Rozdział 5


Nadszedł dwudziesty pierwszy lutego, a cała szkoła huczała z podekscytowania zbliżającym się festynem. Każdy kręcił się niespokojnie w ławkach, szepcząc z osobami, którzy siedzieli najbliżej, a ja ze znudzeniem wpatrywałam się w nauczyciela historii. Czy byłam podekscytowana tym festynem? Nie. Ale napracowałam się nad nim i byłam zmęczona. Stresowałam się, że coś pójdzie nie tak i cała odpowiedzialność spadnie na mnie, bo to ja byłam odpowiedzialna za porządek i za to, czy wszystko idzie jak należy.
Kiedy piątkowe lekcje wreszcie dobiegły końca, z westchnieniem udałam się do swojej szafki, żeby zabrać z niej książki od biologii i trygonometrii. Korytarze były już prawie puste, gdyż wszyscy jak najszybciej wyszli na dwór, żeby zobaczyć jak to wszystko wyglądało, a ja powłóczyłam nogami za nimi. Cóż, miałam jeszcze dużo pracy związanej z tą akcją, którą powinnam się zająć, ale najpierw pojechałam do domu, żeby się przebrać i zabrać wszystkie potrzebne rzeczy. Jako organizatorka miałam specjalny strój, w którym musiałam chodzić, mimo moich odruchów wymiotnych. Składał się on z białej bluzki z falbanami, gdzie się tylko dało, granatowych szortów oraz botków w stylu kowbojskim. Do tego moje włosy musiałam związać w dwa kucyki. Wyglądałam niczym dziewczyna z rancza. Brakowało tylko źdźbła słomy między zębami. Chloe zazwyczaj miała dobre pomysły, ale chyba ostatnio miała gorsze dni, ponieważ ten strój był porażką nad porażkami i miałam spory problem z wyjściem do ludzi tak skąpo ubrana.
Na litość boską, tam będą dzieci.
Będąc z powrotem pod szkołą, westchnęłam głęboko. Było tam mnóstwo ludzi, którzy pchali się do wejścia. Nie mogłam zebrać się w sobie, żeby wysiąść z samochodu tak ubrana, jednak świadomość, że inne dziewczyny również będą tak wyglądały, nieco mnie pocieszała. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z samochodu, uprzednio zabierając z niego moją torebkę i podkładkę z różnymi papierami. Jako zastępca głównej organizatorki miałam masę zajęć i gdy tylko weszłam na plac (na szczęście nie musiałam stać w kolejce), jakiś chłopak podbiegł do mnie i zaczął wrzeszczeć, że jedna z budek do robienia zdjęć została zdewastowana. Jęknęłam głośno, zdając sobie sprawę, że ten festyn będzie bardziej koszmarny niż się zapowiadał.
Po załatwieniu sprawy z budką do zdjęć, ruszyłam wzdłuż pierwszej alejki. Całość składała się z czterech głównych uliczek, przy których stały atrakcje takie jak: karuzele, budki z różnymi grami, gabinet strachów, kabiny do robienia zdjęć, kilka wózków z lodami i watą cukrową a na samym końcu czwartej alejki stał gwóźdź całego wesołego miasteczka, czyli diabelski młyn. Szłam alejkami, odhaczając kolejne pozycje na mojej liście atrakcji, rozglądając się przy okazji za kimś znajomym.
Wow! – Obok mnie pojawił się Sean z szerokim uśmiechem na twarzy, skanując mnie wzrokiem. – Gorąco wyglądasz. No wiesz, nawet pociągałabyś mnie, gdyby...
Nie kończ. – Uniosłam dłoń do góry, wiedząc do czego zmierzał.
Tylko mówię. – Wzruszył ramionami, idąc obok mnie i zaglądając mi przez ramię na arkusz, który właśnie wypełniałam.
Sprawdziłeś czy wszystko działa? Są jakieś problemy techniczne? Jeżeli coś nie działa, mam tu gdzieś numery do odpowiednich osób. – Starałam się odnaleźć odpowiednią kartkę.
Dee, wyluzuj. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Zabaw się.
Oczywiście. – Wywróciłam oczami, rozglądając się dookoła.
Walker! – Usłyszeliśmy za naszymi plecami głośny krzyk, więc odwróciliśmy się w tamtą stronę. Trener szedł w naszą stronę, dmuchając wściekle w niebieski gwizdek. – Rusz swoją leniwą dupę i wynocha na boisko. I gdzie do cholery jest nasz kapitan?!
Sean posłał w moją stronę zbolały uśmiech i dobiegł trenera, zanim ten zaczął porządnie krzyczeć. Śmiejąc się pod nosem, doszłam do budki z buziakami, którą zajmowały się cheerleaderki. Chloe stała w dwóch uroczych kucykach i kiwała się w rytm rozbrzmiewającej muzyki, tym samym zachęcając do podejścia do jej budki.
Ależ tu dzikie tłumy! – wrzasnęła, gdy mnie zobaczyła, a ja skinęłam głową. – Widziałam nawet Dana.
Zmarszczyłam brwi, zaskoczona. Daniel wyraźnie dał mi do zrozumienia kilka dni temu, że nie ma najmniejszego zamiaru iść na 'tą beznadziejną wiejską imprezę'.Wiedziałam, że to dla niego świetna okazja, żeby znów sięgnąć po alkohol albo po dragi. To, że wciągu ostatnich dni zachowywał się normalnie jeszcze o niczym nie świadczyło. Może chciał po prostu uśpić moją czujność.
Kiedy otwierałam usta, żeby zapytać Chloe, gdzie go widziała, ona uprzedziła mnie.
Był tu jakieś dziesięć minut temu. Szukał cię.
Mówił o co chodzi?
Nie, ale wyglądał na zdenerwowanego.
Coś wisiało w powietrzu, a ja nagle poczułam się jakbym była obserwowana przez miliony oczu. Próbując stłumić swój niepokój, rozejrzałam się dookoła, ale wszystko wyglądało normalnie. Jednak moja podświadomość krzyczała, że moje przeczucia są słuszne.
Dee. – Chloe nachyliła się w moją stronę. – Mam do ciebie małą prośbę.
Mam coś sprawdzić? – spytałam.
Nie. Za kilka minut mamy występ na boisku i ktoś musi się zając naszym stoiskiem. – Jej oczy powiększyły się dwukrotnie, błagając, żebym się zgodziła.
Okej. – Rzuciłam jej sarkastyczny uśmiech. – Zajmę się tym. Idźcie.
Chloe, krzycząc, że mnie kocha. odeszła w stronę boiska razem zresztą dziewczyn, a ja zajęłam ich miejsce. Ponownie rozejrzałam się dookoła, ale tym razem chciałam sprawdzić, czy nikt nie zamierza tutaj podejść. Odwróciłam się tyłem do alejki i sięgnęłam po mój telefon. Zero nieodebranych połączeń i nieodczytanych wiadomości. Wybrałam numer Daniela i czekałam aż odbierze, jednak tego nie zrobił.
Uciekłem trenerowi. – Usłyszałam za sobą wesoły głos mojego przyjaciela i odwróciłam się do niego. – I teraz, jeżeli nie masz nic przeciwko, chcę wesprzeć zbiórkę. – Posłał mi szeroki uśmiech i poruszał zabawnie brwiami, kładąc przede mną kilka dolarów.
Zamrugałam kilkakrotnie, nachylając się w jego stronę, by za chwilę złożyć na dwóch jego policzkach po całusie. Odsunęłam się po chwili od niego, uśmiechając się, ponieważ na jego skórze zostały czerwone ślady po moich ustach.
Jednak za chwilę mój wzrok przykuło zupełnie coś innego. Jakiś mężczyzna stojący kilka metrów dalej przy budce z hot dogami przyglądał mi się. Miał na głowie kaptur i stał w cieniu, ale jego głowa była skierowana prosto na mnie. Był wysoki i potężnie zbudowany. Na moim odkrytym ciele pojawiła się gęsia skórka.
Dee? – Sean powolnie odwrócił głowę w kierunku, w którym patrzyłam. Ale czarna postać zniknęła, wtapiając się w tłum ludzi.
Zacisnęłam dłonie w pięści i posłałam mojemu przyjacielowi krzywy uśmiech. Zajęłam się kolorowymi serduszkami leżącymi na stole, układając je. Musiałam czymś zająć swoje ręce i myśli. W mojej głowie pojawiły się obrazy z przeszłości, i jak slajdy, kolejno przeskakiwały po sobie. Miałam deja vu. Przedtem też tak było. Zignorowałam moje złe przeczucia, ostrzeżenia, które wysyłała moja podświadomość i do czego to doprowadziło? Odpowiedź miałam wyrytą w mojej głowie. Była jak bolesna blizna, która zostanie we mnie na zawsze, a ja nigdy nie będę miała siły, by ją usunąć.
Okej – mruknął Sean, wbijając we mnie swoje brązowe oczy. – Co się dzieje?
Chyba widziałam mojego brata – skłamałam i spojrzałam w bok. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, bo od razu zauważyłby, że kłamię, a ja naprawdę nie miałam zamiaru martwić go moimi chorymi obawami. Już wystarczająco się o mnie troszczył.
Mam go poszukać?
Sean, myślę, że powinieneś wracać do dzieciaków na boisko, zanim trener obetnie ci jaja – wymusiłam śmiech, który nieco przekonał mojego przyjaciela.
    Chłopak roześmiał się głośno, odrzucając głowę w tył. Popatrzył na mnie rozbawiony i powiedział:
Jasne. Zresztą już wiem, kto mnie zastąpi – mrugnął do mnie i odszedł. Obserwowałam jak Sean przybija piątkę z Mattem i obaj rozmawiają, patrząc w moją stronę. Za kilka chwil Matthew stał naprzeciwko mnie, uśmiechając się z zadowoleniem.
Chyba polubię country – roześmiał się, taksując mnie wzrokiem. – Powinnaś częściej się tak ubierać. – Pochylił się w moją stronę, formując usta w dzióbek.
Najpierw musisz wesprzeć akcję. – Wywróciłam oczami, wskazując na słoik stojący nieopodal.
Matt wyjął z kieszeni kilka pogiętych banknotów i włożył je do słoika, nie spuszczając ze mnie oczu. Oparłam łokcie o stół i przysunęłam swoją twarz do jego. I już czułam się dobrze. Jego usta poruszały się wolno, dostosowując tempo do moich, jedną dłonią bawił się moim kucykiem. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się jego bliskością.
Elson! Zabieraj stąd swoją napaloną dupę w tej sekundzie! – Tuż obok pojawił się trener i zagwizdał w gwizdek, który wydał z siebie niemiły, wysoki odgłos. Zacisnęłam usta, żeby pohamować uśmiech i opuściłam głowę w dół. Czułam jak moje policzki stają się ciepłe.
Tak jest, trenerze. – Zasalutował mój chłopak i puścił mi oczko. Patrzyłam jak znikają w tłumie.
Zostałam sama, mając nadzieję, że żaden inny chłopak tutaj nie podejdzie. Naprawdę nie miałam ochoty na całowanie kogokolwiek innego oprócz mojego chłopaka. Ze znudzeniem obserwowałam, jak ludzie chodzą uśmiechnięci, jedząc watę cukrową lub hot dogi, głośno rozmawiając i śmiejąc się. Zapadł już zmierzch, a wiszące wszędzie kolorowe lampki nadawały temu miejscu wyjątkowy klimat. Żałowałam, że nie miałam na sobie wygodnych jeansów i koszulki, i że nie chodziłam z przyjaciółmi po festynie, korzystając ze wszystkich atrakcji tego miejsca.
Po kilku jakże nudnych minutach zauważyłam, że w moją stronę kierowała się dwójka chłopaków, których nie znałam, a których na pewno nie miałam ochoty całować. Wykrzywiłam twarz w grymasie i posłałam im niechętne spojrzenia, mając nadzieję, że zmienią zdanie i odejdą w drugą stronę. Jednak oni nie zawrócili, tylko posłali sobie znaczące uśmieszki. Westchnęłam zrezygnowana, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu ratunku.
Cześć. – Jeden z nich uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam od niego alkohol. Cudownie.
Szykuj się na buziaka swojego życia – odparł drugi i oparł się o stolik, mrugając do mnie.
Budka jest nieczynna. – Starałam się brzmieć miło. Odsunęłam się krok w tył i zmierzyłam wzrokiem dwójkę chłopaków. Wyglądali na młodszych ode mnie, ale wcale im to nie przeszkadzało, a alkohol tylko zagrzewał ich, żeby spróbowali mnie poderwać.
Maleńka – wymruczał pierwszy.
Budka nieczynna – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, mierząc ich chłodnym spojrzeniem.
Nadal stali w tych samych miejscach i spoglądali na, mnie uśmiechając się z rozbawieniem.
Nie słyszeliście? Budka jest nieczynna. – Nagle znikąd pojawił się kumpel Hemmingsa, którego imienia nie dane mi było poznać. Złapał jednego chłopaka za rękaw i bez większego wysiłku odrzucił go w tył. Jego kolega widząc to, szybko się oddalił. Chłopak podniósł na mnie wzrok, a na jego ustach zamajaczył cień uśmiechu.
Nie ma za co – powiedział sardonicznie i wsadził dłonie do kieszeni swoich czarnych jeansów.
Poradziłabym sobie sama. – Wzruszyłam ramionami i znów zaczęłam porządkować serca leżące na ladzie, ignorując chłopaka. Miałam nadzieję, że sobie pójdzie, a Chloe niedługo wróci.
Chłopak zaśmiał się gardłowo i oparł się dłońmi o stolik. Popatrzyłam na jego ogromne dłonie i uniosłam brwi do góry.
Czego chcesz? – Przeniosłam spojrzenie z jego rąk na twarz. Jego oczy patrzyły na mnie ze dziwnym błyskiem.
Tak się składa, że miałem zamiar wesprzeć akcję charytatywną – odparł.
Gapiłam się na niego zbita z tropu. Nie miałam pojęcia, czy żartował, czy mówił poważnie, ale cofnęłam się o krok. Zerknęłam w stronę boiska, mając nadzieję, że zobaczę tam Matta lub Seana.
Chłopak patrzył na mnie rozśmieszony, a ja dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co mam na sobie i jak wyglądają moje włosy. Posłałam mu skonsternowane spojrzenie. Blondyn wyciągnął z tylnej kieszeni kilka dolarów i włożył je do słoika. Zacisnęłam zęby i zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Chłopak przeniósł wzrok ze słoika na moją twarz, która była wykrzywiona w grymasie.
Budka jest nieczynna – powiedziałam ironicznie. – Więc odejdź.
Najpierw mi powiedz, gdzie znajdę twojego braciszka.
Rozchyliłam zaskoczona usta, łudząc się, że się przesłyszałam. Jeżeli mój brat znów się w coś wpakował, zabiję go. Czy on naprawdę jest takim idiotą, żeby zadawać się z nimi?
Chyba powiedziałam wam, żebyście zostawili go w spokoju. – Przekrzywiłam głowę na bok z zaciętym wyrazem twarzy.
Słuchaj. – Nachylił się w moją stronę, patrząc mi prosto w twarz. Jego bliskość mnie dekoncentrowała. – Nie obchodzą mnie twoje żałosne groźby. Powiedz mi, gdzie jest Dan.
Idź. Do. Diabła. – zaakcentowałam każde słowo, nieugięcie wytrzymując jego palące spojrzenie.
Chłopak zaśmiał się ponuro, kręcąc głową.
Chyba się nie zrozumieliśmy – powiedział i przyjął złowrogi wyraz twarzy.
Błąd. To ty mnie nie zrozumiałeś – przyjęłam podobny wyraz twarzy do niego. – Naprawdę myślisz, że boję się ciebie?
Może powinnaś zacząć.
Prychnęłam pod nosem, jednak nie odważyłam się spojrzeć mu w twarz.
Czego chcesz od Dana? – spytałam. Nerwowo bawiłam się swoimi palcami, spoglądając na twarz chłopaka.
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – rzucił w moją stronę złośliwy uśmiech. – Mam do niego małą sprawę i spokojnie, nie zamierzam go pobić – dodał, unosząc ręce do góry.
Wyraźnie widziałam jego rozbawienie. Ale co go tak śmieszyło?
Chcesz wiedzieć, gdzie jest mój brat? – zapytałam i nie czekając na odpowiedź, dodałam: – To go poszukaj.
Posłałam mu fałszywy, słodki uśmiech. Skrzyżowałam ramiona na piersi i cierpliwie czekałam aż chłopak coś powie. Ale on tylko patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, mierząc mnie natarczywym wzrokiem.
Delilah – wymówił moje imię, a ja się wzdrygnęłam. – Współpracuj ze mną, a damy tobie i twojemu bratu święty spokój.
Chłopaku Którego Imienia Nie Znam. – Naśladowałam ton jego głosu. – Stój tu dalej, a zadzwonię na policję.
Znów się zaśmiał, ale tym razem w jego śmiechu nie było cienia wesołości. Tracił cierpliwość.
Proszę, dzwoń – odparł chłodno.
Zmrużyłam na niego oczy i wypuściłam powietrze przez usta. Popatrzyłam na jego twarz, na której spodziewałam się dostrzec to samo rozbawienie, które malowało się na niej kilka chwil temu. Jednak patrzył na mnie ciemnymi oczami ze złości i zaciskał zęby.
O co ci do cholery chodzi? Nie mam pojęcia, kim jesteś i czego chcesz od mojego brata. Nie mam pojęcia, co mój brat ma z tobą wspólnego. Nie mam pojęcia, czego chcesz ode mnie. – Syczałam. – Myślisz, że staniesz przede mną i spojrzysz na mnie groźnie, a ja powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć? Myślisz, że wzbudzasz we mnie strach? Wiesz co we mnie wzbudzasz? Odruchy wymiotne, więc zejdź mi z oczu zanim wyrzygam swój obiad na twoją twarz.
Widzę, że i ty i twój brat macie zdolność do pakowania się w kłopoty – uśmiechnął się złośliwie w moją stronę.
Widzę, że ty i twój kumpel Hemmings macie ochotę trafić do więzienia.
Mina chłopaka przyprawiła mnie o ciarki na plecach. Był zły i zaciskał dłonie w pięści. Jednak nie obawiałam się go, bo byliśmy w miejscu publicznym i nie mógł mi nic zrobić.
Naprawdę myślisz, że tymi pustymi groźbami mnie przestraszysz? Dam ci małą radę. – Nachylił się, a jego usta znalazły się przy moim uchu. – Mniej oczy szeroko otwarte.
Mimo że na dworze było ciepło, zadrżałam. Starałam się opanować emocje i wyglądać na niewzruszoną jego słowami. Wzięłam głęboki wdech i poczułam jego wodę kolońską. Po sekundzie chłopak stał wyprostowany i lustrował mnie wzrokiem.
Och, i mam na imię Ashton – mrugnął do mnie i odwrócił się. Za kilka sekund zniknął z mojego pola widzenia, zostawiając mnie samą z nierównym oddechem i drżącymi dłońmi. Byłam wytrącona z równowagi jak nigdy. Przetarłam twarz dłońmi, jakby ten gest miał wymazać mętlik z mojej głowy.
Ashton. Dziękuję ci, że podałeś mi swoje imię, teraz policja namierzy cię jeszcze łatwiej, pomyślałam z ironią. Miałam zamiar powiedzieć o wszystkim ojcu, ponieważ wtedy ci psychopaci daliby mojemu bratu spokój. Wtedy wróciłoby wszystko do normy, wróciłby mój brat. Wszystko byłoby dobrze. Byłoby jak dawniej. Jednak miałam przeczucie, że wcale tak nie będzie, że Dan nie zmieni swojego zachowania i będzie się ode mnie oddalał, a ja stracę najbliższą mi osobę. Nie mogłam uwierzyć, że mój brat w ostatnich miesiącach tak bardzo się zmienił. Kiedyś byliśmy nierozłączni, rozmawialiśmy o wszystkim, razem surfowaliśmy, oglądaliśmy filmy. Dlaczego nie mogliśmy wrócić do tamtych czasów? Dlaczego nie mogliśmy znów być dla siebie wsparciem? Zmieniliśmy się oboje i widocznie te zmiany nie wyszły nam na dobre. Ja znalazłam sobie nowych przyjaciół, chłopaka, którzy stali się dla mnie jak rodzina. A Dan? Dan zauważył, że do nas nie pasuje.
Zresztą, jak mogłam mieć pretensje do mojego brata o to, że się ode mnie oddalił? Przecież to ja zostawiłam go pierwsza. To ja zaczęłam spędzać większość czasu z Chloe, Mattem, Seanem, a nie z nim. Mój brat zmienił się już dawno, ale byłam zbyt zajęta sobą, żeby to zobaczyć. Może próbował mnie prosić o pomoc, a ja go odtrącałam? Jak mogłam być tak ślepa, żeby nie zauważyć jak mój brat stał się taki obcy? To moja wina. To wszystko moja wina. Gdybym poświęcała mu więcej czasu... Może nadal byłby moim najlepszym przyjacielem, a żaden Hemmings nie wchodziłby nam w drogę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko poświęciła mu więcej uwagi...
Dee!
Podskoczyłam wystraszona, a moje ręce powędrowały do miejsca, gdzie znajduje się serce. Odetchnęłam głęboko, widząc zbliżającą się do mnie Chloe. Ucieszyłam się, że wreszcie będę mogła odejść od tej cholernej budki i iść poszukać mojego brata, zanim Ashton go znajdzie.
Muszę iść – rzuciłam sucho Chloe i ruszyłam pędem ku końcowi alejki.
Moje ciasne spodenki ograniczały ruchy moich nóg i strasznie wpijały mi się tyłek. Czułam się idiotycznie w tych ubraniach, bo nie dość, że były za ciasne, to jeszcze więcej odkrywały niż powinny, a ja źle czułam się tak ubrana. Odgoniłam poczucie wstydu i skupiłam się na odnalezieniu mojego brata. Rozglądałam się na boki, mając nadzieję, że wychwycę w tłumie sylwetkę mojego brata. Zewsząd otaczały mnie rozpraszające odgłosy, przed oczami przebiegały mi nieznajome twarze, co jakiś czas zderzałam się z jakimś ciałem. Bełkotałam pod nosem ciągle 'przepraszam', próbując przedrzeć się przez tłum. Przyśpieszyłam, kiedy kątem oka zobaczyłam twarz mojego brata. Rozpychając się łokciami, podążałam w kierunku, gdzie widziałam Daniela, lecz kiedy tam dotarłam jego już nie było. Jęknęłam głośno i obróciłam się wokół własnej osi, lustrując twarze otaczających ludzi.
Dan! – wrzasnęłam, próbując przekrzyczeć otaczający mnie harmider, gdy zobaczyłam mojego brata.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, a krew w moich żyłam zawrzała. Ruszyłam w jego stronę, ignorując odgłosy niezadowolonych ludzi, których odpychałam na boki. Mój brat był pijany. Znowu. Wzięła głęboki oddech i złapałam go za ramię, odciągając na bok.
Zwariowałeś? – Wysyczałam, mierząc go wściekłym spojrzeniem. – Jeżeli jakiś nauczyciel cię zobaczy, wylecisz ze szkoły.
O co ci znowu chodzi? – warknął, wywracając oczami.
Muszę cię stąd zabrać – powiedziałam sama do siebie i złapałam go za rękę. – Schyl głowę – rozkazałam mu, kiedy z powrotem weszliśmy w główną aleję.
    Dee?
Zacisnęłam usta i spojrzałam na niego chłodno, szykując się na kolejną falę pretensji. Daniel przekrzywił głowę na bok i powiedział:
Uroczo wyglądasz.
Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i trzepnęłam go w głowę, rzucając w jego stronę obraźliwymi epitetami.
Delilah! – Usłyszałam za plecami krzyk i odwróciłam się.
Dzięki Bogu, Jade – odparłam z ulgą i wymusiłam uśmiech. – Potrzebuję twojej pomocy. Mogłabyś przejąć moje obowiązki?
Jasne. Wszystko okej? – Jade posłała mi pytające spojrzenie, które za chwilę przeniosła na stojącego ze spuszczoną głową Dan.
Muszę odwieść go do domu.
Wręczyłam dziewczynie podkładkę z kartkami, które nie były jeszcze do końca wypełnione i podziękowałam jej, po czym odeszłam, ciągnąc za sobą Daniela. Musieliśmy iść dłuższą drogą, żeby dostać się na parking i nie wpaść na nauczycieli, którzy wyraźnie dali uczniom do zrozumienia, że na festynie ma nie być alkoholu i pijanych nastolatków, a jeżeli będzie inaczej, wyciągną odpowiednie konsekwencje. Dan prawdopodobnie wyleciałby ze szkoły, bo już nie pierwszy raz przebywał na terenie szkoły pod wpływem alkoholu. Daniel milczał prawdopodobnie wiedzą, że przesadził, a ja byłam zbyt wściekła, żeby skleić w głowie kilka mądrych zdań, które mogłabym mu wykrzyczeć prosto w twarz.
Na parkingu było ciemno i pusto. Musiałam wytężyć swój wzrok, by znaleźć mój samochód. Kręciłam się po omacku między autami, szukając odpowiedniego, ale nigdzie go nie wiedziałam. Wyciągnęłam z torebki kluczyki, po czym nacisnęłam guzik odblokowujący na pilocie. Mój samochód wydał z siebie charakterystycznie piknięcie i zamigotał światłami kilka metrów przed nami.
Chodź – rzuciłam sucho do Daniela.
Od mojego samochodu dzieliło mnie już kilka kroków, kiedy usłyszałam głośny huk, a alarm jednego ze stojących samochodów zaczął piszczeć, raniąc moje uszy. Spojrzałam w kierunku tamtego auta, mrużąc oczy. Zauważyłam kilka ciemnych niewyraźnych postaci, więc pognałam w ich stronę, wcale nie myśląc nad tym, co robię i jak może się to skończyć. Moich uszu dobiegł żałosny jęk, a za chwilę zachrypnięty głos, który już doskonale znałam. Moje serce biło szybko, a dłonie zaczynały się pocić ze zdenerwowania, kiedy zbliżałam się tam. Moje oczy przyzwyczaiły się do panujących wokół ciemności i doskonale widziałam trójkę wysokich sylwetek i jedną skuloną na ziemi. Zacisnęłam dłonie w pięści i zatrzymałam się, kiedy trójka chłopaków spojrzała w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, starając się dostrzec coś więcej w ciemnościach. Za sobą słyszałam zaniepokojone krzyki mojego brata, ale ignorowałam je, wpatrując się w postać leżącą na ziemi. Znałam tego chłopaka. To był Marco, siedziałam w nim w jednej ławce na biologii. Podniosłam wzrok na pozostałą trójkę i wzięłam głęboki oddech. Rozpoznałam Ashtona i Hemmingsa, ale nie znałam ich kompana. Ashton warknął coś do dwójki chłopaków, a oni odsunęli się od Marco. Chłopak jęknął i próbował się podnieść. Podeszłam jeszcze bliżej, lekceważąc wrogie spojrzenia trzech chłopaków.
Znowu ty – splunął Luke, patrząc na mnie spode łba.
Znowu wy – mruknęłam.
Moje serce biło szybko, a krew szumiała mi w uszach. Skupiłam się na swoi oddechu, czekając na rozwój wydarzeń. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, ale miałam dosyć tego, że oni terroryzowali ludzi, których znałam i na których mi zależało.
Marco? – sapnęłam, przyklękając przy chłopaku. – Wszystko w porządku?
Marshall, nie wtrącaj się – fuknął na mnie Ashton, a ja posłałam mu wściekłe spojrzenie.
Jak mam się nie wtrącać? – Wstałam i spojrzałam mu prosto w twarz. W żyłach krążyło mi wystarczająco dużo adrenaliny, by mówić bez zająknięcia się. – Jak mam się nie wtrącać? – powtórzyłam głośniej moje pytanie. – To jest moja szkoła, moi znajomi, a wy to niszczycie. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. On też wisi wam pieniądze za nielegalne wyścigi? – Wskazałam brodą na Marco, który wciąż siedział na ziemi, trzymając się za głowę. – Pobicie, nielegalne wyścigi, szantaż, zakłócanie spokoju. Mogę wymieniać dalej, ale sądzę, że policja ma więcej w waszych aktach.
Delilah. – Usłyszałam za sobą głos Daniela, a za chwilę jego ramiona owinęły się wokół moich, odciągając mnie od Ashtona.
Puść mnie – wysyczałam i wyrwałam się z jego uścisku. – Dzwonię na policję. Nie będę dłużej tolerować ich zachowania.
Luke zaśmiał się, jakby groźba wezwania policji nie zrobiła na nim większego wrażenia. Dołączył do swojego kumpla i spojrzał na mnie z politowaniem.
Daniel, zabierz ją stąd. Przeszkadza nam w interesach – rzucił Hemmings, a ja zazgrzytałam zębami.
Interesach? Waszym zdaniem pobicie jest załatwieniem interesów?
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na nich z nie dowierzaniem. Jak oni mogli tak robić? Kim oni są? Spojrzałam w stronę Marco, który próbował się podnieść, ale trzeci chłopak kopnął go w klatkę piersiową, co spowodowało, że Marco z jękiem upadł na ziemię.
Nie dotykaj go – warknęłam w jego stronę i dobiegłam do mojego kolegi. Kucnęłam przy nim i oceniłam jego stan. Wyglądał okropnie, z rozciętej wargi płynęła krew, ściekając po brodzie na jego koszulkę, która była cała w ziemi, jego lewe oko było spuchnięte. Domyślałam się również, że mógł mieć uszkodzone żebra i masę siniaków na całym ciele. Ignorując palący wzrok wszystkich, wyciągnęłam telefon z torebki. Miałam zamiar zadzwonić na pogotowie. a później na policję. Jednak ktoś wyrwał mi komórkę z ręki i cisnął nią o ziemię. Mój telefon rozpadł się na kawałki.
Wstałam na równe nogi i spojrzałam na Luke'a. Starałam się swoim ciałem zasłonić Marco tak, by żaden z nich nie mógł do niego podejść. Nie mogłam pozwolić, żeby którykolwiek z nich zbliżył się do niego. Zacisnęłam zęby i oddychałam ciężko, jak po przebiegnięciu maratonu. W moich żyłach wrzała czysta nienawiść i złość.
Delilah – powiedział Dan i pokręcił przecząco głową.
Daj mi swój telefon. – Wyciągnęłam rękę w stronę mojego brata, patrząc na niego wyczekująco. Nie miałam zamiaru się poddać i dać im odejść po tym wszystkim, co zrobili Marco. Daniel pokręcił głową i cofnął się.
Przełknęłam głośno ślinę i zamrugałam kilkakrotnie, żeby odgonić piekące zły. Poczułam się tak, jakby mnie spoliczkował. Jak on mógł zostawić mnie w takiej sytuacji? To był cios, którego się nie spodziewałam, ale musiałam wziąć się w garść.
O co tu do cholery chodzi? – Odwróciłam się w stronę Luke'a.
O to, że jak zaraz nie zejdziesz mi z drogi, to pożałujesz – warknął i zrobił krok w moją stroną, a ja automatycznie cofnęłam się o krok. Nie czułam się już tak pewnie, jak chwilę temu.
Hemmings – upomniał go Ashton, co chłopak zignorował.
Zacisnęłam usta, żeby pohamować łzy i wyprostowałam się. Nie mogłam im pozwolić na to, żeby dalej bili Marco.
Za kogo ty się uważasz? Myślisz, że pozwolę wam na to wszystko? Myślisz, że będę patrzeć jak kopiecie leżącego? Nie zbliżaj się do mnie, popaprańcu.
Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że powiedziałam to na głos. Luke zacisnął dłonie w pięści. Nieznajomy chłopak obszedł mnie i Marco, znikając z mojego pola widzenia. Czułam, że tracę kontrolę nad sytuacją i nie miałam pojęcia, co mogło się za sekundę wydarzyć. Jednak nadal stałam w tym samym miejscu, nie zwracając uwagi na ostrzeżenia wysyłane przez moją intuicję. Zaczynałam się bać, ale nie mogłam im tego pokazać. Nie mogli zobaczyć, że się łamię, bo wykorzystaliby to przeciwko mnie.
Delilah – mruknął zniecierpliwiony Dan, którego najwyraźniej cała ta sytuacja przerosła.
Nie odzywaj się – warknęłam, nawet na niego nie patrząc. Nie spuszczałam wzroku z Hemmingsa i Ashtona. – Zostawcie go w spokoju – powiedziałam do dwójki chłopak stojących przede mną. Mimo panujących dookoła ciemności doskonale widziałam złość na ich twarzach. Przeszkodziłam im w, jak oni to nazwali 'interesach'.
Znów zaczniesz nam grozić? – Wyśmiał mnie Hemmings. – Odejdź, to chociaż tobie nie stanie się krzywda.
A jeżeli tego nie zrobię?
Luke wziął głęboki oddech i stanął przede mną. Musiałam odchylić głowę do tyły, żeby spojrzeć mu w twarz. Nie sądziłam, że jest aż tak wysoki.
Odejdź stąd.
Nie.
Spojrzałam na Daniela, który stał z boku i z zaniepokojeniem przyglądał mi się. Jednak nie zrobił nic, żeby mi pomóc. Ręce mi drżały, oddech był niespokojny i zaczynałam się pocić. Zerknęłam przez ramię na kaszlącego i wykończonego Marco, który chwiejnie stał na nogach.
Luke skinął głową, patrząc na jakiś punkt za moimi plecami, a za chwilę ktoś złapał mnie w tali i odciągnął do tyłu. Zaczęłam wrzeszczeć i szarpać się, jednak nie miałam w sobie takiej siły, by wyrwać się z rąk trzeciego chłopaka. W mojej głowie panował mętlik, nie umiałam logicznie myśleć. Chłopak widząc mój opór, zacieśnił uścisk. Moje czyny wyprzedziły myśli, kiedy z całej siły uderzyłam chłopaka łokciem w brzuch. Ten nieco poluzował uścisk, co wykorzystałam i nadepnęłam go obcasem na stopę.
Ty mała suko – syknął i próbował mnie znów złapać, ale byłam szybsza.
W ostatniej chwili stanęłam przed Hemmingsem, kiedy ten miał zamiar znów uderzyć Marco. Pięść chłopaka zatrzymała się tuż przed moją twarzą. Zakołowało mi się w głowie, a moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Spojrzałam mu w oczy, oddychając płytko. Luke odepchnął mnie i gdyby nie mój brat, który pojawił się w ostatniej chwili, upadłabym na ziemię.
Niemogępłakać, niemogępłakać, niemogępłakać, powtarzałam w głowie jak mantrę. Byłam zbyt oszołomiona, by zareagować na kolejny cios zadany Marco przez Luke'a. Słyszałam, że Ashton coś mówił, ale nie rozumiałam ani słowa. Wszystko wokół mnie wirowało, jedynym dźwiękiem, jaki do mnie dochodził był niewyraźny bełkot, pochodzący nie wiadomo skąd.
Bez chwili namysłu, wyciągnęłam z kieszeni bluzy mojego brata telefon i odsunęłam się od niego jak najszybciej.
Koniec tego! – wrzasnęłam, zwracając na siebie uwagę. Trzymałam telefon w górze tak, by mogli go zobaczyć. – Dzwonię na policję!
Drżącymi dłońmi starałam się wystukać odpowiedni numer. Łzy napływające mi do oczy, zamazały widok, a w głowie panował chaos, przez który nie mogłam przypomnieć sobie odpowiedniego numeru.
Wystarczy tego przedstawienia – ryknął Ashton.
Spojrzałam na niego, szczękając zębami, Luke odsunął się od Marco, a trzeci chłopak zbliżył się do mnie uważnie śledząc moje ruchy. Oblizałam wargi i zacisnęłam dłonie, wbijając sobie paznokcie w skórę. Lekki ból sprawił, że oprzytomniałam. Zerknęłam na Marco, który znów leżał na ziemi, ciężko oddychając i krzywiąc się z bólu.
Luke, Calum, do samochodu – warknął Ashton, a dwójka chłopaków niechętnie wykonała jego polecenie, odchodząc. – A ty. – Wskazał na mnie palcem, podchodząc bliżej. – Nie wchodź nam więcej w drogę, bo inaczej się to skończy.
Jego ciemne oczy wywołały gęsią skórkę na całym ciele, a włoski na karku stanęły mi dęba. Lodowate spojrzenie, jakim mnie obrzucił, przeniósł na Dana i skinął do niego głową.
Kiedy odszedł puściłam się pędem w stronę Marco. Uklękłam na szorstkim asfalcie, ignorując pieczenie w moich kolanach. Delikatnie dotknęłam jego czoła i spojrzałam mu w oczy.
Dan, pomóż mi go podnieść.
Daniel pomógł mi podnieść chłopaka i zaprowadzić go do mojego samochodu.
Delilah – wykrztusił Marco, a ja posłałam mu łagodne spojrzenie. Otworzyłam tylne drzwiczki mojego samochodu, a Dan posadził tam chłopaka. Wyciągnęłam apteczkę i wyjęłam z niej gazę, którą zmoczyłam wodą utlenioną.
Dziękuję – sapnął chłopak i skrzywił się, gdy oczyszczałam jego wargę. – Dee, nie dzwoń na policję.
Spojrzałam na niego zaskoczona i zmarszczyłam brwi.
Zwariowałeś? Oni mogli cię zabić. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym nie zainterweniowała. Oni muszą zapłacić za to, co ci zrobili.
Proszę – jęknął i spojrzał mi w oczy z rozgoryczeniem. – Mogę wylecieć ze szkoły – dodał.
Westchnęłam cicho i zajęłam się oczyszczaniem jego obrażeń.
On ma rację – mruknął Dan. – Jeżeli pójdziesz z tym na policję, skończy się to źle i dla Marco, i dla ciebie.
Ty się nie odzywaj – syknęłam. – Z tobą policzę się w domu.
Skończyłam opatrywać Marco i delikatnie pogładziłam go po spuchniętym policzku, posyłając mu krzepiący uśmiech.
Mam cię zawieść do szpitala? – Spytałam.
Nie, jestem tylko poobijany. – Wzruszył ramionami, krzywiąc się.
Jesteś pewien? Możesz mieć połamane żebra, wstrząśnienie mózgu lub jakieś urazy wewnętrzne, niewykluczone, że mogli uszkodzić jakiś narząd i dostałeś krwotoku – powiedziałam pełna obaw.
Dee, dziękuję ci. Proszę, żebyś tylko odwiozła mnie do domu.
Spojrzałam na niego troskliwie i pokiwałam głową. Wsiadłam do samochodu i wzięłam kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić. Nie zamierzałam spowodować wypadku. Jeszcze tego by brakowało. Upewniwszy się, że jestem w stanie prowadzić samochód, wyjechałam z parkingu i włączyłam się do ruchu. Panowała między nami cisza, którą przerywało tylko ciche pojękiwanie siedzącego z tyłu Marco. Daniel patrzył przez okno i zaciskał dłonie w pięści i zdawało mi się, że incydent na parkingu sprawił, że wytrzeźwiał, a teraz bił się z myślami. Ja natomiast z całych sił starałam skupić się na prowadzeniu samochodu, bo nie chciałam wjechać w pierwsze lepsze drzewo czy słup. Moje nerwy były w strzępkach i nie umiałam poradzić sobie z natłokiem myśli, które rozsadzały mi głowę.
Co zrobił im Marco? Co oni zrobiliby mu, gdybym się tam w porę nie pojawiła? Przecież nie mogli go tak po prostu zabić, prawda? Prawda? Przecież oni są jeszcze durnymi nastolatkami, nie mogą tak po prostu krzywdzić kogo im się żywnie podoba. Najpierw mój brat, teraz Marco. Kto będzie następny? Co mój brat i Marco mają wspólnego z Ashtonem i Lukiem? Czy Marco też był im winien pieniądze za zakład w wyścigach? A może wcale im nie chodziło o pieniądze? Może po prostu dręczenie innych ludzi było dla nich pewnego rodzaju rozrywką?
Czego oni chcieli? – spytałam, spoglądając na Marco w lusterku.
Chłopak skrzywił się, gdy napotkał mój wzrok i spuścił głowę. Milczał. Zupełnie jak mój brat. Czy to były jakieś kpiny? Wszyscy nagle milkli, gdy pytałam o nich. Są w jakiejś dziwnej zmowie? Przecież to absurdalne! Dwójka, czy trójka nastolatków nie mogła budzić aż takiego strachu w innych ludziach. To niemożliwe.
Mówiłem ci, żebyś się nie wtrącała – burknął Daniel, ciągle nie odwracając wzroku od widoku za oknem.
Dlaczego? Podaj mi choć jeden dobry powód.
Może dlatego, że nic o nich nie wiesz? Nie wiesz, kim są, do czego są zdolni i nie masz pojęcia co się stanie, kiedy ktoś wchodzi im w drogę – powiedział Dan i sapnął zdenerwowany.
Mimo że nie spuszczałam wzroku z drogi, wiedziałam, że Daniel patrzył na mnie sfrustrowany.
Więc może mi w końcu ktoś to wszystko wyjaśni? – Zerknęłam na niego zirytowana jego ciągłym oporem. – Jeżeli tym mi nie powiesz, to tata na pewno coś o nich wie – ciągnęłam, starając się go sprowokować do mówienia. – A jeżeli nie, to chętnie sam się dowie czegoś o ludziach, którzy pobili jego syna i pewnie jeszcze kilka osób.
Daniel uderzył dłonią w deskę rozdzielczą, a ja podskoczyłam wystraszona jego nagłym gestem.
Nie możesz po prostu zrozumieć, że nie powinnaś się w to mieszać? Nie. Ty nie możesz się w to mieszać!
Zacisnęłam dłonie na kierownicy, patrząc uporczywie na samochód jadący przed nami. W środku mnie aż wrzało, ale nic nie odpowiedziałam, bo najzwyczajniej w świecie zabrakło mi jakiegokolwiek argumentu.
Dee – mruknął Marco, a nasze spojrzenia skrzyżowały się w tylnym lusterku. – Musisz odpuścić.
Czy was wszystkich do końca popieprzyło?! – wybuchłam. – Nie będę stać z boku i się temu przyglądać – syknęłam, wbijając paznokcie w kierownice.
W samochodzie zapanowała cisza, a atmosfera była napięta. Przez kolejne kilka minut jechaliśmy w niezręcznej ciszy, posyłając sobie niezadowolone spojrzenia. Dan wydawał się spięty i zerkał na mnie nerwowo. Byłam pewna, że w myślach rzuca we mnie najgorszymi obelgami, jakie tylko przyjdą mu do głowy.
Delilah – odparł Dan, a jego głos dziwnie zadrżał. Wcale nie wydawał się zły, raczej był zaniepokojony. – Muszę cię o coś zapytać, ale nie denerwuj się, okej?
Spojrzałam na niego zbita z pantałyku. O co chodziło tym razem?
Nie jestem pewny, ale ten samochód jedzie za nami, odkąd opuściliśmy szkolny parking. Też to zauważyłaś?
Natychmiast przeniosłam swój wzrok i spojrzałam w lusterko. Za nami jechał jakiś terenowy samochód. Nie umiałam określić nic więcej, ani koloru, ani marki ani tego, czy jedzie już za nami od kilkunastu minut. Nie pamiętałam, żeby jechał za nami wcześniej, ale mogłam być zbyt zajęta wysuwaniem hipotez na temat Ashtona i Luke'a, żeby go zauważyć.
Nie wiem – mruknęłam i przyśpieszyłam. Mój oddech znów stał się nierówny i musiałam zacisnąć dłonie na kierownicy, żeby opanować ich drganie. – Może to Hemmings – wycedziłam.
On ma inny samochód – pokręcił głową Dan.
Już miałam zapytać go, skąd on niby to wiedział, ale fakt, że prawdopodobnie ktoś nas śledził skupił całą moją uwagę. Skręciłam Evans Road i spojrzałam w tylne lusterko. Samochód nie skręcił za nami, więc Dan się pomylił.
Zatrzymałam się przed domem Marco i poczekałam aż wysiądzie. Chłopak rzucił tylko ciche 'dzięki' i wyszedł. Gapiłam się tępo w kierownicę i oddychałam ciężko. Czułam okropne zmęczenie i marzyłam o tym, by znaleźć się już w moim łóżku, gdzie będę mogła to wszystko przemyśleć i wreszcie poczuć się bezpiecznie.
Masz zamiar tu stać do rana?
Fuknęłam na Daniela i powoli ruszyłam dalej.
Ty wiesz, czego oni chcieli od Marco, prawda? – spytałam po kilku minutach. Milczenie Dana tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Westchnęłam ciężko i zacisnęłam usta. Byłam zbyt zmęczona, żeby znów wpaść w złość i zacząć krzyczeć.
Jasna cholera – powiedziałam, gdy spojrzałam w tylne lusterko. – Czy to ten sam samochód? – Spojrzałam na Daniela, mając nadzieję, że to jakieś inne auto, a ja jestem po prostu przewrażliwiona. Dan odwrócił się do tyłu i zaklął siarczyście.
Myślisz, że to przypadek? Może to oni chcą się na mnie zemścić za ten incydent na parkingu?
Delilah, ani mi się waż jechać do domu – powiedział, wbijając we mnie niespokojne spojrzenie. – Nie wiem, kto to, ale nie może dowiedzieć się, gdzie mieszkamy.
Albo zatrzymam się i przemówię mu do rozsądku – odparłam buńczucznie.
Jedź jak gdyby nigdy nic – rozkazał.
Jeżeli myślisz, że posłucham pijanego brata, to jesteś w błędzie.
Musisz go zgubić. – Zignorował moje słowa.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby móc normalnie myśleć i odtworzyć w głowie plan ulic. Skręciłam w lewo i trochę przyśpieszyłam, nerwowo zerkając w tylne lusterko, w którym cały czas widziałam ten sam samochód. Zaczynałam ogarniać mnie panika, której nie umiałam opanować. Nie wiedziałam, gdzie mam jechać i jak zgubić ten samochód, jeżeli on w ogóle nas śledził. Moja stopa nerwowo podrygiwała na pedale gazu i miałam ochotę znacznie przyśpieszyć, ale posłuchałam rady Daniela i jechałam normalnie.
Gdzie mam jechać? – spytałam, nie pokazując, że zaczynałam panikować. – Jak mam go zgubić?
Musisz wyjechać na bardziej zatłoczoną ulicę, wtedy może go zgubimy – odparł i potarł sobie skronie.
Skręciłam na jednym ze skrzyżowań i zaczęłam jechać w stronę centrum miasta, modląc się w duchu, żeby zgubić ten samochód. Gdy pojawiło się wokół nas więcej aut, zmieniłam pas ruchu i wyprzedziłam kilka pojazdów, uważnie zerkając w tylne lusterko. Odetchnęłam głośno, kiedy nie zauważyłam za nami tego auta i przyśpieszyłam, chcąc jak najszybciej dostać się do domu. Przez resztę drogi nerwowo oczekiwałam pojawienia się czarnego samochodu, ale na nic takiego się nie stało.
Wiesz kto to był? – Spojrzałam na Daniela, żądając jakichkolwiek wyjaśnień.
Niby skąd? – warknął, a ja zmierzyłam go podejrzliwym wzrokiem.
Idę z tym jutro do taty. To się musi skończyć. Nie będę tolerować tego, że ci psychole próbują mnie zastraszyć.
Skąd w ogóle masz pewność, że to oni?
A skąd ty masz pewność, że nie?
Daniel sapnął gniewnie i odwrócił głowę w stronę okna. Skupiłam się na swoim nierównym oddechu i na prowadzeniu samochodu. Czułam się jak w jakimś głupim filmie, gdzie główna bohaterka nie wie o niczym, ale musi stawić czoła temu wszystkiemu, mimo że z góry skazana jest na porażkę. Tylko że ja nie zamierzałam się poddać.
Nie mów o tym ojcu – mruknął cicho Daniel.
Dlaczego?
Bo jeżeli to zrobisz, zaczną krzywdzić osoby, na których najbardziej ci zależy, a ojciec nic nie będzie mógł zrobić.
Zamrugałam kilkakrotnie, żeby odgonić łzy, i przełknęłam głośno ślinę. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ci popieprzeni kryminaliści dotknęli kogoś jeszcze. Ale jak ja mogłam im przeszkodzić? Iść z tym na policję, czy do taty? A co jeżeli nie znaleźliby na nich wystarczających dowodów, żeby ich zamknąć, a oni postanowiliby się na mnie zemścić? Może Daniel miał rację, ale przecież nie mogłam zostawić tego w spokoju i udawać, że nic się nie stało.
Jeżeli taka sytuacja jeszcze raz będzie miała miejsce, po prostu pójdę na policję – odparłam i spojrzałam przelotnie na Dana, który się skrzywił.
Po tym już żadne z nas nie zabrało głosu i w ciszy dojechaliśmy do domu. Byłam zła, zmęczona, poobijana i wyczerpana psychicznie. Moja głowa nie radziła sobie z tym wszystkim, co miało miejsce godzinę temu. Nie umiałam wyciągnąć poprawnych wniosków, analizując wciąż na nowo każde słowo, jakie padło z ust Ashtona lub Luke'a. Nic nie miało sensu i nie miałam punktu, na którym mogłabym oprzeć jakiekolwiek hipotezy. Daniel i Marco milczeli, a ja musiałam dowiedzieć się czegoś więcej. To, że nie miałam zamiary na razie mówić o tym ojcu, nie oznaczało, że zamierzałam przestać 'węszyć' w tej sprawie.
Wysiadłam z samochodu i głośno trzasnęłam drzwiczkami, chcąc w jakiś sposób rozładować swoje nerwy, ale nawet to mi nie pomogło. Miałam ochotę uderzyć Daniela w twarz tak, żeby został ślad. Może wtedy dotarłoby do niego, co robi i jak mnie rani. Ja byłabym w stanie zrobić dla niego wszystko, by tylko mu pomóc. A fakt, że on nie zrobiłby nic dla mnie, bolał tak bardzo, że zginałam się w pół. Jego zachowanie, gdy prosiłam go o ten głupi telefon, zaskoczyło mnie. Prosiłam go o pomoc, prawie dostałam w twarz od Luke'a, a on nie zrobił NIC, żeby mnie wesprzeć. Po prostu patrzył, jak stawiałam czoła trzem większym i silniejszym ode mnie chłopakom. I do tego milczał i nie chciał mi niczego wyjaśnić.
Dan posłał mi chłodne spojrzenie i wszedł do domu, a ja oparłam się o mój samochód i zaczęłam cicho szlochać, jednak uporczywie tamowałam łzy. Miałam dosyć, chciałam, żeby to się skończyło, ale każda komórka w moim ciele krzyczała, że to dopiero początek i powinnam przygotować się na więcej. Poczekałam aż chwila słabości minie, a ja wreszcie odzyskam panowanie nad moim rozdygotanym ciałem. Zaciskając dłonie w pięści, ruszyłam w stronę wejścia. Zsunęłam buty ze stóp i niedbale rzuciłam je w kąt, po czym poszłam do swojego pokoju. Kiedy tylko zamknęłam drzwi, miałam ochotę znów zacząć szlochać, więc zacisnęłam usta, żeby pohamować łzy i skupiłam swoje myśli na tym, co musiałam zrobić.
Po długim gorącym prysznicu, wzięłam tabletki na sen i wsunęłam się pod ciepły koc. Wyłączyłam telefon, ponieważ chciałam odciąć się od całego świata. Zostałam teraz tylko ja i moje chaotyczne myśli, oraz potwór, który siedział w mojej głowie i dawał o sobie znać, gdy pozwalałam sobie na otworzenie drzwi prowadzących do przeszłości.


Od autorki: cześć! Nareszcie coś się dzieje, nareszcie rozdział, w którym jest trochę akcji, a nie same flaki z olejem! Jak wam się podoba? Co sądzicie o Luke'u? Czy Dee dobrze zrobiła broniąc Marco? A jak zareagowaliście na obojętną postawę Daniela? Czy podobał wam się rozdział? Piszcie w komentarzach. Chcę poznać wasze opinie!
Mam też małe pytanko dotyczące muzyki. Czy podoba wam się, gdy wstawiam playlistę do rozdziału, czy wolicie bez muzyki? Zależy mi na waszym zdaniu. Ja osobiście uważam, że muzyka nadaje fajnego klimatu i lepiej można wczuć się w fabułę. Ale to moje zdanie, piszcie swoje w komciach. :)
Na sam koniec chciałabym podziękować za wszystkie wyświetlenia, komentarze, miłe słowa. To naprawdę wiele dla mnie znaczy! Jeżeli jesteś nowym czytelnikiem na blogu, zachęcam do zaobserwowania bloga lub podania swojego username w zakładce Informowani. Proszę was także o komentarze. One są naprawdę bardzo ważne dla mnie.
Mam też dobrą wiadomość. And I survived jest już na Wattpadzie, znajdziecie go tu: KLIK

Love ya all 
Minette

2 komentarze:

  1. Dobra, więc Yhm. Jprdl. Kocham ciebie i twoje wszystkie rozdziały. Jesteś po prostu...kocham cię. Jestem ciekawa kto za nimi jechał. Naprawdę. Ash jest po prostu cudowny, Luke tak samo, a Calum <3. Ygh, nic nie powiedział (chyba, czytałam to wczoraj, a rodzice przy okazji wyłączyli neta :p) a ja już się zakochałam, dosłownie. Postawa Daniela mówisz...nie wiem, ale no nie wiem. Co jak co, ale Dee dobrze chyba zrobiła, bo gdyby dała spokój, nie byłoby takiej zarąbistej sytuacji z Lukiem. OMG, kocham go. Jego teksty i wgl, no cudo <3. Rozdział super, no i bez przesady, już nie takie flaki z olejem. Ja nawet takie mogłabym czytać! Przynajmniej są takie, że da się je czytać. Więc to dobrze przyrządzone flaki z olejem xd. Muzyka gites, nastrój jest, więc OK. Muzyka daje fajny klimat, więc możesz ją dawać, a ten kto nie będzie jej chciał, po prostu nie włączy. ŁATWE NIE? Dobra, rozpisałam się, nie będzie ci się chyba chciało tego czytać, więc WENY, KOCHAM CIĘ I PODRAWIAM KOCHANIE!
    Nightmare xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest ajdajhddsj ♥ Po kolei ... Luke po prostu ... kocham go XD Uważam, że Dee bardzo dobrze zrobiła broniąc Marco. Co do Daniela ... to trochę mnie zdenerwował ... jego siostra była w takiej sytuacji, a on nic. Muzyka jak najbardziej może być :D Uwielbiam czytać gdy leci muzyka pasująca do rozdziału ♥ Nareszcie opowiadanie jest na Wattpadzie! Czekałam na to, heh ♥ XD To chyba na tyle ... czekam na kolejny rozdział xx - C.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva