– HELLS ANGELS? – ryknął Ashton, patrząc na mnie spod
zmarszczonych brwi.
Cofnęłam się o krok, wystraszona jego wybuchem.
– Skąd to wiesz? – Xavier przyglądał mi się podejrzliwie.
– Gdzieś już to widziałam – odpowiedziała, starając się
nie pokazywać, że powoli zaczynali mnie przerażać. – Nie wiem,
gdzie. Nie pamiętam, ale widziałam już gdzieś ten znak. –
Dodałam zaraz, wiedząc, że o to zapytają.
– Pierwszy raz słyszę tą nazwę – wymamrotał Calum.
– Nowi w okolicy? – Michale uniósł brwi do góry.
– Nie tacy nowi – wtrącił Ashton. – Kręcą się tutaj już
od jakiegoś czasu, ale teraz dopiero nam się przedstawili.
Chłopaki wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Odniosłam
wrażenie, że porozumiewają się bez słów. Za chwilę Michael
westchnął i powiedział:
– Odwiozę cię do domu. – Spojrzał na mnie. – Nie czekajcie
na mnie – dodał, patrząc na Xaviera.
Jeszcze przez chwilę stałam, wpatrując się w wielkie graffiti na
drzwiach garażu, aż w końcu odwróciłam się i ruszyłam za
Michaelem. Chciałam zapytać, co mają zamiar zrobić i po co w
ogóle miałam tu przyjeżdżać, skoro chcieli się mnie stąd
pozbyć. Daniel posłał mi przelotne spojrzenie i wszedł do domu
zaraz za Calumem.
– Delilah – odchrząknął Mike, kiedy zamiast wsiąść do
auta, stałam przed nim i wgapiałam się w litery HA.
– Naprawdę nie wiem, gdzie to widziałam – zaczęłam, gdy
zapięłam pas bezpieczeństwa. – Może gdzieś na jakimś murze,
nie wiem. Teraz niczego przed wami nie ukrywam.
Próbowałam się wysilić i przypomnieć sobie cokolwiek związanego
z tym graffiti. Naprawdę zależało mi na tym, żeby im pomóc.
Robiłam to ze względu na mojego brata, który teraz zadawał się z
The Snipers. I patrząc na zmartwioną minę Michaela, przyznałam w
duchu, że w pewnym sensie też dla niego.
– Wiem, Delilah. Nie wiń Ashtona za jego wybuch, teraz wszyscy
jesteśmy zdenerwowani. Pewnie wiesz, że na ostatnich wyścigach
pojawiła się policja, ktoś dał im cynk, czyli równie dobrze może
podać nasze nazwiska glinom na tacy. Do tego to całe Hells Angels.
– Pokręcił głową. – Jesteśmy trochę zdezorientowani.
W milczeniu patrzyłam przed siebie, śledząc wzrokiem białe paski
na asfalcie, które znikały pod samochodem. Nie miałam ochoty na
rozmowę, ale z drugiej strony czułam potrzebę porozmawiania z
Michaelem.
– A ty? – Mike zerknął na mnie.
– Ja też jestem zdezorientowana.
– Jak się trzymasz? – Ponownie obrzucił mnie spojrzeniem, żeby
za chwilę znów przenieść wzrok przed siebie.
Odwróciłam głowę w stronę okna, wzdychając cicho.
– Jestem zdezorientowana – powtórzyłam.
Mike westchnął.
– Co mam ci powiedzieć, Michael? Że całymi dniami zamartwiam
się o moich bliskich?
Ostatnio tak dużo się działo, że nawet nie miałam czasu na
rozmyślanie o tym, co czułam. Nie zdołałam sobie poukładać tego
wszystkiego w głowie; podsłuch w domu, podpalenie samochodu taty,
spotkanie z gangu motocyklistów i nieodparte wrażenie, że ich szef
mnie znał, tajemnicza dziewczyna, którą prawdopodobnie przed nimi
ocaliłam, świadomość tego, że Daniel bierze udział w
nielegalnych wyścigach, wykradnięcie teczki Xaviera, Hells Angels.
Nie wspominając już o Lucasie Hemmingsie, który od czasu do czasu
pojawiał się w mojej głowie ze swoimi wkurzającym uśmiechem na
ustach.
– Co teraz zrobicie? – spytałam po chwili ciszy.
Michael przez moment zastanawiał się na odpowiedzią.
– Pewnie znajdziemy ich i zrobimy małe porządki. – Spojrzał
mi w twarz i zmarszczył brwi. – Nie chciałem cię wystraszyć,
Delilah. Tym się po prostu zajmujemy i nie umiem mówić o tym w
bardziej delikatny sposób.
– O tym nie da się mówić w bardziej delikatny sposób. –
Przełknęłam ślinę i odgarnęłam kosmyki z twarzy. – Nie
potrafię się do tego przyzwyczaić, tym bardziej, że wychowywałam
się w świecie prawników i... gdyby mój tata wiedział, w co się
wpakowałam... Nie tego mnie uczył. – Pochwyciłam spojrzenie
zielonych oczów Michaela i ciągnęłam dalej. – Wiem, że to, co
robicie nie jest do końca legalne i wiem, że zrobiliście wiele
złych rzeczy, ale... nic nie dzieje się bez przyczyny. Widzę to na
przykładzie Daniela. I... nie umiem sobie wyobrazić ciebie,
robiącego krzywdę komuś innemu. Ufam ci, Mike. Nie wiem, dlaczego,
ale wiem, że nie mogę ci ufać. Poza tym, nie jesteście chyba aż
tak okropni, skoro uratowaliście mój tyłek już kilka razy? –
Spróbowałam zażartować, ale nikomu nie było do śmiechu.
Mike tylko wymusił krzywy uśmiech.
– Nie mogę uwierzyć w to, że ktoś z moich przyjaciół może w
jakiś sposób współpracować z Gacym... – wyszeptałam po chwili
ciszy. – Znam swoich przyjaciół, oni nie mogliby...
– Skąd masz pewność, że robią to dobrowolnie? Znam różnych
popaprańców i uwierz mi, mogą posunąć się naprawdę daleko,
byleby tylko osiągnąć cel.
Zmarszczyłam brwi, myśląc o moich znajomych. Przywoływałam w
myślach wspomnienia z nimi z ostatnich tygodni, ale nie zauważyłam
niczego podejrzanego w ich zachowaniu. Byli tacy, jak zawsze, trochę
szurnięci i nieodpowiedzialni, ale nie zachowywali się tak, jakby
chcieli mojej krzywdy.
– To moi przyjaciele...
Michael milczał przez dłuższy czas. Oboje nie wiedzieliśmy, co
mamy powiedzieć, choć zapewne mieliśmy sobie dużo do powiedzenia.
– Załóżmy, że faktycznie ktoś z nich donosi Gacy'emu, kogo
byś podejrzewała? – Na chwilę spojrzał mi w oczy, jakby chciał
zobaczyć w nich odpowiedź.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Myślałam o tym długo i nie
wiem, Mike.
Chłopak marszczył brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
– To nie ma sensu – odparł w końcu.
Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy. Marzyłam o tym,
by znaleźć się jak najdalej stąd. Jednak wciąż tu tkwiłam i na
nowo wracałam do tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich
tygodni.
– Może to ci motocykliści? – zmarszczyłam brwi. – Calum
mówił, że ich wcześniej nie widział, ale oni musieli kręcić
się tutaj dużo wcześniej.
Mike zmrużył oczy, myśląc nad moimi słowami.
– Kiedy zorientowaliście się, że pojawił się ktoś nowy w
mieście?
– Niedawno – odpowiedział, zbity z tropu moim pytaniem. –
Jakieś dwa miesiące temu.
– Dwa miesiące temu dowiedziałam się o 'samobójstwie'
Gacy'ego.
Spojrzeliśmy na siebie. Chyba myśleliśmy o tym samym. Te dwie
sprawy nie mogły przypadkowo zbiec się w czasie.
*
– Delilah.
Podniosłam oczy znad miski płatków na mojego tatę i uniosłam
brwi do góry.
Wyglądał tak, jakby nie przespał kilku nocy z rzędu. Na jego
twarzy malował się wyraz zmartwienia i smutku. Wydawało mi się,
że ma dla mnie jakieś złe wieści.
– Nie wiem, czy powinienem cię o to prosić – zaczął i
spojrzał mi w oczy tak, jakby chciał mnie przeprosić. – Ale nie
mam pojęcia, co mógłbym zrobić innego. Wydajesz się jedyną
odpowiednią osobą.
– O co chodzi, tato?
Zaczęłam się denerwować, widząc, jak tata z trudem dobiera
słowa.
Milczał przez dłuższą chwilę, co tylko utwierdzało mnie w
przekonaniu, że nie ma mi nic dobrego do powiedzenia lub to, o co
mnie chciał prosić, przerastało nawet jego.
– Chodzi o córkę Henry'ego...
– O Jess? – Zmarszczyłam brwi.
Skinął głową.
– Widzisz, kilka dni temu została napadnięta i... – urwał,
patrząc mi prosto w oczy.
Przez pierwsze kilka chwil nie mogłam dopuścić do siebie myśli,
że Jess mogło stać się coś tak okropnego.
– Nie – wyrwało się tylko z moich ust.
– Nam wszystkim trudno w to uwierzyć – westchnął ciężko. –
Dlatego pomyślałem, że mogłabyś z nią o tym porozmawiać. Wiem,
że proszę o wiele, Delilah, ale ona sobie kompletnie z tym nie
radzi.
Ocierałam łzy, a tata mówił dalej. Zdawało mi się, że sam miał
ochotę się rozpłakać.
– Henry i Grace nie wiedzą, co robić. Poprosili mnie o pomoc,
chyba nikt nie zrozumie ich tragedii lepiej niż my. – Przełknął
ślinę. – Jessica targnęła się na swoje życie, ale w porę ją
odratowano, nie chce rozmawiać z psychologiem, siedzi całymi dniami
w swoim pokoju i płacze. Nikt nie umie do niej dotrzeć, więc może
ty...
Pokiwałam twierdząco głową, zgadzając się od razu. Mimo że nie
znałam dobrze Jess, czasem miałam okazję z nią rozmawiać. Jako
że nasi ojcowie się przyjaźnili, czasami Jess spędzała u nas
popołudnia, gdy Will i Henry prawowali nad sprawą. Jessica zawsze
była pełna energii i potrafiła rozśmieszyć każdego dookoła.
Chociaż czasem mnie denerwowała swoim nienaturalnym optymizmem,
lubiłam ją i nigdy nie pomyślałabym, że spotka ją coś tak
okropnego. Że spotka ją to, co spotkało mnie.
– Czy wiadomo, kto to zrobił? – spytałam szeptem.
Tata pokiwał przecząco głową.
Poczułam mdłości.
Wieczorem tego samego dnia pojechałam z tatą do Henry'ego. Siedząc
w samochodzie, czułam jak mój żołądek boleśnie się kurczy.
Byłam zdenerwowania, ponieważ nie miałam pojęcia, jak zareaguję,
gdy zobaczę Jess. Wiedziałam, że będę na nowo musiała powracać
do bolesnych wspomnień i na nowo to wszystko przeżywać. Nie byłam
na to gotowa. I nie byłam pewna, czy jestem w stanie pomóc Jess
przez to przejść, gdy ja sama jeszcze nie uporałam się z
przeszłością.
Sam widok rodziców Jess wiele mnie kosztował. Czułam się zupełnie
tak, jakby patrzyła na twarze moich rodziców trzy lata temu,
widziałam na nich dokładnie te same uczucia bólu, smutku i
rozpaczy.
Kiedy zobaczyłam Jessicę, zdawało mi się, że patrzę w lustro.
Siedziała na łóżku, miała podpuchnięte od płaczu oczy, jej
włosy było niedbale związane w kucyka, obejmowała się ramionami,
jakby chciała obronić się przed kolejnym atakiem.
– Czego chcesz? – spytała, widząc mnie w drzwiach jej
sypialni. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
Usiadłam koło niej na łóżku i ścisnęłam jej dłoń, w geście
pocieszenia, choć wiedziałam, że to i tak nie sprawi, że poczuje
się lepiej. Opowiedziałam jej o tym, że przechodzę przez to samo,
co ona, że wiem, jak to jest czuć się bezwartościowym, że
doskonale wiem, co oznacza czuć pustkę w środku. Słuchała mnie w
milczeniu, a po jej policzkach spływały łzy. Moje serca łamało
się na ten widok, ale obiecałam sobie, że nie będę przy niej
płakać.
– On powiedział, że zrobi mi jeszcze gorsze rzeczy niż to –
załkała. Spojrzała mi prosto w oczy, a mnie przeszedł dreszcz.
Widziałam w nich czyste przerażenie. – Delilah... – Szloch
targnął jej ciałem. Wpadła w panikę. – On... on... mówił o
tobie.
Patrzyłam na nią i nie mogłam się ruszyć. Wstrzymałam oddech,
mając nadzieję, że się przesłyszałam.
– On kazał mi ci to przekazać. – Wstała z łóżka i podeszła
do jednej z szuflad i wyciągnęła coś z niej.
Siedziałam na jej łóżku i walczyłam ze łzami w oczach. Wszystko
dookoła mnie zaczęło wirować, a w uszach zaczęło mi szumieć.
Jess drżącą dłonią podała mi kilka kartek. Chwilę czasu zajęło
mi odgadnięcie na co patrzyłam, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że
to działo się naprawdę.
– On powiedział, że jeżeli ci tego nie dam, to zrobi krzywdę
moim rodzicom. Powiedział, że mam o tym nikomu nie mówić, bo
inaczej... – Nie dokończyła, tylko się rozpłakała.
Gapiłam się tępo w zdjęcia, które trzymałam w dłoniach i
czułam mdłości. Zobaczyłam na nich mnie i Chole razem w kawiarni,
Daniela z rozciętą wargą, gdy stał przed szkołą, tatę, który
właśnie wsiadał do samochodu. Był to dla mnie jasny przekaz, że
Gacy trzyma nas wszystkich w garści.
Tylko dlaczego musiał posunąć się tak daleko, żeby dostarczyć
mi te zdjęcia? Dlaczego musiał zniszczyć życie niewinnej
rodzicie? Dlaczego musiał tak skrzywdzić Jess?
Schowałam te zdjęcia do kieszeni. Jessica mamrotała pod nosem
niewyraźne słowa. Cała dygotała, więc objęłam ją ramionami.
Nienawidziłam go za to, co nam zrobił, za to, że zniszczył
wszystko, co obie miałyśmy. Nie miał prawa jej dotknąć, nie miał
prawa jej skrzywdzić, nie miał prawa jej zastraszać. To była
sprawa między nim a mną, a nie niewinną Jessicą, która nie miała
pojęcia nawet, co on mi zrobił. Posunął się za daleko. Nie
mogłam pozwolić na to, by nadal krzywdził innych ludzi. To musiało
się wreszcie skończyć.
Poczekałam aż Jess uśnie i dopiero wtedy wyszłam z jej pokoju.
Jej rodzice i mój tata czekali na mnie w salonie. Zapewne
oczekiwali, że powiem im, że już z nią lepiej, ale nie
zamierzałam ich okłamywać. Tata widząc, w jakim jestem stanie,
zabrał mnie z ich domu, przepraszając mnie i równocześnie
dziękując, że spróbowałam.
– Zawieziesz mnie do Chole? – Nie udawałam, że wszystko gra,
ponieważ było zupełnie inaczej. – Potrzebuję rozmowy z nią.
Tata zgodził się od razu i już za kilka minut staliśmy przed
domem mojej przyjaciółki. Wysiadłam i skierowałam się do jej
drzwi, mimo że nie zamierzałam przez nie wchodzić. Chloe i tak nie
było w domu, ponieważ pojechała do Ryana. Po prostu potrzebowałam
wymówki, żeby spotkać się z The Snipers, tak żeby tata nic nie
podejrzewał.
Zadzwoniłam do Xaviera i poprosiła go, żeby po mnie przyjechał,
ponieważ to nie była rozmowa na telefon. Zgodził się i kazał mi
czekać tam, gdzie stałam. On sam brzmiał tak, jakby był
zdenerwowany i czymś zajęty. On i jego przyjaciele mieli pewnie
dużo na głowie. Musiałam jednak opowiedzieć im o tym, co się
stało Jess, ale nie wiedziałam, czy mogłam liczyć z ich strony na
to, że się tym przejmą. Nadal myślałam o tym, by zadzwonić na
policję, ale zdjęcia w kieszeni moich spodni zaczęły mi ciążyć
i odpuściłam.
Mijały kolejne minuty, a ja czekałam na Xaviera. Z coraz większym
zdenerwowaniem zagryzałam wnętrze swojego policzka i zaciskałam
palce na pasku mojej torby. Teraz, kiedy straciłam poczucie
bezpieczeństwa, nie lubiłam przebywać sama. Czułam, że wystawiam
się mu na tacy.
Kiedy już przestawałam wierzyć w to, że Xavier naprawdę po mnie
przyjedzie i miałam zamiar iść na najbliższy przystanek, dobrze
znane mi czarne auto wjechało na ulicę. Nie podobało mi się to,
że Xavier skłamał i osobiście po mnie nie przyjechał, tylko
posłużył się swoim gburowatym przyjacielem.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Wymieniłam krótkie
spojrzenie z Lukiem i odwróciłam głowę w stronę okna. Nie miałam
zamiaru opowiadać mu o Jess, a przy okazji o tym, co mnie spotkało.
Nie chciałam znów widzieć jego wzroku, który wyrażał
obrzydzenie.
– Co było aż tak ważne? – spytał zniecierpliwiony moim
zawziętym milczeniem i unikaniem kontaktu wzrokowego.
– To nie twoja sprawa. Xavier miał po mnie przyjechać.
– Xavier jest trochę zajęty, więc go zastępuję. O co chodzi?
Luke patrzył na mnie twardym wzrokiem. Wyglądał na wyprowadzonego
z równowagi, ale nie wydawało mi się, żebym ja była tego
przyczyną.
Westchnęłam ciężko. Oni musieli o tym wiedzieć.
Wyciągnęłam pogięte fotografie, które dała mi Jess, z kieszeni
i podałam je Lukowi, gdy staliśmy na czerwonym świetle. Patrzył
na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Dostałam je od Gacy'ego – wyjaśniłam szeptem. Widząc minę
Lucasa, dodałam zaraz: – Znaczy... On zmusił Jessicę, córkę
przyjaciela taty, żeby mi je przekazała.
Wyjaśnienie tej sytuacji Lukowi było dla mnie trudne, ponieważ w
pewnym sensie wracałam do tego, co mnie również zrobił Gacy.
Przed oczami widziałam cały czas skuloną sylwetkę Jess i
ogarniała mnie coraz większa rozpacz i złość. Może gdyby
wydarzenia sprzed trzech lat potoczyły się inaczej, Jessica nie
przechodziłaby teraz przez załamanie psychiczne, nie targnęłaby
się na swoje życie. Wiem przez co przechodziła, ponieważ ja sama
wciąż musiałam się mierzyć z potwornymi uczuciami każdego dnia.
Gacy odebrał mi wszystko. I mimo że miałam myśli samobójcze,
nigdy nie przełożyłam w ich w działanie. Ból i nienawiść był
nie do zniesienia, ale nie zamierzałam umierać. Ponieważ moje
życie było jedyną rzeczą, której ten potwór mi nie odebrał.
– Ona była niewinna – wyszeptałam. Mój głos drżał, a do
oczu wciąż napływały łzy, które za wszelką cenę próbowałam
przełknąć. – To moja wina, gdyby...
– Czyli ona go widziała? – przerwał mi Luke. – I kazał jej
przekazać ci te zdjęcia? Zrobił to wszystko tylko po to, żeby
przekazać ci zdjęcia?
– Nie rozumiesz? On pokazuje, że ma mnie w garści, że nie mogę
nic zrobić. Jest zdolny do wszystkiego. Skoro zrobił coś takiego
Jess, to dlaczego nie mógłby zrobić tego Chloe? – Przycisnęłam
dłonie do skroni, by zmniejszyć w nim bolesne pulsowanie.
Hemmings długo myślał nad moimi słowami. Wpatrywał się w drogę,
a ja wpatrywałam się w niego. Spodziewałam się, że zapewni mnie,
że znajdą tego bydlaka, że on nie ma prawa krzywdzić niewinnych
ludzi, jednak Luke milczał.
Przyglądałam się twarzy Lucasa i próbowałam dostrzec choć jedno
jej drgnięcie. Minę, która pokaże, że przejmował się tym, co
działo się dookoła mnie, że nie jest mu obojętny los Jess.
Zamiast tego widziałam tylko ponurą twarz, sine cienie pod oczami i
malinowe usta, które od czasu do czasu zaciskały się w cienką
linię. Szara cera chłopaka i zmęczenia, które malowało się na
jego twarzy wskazywało na to, że nie spał pewnie od kilku dni.
Niebieskie oczy, mimo że wciąż twarde i niewzruszone, były nieco
zmrużone.
Twarz Luke'a, na którą teraz patrzyłam była czymś nowym. Nie
wyglądał wprawdzie na zmartwionego czy wystraszonego, ale wyglądał
tak, jakby coś go bolało. Możliwe, że faktycznie tak było.
Jednak coś w jego zachowaniu mówiło mi, że tutaj nie chodzi tylko
o ból fizyczny. Chodziło o coś poważniejszego.
– Gdzie jedziemy?
Luke oblizał swoje wargi i uciekł wzrokiem w bok. Zastanawiał się
nad odpowiedzią.
Czekałam cierpliwie na odpowiedź. Nie miałam już sił na kolejną
kłótnię.
-- Do Jareda.
-
*
Jared mieszkał w małej kawalerce w starej kamienicy. Jego
mieszkanie było małe, duszne i panował w nim okropny nieporządek.
Siedziałam w jego ciasnym salonie i wodziłam wzrokiem po
pomieszczeniu. Wszędzie leżały książki i to nie byle jakie
książki, wszystkie z dziedziny informatyki, kodowania i innych
rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Większość z książek
była zniszczona, co wskazywało na to, że Jared często z nich
korzystał. Musiał być naprawdę bystry, ponieważ byle kto nie
dałby sobie rady z takimi trudnymi rzeczami.
Obserwowałam widok za oknem i próbowałam przysłuchać się
rozmowie dwójki chłopaków, którzy stali w kuchni i mówili
ściszonymi głosami. Zabronili mi być przy tej rozmowie. Nie
podobało mi się to, ponieważ chciałam wiedzieć, co się działo
i dlaczego przyjechaliśmy akurat tutaj. Coś musiało być na
rzeczy, bo i Jared i Luke wyglądali na zdenerwowanych i
zaniepokojonych. Może chodziło o nowy gang motocyklistów, może
policja siedziała im na karku, a może byli na tropie złapania
Gacy'ego. Zostały mi tylko domysły, które doprowadzały mnie tylko
do jeszcze większej paranoi.
– O czym rozmawialiście? – spytałam Jareda, gdy ten wszedł do
pokoju i podał mi szklankę wody.
– O naszych sprawach – odpowiedział za niego Luke. – Bierz
się do roboty, zaczekam. – Zwrócił się do przyjaciela.
Jared posłał mi przelotnie spojrzenie i zniknął w korytarzu,
zostawiając mnie samą z Hemmingsem. Luke nie był zainteresowany
udzieleniem mi jakichkolwiek wyjaśnień, nawet na mnie nie spojrzał.
Zawiesił wzrok gdzieś w przestrzeni i kompletnie ignorował
spojrzenie, które w niego wbijałam.
– Dlaczego niczego mi nie mówicie?
Lucas westchnął zrezygnowany.
– A było tak pięknie, gdy milczałaś...
– Chcę wiedzieć. Mam już dość siedzenia z założonymi rękami
i patrzenia jak ledwo co radzicie sobie z tym bałaganem.
– Radzimy sobie bardzo dobrze – mruknął Luke, przymykając
oczy.
– Właśnie widzę, radzicie sobie cudownie. Nadal nie macie nic o
tych motocyklistach, nie macie pojęcia, gdzie jest Gacy, a policja
niedługo do was dotrze, bo macie wtyczkę w swoim otoczeniu.
Radzicie sobie cudownie.
Hemmings zacisnął zęby. Najwidoczniej nie lubił, gdy ktoś
oceniał go i jego przyjaciół, ale miałam to w nosie. Byłam chyba
jedyną osobą, która patrzyła realnie na sytuację, mimo że nie
do końca wiedziałam, co jest grane.
– Dlaczego nie powiesz mi, dlaczego przyjechaliśmy do Jareda?
Znów ma kogoś znaleźć?
– Przestań mówić – jęknął. Siedział z zamkniętymi
oczami. Nie wyglądał na szczególnie poruszonego.
– Jak możesz siedzieć spokojnie, gdy Jessice zrobiono coś tak
okropnego? Nie obchodzi cię to, że twoi przyjaciele narażają
swoje życie? – Wybuchłam. Miałam po dziurki w nosie jego
ignoranckiego zachowania. – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że
ktoś ostrzelał samochód Michaela, włamał się na waszą posesję!
– Uwierz mi, zdaję sobie z tego doskonale sprawę. – Otworzył
swoje niebieskie oczy i spojrzał na mnie w taki sposób, że miałam
ochotę skulić się w sobie. – A twoje ciągłe narzekanie i
panikowanie wcale nam nie pomaga. Pakujesz się w kłopoty i sama
prosisz się o to, żeby spotkało cię coś złego. Nie powiem ci,
co się dzieję, bo nie poradzisz sobie z tym. Jesteś zbyt słaba,
by udźwignąć tą sytuację.
Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Można mi było
zarzucić wszystko, naprawdę wszystko, ale nie to że byłam słaba.
– Jestem zbyt słaba? – powtórzyłam cicho. Moja dolna warga
zadrżała. – Ja jestem zbyt słaba? – Zaśmiałam się
histerycznie, uciekając wzrokiem w bok. – O niczym nie masz
pojęcia! Nie masz prawa mówić mi, że jestem słaba. Przeżyłam
więcej niż ty! Byłam w samym środku piekła. – Zerwałam się z
kanapy, kiedy w moich oczach zalśniły łzy. – Patrzyłam, jak
wszystko co kocham, zostaje zniszczone! Umierałam każdego dnia,
oglądałam cierpienie moich najbliższych i mimo wszystko stoję tu
teraz i walczę z tym piekłem ponownie. – Zaczęłam rozpinać
guziki mojej koszuli. Lucas obserwował mnie, a na jego twarzy
wreszcie zawitało jakieś inne uczucie niż chora obojętność. –
Widzisz to? – odsłoniłam swój brzuch i klatkę piersiową.
Znajdowało się tam mnóstwo jasnych, wypukłych blizn, które
szpeciły moją bladą skórę. – Nie wiesz, jak to jest patrzeć
codziennie w lustro i oglądać je, przeżywać cały ten koszmar
wciąż od nowa, brzydzić się sobą. O niczym nie masz pojęcia.
Luke rozchylił usta. Wyciągnął dłoń, by dotknąć jedną z
blizn na moim brzuchu, ale odsunęłam się gwałtownie. Stałam
przed nim całkowicie naga, nie fizycznie, ale psychicznie.
Odsłoniłam przed nim moje największe demony, swoje słabości. On
mógł zrobić z tym, co tylko zechciał. Mógł mnie wyśmiać, albo
jeszcze gorzej – mógł potraktować to obojętnie. Moje cierpienie
mogło go w ogóle nie obchodzić. Jednak mimo wszystko powiedziałam
mu o nim. Może to sprawiłoby, że brzydziłby się mną trochę
mniej.
Pociągnęłam nosem, próbując opanować płacz. Moje ciało
dygotało. Byłam rozchwiana emocjonalnie i rozsypywałam się na
kawałeczki.
Mina Luke'a było nie do zdefiniowania. Nie umiałam nazwać uczuć,
które malowały się na jego twarzy, ale na pewno nie było to
współczucie czy zrozumienie. Chciałam, żeby przestał na mnie
patrzeć w ten sposób. Czułam się jeszcze bardziej obnażona.
Dlaczego nie odwrócił wzroku? Moje blizny były obrzydliwe, każda
z nim przypomniała, że ten potwór położył łapska na moim ciele
i zostawił na nim pamiątkę po sobie. Jednak on wciąż na mnie
patrzył, nawet wtedy, gdy blizny zniknęły pod moją koszulą. Choć
wydawać się mogło, że nadal je widział przez materiał. Jego
oczy spotkały moje dopiero za kilka chwil i gdy zajrzałam w jego
stalowe tęczówki, wzdrygnęłam się. Płonące w nich uczucie było
czymś, co sprawiło, że cofnęłam się o krok.
Niech wreszcie przestanie na mnie patrzeć.
Luke otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk
nie wyszedł spomiędzy jego warg. Jared wtargnął do pokoju i
zatrzymał się gwałtownie widząc naszą dwójkę. Był
zdezorientowany.
– O co chodzi? Masz coś? – Luke mimo że zwrócił się do
swojego niego, wciąż patrzył na mnie.
Czułam mdłości.
– Christopher Milton – odpowiedział Jared. – To Chris.
Luke pobladł jeszcze bardziej niż wcześniej i pokręcił przecząco
głową.
– To niemożliwe, nasz Chris nie mógł tego zrobić. – Wstał z
kanapy i zabrał od Jareda kilka kartek. Studiował je uważnie, a
zmarszczka między jego brwiami pogłębiała się. – To są jakieś
jaja.
Jared stał z opuszczonymi ramionami i oddychał głęboko.
– Co się dzieje? Kim jest Christopher?
– To on podobno zgwałcił Jessicę, twoją koleżankę. –
Kartka, którą trzymał Luke została zgnieciona w kulkę i ciśnięta
o ścianę. – To niemożliwe.
Musiałam usiąść, by nie upaść. Nie nie miało sensu. Przecież
wiadomo było, że Jess skrzywdził ktoś inny, nie Chris, kimkolwiek
on był. Zdjęcia były jasną wiadomością dla mnie. Poza tym mała
literka G na odwrocie każdego zdjęcia mówiła sama za siebie. To
musiała być jakaś pomyłka.
– Jadę do niego, myślisz, że policja już go zgarnęła? –
Luke kierował się w stronę wyjścia, a Jared zaraz za nim.
– Nie wiem, możesz spróbować.
– Kto zeznał, że to on? – spytałam. – Musieli jakoś
wytypować go jako podejrzanego. Wyniki badań nie mogły przyjść
tak szybko.
– Anonimowy świadek – odparł Jared. – Lucas, nie wiem, czy
to dobry pomysł. Możesz trawić w sam środek obławy policyjnej.
– Jadę z tobą. – Zabrałam swoją torebkę i poszłam z
Hemmingsem.
– Nie ma mowy, Jared odwiezie cię do domu – nakazał. – Muszę
to sprawdzić.
– Nie, Luke, jadę z tobą – nalegałam. – Nie mogę siedzieć
w miejscu.
Chłopak westchnął, patrząc mi w twarz. Skinął głową i zniknął
na klatce.
Od autorki: przepraszam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz