W poniedziałek wypadł pierwszy
dzień ferii jesiennych. Obudziłam się rano w okropnym stanie: nie
wyspałam się, głowa pękała z bólu, a mięśnie moich nóg
odmawiały posłuszeństwa. Wiedziałam, że niepotrzebnie poszłam
wczoraj z Chloe pobiegać, ale musiałam czymś zająć swoje myśli.
Podczas ostatnich trzech dni starałam się jak najmniej rozmyślać,
a kiedy zbierało mi się na rozmyślanie (a robiłam wszystko, by mi
się nie zbierało), uczyłam się i czytałam. Głośna muzyka też
pomagała, ale na krótszą metę.
Nie rozmawiałam z Danielem od
ponad tygodnia i nie zapowiadało się na to, żebym miała zacząć.
Mimo że on próbował nawiązać ze mną rozmowę, ignorowałam go
lub rzucałam suche: nie chcę tego słuchać. Przybrałam obojętną
postawę wobec mojego brata i miałam zamiar ją jak najdłużej
utrzymać. Więź nas łącząca została prawie zerwana, ale ani ja,
ani on nie staraliśmy się jej naprawić. Nie oczekiwałam od niego
przeprosin, bo wiedziałam, że się na nie nie zdobędzie. Ale
chciałam chociaż, żeby przestał znikać gdzieś na całe dnie i
przyprowadzać do domu któregoś ze swoich nowych 'kumpli'.
Na Ashtona natknęłam się w
sobotnie popołudnie, kiedy wróciłam do domu z biblioteki, i
zobaczyłam, jak siedzi z moim bratem w kuchni. Udałam, że go nie
ma i wziąwszy jabłko, poszłam do swojego pokoju. Nie podobało mi
się to, że widzę jednego z nich w tym domu, ale nie zamierzałam
porozmawiać z Danem o tej sprawie, bo tylko straciłabym czas i
niepotrzebnie nadwyrężyła głos.
– To tylko trzy dni i wracamy –
powiedziała Chloe.
– Wiem. – Wywróciłam
oczami. – Mam nadzieję, że skopiecie im tyłki – dodałam
dopingująco.
– Najbardziej obawiam się
drużyny z Richmond – wyznała przyjaciółka. – Mają naprawdę
dobry skład.
– Chloe, twoje dziewczyny
zmiażdżą wszystkich – uśmiechnęłam się.
Chloe i drużyna cheerleaderek
wyjeżdżała dzisiaj wraz ze szkolną drużyną chłopców na zawody
do Richmond. W najbliższych trzech dniach miał się odbyć mecz
pomiędzy naszym liceum a liceum w Richmond, oraz zawody
cheerleaderek. Ja nie należałam do żadnego z tych zespołów, więc
nie mogłam jechać.
– A jak już zgarniemy puchar i
wrócimy, to zajmiemy się z powrotem sprawą Hemmingsa. – Wstała
z swojego łóżka i skierowała się w stronę szafy.
Chloe była typową popularną
dziewczyną, a do tego kapitanką cheerleaderek. Jej pokój był
niczym z filmu o księżniczce. Królowały w nim biel, róż oraz
czerń. Miała wielkie białe łóżko z czarną ramą, na którym
leżała masa puszystych różowych poduszek; wielką białą szafę
obklejoną zdjęciami rodziny i przyjaciół; biurko z białego
drewna, nad którym wisiało jej imię ułożone z kolorowych liter.
Miała nawet do kompletu białego kota perskiego, wylegującego się
na czarnym dywanie obok łóżka.
Ale ja wiedziałam, że za tą
całą różową maskaradą kryje się moja prawdziwa Chloe. Ciepła,
delikatna, troskliwa, pyskata, roztrzepana, mająca wiele kompleksów
Chloe.
– Nie wiem, czy uda nam się
znaleźć coś nowego – westchnęłam.
– Możemy pojechać jeszcze raz
pod jego dom. Może akurat nie trafimy na wyścigi.
Wzruszyłam ramionami, patrząc
gdzieś w bok. Nie powiedziałam jej o czwartkowym wydarzeniu w
szkole. Po pierwsze, dlatego że urwałaby głowę mojemu bratu,
najpierw zwyzywawszy go od najgorszych; po drugie poszłaby do Luka i
z nim postąpiłaby dokładnie tak samo; po trzecie wpakowałaby się
tylko w kłopoty i bezsensownie podpadła Hemmingsowi i jego kumplom.
Odwiozłam Chloe na zbiórkę
przed szkołą i przy okazji pożegnałam się z Mattem, życząc mu
powodzenia. Jake i Sean jak zwykle byli zajęci przepychaniem się,
więc krzyknęłam do nich tylko cześć i odjechałam spod szkoły.
Pogoda nadal była słoneczna,
ale nie było już tak gorąco. Po niebie snuły się biało-szare
chmury i wiał dość silny wiatr. Drzewa nadal były zielone, a
kwiaty wciąż kwitły. Tutaj jesień była zupełnie inna od jesieni
we Francji.
Wiedziałam, że spędzę ten
dzień samotnie oglądając TV lub czytając. Dlatego zdziwiłam się,
kiedy po powrocie do domu zobaczyłam mojego brata, grającego w
salonie na konsoli. Byłam pewna, że gdzieś wyjdzie. Westchnęłam
ciężko, patrząc na niego i poszłam do siebie. Przebrałam się w
wygodne ubrania i związałam włosy. Miałam zamiar spędzić ten
dzień na oglądaniu Supernatural, później planowałam zrobić
arkusz zadań z trygonometrii. Podczas oglądania czwartek odcinka z
rzędu, zadzwoniła mama. Zerknęłam za zegar, u niej była ósma
rano.
– Dzień dobry, kochanie –
powiedziała wysokim głosem.
– Cześć, mamo –
uśmiechnęłam się do telefonu.
– Wszystko w porządku? Jakoś
dziwnie brzmisz.
– Tak mamo, jest okej. Jestem
tylko zmęczona. – Oparłam głowę o ramę łóżka i przymknęłam
oczy. Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć jej o Danielu. – A
co słychać u was? Serge dostał tą pracę w... um...
– Musée
Marmottan Monet – dokończyła kobieta. – Tak, tak. Jest z niej
bardzo zadowolony.
– Cieszę się – odparłam.
– Dee, na pewno wszystko u was
w porządku? Dzwoniłam dzisiaj do Dana, ale nie odbierał.
Zaczynałam się martwić.
– Pewnie był zajęty –
skłamałam. Doskonale wiedziałam, że Daniel po prostu nie chciał
z nią rozmawiać. – Powiem mu, żeby do ciebie oddzwonił.
– A jak on sobie radzi? –
spytała.
Zamilkłam na chwilę, myśląc
nad odpowiedzią. Co miałam jej powiedzieć? Że jej syn ćpa, pije
i wagaruje? Że wpadł w złe towarzystwo i nie umiałam się z nim
dogadać? Gdyby tylko to usłyszała, na następny dzień siedziałaby
w samolocie do Sydney. Nie chciałam, żeby przyjeżdżała i
wprowadzała do domu jeszcze większy chaos. Sama będę musiała
poradzić sobie z Danielem.
– Tak, jak zwykle – mruknęłam
w końcu. – Czasem wda się w bójkę, ale nie jest tak źle.
Jest gorzej, niż możesz
przypuszczać, dodałam w myślach.
– Tak się o was martwię –
wykrztusiła mama płaczliwie. – I tęsknie za wami.
– My za tobą też –
odpowiedziałam, przygryzając wnętrze policzka.
– Muszę już kończyć;
spóźnię się do pracy.
– Jasne, mamo – westchnęłam.
– Do usłyszenia.
– Kocham was, pamiętajcie o
tym – powiedziała na pożegnanie i rozłączyła się.
Czułam się okropnie, okłamując
własną matkę, ale nie chciałam jej niepotrzebnie martwić.
Wiedziałam, że miałaby ogromne wyrzuty sumienia, gdyby dowiedziała
się prawdy, a ja nie chciałam, żeby tak się czuła. To, co działo
się z Danem nie było jej winą. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam,
kto ponosi odpowiedzialność za zachowanie Daniela. Ale w głębi
serca czułam, że to ja do tego doprowadziłam.
Skończyłam oglądać odcinek i
zeszłam na dół. Daniela już nie było, w każdym razie wszystko
na to wskazywało, ponieważ telewizor był wyłączony, a jego bluza
leżąca na oparciu kanapy, zniknęła. Pewnie znów poszedł do
nich.
Zamówiłam
pizzę, ponieważ nie miałam zamiaru gotować obiadu dla jednej
osoby. Zjadłam ją przed telewizorem, oglądając Say Yes to the
Dress. Nie umiałam powiedzieć dlaczego, ale widok szczęśliwych
kobiet w sukniach ślubnych poprawił mi humor. Miło było patrzeć
na osoby, których największym problem był wybór sukni do śluby.
Ten problem wydawał mi się wręcz słodki i przyjemny w porównaniu
z moimi problemami.
Kiedy za oknami zrobiło się
ciemno, stwierdziłam, że nie mogę tak bezczynnie siedzieć przed
telewizorem. Nawet nie wiedziałam, jaki film właśnie leciał,
ponieważ pogrążyłam się w ponurych rozmyślaniach i nim się
spostrzegłam, zapadł zmrok. Daniel nadal nie wrócił, a tata
napisał, że po pracy idzie ze swoją przyjaciółką Vicki na
kolację.
Zanim udałam się pod prysznic,
pozamykałam drzwi i sprawdziłam, czy drzwi balkonowe były
zamknięte. Kiedy już upewniłam się, że dom jest pozamykany,
weszłam pod gorącą wodę, żeby się rozluźnić. Potrzebowałam
odprężenia i odpoczynku od moich myśli, ale nie umiałam się ich
pozbyć z mojej głowy, która znów zaczęła boleśnie pulsować.
Jedyną ucieczką od tego wszystkiego był sen, więc postanowiłam,
że zaraz po kąpieli napiję się gorącego kakao i pójdę do
łóżka.
Jednak moje plany przerwał
dobiegający z dołu odgłos tłuczonego szkła. Zakręciłam wodę i
wsłuchiwałam się w cisze. Byłam pewna, że to usłyszałam; nie
mogłam znów mieć omamów słuchowych. Jednak nie myliłam się, bo
za chwilę usłyszałam kroki.
Na początku pomyślałam, że
Daniel wrócił, ale te kroki wydawały się ciężkie i nie należały
do niego. Więc jeżeli to nie Dan, to jak ten ktoś dostał się do
domu?
Wyszłam spod prysznica i
owinęłam się ręcznikiem. Byłam przekonana, że słyszę jakieś
przytłumione głosy, więc uchyliłam lekko drzwi, nasłuchując.
Nie myliłam się. W domu ktoś był, a tym kimś nie był na pewno
mój brat. Ale dlaczego nie włączył się alarm?
Najciszej jak umiałam otworzyłam
drzwi i wyszłam na korytarz. Miałam zamiar sprawdzić, kto wszedł
do mojego domu, bo może to była tylko głupia pomyłka i to tata.
Zabrałam kij bejsbolowy z pokoju Daniela i stanęłam na szczycie
schodów.
Woda kapała z mojego ciała i
włosów na podłogę, zostawiając na niej małe kropelki. Jedną
ręką trzymałam ręcznik, a drugą kij. Zaklęłam w myślach,
żałując, że nie ubrałam się. Ale nie miałam na to czasu. Po
domu ktoś grasował. Podejrzewałam, że to może być Luke albo
Ashton, którzy postanowili znów dać mi karę, albo jakiś
złodziej, którego skusił nasz wielki dom. Nieważne kto to mógł
być i tak zamierzałam zdzielić go kijem i zadzwonić na policję.
Na palcach schodziłam po
schodach, wciąż nasłuchując. Odgłosy dochodziły z kuchni i
jadalni. Jednak światła były pogaszone, tak jak je zostawiłam.
Więc, gdyby był to ktoś z domowników, zapaliłby je. Kiedy byłam
już na dole, sprawdziłam czy frontowe drzwi są otwarte, jednak
gdy pociągnęłam za klamkę, nie otworzyły się. Spojrzałam za
siebie na drzwi do kuchni, były zamknięte, ale dobiegały zza nich
odgłosy kroków. Postanowiłam, że pójdę do kuchni przez salon,
wtedy będę mogła lepiej rozeznać, w jakiej części pomieszczenia
był włamywacz i zaskoczyć go.
Gdy szłam przez salon,
zauważyłam kilka cieni na podłodze, co oznaczało, że było ich
dwóch albo nawet trzech. Stanęłam przy ścianie, tuż za
telewizorem, gdy usłyszałam zbliżające się kroki i
przyszykowałam kij. Jakiś mężczyzna wyszedł z kuchni, ale nie
zdawał się mnie zauważyć, więc czym prędzej wykorzystałam ten
fakt i walnęłam go kijem w plecy. Jęknął i pochylił się
zdezorientowany, po czym odwrócił się w moją stronę i w ułamku
sekundy wyrwał mi broń z ręki. Kij bejsbolowy znalazł się przy
mojej szyi, przyciskając mnie do ściany. Złapałam rękami za
drewno i próbowałam je odepchnąć, ponieważ utrudniało mi
oddychanie.
Wpatrywałam się w ciemne oczy
osoby stojącej przede mną i z zaskoczeniem przyznałam, że gdzieś
już je widziałam. Światło, padające z kuchni oświetlało część
jego twarzy. Ciemna karnacja, czarne włosy, czekoladowe oczy. Kumpel
Hemmingsa. Chłopak patrzył mi przez kilka sekund w oczy, ciężko
oddychając, aż w końcu zabrał kij.
Złapałam się za szyję, biorąc
głęboki wdech.
Z kuchni wyszedł Daniel oraz
Ashton. Obaj mieli zdziwione miny, gdy zobaczyli mnie stojącą w
samym ręczniku, ociekającą wodą, oraz ich przyjaciela z kijem tuż
obok mnie.
– Co tu się dzieje? – spytał
Dan.
– Zaatakowała mnie – odparł
mój napastnik.
– Myślałam, że to złodziej
– wyjaśniłam.
– Prawie złamałaś mi
kręgosłup – jęknął, przeciągając sylaby. Patrzył na mnie z
politowaniem, ale przynajmniej nie wściekł się. Założę się, że
gdyby na jego miejscu był Luke albo Ashton, leżałabym już w
kałuży krwi tłuczona kijem bejsbolowym do utraty przytomności.
– Broniłam się! – odparłam,
mierząc go wzrokiem.
– Ale gdybyś wiedziała, że
to ja, to uderzyła byś mnie mimo to.
– Co to ma do rzeczy? To nie
moja wina, że ty i on – wskazałam brodą na Ashtona –
weszliście do mojego domu.
– Na każdego z gości
wyskakujesz z kijem? – spytał Ashton, nie ukrywając rozbawienia.
– Nie jesteście gośćmi. Dla
mnie zawsze będziecie intruzami. Gdybyś mnie posłuchał i nie
przychodził do tego domu, tak jak mówiłam, twój kolega nie
dostałby lania od dziewczyny.
– Obezwładniłem cię bez
problemu – wtrącił mój napastnik, a ja wywróciłam oczami.
– Następnym razem wezmę
większy kij. – Posłałam mu krzywy uśmiech i wróciłam wzrokiem
do Ashtona. – I co, znów wymierzycie mi karę? – Uniosłam brwi
do góry i podparłam się pod boki. Dzięki Bogu, że ręcznik nadal
trzymał się na swoim miejscu.
Chłopak patrzył mi prosto w
twarz, zaciskając zęby.
– Delilah, idź na górę i się
ubierz – mruknął Dan, patrząc na mnie wymownie. Za chwilę
przeniósł swój wzrok na chłopaka z kijem i zmrużył oczy. –
Calum, to moja siostra – przypomniał chłodno.
A więc tak miał na imię ten
chłopak. Calum. Powtórzyłam jego imię kilka razy w myślach, żeby
je zapamiętać. Calum odchrząknął i podał mi kij.
– Co masz zamiar teraz zrobić?
– Ashton schował dłonie do kieszeni i patrzył na mnie
wyczekująco. – Mnie też potraktujesz kijem?
Zacisnęłam dłonie na drewnie,
wyobrażając sobie jak spotyka się ono z jego twarzą.
– Kusząca propozycja –
przyznałam. – Ale wolę zadzwonić na policję.
Odwróciłam się na pięcie i
wyszłam z salonu. Nie czułam wstydu, stojąc przed nich w samym
ręczniku, może dlatego, że po wydarzeniach w szkole cały jego
zapas został wyczerpany? Nie czułam też złości, tylko
frustracje. Jak długo mój brat ma zamiar przyprowadzać ich tutaj?
Nie chciałam, żeby przebywali w tym domu, ponieważ nie znałam ich
i nie ufałam im.
Gdy ubrałam się i rozczesałam
włosy, ponownie zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że ich już
nie będzie. Poczułam rozczarowanie, kiedy okazało się, że siedzą
w salonie i rozmawiają. Dołączył do nich Luke i... czy to był...?
– Michael? – Otworzyłam
szerzej oczy, wpatrując się w chłopaka.
– Cześć? – Uśmiechnął
się z zakłopotaniem, odwracając głowę.
– Co ty tu robisz?
Nie spodziewałam się, że
Michael zadawał się z nimi. W przeciwieństwie do nich on wydawał
się przyjacielski i opanowany. Nie sądziłam, że mógłby
przyjaźnić się z kimś takim, jak Luke.
Michael podrapał się po karku i
podszedł do mnie.
– Wiem, że jesteś zła za to,
że tu siedzimy – odparł. – I pewnie nie myślałaś, że mnie
tu spotkasz, ale Dan jest naszym kumplem i chcemy z nim pogadać.
Tylko z jego oczu biła uczciwość
i nie patrzyły na mnie z pogardą. Ale to nie sprawiło, że choć
trochę mu ufałam. Nie ufałam żadnemu z nich, a w szczególności
mojemu bratu.
Westchnęłam ciężko, nic nie
mówiąc i odwróciłam się do niego plecami. Jeszcze przez chwilę
stałam w miejscu, chcąc sobie to wszystko poukładać w głowie, aż
w końcu skierowałam się do kuchni. Usłyszałam, jak padło moje
imię, ale mówili ściszonymi głosami i nie mogłam niczego
konkretnego zrozumieć.
Zrobiłam sobie gorące kakao,
mając nadzieję, że ukoi moje poszarpane nerwy i pozwoli na chwilę
odprężenia, a także pomoże usnąć. Z parującym kubkiem,
wróciłam do salonu. Nie zamierzałam pozwolić im tak po prostu
siedzieć w moim domu po tym wszystkim, co mi zrobili.
– Nie macie swojego domu? –
spytałam chłodno.
– Znów zamierzasz nas
wyrzucić? – Luke uniósł jedną brew do góry.
– Jednak
nie jesteś taki głupi. – Udałam zaskoczoną. – Mam znowu
pokazać mam drzwi, czy sami traficie?
– Miałaś
być dla nas milsza – przypomniał mi Calum.
– Marzenie
ściętej głowy – prychnęłam. – Wyjdźcie stąd, zanim
naprawdę się zdenerwuję i zadzwonię na policję.
– Daruj sobie – mruknął
Dan, wywracając oczami.
– Myślę, że komisarz Edwards
chętnie przyjedzie, żeby mi pomóc.
Dan skrzywił się, ponieważ
Edwards był jednym z przyjaciół taty, którzy pracowali w policji.
Wiedziałam, że gdybym tylko zadzwoniła do niego, od razu zająłby
się nimi.
– I tak mieliśmy niedługo
wychodzić – powiedział Mike, patrząc na mnie.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie chcę, żebyście tu
przychodzili.
– A my nie chcemy, żebyś
wtrącała się w nie swoje sprawy – warknął Hemmings.
– Gdybyś się zachowywał,
może powiedziałaby ci, co widziałam w sekretariacie –
sfabrykowałam uśmiech.
Tylko wkurzyłam tym Luke'a, ale
nie przejmowałam się tym. Wręcz przeciwnie, byłam z siebie
zadowolona.
– Jeszcze raz przekroczycie
próg tego domu, a zadzwonię na policję – ostrzegłam ich.
Chciałam odejść, ale głos
Ashtona mnie zatrzymał.
– Umiesz tylko gadać. Ile razy
miałaś już wezwać policję, hm? Więc, dlaczego teraz tego nie
zrobisz? – Patrzył na mnie z zaciętym wyrazem twarzy. – Boisz
się?
Mrużąc oczy, posłałam mu
zimne spojrzenie i wróciłam do kuchni. Moje kakao całkiem
wystygło. Ale mimo to popijałam je, siedząc na wyspie kuchennej i
patrząc w okno.
Nie bałam się ich, w każdym
razie, tak sobie wmawiałam. Nie chciałam, żeby oni wzbudzali we
mnie strach, bo oni byli nikim. Nie wiedziałam, czego chcieli od
Daniela, ale niepokoiło mnie to.
Mój telefon sprawił, że
wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam na wyświetlacz. Znów
dzwonił do mnie ten sam nieznany numer. Odebrałam telefon i
zeskoczyłam z blatu. Nikt po drugiej stronie się nie odezwał.
Podejrzewałam, że to któryś z chłopaków siedzących w salonie,
więc tam się skierowałam.
– Bawi was to? – warknęłam,
omiatając ich twarze wzrokiem. – Nie stać was na bardziej
wyszukane żarty?
– O co ci tym razem chodzi? –
żachnął się Ashton.
– Nie udawaj. Wiem, że to
któryś was.
Pokazałam im mój telefon, a oni
spojrzeli po sobie.
– Więc taką wymyśliliście
mi karę? – kontynuowałam. – Głuche telefony?
– To żaden z nas –
zaoponował Calum
– Oczywiście. – Rozłożyłam
ręce. – Przecież wy niczemu nie jesteście winny.
– To nie my – syknął
Hemmings. – Jak widzisz, nikt z nas nie ma telefonu w ręce.
– To jeszcze żaden dowód.
– Proszę. – Luke wyciągnął
swój telefon i pokazał mi go. W jego ślady poszli jego
przyjaciele. – Cały czas mieliśmy je zablokowane.
Zerknęłam na swoją komórkę.
Połączenie zostało przerwane, więc u żadnego z nich nie mogło
wyświetlić się, że do kogoś dzwonili.
– Więc może jeszcze mi
wmówicie, że od pobicia Marco nikt z was do mnie nie dzwonił? –
Zmarszczyłam brwi. – Albo, że ten zakapturzony człowiek, którego
widziałam na festynie, to nie ty? – Wbiłam oczy w twarz Luke'a. –
No i oczywiście, to nie wy śledziliście nas, gdy odwoziłam
pobitego Marco do domu.
– Nie, Delilah, to nie my –
zaprzeczył Ashton, podnosząc głos.
– Jasne, wierzę wam –
odparłam sarkastycznie.
– To na pewno nie oni –
poparł go Daniel. – Od jak dawna dostajesz głuche telefony?
Westchnęłam zdenerwowana,
zdając sobie sprawę, że próbowali zrobić ze mnie idiotkę.
– Dlaczego mi o nich nie
powiedziałaś?
Patrzyłam na Daniela pustym
wzrokiem. Uznałam, że w końcu będę musiała się do niego
odezwać.
– Bo wiedziałam, że będziesz
ich kryć. Pewnie zaplanowałeś to razem z nimi.
– Dee – zwrócił się do
mnie Michael. – To nie byliśmy my.
– Od razu pojechaliśmy do domu
po... um... festynie – dodał Calum.
Spojrzałam w zielone oczy
Michaela, szukając w nich cienia kłamstwa. Ale niczego się nie
dopatrzyłam.
– Więc, skoro to nie wy, to
kto? – sapnęłam, ciężko oddychając. Miałam dość kłamstw.
– A czy ja wyglądam na
jasnowidza? – stęknął Calum.
– Mogłabyś mi pokazać ten
numer? – spytał Mike.
Przez chwilę zastanawiałam się,
co robić. Czy powinna im uwierzyć? Byłam rozbita, bo patrząc w
oczy Michaela, widziałam w nich uczciwość, poza tym oni wszyscy
wyglądali na zaskoczonych moimi zarzutami. Ale równie dobrze mogli
udawać, żeby zachować ich głupie żarty w tajemnicy. Zerknęłam
na Daniela, który siedział zgarbiony i wpatrywał się w
przestrzeń, intensywnie nad czymś myśląc. Wyglądał na
zmartwionego. Ale czy powinnam w to uwierzyć? Nie ufałam mu już i
równie dobrze on mógł za tym stać. Skoro bawiło go moje
przerażenie i specjalnie sprowadził mnie do szkoły, żeby oni
mogli dać mi nauczkę, to mógłby też stać za głuchymi
telefonami.
Westchnęłam i podałam
chłopakowi mój telefon.
– Numer jest zastrzeżony –
burknęłam. – Nie mogę oddzwonić. Już próbowałam.
– Gdybyś mi go dała, może
udałoby mi się ustalić skąd ten ktoś dzwonił...
– Nie – przerwałam mu i
zabrałam mu telefon z ręki. – W końcu dowiem się prawdy –
powiedziałam. – Nie uda wam się mnie nastraszyć.
I wyszłam. Miałam dosyć. Moja
głowa pękała z bólu, słowa chłopaków wirowały w niej z
prędkością światła. Byłam przekonana, że to oni za wszystkim
stoją. Aż do teraz. Naszły mnie wątpliwości. Trzy lata temu o
głuche telefony podejrzewałam chłopaka, który się we mnie
kochał, a któremu dałam kosza. Myślałam, że to on dzwoni, żeby
jakoś się na mnie zemścić. Prawda okazała się znacznie gorsza.
Ale niemożliwe było, by ten sam człowiek nękający mnie trzy lata
temu, robił to też teraz. Ponieważ on był zamknięty w małej,
zimnej celi z okratowanym oknem.
Od autorki: kurde, gdzie był Luke, gdy Dee paradowała w samym ręczniku?! I co, domyślacie się, co mogła stać się Dee trzy lata temu??
I jak tam moi kochani samopoczucie? Wreszcie zawitała do nas zima, co tylko wpędza mnie w jeszcze większe lenistwo. :)
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Ja osobiście nie przepadam za nim, ale co tam! Proszę, napiszcie, co o nim sądzicie w komentarzach! Ach, i jeszcze jedno! Polecam zajrzeć do zakładki Okolica. Będziecie mogli zobaczyć jak mniej więcej wygląda dom Dee. Może ułatwi wam to wyobrażenie sobie tego wszystkiego.
Co do dnia, w którym będę publikować rozdziały - wybrałam poniedziałek, bo tak chcieliście.
Przypominam, że AIS jest na wattpadzie! KLIK
All the love
Minette
Wspaniały jak zawsze kochana. Nie mogę nadziwić sie twoim talentem pisarskim. Wszystko jest tak spójne. No już nie wspomnę o fabule idealnie
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super! Jeszcze więcej niewyjaśnionych spraw. Trzymasz w napięciu i to nieźle! Haha, właśnie szkoda, że główna atrakcja- Dee w ręczniku ominęła Luke'a :D A sprawa z telefonem? Dziwne, oczywiście, że ciekawi mnie co było te trzy lata temu. Do następnego! Szkoda, że to dopiero za tydzień :c
OdpowiedzUsuńCudowny i sama zastanawiam się, gdzie był wtedy Luke. Czemu go nie było?! Cieszył by się xd. Boże, wciąż nie wierzę, że każesz mi myśleć. Ludzie, ja jestem w tym kiepska xd. Jestem ciekawa co było te trzy lata temu, ale nie odpowiem ci, bo jak już mówiłam, myślenie nie wychodzi mi zbyt dobrze xd. Cieszę się, że wybrałaś poniedziałek. Kocham, pozdrawiam i do następnego!
OdpowiedzUsuńNightmare xx