– Daj mi jeszcze
jedną szansę. – Daniel dobijał się do moich drzwi już od kilku
minut. – Wyjaśnię ci wszystko. Tylko otwórz te drzwi.
– Mówiłam, że
nie chcę słuchać twoich kłamstw.
– Ale to nie
kłamstwa! Wpuść mnie.
Zamknęłam oczy i
wzięłam głęboki wdech. Minęły dwa dni, przez które unikałam
Daniela. Ciężko szło mi układanie i analizowanie w głowie tego,
co mi powiedział. Nic nie miało sensu, jego słowa było jakby
wyrywane z kontekstu. Choć na początku myślałam, że jego dziwnie
zachowanie ma jedną i to dość prostą przyczynę, teraz okazało
się, że wcale tak nie jest. A najgorsze było to, że z mojego toku
myślenia wynikało, że tych przyczyn było kilka i to dość
skomplikowanych, których nie rozumiałam i których bałam się
zrozumieć. Potrzebowałam czasu, jednak on nie przyniósł ze sobą
nic oprócz jeszcze większego mętliku w mojej głowie.
– Odpowiem na
każde twoje pytanie. – Westchnął ciężko. – Tylko mnie wpuść.
W milczeniu
podeszłam do drzwi, a moja dłoń zawisła nad klamką. Czy po tym
wszystkim powinnam dać mu kolejną szansę? Nie chciałam ponownie
słuchać tych wszystkich fałszerstw, w które omal nie uwierzyłam.
Jednak teraz uważałam, że dam radę oddzielić prawdę od
kłamstwa, że tym razem nie pozwolę mu na karmienie mnie historiami
wyssanymi z palca. Nie miałam nic do stracenia. To ja decydowałam,
czy uwierzę mu, czy znów uznam, że nie mówił prawdy.
Przekręciłam
klucz w drzwiach i ponownie skierowałam się do mojego łóżka.
Usiadłam na nim, patrząc jak Daniel powolnie uchyla drzwi i
lustruje moją twarz uważnym spojrzeniem. Zamknął za sobą drzwi,
jednak nie podszedł bliżej. Stał w miejscu i milczał.
Choć jeszcze
chwilę temu w mojej głowie pojawiła się lista pytań, na które
chciałam poznać odpowiedź, teraz została tylko pustka. Nie
wiedziałam, od czego zacząć, o co zapytać, jakich wyjaśnień
żądać. Zacisnęłam usta, patrząc w okno.
– Jak
dowiedziałeś się o śmierci Jonathana? – zadałam pierwsze
pytanie i przeniosłam swoje oczy na jego twarz.
Daniel nie wydawał
się zaskoczony tym pytaniem. Oblizał usta językiem i westchnął
ciężko.
– Podsłuchałem
rozmowę taty. Zadzwoniła do niego Liz i powiedziała mu o tym, co
się stało. On nie zwrócił na jego śmierć szczególnej uwagi,
ale ja wiedziałem, że coś jest nie tak. Postanowiłem to sprawdzić
i...
– Mówiłeś, że
włamałeś się do kartoteki policyjnej – weszłam mu w słowo.
– Nie kłamałem.
– Ale jak...
– Nie zrobiłem
tego sam. – Tym razem on mi przerwał. Nie powiedział nic więcej,
ale nie musiał. Zrozumiałam od razu, co miał na myśli.
– Więc najpierw
nielegalne wyścigi, a teraz hakerstwo? – Zmrużyłam oczy, nie
ukrywając swojego niezadowolenia. – Dlaczego się w to wplątałeś?
– Oni nie są
tacy źli, jak ci się wydaje. Pomagają mi.
– Pomagają? –
Podniosłam głos, ale zaraz się opanowałam. – Tak po prostu ci
pomagają i nie chcą niczego w zamian?
– Nie do końca
– burknął i odwrócił wzrok. Podszedł bliżej i usiadł na moim
łóżku, które nieznacznie ugięło się pod jego ciężarem. –
Jestem tak jakby jednym z nich.
Zacisnęłam zęby,
starając się zachować zimną krew. Nie do końca wiedziałam, o co
mu chodziło, ale zdawałam sobie sprawę, że teraz był częścią
kluby zbuntowanych punk nastolatków, których boi się pół szkoły.
Czy to oznaczało, że brał udział w nielegalnych wyścigach w inny
sposób niż przez zakłady? Albo że sprzedawał narkotyki, czy
załatwiał interesy razem z nimi, bijąc innych do utraty
przytomności? Przełknęłam głośno ślinę, kiedy wyobraziłam
sobie mojego brata znęcającego się nad człowiekiem, który
zaszedł z skórę jednemu z jego nowych przyjaciół. Widziałam w
jego ciemnych oczach blask, który wywołał na moim ciele ciarki. Ta
wizja była tak wyraźna, że gdy ponownie spojrzałam na Daniela,
nie umiałam jej odpędzić.
– Kim oni są? –
Choć włożyłam w te słowa wiele wysiłku, mój głos zadrżał.
– The Snipers.
Zapadło między
nami głębokie milczenie. Patrzyłam mu w oczy, starając się
odgadnąć jego uczucia. Czy teraz coś było dla mnie jaśniejsze?
Nie. Wszystko wydawało się jeszcze bardziej skomplikowane.
Przypomniałam sobie słowa Marco, gdy ostrzegał mnie przez
przyjaciółmi Luke'a, przypomniałam sobie słowa Caluma, gdy mówił,
że nie miałam pojęcia z kim rozmawiam. I że lepiej dla mnie,
żebym się nie dowiedziała.
Wzięłam głęboki
oddech, kiedy powoli wszystkie elementy układani zaczynały do
siebie pasować.
– Dlaczego?
Dan zacisnął usta
i wbił wzrok w swoje dłonie. Długo milczał, zastanawiając się
nad odpowiedzią.
– Domyślasz
się, kto chciał śmierci Jonathana? – Spojrzał na mnie z powagą,
która naprawdę rzadko gościła na jego twarzy.
Pokręciłam
przecząco głową. Nawet jeżeli się domyślałam, że dawałam tej
myśli wypłynąć na powierzchnię.
– Przecież to
wiesz – szepnął. – W głębi duszy wiesz, że mam rację. I
rozumiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale... Nie pozwolę, żeby
stała ci się krzywda.
– Przestań już
z tym – warknęłam. – Mylisz się. Pewnie opowiedziałeś swoim
nowym przyjaciołom o tym, co się stało w Central Coast, a teraz
razem planujecie jak do końca mnie zgnębić. – Moje oczy miotały
błyskawice, ale Daniel uparcie wytrzymywał moje spojrzenie.
– Oni o tym nie
wiedzą. Ashton był wściekły, że o niczym nie chcę im powiedzieć
i może trochę go poniosło... – uśmiechnął się krzywo,
dotykając łuku brwiowego, na którym miał strupa.
Otworzyłam szerzej
oczy, kiedy dotarło do mnie, co przed chwilą powiedział.
– I po tym
wszystkim nadal zadajesz się z nimi?
– Mówiłem, że
nie są tacy źli. – Wzruszył ramionami, co najwyraźniej sprawiło
mu ból, bo się skrzywił. – Czy teraz ja mogę cię o coś
zapytać? – Odczekał chwilkę i kontynuował. – Co widziałaś w
sekretariacie?
Westchnęłam
ciężko, przymykając oczy i zastanawiając się nad tym, czy
powiedzieć mu prawdę.
– Niewiele –
odparłam w końcu. – Najpierw usłyszałam kroki i odgłos
tłuczonego szkła. Wybił szybę w drzwiach sekretariatu. Później
odszedł, ale po kilku minutach wrócił. Widziałam jak przeszukiwał
sekretariat. Chyba był wściekły. Nie wiedziałam jego twarzy, ale
z postawy przypomniał Luke'a, więc pomyślałam, że to on. Nadal
jestem tego pewna. Wydawało mi się, że mnie zauważył, więc
cofnęłam się i potknęłam się o coś. Zaczął się dobijać do
drzwi, a później zobaczyłam w nich Hemmingsa. Nie wmówisz mi, że
to nie był on.
Daniel zmarszczył
brwi, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Byłam pewna, że
stara się wymyślić jakiś argument na obronę swojego przyjaciela,
ale najwyraźniej nic nie przychodziło mu do głowy.
– A co wydarzyło
się na imprezie w sobotę?
– Założę się,
że Xavier ci wszystko powiedział. – Posłałam mu oschłe
spojrzenie.
– Chcę poznać
twoją wersję...
– Nie ma wersji
mojej i wersji Xaviera. Jest jedna. – Wysyczałam, tracąc
cierpliwość.
Jednak po chwili
dotarł do mnie pewnie fakt, który dotąd mi umykał. Osoba, która
włamała się do sekretariatu i ta, która mnie śledziła były
wręcz identyczne. To była jedna i ta sama osoba. W takim razie
oznaczało to, że Lukas Hemmings szedł za mną w noc po imprezie.
Czy to było zaplanowane? Teraz słowa Xaviera wreszcie nabrały
sensu. On od początku wiedział, że go okłamałam. Ale co to
wszystko oznaczało?
Kazałam Danielowi
wyjść z mojego pokoju i dać mi święty spokój. Nie mogłam
znieść tego, że mój brat kpił sobie ze mnie. On wiedział o
wszystkim, kto wie, może planował to razem z nimi. Ale nie mogłam
pojąć, dlaczego tak bardzo zależało im na zastraszaniu mnie.
Dlaczego tak bardzo chcieli zniszczyć mnie i moje poczucie
bezpieczeństwa. Postanowiłam, że porozmawiam o tym z tatą.
William Marshall był jedyną osobą, która mogła mi pomóc.
Wieczorem, kiedy
tata siedział w swoim gabinecie, zdobyłam się na odwagę i
zapukałam do jego drzwi. Dużo kosztował mnie ten gest, ponieważ
wiedziałam, że po nim nie będzie już odwrotu. Będę musiała
powiedzieć mu o zachowaniu Daniela, o tym, z kim się zadawał, o
tym, że ktoś mnie śledził i obserwował.
– Cześć –
uśmiechnęłam się niepewnie, gdy tata krzyknął, że mogę wejść.
– Nie przeszkadzam?
– Nie, nie –
mruknął i zaprosił mnie gestem ręki do środka. Drugą ręką
porządkował jakieś dokumenty. – I tak miałem zrobić sobie małą
przerwę.
Delikatnie
zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do brązowego krzesła
stojącego naprzeciwko mahoniowego biurka mojego rodzica. Poprawiłam
swoją koszulkę, uparcie nie patrząc tacie w oczy, i westchnęłam
cicho. Nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Nie miałam pojęcia,
jak zacząć.
– Czujesz się
już lepiej? – spytał, a ja zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego
pytaniem. – Daniel powiedział mi, że przez wczorajszy i
dzisiejszy dzień bolała cię głowa.
– Och –
bąknęłam. – Tak, już jest w porządku.
– Chcesz
porozmawiać o Danie, prawda?
Spojrzałam mu w
oczy i przełknęłam ślinę, po czym nieznacznie skinęłam głową.
– Próbowałem z
nim o tym rozmawiać – zaczął, a jego słowa kompletnie zbiły
mnie z pantałyku. – Nie chciał mi powiedzieć, kto mu to zrobił.
W końcu te bójki przerodzą się w coś znacznie gorszego i może
nie skończyć się na rozcięciu wargi czy kilku siniakach. –
Pokręcił głową z dezaprobatą. – Myślę, że będę musiał
zawiadomić szkołę, że mój syn jest poniżany i bity przez innych
uczniów. Nie wiem, dlaczego uwzięli się akurat na niego, przecież
to tylko zwykły chłopiec.
Zwykły chłopiec,
prychnęłam rozgoryczona w myślach.
– W każdym
razie, nie chciałbym od razu posyłać go do psychologa. Chciałbym,
żebyś ty najpierw z nim pogadała. Jesteście rodzeństwem, ufacie
sobie, myślę, że przed tobą się otworzy.
Nawet nie zdawał
sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił. Nie odpowiedziała tylko
w milczeniu wpatrywałam się w drewniany blat, zaciskając usta.
– Zazwyczaj
mówiłaś wiele więcej – zauważył tata i pochylił się w moją
stronę. – Dlaczego teraz milczysz?
– Coś mnie
martwi – wyznałam. – Nie wiem, jak ci o tym powiedzieć.
– Zerwałaś z
Markiem? Kochanie, tak mi przykro. – Złapał mnie za nadgarstek,
uśmiechając się pocieszająco.
– On ma na imię
Matt, tato – sprostowałam sucho. – I nie, nie zerwałam z nim.
– Więc o co
chodzi? – Był zmieszany i niepewnie zabrał rękę.
– Myślałam
ostatnio nad tym, co stało się w Central Coast... i zastanawiałam
się, czy byłoby możliwe, żeby on... on wyszedł na wolność –
jąkałam się. Zawsze to robiła, gdy mówiłam o tym. – Przecież
niektóre zbrodnie uległy przedawnieniu, innych mu w ogóle nie
udowodniono... Czy on mógłby nas znaleźć, tato?
Spojrzał na mnie z
troską i kolejny raz uśmiechnął się pocieszająco. Patrzył mi w
oczy, a ja miałam wrażenie, że on tak naprawdę wie, co zamierzam
mu powiedzieć.
– Nie musisz się
tym martwić, skarbie – odparł. – Nie chciałam ci o tym mówić,
ponieważ jesteś taka wrażliwa. Wiedziałem, że nie chcesz mieć z
przeszłością nic wspólnego. Nie chciałam na nowo przywoływać
tych wspomnień. Ale skoro sama o to zapytałaś, to powiem ci.
Spięłam wszystkie
mięśnie, szykując się na najgorsze.
– Ciało
Anthony'ego Gacy znaleziono tydzień temu w jego celi. Powiesił się.
Może wreszcie dotarło do niego, ilu okropnych zbrodni był sprawcą.
Może w końcu w tym bydlaku odezwało się sumienie. – Ojciec był
wyraźnie zadowolony z jego śmierci.
Przeszedł mnie
dreszcz, ale odetchnęłam z ulgą. Gacy nie żył, czyli oznaczało
to, że jestem bezpieczna, a te wszystkie sytuacje musiały być
tylko zbiegiem okoliczności.
– Nic ci nie
grozi – powiedział i poklepał mnie do dłoni. – Dostał to, na
co zasłużył.
Pełna
niewysłowionej ulgi i spokoju opuściłam gabinet taty, wcześniej
wymieniwszy z nim jeszcze kilka zdań na temat szkoły i mojej
przyszłej uczelni. Jednak poczucie ukojenia szybko znikło, kiedy
uświadomiłam sobie, że mój brat kolejny raz mnie okłamał. A
najgorsze było to, że jakaś cząstka mnie naprawdę mu uwierzyła.
Następnego
dnia, gdy weszłam do pokoju mojego brata, nikogo w nim nie zastałam.
Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę, że pewnie poszedł do
swoich przyjaciół. I mimo że chciałam z nim porozmawiać o jego
kolejnym kłamstwie, teraz już nie miałam na to ochoty. Kolejna
rozmowa przeradzająca się w kłótnię nie miała sensu. I tak nie
poznałabym prawdy tylko usłyszała kolejny stek bzdur. Wcześniej
słysząc
kłamstwa z ust mojego brata, bolało mnie to, lecz teraz nie czułam
nic. Ani złości, ani żalu, ani nawet bólu. Chyba pogodziłam się
już z tym, iż mój brat stał się zawodowym kłamcą, któremu nie
mogłam już ufać.
– Na
pewno dobrze się czujesz? – spytał Matt.
Zamrugałam
kilkakrotnie i spojrzałam na niego, przypominając sobie o jego
obecności.
– Tak, tak. –
Wysiliłam się na uśmiech i oparłam głowę na jego ramieniu. –
Zamyśliłam się.
– Ostatnio
często ci się to zdarza – odparł.
Wzruszyłam
ramionami.
– Dużo się
ostatnio dzieje w moim życiu.
– Naprawdę nie
wiem, jak możesz aż tak bardzo przejmować się Danielem. Ile razy
cię zawiódł? Ile razy okłamał? A ty wciąż myślisz, jak go
uratować.
– Jak możesz
tak mówić? – Spojrzałam na niego z wyrzutem.
– Delilah, przez
niego odsunęłaś się od swoich przyjaciół. Nie pamiętam, kiedy
ostatnio wyszliśmy gdzieś tylko we dwoje. – Powiedział
oskarżycielsko. – Prawie nie rozmawiamy. O niczym mi nie mówisz.
– Wyjdź stąd.
– Usłyszeliśmy głos Daniela i oboje odwróciliśmy głowy w jego
kierunku.
Matt wstał z
kanapy i stanął naprzeciwko mojego brata.
– Bo ty mi
każesz? – Uniósł brwi do góry. – Wybacz, ale nie słucham
narkomanów.
Poderwałam się z
miejsca i pognałam do tamtej dwójki. Daniel zaciskał pięści i
wyglądał tak, jakby miał zaraz rzucić się na mojego chłopaka.
– Mam dość
twojego szczeniackiego zachowania. Nie widzisz, co robisz swojej
siostrze?
– Matt –
zaoponowałam. – To nie twoja sprawa.
– Owszem, moja.
– Nie udawaj, że
ci na niej zależy – wysyczał Daniel, mierząc Matta morderczym
wzrokiem.
– Zależy
bardziej niż tobie – warknął. – Ja przynajmniej jej nie
okłamuję, rozmawiam z nią, troszczę się o nią. A ty? Co ty
ostatnio dla niej zrobiłeś oprócz ciągłego zadawania jej bólu i
wpędzania w szał?
Zacisnęłam zęby,
zdając sobie sprawę, że mój chłopak ma we wszystkim rację.
– Ja nie pieprzę
za jej placami z połową dziewczyn ze szkoły – powiedział,
patrząc Mattowi prosto w oczy.
– Co? –
Otworzyłam usta.
– Myślisz, że
znów uda ci się ją okłamać? – Matt zaśmiał się szyderczo.
– O czym ty
mówisz? – Zmarszczyłam brwi, patrząc na Daniela.
– Nie wierzysz
mi, prawda?
– Matt, czy to,
co on mówi...
– Oczywiście,
że nie! – wrzasnął.
– Naprawdę? –
Daniel łypał na niego, zaciskając szczękę. – To może powiesz
nam, co robiłeś w Sylwestra na imprezie u Jake'a?
Drzwi frontowe
trzasnęły, więc wszyscy umilkliśmy, mierząc się nawzajem
nieufnymi spojrzeniami. Za chwilę w salonie pojawił się ktoś,
kogo najmniej spodziewałam się w tamtym momencie.
– W czymś wam
przeszkodziłem? – spytał Luke, a ja zazgrzytałam zębami.
– Proszę. –
Daniel machną ręką na Hemmingsa. – Powiedz jej, co jej idealny
chłopak robił w Sylwestra, a później u Seana, i na innych
imprezach.
Luke spojrzał mi
prosto w oczy i przez chwilę zastanawiał się nad czymś. Zdawało
mi się, że przez chwilę w jego niebieskich oczach widziałam cień
niezdecydowania, lecz po chwili na jego ustach pojawił się ten sam
irytujący uśmiech.
– Pieprzył tą
laskę z drużyny cheerleaderek. Jak jej tam było... Laura?
Spojrzałam na
Matta, który nerwowo kręcił się w miejscu. Gdy pochwycił mój
wzrok, od razu odwrócił głowę.
– O czym oni
mówią? – wyszeptałam, nie wiedząc, co o tym wszystkim sądzić.
– Nie mam
pojęcia – odpowiedział.
– Och, wypierasz
się – zaśmiał się Hemmings.
– Dosyć! –
warknęłam. – Wyjdźcie stąd. Wszyscy.
– Nie wierzysz
mi – stwierdził Dan, spoglądając na mnie z wyrzutem.
– Wyjdźcie
stąd. – Powtórzyłam twardo. – Chcę zostać sama.
Matt podniósł
rękę, żeby pogłaskać mnie po policzku, ale odsunęłam się,
nawet na niego nie patrząc. Nie ufałam już żadnemu z nich i
potrzebowałam czasu, żeby to wszystko poukładać sobie w głowie.
Nie mogłam od tak uwierzyć, że Matt mnie zdradzał, ale słowa
Dana i Luke'a sprawiły, że naszły mnie wątpliwości. Oczywiście
to mogła być kolejne zagranie z ich strony, by zniszczyć mi życie
lub dać nauczkę.
– Pamiętaj, że
to ja byłem przy tobie, kiedy nie było twojego brata – szepnął
Matt i rzucił mi ostatnie spojrzenie, wychodząc z pokoju.
– Jak śmiesz...
– zaczął mój brat, ale Hemmings chwycił go w porę za ramię,
zanim ten rzuciłby się z pięściami na odchodzącego chłopaka.
Skrzyżowałam
ramiona na piersi, wmawiając sobie, że to co przed chwilą
usłyszałam wcale mnie nie ruszyło.
– Delilah –
bąknął Daniel. – Mówiłem ci, że więcej cię nie okłamię.
– Wyjdź. –
Byłam pewna, że mój zimny wzrok sprawił, że przeszły go ciarki.
Daniel patrzył mi
przez chwilę w oczy, po czym westchnął i powiedział do Luke'a, że
zaczeka w samochodzie.
– Ty też masz
wyjść – rozkazałam Hemmingsowi, widząc, że wcale nie śpieszy
mu się do opuszczenia mojego domu.
– Ufasz
nieodpowiednim ludziom – powiedział spokojnie, ignorując moje
słowa.
Milczałam. Nie
zamierzałam wchodzić z nim w rozmowę, ponieważ on był ostatnią
osobą, z którą chciałam teraz porozmawiać.
– Porozmawiaj ze
swoim blond-przyjacielem. On powie ci prawdę. – Dodał, wkładając
dłonie do kieszeni jeansów. – W końcu prawda nas wyzwoli, czyż
nie? – Uśmiechnął się kpiąco. – Do zobaczenia. – Widząc,
że nie mam mu nic do powiedzenia, wyszedł.
Zostałam sama w
mętlikiem w głowie oraz sercu. Nie chciałam zostać sama, ale nie
chciałam też widzieć kogokolwiek. Zapadł już zmierzch, a w domu
zrobiło się ponuro, co idealnie oddawało mój stan emocjonalny.
Nie myśląc za wiele, skierowałam się do kuchni, żeby wziąć
tabletkę na sen i uciec od tego wszystkiego w krainę Morfeusza.
Zamknęłam drzwi i położyłam się na kanapie w salonie.
Nie poznawałam
ostatnio osób, które były mi najbliższe, co przerażało mnie
bardziej niż myśl o Gacym. Czułam, że tracę wszystkich, na
których mi zależało. Nieważne co bym zrobiła, żeby ich
zatrzymać przy sobie, to i tak nie działało. Wybaczałam im ich
błędy, kłamstwa tylko po to, by ich nie stracić. Ale to nie
działało. Wszystko, co robiłam, żeby uratować resztki mojego
normalnego życia nie działało.
Dlaczego ludzie,
których kochamy nie mówią nam prawdy i oszukują nas? Czy boją
się o to, że dowiedziawszy się prawdy, odwrócimy się do nich
tyłem? Czy boją się odtrącenia? Kłamstwo jest najpodlejszą
rzeczą, jaką człowiek może zrobić drugiej osobie. Więc dlaczego
cały czas to robimy? Oszukując się, sprawiamy tylko ból i tracimy
osoby, na których nam zależy. Łatwo jest nam oszukiwać, gorzej
jest, gdy to nasze zaufanie zostanie zawiedzione. Drobne kłamstewka
łatwo jest wybaczyć, ale co z tymi dużymi, często potwornymi? Czy
je również tak łatwo wybaczyć nawet kochanej przez nas osobie?
Nie zdawałam sobie
sprawy z tego, że usnęłam, dopóki nie obudził mnie alarm.
Poderwałam się na równe nogi, czego zaraz pożałowałam, ponieważ
zakołowało mi się w głowie i zatoczyłam się na stolik,
uderzając w zranioną łydkę. Jęknęłam cicho, starając się
odzyskać równowagę i nerwowo rozejrzałam się dookoła.
Alarm głośno
pikał, co sprawiło, że mój żołądek zacisnął się w supeł.
Alarm włączał się tylko wtedy, gdy ktoś nieproszony pojawiał
się w domu. Zaklęłam w duchu, uświadamiając sobie, że nie
zapaliłam wcześniej światła. Paliła się tylko żarówka w
korytarzu, rzucając mętne światło na kawałek salonu. Przełknęłam
głośno ślinę i na palcach ruszyłam w stronę kuchni.
Byłam bezbronna,
więc musiałam znaleźć coś do obrony. Pierwszą moją myślą był
nóż kuchenny. Modliłam się w myślach, żeby ochroniarz, który
również dostawał sygnał, że coś jest nie tak, przyjechał jak
najszybciej. Nie chciałam przyznać tego przed samą sobą, ale w
głębi duszy myślałam, że to nie jest zwykły złodziejaszek,
który chciał obrabować nasz dom. Wiedziałam, że to nie jest
zwykły zbieg okoliczności. Komuś chodziło o to, by mnie
nastraszyć, zaszczuć niczym zwierzę i rozkoszować się moim
strachem. I zdawałam sobie sprawę, że to ktoś, komu zależało na
tym, by mnie zniszczyć, wykończyć psychicznie. I ja znałam taką
osobą, ale nie pozwalałam tej myśli wypłynąć na powierzchnię.
Gdy stałam przy
stole w jadalni, zauważyłam czyjś cień przemykający przez
korytarz. Moje serce na chwilę stanęło, żeby zabić dwa razy
szybciej i mocniej. Moje ręce zaczynały się pocić, oddech
świszczał mi w gardle. Wręcz czułam emanującą od tej osoby
agresję i okrutność, ale nie zamierzałam poddać się tak łatwo.
Zbierając swoje myśli do kupy, powoli i ostrożnie zaczęłam
stąpać w stronę kuchni. Jeżeli włamywacz wszedłby do salonu,
mogłabym go zajść od tyłu i zaatakować. Ale czy miałam
jakiekolwiek szanse w pojedynku z nim?
Dotarłszy do
szuflady z nożami, wysunęłam ją najciszej jak umiałam i
sięgnęłam po największy nóż. Przygryzłam dolną wargę,
starając się wytężyć słuch, ale szum krwi w uszach
uniemożliwiał mi to. Odgłos kroków rozniósł się gdzieś w
salonie, wprawiając mnie w jeszcze większą panikę. Był blisko.
Nie miałam
pojęcia, ile czasu alarm już brzęczał, a ja stałam z nożem w
ręce, modląc się, by nie musieć mierzyć się z włamywaczem, ale
każda sekunda wydawała mi się godziną. Gdy moich uszu dobiegł
cichy, przytłumiony śmiech, zacisnęłam usta, żeby pohamować
szloch. Czy to była ta sama osoba, która śledziła mnie po
imprezie Ryana?
Odgłos
przekręcanego klucza w drzwiach spowodował, że poczułam się
nieco pewniej i wyszłam z kuchni. Ochroniarz już przyjechał,
zapalając światło w salonie i rozglądając się dookoła. Gdy
jego wzrok natrafił na mnie i trzymany w ręce nóż, wyciągnął
zza paska broń i skinął do mnie głową, żebym do niego podeszła.
Zrobiłam to, zastanawiając się, co stało się z włamywaczem,
który dosłownie minutę temu był w pokoju. Moją zagadkę
rozwiązały otworzone drzwi balkonowe, które wskazałam mężczyźnie
w niebieskim uniformie.
– Wiesz, kto to
był? – spytał, wyglądając przez drzwi balkonowe.
– Nie. –
Zaprzeczyłam, ściskając mocniej rączkę noża. – Obudził mnie
alarm, później zobaczyłam czyjś cień i usłyszałam kroki. Nie
widziałam go, ale kręcił się po domu dość długo.
– Jak dostał
się do środka? – Obszedł dokładnie cały salon, uważnie
rozglądając się.
– Nie mam
pojęcia.
Ochroniarz skinął
głową i ruszył do kuchni, a ja powłóczyłam za nim nogami.
Adrenalina w moich żyłach już prawie wyparowała, a ja poczułam
zmęczenie.
– Już możesz
odłożyć nóż, jesteś bezpieczna. – Uśmiechnął się
delikatnie w moją stroną, ale ja nie odwzajemniłam gestu.
Odłożyłam nóż
na blat tak, by pozostał w zasięgu moich rąk.
– Ktoś wyłamał
zamek w tylnych drzwiach – powiedział za chwilę, dokładnie
oglądając je. – Zawiadomię policję.
– Czy możemy
poczekać na powrót mojego taty?
– Rozmawiałem z
nim, jadąc do ciebie. Kazał mi się wszystkim zająć, ponieważ on
jest zajęty. – Wyjaśnił, wyciągając telefon. – Możesz być
spokojna, nie będziemy robić afery. William sobie tego nie życzył.
Pokiwałam głową,
myślami będąc już bardzo daleko. Przypomniałam sobie śmiech.
Wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam stwierdzić, do kogo mógł
należeć. Byłam pewna, że kiedyś już go słyszałam,
uświadamiając sobie, że ten, kto włamał się do mojego domu, był
mi znany. Żołądek skurczył się boleśnie, powodując mdłości,
gdy niepewnie podchodziłam do tylnych drzwi. Ochroniarz miał rację,
ktoś wyłamał zamek. Wychyliłam głowę na zewnątrz, rozglądając
się po ogrodzie, ale nic nie wyglądało podejrzanie. Wyszłam na
dwór, ignorując niezadowoloną minę mężczyzny dzwoniącego na
policję i biorąc głęboki wdech, wyszłam na dwór. Było zbyt
ciemno, żebym mogła przypatrywać się szczegółom, ale coś nie
dawało mi spokoju. A mianowicie, jak on dostał się do ogrodu,
skoro brama i furtka otwierają się na kod. Poza tym ciężko było
mi uwierzyć, że ktokolwiek mógłby przeskoczyć nasz wysoki płot.
Owinęłam swoje
ciało ramionami, okrążając dom, by podejść do bramy z przodu
domu. Zmrużyłam oczy, wpatrując się w szare ogrodzenie.
Wyciągnęłam dłoń, by dotknąć zimnych metalowych prętów. Coś
było nie w porządku, tylko jeszcze nie wiedziałam co. Odwróciłam
się, żeby wrócić do domu, kiedy jakiś przedmiot, odcinający się
od ciemnego otoczenia, przyciągnął moją uwagę. Sięgnęłam po
to, uzmysławiając sobie, że to skórzana rękawiczka. Przełknęłam
głośno ślinę. Już gdzieś ją widziałam.
Od autorki: cześć pyszczki! Wybaczcie mi takie spóźnienie z rozdziałem, ale przez ostatnie tygodnie miałam mnóstwo nauki i nie miałam ani siły, ani weny do napisania czegokolwiek. Do tego usunięcie dwóch kolejnych rozdziałów tak mnie załamało, że nie miałam ochoty nawet otwierać Worda.
Rozdział 12 jest całkiem znośny, ale mam wrażenie, że kompletnie mi nie wyszedł. Chciałam w nim zawrzeć tyle rzeczy, ale jakoś średnio mi to wyszło. Mam nadzieję, że rozdział wam się w miarę podobał.
Kurde, teraz życie Dee diametralnie się zmieni. Pojawią się w jej życiu zupełnie obcy ludzie. The Snipers. Co o nich myślicie? Chyba się domyślacie kim są. :D Nawet nie wiecie jak bardzo jestem podekscytowana kolejnymi rozdziałami. Wreszcie będzie w nich więcej Luke'a, Caluma, Asha i Mike'a!
Zapraszam na wersję AIS na Wattpadzie ☛ KILK
Wpisujcie swoje username w zakładce Informowani
Komentujcie i piszcie swoje opinie! Bardzo mi na tym zależy.
Do następnego (widzimy się znowu 22.02).
All the love,
Minette
W końcu nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńNo to się działo... Ta rozmowa z Danielem, włamanie, jeszcze ta rzekoma zdrada Matta. Mimo wszystko wierzę Danielowi, Dee też musi uwierzyć! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
Nie mogłam doczekać się nowego rozdziału i opłacało się czekać :D Dużo się dzieje ... i to włamanie ... ciekawe kto za nim stoi, bo teraz już kompletnie niczego nie jestem pewna. Pojawił się Luke :D Na chwilę, ale był! Wierzę w to co mówi Daniel, a propos Daniela to nie mam pojęcia czemu, ale cały czas wyobrażam go sobie jako Dylana O'Brien (nie wiem czy odmienia się jego nazwisko). Czekam na następy xx
OdpowiedzUsuńŚwietna opowieść!! Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuń