Rozdział 12

– Daj mi jeszcze jedną szansę. – Daniel dobijał się do moich drzwi już od kilku minut. – Wyjaśnię ci wszystko. Tylko otwórz te drzwi.
– Mówiłam, że nie chcę słuchać twoich kłamstw.
– Ale to nie kłamstwa! Wpuść mnie.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Minęły dwa dni, przez które unikałam Daniela. Ciężko szło mi układanie i analizowanie w głowie tego, co mi powiedział. Nic nie miało sensu, jego słowa było jakby wyrywane z kontekstu. Choć na początku myślałam, że jego dziwnie zachowanie ma jedną i to dość prostą przyczynę, teraz okazało się, że wcale tak nie jest. A najgorsze było to, że z mojego toku myślenia wynikało, że tych przyczyn było kilka i to dość skomplikowanych, których nie rozumiałam i których bałam się zrozumieć. Potrzebowałam czasu, jednak on nie przyniósł ze sobą nic oprócz jeszcze większego mętliku w mojej głowie.
– Odpowiem na każde twoje pytanie. – Westchnął ciężko. – Tylko mnie wpuść.
W milczeniu podeszłam do drzwi, a moja dłoń zawisła nad klamką. Czy po tym wszystkim powinnam dać mu kolejną szansę? Nie chciałam ponownie słuchać tych wszystkich fałszerstw, w które omal nie uwierzyłam. Jednak teraz uważałam, że dam radę oddzielić prawdę od kłamstwa, że tym razem nie pozwolę mu na karmienie mnie historiami wyssanymi z palca. Nie miałam nic do stracenia. To ja decydowałam, czy uwierzę mu, czy znów uznam, że nie mówił prawdy.
Przekręciłam klucz w drzwiach i ponownie skierowałam się do mojego łóżka. Usiadłam na nim, patrząc jak Daniel powolnie uchyla drzwi i lustruje moją twarz uważnym spojrzeniem. Zamknął za sobą drzwi, jednak nie podszedł bliżej. Stał w miejscu i milczał.
Choć jeszcze chwilę temu w mojej głowie pojawiła się lista pytań, na które chciałam poznać odpowiedź, teraz została tylko pustka. Nie wiedziałam, od czego zacząć, o co zapytać, jakich wyjaśnień żądać. Zacisnęłam usta, patrząc w okno.
– Jak dowiedziałeś się o śmierci Jonathana? – zadałam pierwsze pytanie i przeniosłam swoje oczy na jego twarz.
Daniel nie wydawał się zaskoczony tym pytaniem. Oblizał usta językiem i westchnął ciężko.
– Podsłuchałem rozmowę taty. Zadzwoniła do niego Liz i powiedziała mu o tym, co się stało. On nie zwrócił na jego śmierć szczególnej uwagi, ale ja wiedziałem, że coś jest nie tak. Postanowiłem to sprawdzić i...
– Mówiłeś, że włamałeś się do kartoteki policyjnej – weszłam mu w słowo.
– Nie kłamałem.
– Ale jak...
– Nie zrobiłem tego sam. – Tym razem on mi przerwał. Nie powiedział nic więcej, ale nie musiał. Zrozumiałam od razu, co miał na myśli.
– Więc najpierw nielegalne wyścigi, a teraz hakerstwo? – Zmrużyłam oczy, nie ukrywając swojego niezadowolenia. – Dlaczego się w to wplątałeś?
– Oni nie są tacy źli, jak ci się wydaje. Pomagają mi.
– Pomagają? – Podniosłam głos, ale zaraz się opanowałam. – Tak po prostu ci pomagają i nie chcą niczego w zamian?
– Nie do końca – burknął i odwrócił wzrok. Podszedł bliżej i usiadł na moim łóżku, które nieznacznie ugięło się pod jego ciężarem. – Jestem tak jakby jednym z nich.
Zacisnęłam zęby, starając się zachować zimną krew. Nie do końca wiedziałam, o co mu chodziło, ale zdawałam sobie sprawę, że teraz był częścią kluby zbuntowanych punk nastolatków, których boi się pół szkoły. Czy to oznaczało, że brał udział w nielegalnych wyścigach w inny sposób niż przez zakłady? Albo że sprzedawał narkotyki, czy załatwiał interesy razem z nimi, bijąc innych do utraty przytomności? Przełknęłam głośno ślinę, kiedy wyobraziłam sobie mojego brata znęcającego się nad człowiekiem, który zaszedł z skórę jednemu z jego nowych przyjaciół. Widziałam w jego ciemnych oczach blask, który wywołał na moim ciele ciarki. Ta wizja była tak wyraźna, że gdy ponownie spojrzałam na Daniela, nie umiałam jej odpędzić.
– Kim oni są? – Choć włożyłam w te słowa wiele wysiłku, mój głos zadrżał.
– The Snipers.
Zapadło między nami głębokie milczenie. Patrzyłam mu w oczy, starając się odgadnąć jego uczucia. Czy teraz coś było dla mnie jaśniejsze? Nie. Wszystko wydawało się jeszcze bardziej skomplikowane. Przypomniałam sobie słowa Marco, gdy ostrzegał mnie przez przyjaciółmi Luke'a, przypomniałam sobie słowa Caluma, gdy mówił, że nie miałam pojęcia z kim rozmawiam. I że lepiej dla mnie, żebym się nie dowiedziała.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy powoli wszystkie elementy układani zaczynały do siebie pasować.
– Dlaczego?
Dan zacisnął usta i wbił wzrok w swoje dłonie. Długo milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Domyślasz się, kto chciał śmierci Jonathana? – Spojrzał na mnie z powagą, która naprawdę rzadko gościła na jego twarzy.
Pokręciłam przecząco głową. Nawet jeżeli się domyślałam, że dawałam tej myśli wypłynąć na powierzchnię.
– Przecież to wiesz – szepnął. – W głębi duszy wiesz, że mam rację. I rozumiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale... Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda.
– Przestań już z tym – warknęłam. – Mylisz się. Pewnie opowiedziałeś swoim nowym przyjaciołom o tym, co się stało w Central Coast, a teraz razem planujecie jak do końca mnie zgnębić. – Moje oczy miotały błyskawice, ale Daniel uparcie wytrzymywał moje spojrzenie.
– Oni o tym nie wiedzą. Ashton był wściekły, że o niczym nie chcę im powiedzieć i może trochę go poniosło... – uśmiechnął się krzywo, dotykając łuku brwiowego, na którym miał strupa.
Otworzyłam szerzej oczy, kiedy dotarło do mnie, co przed chwilą powiedział.
– I po tym wszystkim nadal zadajesz się z nimi?
– Mówiłem, że nie są tacy źli. – Wzruszył ramionami, co najwyraźniej sprawiło mu ból, bo się skrzywił. – Czy teraz ja mogę cię o coś zapytać? – Odczekał chwilkę i kontynuował. – Co widziałaś w sekretariacie?
Westchnęłam ciężko, przymykając oczy i zastanawiając się nad tym, czy powiedzieć mu prawdę.
– Niewiele – odparłam w końcu. – Najpierw usłyszałam kroki i odgłos tłuczonego szkła. Wybił szybę w drzwiach sekretariatu. Później odszedł, ale po kilku minutach wrócił. Widziałam jak przeszukiwał sekretariat. Chyba był wściekły. Nie wiedziałam jego twarzy, ale z postawy przypomniał Luke'a, więc pomyślałam, że to on. Nadal jestem tego pewna. Wydawało mi się, że mnie zauważył, więc cofnęłam się i potknęłam się o coś. Zaczął się dobijać do drzwi, a później zobaczyłam w nich Hemmingsa. Nie wmówisz mi, że to nie był on.
Daniel zmarszczył brwi, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Byłam pewna, że stara się wymyślić jakiś argument na obronę swojego przyjaciela, ale najwyraźniej nic nie przychodziło mu do głowy.
– A co wydarzyło się na imprezie w sobotę?
– Założę się, że Xavier ci wszystko powiedział. – Posłałam mu oschłe spojrzenie.
– Chcę poznać twoją wersję...
– Nie ma wersji mojej i wersji Xaviera. Jest jedna. – Wysyczałam, tracąc cierpliwość.
Jednak po chwili dotarł do mnie pewnie fakt, który dotąd mi umykał. Osoba, która włamała się do sekretariatu i ta, która mnie śledziła były wręcz identyczne. To była jedna i ta sama osoba. W takim razie oznaczało to, że Lukas Hemmings szedł za mną w noc po imprezie. Czy to było zaplanowane? Teraz słowa Xaviera wreszcie nabrały sensu. On od początku wiedział, że go okłamałam. Ale co to wszystko oznaczało?
Kazałam Danielowi wyjść z mojego pokoju i dać mi święty spokój. Nie mogłam znieść tego, że mój brat kpił sobie ze mnie. On wiedział o wszystkim, kto wie, może planował to razem z nimi. Ale nie mogłam pojąć, dlaczego tak bardzo zależało im na zastraszaniu mnie. Dlaczego tak bardzo chcieli zniszczyć mnie i moje poczucie bezpieczeństwa. Postanowiłam, że porozmawiam o tym z tatą. William Marshall był jedyną osobą, która mogła mi pomóc.
Wieczorem, kiedy tata siedział w swoim gabinecie, zdobyłam się na odwagę i zapukałam do jego drzwi. Dużo kosztował mnie ten gest, ponieważ wiedziałam, że po nim nie będzie już odwrotu. Będę musiała powiedzieć mu o zachowaniu Daniela, o tym, z kim się zadawał, o tym, że ktoś mnie śledził i obserwował.
– Cześć – uśmiechnęłam się niepewnie, gdy tata krzyknął, że mogę wejść. – Nie przeszkadzam?
– Nie, nie – mruknął i zaprosił mnie gestem ręki do środka. Drugą ręką porządkował jakieś dokumenty. – I tak miałem zrobić sobie małą przerwę.
Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do brązowego krzesła stojącego naprzeciwko mahoniowego biurka mojego rodzica. Poprawiłam swoją koszulkę, uparcie nie patrząc tacie w oczy, i westchnęłam cicho. Nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Nie miałam pojęcia, jak zacząć.
– Czujesz się już lepiej? – spytał, a ja zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego pytaniem. – Daniel powiedział mi, że przez wczorajszy i dzisiejszy dzień bolała cię głowa.
– Och – bąknęłam. – Tak, już jest w porządku.
– Chcesz porozmawiać o Danie, prawda?
Spojrzałam mu w oczy i przełknęłam ślinę, po czym nieznacznie skinęłam głową.
– Próbowałem z nim o tym rozmawiać – zaczął, a jego słowa kompletnie zbiły mnie z pantałyku. – Nie chciał mi powiedzieć, kto mu to zrobił. W końcu te bójki przerodzą się w coś znacznie gorszego i może nie skończyć się na rozcięciu wargi czy kilku siniakach. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Myślę, że będę musiał zawiadomić szkołę, że mój syn jest poniżany i bity przez innych uczniów. Nie wiem, dlaczego uwzięli się akurat na niego, przecież to tylko zwykły chłopiec.
Zwykły chłopiec, prychnęłam rozgoryczona w myślach.
– W każdym razie, nie chciałbym od razu posyłać go do psychologa. Chciałbym, żebyś ty najpierw z nim pogadała. Jesteście rodzeństwem, ufacie sobie, myślę, że przed tobą się otworzy.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił. Nie odpowiedziała tylko w milczeniu wpatrywałam się w drewniany blat, zaciskając usta.
– Zazwyczaj mówiłaś wiele więcej – zauważył tata i pochylił się w moją stronę. – Dlaczego teraz milczysz?
– Coś mnie martwi – wyznałam. – Nie wiem, jak ci o tym powiedzieć.
– Zerwałaś z Markiem? Kochanie, tak mi przykro. – Złapał mnie za nadgarstek, uśmiechając się pocieszająco.
– On ma na imię Matt, tato – sprostowałam sucho. – I nie, nie zerwałam z nim.
– Więc o co chodzi? – Był zmieszany i niepewnie zabrał rękę.
– Myślałam ostatnio nad tym, co stało się w Central Coast... i zastanawiałam się, czy byłoby możliwe, żeby on... on wyszedł na wolność – jąkałam się. Zawsze to robiła, gdy mówiłam o tym. – Przecież niektóre zbrodnie uległy przedawnieniu, innych mu w ogóle nie udowodniono... Czy on mógłby nas znaleźć, tato?
Spojrzał na mnie z troską i kolejny raz uśmiechnął się pocieszająco. Patrzył mi w oczy, a ja miałam wrażenie, że on tak naprawdę wie, co zamierzam mu powiedzieć.
– Nie musisz się tym martwić, skarbie – odparł. – Nie chciałam ci o tym mówić, ponieważ jesteś taka wrażliwa. Wiedziałem, że nie chcesz mieć z przeszłością nic wspólnego. Nie chciałam na nowo przywoływać tych wspomnień. Ale skoro sama o to zapytałaś, to powiem ci.
Spięłam wszystkie mięśnie, szykując się na najgorsze.
– Ciało Anthony'ego Gacy znaleziono tydzień temu w jego celi. Powiesił się. Może wreszcie dotarło do niego, ilu okropnych zbrodni był sprawcą. Może w końcu w tym bydlaku odezwało się sumienie. – Ojciec był wyraźnie zadowolony z jego śmierci.
Przeszedł mnie dreszcz, ale odetchnęłam z ulgą. Gacy nie żył, czyli oznaczało to, że jestem bezpieczna, a te wszystkie sytuacje musiały być tylko zbiegiem okoliczności.
– Nic ci nie grozi – powiedział i poklepał mnie do dłoni. – Dostał to, na co zasłużył.
Pełna niewysłowionej ulgi i spokoju opuściłam gabinet taty, wcześniej wymieniwszy z nim jeszcze kilka zdań na temat szkoły i mojej przyszłej uczelni. Jednak poczucie ukojenia szybko znikło, kiedy uświadomiłam sobie, że mój brat kolejny raz mnie okłamał. A najgorsze było to, że jakaś cząstka mnie naprawdę mu uwierzyła.

Następnego dnia, gdy weszłam do pokoju mojego brata, nikogo w nim nie zastałam. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że pewnie poszedł do swoich przyjaciół. I mimo że chciałam z nim porozmawiać o jego kolejnym kłamstwie, teraz już nie miałam na to ochoty. Kolejna rozmowa przeradzająca się w kłótnię nie miała sensu. I tak nie poznałabym prawdy tylko usłyszała kolejny stek bzdur. Wcześniej słysząc kłamstwa z ust mojego brata, bolało mnie to, lecz teraz nie czułam nic. Ani złości, ani żalu, ani nawet bólu. Chyba pogodziłam się już z tym, iż mój brat stał się zawodowym kłamcą, któremu nie mogłam już ufać.
Na pewno dobrze się czujesz? – spytał Matt.
Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam na niego, przypominając sobie o jego obecności.
– Tak, tak. – Wysiliłam się na uśmiech i oparłam głowę na jego ramieniu. – Zamyśliłam się.
– Ostatnio często ci się to zdarza – odparł.
Wzruszyłam ramionami.
– Dużo się ostatnio dzieje w moim życiu.
– Naprawdę nie wiem, jak możesz aż tak bardzo przejmować się Danielem. Ile razy cię zawiódł? Ile razy okłamał? A ty wciąż myślisz, jak go uratować.
– Jak możesz tak mówić? – Spojrzałam na niego z wyrzutem.
– Delilah, przez niego odsunęłaś się od swoich przyjaciół. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wyszliśmy gdzieś tylko we dwoje. – Powiedział oskarżycielsko. – Prawie nie rozmawiamy. O niczym mi nie mówisz.
– Wyjdź stąd. – Usłyszeliśmy głos Daniela i oboje odwróciliśmy głowy w jego kierunku.
Matt wstał z kanapy i stanął naprzeciwko mojego brata.
– Bo ty mi każesz? – Uniósł brwi do góry. – Wybacz, ale nie słucham narkomanów.
Poderwałam się z miejsca i pognałam do tamtej dwójki. Daniel zaciskał pięści i wyglądał tak, jakby miał zaraz rzucić się na mojego chłopaka.
– Mam dość twojego szczeniackiego zachowania. Nie widzisz, co robisz swojej siostrze?
– Matt – zaoponowałam. – To nie twoja sprawa.
– Owszem, moja.
– Nie udawaj, że ci na niej zależy – wysyczał Daniel, mierząc Matta morderczym wzrokiem.
– Zależy bardziej niż tobie – warknął. – Ja przynajmniej jej nie okłamuję, rozmawiam z nią, troszczę się o nią. A ty? Co ty ostatnio dla niej zrobiłeś oprócz ciągłego zadawania jej bólu i wpędzania w szał?
Zacisnęłam zęby, zdając sobie sprawę, że mój chłopak ma we wszystkim rację.
– Ja nie pieprzę za jej placami z połową dziewczyn ze szkoły – powiedział, patrząc Mattowi prosto w oczy.
– Co? – Otworzyłam usta.
– Myślisz, że znów uda ci się ją okłamać? – Matt zaśmiał się szyderczo.
– O czym ty mówisz? – Zmarszczyłam brwi, patrząc na Daniela.
– Nie wierzysz mi, prawda?
– Matt, czy to, co on mówi...
– Oczywiście, że nie! – wrzasnął.
– Naprawdę? – Daniel łypał na niego, zaciskając szczękę. – To może powiesz nam, co robiłeś w Sylwestra na imprezie u Jake'a?
Drzwi frontowe trzasnęły, więc wszyscy umilkliśmy, mierząc się nawzajem nieufnymi spojrzeniami. Za chwilę w salonie pojawił się ktoś, kogo najmniej spodziewałam się w tamtym momencie.
– W czymś wam przeszkodziłem? – spytał Luke, a ja zazgrzytałam zębami.
– Proszę. – Daniel machną ręką na Hemmingsa. – Powiedz jej, co jej idealny chłopak robił w Sylwestra, a później u Seana, i na innych imprezach.
Luke spojrzał mi prosto w oczy i przez chwilę zastanawiał się nad czymś. Zdawało mi się, że przez chwilę w jego niebieskich oczach widziałam cień niezdecydowania, lecz po chwili na jego ustach pojawił się ten sam irytujący uśmiech.
– Pieprzył tą laskę z drużyny cheerleaderek. Jak jej tam było... Laura?
Spojrzałam na Matta, który nerwowo kręcił się w miejscu. Gdy pochwycił mój wzrok, od razu odwrócił głowę.
– O czym oni mówią? – wyszeptałam, nie wiedząc, co o tym wszystkim sądzić.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział.
– Och, wypierasz się – zaśmiał się Hemmings.
– Dosyć! – warknęłam. – Wyjdźcie stąd. Wszyscy.
– Nie wierzysz mi – stwierdził Dan, spoglądając na mnie z wyrzutem.
– Wyjdźcie stąd. – Powtórzyłam twardo. – Chcę zostać sama.
Matt podniósł rękę, żeby pogłaskać mnie po policzku, ale odsunęłam się, nawet na niego nie patrząc. Nie ufałam już żadnemu z nich i potrzebowałam czasu, żeby to wszystko poukładać sobie w głowie. Nie mogłam od tak uwierzyć, że Matt mnie zdradzał, ale słowa Dana i Luke'a sprawiły, że naszły mnie wątpliwości. Oczywiście to mogła być kolejne zagranie z ich strony, by zniszczyć mi życie lub dać nauczkę.
– Pamiętaj, że to ja byłem przy tobie, kiedy nie było twojego brata – szepnął Matt i rzucił mi ostatnie spojrzenie, wychodząc z pokoju.
– Jak śmiesz... – zaczął mój brat, ale Hemmings chwycił go w porę za ramię, zanim ten rzuciłby się z pięściami na odchodzącego chłopaka.
Skrzyżowałam ramiona na piersi, wmawiając sobie, że to co przed chwilą usłyszałam wcale mnie nie ruszyło.
– Delilah – bąknął Daniel. – Mówiłem ci, że więcej cię nie okłamię.
– Wyjdź. – Byłam pewna, że mój zimny wzrok sprawił, że przeszły go ciarki.
Daniel patrzył mi przez chwilę w oczy, po czym westchnął i powiedział do Luke'a, że zaczeka w samochodzie.
– Ty też masz wyjść – rozkazałam Hemmingsowi, widząc, że wcale nie śpieszy mu się do opuszczenia mojego domu.
– Ufasz nieodpowiednim ludziom – powiedział spokojnie, ignorując moje słowa.
Milczałam. Nie zamierzałam wchodzić z nim w rozmowę, ponieważ on był ostatnią osobą, z którą chciałam teraz porozmawiać.
– Porozmawiaj ze swoim blond-przyjacielem. On powie ci prawdę. – Dodał, wkładając dłonie do kieszeni jeansów. – W końcu prawda nas wyzwoli, czyż nie? – Uśmiechnął się kpiąco. – Do zobaczenia. – Widząc, że nie mam mu nic do powiedzenia, wyszedł.
Zostałam sama w mętlikiem w głowie oraz sercu. Nie chciałam zostać sama, ale nie chciałam też widzieć kogokolwiek. Zapadł już zmierzch, a w domu zrobiło się ponuro, co idealnie oddawało mój stan emocjonalny. Nie myśląc za wiele, skierowałam się do kuchni, żeby wziąć tabletkę na sen i uciec od tego wszystkiego w krainę Morfeusza. Zamknęłam drzwi i położyłam się na kanapie w salonie.
Nie poznawałam ostatnio osób, które były mi najbliższe, co przerażało mnie bardziej niż myśl o Gacym. Czułam, że tracę wszystkich, na których mi zależało. Nieważne co bym zrobiła, żeby ich zatrzymać przy sobie, to i tak nie działało. Wybaczałam im ich błędy, kłamstwa tylko po to, by ich nie stracić. Ale to nie działało. Wszystko, co robiłam, żeby uratować resztki mojego normalnego życia nie działało.
Dlaczego ludzie, których kochamy nie mówią nam prawdy i oszukują nas? Czy boją się o to, że dowiedziawszy się prawdy, odwrócimy się do nich tyłem? Czy boją się odtrącenia? Kłamstwo jest najpodlejszą rzeczą, jaką człowiek może zrobić drugiej osobie. Więc dlaczego cały czas to robimy? Oszukując się, sprawiamy tylko ból i tracimy osoby, na których nam zależy. Łatwo jest nam oszukiwać, gorzej jest, gdy to nasze zaufanie zostanie zawiedzione. Drobne kłamstewka łatwo jest wybaczyć, ale co z tymi dużymi, często potwornymi? Czy je również tak łatwo wybaczyć nawet kochanej przez nas osobie?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że usnęłam, dopóki nie obudził mnie alarm. Poderwałam się na równe nogi, czego zaraz pożałowałam, ponieważ zakołowało mi się w głowie i zatoczyłam się na stolik, uderzając w zranioną łydkę. Jęknęłam cicho, starając się odzyskać równowagę i nerwowo rozejrzałam się dookoła.
Alarm głośno pikał, co sprawiło, że mój żołądek zacisnął się w supeł. Alarm włączał się tylko wtedy, gdy ktoś nieproszony pojawiał się w domu. Zaklęłam w duchu, uświadamiając sobie, że nie zapaliłam wcześniej światła. Paliła się tylko żarówka w korytarzu, rzucając mętne światło na kawałek salonu. Przełknęłam głośno ślinę i na palcach ruszyłam w stronę kuchni.
Byłam bezbronna, więc musiałam znaleźć coś do obrony. Pierwszą moją myślą był nóż kuchenny. Modliłam się w myślach, żeby ochroniarz, który również dostawał sygnał, że coś jest nie tak, przyjechał jak najszybciej. Nie chciałam przyznać tego przed samą sobą, ale w głębi duszy myślałam, że to nie jest zwykły złodziejaszek, który chciał obrabować nasz dom. Wiedziałam, że to nie jest zwykły zbieg okoliczności. Komuś chodziło o to, by mnie nastraszyć, zaszczuć niczym zwierzę i rozkoszować się moim strachem. I zdawałam sobie sprawę, że to ktoś, komu zależało na tym, by mnie zniszczyć, wykończyć psychicznie. I ja znałam taką osobą, ale nie pozwalałam tej myśli wypłynąć na powierzchnię.
Gdy stałam przy stole w jadalni, zauważyłam czyjś cień przemykający przez korytarz. Moje serce na chwilę stanęło, żeby zabić dwa razy szybciej i mocniej. Moje ręce zaczynały się pocić, oddech świszczał mi w gardle. Wręcz czułam emanującą od tej osoby agresję i okrutność, ale nie zamierzałam poddać się tak łatwo. Zbierając swoje myśli do kupy, powoli i ostrożnie zaczęłam stąpać w stronę kuchni. Jeżeli włamywacz wszedłby do salonu, mogłabym go zajść od tyłu i zaatakować. Ale czy miałam jakiekolwiek szanse w pojedynku z nim?
Dotarłszy do szuflady z nożami, wysunęłam ją najciszej jak umiałam i sięgnęłam po największy nóż. Przygryzłam dolną wargę, starając się wytężyć słuch, ale szum krwi w uszach uniemożliwiał mi to. Odgłos kroków rozniósł się gdzieś w salonie, wprawiając mnie w jeszcze większą panikę. Był blisko.
Nie miałam pojęcia, ile czasu alarm już brzęczał, a ja stałam z nożem w ręce, modląc się, by nie musieć mierzyć się z włamywaczem, ale każda sekunda wydawała mi się godziną. Gdy moich uszu dobiegł cichy, przytłumiony śmiech, zacisnęłam usta, żeby pohamować szloch. Czy to była ta sama osoba, która śledziła mnie po imprezie Ryana?
Odgłos przekręcanego klucza w drzwiach spowodował, że poczułam się nieco pewniej i wyszłam z kuchni. Ochroniarz już przyjechał, zapalając światło w salonie i rozglądając się dookoła. Gdy jego wzrok natrafił na mnie i trzymany w ręce nóż, wyciągnął zza paska broń i skinął do mnie głową, żebym do niego podeszła. Zrobiłam to, zastanawiając się, co stało się z włamywaczem, który dosłownie minutę temu był w pokoju. Moją zagadkę rozwiązały otworzone drzwi balkonowe, które wskazałam mężczyźnie w niebieskim uniformie.
– Wiesz, kto to był? – spytał, wyglądając przez drzwi balkonowe.
– Nie. – Zaprzeczyłam, ściskając mocniej rączkę noża. – Obudził mnie alarm, później zobaczyłam czyjś cień i usłyszałam kroki. Nie widziałam go, ale kręcił się po domu dość długo.
– Jak dostał się do środka? – Obszedł dokładnie cały salon, uważnie rozglądając się.
– Nie mam pojęcia.
Ochroniarz skinął głową i ruszył do kuchni, a ja powłóczyłam za nim nogami. Adrenalina w moich żyłach już prawie wyparowała, a ja poczułam zmęczenie.
– Już możesz odłożyć nóż, jesteś bezpieczna. – Uśmiechnął się delikatnie w moją stroną, ale ja nie odwzajemniłam gestu.
Odłożyłam nóż na blat tak, by pozostał w zasięgu moich rąk.
– Ktoś wyłamał zamek w tylnych drzwiach – powiedział za chwilę, dokładnie oglądając je. – Zawiadomię policję.
– Czy możemy poczekać na powrót mojego taty?
– Rozmawiałem z nim, jadąc do ciebie. Kazał mi się wszystkim zająć, ponieważ on jest zajęty. – Wyjaśnił, wyciągając telefon. – Możesz być spokojna, nie będziemy robić afery. William sobie tego nie życzył.
Pokiwałam głową, myślami będąc już bardzo daleko. Przypomniałam sobie śmiech. Wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam stwierdzić, do kogo mógł należeć. Byłam pewna, że kiedyś już go słyszałam, uświadamiając sobie, że ten, kto włamał się do mojego domu, był mi znany. Żołądek skurczył się boleśnie, powodując mdłości, gdy niepewnie podchodziłam do tylnych drzwi. Ochroniarz miał rację, ktoś wyłamał zamek. Wychyliłam głowę na zewnątrz, rozglądając się po ogrodzie, ale nic nie wyglądało podejrzanie. Wyszłam na dwór, ignorując niezadowoloną minę mężczyzny dzwoniącego na policję i biorąc głęboki wdech, wyszłam na dwór. Było zbyt ciemno, żebym mogła przypatrywać się szczegółom, ale coś nie dawało mi spokoju. A mianowicie, jak on dostał się do ogrodu, skoro brama i furtka otwierają się na kod. Poza tym ciężko było mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby przeskoczyć nasz wysoki płot.
Owinęłam swoje ciało ramionami, okrążając dom, by podejść do bramy z przodu domu. Zmrużyłam oczy, wpatrując się w szare ogrodzenie. Wyciągnęłam dłoń, by dotknąć zimnych metalowych prętów. Coś było nie w porządku, tylko jeszcze nie wiedziałam co. Odwróciłam się, żeby wrócić do domu, kiedy jakiś przedmiot, odcinający się od ciemnego otoczenia, przyciągnął moją uwagę. Sięgnęłam po to, uzmysławiając sobie, że to skórzana rękawiczka. Przełknęłam głośno ślinę. Już gdzieś ją widziałam.

Od autorki: cześć pyszczki! Wybaczcie mi takie spóźnienie z rozdziałem, ale przez ostatnie tygodnie miałam mnóstwo nauki i nie miałam ani siły, ani weny do napisania czegokolwiek. Do tego usunięcie dwóch kolejnych rozdziałów tak mnie załamało, że nie miałam ochoty nawet otwierać Worda.
Rozdział 12 jest całkiem znośny, ale mam wrażenie, że kompletnie mi nie wyszedł. Chciałam w nim zawrzeć tyle rzeczy, ale jakoś średnio mi to wyszło. Mam nadzieję, że rozdział wam się w miarę podobał.
Kurde, teraz życie Dee diametralnie się zmieni. Pojawią się w jej życiu zupełnie obcy ludzie. The Snipers. Co o nich myślicie? Chyba się domyślacie kim są. :D Nawet nie wiecie jak bardzo jestem podekscytowana kolejnymi rozdziałami. Wreszcie będzie w nich więcej Luke'a, Caluma, Asha i Mike'a!
Zapraszam na wersję AIS na Wattpadzie ☛ KILK
Wpisujcie swoje username w zakładce Informowani
Komentujcie i piszcie swoje opinie! Bardzo mi na tym zależy.

Do następnego (widzimy się znowu 22.02).

All the love,
Minette

3 komentarze:

  1. W końcu nowy rozdział!
    No to się działo... Ta rozmowa z Danielem, włamanie, jeszcze ta rzekoma zdrada Matta. Mimo wszystko wierzę Danielowi, Dee też musi uwierzyć! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłam doczekać się nowego rozdziału i opłacało się czekać :D Dużo się dzieje ... i to włamanie ... ciekawe kto za nim stoi, bo teraz już kompletnie niczego nie jestem pewna. Pojawił się Luke :D Na chwilę, ale był! Wierzę w to co mówi Daniel, a propos Daniela to nie mam pojęcia czemu, ale cały czas wyobrażam go sobie jako Dylana O'Brien (nie wiem czy odmienia się jego nazwisko). Czekam na następy xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna opowieść!! Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva