Rozdział 24

Lucas złamał wszystkie możliwe przepisy drogowe, jadąc gdzieś na drugi koniec miasta. Dzielnica miasta, w której obecnie się znajdowaliśmy nie należała do bogatszych. Przy ulicach stały szare, małe domki, było tu mało traw i drzew. Wszędzie panowała smutna szarość. Nawet grupka dzieciaków, które palili papierosy, siedząc na krawężniku, była dziwnie szara i przytłumiona.

Zatrzymaliśmy się przed jednym z niczym niewyróżniających się domów. Spojrzałam na Luke, a następnie przeniosła wzrok na mały domek. Dookoła panował spokój, jednak nie należał on do tych przyjemnych, raczej do tych pełnych napięcia i niepokoju.

Lucas zapytany przeze mnie o Chrisa, odpowiedział tylko, że kiedyś byli przyjaciółmi. Jednak los chciał, żeby ich ścieżki się rozeszły. Nie mówił o Christopherze źle, wręcz przeciwnie – mówił w taki sposób, jakby był dla niego kimś ważny, kimś, kto wiele dla niego zrobił. Może też dlatego Luke teraz wyglądał tak, jakby miał komuś przyłożyć w twarz.

Kiedy stanęliśmy przed brązowymi obdrapanymi drzwiami do domu Chrisa, ponownie na siebie spojrzeliśmy. Luke nie protestował, kiedy wysiadłam z auta i poszłam razem z nim. Nie chciał wszczynać kolejnej kłótni. A ja nie miałam siły na kolejną sprzeczkę. Czułam już i tak zbyt wiele adrenaliny i strachu w moich żyłach. Gdy Lucas zapukał do drzwi, odpowiedziała nam martwa cisza. Ponowił próbę, jednak i tym razem nikt nie pofatygował się, by nam otworzyć. Chłopak przeklął i rozejrzał się po małym ogródku.

– Jest jego samochód, więc i on musi być w domu – mruknął tylko i ponownie uderzył w drzwi.

Znów nikt nie odpowiedział, a Luke coraz bardziej się niecierpliwił. Położyłam dłoń na klamce i nacisnęłam. Drzwi ustąpiły bez żadnego oporu i mogliśmy zobaczyć zagracony korytarz. Luke pierwszy wtargnął do środka, krzycząc imię swojego przyjaciela, natomiast ja zostałam w małym korytarzyku i niepewnie przestępowałam z nogi na nogę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Coś tutaj nie grało. Nie umiałam określić co, ale coś zdecydowanie było nie tak. Chris nie odpowiadał na wołania Luke'a, mimo że potencjalnie powinien być w domu, bo jego samochód stał na zewnątrz. Poza tym otwarte drzwi wejściowe wyglądały równie podejrzanie.

– Nigdzie go nie ma! – krzyknął do mnie Luke gdzieś z głębi domu.

Jęknęłam poddenerwowana i rozejrzałam się po ciasnym przedpokoju i korytarzu. Było tutaj mnóstwo papierów i kartonów, drzwi od szafy były otworzone, a jej zawartość wysypywała się na podłogę. Zrobiłam kilka kroków na przód i zatrzymałam się gwałtownie.

– Luke! – wrzasnęłam głośno.

Po mojej lewej stronie znajdowały się uchylone drzwi, przez szparę mogłam zobaczyć jasne płytki. Już miałam tam wejść, gdy mój wzrok zarejestrował, że na jasnych płytkach znajdowała się bordowa ciecz. Momentalnie cofnęłam się kilka kroków, wpadając na szafę.

– LUCAS!

Hemmings pojawił się obok mnie za kilka sekund i spojrzał na drzwi, w które wbiłam przerażony wzrok. Nie zawahał się ani chwili. Popchnął drzwi i wkroczył do środka. Martwa cisza panująca dookoła nas stała się cięższa niż wcześniej. Luke stał w drzwiach i zasłaniał mi widok na wnętrze pomieszczenia. Nie ruszał się, nie drgnął mu nawet jeden mięsień.

Biorąc głęboki wdech, ruszyłam spod szafy. Nie chciałam tam wchodzić. Pragnęłam wziąć nogi za pas i już nigdy tu nie wracać. Miałam dosyć ciężkiego zapachu zgnilizny i przerażającej ciszy, która panowała między ścianami tego mieszkania. Krew szumiała mi w uszach, gdy niepewnie dotknęłam ramienia Luke'a, by zrobił mi miejsce.

– Luke? – wyszeptałam coraz bardziej panikując.

Nawet nie drgnął.

– Wyjdź stąd jak najszybciej.

Chciałam go posłuchać. Pierwszy raz w życiu, wiedziałam, że powinnam zrobić to, co mi kazał. Tylko nie mogłam. Moje nogi nie pozwoliły mi na to. Stałam w miejscu, z dłonią na ramieniu Lucasa, ponieważ czułam, że nie mogłam go tutaj zostawić. To głupie uczucie nie miało żadnego sensu, jednak zawładnęło mną i nie umiałam go przezwyciężyć. Zamiast odwrócenia się i opuszczenia tego domu, stanęłam na palcach i spojrzałam ponad ramieniem Luke'a na łazienkę.

– Boże – wyrwało się tylko z moich ust.

Cała łazienka była ubrudzona bordową lepką cieczą. Lustro, wanna, umywalka, podłoga, ręczniki. A pośrodku leżała postać człowieka.

Zacisnęłam powieki i mocniej złapałam się ramienia Lucasa. Mój mózg jednak wciąż wyświetlał mi obraz masakry, która znajdowała się kilka centymetrów przede mną. Uścisk w żołądku spowodował, że zrobiło mi się niedobrze.

To nie mogło dziać się naprawdę.

– Musimy stąd iść – powiedziała, nim moim ciałem targnął szloch. – Luke! Musimy stąd iść! Słyszysz?! – Moje krzyki nie przynosiły żadnych rezultatów. – Nie możesz już mu pomóc. Proszę, Luke, musimy uciekać.

Szarpałam go za rękaw od bluzy, głośno szlochając. Nie mogliśmy tu dłużej zostać. Ja nie mogłam. Nie mogłam patrzeć na martwe, zakrwawione ciało człowieka. Nie mogłam znieść widoku jego martwych oczu utkwionych w suficie. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Może przeczucia się sprawdziły. Wszystko było nie tak.

Nawet gęsta cisza dookoła nas została zakłócona przez dziwny odgłos.

– Luke, słyszysz to? – spytałam, próbując opanować swój głośny szloch.

Wsłuchiwał się w ten odgłos przez kilka sekund. Kiedy spojrzał mi w oczy, wiedziałam już, że jest bardzo źle.

– Uciekaj, już! – wrzasnął i sam rzucił się do ucieczki.

Wyrzut adrenaliny sprawił, że resztkami sił znalazłam się na zewnątrz budynku w kilka chwil. Odgłos pikania rozbrzmiewał w moim mózgu wciąż na nowo i na nowo, powodując, że biegłam jeszcze szybciej. Zimne palce Lucasa, które ściskały moją dłoń nagle znikły, więc odwróciłam się. Stał przed domem swojego przyjaciela i ciężko oddychał. Patrząc na jego twarz, zrozumiałam, że żegnał się z Christopherem, by za chwilę ponownie rzucić się do ucieczki.

Otwieraliśmy drzwi do samochodu Luke'a, gdy ogromny huk rozdarł grobową ciszę. Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, a hałas sprawił, że upadłam na kolana. Kilkanaście metrów przed nami w miejscu, gdzie stał dom Christophera, była teraz jedna wielka kula ognia i dymu. Obraz przed moimi oczami zamazał się i poczułam pieczenie w gardle. Minęło kilka sekund nim pierwsze oszołomienie minęło i zastąpiła je panika. Krzyk Luke'a przebił się do mojej świadomości, zmuszając mnie do podniesienia się i wejścia do samochodu. Nie minęło kilka sekund, a my już zostawiliśmy dom Christophera w tyle za nami.

Oboje byliśmy zbyt oszołomieni tymi wydarzeniami, żeby odezwać się choć słowem. Pozwoliłam sobie na cichy płacz, wciskając głowę w siedzenie. Nie znałam Chrisa, jednak to nie zmieniało faktu, że kolejna niewinna osoba ucierpiała przeze mnie. Wyrzuty sumienia zwielokrotniły się, gdy na chwilę spojrzałam w oczy Luke'a. Jego przyjaciel zginął przeze mnie.

Lucas zatrzymał samochód na poboczu i zacisnął oczy. Gdy je otworzył, moje serce boleśnie zabiło. Uczucie bólu w błękitnych oczach rozrywało moje serce na strzępy. Pierwszy raz widziałam tak intensywne uczucie. Lucas nie próbował udawać, że nic się nie stało. Widział swojego przyjaciela martwego. Mimo że milczał, mogłam wyczytać z jego twarzy, że obwiniał siebie za to, co się wydarzyło. Że przyjechał za późno i nie zdążył mu pomóc. Jego wargi drgały, jakby chciał głośno załkać, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięki. Posłał mi ostatnie spojrzenie i wyszedł z samochodu.

Otarłam łzy i chciałam wysiąść za nim. Nie zrobiłam tego. Lucas stał kilka metrów przed samochodem i zaciskał pięści na swoich włosach. Cierpiał. Nie ukrywał tego. Był kolejnym kruchym człowiekiem, którego przerastał świat i który cierpiał. Jak mogłam brać go za człowieka wyzutego z uczuć, skoro on je tylko chował pod maską obojętności? Każdy z nas ma uczucia, więc dlaczego sądziłam, że Luke ich nie miał? Żałowałam, że musiała się wydarzyć tak straszna rzeczy, żeby zrozumiała, że Lucas Hemmings był rozbity i zagubiony w swoich życiu jak nikt inny. Udawał, że wszystko ma pod kontrolą i nic go nie złamie. Nawet przebywanie w tak okrutnym świecie nie mogło go zahartować przed śmiercią przyjaciela. Mur, który stawiał, by odgrodzić swoje uczucia pękł. Nie był już tym samym Lukiem, z którym miałam do czynienia na szkolnym festynie czy na wyścigach samochodowych. Był słabym i zniszczonym emocjonalnie człowiekiem.

Objęłam się ramionami i patrzyłam jak Luke wciąż ciągnie się za włosy, jakby chciał sprawić sobie ból, by choć przez chwilę nie musieć odczuwać palącego cierpienia w jego sercu. Palenia nasiliło się również w moim sercu. Nie potrafiłam udźwignąć tego, co działo się w moim życiu. Niewinni ludzie cierpieli przez moją przeszłość. Nie mogłam uciec od tego, co mnie spotkało. Przeszłość jednak powinna dorwać tylko mnie, a nie ludzi, który przypadkowo mieli ze mną coś wspólnego. Przed oczami wciąż widziałam bladą twarz Christophera i czerwoną ciecz, którą ociekała jego łazienka. Tylko potwór mógłby zrobić tak okrutną rzecz. A Gacy był potworem.

Kiedy Luke wrócił do samochodu znów miał kamienny wyraz twarz, jednak jego przekrwione oczy oznaczały, że próbował odbudować mur w swoim umyśle, który kilka minut temu runął.

Chciałam coś zrobić. Cokolwiek. Byleby tylko nie musieć patrzeć w jego oczy.

– To nie twoja wina – powiedział cicho i odwrócił wzrok.

Zacisnęłam zęby, a kolejne łzy popłynęły z moich oczu. To była moja wina. Wszystko, co działo się w ostatnim czasie było moją winą. Świadomość, że tylu ludzi cierpiało przeze mnie była jak gwóźdź wbity w mój umysł. Myślałam o tym każdego dnia i każdego dnia chciałam to wszystko jak najszybciej zakończyć. Zrobić to, co już dawno powinnam była zrobić. Stawić czoła swojemu koszmarowi i przestać uciekać.

W domu The Snipers byli wszyscy jego członkowie, nawet Jared. Domyśliłam się, że czekali na nas, a gdy tylko nas zobaczyli, od razu ich miny stężały.

– Chris nie żyje. – Głos Luke'a był beznamiętny.

Usiadłam koło Daniela i zacisnęłam oczy, słuchając, jak Luke opowiadał o tym, co się stało. Nie chciałam widzieć ich twarzy. Bałam się, że zobaczyłabym na nich emocje, które niedawno widziałam na twarzy Luke'a. Nie zniosłabym tego.

Wszyscy długo milczeli. A ja uparcie zaciskałam powieki, wyobrażając sobie, że wcale mnie tu nie ma. Jednak byłam częścią tego.

– Musimy znaleźć skurwiela, który go zabił – odezwał się w końcu Ashton.

– Nie wiemy, kto go zabił – wtrącił Calum.

– Wiemy. To Gacy.

Wbili we mnie swoje oczy. Najwidoczniej nie spodziewali się, że zabiorę głos.

– Dlaczego on miałby to robić? – spytał Calum. – Chris nie był w to zamieszany.

– Może coś wiedział... – Zamyślił się Jared. – Przecież nikt nie wrobiłby go w gwałt bez żadnej przyczyny. Chris może spieprzył kilka spraw, ale zawsze dbał o nasze interesy. Może wiedział zbyt dużo i dlatego Gacy się go pozbył? – Nikt nie wydawał się przekonany co do jego teorii, więc ciągnął dalej. – Pomyślcie tylko. Gacy wiedział, że my jako pierwsi dowiemy się, że ktoś wrobił Chrisa i pojedziemy do niego. Pozbył się nie tylko Chrisa, ale całego jego domu, wszystkich dokumentów i komputerów.

– Nie rozumiem – wyznałam cicho i zmarszczyłam brwi. – Dlaczego nie wysadził jego domu od razu, albo nie zabrał ze sobą jego rzeczy? Poza tym nie rozumiem, jak udało mu się wysadzić jego dom. Stałam w korytarzu kilka minut i nie słyszałam odgłosu pikania, pojawił się dopiero, gdy zobaczyliśmy...

– Jak weszliśmy do łazienki – dodał Lucas i zerknął na mnie. – Otwierając drzwi, uruchomiliśmy ładunek.

– On nie chciał pozbyć się tylko Chrisa – powiedział Xavier.

Znów zapanowała cisza. Chłopaki posyłali sobie spojrzenia, a ja domyśliłam się, że coś planują. Pewnie jeszcze kilka dni temu chciałabym wiedzieć co, ale teraz pragnęłam znaleźć się jak najdalej stąd. Nie byłam częścią ich rzeczywistości i nie chciałam słuchać o odwecie, który prawdopodobnie zamierzali podjąć.

– Michael. – Xavier skinął do przyjaciela, a ten od razu zrozumiał, o co chodziło.

Ja też, więc wstałam i wyszłam z pokoju, nie patrząc na żadnego z nich.

– Przykro mi z powodu Chrisa – wyszeptałam po kilku minutach jazdy. Czułam, że byłam im winna chociaż tyle. – Przykro mi, że przeze mnie...

– Delilah.

– Ktoś musi powiedzieć to na głos, Mike. Gdyby nie ja, Chris wciąż by żył.

Michael westchnął i zerknął na mnie kątem oka.

– Delilah, to nie Gacy zabił Chrisa i podłożył ładunek...

– Co? Ale...

– Posłuchaj, Gacy nie jest sam. Daniel miał rację, współpracuje z kimś, a my domyślamy się z kim. Na razie tylko tyle mogę ci powiedzieć.

Ta informacja zmroziła mi krew w żyłach. Dlaczego Gacy miałby kogoś potrzebować? Po co cała ta szopka? Dlaczego nie skupił się tylko na dorwaniu mnie, a zamiast tego na niewinnych ludziach? To nie miało dla mnie w tej chwili sensu. Po co to wszystko?

– Czy to ten gang motocyklistów? – spytałam. – Czy może ten Singh, o którym kiedyś mówiłeś? Kim on jest?

– Singh był kiedyś jednym z nas, ale... hm... rozdzielił nas konflikt interesów. Dostał od nas ostrzeżenie i miał nam nie wchodzić w drogę, ale ostatnio coraz częściej pojawia się w mieście. – Zamilkł, ponieważ zdał sobie sprawę, że wyjawił mi za dużo.

– To on miał kopię mojego prawa jazdy. – Przypomniałam sobie.

Mike skinął głową, ale nic nie powiedział.

– Po co mu ona była?

Zapytałam choć powoli domyślałam się odpowiedzi.

– Mike, muszę wiedzieć. Czy on współpracuje z Gacym?

Skrzywił się i westchnął. Zdawałam sobie sprawę, że Xavier zabronił im mówić mi o takich rzeczach, ale ta sprawa dotyczyła mnie i miałam prawo wiedzieć.

– Prawdopodobnie tak. Nie wiemy tylko skąd wziął twoje prawo jazdy. Mieliśmy go cały czas na oku, a on nie kręcił się nawet w twoim pobliżu.

– Więc od kogoś musiał je dostać – wyszeptałam. Coraz więcej rzeczy nabierało sensu. – A to oznacza, że Gacy i Singh mają jeszcze jednego wspólnika.

– Kogoś, kto włamał się do szkolnego sekretariatu i twojego domu.

Wstrzymałam oddech. Tego było za dużo. Zdecydowanie za dużo. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, starając się rozgryźć tożsamość trzeciej osoby, którą znałam. Jednak nikt nie pasował mi do tego opisu. Żaden z moich przyjaciół i bliższych znajomych nie mogli współpracować z kimś takim, jak Gacy.

– Problem w tym, że powoli kończą nam się tropy i nie mamy punktu zaczepienia – wytłumaczył mi Mike.

– Może Jessika bedzie coś wiedzieć. – Zamyśliłam się. Bałam się ponownego spotkania z nią, ale to, co wiedziała mogło mieć kluczowe znaczenie. – W końcu go widziała, może mogłaby nam jakoś pomóc.

– Możesz spróbować – odparł tylko.

Mike nie wyglądał dobrze. Ten dzień był ciężko dla nas wszystkich i cieszyłam się, że wreszcie dobiega końca. Choć zdawałam sobie sprawę, że jutro rano nic się nie zmieni, będzie mogło być tylko gorzej.

Mike zatrzymał się pod moim domem i spojrzał na swój telefon. Uważnie obserwowałam jak wyraz jego twarzy ulega zmianie. Po chwili przeniósł wzrok na mnie.

– Dan zostaje u nas na noc.

Pokiwałam głową, czując mdłości.

– Dobrze by było gdybyś jutro została w domu – dodał.

Popatrzyłam na niego z przerażeniem.

– Michael, nie wiem, co planujecie, ale proszę, nie pozwól, by Danielowi stała się krzywda. – Wbiłam swoje oczy w twarz Michaela, wysyłając mu niemą prośbę.

– Nie martw się. Daniel nie da się zabić, wiedząc, że wciąż grozi ci niebezpieczeństwo.

~~~~~~~~~~~~~~

chciałabym podziękować wszystkim, którzy wciąż tu są

nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy

widzimy się wkrótce

Minette

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Neva