CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
Przetarłam twarz
dłońmi, próbując skupić się na zadaniu z matematyki, jednak kac
i szczypiąca łydka wcale mi tego nie ułatwiały. Rozcięcie nie
było na szczęście głębokie, ale i tak dawało mi się we znaki.
Kulałam, co nie umknęło uwadze taty, zakrwawiony dywan i schody
zresztą też nie. Wcisnęłam mu tą samą historyjkę, którą
opowiedziałam wczoraj wieczorem Xavierowi, kilka razy powtarzając,
że nie muszę jechać do szpitala.
Zamknęłam
zeszyt z trzaskiem i powolnie wstałam z krzesła, uważając na
poszkodowaną kończynę. Wychodząc z pokoju, zerknęłam na
skórzaną kurtkę Xaviera i niechętnie po nią sięgnęłam.
Zapomniałam mu ją oddać, więc miałam zamiar przekazać ubranie
Danielowi, żeby mu je zwrócił. Nie chciałam, żeby Xavier miał
powód, by ponownie nas odwiedzić.
– Oddaj ją
swojemu przyjacielowi. – Weszłam do pokoju mojego brata i
niechlujnie rzuciłam kurtkę na jego łóżko.
Dan zacisnął
usta, przypatrując mi się ze zdziwieniem. Podniósł się z krzesła
i ostrożnie do mnie podszedł, jakby bał się, że gdy zrobi
gwałtowny ruch, ucieknę z krzykiem.
– Komu?
– Xavierowi –
rzuciłam sucho i odwróciłam się, żeby odejść.
– Skąd ją
masz? – Złapał mnie za rękę, zatrzymując mnie.
Nie odwracając
się, odpowiedziałam chłodno:
– To nie
powinno cię obchodzić.
Wyszarpnęłam
dłoń z jego uścisku i opuściłam jego sypialnię, zostawiając go
w osłupieniu. Choć bardzo pragnęłam zranić go tak mocno, jak on
zranił mnie, nie potrafiłam tego zrobić. Nie potrafiłam
skrzywdzić kogoś, kogo kochałam. Nie świadomie.
– Myślisz, że
bycie dla siebie oziębłymi coś zmieni? – spytał, wychodząc za
mną na korytarz.
Stanęłam,
przymykając oczy i zaciskając zęby.
– Nie. To nic
nie zmieni, ponieważ nie ma co. Wszystko zostało zniszczone.
Przełknęłam
łzy i resztkami sił odeszłam do swojej sypialni, zamykając drzwi.
Miałam dosyć.
To wszystko zaczynało mnie przytłaczać i nie umiałam sobie z tym
poradzić. Za każdym razem, kiedy patrzyłam w oczy mojemu bratu,
czułam bolesne ukłucie w sercu, które zagłuszało każdą dobrą
chwilę spędzoną z nim. Szczęśliwe wspomnienia wyblakły, a na
ich miejsce weszły sytuacje, w których mnie ranił i odtrącał.
Gdy zamykałam oczy jedyne, co widziałam, to Daniel patrzący na
mnie swoimi czarnymi, przerażającymi oczami.
Zacisnęłam usta
i przykryłam głowę poduszką
Nie. Nie będę o
tym myślałam. Mój brat wybrał inną drogę niż ja, a ja nie
mogłam zboczyć ze swojej, by próbować go nawrócić. Nasze drogi
się rozeszły i widocznie teraz każde z nas dalej musiało iść
oddzielnie.
Kiedy w drzwiach
mojej sypialni nagle pojawił się Sean, miałam ochotę zniknąć.
– O nie –
powiedział stanowczo, kiedy zwinęłam się w kłębek, udając, że
go nie ma. – Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Zdajesz sobie
sprawę z tego, jak bardzo się o ciebie martwiliśmy?! Zniknęłaś
wczoraj w nocy i nie dawałaś znaków życia! O mało nie oszalałem,
bojąc się, że coś mogło ci się stać! Myślałem, że znów...
że znów ktoś cię skrzywdził.
– Sean –
jęknęłam, patrząc na niego przepraszająco. – Źle się wczoraj
poczułam i chciałam wrócić do domu.
– Mogłaś
komuś o tym powiedzieć. Wiesz, jak bardzo wściekła jest Chloe?
Nie odbierałaś od nas telefonów. Naprawdę mieliśmy najgorsze
przeczucia.
– Sean...
– Nie,
posłuchaj mnie, do cholery. Jak po tym wszystkim możesz tak po
prostu wychodzić w środku nocy na ulicę? Czy wiesz, ile
popaprańców się wtedy kręci? Mogliby cię skrzywdzić! Niczego
się nie nauczyłaś? Chcesz powtórkę z rozrywki?
Poczułam pod
powiekami piekące łzy.
– Jak możesz
tak mówić? – Spojrzałam mu w oczy. – Komu miałam powiedzieć,
że wychodzę, skoro każde z was nie kontaktowało ze światem?
– Mogłaś
zadzwonić. Mogłaś chociaż odebrać ten pieprzony telefon! –
Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nigdy nie widziałam go aż
tak wściekłego.
– Dzwoniłam do
was kilka razy, ale nikt nie odebrał.
Wstałam z łóżka,
uświadamiając sobie, że nie miałam komórki w ręce od
wczorajszej imprezy. Kiedy ją znalazłam, okazało się, że była
rozładowana.
– Padł –
wytłumaczyłam chłopakowi obserwującemu moje ruchy i pomachałam
mu moim telefonem.
– Jak możesz
być tak lekkomyślna?
Westchnęłam
ciężko, milcząc. Nie umiałam odpowiedzieć na jego pytanie.
– Co się z
tobą dzieje? – Podszedł do mnie bliżej.
Wzruszyłam
ramionami, opuszczając głowę.
– Jak zwykle
unikasz odpowiedzi. Przecież wiesz, że możesz mi o wszystkim
powiedzieć. Delilah, co się dzieje? – Złapał mnie za ramiona,
delikatnie mną potrząsając.
– Jest w
porządku. – Wzięłam się w garść, zdając sobie sprawę, jak
ostatnio dziwnie się zachowywałam. – Przepraszam, nie chciałam,
żebyście się martwili.
– Wciąż nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Sean –
powiedziałam, patrząc w jego brązowe oczy. – Bywa tak, że z
niektórymi rzeczami musimy poradzić sobie sami.
– Jednak czasem
warto poprosić kogoś o pomoc. Nie zawsze jesteśmy na tyle silni,
by samotnie dać radę naszym koszmarom.
Patrzyliśmy
sobie prosto w oczy; ja z zaciętym wyrazem twarzy, Sean z bólem
pomieszanym z troską. Chłopak, widząc, że nie mam mu nic więcej
do powiedzenia, kontynuował:
– Udowodniłaś
już wiele razy, jak silna jesteś. Ale nawet najsilniejsi czasem
potrzebują pomocy. Jeżeli będziesz chciała pogadać, daj znać. –
Westchnął ciężko i cofnął się kilka kroków. – Nie musisz
odpychać swoich przyjaciół, żeby udowodnić sobie, że ich nie
potrzebujesz. Przyjaciele są od tego, by się wspierać. Nie
zapominaj o tym.
Odwrócił się i
wyszedł. Choć miałam ochotę pobiec za nim i wszystko mu
wytłumaczyć, stałam w miejscu i tępym wzrokiem patrzyłam na
drzwi, w których zniknął. Nie chciałam zrobić mu przykrości, ja
po prostu nie miałam siły, by powiedzieć mu, co mnie dręczy. Nie
zamierzałam dawać mu kolejnych powodów do martwienia się o mnie,
i tak wystarczająco się niepokoił.
Gdy podłączyłam
telefon do ładowania, zadzwoniłam do Chloe i jej również
pozwoliłam na danie mi reprymendy, której pokornie wysłuchałam.
Musiałam przez dobre kilka minut zapewniać ją, że jestem cała i
zdrowa, i przepraszać ją za moje nieodpowiedzialne zachowanie.
Później zadzwoniłam do Matta, który zareagował dokładnie tak
samo, jak Chloe, więc jego również zapewniałam, że wszystko jest
w porządku oraz, że nie musi do mnie przyjeżdżać.
Przycisnęłam
palce do oczu, próbując przypomnieć sobie wczorajszą imprezę,
ale w mojej głowie pojawiały się tylko nieliczne urywki;
niebieskie kubeczki, głośny śmiech Chloe, później wrzask Seana,
gdy skakał do basenu, rozmazane twarze obcych ludzi, długie schody,
białe drzwi. Ale co było dalej? Im bardziej starałam sobie to
przypomnieć, tym bardziej wszystko mi się plątało. Nie wiedziałam
już, co było prawdą, a co wytworem mojej wyobraźni. Jednak nie
mogłam się pozbyć dziwnego uczucia, że powinnam pamiętać coś
ważnego, co mi umykało. Choć wychodziłam z siebie, by przywołać
wspomnienia z poprzedniej nocy, w mojej głowie pojawiały się
czarne plamy i nikłe przebłyski. Nie zamierzałam odpuścić, tym
bardziej, że coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Nie potrafiłam
sobie przypomnieć, dlaczego wyszłam z imprezy. Wiem, że źle się
poczuła, a tak w każdym razem tłumaczyłam to sobie i moim
przyjaciołom. Ale co sprawiło, że gorzej się poczułam? Co się
stało wcześniej? Nie wiedziałam i to frustrowało mnie
najbardziej. Co zmusiło mnie do wcześniejszego opuszczenia imprezy,
skoro tak dobrze się na niej bawiłam?
Wróciłam
myślami, do chwili, którą zapamiętałam po wyjściu z domu.
Szeroki podjazd, obcy ludzie, gwieździste niebo i zimny,
przeszywający wiatr. Następną rzeczą, którą zapamiętałam, to
czarna, wysoka postać idąca tuż za mną. Skupiłam się na niej,
zastanawiając się, kim mógł być ten człowiek. Postawą
przypominał Hemmingsa, ale osoba śledząca mnie inaczej się od
niego poruszała. On szedł szybkim, pewnym siebie, sztywnym krokiem,
natomiast Luke chodzi z charakterystyczną dla siebie nonszalancją i
swobodą. Poza tym ciemna postać, która za mną szła była wyższa
od Luke'a. Jednak nie byłam tego do końca pewna, ponieważ wypiłam
za dużo i po prostu mogłam sobie to wyobrazić. Może tamta
sytuacja wcale nie miała miejsca, tylko była chorym wytworem mojej
nietrzeźwej głowy?
Więc, po co w
takim razie uciekałam? Ucieczki, panicznego strachu oraz rozciętej
nogi nie mogłam sobie wymyślić. Nadal czułam pewien niepokój,
gdy wracałam do samotnej ucieczki przed tajemniczym mężczyzną.
A co, jeżeli to
było tylko deja vu? Mój mózg skojarzył sytuację sprzed trzech
lat z wczorajszą i je połączył, tworząc zwykłe omamy wzrokowe?
To mogłoby być możliwe, ale w takim razie, dlaczego po
opowiedzeniu Xavierowi zmyślonej historyjki, on wiedział, że nie
mówiłam prawdy? Czy on wiedział, co naprawdę się wydarzyło?
Niewiedza. To
jedyne słowo, które mogło określić moje życie w ostatnim
miesiącu. Życie w męczącej nieświadomości. Nie miałam pojęcia,
co naprawdę działo się wokół mnie i to chyba najbardziej mnie
przerażało. Straciłam kontrolę, która dawała mi poczucie
bezpieczeństwa. Niewiedza to najgorsza forma cierpienia i
upokorzenia, których w ostatnim czasie los mi nie szczędził.
– Delilah! –
Krzyk taty wyrwał mnie z otępienia, a może snu.
Podniosłam się
z łóżka i otworzyłam drzwi.
– Co? –
odkrzyknęłam zachrypniętym głosem, którego nie używałam od
kilku godzin.
Nie uzyskałam
odpowiedzi, więc skierowałam się do jego gabinetu i lekko
uchyliłam drzwi. Ojciec szybko wkładał jakieś dokumenty do
czarnej teczki, rozmawiając z kimś przez telefon.
– Jak to,
prokurator nie wniósł oskarżenia?! – ryknął do telefonu. –
Nie... nie dzwoń do niej... Sam się tym zajmę... Jasne cholera, co
to ma znaczyć?
Przysłuchiwałam
się jego rozmowie, obserwując jego poczynania.
– Muszę wyjść
– odparł, gdy skończył rozmowę. – Nie umieją poradzić sobie
beze mnie nawet przez jeden dzień.
– Okej. –
Wzruszyłam ramionami.
– Jakby coś
się stało, to dzwoń. – Pocałował mnie w skroń, gdy mijał
mnie w drzwiach z przepraszającym wyrazem twarzy. – Daniel wyszedł
do skate parku. Gdy wróci, powiedz mu, żeby zadzwonił do Sophie...
um... To znaczy do mamy.
Skinęłam głową.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że Dan wcale nie poszedł pojeździć
na desce i prędko nie wróci do domu, ale przemilczałam to,
odprowadzając ojca do drzwi. Kiedy odjechał, zrobiłam sobie gorącą
herbatę i wyszłam na taras.
Zaskoczona
spostrzegłam, że słońce powoli chowało się za horyzont,
rzucając ostatnie ciepłe promienie na moją twarz. Przymknęłam
oczy i podkuliłam kolana pod brodę, siadając na małej, ogrodowej
kanapie. Rozprostowałam skostniałe palce, które nagrzewały się
od gorącego kubka. Wsłuchując się w ciszę panującą dookoła
mnie, starałam się znaleźć spokój i ukojenie moich poszarpanych
nerwów i uczuć. Rozkoszowałam się tą długą chwilą, aż w
końcu niebo poszarzało i zerwał się chłodny wiatr, niosąc ze
sobą wilgoć i zapach soli. Dopiłam herbatę, która prawie już
wystygła i niechętnie wróciłam do domu. Zamknąwszy drzwi,
odwróciłam się i upuściłam trzymany w dłoni kubek, który
rozbił się przed moimi stopami z głośnym brzękiem.
Daniel stał przy
drzwiach frontowych i patrzył na mnie z goryczą. Jego czarna
koszulka miała naderwany rękaw, spodnie dziurę na kolanie. Lewy
policzek mojego brata powoli robił się fioletowy, z łuku brwiowego
ściekała strużka krwi. Chłopak zaciskał dłonie w pięści, a ja
mogłam zobaczyć, jak jego knykcie krwawią.
Patrzyliśmy
sobie w oczy, stojąc w głuchej ciszy, którą przerywały tylko
głośne oddechy Daniela.
– Mam tego
dosyć! – wrzasnęła drżącym głosem. – To musi się w końcu
skończyć!
– Myślisz, że
tego nie wiem? – ryknął.
– Widocznie
nie, skoro cały czas brniesz w to gówno...
– Niczego nie
rozumiesz. – Pokręcił głową, zaciskając swoje zakrwawione usta
w cienką linię.
– Bo niczego
nie chcesz mi wyjaśnić! Nawet nie dałeś mi szansy zrozumieć.
Może dałabym radę ci pomóc, wtedy nie musiałbyś...
– Nie zaczynaj
znowu – warknął, co sprawiło, że cofnęłam się o krok. – Tu
nie chodzi o nich – dodał sucho.
– Oczywiście,
że nie! – Wyrzuciłam ręce do góry, sfrustrowana tą samą
śpiewką. – Przecież oni nie są niczemu winni. To nie oni cię
pobili, to nie oni skrzywdzili Marco, to nie oni próbują mnie
nastraszyć, to nie oni wciągnęli cię w nielegalne wyścigi. –
Wymieniałam, patrząc na niego z zimną wściekłością.
– O niczym nie
masz pojęcia – uśmiechnął się ponuro i potarł sobie skroń,
co sprawiło, że na nowo popłynęła krew. – Dlaczego nie
pozwolisz mi...?
– Co? –
Spojrzałam na niego, przygryzając dolną wargę, żeby się nie
rozpłakać. – Na co mam ci pozwolić?
– Na zajęcie
się tym wszystkim. Dlaczego nie możesz po prostu mi zaufać?
– Zaufać? –
Zmarszczyła brwi. – Mam ci zaufać?
Daniel przymknął
oczy, ciężko oddychając i opuścił ramiona. Przez bardzo krótką
chwilę miałam ochotę do niego podejść, przytulić go i zapewnić,
że wszystko się w końcu ułoży. Ale za chwilę przypomniałam
sobie, dlaczego nie mogłam tego zrobić i westchnęłam ciężko.
– O jakim
zaufaniu mówisz? Nie zauważyłeś, że ono zniknęło? Przestałam
ci wierzyć już dawno temu. Po tych wszystkich twoich kłamstwach...
ja nie umiem ci zaufać.
– Ty też mi o
niczym nie mówiłaś – zaoponował.
– Kiedy miałam
ci cokolwiek powiedzieć, skoro albo cię nie było, albo leżałeś
naćpany?
Zacisnął ze
złości szczęki i wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami z
nieodgadnionym uczuciem.
– Pamiętasz,
gdy mówiłeś mi, że nie bierzesz? – Uniosłam brwi go góry. –
To było twoje pierwsze kłamstwo, a po nim zdarzyło się kolejne, i
kolejne, i kolejne... – Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę,
że łamie mi się głos. – Nie to sobie obiecaliśmy. – Moje
pełne łez oczy napotkały jego i przez moment patrzyłam na niego z
bólem. Otrząsnęłam się czym prędzej, zdając sobie sprawę, że
mój wybuch emocji sprawi tylko, że stracę nad sobą panowanie. –
Wiem, że nie naćpałeś się przez to, że nie radzisz sobie z
przeszłością. Mylę się? – Spytałam ciszej, dziwny błysk w
oczach mojego brata tylko potwierdził moje obawy. – I boję się
poznać prawdziwy powód. Ale chcę go poznać. Chcę wreszcie poznać
prawdę.
– Naprawdę
chcesz ją znać? Chcesz zmierzyć się z bólem towarzyszącym
odpowiedzią na twoje pytania? Jesteś na to gotowa?
Przełknęłam
głośno ślinę i uciekłam wzrokiem w bok. Pragnęłam prawdy
bardziej niż czegokolwiek w tej chwili. Znów chciałam zyskać
kontrolę nad otaczającym mnie światem.
– Tak –
wyszeptałam.
– Delilah,
ja... – zająknął się. – Tylko przez niewiedzę mogę cię
chronić.
– O czym ty
mówisz?
Daniel nie
odpowiedział. Patrzył mi prosto w oczy i nerwowo poruszał dłońmi.
– Nienawidzę
cię – syknęłam, czując pod powiekami piekące łzy. –
Nienawidzę.
– Dee –
jęknął. Nie wierzyłam jego zdesperowanemu spojrzeniu. – Jestem
twoim bratem.
– Nie. Już
nie. – Powiedziałam słabo i zamrugałam kilka razy, by odgonić
słone krople. Biorąc głęboki oddech, wyszłam z pokoju nawet nie
fatygując się, żeby posprzątać potłuczony kubek.
– Wyjaśnię ci
to – wymamrotał Daniel, gdy mijałam go w drzwiach. – Myślałem,
że robię dobrze, nie mówiąc ci o niczym, ale widocznie się
myliłem,
Zatrzymałam się
i zerknęłam na niego z ukosa. Staliśmy przez dłuższą chwilę w
miejscu, nie odzywając się ani słowem. Cisza panująca między
nami wydawała się tak głęboka i bolesna, że wręcz czułam jej
nacisk na mojej klatce piersiowej.
– Słucham –
oświadczyłam chłodno. – Jakim tym razem kłamstwem mnie
uraczysz?
Wszedł w głąb
salonu i przysiadł na kanapie, chowając twarz w poranionych
dłoniach. Jego klatka piersiowo unosiła się i opadała niemiarowo,
od czasu do czasu z jego gardła wydobyło się ciche sapnięcie
prawdopodobnie spowodowane bólem.
– Kto ci to
zrobił? – Skrzyżowałam ramiona na piersi, wbijając wzrok w jego
poszarpaną na plecach koszulkę. – To sprawka jednego z nich,
prawda?
– Nie –
bąknął i zerknął na mnie przelotnie. – To żaden z nich.
Wzniosłam oczy
ku niebu, licząc w myślach do dziesięciu, żeby się uspokoić,
ale to wcale nie pomagało. Nie spodziewałam się tego, że mi
cokolwiek wytłumaczy. Była pewna, że mnie zbędzie lub spróbuje
mi wcisnąć kolejne kłamstwo, żeby tylko dała mu spokój i nie
przeszkadzała w marnowaniu życia. A ja właśnie nie zamierzałam
tego robić. Choć miałam chęć przestać ingerować w jego złe
decyzję, wiedziała, że nie mogę dać za wygraną.
– Wciąż
czekam – oznajmiłam, idąc w jego stronę.
– To nie jest
takie proste. – Pokręcił głową. – Prawda nie jest taka
prosta...
– Jak kłamstwo?
– dokończyłam za niego, a on skinął głową i westchnął
ciężko.
– Pamiętasz
Jonathana Nixtona? – spytał przytłumionym głosem, wpatrując się
w swoje dłonie, na których zasychała krew.
Zmarszczyłam
brwi, kompletnie zbita z tropu jego pytaniem.
– Jak mogłabym
zapomnieć człowieka, który uratował mi życie? – wyszeptałam,
zaciskając oczy, ponieważ nagły przypływ wspomnień sprawił mi
ból.
– On nie żyje,
Dee.
– Co? –
sapnęłam słabo, patrząc uważnie na mojego brata.
Dotknęłam ręką
czoła i przymknęłam oczy. Wiadomość o śmierci człowieka,
któremu tak wiele zawdzięczałam, była dla mnie niespodziewanym
ciosem. Nie mogłam uwierzyć, że Jonathan mógłby nie żyć.
Przypomniałam sobie jego wielkie niebieskie oczy, gdy patrzył na
mnie z przerażeniem i równocześnie troską, okrywając mnie swoją
kurtką. Przypomniałam sobie, jak starał się rozmawiać ze mną,
kiedy czekaliśmy na karetkę, jak wypytywał, czy nic mi nie jest.
Człowiek, dzięki któremu żyłam, był martwy, mimo że nie
zasługiwał na śmierć. Był najodważniejszym i
najszlachetniejszym mężczyzną, jakiego poznałam w swoim krótkim
życiu. On na to nie zasługiwał.
– Skąd to
wiesz? Jak umarł?
– Chcesz
najpierw poznać wersję oficjalną czy nieoficjalną?
– Oficjalną. –
Z trudem przychodziło mi powstrzymywanie napływających łez, gdy
myślałam o Jonathanie.
– Popełnił
samobójstwo. Jego ciało znaleziono w mieszkaniu z kulką w głowie
i pistoletem w ręce. – Daniel złapał mnie za dłoń i delikatnie
ścisną, dodając mi otuchy.
– Boję się
zapytać o wersję nieoficjalną – wymamrotałam, zabierając swoją
rękę.
Chłopak
przełknął ślinę i zwilżył popękane usta językiem, po czym
wziął głęboki oddech, który spowodował grymas na jego twarzy.
– Morderstwo.
Pokręciłam
przecząco głową, ponieważ nie chciałam dopuścić do siebie tego
słowa.
– Skąd ty
to...
– Ty włamałaś
się do szkolnej kartoteki, a ja do policyjnej. – Wzruszył
ramionami, unikając mojego spojrzenia. – I uprzedzę twoje kolejne
pytanie. Nie zmusił mnie do tego Luke albo Ashton.
– Dlaczego
mówisz mi o Jonathanie? Co on ma wspólnego z tym, co się dzieje z
tobą?
– Nie spytałaś,
kto mógłby go zamordować – zauważył, pocierając nerwowo
dłońmi swoje spodnie.
– On popełnił
samobójstwo. – Zaoponowałam.
– Druga wersja
mówi coś innego.
– Drugą wersję
wymyślił pewnie jakiś policjant z wybujałą wyobraźnią –
syknęłam, mając dosyć bezsensownych aluzji mojego brata.
– Czyżby?
Jonathan nie miał powodu do odebrania sobie życia, doskonale o tym
wiesz. Miał żonę, dzieci i wreszcie otworzył restaurację, o
której zawsze marzył. Myślisz, że wpakowałby sobie kulkę w łeb,
zostawiając rodzinę bez gorsza przy duszy?
Zacisnęłam
usta, nie umiejąc znaleźć kontrargumentu.
– Jednak dowody
na to wskazują.
– Dowody –
prychnął rozzłoszczony. – Wygodniej jest stwierdzić samobójstwo
niż bawić się w szukanie mordercy.
– Nadal nie
wiem, jaki to ma związek z tobą – warknęłam zniecierpliwiona
jego zbaczaniem z tematu.
– Zastanów
się, Delilah. – Złapał mnie za ramiona i spojrzał na mnie z
desperacją w oczach. – Kto chciałby śmierci Jonathana.
– Nie mam
pojęcia – sarknęłam, wyrywając się z jego rąk.
– On też
dostawał głuche telefony – mruknął ciszej. – Jemu również
zdawało się, że jest obserwowany...
– Skąd to niby
wiesz? – Wstałam z kanapy, ponieważ nie mogłam usiedzieć w
miejscu, gdy słuchałam jego fałszywych historyjek.
– Pamiętasz,
kiedy pojechałam do Bankstwon?
– Nie byłeś
wtedy w Bankstown.
– Właśnie.
Pojechałam do Central Coast, ponieważ dowiedziałem się o śmierci
Jonathana. Chciałam dowiedzieć się, co się stało. Rozmawiałem z
jego żoną.
– Nic nie
rozumiem. – Podniosłam głos, lustrując twarz mojego brata
lodowatym wzrokiem.
– Bo nie chcesz
zrozumieć! – Poderwał się z kanapy, wymachując rękami. –
Wysil się, kto chciałby śmierci Jonathana?
– To niemożliwe
– szepnęłam po chwili martwej ciszy. Pokręciłam głową, biorąc
głęboki wdech.
– On wrócił –
powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
– Kto? Chyba
nie mówisz o...? Nie. – Ściągnęłam brwi i zacisnęłam dłonie
w pięści. Pokręciłam przecząco głowa, nie dopuszczając do
siebie słów Daniela. – Daj mi jeden powód, dla którego powinnam
ci uwierzyć.
– Naprawdę mam
wypowiedzieć jego imię na głos? – wrzasnął, tracąc panowanie
nad sobą. – Nie chcę cię ranić.
– Już to
robisz! Jeden cios w te, czy w te nie zrobi różnicy.
– Nie wierzysz
mi... – Przygarbił się.
– Po tym
wszystkim, co mi zrobiłeś... nie. Skąd mogę mieć pewność, że
to nie kolejna próba dania mi nauczki przez Luke'a i jego
popieprzonych przyjaciół? Możesz kłamać, tylko po to, by im
zaimponować.
– Nie
okłamałbym cię w tej sprawie! – Wykrzyczał, jednak jego głos
zadrżał. – Nie w tej sprawie – powtórzył ciszej, tracąc
siły.
Trzęsącymi się
dłońmi odgarnęłam kilka kosmyków z mojej twarzy, starając się
poukładać sobie to wszystko w głowie. Nie patrząc na Daniela,
powoli kierowałam się w stronę wyjścia z salonu.
– Chciałaś
prawdy, więc ją dostałaś. Ostrzegałem, że może być
nieprzyjemna.
– Nie dostałam
prawdy tylko kolejny stek bzdur! – Wybuchnęłam, odwracając się
w jego stronę. – Chcę wreszcie dowiedzieć się, co się dzieje!
Chcę konkretnych odpowiedzi na moje pytania! Nie pytałam cię o
Jonathana tylko o twoje zachowanie! Więc przestań pieprzyć, że
powiedziałeś mi prawdę, bo tego nie zrobiłeś.
–
Podejrzewałaś, że coś jest nie tak już dużo wcześniej. Jestem
pewien, że choć przez krótką chwilę myślałaś o tym, że
wrócił. Nie widzisz, że to wszystko układa się w logiczną
całość? – Również podniósł głos, podchodząc do mnie.
– On jest w
więzieniu! – Jęknęłam sfrustrowana. – Wymyśliłeś bajkę,
że powrócił tylko, dlatego żeby chronić swoich nowych kumpli.
– On pragnie
zemsty. Poza tym jaką masz pewność, że nadal siedzi?
– Tata przecież
monitoruje jego losy. Powiedziałby mi, gdyby coś było nie tak...
– Delilah, on z
nami prawie nie rozmawia! Jest tak zajęty pracą, że pewnie nie
zwraca na niego uwagi.
Opuściłam
głowę, pozwalając moim miękkim włosom zakryć mi twarz. Wydęłam
usta, intensywnie myśląc o tym, co usłyszałam od Daniela, a co
nie mogło być prawdą. On nie mógł wyjść z więzienia, ponieważ
musiał odsiedzieć jeszcze kilka lat, które mu zostały. Nawet
dobre sprawowanie nie pomogłoby mu, ponieważ zbrodnie, których
dokonał były zbyt krwawe. Zresztą Sąd nie zgodziłby się choćby
na przepustkę dla niego na święta. Nie po tym, co zrobił. Zapewne
nadal gnił w więzieniu, ale słowa mojego brata dały mi do
myślenia.
Miał rację.
Wszystko układało się w logiczną całość. On mógłby zabić
Jonathana, by zemścić się na nim za to, że przeszkodził mu w
jego planach. Byłam przekonana, że pałał do mnie jeszcze większą
nienawiścią niż do niewinnego Jonathana, ponieważ nie dostał
tego, czego ode mnie pragnął najbardziej, a o czym myśl sprawiała,
że robiło mi się niedobrze i łzy mimowolnie napływały mi do
oczu. Gdy zamknęłam oczy znów znalazłam się w ciemnej, mokrej i
cuchnącej uliczce na przedmieściach Central Coast, znów krzyk
rozdzierał moje gardło, mimo że nie było szansy, by ktokolwiek go
usłyszał, znów rzuciłam się do ucieczki, głośno szlochając i
błagając Boga, żebym nie musiała zakończyć swojego życia w
obskurnej alejce.
– Dee...
– Nie –
szepnęłam drżącym głosem. – To nie może być prawda.
Daniel objął
mnie ramieniem i posadził na kanapie. Usiadł koło mnie i niepewnie
przysunął się do mnie.
– Oboje wiemy,
że jednak jest.
– Nie.
– Nie pozwolę
mu cię skrzywdzić, rozumiesz? – Potrząsnął moim ramieniem,
zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy. – Dlatego się z nimi
zaprzyjaźniłem. Żeby cię chronić.
– To
absurdalne! – Mimo że próbowałam podnieść głos, wcale mi się
to nie udało. Z mojego gardło wydobyło się tylko gniewne
sapnięcie. – Przecież to tylko głupie dzieciaki.
– Są kimś
więcej niż myślisz. Mówi ci coś nazwa The Snipers?
– The co? –
Zmarszczyłam brwi. – Co ma do tego jedna z twoich gier?
Westchnął
zrezygnowany i więcej nie zabrał głosu. W milczeniu przypatrywał
mi się z nieukrywaną troską, czasem podnosił dłoń, jakby chciał
pogłaskać mnie po głowie, jednak zaraz ją opuszczał. Za wszelką
cenę tamowała łzy, które uparcie cisnęły mi się pod powieki.
Danie również wyglądał jakby za chwilę miał się rozbeczeć jak
małe dziecko. I nim zdążyłam zareagować, objął mnie
przyciskając swoją twarz do mojego ramienia.
– Przepraszam.
Przecież wiesz, że nie skrzywdziłbym cię... musiałem to zrobić,
żeby oni mi zaufali, żebym stał się jednym z nich... Delilah,
jesteś moją siostrą – wydukał niewyraźnie. – Tylko ty
trzymasz mnie na tym świecie. – Spojrzał na mnie z ponurym
wyrazem twarzy i odsunął się ode mnie. – Musisz mi zaufać.
– Potrzebuję
czasu – burknęłam i podniosłam się z kanapy. Wierzchem dłoni
starłam łzy z policzków i wzięłam głęboki oddech, by wziąć
się w garść.
– Nie mamy
czasu. On wie, gdzie mieszkamy. Grozi ci niebezpieczeństwo...
– Nie. –
Uniosłam rękę do góry. – On nadal jest w więzieniu. Gdyby było
inaczej, wiedziałabym o tym.
– Ty o niczym
nie wiesz.
– Do czasu.
Sądziłam, że
gdy prześpię się z tym, co powiedział mi mój brat wszystko ułoży
mi się w głowie w jedną logiczną całość. Jednak tak się nie
stało, ponieważ w nocy nie zmrużyłam oka i gapiłam się w sufit
wciąż na nowo przywołując słowa Daniela, jakby kryło się w
nich drugie dno. Rano, gdy mój pokój zalała fala jaskrawego
światła, zdawało mi się, że wczorajsza rozmowa nie miała
miejsca i była wytworem mojej paranoicznej wyobraźni. Wszystko
robiłam automatycznie. Nie umiałam przypomnieć sobie, jak
znalazłam się w kuchni pijąc kawę lub jak Daniel znalazł się
przede mną, kiedy miałam zamiar iść do siebie.
– Del, wszystko
gra?
Zamrugałam, by
wybudzić się z odrętwienia i spojrzałam na niego, wzdychając
głęboko.
– Musimy
wyjaśnić sobie kilka spraw.
Skinął głową
i przybrał niepewną minę.
– Skąd wiesz,
że włamała się do szkolnego archiwum? – spytałam, zagryzając
dolną wargę. Nie podobało mi się to, że o tym wiedział.
– Luke mi o tym
powiedział Chciał wiedzieć co tam robiłaś. – Wzruszył
ramionami. – Ale chyba oboje się domyślaliśmy. Chciałaś poznać
jego akta, prawda?
Sapnęłam
gniewnie, odwracając wzrok. A Daniel tylko cicho westchnął.
– To, co
wydarzyło się w tym samym czasie w sekretariacie nie jest sprawką
Luke'a. Nie wiemy, kto się tam włamał, ale pracujemy nad tym.
Delilah, to może być naprawdę bardzo ważne. Powinnaś powiedzieć
nam, co wtedy widziałaś. Powinnaś powiedzieć nam wszystko, co w
ostatnim czasie cię zaniepokoiło.
– Nam? O
jakich nas mówisz? Chyba nie chodzi co o....? Nie wierzę! –
Wyrzuciłam ręce do góry. – Daniel, w co ty się bawisz? Najpierw
Jonathan, powrót jego, a teraz oni. O co w tym wszystkim
chodzi?!
– Myślałem,
że wczoraj wszystko ci wyjaśniłem...
– Niczego mi
nie wyjaśniłeś! I wiesz co? Mam tego dosyć. Nie chcę słuchać
twoich kolejnych kłamstw. – Z trudem opanowałam się i przybrałam
obojętny wyraz twarzy.
Z jego wyjaśnień
nic nie trzymało się kupy, nic nie miało sensu, wszystko było tak
absurdalne i niemożliwe, że nie mogłam tego dłużej słuchać. I
choć do teraz jakaś malutka cząstka mnie wierzyła mu, przestała.
Przestałam mu ufać i postanowiłam, że już nigdy tego nie zrobię.
Nie zaufam ponownie mojemu własnemu bratu.
Od autorki: witam po dwóch tygodniach. Czy tylko dla mnie były one tak bardzo długie i męczące?
Jak wrażenia po rozdziale? Tak, wiem, wiem, nie było w nim Luke'a i pewnie za nim tęsknicie. Ale ten rozdział jest bardzo ważny, zawiera wiele istotnych wątków i jest jakby filarem całego opowiadania. Mam nadzieję, że wzbudziłam waszą ciekawość jeszcze bardziej!A w następnych rozdziałach wszystko jeszcze bardziej się pokomplikuje!
Jak myślicie, co ukrywa Daniel? Czy wreszcie jest szczery? I co tak naprawdę stało się trzy lata temu?!
Jak myślicie, co ukrywa Daniel? Czy wreszcie jest szczery? I co tak naprawdę stało się trzy lata temu?!
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Może jak dobrze pójdzie, to za tydzień, ale nie obiecuję. Mój laptop wyłączył się w środku pisania i straciłam dwa rozdziały, które czekały na małą poprawę. Załamałam się, gdy okazało się, że nie mogę ich odzyskać.
Jeszcze takie małe przypomnienie:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
All the love,
Minette
PS. Czy tylko ja kocham Seana?
PS. Czy tylko ja kocham Seana?
Jeden z moich ulubionych rozdziałów! Cieszę się, że był on głównie z Dee i Danielem i, że w końcu rozmawiali ... jak to zrobili, tak to zrobili, ale brakowało mi ich. Myślę, że Daniel jest szczery. Ja też kocham Seana <333 Jeju, współczuję, że straciłaś te rozdziały :( Mam nadzieję, że dasz radę dodać nowy w poniedziałek. xx
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, co napisać, więc napiszę po prostu <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Ciągle trzymał w napięciu. Czekam z niecierpliwością na następny.
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kolejny rozdział? Nie mogę się go doczekać :-)
OdpowiedzUsuńPostaram się, by rozdział pojawił się jakoś pod koniec tygodnia, ale niczego nie obiecuję x
Usuń