Rozdział 23

 – HELLS ANGELS? – ryknął Ashton, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.
Cofnęłam się o krok, wystraszona jego wybuchem.
– Skąd to wiesz? – Xavier przyglądał mi się podejrzliwie.
– Gdzieś już to widziałam – odpowiedziała, starając się nie pokazywać, że powoli zaczynali mnie przerażać. – Nie wiem, gdzie. Nie pamiętam, ale widziałam już gdzieś ten znak. – Dodałam zaraz, wiedząc, że o to zapytają.
– Pierwszy raz słyszę tą nazwę – wymamrotał Calum.
– Nowi w okolicy? – Michale uniósł brwi do góry.
– Nie tacy nowi – wtrącił Ashton. – Kręcą się tutaj już od jakiegoś czasu, ale teraz dopiero nam się przedstawili.
Chłopaki wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Odniosłam wrażenie, że porozumiewają się bez słów. Za chwilę Michael westchnął i powiedział:
– Odwiozę cię do domu. – Spojrzał na mnie. – Nie czekajcie na mnie – dodał, patrząc na Xaviera.
Jeszcze przez chwilę stałam, wpatrując się w wielkie graffiti na drzwiach garażu, aż w końcu odwróciłam się i ruszyłam za Michaelem. Chciałam zapytać, co mają zamiar zrobić i po co w ogóle miałam tu przyjeżdżać, skoro chcieli się mnie stąd pozbyć. Daniel posłał mi przelotne spojrzenie i wszedł do domu zaraz za Calumem.
– Delilah – odchrząknął Mike, kiedy zamiast wsiąść do auta, stałam przed nim i wgapiałam się w litery HA.
– Naprawdę nie wiem, gdzie to widziałam – zaczęłam, gdy zapięłam pas bezpieczeństwa. – Może gdzieś na jakimś murze, nie wiem. Teraz niczego przed wami nie ukrywam.
Próbowałam się wysilić i przypomnieć sobie cokolwiek związanego z tym graffiti. Naprawdę zależało mi na tym, żeby im pomóc. Robiłam to ze względu na mojego brata, który teraz zadawał się z The Snipers. I patrząc na zmartwioną minę Michaela, przyznałam w duchu, że w pewnym sensie też dla niego.
– Wiem, Delilah. Nie wiń Ashtona za jego wybuch, teraz wszyscy jesteśmy zdenerwowani. Pewnie wiesz, że na ostatnich wyścigach pojawiła się policja, ktoś dał im cynk, czyli równie dobrze może podać nasze nazwiska glinom na tacy. Do tego to całe Hells Angels. – Pokręcił głową. – Jesteśmy trochę zdezorientowani.
W milczeniu patrzyłam przed siebie, śledząc wzrokiem białe paski na asfalcie, które znikały pod samochodem. Nie miałam ochoty na rozmowę, ale z drugiej strony czułam potrzebę porozmawiania z Michaelem.
– A ty? – Mike zerknął na mnie.
– Ja też jestem zdezorientowana.
– Jak się trzymasz? – Ponownie obrzucił mnie spojrzeniem, żeby za chwilę znów przenieść wzrok przed siebie.
Odwróciłam głowę w stronę okna, wzdychając cicho.
– Jestem zdezorientowana – powtórzyłam.
Mike westchnął.
– Co mam ci powiedzieć, Michael? Że całymi dniami zamartwiam się o moich bliskich?
Ostatnio tak dużo się działo, że nawet nie miałam czasu na rozmyślanie o tym, co czułam. Nie zdołałam sobie poukładać tego wszystkiego w głowie; podsłuch w domu, podpalenie samochodu taty, spotkanie z gangu motocyklistów i nieodparte wrażenie, że ich szef mnie znał, tajemnicza dziewczyna, którą prawdopodobnie przed nimi ocaliłam, świadomość tego, że Daniel bierze udział w nielegalnych wyścigach, wykradnięcie teczki Xaviera, Hells Angels. Nie wspominając już o Lucasie Hemmingsie, który od czasu do czasu pojawiał się w mojej głowie ze swoimi wkurzającym uśmiechem na ustach.
– Co teraz zrobicie? – spytałam po chwili ciszy.
Michael przez moment zastanawiał się na odpowiedzią.
– Pewnie znajdziemy ich i zrobimy małe porządki. – Spojrzał mi w twarz i zmarszczył brwi. – Nie chciałem cię wystraszyć, Delilah. Tym się po prostu zajmujemy i nie umiem mówić o tym w bardziej delikatny sposób.
– O tym nie da się mówić w bardziej delikatny sposób. – Przełknęłam ślinę i odgarnęłam kosmyki z twarzy. – Nie potrafię się do tego przyzwyczaić, tym bardziej, że wychowywałam się w świecie prawników i... gdyby mój tata wiedział, w co się wpakowałam... Nie tego mnie uczył. – Pochwyciłam spojrzenie zielonych oczów Michaela i ciągnęłam dalej. – Wiem, że to, co robicie nie jest do końca legalne i wiem, że zrobiliście wiele złych rzeczy, ale... nic nie dzieje się bez przyczyny. Widzę to na przykładzie Daniela. I... nie umiem sobie wyobrazić ciebie, robiącego krzywdę komuś innemu. Ufam ci, Mike. Nie wiem, dlaczego, ale wiem, że nie mogę ci ufać. Poza tym, nie jesteście chyba aż tak okropni, skoro uratowaliście mój tyłek już kilka razy? – Spróbowałam zażartować, ale nikomu nie było do śmiechu.
Mike tylko wymusił krzywy uśmiech.
– Nie mogę uwierzyć w to, że ktoś z moich przyjaciół może w jakiś sposób współpracować z Gacym... – wyszeptałam po chwili ciszy. – Znam swoich przyjaciół, oni nie mogliby...
– Skąd masz pewność, że robią to dobrowolnie? Znam różnych popaprańców i uwierz mi, mogą posunąć się naprawdę daleko, byleby tylko osiągnąć cel.
Zmarszczyłam brwi, myśląc o moich znajomych. Przywoływałam w myślach wspomnienia z nimi z ostatnich tygodni, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego w ich zachowaniu. Byli tacy, jak zawsze, trochę szurnięci i nieodpowiedzialni, ale nie zachowywali się tak, jakby chcieli mojej krzywdy.
– To moi przyjaciele...
Michael milczał przez dłuższy czas. Oboje nie wiedzieliśmy, co mamy powiedzieć, choć zapewne mieliśmy sobie dużo do powiedzenia.
– Załóżmy, że faktycznie ktoś z nich donosi Gacy'emu, kogo byś podejrzewała? – Na chwilę spojrzał mi w oczy, jakby chciał zobaczyć w nich odpowiedź.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Myślałam o tym długo i nie wiem, Mike.
Chłopak marszczył brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
– To nie ma sensu – odparł w końcu.
Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy. Marzyłam o tym, by znaleźć się jak najdalej stąd. Jednak wciąż tu tkwiłam i na nowo wracałam do tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni.
– Może to ci motocykliści? – zmarszczyłam brwi. – Calum mówił, że ich wcześniej nie widział, ale oni musieli kręcić się tutaj dużo wcześniej.
Mike zmrużył oczy, myśląc nad moimi słowami.
– Kiedy zorientowaliście się, że pojawił się ktoś nowy w mieście?
– Niedawno – odpowiedział, zbity z tropu moim pytaniem. – Jakieś dwa miesiące temu.
– Dwa miesiące temu dowiedziałam się o 'samobójstwie' Gacy'ego.
Spojrzeliśmy na siebie. Chyba myśleliśmy o tym samym. Te dwie sprawy nie mogły przypadkowo zbiec się w czasie.


*


– Delilah.
Podniosłam oczy znad miski płatków na mojego tatę i uniosłam brwi do góry.
Wyglądał tak, jakby nie przespał kilku nocy z rzędu. Na jego twarzy malował się wyraz zmartwienia i smutku. Wydawało mi się, że ma dla mnie jakieś złe wieści.
– Nie wiem, czy powinienem cię o to prosić – zaczął i spojrzał mi w oczy tak, jakby chciał mnie przeprosić. – Ale nie mam pojęcia, co mógłbym zrobić innego. Wydajesz się jedyną odpowiednią osobą.
– O co chodzi, tato?
Zaczęłam się denerwować, widząc, jak tata z trudem dobiera słowa.
Milczał przez dłuższą chwilę, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie ma mi nic dobrego do powiedzenia lub to, o co mnie chciał prosić, przerastało nawet jego.
– Chodzi o córkę Henry'ego...
– O Jess? – Zmarszczyłam brwi.
Skinął głową.
– Widzisz, kilka dni temu została napadnięta i... – urwał, patrząc mi prosto w oczy.
Przez pierwsze kilka chwil nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że Jess mogło stać się coś tak okropnego.
– Nie – wyrwało się tylko z moich ust.
– Nam wszystkim trudno w to uwierzyć – westchnął ciężko. – Dlatego pomyślałem, że mogłabyś z nią o tym porozmawiać. Wiem, że proszę o wiele, Delilah, ale ona sobie kompletnie z tym nie radzi.
Ocierałam łzy, a tata mówił dalej. Zdawało mi się, że sam miał ochotę się rozpłakać.
– Henry i Grace nie wiedzą, co robić. Poprosili mnie o pomoc, chyba nikt nie zrozumie ich tragedii lepiej niż my. – Przełknął ślinę. – Jessica targnęła się na swoje życie, ale w porę ją odratowano, nie chce rozmawiać z psychologiem, siedzi całymi dniami w swoim pokoju i płacze. Nikt nie umie do niej dotrzeć, więc może ty...
Pokiwałam twierdząco głową, zgadzając się od razu. Mimo że nie znałam dobrze Jess, czasem miałam okazję z nią rozmawiać. Jako że nasi ojcowie się przyjaźnili, czasami Jess spędzała u nas popołudnia, gdy Will i Henry prawowali nad sprawą. Jessica zawsze była pełna energii i potrafiła rozśmieszyć każdego dookoła. Chociaż czasem mnie denerwowała swoim nienaturalnym optymizmem, lubiłam ją i nigdy nie pomyślałabym, że spotka ją coś tak okropnego. Że spotka ją to, co spotkało mnie.
– Czy wiadomo, kto to zrobił? – spytałam szeptem.
Tata pokiwał przecząco głową.
Poczułam mdłości.


Wieczorem tego samego dnia pojechałam z tatą do Henry'ego. Siedząc w samochodzie, czułam jak mój żołądek boleśnie się kurczy. Byłam zdenerwowania, ponieważ nie miałam pojęcia, jak zareaguję, gdy zobaczę Jess. Wiedziałam, że będę na nowo musiała powracać do bolesnych wspomnień i na nowo to wszystko przeżywać. Nie byłam na to gotowa. I nie byłam pewna, czy jestem w stanie pomóc Jess przez to przejść, gdy ja sama jeszcze nie uporałam się z przeszłością.
Sam widok rodziców Jess wiele mnie kosztował. Czułam się zupełnie tak, jakby patrzyła na twarze moich rodziców trzy lata temu, widziałam na nich dokładnie te same uczucia bólu, smutku i rozpaczy.
Kiedy zobaczyłam Jessicę, zdawało mi się, że patrzę w lustro. Siedziała na łóżku, miała podpuchnięte od płaczu oczy, jej włosy było niedbale związane w kucyka, obejmowała się ramionami, jakby chciała obronić się przed kolejnym atakiem.
– Czego chcesz? – spytała, widząc mnie w drzwiach jej sypialni. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
Usiadłam koło niej na łóżku i ścisnęłam jej dłoń, w geście pocieszenia, choć wiedziałam, że to i tak nie sprawi, że poczuje się lepiej. Opowiedziałam jej o tym, że przechodzę przez to samo, co ona, że wiem, jak to jest czuć się bezwartościowym, że doskonale wiem, co oznacza czuć pustkę w środku. Słuchała mnie w milczeniu, a po jej policzkach spływały łzy. Moje serca łamało się na ten widok, ale obiecałam sobie, że nie będę przy niej płakać.
– On powiedział, że zrobi mi jeszcze gorsze rzeczy niż to – załkała. Spojrzała mi prosto w oczy, a mnie przeszedł dreszcz. Widziałam w nich czyste przerażenie. – Delilah... – Szloch targnął jej ciałem. Wpadła w panikę. – On... on... mówił o tobie.
Patrzyłam na nią i nie mogłam się ruszyć. Wstrzymałam oddech, mając nadzieję, że się przesłyszałam.
– On kazał mi ci to przekazać. – Wstała z łóżka i podeszła do jednej z szuflad i wyciągnęła coś z niej.
Siedziałam na jej łóżku i walczyłam ze łzami w oczach. Wszystko dookoła mnie zaczęło wirować, a w uszach zaczęło mi szumieć. Jess drżącą dłonią podała mi kilka kartek. Chwilę czasu zajęło mi odgadnięcie na co patrzyłam, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę.
– On powiedział, że jeżeli ci tego nie dam, to zrobi krzywdę moim rodzicom. Powiedział, że mam o tym nikomu nie mówić, bo inaczej... – Nie dokończyła, tylko się rozpłakała.
Gapiłam się tępo w zdjęcia, które trzymałam w dłoniach i czułam mdłości. Zobaczyłam na nich mnie i Chole razem w kawiarni, Daniela z rozciętą wargą, gdy stał przed szkołą, tatę, który właśnie wsiadał do samochodu. Był to dla mnie jasny przekaz, że Gacy trzyma nas wszystkich w garści.
Tylko dlaczego musiał posunąć się tak daleko, żeby dostarczyć mi te zdjęcia? Dlaczego musiał zniszczyć życie niewinnej rodzicie? Dlaczego musiał tak skrzywdzić Jess?
Schowałam te zdjęcia do kieszeni. Jessica mamrotała pod nosem niewyraźne słowa. Cała dygotała, więc objęłam ją ramionami. Nienawidziłam go za to, co nam zrobił, za to, że zniszczył wszystko, co obie miałyśmy. Nie miał prawa jej dotknąć, nie miał prawa jej skrzywdzić, nie miał prawa jej zastraszać. To była sprawa między nim a mną, a nie niewinną Jessicą, która nie miała pojęcia nawet, co on mi zrobił. Posunął się za daleko. Nie mogłam pozwolić na to, by nadal krzywdził innych ludzi. To musiało się wreszcie skończyć.
Poczekałam aż Jess uśnie i dopiero wtedy wyszłam z jej pokoju. Jej rodzice i mój tata czekali na mnie w salonie. Zapewne oczekiwali, że powiem im, że już z nią lepiej, ale nie zamierzałam ich okłamywać. Tata widząc, w jakim jestem stanie, zabrał mnie z ich domu, przepraszając mnie i równocześnie dziękując, że spróbowałam.
– Zawieziesz mnie do Chole? – Nie udawałam, że wszystko gra, ponieważ było zupełnie inaczej. – Potrzebuję rozmowy z nią.
Tata zgodził się od razu i już za kilka minut staliśmy przed domem mojej przyjaciółki. Wysiadłam i skierowałam się do jej drzwi, mimo że nie zamierzałam przez nie wchodzić. Chloe i tak nie było w domu, ponieważ pojechała do Ryana. Po prostu potrzebowałam wymówki, żeby spotkać się z The Snipers, tak żeby tata nic nie podejrzewał.
Zadzwoniłam do Xaviera i poprosiła go, żeby po mnie przyjechał, ponieważ to nie była rozmowa na telefon. Zgodził się i kazał mi czekać tam, gdzie stałam. On sam brzmiał tak, jakby był zdenerwowany i czymś zajęty. On i jego przyjaciele mieli pewnie dużo na głowie. Musiałam jednak opowiedzieć im o tym, co się stało Jess, ale nie wiedziałam, czy mogłam liczyć z ich strony na to, że się tym przejmą. Nadal myślałam o tym, by zadzwonić na policję, ale zdjęcia w kieszeni moich spodni zaczęły mi ciążyć i odpuściłam.
Mijały kolejne minuty, a ja czekałam na Xaviera. Z coraz większym zdenerwowaniem zagryzałam wnętrze swojego policzka i zaciskałam palce na pasku mojej torby. Teraz, kiedy straciłam poczucie bezpieczeństwa, nie lubiłam przebywać sama. Czułam, że wystawiam się mu na tacy.
Kiedy już przestawałam wierzyć w to, że Xavier naprawdę po mnie przyjedzie i miałam zamiar iść na najbliższy przystanek, dobrze znane mi czarne auto wjechało na ulicę. Nie podobało mi się to, że Xavier skłamał i osobiście po mnie nie przyjechał, tylko posłużył się swoim gburowatym przyjacielem.
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Wymieniłam krótkie spojrzenie z Lukiem i odwróciłam głowę w stronę okna. Nie miałam zamiaru opowiadać mu o Jess, a przy okazji o tym, co mnie spotkało. Nie chciałam znów widzieć jego wzroku, który wyrażał obrzydzenie.
– Co było aż tak ważne? – spytał zniecierpliwiony moim zawziętym milczeniem i unikaniem kontaktu wzrokowego.
– To nie twoja sprawa. Xavier miał po mnie przyjechać.
– Xavier jest trochę zajęty, więc go zastępuję. O co chodzi?
Luke patrzył na mnie twardym wzrokiem. Wyglądał na wyprowadzonego z równowagi, ale nie wydawało mi się, żebym ja była tego przyczyną.
Westchnęłam ciężko. Oni musieli o tym wiedzieć.
Wyciągnęłam pogięte fotografie, które dała mi Jess, z kieszeni i podałam je Lukowi, gdy staliśmy na czerwonym świetle. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Dostałam je od Gacy'ego – wyjaśniłam szeptem. Widząc minę Lucasa, dodałam zaraz: – Znaczy... On zmusił Jessicę, córkę przyjaciela taty, żeby mi je przekazała.
Wyjaśnienie tej sytuacji Lukowi było dla mnie trudne, ponieważ w pewnym sensie wracałam do tego, co mnie również zrobił Gacy. Przed oczami widziałam cały czas skuloną sylwetkę Jess i ogarniała mnie coraz większa rozpacz i złość. Może gdyby wydarzenia sprzed trzech lat potoczyły się inaczej, Jessica nie przechodziłaby teraz przez załamanie psychiczne, nie targnęłaby się na swoje życie. Wiem przez co przechodziła, ponieważ ja sama wciąż musiałam się mierzyć z potwornymi uczuciami każdego dnia. Gacy odebrał mi wszystko. I mimo że miałam myśli samobójcze, nigdy nie przełożyłam w ich w działanie. Ból i nienawiść był nie do zniesienia, ale nie zamierzałam umierać. Ponieważ moje życie było jedyną rzeczą, której ten potwór mi nie odebrał.
– Ona była niewinna – wyszeptałam. Mój głos drżał, a do oczu wciąż napływały łzy, które za wszelką cenę próbowałam przełknąć. – To moja wina, gdyby...
– Czyli ona go widziała? – przerwał mi Luke. – I kazał jej przekazać ci te zdjęcia? Zrobił to wszystko tylko po to, żeby przekazać ci zdjęcia?
– Nie rozumiesz? On pokazuje, że ma mnie w garści, że nie mogę nic zrobić. Jest zdolny do wszystkiego. Skoro zrobił coś takiego Jess, to dlaczego nie mógłby zrobić tego Chloe? – Przycisnęłam dłonie do skroni, by zmniejszyć w nim bolesne pulsowanie.
Hemmings długo myślał nad moimi słowami. Wpatrywał się w drogę, a ja wpatrywałam się w niego. Spodziewałam się, że zapewni mnie, że znajdą tego bydlaka, że on nie ma prawa krzywdzić niewinnych ludzi, jednak Luke milczał.
Przyglądałam się twarzy Lucasa i próbowałam dostrzec choć jedno jej drgnięcie. Minę, która pokaże, że przejmował się tym, co działo się dookoła mnie, że nie jest mu obojętny los Jess. Zamiast tego widziałam tylko ponurą twarz, sine cienie pod oczami i malinowe usta, które od czasu do czasu zaciskały się w cienką linię. Szara cera chłopaka i zmęczenia, które malowało się na jego twarzy wskazywało na to, że nie spał pewnie od kilku dni. Niebieskie oczy, mimo że wciąż twarde i niewzruszone, były nieco zmrużone.
Twarz Luke'a, na którą teraz patrzyłam była czymś nowym. Nie wyglądał wprawdzie na zmartwionego czy wystraszonego, ale wyglądał tak, jakby coś go bolało. Możliwe, że faktycznie tak było. Jednak coś w jego zachowaniu mówiło mi, że tutaj nie chodzi tylko o ból fizyczny. Chodziło o coś poważniejszego.
– Gdzie jedziemy?
Luke oblizał swoje wargi i uciekł wzrokiem w bok. Zastanawiał się nad odpowiedzią.
Czekałam cierpliwie na odpowiedź. Nie miałam już sił na kolejną kłótnię.
-- Do Jareda.
  • *
Jared mieszkał w małej kawalerce w starej kamienicy. Jego mieszkanie było małe, duszne i panował w nim okropny nieporządek. Siedziałam w jego ciasnym salonie i wodziłam wzrokiem po pomieszczeniu. Wszędzie leżały książki i to nie byle jakie książki, wszystkie z dziedziny informatyki, kodowania i innych rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Większość z książek była zniszczona, co wskazywało na to, że Jared często z nich korzystał. Musiał być naprawdę bystry, ponieważ byle kto nie dałby sobie rady z takimi trudnymi rzeczami.
Obserwowałam widok za oknem i próbowałam przysłuchać się rozmowie dwójki chłopaków, którzy stali w kuchni i mówili ściszonymi głosami. Zabronili mi być przy tej rozmowie. Nie podobało mi się to, ponieważ chciałam wiedzieć, co się działo i dlaczego przyjechaliśmy akurat tutaj. Coś musiało być na rzeczy, bo i Jared i Luke wyglądali na zdenerwowanych i zaniepokojonych. Może chodziło o nowy gang motocyklistów, może policja siedziała im na karku, a może byli na tropie złapania Gacy'ego. Zostały mi tylko domysły, które doprowadzały mnie tylko do jeszcze większej paranoi.
– O czym rozmawialiście? – spytałam Jareda, gdy ten wszedł do pokoju i podał mi szklankę wody.
– O naszych sprawach – odpowiedział za niego Luke. – Bierz się do roboty, zaczekam. – Zwrócił się do przyjaciela.
Jared posłał mi przelotnie spojrzenie i zniknął w korytarzu, zostawiając mnie samą z Hemmingsem. Luke nie był zainteresowany udzieleniem mi jakichkolwiek wyjaśnień, nawet na mnie nie spojrzał. Zawiesił wzrok gdzieś w przestrzeni i kompletnie ignorował spojrzenie, które w niego wbijałam.
– Dlaczego niczego mi nie mówicie?
Lucas westchnął zrezygnowany.
– A było tak pięknie, gdy milczałaś...
– Chcę wiedzieć. Mam już dość siedzenia z założonymi rękami i patrzenia jak ledwo co radzicie sobie z tym bałaganem.
– Radzimy sobie bardzo dobrze – mruknął Luke, przymykając oczy.
– Właśnie widzę, radzicie sobie cudownie. Nadal nie macie nic o tych motocyklistach, nie macie pojęcia, gdzie jest Gacy, a policja niedługo do was dotrze, bo macie wtyczkę w swoim otoczeniu. Radzicie sobie cudownie.
Hemmings zacisnął zęby. Najwidoczniej nie lubił, gdy ktoś oceniał go i jego przyjaciół, ale miałam to w nosie. Byłam chyba jedyną osobą, która patrzyła realnie na sytuację, mimo że nie do końca wiedziałam, co jest grane.
– Dlaczego nie powiesz mi, dlaczego przyjechaliśmy do Jareda? Znów ma kogoś znaleźć?
– Przestań mówić – jęknął. Siedział z zamkniętymi oczami. Nie wyglądał na szczególnie poruszonego.
– Jak możesz siedzieć spokojnie, gdy Jessice zrobiono coś tak okropnego? Nie obchodzi cię to, że twoi przyjaciele narażają swoje życie? – Wybuchłam. Miałam po dziurki w nosie jego ignoranckiego zachowania. – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że ktoś ostrzelał samochód Michaela, włamał się na waszą posesję!
– Uwierz mi, zdaję sobie z tego doskonale sprawę. – Otworzył swoje niebieskie oczy i spojrzał na mnie w taki sposób, że miałam ochotę skulić się w sobie. – A twoje ciągłe narzekanie i panikowanie wcale nam nie pomaga. Pakujesz się w kłopoty i sama prosisz się o to, żeby spotkało cię coś złego. Nie powiem ci, co się dzieję, bo nie poradzisz sobie z tym. Jesteś zbyt słaba, by udźwignąć tą sytuację.
Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Można mi było zarzucić wszystko, naprawdę wszystko, ale nie to że byłam słaba.
– Jestem zbyt słaba? – powtórzyłam cicho. Moja dolna warga zadrżała. – Ja jestem zbyt słaba? – Zaśmiałam się histerycznie, uciekając wzrokiem w bok. – O niczym nie masz pojęcia! Nie masz prawa mówić mi, że jestem słaba. Przeżyłam więcej niż ty! Byłam w samym środku piekła. – Zerwałam się z kanapy, kiedy w moich oczach zalśniły łzy. – Patrzyłam, jak wszystko co kocham, zostaje zniszczone! Umierałam każdego dnia, oglądałam cierpienie moich najbliższych i mimo wszystko stoję tu teraz i walczę z tym piekłem ponownie. – Zaczęłam rozpinać guziki mojej koszuli. Lucas obserwował mnie, a na jego twarzy wreszcie zawitało jakieś inne uczucie niż chora obojętność. – Widzisz to? – odsłoniłam swój brzuch i klatkę piersiową. Znajdowało się tam mnóstwo jasnych, wypukłych blizn, które szpeciły moją bladą skórę. – Nie wiesz, jak to jest patrzeć codziennie w lustro i oglądać je, przeżywać cały ten koszmar wciąż od nowa, brzydzić się sobą. O niczym nie masz pojęcia.
Luke rozchylił usta. Wyciągnął dłoń, by dotknąć jedną z blizn na moim brzuchu, ale odsunęłam się gwałtownie. Stałam przed nim całkowicie naga, nie fizycznie, ale psychicznie. Odsłoniłam przed nim moje największe demony, swoje słabości. On mógł zrobić z tym, co tylko zechciał. Mógł mnie wyśmiać, albo jeszcze gorzej – mógł potraktować to obojętnie. Moje cierpienie mogło go w ogóle nie obchodzić. Jednak mimo wszystko powiedziałam mu o nim. Może to sprawiłoby, że brzydziłby się mną trochę mniej.
Pociągnęłam nosem, próbując opanować płacz. Moje ciało dygotało. Byłam rozchwiana emocjonalnie i rozsypywałam się na kawałeczki.
Mina Luke'a było nie do zdefiniowania. Nie umiałam nazwać uczuć, które malowały się na jego twarzy, ale na pewno nie było to współczucie czy zrozumienie. Chciałam, żeby przestał na mnie patrzeć w ten sposób. Czułam się jeszcze bardziej obnażona. Dlaczego nie odwrócił wzroku? Moje blizny były obrzydliwe, każda z nim przypomniała, że ten potwór położył łapska na moim ciele i zostawił na nim pamiątkę po sobie. Jednak on wciąż na mnie patrzył, nawet wtedy, gdy blizny zniknęły pod moją koszulą. Choć wydawać się mogło, że nadal je widział przez materiał. Jego oczy spotkały moje dopiero za kilka chwil i gdy zajrzałam w jego stalowe tęczówki, wzdrygnęłam się. Płonące w nich uczucie było czymś, co sprawiło, że cofnęłam się o krok.
Niech wreszcie przestanie na mnie patrzeć.
Luke otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wyszedł spomiędzy jego warg. Jared wtargnął do pokoju i zatrzymał się gwałtownie widząc naszą dwójkę. Był zdezorientowany.
– O co chodzi? Masz coś? – Luke mimo że zwrócił się do swojego niego, wciąż patrzył na mnie.
Czułam mdłości.
– Christopher Milton – odpowiedział Jared. – To Chris.
Luke pobladł jeszcze bardziej niż wcześniej i pokręcił przecząco głową.
– To niemożliwe, nasz Chris nie mógł tego zrobić. – Wstał z kanapy i zabrał od Jareda kilka kartek. Studiował je uważnie, a zmarszczka między jego brwiami pogłębiała się. – To są jakieś jaja.
Jared stał z opuszczonymi ramionami i oddychał głęboko.
– Co się dzieje? Kim jest Christopher?
– To on podobno zgwałcił Jessicę, twoją koleżankę. – Kartka, którą trzymał Luke została zgnieciona w kulkę i ciśnięta o ścianę. – To niemożliwe.
Musiałam usiąść, by nie upaść. Nie nie miało sensu. Przecież wiadomo było, że Jess skrzywdził ktoś inny, nie Chris, kimkolwiek on był. Zdjęcia były jasną wiadomością dla mnie. Poza tym mała literka G na odwrocie każdego zdjęcia mówiła sama za siebie. To musiała być jakaś pomyłka.
– Jadę do niego, myślisz, że policja już go zgarnęła? – Luke kierował się w stronę wyjścia, a Jared zaraz za nim.
– Nie wiem, możesz spróbować.
– Kto zeznał, że to on? – spytałam. – Musieli jakoś wytypować go jako podejrzanego. Wyniki badań nie mogły przyjść tak szybko.
– Anonimowy świadek – odparł Jared. – Lucas, nie wiem, czy to dobry pomysł. Możesz trawić w sam środek obławy policyjnej.
– Jadę z tobą. – Zabrałam swoją torebkę i poszłam z Hemmingsem.
– Nie ma mowy, Jared odwiezie cię do domu – nakazał. – Muszę to sprawdzić.
– Nie, Luke, jadę z tobą – nalegałam. – Nie mogę siedzieć w miejscu.

Chłopak westchnął, patrząc mi w twarz. Skinął głową i zniknął na klatce.

Od autorki: przepraszam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Neva