.
To jeszcze żaden dowód.
Proszę. – Luke wyciągnął swój telefon i pokazał mi go. W jego ślady poszli jego przyjaciele. – Cały czas mieliśmy je zablokowane.
Zerknęłam na swoją komórkę. Połączenie zostało przerwane, więc u żadnego z nich nie mogło wyświetlić się, że do kogoś dzwonili.
Więc może jeszcze mi wmówicie, że od pobicia Marco nikt z was do mnie nie dzwonił? – Zmarszczyłam brwi. – Albo, że ten zakapturzony człowiek, którego widziałam na festynie, to nie ty? – Wbiłam oczy w twarz Luke'a. – No i oczywiście, to nie wy śledziliście nas, gdy odwoziłam pobitego Marco do domu.
Nie, Delilah, to nie my – zaprzeczył Ashton, podnosząc głos.
Jasne, wierzę wam – odparłam sarkastycznie.
To na pewno nie oni – poparł go Daniel. – Od jak dawna dostajesz głuche telefony?
Westchnęłam zdenerwowana, zdając sobie sprawę, że próbowali zrobić ze mnie idiotkę.
Dlaczego mi o nich nie powiedziałaś?
Patrzyłam na Daniela pustym wzrokiem. Uznałam, że w końcu będę musiała się do niego odezwać.
Bo wiedziałam, że będziesz ich kryć. Pewnie zaplanowałeś to razem z nimi.
Dee – zwrócił się do mnie Michael. – To nie byliśmy my.
Od razu pojechaliśmy do domu po... um... festynie – dodał Calum.
Spojrzałam w zielone oczy Michaela, szukając w nich cienia kłamstwa. Ale niczego się nie dopatrzyłam.
Więc, skoro to nie wy, to kto? – sapnęłam, ciężko oddychając. Miałam dość kłamstw.
A czy ja wyglądam na jasnowidza? – stęknął Calum.
Mogłabyś mi pokazać ten numer? – spytał Mike.
Przez chwilę zastanawiałam się, co robić. Czy powinna im uwierzyć? Byłam rozbita, bo patrząc w oczy Michaela, widziałam w nich uczciwość, poza tym oni wszyscy wyglądali na zaskoczonych moimi zarzutami. Ale równie dobrze mogli udawać, żeby zachować ich głupie żarty w tajemnicy. Zerknęłam na Daniela, który siedział zgarbiony i wpatrywał się w przestrzeń, intensywnie nad czymś myśląc. Wyglądał na zmartwionego. Ale czy powinnam w to uwierzyć? Nie ufałam mu już i równie dobrze on mógł za tym stać. Skoro bawiło go moje przerażenie i specjalnie sprowadził mnie do szkoły, żeby oni mogli dać mi nauczkę, to mógłby też stać za głuchymi telefonami.
Westchnęłam i podałam chłopakowi mój telefon.
Numer jest zastrzeżony – burknęłam. – Nie mogę oddzwonić. Już próbowałam.
Gdybyś mi go dała, może udałoby mi się ustalić skąd ten ktoś dzwonił...
Nie – przerwałam mu i zabrałam mu telefon z ręki. – W końcu dowiem się prawdy – powiedziałam. – Nie uda wam się mnie nastraszyć.
I wyszłam. Miałam dosyć. Moja głowa pękała z bólu, słowa chłopaków wirowały w niej z prędkością światła. Byłam przekonana, że to oni za wszystkim stoją. Aż do teraz. Naszły mnie wątpliwości. Trzy lata temu o głuche telefony podejrzewałam chłopaka, który się we mnie kochał, a któremu dałam kosza. Myślałam, że to on dzwoni, żeby jakoś się na mnie zemścić. Prawda okazała się znacznie gorsza. Ale niemożliwe było, by ten sam człowiek nękający mnie trzy lata temu, robił to też teraz. Ponieważ on był zamknięty w małej, zimnej celi z okratowanym oknem.

Od autorki: kurde, gdzie był Luke, gdy Dee paradowała w samym ręczniku?! I co, domyślacie się, co mogła stać się Dee trzy lata temu??
I jak tam moi kochani samopoczucie? Wreszcie zawitała do nas zima, co tylko wpędza mnie w jeszcze większe lenistwo. :) 
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Ja osobiście nie przepadam za nim, ale co tam! Proszę, napiszcie, co o nim sądzicie w komentarzach! Ach, i jeszcze jedno! Polecam zajrzeć do zakładki Okolica. Będziecie mogli zobaczyć jak mniej więcej wygląda dom Dee. Może ułatwi wam to wyobrażenie sobie tego wszystkiego.
Co do dnia, w którym będę publikować rozdziały - wybrałam poniedziałek, bo tak chcieliście. 
Przypominam, że AIS jest na wattpadzie! KLIK

All the love
Minette

3 komentarze:

  1. Wspaniały jak zawsze kochana. Nie mogę nadziwić sie twoim talentem pisarskim. Wszystko jest tak spójne. No już nie wspomnę o fabule idealnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle super! Jeszcze więcej niewyjaśnionych spraw. Trzymasz w napięciu i to nieźle! Haha, właśnie szkoda, że główna atrakcja- Dee w ręczniku ominęła Luke'a :D A sprawa z telefonem? Dziwne, oczywiście, że ciekawi mnie co było te trzy lata temu. Do następnego! Szkoda, że to dopiero za tydzień :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny i sama zastanawiam się, gdzie był wtedy Luke. Czemu go nie było?! Cieszył by się xd. Boże, wciąż nie wierzę, że każesz mi myśleć. Ludzie, ja jestem w tym kiepska xd. Jestem ciekawa co było te trzy lata temu, ale nie odpowiem ci, bo jak już mówiłam, myślenie nie wychodzi mi zbyt dobrze xd. Cieszę się, że wybrałaś poniedziałek. Kocham, pozdrawiam i do następnego!
    Nightmare xx

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva