Rozdział 11

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.


Przetarłam twarz dłońmi, próbując skupić się na zadaniu z matematyki, jednak kac i szczypiąca łydka wcale mi tego nie ułatwiały. Rozcięcie nie było na szczęście głębokie, ale i tak dawało mi się we znaki. Kulałam, co nie umknęło uwadze taty, zakrwawiony dywan i schody zresztą też nie. Wcisnęłam mu tą samą historyjkę, którą opowiedziałam wczoraj wieczorem Xavierowi, kilka razy powtarzając, że nie muszę jechać do szpitala.
Zamknęłam zeszyt z trzaskiem i powolnie wstałam z krzesła, uważając na poszkodowaną kończynę. Wychodząc z pokoju, zerknęłam na skórzaną kurtkę Xaviera i niechętnie po nią sięgnęłam. Zapomniałam mu ją oddać, więc miałam zamiar przekazać ubranie Danielowi, żeby mu je zwrócił. Nie chciałam, żeby Xavier miał powód, by ponownie nas odwiedzić.
– Oddaj ją swojemu przyjacielowi. – Weszłam do pokoju mojego brata i niechlujnie rzuciłam kurtkę na jego łóżko.
Dan zacisnął usta, przypatrując mi się ze zdziwieniem. Podniósł się z krzesła i ostrożnie do mnie podszedł, jakby bał się, że gdy zrobi gwałtowny ruch, ucieknę z krzykiem.
– Komu?
– Xavierowi – rzuciłam sucho i odwróciłam się, żeby odejść.
– Skąd ją masz? – Złapał mnie za rękę, zatrzymując mnie.
Nie odwracając się, odpowiedziałam chłodno:
– To nie powinno cię obchodzić.
Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i opuściłam jego sypialnię, zostawiając go w osłupieniu. Choć bardzo pragnęłam zranić go tak mocno, jak on zranił mnie, nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam skrzywdzić kogoś, kogo kochałam. Nie świadomie.
– Myślisz, że bycie dla siebie oziębłymi coś zmieni? – spytał, wychodząc za mną na korytarz.
Stanęłam, przymykając oczy i zaciskając zęby.
– Nie. To nic nie zmieni, ponieważ nie ma co. Wszystko zostało zniszczone.
Przełknęłam łzy i resztkami sił odeszłam do swojej sypialni, zamykając drzwi.
Miałam dosyć. To wszystko zaczynało mnie przytłaczać i nie umiałam sobie z tym poradzić. Za każdym razem, kiedy patrzyłam w oczy mojemu bratu, czułam bolesne ukłucie w sercu, które zagłuszało każdą dobrą chwilę spędzoną z nim. Szczęśliwe wspomnienia wyblakły, a na ich miejsce weszły sytuacje, w których mnie ranił i odtrącał. Gdy zamykałam oczy jedyne, co widziałam, to Daniel patrzący na mnie swoimi czarnymi, przerażającymi oczami.
Zacisnęłam usta i przykryłam głowę poduszką
Nie. Nie będę o tym myślałam. Mój brat wybrał inną drogę niż ja, a ja nie mogłam zboczyć ze swojej, by próbować go nawrócić. Nasze drogi się rozeszły i widocznie teraz każde z nas dalej musiało iść oddzielnie.
Kiedy w drzwiach mojej sypialni nagle pojawił się Sean, miałam ochotę zniknąć.
– O nie – powiedział stanowczo, kiedy zwinęłam się w kłębek, udając, że go nie ma. – Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo się o ciebie martwiliśmy?! Zniknęłaś wczoraj w nocy i nie dawałaś znaków życia! O mało nie oszalałem, bojąc się, że coś mogło ci się stać! Myślałem, że znów... że znów ktoś cię skrzywdził.
– Sean – jęknęłam, patrząc na niego przepraszająco. – Źle się wczoraj poczułam i chciałam wrócić do domu.
– Mogłaś komuś o tym powiedzieć. Wiesz, jak bardzo wściekła jest Chloe? Nie odbierałaś od nas telefonów. Naprawdę mieliśmy najgorsze przeczucia.
– Sean...
– Nie, posłuchaj mnie, do cholery. Jak po tym wszystkim możesz tak po prostu wychodzić w środku nocy na ulicę? Czy wiesz, ile popaprańców się wtedy kręci? Mogliby cię skrzywdzić! Niczego się nie nauczyłaś? Chcesz powtórkę z rozrywki?
Poczułam pod powiekami piekące łzy.
– Jak możesz tak mówić? – Spojrzałam mu w oczy. – Komu miałam powiedzieć, że wychodzę, skoro każde z was nie kontaktowało ze światem?
– Mogłaś zadzwonić. Mogłaś chociaż odebrać ten pieprzony telefon! – Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nigdy nie widziałam go aż tak wściekłego.
– Dzwoniłam do was kilka razy, ale nikt nie odebrał.
Wstałam z łóżka, uświadamiając sobie, że nie miałam komórki w ręce od wczorajszej imprezy. Kiedy ją znalazłam, okazało się, że była rozładowana.
– Padł – wytłumaczyłam chłopakowi obserwującemu moje ruchy i pomachałam mu moim telefonem.
– Jak możesz być tak lekkomyślna?
Westchnęłam ciężko, milcząc. Nie umiałam odpowiedzieć na jego pytanie.
– Co się z tobą dzieje? – Podszedł do mnie bliżej.
Wzruszyłam ramionami, opuszczając głowę.
– Jak zwykle unikasz odpowiedzi. Przecież wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. Delilah, co się dzieje? – Złapał mnie za ramiona, delikatnie mną potrząsając.
– Jest w porządku. – Wzięłam się w garść, zdając sobie sprawę, jak ostatnio dziwnie się zachowywałam. – Przepraszam, nie chciałam, żebyście się martwili.
– Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Sean – powiedziałam, patrząc w jego brązowe oczy. – Bywa tak, że z niektórymi rzeczami musimy poradzić sobie sami.
– Jednak czasem warto poprosić kogoś o pomoc. Nie zawsze jesteśmy na tyle silni, by samotnie dać radę naszym koszmarom.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy; ja z zaciętym wyrazem twarzy, Sean z bólem pomieszanym z troską. Chłopak, widząc, że nie mam mu nic więcej do powiedzenia, kontynuował:
– Udowodniłaś już wiele razy, jak silna jesteś. Ale nawet najsilniejsi czasem potrzebują pomocy. Jeżeli będziesz chciała pogadać, daj znać. – Westchnął ciężko i cofnął się kilka kroków. – Nie musisz odpychać swoich przyjaciół, żeby udowodnić sobie, że ich nie potrzebujesz. Przyjaciele są od tego, by się wspierać. Nie zapominaj o tym.
Odwrócił się i wyszedł. Choć miałam ochotę pobiec za nim i wszystko mu wytłumaczyć, stałam w miejscu i tępym wzrokiem patrzyłam na drzwi, w których zniknął. Nie chciałam zrobić mu przykrości, ja po prostu nie miałam siły, by powiedzieć mu, co mnie dręczy. Nie zamierzałam dawać mu kolejnych powodów do martwienia się o mnie, i tak wystarczająco się niepokoił.
Gdy podłączyłam telefon do ładowania, zadzwoniłam do Chloe i jej również pozwoliłam na danie mi reprymendy, której pokornie wysłuchałam. Musiałam przez dobre kilka minut zapewniać ją, że jestem cała i zdrowa, i przepraszać ją za moje nieodpowiedzialne zachowanie. Później zadzwoniłam do Matta, który zareagował dokładnie tak samo, jak Chloe, więc jego również zapewniałam, że wszystko jest w porządku oraz, że nie musi do mnie przyjeżdżać.
Przycisnęłam palce do oczu, próbując przypomnieć sobie wczorajszą imprezę, ale w mojej głowie pojawiały się tylko nieliczne urywki; niebieskie kubeczki, głośny śmiech Chloe, później wrzask Seana, gdy skakał do basenu, rozmazane twarze obcych ludzi, długie schody, białe drzwi. Ale co było dalej? Im bardziej starałam sobie to przypomnieć, tym bardziej wszystko mi się plątało. Nie wiedziałam już, co było prawdą, a co wytworem mojej wyobraźni. Jednak nie mogłam się pozbyć dziwnego uczucia, że powinnam pamiętać coś ważnego, co mi umykało. Choć wychodziłam z siebie, by przywołać wspomnienia z poprzedniej nocy, w mojej głowie pojawiały się czarne plamy i nikłe przebłyski. Nie zamierzałam odpuścić, tym bardziej, że coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, dlaczego wyszłam z imprezy. Wiem, że źle się poczuła, a tak w każdym razem tłumaczyłam to sobie i moim przyjaciołom. Ale co sprawiło, że gorzej się poczułam? Co się stało wcześniej? Nie wiedziałam i to frustrowało mnie najbardziej. Co zmusiło mnie do wcześniejszego opuszczenia imprezy, skoro tak dobrze się na niej bawiłam?
Wróciłam myślami, do chwili, którą zapamiętałam po wyjściu z domu. Szeroki podjazd, obcy ludzie, gwieździste niebo i zimny, przeszywający wiatr. Następną rzeczą, którą zapamiętałam, to czarna, wysoka postać idąca tuż za mną. Skupiłam się na niej, zastanawiając się, kim mógł być ten człowiek. Postawą przypominał Hemmingsa, ale osoba śledząca mnie inaczej się od niego poruszała. On szedł szybkim, pewnym siebie, sztywnym krokiem, natomiast Luke chodzi z charakterystyczną dla siebie nonszalancją i swobodą. Poza tym ciemna postać, która za mną szła była wyższa od Luke'a. Jednak nie byłam tego do końca pewna, ponieważ wypiłam za dużo i po prostu mogłam sobie to wyobrazić. Może tamta sytuacja wcale nie miała miejsca, tylko była chorym wytworem mojej nietrzeźwej głowy?
Więc, po co w takim razie uciekałam? Ucieczki, panicznego strachu oraz rozciętej nogi nie mogłam sobie wymyślić. Nadal czułam pewien niepokój, gdy wracałam do samotnej ucieczki przed tajemniczym mężczyzną.
A co, jeżeli to było tylko deja vu? Mój mózg skojarzył sytuację sprzed trzech lat z wczorajszą i je połączył, tworząc zwykłe omamy wzrokowe? To mogłoby być możliwe, ale w takim razie, dlaczego po opowiedzeniu Xavierowi zmyślonej historyjki, on wiedział, że nie mówiłam prawdy? Czy on wiedział, co naprawdę się wydarzyło?
Niewiedza. To jedyne słowo, które mogło określić moje życie w ostatnim miesiącu. Życie w męczącej nieświadomości. Nie miałam pojęcia, co naprawdę działo się wokół mnie i to chyba najbardziej mnie przerażało. Straciłam kontrolę, która dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Niewiedza to najgorsza forma cierpienia i upokorzenia, których w ostatnim czasie los mi nie szczędził.
– Delilah! – Krzyk taty wyrwał mnie z otępienia, a może snu.
Podniosłam się z łóżka i otworzyłam drzwi.
– Co? – odkrzyknęłam zachrypniętym głosem, którego nie używałam od kilku godzin.
Nie uzyskałam odpowiedzi, więc skierowałam się do jego gabinetu i lekko uchyliłam drzwi. Ojciec szybko wkładał jakieś dokumenty do czarnej teczki, rozmawiając z kimś przez telefon.
– Jak to, prokurator nie wniósł oskarżenia?! – ryknął do telefonu. – Nie... nie dzwoń do niej... Sam się tym zajmę... Jasne cholera, co to ma znaczyć?
Przysłuchiwałam się jego rozmowie, obserwując jego poczynania.
– Muszę wyjść – odparł, gdy skończył rozmowę. – Nie umieją poradzić sobie beze mnie nawet przez jeden dzień.
– Okej. – Wzruszyłam ramionami.
– Jakby coś się stało, to dzwoń. – Pocałował mnie w skroń, gdy mijał mnie w drzwiach z przepraszającym wyrazem twarzy. – Daniel wyszedł do skate parku. Gdy wróci, powiedz mu, żeby zadzwonił do Sophie... um... To znaczy do mamy.
Skinęłam głową. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Dan wcale nie poszedł pojeździć na desce i prędko nie wróci do domu, ale przemilczałam to, odprowadzając ojca do drzwi. Kiedy odjechał, zrobiłam sobie gorącą herbatę i wyszłam na taras.
Zaskoczona spostrzegłam, że słońce powoli chowało się za horyzont, rzucając ostatnie ciepłe promienie na moją twarz. Przymknęłam oczy i podkuliłam kolana pod brodę, siadając na małej, ogrodowej kanapie. Rozprostowałam skostniałe palce, które nagrzewały się od gorącego kubka. Wsłuchując się w ciszę panującą dookoła mnie, starałam się znaleźć spokój i ukojenie moich poszarpanych nerwów i uczuć. Rozkoszowałam się tą długą chwilą, aż w końcu niebo poszarzało i zerwał się chłodny wiatr, niosąc ze sobą wilgoć i zapach soli. Dopiłam herbatę, która prawie już wystygła i niechętnie wróciłam do domu. Zamknąwszy drzwi, odwróciłam się i upuściłam trzymany w dłoni kubek, który rozbił się przed moimi stopami z głośnym brzękiem.
Daniel stał przy drzwiach frontowych i patrzył na mnie z goryczą. Jego czarna koszulka miała naderwany rękaw, spodnie dziurę na kolanie. Lewy policzek mojego brata powoli robił się fioletowy, z łuku brwiowego ściekała strużka krwi. Chłopak zaciskał dłonie w pięści, a ja mogłam zobaczyć, jak jego knykcie krwawią.
Patrzyliśmy sobie w oczy, stojąc w głuchej ciszy, którą przerywały tylko głośne oddechy Daniela.
– Mam tego dosyć! – wrzasnęła drżącym głosem. – To musi się w końcu skończyć!
– Myślisz, że tego nie wiem? – ryknął.
– Widocznie nie, skoro cały czas brniesz w to gówno...
– Niczego nie rozumiesz. – Pokręcił głową, zaciskając swoje zakrwawione usta w cienką linię.
– Bo niczego nie chcesz mi wyjaśnić! Nawet nie dałeś mi szansy zrozumieć. Może dałabym radę ci pomóc, wtedy nie musiałbyś...
– Nie zaczynaj znowu – warknął, co sprawiło, że cofnęłam się o krok. – Tu nie chodzi o nich – dodał sucho.
– Oczywiście, że nie! – Wyrzuciłam ręce do góry, sfrustrowana tą samą śpiewką. – Przecież oni nie są niczemu winni. To nie oni cię pobili, to nie oni skrzywdzili Marco, to nie oni próbują mnie nastraszyć, to nie oni wciągnęli cię w nielegalne wyścigi. – Wymieniałam, patrząc na niego z zimną wściekłością.
– O niczym nie masz pojęcia – uśmiechnął się ponuro i potarł sobie skroń, co sprawiło, że na nowo popłynęła krew. – Dlaczego nie pozwolisz mi...?
– Co? – Spojrzałam na niego, przygryzając dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. – Na co mam ci pozwolić?
– Na zajęcie się tym wszystkim. Dlaczego nie możesz po prostu mi zaufać?
– Zaufać? – Zmarszczyła brwi. – Mam ci zaufać?
Daniel przymknął oczy, ciężko oddychając i opuścił ramiona. Przez bardzo krótką chwilę miałam ochotę do niego podejść, przytulić go i zapewnić, że wszystko się w końcu ułoży. Ale za chwilę przypomniałam sobie, dlaczego nie mogłam tego zrobić i westchnęłam ciężko.
– O jakim zaufaniu mówisz? Nie zauważyłeś, że ono zniknęło? Przestałam ci wierzyć już dawno temu. Po tych wszystkich twoich kłamstwach... ja nie umiem ci zaufać.
– Ty też mi o niczym nie mówiłaś – zaoponował.
– Kiedy miałam ci cokolwiek powiedzieć, skoro albo cię nie było, albo leżałeś naćpany?
Zacisnął ze złości szczęki i wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami z nieodgadnionym uczuciem.
– Pamiętasz, gdy mówiłeś mi, że nie bierzesz? – Uniosłam brwi go góry. – To było twoje pierwsze kłamstwo, a po nim zdarzyło się kolejne, i kolejne, i kolejne... – Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę, że łamie mi się głos. – Nie to sobie obiecaliśmy. – Moje pełne łez oczy napotkały jego i przez moment patrzyłam na niego z bólem. Otrząsnęłam się czym prędzej, zdając sobie sprawę, że mój wybuch emocji sprawi tylko, że stracę nad sobą panowanie. – Wiem, że nie naćpałeś się przez to, że nie radzisz sobie z przeszłością. Mylę się? – Spytałam ciszej, dziwny błysk w oczach mojego brata tylko potwierdził moje obawy. – I boję się poznać prawdziwy powód. Ale chcę go poznać. Chcę wreszcie poznać prawdę.
– Naprawdę chcesz ją znać? Chcesz zmierzyć się z bólem towarzyszącym odpowiedzią na twoje pytania? Jesteś na to gotowa?
Przełknęłam głośno ślinę i uciekłam wzrokiem w bok. Pragnęłam prawdy bardziej niż czegokolwiek w tej chwili. Znów chciałam zyskać kontrolę nad otaczającym mnie światem.
– Tak – wyszeptałam.
– Delilah, ja... – zająknął się. – Tylko przez niewiedzę mogę cię chronić.
– O czym ty mówisz?
Daniel nie odpowiedział. Patrzył mi prosto w oczy i nerwowo poruszał dłońmi.
– Nienawidzę cię – syknęłam, czując pod powiekami piekące łzy. – Nienawidzę.
– Dee – jęknął. Nie wierzyłam jego zdesperowanemu spojrzeniu. – Jestem twoim bratem.
– Nie. Już nie. – Powiedziałam słabo i zamrugałam kilka razy, by odgonić słone krople. Biorąc głęboki oddech, wyszłam z pokoju nawet nie fatygując się, żeby posprzątać potłuczony kubek.
– Wyjaśnię ci to – wymamrotał Daniel, gdy mijałam go w drzwiach. – Myślałem, że robię dobrze, nie mówiąc ci o niczym, ale widocznie się myliłem,
Zatrzymałam się i zerknęłam na niego z ukosa. Staliśmy przez dłuższą chwilę w miejscu, nie odzywając się ani słowem. Cisza panująca między nami wydawała się tak głęboka i bolesna, że wręcz czułam jej nacisk na mojej klatce piersiowej.
– Słucham – oświadczyłam chłodno. – Jakim tym razem kłamstwem mnie uraczysz?
Wszedł w głąb salonu i przysiadł na kanapie, chowając twarz w poranionych dłoniach. Jego klatka piersiowo unosiła się i opadała niemiarowo, od czasu do czasu z jego gardła wydobyło się ciche sapnięcie prawdopodobnie spowodowane bólem.
– Kto ci to zrobił? – Skrzyżowałam ramiona na piersi, wbijając wzrok w jego poszarpaną na plecach koszulkę. – To sprawka jednego z nich, prawda?
– Nie – bąknął i zerknął na mnie przelotnie. – To żaden z nich.
Wzniosłam oczy ku niebu, licząc w myślach do dziesięciu, żeby się uspokoić, ale to wcale nie pomagało. Nie spodziewałam się tego, że mi cokolwiek wytłumaczy. Była pewna, że mnie zbędzie lub spróbuje mi wcisnąć kolejne kłamstwo, żeby tylko dała mu spokój i nie przeszkadzała w marnowaniu życia. A ja właśnie nie zamierzałam tego robić. Choć miałam chęć przestać ingerować w jego złe decyzję, wiedziała, że nie mogę dać za wygraną.
– Wciąż czekam – oznajmiłam, idąc w jego stronę.
– To nie jest takie proste. – Pokręcił głową. – Prawda nie jest taka prosta...
– Jak kłamstwo? – dokończyłam za niego, a on skinął głową i westchnął ciężko.
– Pamiętasz Jonathana Nixtona? – spytał przytłumionym głosem, wpatrując się w swoje dłonie, na których zasychała krew.
Zmarszczyłam brwi, kompletnie zbita z tropu jego pytaniem.
– Jak mogłabym zapomnieć człowieka, który uratował mi życie? – wyszeptałam, zaciskając oczy, ponieważ nagły przypływ wspomnień sprawił mi ból.
– On nie żyje, Dee.
– Co? – sapnęłam słabo, patrząc uważnie na mojego brata.
Dotknęłam ręką czoła i przymknęłam oczy. Wiadomość o śmierci człowieka, któremu tak wiele zawdzięczałam, była dla mnie niespodziewanym ciosem. Nie mogłam uwierzyć, że Jonathan mógłby nie żyć. Przypomniałam sobie jego wielkie niebieskie oczy, gdy patrzył na mnie z przerażeniem i równocześnie troską, okrywając mnie swoją kurtką. Przypomniałam sobie, jak starał się rozmawiać ze mną, kiedy czekaliśmy na karetkę, jak wypytywał, czy nic mi nie jest. Człowiek, dzięki któremu żyłam, był martwy, mimo że nie zasługiwał na śmierć. Był najodważniejszym i najszlachetniejszym mężczyzną, jakiego poznałam w swoim krótkim życiu. On na to nie zasługiwał.
– Skąd to wiesz? Jak umarł?
– Chcesz najpierw poznać wersję oficjalną czy nieoficjalną?
– Oficjalną. – Z trudem przychodziło mi powstrzymywanie napływających łez, gdy myślałam o Jonathanie.
– Popełnił samobójstwo. Jego ciało znaleziono w mieszkaniu z kulką w głowie i pistoletem w ręce. – Daniel złapał mnie za dłoń i delikatnie ścisną, dodając mi otuchy.
– Boję się zapytać o wersję nieoficjalną – wymamrotałam, zabierając swoją rękę.
Chłopak przełknął ślinę i zwilżył popękane usta językiem, po czym wziął głęboki oddech, który spowodował grymas na jego twarzy.
– Morderstwo.
Pokręciłam przecząco głową, ponieważ nie chciałam dopuścić do siebie tego słowa.
– Skąd ty to...
– Ty włamałaś się do szkolnej kartoteki, a ja do policyjnej. – Wzruszył ramionami, unikając mojego spojrzenia. – I uprzedzę twoje kolejne pytanie. Nie zmusił mnie do tego Luke albo Ashton.
– Dlaczego mówisz mi o Jonathanie? Co on ma wspólnego z tym, co się dzieje z tobą?
– Nie spytałaś, kto mógłby go zamordować – zauważył, pocierając nerwowo dłońmi swoje spodnie.
– On popełnił samobójstwo. – Zaoponowałam.
– Druga wersja mówi coś innego.
– Drugą wersję wymyślił pewnie jakiś policjant z wybujałą wyobraźnią – syknęłam, mając dosyć bezsensownych aluzji mojego brata.
– Czyżby? Jonathan nie miał powodu do odebrania sobie życia, doskonale o tym wiesz. Miał żonę, dzieci i wreszcie otworzył restaurację, o której zawsze marzył. Myślisz, że wpakowałby sobie kulkę w łeb, zostawiając rodzinę bez gorsza przy duszy?
Zacisnęłam usta, nie umiejąc znaleźć kontrargumentu.
– Jednak dowody na to wskazują.
– Dowody – prychnął rozzłoszczony. – Wygodniej jest stwierdzić samobójstwo niż bawić się w szukanie mordercy.
– Nadal nie wiem, jaki to ma związek z tobą – warknęłam zniecierpliwiona jego zbaczaniem z tematu.
– Zastanów się, Delilah. – Złapał mnie za ramiona i spojrzał na mnie z desperacją w oczach. – Kto chciałby śmierci Jonathana.
– Nie mam pojęcia – sarknęłam, wyrywając się z jego rąk.
– On też dostawał głuche telefony – mruknął ciszej. – Jemu również zdawało się, że jest obserwowany...
– Skąd to niby wiesz? – Wstałam z kanapy, ponieważ nie mogłam usiedzieć w miejscu, gdy słuchałam jego fałszywych historyjek.
– Pamiętasz, kiedy pojechałam do Bankstwon?
– Nie byłeś wtedy w Bankstown.
– Właśnie. Pojechałam do Central Coast, ponieważ dowiedziałem się o śmierci Jonathana. Chciałam dowiedzieć się, co się stało. Rozmawiałem z jego żoną.
– Nic nie rozumiem. – Podniosłam głos, lustrując twarz mojego brata lodowatym wzrokiem.
– Bo nie chcesz zrozumieć! – Poderwał się z kanapy, wymachując rękami. – Wysil się, kto chciałby śmierci Jonathana?
– To niemożliwe – szepnęłam po chwili martwej ciszy. Pokręciłam głową, biorąc głęboki wdech.
– On wrócił – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
– Kto? Chyba nie mówisz o...? Nie. – Ściągnęłam brwi i zacisnęłam dłonie w pięści. Pokręciłam przecząco głowa, nie dopuszczając do siebie słów Daniela. – Daj mi jeden powód, dla którego powinnam ci uwierzyć.
– Naprawdę mam wypowiedzieć jego imię na głos? – wrzasnął, tracąc panowanie nad sobą. – Nie chcę cię ranić.
– Już to robisz! Jeden cios w te, czy w te nie zrobi różnicy.
– Nie wierzysz mi... – Przygarbił się.
– Po tym wszystkim, co mi zrobiłeś... nie. Skąd mogę mieć pewność, że to nie kolejna próba dania mi nauczki przez Luke'a i jego popieprzonych przyjaciół? Możesz kłamać, tylko po to, by im zaimponować.
– Nie okłamałbym cię w tej sprawie! – Wykrzyczał, jednak jego głos zadrżał. – Nie w tej sprawie – powtórzył ciszej, tracąc siły.
Trzęsącymi się dłońmi odgarnęłam kilka kosmyków z mojej twarzy, starając się poukładać sobie to wszystko w głowie. Nie patrząc na Daniela, powoli kierowałam się w stronę wyjścia z salonu.
– Chciałaś prawdy, więc ją dostałaś. Ostrzegałem, że może być nieprzyjemna.
– Nie dostałam prawdy tylko kolejny stek bzdur! – Wybuchnęłam, odwracając się w jego stronę. – Chcę wreszcie dowiedzieć się, co się dzieje! Chcę konkretnych odpowiedzi na moje pytania! Nie pytałam cię o Jonathana tylko o twoje zachowanie! Więc przestań pieprzyć, że powiedziałeś mi prawdę, bo tego nie zrobiłeś.
– Podejrzewałaś, że coś jest nie tak już dużo wcześniej. Jestem pewien, że choć przez krótką chwilę myślałaś o tym, że wrócił. Nie widzisz, że to wszystko układa się w logiczną całość? – Również podniósł głos, podchodząc do mnie.
– On jest w więzieniu! – Jęknęłam sfrustrowana. – Wymyśliłeś bajkę, że powrócił tylko, dlatego żeby chronić swoich nowych kumpli.
– On pragnie zemsty. Poza tym jaką masz pewność, że nadal siedzi?
– Tata przecież monitoruje jego losy. Powiedziałby mi, gdyby coś było nie tak...
– Delilah, on z nami prawie nie rozmawia! Jest tak zajęty pracą, że pewnie nie zwraca na niego uwagi.
Opuściłam głowę, pozwalając moim miękkim włosom zakryć mi twarz. Wydęłam usta, intensywnie myśląc o tym, co usłyszałam od Daniela, a co nie mogło być prawdą. On nie mógł wyjść z więzienia, ponieważ musiał odsiedzieć jeszcze kilka lat, które mu zostały. Nawet dobre sprawowanie nie pomogłoby mu, ponieważ zbrodnie, których dokonał były zbyt krwawe. Zresztą Sąd nie zgodziłby się choćby na przepustkę dla niego na święta. Nie po tym, co zrobił. Zapewne nadal gnił w więzieniu, ale słowa mojego brata dały mi do myślenia.
Miał rację. Wszystko układało się w logiczną całość. On mógłby zabić Jonathana, by zemścić się na nim za to, że przeszkodził mu w jego planach. Byłam przekonana, że pałał do mnie jeszcze większą nienawiścią niż do niewinnego Jonathana, ponieważ nie dostał tego, czego ode mnie pragnął najbardziej, a o czym myśl sprawiała, że robiło mi się niedobrze i łzy mimowolnie napływały mi do oczu. Gdy zamknęłam oczy znów znalazłam się w ciemnej, mokrej i cuchnącej uliczce na przedmieściach Central Coast, znów krzyk rozdzierał moje gardło, mimo że nie było szansy, by ktokolwiek go usłyszał, znów rzuciłam się do ucieczki, głośno szlochając i błagając Boga, żebym nie musiała zakończyć swojego życia w obskurnej alejce.
– Dee...
– Nie – szepnęłam drżącym głosem. – To nie może być prawda.
Daniel objął mnie ramieniem i posadził na kanapie. Usiadł koło mnie i niepewnie przysunął się do mnie.
– Oboje wiemy, że jednak jest.
– Nie.
– Nie pozwolę mu cię skrzywdzić, rozumiesz? – Potrząsnął moim ramieniem, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy. – Dlatego się z nimi zaprzyjaźniłem. Żeby cię chronić.
– To absurdalne! – Mimo że próbowałam podnieść głos, wcale mi się to nie udało. Z mojego gardło wydobyło się tylko gniewne sapnięcie. – Przecież to tylko głupie dzieciaki.
– Są kimś więcej niż myślisz. Mówi ci coś nazwa The Snipers?
– The co? – Zmarszczyłam brwi. – Co ma do tego jedna z twoich gier?
Westchnął zrezygnowany i więcej nie zabrał głosu. W milczeniu przypatrywał mi się z nieukrywaną troską, czasem podnosił dłoń, jakby chciał pogłaskać mnie po głowie, jednak zaraz ją opuszczał. Za wszelką cenę tamowała łzy, które uparcie cisnęły mi się pod powieki. Danie również wyglądał jakby za chwilę miał się rozbeczeć jak małe dziecko. I nim zdążyłam zareagować, objął mnie przyciskając swoją twarz do mojego ramienia.
– Przepraszam. Przecież wiesz, że nie skrzywdziłbym cię... musiałem to zrobić, żeby oni mi zaufali, żebym stał się jednym z nich... Delilah, jesteś moją siostrą – wydukał niewyraźnie. – Tylko ty trzymasz mnie na tym świecie. – Spojrzał na mnie z ponurym wyrazem twarzy i odsunął się ode mnie. – Musisz mi zaufać.
– Potrzebuję czasu – burknęłam i podniosłam się z kanapy. Wierzchem dłoni starłam łzy z policzków i wzięłam głęboki oddech, by wziąć się w garść.
– Nie mamy czasu. On wie, gdzie mieszkamy. Grozi ci niebezpieczeństwo...
– Nie. – Uniosłam rękę do góry. – On nadal jest w więzieniu. Gdyby było inaczej, wiedziałabym o tym.
– Ty o niczym nie wiesz.
– Do czasu.


Sądziłam, że gdy prześpię się z tym, co powiedział mi mój brat wszystko ułoży mi się w głowie w jedną logiczną całość. Jednak tak się nie stało, ponieważ w nocy nie zmrużyłam oka i gapiłam się w sufit wciąż na nowo przywołując słowa Daniela, jakby kryło się w nich drugie dno. Rano, gdy mój pokój zalała fala jaskrawego światła, zdawało mi się, że wczorajsza rozmowa nie miała miejsca i była wytworem mojej paranoicznej wyobraźni. Wszystko robiłam automatycznie. Nie umiałam przypomnieć sobie, jak znalazłam się w kuchni pijąc kawę lub jak Daniel znalazł się przede mną, kiedy miałam zamiar iść do siebie.
– Del, wszystko gra?
Zamrugałam, by wybudzić się z odrętwienia i spojrzałam na niego, wzdychając głęboko.
– Musimy wyjaśnić sobie kilka spraw.
Skinął głową i przybrał niepewną minę.
– Skąd wiesz, że włamała się do szkolnego archiwum? – spytałam, zagryzając dolną wargę. Nie podobało mi się to, że o tym wiedział.
– Luke mi o tym powiedział Chciał wiedzieć co tam robiłaś. – Wzruszył ramionami. – Ale chyba oboje się domyślaliśmy. Chciałaś poznać jego akta, prawda?
Sapnęłam gniewnie, odwracając wzrok. A Daniel tylko cicho westchnął.
– To, co wydarzyło się w tym samym czasie w sekretariacie nie jest sprawką Luke'a. Nie wiemy, kto się tam włamał, ale pracujemy nad tym. Delilah, to może być naprawdę bardzo ważne. Powinnaś powiedzieć nam, co wtedy widziałaś. Powinnaś powiedzieć nam wszystko, co w ostatnim czasie cię zaniepokoiło.
Nam? O jakich nas mówisz? Chyba nie chodzi co o....? Nie wierzę! – Wyrzuciłam ręce do góry. – Daniel, w co ty się bawisz? Najpierw Jonathan, powrót jego, a teraz oni. O co w tym wszystkim chodzi?!
– Myślałem, że wczoraj wszystko ci wyjaśniłem...
– Niczego mi nie wyjaśniłeś! I wiesz co? Mam tego dosyć. Nie chcę słuchać twoich kolejnych kłamstw. – Z trudem opanowałam się i przybrałam obojętny wyraz twarzy.
Z jego wyjaśnień nic nie trzymało się kupy, nic nie miało sensu, wszystko było tak absurdalne i niemożliwe, że nie mogłam tego dłużej słuchać. I choć do teraz jakaś malutka cząstka mnie wierzyła mu, przestała. Przestałam mu ufać i postanowiłam, że już nigdy tego nie zrobię. Nie zaufam ponownie mojemu własnemu bratu.


Od autorki: witam po dwóch tygodniach. Czy tylko dla mnie były one tak bardzo długie i męczące?
Jak wrażenia po rozdziale? Tak, wiem, wiem, nie było w nim Luke'a i pewnie za nim tęsknicie. Ale ten rozdział jest bardzo ważny, zawiera wiele istotnych wątków i jest jakby filarem całego opowiadania. Mam nadzieję, że wzbudziłam waszą ciekawość jeszcze bardziej!A w następnych rozdziałach wszystko jeszcze bardziej się pokomplikuje!
Jak myślicie, co ukrywa Daniel? Czy wreszcie jest szczery? I co tak naprawdę stało się trzy lata temu?!
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Może jak dobrze pójdzie, to za tydzień, ale nie obiecuję. Mój laptop wyłączył się w środku pisania i straciłam dwa rozdziały, które czekały na małą poprawę. Załamałam się, gdy okazało się, że nie mogę ich odzyskać.

Jeszcze takie małe przypomnienie:

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

All the love, 
Minette

PS. Czy tylko ja kocham Seana?

5 komentarzy:

  1. Jeden z moich ulubionych rozdziałów! Cieszę się, że był on głównie z Dee i Danielem i, że w końcu rozmawiali ... jak to zrobili, tak to zrobili, ale brakowało mi ich. Myślę, że Daniel jest szczery. Ja też kocham Seana <333 Jeju, współczuję, że straciłaś te rozdziały :( Mam nadzieję, że dasz radę dodać nowy w poniedziałek. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie wiem, co napisać, więc napiszę po prostu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Ciągle trzymał w napięciu. Czekam z niecierpliwością na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy będzie kolejny rozdział? Nie mogę się go doczekać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, by rozdział pojawił się jakoś pod koniec tygodnia, ale niczego nie obiecuję x

      Usuń

Layout by Neva