Rozdział 25



Zrobiłam tak, jak mówił Michael. Nie poszłam do szkoły. Bałam się wyjść z domu. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak idę szkolnym korytarzem pełnym głośnych nastolatków, którzy nie mieli pojęcia, jakie piekło działo się dookoła nich. Nie dałabym rady udawać, że wczorajsze wydarzenia nie miały miejsca. Śmierć Christophera była tak realna, że wciąż widziałam jego martwe, nieruchome oczy, gdy zamykałam swoje. Dlatego nie zasnęłam tej nocy, lecz mimo to nawiedzały mnie nocne koszmary. Od pewnych rzeczy nigdy nie zdołam uciec. A nocne koszmary będą już częścią mojego życia.

– Delilah! Jesteśmy w ostatniej klasie, czekają na nas egzaminy końcowe, a ty nie przychodzisz do szkoły, bo się nie wyspałaś? – Chloe wbijała we mnie swoje niebieskie oczy, wpadając w coraz większa irytację. – Co się z tobą dzieje? Jest coraz gorzej! To przez Daniela, prawda?

– Nie, Chloe, to nie przez niego.

– Więc może przez Hemmingsa? – Uniosła brew do góry, a ja westchnęłam.

Wiedziałam, że nie odpuści i tym razem nie pozbędę się jej tak łatwo. Z coraz większym trudem przychodziło mi okłamywanie jej, jednak wyznanie prawdy nie wchodziło w grę. Nadal musiałam udawać, że jest w porządku. Nie mogłam jej powiedzieć tego, że Gacy wrócił i wraz z obcymi ludźmi krzywdzi innych, tylko po to, by do końca mnie zniszczyć.

– Czy możesz wreszcie ze mną porozmawiać tak jak dawniej?

– Masz ochotę posiedzieć na klifach?

Chloe zgodziła się, choć zrobiła to niepewnie. Nie mogłam jej winić, skoro to miejsce było dla nas dwóch szczególnie ważne. To właśnie tam powierzałyśmy sobie swoje największe tajemnice oraz dzieliłyśmy się problemami, z którymi nie mogłyśmy sobie poradzić. Sama na myśl o tym, że znów mamy się tam znaleźć, sprawiała, że mój żołądek zaciskał się boleśnie.

Co niby miałam jej powiedzieć, gdy już dojedziemy na miejsce? Czy umiałabym wyznać jej prawdę i wciągnąć ją w bagno, w którym brodziłam od kilku tygodni? Choć Gacy dał mi wyraźny znak, że moi przyjaciele mogą stać się jego celem, uważałam, że lepiej dla nich byłoby gdyby o niczym nie wiedzieli. Mimo że traciłam resztki nadziei, wciąż wydawało mi się, że to wszystko zaraz się skończy. Że cały ten koszmar zniknie. Że nie będę żyła w ciągłym strachu o życie moich najbliższych.

Zerknęłam na Chloe. Kiwała głową w rytm piosenki lecącej w radiu i wpatrywała się w drogę. Przed nami zaczynały piętrzyć się klify Watson Bay. Niebo było szaroniebieskie, a silny wiatr pędził po nim chmury. Przez otwarte okna wpadało wilgotne powietrze, niosąc ze sobą zapach morza. Wszystko było takie przytłumione, odgłosy wiatru cichsze, a zapach soli słabszy. Panował spokój.

Niezmącony spokój dzisiejszego zdławionego dnia przerwał pisk opon, gdy Chloe gwałtownie wcisnęła hamulec. Samochodem szarpnęło, i gdyby nie pas bezpieczeństwa, rozbiłabym sobie głowę o deskę rozdzielczą.

– Co się stało? – Spojrzałam na Chloe, a za chwilę na drogę.

Kilka metrów przed nami w poprzek drogi stał motor, o który opierał się mężczyzna w skórzanym kombinezonie.

– Może ma awarię. – Chloe wzruszyła ramionami. – A może chce mój numer telefonu. – Na jej usta wkradł się nikły uśmiech.

– Chloe, czekaj! – zaoponowałam, jednak ona już wszyła z samochodu.

Czym prędzej wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę mojej przyjaciółki.

– Chloe! – wrzasnęłam, jednak ona wyszła na spotkanie z mężczyzną zmierzającym w naszym kierunku.

Nieznajomy był wysoki i chudy. Znałam jego twarz. To on ścigał Emmę.

Zbliżał się do nas szybkim i zdecydowanym krokiem. Czarne oczy mężczyzny patrzyły prosto na mnie spod zmarszczonych brwi. Chloe chyba też to zauważyła, bo zwolniła kroku.

– Chloe – jęknęłam cicho. Stała na jego drodze.

Nim zdążyłam do niej dobiec, mężczyzna odepchnął ją brutalnie na bok. Głowa Chloe uderzyła głucho o asfalt i usłyszałam jej zduszony krzyk. Kiedy odwróciłam od niej wzrok, napotkałam czarne oczy, a za chwilę zimna dłoń złapała mnie za gardło.

Łzy wezbrały mi się w oczach, kiedy szarpałam się z uściskiem, walcząc o oddech.

– Przekaż swoim przyjaciołom, że dostaną wojny, o którą tak się proszą. Szkoda tylko, że jej wynik już jest przesądzony. Chętnie popatrzę, jak wszyscy powoli giniecie.

Gdy tylko mnie puścił, upadłam na kolana, łapiąc hausty powietrza.

Motocyklista po prostu odszedł i odjechał z piskiem opon. Jeszcze przez chwilę klęczałam, dławiąc się kaszlem. Chloe powoli podniosła się z asfaltu i przymknęła oczy. Po jej prawej skroni spływała strużka krwi. Kilka jej blond kosmyków przykleiło się do niej.

Dźwignęłam się na nogach i podbiegłam do niej. Gdy podniosła powieki, wbiła we mnie swoje przerażone oczy.

– Kim on...? Dlaczego...? – wychrypiała. Ponownie zacisnęła oczy i rozpłakała się.

– Nic ci nie jest? – Było to najgłupsze pytanie w tej sytuacji, jakie mogłam zadać.

– Moja głowa... – Dotknęła palcami miejsca na czole, z którego wypływała krew. Gdy spojrzała na swoje blade palce ociekające ciemną posoką, zaszlochała głośniej.

– Musimy stąd iść.

Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam w stronę samochodu. Wciąż stałyśmy na środku jezdni. Spoglądałam nerwowo za siebie, wypatrując za sobą czarnego motocykla. Nie chciałam ponownej konfrontacji z jego właścicielem, choć czułam, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Sama myśl o tym paraliżowała moje ciało, jednak w tym momencie odrzuciłam myśli o nim na krańce mojego umysłu. Musiałam zająć się roztrzęsioną Chloe.

W milczeniu wsiadła do samochodu po stronie pasażera i cicho pociągała nosem. Od czasu do czasu zaciskała oczy i krzywiła się. Przyciskała dłonie do skroni, jakby próbowała w ten sposób pozbyć się bólu. Jej palce i koszulka były poplamione krwią.

Zajęłam miejsce kierowcy i złapałam za kluczyk w stacyjce. Próbowałam kilkakrotnie odpalić silnik, jednak nic z tego nie wyszło. Za bardzo trzęsły mi się dłonie. Zacisnęłam je w pięści i wzięłam kilka głębokich oddechów. Spróbowałam ponownie, ale i tym razem nie udało mi się uruchomić samochodu.

Dłoń Chloe dotknęła mojej.

– Nie możesz prowadzić w tym stanie.

Miała rację. Byłam zbyt roztrzęsiona, by bezpiecznie zawieść nas do domu. W mojej głowie panował kompletny zamęt i przed oczami pojawiały się mroczki. Musiałam znaleźć inny sposób, żeby nas stąd zabrać.

Wyciągnęłam z kieszeni jeansów mój telefon i próbując opanować drżenie rąk, zadzwoniłam do jedynej osoby, która w tej chwili mogła nam pomóc.

Michael, gdy usłyszał co się stało, kazał mi czekać. Powiedział, że przyjedzie najszybciej jak może. Słysząc jego głos poczułam się trochę pewniej.

Zablokowałam drzwiczki i włączyłam światła awaryjne na wypadek, gdyby ktoś nadjeżdżał.

Oparłam się czołem o kierownicę i zamknęłam oczy, oddychając ciężko.

Zdawałam sobie sprawę, że moim przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo, ale nigdy nie przypuszczałam, że naprawdę ich ono dopadnie. Miałam nadzieję, że mimo wszystko nic złego ze strony Gacy'ego ich nie spotka. Jednak dzisiejsza sytuacja pokazała jasno, że moi bliscy są tylko nieistotną przeszkodą na drodze do mnie i nic nie powstrzyma Gacy'ego i jego wspólników przez pozbyciem się ich, byleby tylko dopaść mnie.

Chloe miała rozciętą głowę, choć mogło skończyć się to znacznie gorzej. Gacy nie chciał zabić mnie od razu, mimo że okazji do zabicia mnie bez świadków miał aż nadto. On zawsze wolał uderzyć wtedy gdy byłam najbardziej bezbronna, wtedy, gdy wchodzili w grę moi najbliżsi. Znałam te zagrywki, ale nie umiałam się na nie uodpornić. Nie mogłam pozwolić, by krzywdził ludzi, których kochałam.

– Kim on był? – wyszeptała Chloe.

Jęknęłam cicho. Chloe była teraz poniekąd w to zamieszana. Nie powinna być świadkiem tego. Teraz nie przestanie drążyć i zadawać pytań. A ja nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Była zbyt delikatna i wrażliwa. Nie mogłam wciągać jej w to dalej, i tak już za dużo widziałam.

– Nie wiem.

Nie skłamałam. Nie znałam imienia i nazwiska tego mężczyzny, nie wiedziałam o nim praktycznie niczego oprócz tego, że prawdopodobnie był szefem jakiejś bandy motocyklistów. Oraz tego, że lepiej trzymać się od niego z daleka.

– Kim jest Michael?

Przekrzywiłam głowę na bok i spojrzałam na nią. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.

– To przyjaciel. Zabierze nas stąd.

Kiwnęła głową i skrzywiła się. Przycisnęła dłoń do czoła. Wyglądała tragicznie. Jej cała twarz była umazana krwią, przez to, że wciąż przyciskała do niej swoje pobrudzone krwią ręce.

Zrobiło mi się niedobrze. To była moja wina.

– Delilah, to co on mówił... O jakich twoich przyjaciołach on mówił? Jaka wojna?

Wcześniej byłam zbyt zajęta stanem Chloe i tym, że była świadkiem całego zajścia, że zapomniałam o słowach mężczyzny. Doskonale wiedziałam, komu miałam przekazać wiadomość, ale nie rozumiałam jednego. Dlaczego The Snipers mieliby się prosić o wojnę? Wydawało mi się, że robili wszystko, by temu zapobiec, by załatwić to wszystko szybko i cicho. Ale to były tylko moje wyobrażenia. Prawdopodobnie się myliłam, nie znałam ich planów oraz nie wiedziałam, co robią całymi dniami, gdy ja siedziałam w szkole i domu. Nawet Daniel mi nie mówił wszystkiego. Lucas sam przyznał, że nie byłabym w stanie przyjąć całej prawdy dotyczącej ich spraw i poczynań. Najwidoczniej The Snipers musieli zrobić coś, co tak rozwścieczyło gang motocyklistów, że sam ich przywódca pofatygował się, by zagrozić i im i mnie.

– Nie mam pojęcia, Chloe.

Miałam ochotę się rozpłakać.

Chętnie popatrzę jak wszyscy powoli giniecie.

Michael wraz z Calumem pojawili się za kilkanaście minut. Gdy wysiadłam z samochodu Michael stanął obok mnie. Zatrzasnęłam drzwiczki od auta Chloe, by nie słyszała naszej rozmowy.

– W porządku? – Michael rozejrzał się dookoła i zatrzymał swoje oczy na mojej twarzy.

Zignorowałam jego pytanie. Oboje wiedzieliśmy, że nie było w porządku już od bardzo dawna.

– Wiesz, kto to był?

– Tak. Ale najpierw wyjaśnisz mi, z kim współpracuje Gacy. Chcę wiedzieć wszystko, o czym mi nie mówicie.

– Delilah...

– Nie, Michael. Ten człowiek zrobił krzywdę Chloe. Doskonale wiedział, gdzie nas szukać, co oznacza, że musiał nas śledzi. Groził mi, że przez was wszyscy zginiemy. Myślę, że mam prawo wreszcie dowiedzieć się, co naprawdę się dzieje.

Michael zacisnął usta i odwrócił się, by spojrzeć na Caluma, który siedział w samochodzie. Westchnął ciężko i znów spojrzał na mnie. Nie wyglądał na zadowolonego z moich żądań, jednak miarka się już przebrała. Musiałam wreszcie poznać konkrety, nie mogli mnie traktować, jak kogoś mniej ważnego, tylko dlatego że nie byłam częścią The Snipers. To wszystko głównie kręciło się wokół mnie.

– Nie ja o tym decyduję – odparł w końcu Mike.

– Wiem. Chcę rozmawiać z Xavierem. – Skrzyżowałam ramiona na piersi. Może dla Michaela ten gest wyglądał buńczucznie, ale ja zrobiłam tak tylko dlatego, by nie zobaczył moich drżących dłoni. – Chloe ma rozbitą głowę. Powinna jechać do lekarza.

Drzwi samochodu trzasnęły i za kilka sekund pojawił się obok nas Calum. Zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał ocenić mój stan.

– Nie możemy tu tak stać w nieskończoność. Nie chcę być pesymistą, ale ten koleś, który ci groził, może w każdej chwili wrócić.

– Calum ma rację. Ktoś musi zawieźć Chloe do szpitala.

Michael spojrzał znacząco na przyjaciela, a ten się skrzywił.

– Dlaczego to zawsze muszę być ja? – jęknął i zerknął z rezygnacją na Chloe.

– Ja zawiozę Delilah do nas – mruknął Michael.

– Dajcie mi chwilkę. Porozmawiam z nią.

Skinęli głowami.

Chloe siedziała w ciszy i wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami.

– Calum zawiezie cię do szpitala. Trzeba sprawdzić czy nie masz wstrząśnienia mózgu.

– Przecież to przyjaciel Hemmingsa, Delilah!

– To także mój przyjaciel. Możesz mu zaufać. Nie zrobi ci krzywdy.

Chloe mi nie uwierzyła, ale nie mogłam jej za to winić. Mnie samej było trudno uwierzyć we własne słowa. Jednak musiałam ją uspokoić i zadbać o jej bezpieczeństwo.

– Dlaczego on tu przyjechał?

Zacisnęłam usta, unikając odpowiedzi.

– A ty? Nie pojedziesz ze mną? Nie zostawiaj mnie z nim samej.

– Spotkamy się później, jak w szpitalu cię zbadają, dobrze? Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz.

– Dee, proszę...

– Z Calumem będziesz bezpieczna. – Powiedziałam stanowczo i tym samym zakończyłam naszą rozmowę.

Serce mi pękało, gdy widziałam jej wystraszoną twarz i podpuchnięte od płaczu oczy. Opuszczałam ją w chwili, gdy mnie potrzebowała, ale musiałam to zrobić dla jej dobra. Nie mogła tu dłużej zostać, poza tym rana na jej głowie nie wyglądała zachęcająco. Nie chciałam jej zostawiać. Jednak rozmowa z Xavierem była dla mnie teraz najważniejsza. Nie mogłam czekać aż któryś ze wspólników Gacy'ego znów skrzywdzi kogoś z moich najbliższych.

Podczas jazdy Michael nie odezwał się ani słowem, choć byłam pewna, że ma ochotę zasypać mnie pytaniami dotyczącymi dzisiejszego dnia. Może nie zrobił tego dlatego, by nie pogarszać mojego stanu, a może dlatego, że tego dnia coś się we mnie zmieniło. Owszem wciąż drżałam ze strachu, jednak teraz nie odczuwałam go tak intensywnie jak jeszcze dziś rano. Widząc dziś jak motocyklista potraktował Chloe, czułam strach przed tym, że ją skrzywdzi, ale przede wszystkim ogarnęła mnie złość. I wciąż narastała. Niepewność zmieniła się w determinację. Nie zamierzałam już grać w gierki Gacy'ego, a tym bardziejThe Snipers. Nie pozwolę na to, by traktowali mnie jak słabą dziewczynę, która jest skazana na ich łaskę.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że w domu był tylko Ashton. Najwyraźniej Michael musiał mu mniej więcej powiedzieć, dlaczego do niego zadzwoniłam, bo gdy mnie zobaczył, obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem.

Nie chciałam z nim rozmawiać, bo on najbardziej z nich wszystkich mnie przerażał. Wiele razy okazał mi, że najchętniej pozbyłby się mnie i problem byłby rozwiązany. Zresztą sam Luke mi to powiedział. Ashton darzył mnie nienawiścią. Nie pozostawałam mu dłużna. Też nie chciałam mieć z nim nic do czynienia i nie potrafiłam stłamsić w sobie choć na chwilę niechęci do jego gburowatej osoby.

– Znów będziesz milczeć? – spytał, gdy stanęłam w drzwiach kuchni.

Sam jak gdyby nigdy nic podszedł do lodówki i wyciągnął z niej puszkę piwa. Przyglądałam mu się ze zmarszczonymi brwiami.

– Nie, pod warunkiem, że ty też nie będziesz.

Ashton zmrużył oczy, patrząc na mnie, jakby próbował rozgryźć o co mi chodziło. Usiadł przy stole i gestem ręki zaprosił mnie, żebym zajęła miejsce naprzeciwko niego.

Nie spodobało mi się to, ale nie mogłam mu pokazać, że jego bliskość mnie przeraża.

– Słucham - oznajmił, gdy usiadłam naprzeciwko niego.

– Chcę wreszcie dowiedzieć się, co się dzieje. – Gdy Ashton to usłyszał, uśmiechnął się z kpiną. – Wszystko coraz bardziej wymyka się wam spod kontroli i możesz zaprzeczyć, ale oboje znamy prawdę.

Uniósł brwi do góry, najwyraźniej zaskoczony moją pewną postawą.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.

– Dzisiaj spotkałam przywódcę Hells Angels. Kazał mi przekazać wiadomość. Dostaniecie wojny, o którą prosicie. Co to znaczy, Ashton? Co działo się dzisiaj w nocy?

Wydawał się oszołomiony moimi słowami i nawet nie próbował tego ukryć. Odstawił puszkę i nachylił się w moją stronę. Już nie uśmiechał się kpiąco, zamiast tego wreszcie zaczął na mnie patrzeć jak na dorosłą osobę a nie małą wystraszoną dziewczynkę.

– Skąd wiesz o tym?

– Domyśliłam się. Dana nie było całą noc, a Michael zakazał wychodzić mi z domu. Coś musiało być na rzeczy. Bez przyczyny ten mężczyzna nie groziłby mi.

– Nie mogliśmy zostawić śmierci Chrisa bez odwetu – wyjaśnił krótko.

– Więc wiecie, kto go zabił?

– Singh. Okazało się, że dołączył do Hells Angels. – Zacisnął ze złości usta.

– Przecież Michael mówił, że współpracuje z Gacym!

– Właśnie.

Przełknęłam ślinę. To oznaczało, że Gacy nie działał z jedną czy z dwiema osobami. On miał ich kilkanaście. A najgorsze było to, że wiedzieli o nas wszystko.

– Chris prawdopodobnie domyślił się wcześniej niż my i chciał nas ostrzec, ale...

Skrzywił się. Śmierć Christophera również sprawiała mu ból.

Dopiero teraz zauważyłam, że Ashton wyglądał kiepsko. Miał na twarzy kilka zadrapań, na których powstały brązowe strupki. Sine cienie pod oczami wskazywał na to, że nie zmrużył oka nie tylko tej nocy, ale najwyraźniej jeszcze przez kilka poprzednich. Cała jego postawa uległa zmianie, jakby wreszcie przestał udawać, że nic go nie martwiło. Cały ciężar ostatnich spraw spoczywał na jego ramionach. To on przecież wraz z Xavierem decydowali, jak uratować swoich przyjaciół i mnie. Nie chciałam myśleć jak czuł się z myślą, że nie uratował Chrisa.

– Czyli nie znamy tylko osoby, która włamała się do mojego domu – podsumowałam cicho.

Zapadło pomiędzy nami milczenie. Chyba oboje nie wiedzieliśmy, co dalej zrobić z tą wiedzą.

– Nie rozumiem tylko jednego. – Westchnęłam. – Dlaczego Gacy miałby współpracować z całym gangiem motocyklistów? Przecież nie potrzebuje ich, żeby mnie dopaść.

– To mnie martwi najbardziej, Delilah. Tu chodzi nie tylko o twoje życie.

– Chodzi o nas wszystkich.

Chętnie popatrzę jak wszyscy powoli giniecie.

– Połączyli siły, żeby pozbyć się nas i przy okazji ciebie. – Potarł twarz dłońmi i spojrzał mi w twarz.

Zacisnęłam oczy, by pohamować łzy. Nie miałam pojęcia, że było aż tak źle. Już nie chodziło tylko o chronienie mojego życia. Chodziło o życie całego The Snipers. Chodziło o życie Daniela.

– Co teraz zamierzacie?

– Dopadniemy ich zanim oni dopadną nas.

Objęłam się ramionami i skuliłam na krześle. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz rozsypie się na kawałki. Przez te kilka tygodni jakoś zdołałam pogodzić się z myślą, że Gacy chce mojej śmierci. Jednak teraz, gdy chciano śmierci nasz wszystkich... Z tym nie mogłam się od tak pogodzić. Mimo że The Snipers zrobili wiele okropnych rzeczy, ich życie nie było już mi obojętne. Nawet nie chodziło o to, że mój brat do nich dołączył. Nieświadomie usprawiedliwiałam przed sobą ich potworne czyny, ale w ostatnim czasie tyle razy mnie uratowali. Każdy z nich w pewnym stopniu pokazał mi, że nie jest bezuczuciowym potworem. Wcześniej byłam zbyt zajęta nienawiścią do nich, że nie zauważałam bólu i cierpienia, które kryło się w oczach każdego z nich.

– Jest jeszcze jedna rzecz, Delilah – odparł cicho Ashton, patrząc mi prosto w oczy. Pierwszy raz spojrzał na mnie bez zawiści. – Nie wiem, czy będziemy w stanie chronić także twoich przyjaciół.

Zakryłam twarz dłońmi, by nie zobaczył moich łez.

– Co mam zrobić? Co mam powiedzieć Chloe? Ona dzisiaj wszystko widziała. Jak mam jej to wyjaśnić, Ashton?

Wytarłam łzy z policzków i wbiłam w niego wzrok. Ashton spuścił głowę i milczał.

– Mogę znieść wszystko, Ashton, ale nie to, że moi przyjaciele mogą umrzeć tylko przez to, że stoją na drodze do mnie.

– Zerwij z nimi kontakt. – Usłyszałam za sobą głos Luke'a. – Niech trzymają się z dala od ciebie.

Spojrzałam na niego, nie dowierzając jego słowom.

– W niczego nie rozumiecie?! To nic nie da. Gacy ich skrzywdzi tylko po to, by jeszcze bardziej mnie złamać. Nie przestanie nawet wtedy, gdy nie będę się z nimi spotykać.

– Może do tego nie dojdzie – wtrącił Ashton. – Może uda nam się to niedługo zakończyć.

– A do tego czasu, co mam zrobić? Jak mam zapewnić im bezpieczeństwo?

– Postaram się mieć na nich oko – odpowiedział Hemmings i skrzyżował ramiona na piersi. Ashton już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale Luke mu przerwał. – To nie będzie takie trudne, stary. Przecież chodzimy do jednej szkoły.

Ashton nie wydawał się zadowolony z tego pomysłu, ponieważ Lucas dodatkowo się narażał. Czułam się okropnie, ponieważ nie mogłam żądać on nich, by chronili moich bliskich, kiedy sami byli narażeni. Byłam jednak wdzięczna Lukowi, że zrobi dla nich choć tyle.

– Chodź – zwrócił się do mnie Luke. – Calum przyjechał.

Ashton został w kuchni. Natomiast ja i Luke skierowaliśmy się w stronę wyjścia.

– Dlaczego to robisz, Luke? – spytałam cicho. – Przecież mówiłeś, że...

– Wystarczy, że zginął mój przyjaciel, twoi nie muszą.

Na zewnątrz przy samochodzie stał Cal wraz z Chloe. Miała założony na głowę opatrunek i wyglądała nieco lepiej. Na mój widok odetchnęła głęboko.

– Mówiłem, że cię do niej zawiozę – zwrócił się do niej Calum, nie próbując ukryć swojej irytacji.

Chloe nie zwróciła na niego uwagi tylko objęła mnie ramionami.

– Martwiłam się o ciebie – wyszeptała.

– Wszystko jest w porządku, Chloe. Jak się czujesz?

– Czy możemy wrócić już do domu? – odpowiedziała mi pytaniem.

Pokiwałam głową. Chloe wpatrywała się w Luke'a, niepewnie stąpając z nogi na nogę. Była zdezorientowana i pewnie wystraszona faktem, że znajdowałyśmy się na ich posesji.

– Calum, daj mi kluczyki. Zawiozę ją do domu.

– Dasz radę? – Uniósł brwi do góry, niepewnie wyciągając kluczyki w moją stronę.

Skinęłam głową.

– Zaczekaj na Delilah w samochodzie – nakazał Chloe Cal.

Spojrzała na mnie wątpliwie, więc posłałam jej uśmiech, by choć trochę ja uspokoić. Gdy już wsiadła, Calum się odezwał.

– W szpitalu powiedziałem, że zabrałem ją na klify, potknęła się i upadła na kamień. Niech trzyma się tej wersji. Ciebie prędzej posłucha niż mnie.

– A lekarz coś mówił? Jak jej stan?

– Nic jej nie jest.

– Dzięki, Cal – mruknęłam.

Skinął głową i skierował się w stronę domu.

– Pojadę za wami.

Staliśmy w miejscu, mierząc się spojrzeniami. Nie miałam zamiaru mu się sprzeciwiać, ale było coś co musiałam mu powiedzieć.

Wzięłam głęboki oddech.

– To, co wydarzyło się wczoraj... – Przełknęłam ślinę, starając się dobrać odpowiednie słowa. – Przykro mi z powodu, Christophera. Nie zasłużył na to.

Lucas patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy, o czym myślałam.

– To nie była twoja wina, Delilah – powtórzył to, co powiedział wczoraj. – Odwieź ją do domu, zanim rzuci się na mnie. A wygląda tak, jakby zaraz miała to zrobić – rzucił, patrząc na siedzącą w samochodzie Chloe.

Zawiozłam Chloe do mnie, ponieważ ani ja ani ona nie chciałyśmy zostać same. Potrzebowała mojego wsparcia, a ja chciałam upewnić się, że na pewno nic jej nie jest. Nie pytała mnie o nic. Siedziała w milczeniu i od czasu do czasu z jej ust wyrwało się ciężkie westchnienie. Pragnęłam jej coś powiedzieć, cokolwiek, by poczuła się lepiej, jednak nie było mnie na to stać, gdy sama drżałam w środku ze strachu i niepokoju. I tak nie ominie mnie rozmowa z nią. Miałam nadzieję, że uda mi się wymyślić jakieś w miarę realistyczne kłamstwo, którym będę mogła ją uraczyć. Nie zamierzałam wyjawiać jej tego, że groziło jej niebezpieczeństwo i to przeze mnie.

Po powrocie do domu Chloe poszła wziąć prysznic. Natomiast ja zadzwoniłam do Daniela. Wiedział o tym, co dzisiaj się stało i powiedział, że będzie niedługo w domu. Ucieszyłam się, ponieważ nie dał mi znaku życia kilkanaście godzin i martwiłam się o niego.

Upewniwszy się, że Chloe wciąż jest w łazience, wyszłam z domu i pobiegłam do samochodu, w którym siedział Luke.

Gdy mnie zobaczył zmarszczył brwi i wyszedł z auta.

– Coś się stało? – spytał, zapewne oczekując, że Gacy znów do mnie zadzwonił.

– Nie. Wracaj do domu, Luke. Daniel będzie za kilka minut.

– W porządku, zaczekam na niego.

– Kiedy ostatnio spałeś? – spytałam, przyglądając się jego bladej twarzy. – W takim stanie, to ja będę musiała chronić ciebie, a nie ty mnie. – Spróbowałam zażartować.

Na jego wargach pojawił się nikły uśmiech. Patrzył na mnie błękitnymi oczami i rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak żadne słowo nie wydobyło się z jego ust.

– Poradzę sobie bez ciebie przez te kilka minut.

– Wiem.

– Odpocznij, Luke. W poniedziałek mamy szkołę.

Chciałam, żeby Luke wreszcie uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób, jednak zamiast tego unikając mojego wzroku, wsiadł do samochodu i odjechał.

Westchnęłam głęboko i wróciłam do domu. Chloe wciąż była w łazience, więc skuliłam się na moim łóżku i przymknęłam oczy, chcąc choć przez chwilę odpocząć. Niestety mój telefon zaczął dzwonić. Widząc nieznany numer, jęknęłam przerażona. Mimo wszystko odebrałam.

– Delilah? – usłyszałam po drugiej stronie głoś Ashtona i odetchnęłam głęboko.

– O co chodzi?

– Powiedz jej o wszystkim. Tajemnice nigdy nie wychodzą na dobre, zresztą ona już jest w to zamieszana. Postaraj się tylko jak najmniej wspominać o nas.

– Dobrze. Dziękuję, Ashton. – Powiedziałam, ale połączenie zostało urwane.

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że dodałaś rozdział. Jestem coraz bardziej ciekawa jak to się potoczy. Jak chloe zareaguje na te wszystkie informacje. Liczę, że nie będzie miała za złe tego że to dla jej bezpieczeństwa.
    Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva