Wyszłam z
damskiej toalety i ruszyłam w stronę wyjścia z męskiej szatni. W
szkole była dosłownie garstka osób uczęszczających na różne
koła zainteresowań. Moim celem była jedna z tych osób, a
mianowicie Marco, który za pięć minut miał skończyć trening.
Chloe już na mnie czekała, opierając się o ścianę z zaciętym
wyrazem twarzy. Nie sądziłam, że aż tak zaangażuje się w tą
sprawę i w głębi duszy cieszyłam się, że nie byłam w tym sama
i mogłam na kogoś liczyć.
– Jak zmusimy
go do mówienia prawdy? – spytałam.
– Może uda nam
się go przekupić? – Wzruszyła ramionami. – A jeżeli nie, to
zastosujesz te chwyty, których uczyłaś się na lekcji samoobrony.
– Ha ha ha –
skomentowałam cicho, rzucając jej krzywy uśmiech.
Po kilku minutach
z szatni zaczęli wychodzić chłopcy, posyłając nam zdziwione
spojrzenia. Gdy Matt nas zobaczył, skinął do nas głową.
– Moja
propozycja jest nadal aktualna – sapnął i odgarnął mokre
kosmyki z czoła. Musiał wziąć prysznic po treningu.
– To sprawa
między mną a nim – odparła stanowczo Chloe.
Matt ponownie
skinął głową i odszedł, puszczając w moją stronę oczko.
– Powiedziałaś
mu?
– Zwariowałaś?
Powiedziałam mu, że Marco się do mnie przystawia, a my po prostu
chcemy mu grzecznie powiedzieć, żeby przestał.
Chloe poprawiła
swoje blond-loki i uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech i z
powrotem wbiłam wzrok w drzwi od męskiej szatni.
Marco wyszedł
jako jeden z ostatnich. Zanim zdążył się oddalić, Chloe złapała
go za nadgarstek i pociągnęła do tyłu. Gdy reszta chłopaków
zniknęła, stanęłam obok Chloe, blokując chłopakowi drogę
ucieczki, i posłałam mu wyzywające spojrzenie.
– Musimy
porozmawiać.
– Nie wydaje mi
się. – Marco posłał nam nieszczery uśmiech i próbował nas
ominąć.
– Czego
Hemmings od ciebie chciał? – spytałam.
Marco skrzyżował
ramiona na piersi i unikał mojego wzroku.
– Uratowałam
ci tyłek, więc myślę, że jesteś mi winien wyjaśnienia.
– Słuchaj,
Delilah, nie prosiłem cię o pomoc. Niepotrzebnie się wtrącałaś.
Wzięłam głęboki
oddech, ponieważ powoli ogarniała mnie złość. Chloe posłała mi
znaczące spojrzenie, a ja skinęłam głową. Blondynka pchnęła
chłopaka, a ten uderzył z głuchym łoskotem o szafki, patrząc na
nią zdezorientowany. Może byłyśmy dziewczynami, ale nie byłyśmy
bezbronne.
– Czego
Hemmings od ciebie chciał? – powtórzyłam pytanie. Wbiłam w
niego moje zielone oczy i wysunęłam podbródek do przodu.
– Nie powinno
cię to interesować. – Wiercił się w miejscu.
– Ale
interesuje. Chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. – Widząc,
że Marco nie zamierza nic powiedzieć, ciągnęłam dalej. – Mój
brat też ma coś wspólnego z Hemmingsem. Wiem, że w nie chodzi
tylko o nielegalne wyścigi.
– Nie mieszaj
się w to – mruknął i spojrzał mi w oczy, w których błysnęła
szczerość. On naprawdę bał się Luke'a. – Nic nie możesz
zrobić.
– Mylisz się –
odparłam. – Dlaczego unikasz odpowiedzi?
– Hemmings
nie jest tym, za kogo go masz. To nie jest tylko zbuntowany
nastolatek, który dla sportu z kolegami wdaje się w bójki. Więc
jeżeli masz trochę rozumu w głowie, trzymaj się od nich z daleka,
bo nie tak łatwo się od nich uwolnić.
– Czego
od ciebie chcieli? – spytała z naciskiem Chloe i złapała go za
koszulkę.
Marco zawahał
się chwilę, bo nie wiedział jak zareagować. Nie spodziewał się,
że drobna Chloe wykona taki ruch. Po chwili jednak poddał się i
sapnął ciężko.
– Przespałem
się z nieodpowiednią dziewczyną, okej? – Wyszarpnął się i
posłał nam skonsternowane spojrzenie. – Należało mi się. A
teraz, jeśli pozwolicie, wrócę do domu.
Razem z Chloe
zeszłam mu z drogi, patrząc jak odchodzi. Gdy zniknął za rogiem,
Chloe zapytała:
– Wierzysz mu?
– Ani trochę.
– Powinnyśmy
jeszcze raz przejrzeć akta Luke'a.
Kiwnęłam głową
i razem ruszyłyśmy pustym korytarzem w stronę wyjścia.
– Tu nie ma nic
przydatnego – jęknęłam.
– Oprócz
adresu – wtrąciła Chloe.
Siedziałyśmy u
mnie na łóżku i po raz kolejny studiowałyśmy zdjęcia kartoteki
Luke'a. Znajdowały się w niej imiona i nazwisko Luke'a, data
urodzenia, adres zamieszkania, miejsce urodzenia oraz wiele uwag co,
do jego zachowania, lista bójek, w które się wdał oraz daty,
kiedy był zawieszony w prawach ucznia.
– Przecież nie
możemy tak po prostu do niego pojechać – zaoponowałam, wiedząc
do czego zmierza moja przyjaciółka.
– Nie, ale
możemy wybrać się na przejażdżkę w tamte strony. – Wzruszyła
ramionami i zamknęła laptopa.
– Chloe, już
się ściemnia, a my nigdy nie byłyśmy w tamtej części miasta.
– Przynajmniej
nikt nas nie zobaczy – odparła.
Przygryzłam
dolną wargę, zastanawiając się. Chciałam tam pojechać. Może
jego dom nasunąłby nam jakąś, jakąkolwiek wskazówkę. Może
mogłybyśmy zapytać o Luke'a jednego z jego sąsiadów. Może ktoś
go zna i opowie nam coś o nim? Może wreszcie ruszymy z miejsca i
znajdziemy odpowiedzi na dręczące nas, mnie pytania?
– Ty prowadzisz
– powiedziałam i zeskoczyłam z łóżka.
Chloe uśmiechnęła
się szeroko i ruszyła za mną w stronę drzwi.
W samochodzie
starałyśmy się rozmawiać o wszystkim, byleby nie o Hemmingsie,
narkotykach i nielegalnych wyścigach.
Kluczyłyśmy po
mieście, szukając ulicy, na której mieszka Luke. Gdy w końcu
udało nam ustalić jak tam dojechać, okazało się, że jedna z
prowadzących tam ulic jest zamknięta. Chloe zatrzymała się przed
żółtym trójkątem stojącym na środku ulicy i zmrużyła oczy.
– O co chodzi?
– spytała. – Przecież nie ma tu żadnych remontów.
I zanim zdążyłam
coś powiedzieć, Chloe wcisnęła pedał gazu i wyminęła znak.
– Nie wiem, czy
to dobry pomysł – powiedziałam, rozglądając się na boki. Wokół
nas nie było żywej duszy. Mimo że dochodziła dwudziesta druga na
chodnikach zazwyczaj spacerowali jeszcze ludzie.
– Spokojnie,
najwyżej dostanę mandat – odparła Chloe i wywróciła oczami.
– Chloe –
sapnęłam widząc na drugim końcu ulicy światła samochodu, które
niebezpiecznie szybko się do nas zbliżały.
– Co do...? –
Nie dokończyła, bo za chwilę pojawiły się kolejne światła
samochodu, pędzącego prosto na nas.
A później
wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dwa samochody pędzące
prosto na nas nie zwalniały. Wbiłam paznokcie w siedzenie,
krzycząc, żeby Chloe zwolniła. Gdy już myślałam, że zderzymy
się z jednym z samochodów, Chloe wykonała manewr kierownicą i w
ostatniej chwili wjechała na chodnik. Samochodem zatrzęsło i zgasł
silnik. Dwa auta skręciły z piskiem opon w prostopadłą ulicę,
jakby wcale nas nie zauważyły i pognały dalej.
– Co to, do
cholery, było? – wysapała Chloe, kurczowo zaciskając dłonie na
kierownicy.
Przełknęłam
głośno ślinę i spojrzałam na nią niepewnie. Znałam odpowiedź.
– Nielegalne
wyścigi – wykrztusiłam i opadłam wyczerpana na siedzenie.
Chloe już nic
więcej nie powiedziała, tylko powoli wycofała samochód z chodnika
i zawróciła samochód.
– Może Luke
jest dilerem? – mruknęła dziewczyna, bardziej do siebie niż do
mnie.
– Nie wydaje mi
się. – Pokręciłam głową. – Ani on, ani jego kumple nie
wyglądają na dilerów. Dan nie miał od nich narkotyków, w każdym
razie tak mi powiedział.
– Myślisz, że
kłamał?
– Nie wiem –
westchnęłam. – Chyba nie powinnam wierzyć w każde jego słowo.
A tak bardzo bym
chciała, pomyślałam i zasmuciłam się.
– Jakoś to
rozgryziemy – odparła Chloe i posłała mi pocieszający uśmiech.
Mijały dni.
Wszytko powoli zaczynało wracać do normy. Mój brat zachowywał się
podejrzanie normalnie i mimo że w głębi serca czułam, że to
tylko przykrywka, starałam się wierzyć, że mój brat wyszedł na
prostą. Luke Hemmings nie pojawił się w szkole od incydentu z
włamaniem do sekretariatu. Wiedziałam doskonale, że gdyby pojawił
się w szkole, od razu wzięliby go za winnego. Nie podobało mi się
to, że uniknął konsekwencji za włamanie i splądrowanie
sekretariatu. Wiedziałam, że twierdząc tak stawałam się
hipokrytką, ponieważ ja również włamałam się do szkolnego
archiwum, ale kierowały mną zupełnie inne zamiary niż Lukiem.
W piątkowy ranek
obudziłam się wyjątkowo wcześnie, więc miałam czas na długi
prysznic, zanim mój brat zacząłby dobijać się do drzwi łazienki.
W kuchni zastałam tatę pijącego kawę i przeglądającego jakieś
dokumenty. Przywitałam się z nim i zajęłam się przygotowywaniem
sobie śniadania. Czułam się dziwnie zwyczajnie, zupełnie jakby
wydarzenia z ostatnich tygodni nie miały miejsca, a ja nadal
toczyłabym normalne, nudne życie.
– Będę musiał
wyjechać do Central Coast w sprawach służbowych – oznajmił
tata, kiedy usiadłam przed nim z miską płatków zalanych mlekiem.
Nieznacznie drgnęłam, gdy usłyszałam nazwę tego miasta.
– Kiedy? –
spytałam, grzebiąc łyżką w misce.
– Dziś po
południu. – Spojrzał na mnie, oczekując ode mnie bury.
– I mówisz mi
to teraz? – Uniosłam brwi do góry, patrząc na niego z wyrzutem.
– Miałem
ostatnio dużo na głowie. – Usprawiedliwił się.
Posłałam mu
krzywe spojrzenie i więcej o tym nie rozmawialiśmy. Mój tata nie
był rozmowny, zadał mi jedynie pytanie: „Jak tam w szkole?” i
„Co u Dana?”, i na tym skończyła się nasza rozmowa.
W szkole byłam
zbyt pochłonięta sprawdzianem z chemii i projektem z biologii, by
zawracać sobie głowę Hemmingsem, który z nonszalanckim uśmiechem
na ustach przechadzał się szkolnymi korytarzami. Na szczęście nie
pojawił się na lekcji francuskiego. Znałam jego akta na pamięć i
zauważyłam, że wagary dla niego były na porządku dziennym, tak
samo jak bójki oraz obrażanie nauczycieli. I nie miałam bladego
pojęcia jakim cudem jeszcze go nie wywalili z tej szkoły.
Po skończonych
lekcjach pojechałam zrobić zakupy, ponieważ nasza lodówka
świeciła pustkami. Tata nie miał czasu na zakupy, Dan wolał
głodować niż iść do supermarketu i dać się zauważyć komuś
ze szkoły, a mi po prostu wyleciało to z głowy. Uzbrojona w kartę
płatniczą i pokaźnych rozmiarów listę zakupów, ruszyłam spod
szkoły prosto do Tesco. Nie spieszyłam się z robieniem zakupów,
ponieważ w domu nie czekało na mnie nic ciekawego oprócz tysiąca
zadań do zrobienia na poniedziałek. Dopiero po ponad godzinie
opuściłam sklep i skierowałam się w stronę ulicy Seana. Musiałam
oddać jego siostrze – Jade – niebieską sukienkę, którą od
niej pożyczyłam na randkę z Mattem.
Gdy wreszcie
znalazłam się pod domem, jakiś czarny samochód zastawił mi
wjazd. Zaparkowałam, więc, na poboczu, myśląc, że to auto
asystenta ojca, który czasem do nas wpadał po jakieś dokumenty.
Otworzyłam bagażnik i wyjęłam z niego dwie ogromne torby zakupów,
które jakimś cudem udało mi się donieść do domu.
– Daniel, pomóż
mi! – krzyknęłam od progu i postawiłam torby na podłodze. –
Dan? – Zmrużyłam oczy, kiedy nie usłyszałam w odpowiedzi jakieś
niewyraźne głosy.
Kiedy weszłam do
salonu, byłam pewna, że mam przewidzenia. Ponieważ to, że Ashton,
Luke i jakiś inny chłopak siedzieli u mnie w salonie i rozmawiali z
moim bratem było NIEREALNE.
Czwórka
chłopaków odwróciła się w moją stronę, milknąc.
– Daniel? –
Posłałam mu pytające spojrzenie i skrzyżowałam ramiona na
piersi. – Co się tu dzieje?
– Rozmawiamy –
odparł znudzonym głosem, jakby to nie było nic wielkiego.
Zmrużyłam oczy
na Luke'a, kiedy ten posłał mi ten irytujący uśmiech i mrugnął
do mnie.
– Co oni robią
w naszym domu?
Daniel wiercił
się niespokojnie w miejscu, Ashton i Luke patrzyli na mnie
rozbawieni, a nieznany mi chłopak wstał i podszedł do mnie z
szerokim uśmiechem na ustach. Cofnęłam się o krok, zachowując
bezpieczną odległość, i zmierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem.
– Jestem
Xavier. – Wyciągnął w moją stronę dłoń. – Nie mieliśmy
jeszcze okazji się poznać.
Popatrzyłam tępo
na jego rękę i nie ruszyłam się ani o centymetr. Chłopak zaśmiał
się i cofnął dłoń, jednak nie wrócił na swoje miejsce.
– Co oni robią
w naszym domu? – Stanęłam na palcach i spojrzałam ponad
ramieniem Xaviera na mojego brata.
– Delilah –
mruknął mój brat i posłał mi zirytowane spojrzenie. – Chcę
spędzić czas z kumplami.
– Od kiedy oni
są twoimi kumplami?
– Od dawna –
wtrącił Luke i rozsiadł się na kanapie.
– Spokojnie,
nie zdemolujemy twojego milutkiego domku. – Powiedział Xavier.
Spojrzałam mu w
oczy. Z jego szarych tęczówek biło rozbawienie, ale nie mogłam
dopatrzeć się w nich choćby odrobiny szczerości. Wodziłam
wzrokiem po ostrych rysach jego twarzy, idealnie zarysowanych
kościach policzkowych oraz podbródku. Z niechęcią stwierdziłam,
że jest piekielnie przystojny. Czy każdy bandzior, z którym
'kumplował' się mój brat musi być aż tak przystojny?
– Nie życzę
sobie, żebyście tu przychodzili – odparłam kategorycznie,
patrząc po kolei na twarze czterech chłopaków. – Nawet nie
zaczynaj. – Uniosłam dłoń do góry, widząc, że mój brat ma
zamiar, jak zwykle, sprzeciwić mi się.
Luke parsknął
stłumionym śmiechem, natomiast Ashton przyglądał mi się z
zaciętym wyrazem twarzy. Zresztą ja zawsze.
– Pomóc ci
wnieść zakupy? – spytał Xavier, spoglądając przez moje ramię
na korytarz i, i nim się spostrzegłam,wyminął mnie i wziął
torby, kierując się prosto do kuchni.
Posłałam mojemu
bratu mordercze spojrzenie i ruszyłam w pośpiechu za chłopakiem.
Kiedy weszłam do kuchni, torby już stały na blacie, a przed nimi
Xavier z rękoma opartymi na biodrach. Mierzyliśmy się przez chwilę
wzrokiem.
– Czekam na
magiczne słowo.
Czy każdy z nich
był bezczelnym, niewychowanym, ironicznym gburem?
– Dziękuję?
Chłopak mrugnął
do mnie i z powrotem wrócił do salonu, a ja pomaszerowałam za nim,
powoli wpadając w coraz większą frustrację.
Chłopaki
rozmawiali akurat o jakimś samochodzie. Wyglądali na zwykłych
nastolatków i wcale nie przypominali tamtego Luke'a i Ashtona z
opuszczonego parkingu, czy parkingu przed szkołą. Wyglądali na
normalnych, a to, coraz bardziej mnie niepokoiło. I kim, do cholery,
był ten Xavier? Kolejnym chłopakiem, który dla rozrywki tłucze
innych w ciemnych zaułkach, tak jak robili to Luke i Ashton?
Nie miałam
pojęcia, co oni robili w naszym domu, ale wcale mi się to nie
podobało. Po tym wszystkim, co spotkało mnie i Dana, on nie
powinien ich wpuszczać do tego domu.
– Nie chcę,
żebyście tu byli – powiedziałam twardo, obstając przy swoim. –
Nie chcę was widzieć w naszym domu. – Wbiłam w Luke'a moje oczy.
– Wyluzuj –
odparł Hemmings.
- Nie. Nie chcę was widzieć w moim domu.
– Delilah –
jęknął mój brat.
– Och, tak, ty
z pewnością masz najwięcej do powiedzenia. – Rozłożyłam ręce,
uśmiechając się ironicznie. – Czy to nie ty i Marco ostatnio
mówiliście mi, że mam się trzymać od nich z daleka? A teraz,
proszę! Siedzą u nas na kanapie, jak byśmy byli przyjaciółmi od
lat.
– Nie jesteśmy
przyjaciółmi – odparł Ashton, posyłając mi chłodne
spojrzenie.
– Wow. –
Zaklaskałam w dłonie. – Brawo za spostrzegawczość, a teraz
wynocha.
Miarka się
przebrała. Jak oni śmieli w ogóle tu przychodzić po tym
wszystkim? Czy oni naprawdę myśleli, że mogą ze mną pogrywać w
ten sposób? To, że mój brat był idiotą, nie oznaczało, że ja
też byłam.
– Nie mam
pojęcia kim jesteście, czego chcecie. Pobiliście mojego brata,
pobiliście Marco! Mało brakowało, a sama dostałabym w twarz. –
Zmierzyłam Luke'a morderczym wzrokiem. – Groziliście mi, a teraz
myślicie, że pozwolę was siedzieć w moim salonie i pić
herbatkę?! Wynoście się stąd.
– Delilah, mamy
do ciebie jedno pytanie i już nas nie ma – uśmiechnął się
Xavier. Tylko jego twarz nie była wykrzywiona w grymasie złości
lub niezadowolenia. Uśmiechał się do mnie łagodnie, jak gdyby nie
usłyszał tego, co mówiłam przed sekundą.
– Nawet nie
wiem kim jesteś. – Skrzyżowałam ramiona na piersi, patrząc na
niego z politowaniem. – A to nie jest wywiad.
– Co robiłaś
w szkolnym archiwum? – spytał Hemmings.
– Już
odpowiedziałam ci na to pytanie.
– A wiesz, kto
włamał się do sekretariatu?
Parsknęłam
śmiechem, rozbawiona jego pytaniem.
– Naprawdę,
Hemmings? – Uniosłam brwi. – Przecież wiesz, kto się tam
włamał. Poza tym, mogłeś mnie o to zapytać w szkole. Nie
musiałeś przychodzić i to jeszcze z kolegami – powiedziałam
kpiąco.
– Cięty język
twojej siostry coraz bardziej działa mi na nerwy – powiedział
Luke do mojego brata.
– Nikt cię tu
nie trzyma – warknęłam w odpowiedzi. – Wyjdźcie stąd.
Wszyscy. – Wskazałam im drzwi, wytrzymując ich palące
spojrzenia.
Widziałam jak
Daniel zaciska zęby, mierząc mnie zimnym wzrokiem i zaciskając
dłonie w pięści. Ashton wstał jako pierwszy i podszedł do mnie.
– Powiedziałeś
mi, że mam nie wchodzić wam w drogę, ale to nie znaczy, że wy
możecie wchodzić w moją – odparłam, zanim od zdążył coś
powiedzieć. – Jeszcze raz zjawicie się w tym domu, a zadzwonię
na policję.
– Puste.
Groźby. – Szepnął Ashton, patrząc mi prosto w oczy.
Wzięłam głęboki
oddech i zmrużyłam oczy.
– Wyjdźcie z
tego domu w tej chwili – wysyczałam.
Ashton i ja
jeszcze przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, a później chłopak
odwrócił się i wyszedł. Luke i Xavier wstali, ale nie ruszyli się
z miejsca.
– Miło było
cię poznać, Delilah – powiedział Xavier, posyłając mi szeroki
uśmiech. Nie sądziłam, żeby był szczery.
Nie mówiąc już
ani słowa, wskazałam im drzwi. Xavier pożegnał się skinieniem
głowy w moją stronę i wyszedł. Luke nadal stał w tym samym
miejscu, a jego niebieskie oczy były utkwione w mojej twarzy.
– Wtedy, w
sekretariacie – zaczął Luke i ruszył w moją stronę. – To nie
byłem ja. A ty coś wiesz i prędzej czy później, będziesz
musiała mi to powiedzieć.
W milczeniu
pokazałam mu drzwi. Nie chciałam, żeby choć przez chwilę stał w
naszym domu i patrzył na mnie w ten przerażający sposób.
– Delilah,
możesz przestać? – Sapnął zniecierpliwiony Dan.
– Do zobaczenia
wkrótce.
Luke posłał mi
szeroki uśmiech, a jego oczy wyrażały pogardę. Odwrócił się,
przybił piątkę z moim bratem i wyszedł. Kiedy drzwi zamknęły
się za nim, spojrzałam na mojego brata z szeroko otwartymi oczami,
domagając się wyjaśnień.
– Wytłumacz mi
to. – Poprosiłam.
– Wpadli do
mnie moi znajomi – odparł. – A ty jak zwykle musiałaś wszystko
zniszczyć.
– Zniszczyć
co? Twoją przyjaźń z tymi popaprańcami? Uwierz mi, tak będzie
dla ciebie lepiej.
– Skąd wiesz,
co jest dla mnie dobre? – zapytał i zacisnął dłonie w pięści.
Jego oczy niebezpiecznie pociemniały. Zawsze tak było, gdy wpadał
w złość.
– Wiem,
ponieważ jesteś moim bratem – powiedziałam i uparcie patrzyłam
mu w oczy. – I wiem, że zadawanie się z ludźmi ich pokroju nie
przynosi nic dobrego. Nie chcę, żebyś skończył w jakiejś
ruinie, ćpając razem z nimi.
– Boże,
jeszcze do ciebie nie dotarło, że nie jestem ćpunem? – Podniósł
głos. – To był jeden raz, naprawdę było mi wtedy ciężko, ale
ty jak zwykle tego nie zrozumiesz. Nikt tego nie zrozumie. – Dodał
ciszej i przygarbił się. – Od zawsze liczyły się tylko twoje
uczucia.
– O czym ty
mówisz? – Spojrzałam na niego zaszokowana.
– Naprawdę
chcesz, żebym do tego wracał? Przecież dobrze wiesz, o czym mówię.
Po tym... co się stało... rodzice zajmowali się tylko tobą, a ja
jak zwykle byłem odsunięty na bok. Kiedy wszyscy skakali wokół
ciebie, ja nie umiałem poradzić sobie ze... wszystkim –
powiedział, patrząc mi prosto w twarz. – Więc nie próbuj mi
wmawiać, że wiesz, co jest dla mnie dobre. Bo nie wiesz. Ty nic nie
wiesz.
Mówiąc to,
odwrócił się i odszedł. Poszedł, jak zwykle, do swojego pokoju i
głośno trzasnął drzwiami. Westchnęłam cicho i opadłam na
kanapę, chowając twarz w dłoniach.
Czułam się jak
ostatnia egoistka. Byłam ostatnią egoistką. Nie zdawałam sobie
sprawy, że nie tylko mnie życie skopało po tyłku, mój brat
również wycierpiał swoje. Ale ja byłam zbyt zajęta swoim
cierpieniem, by zauważyć jego. Nie wiedziałam, że aż tak to
wszystko przeżywał, ponieważ nie dawał tego po sobie poznać.
Zawsze był ze mną i wspierał mnie po koszmarze, który przeżyłam
trzy lata temu. Czyżby Daniel przełożył mój ból nad swój
własny? Moje uczucia nad swoje? Czy poświęcił dla mnie swoje
zdrowie psychiczne, żebym tylko poczuła się lepiej?
Jęknęłam cicho
i zacisnęłam oczy. Daniel nie zasługiwał na to wszystko. Od
zawsze miał trudny charakter, który wpędzał go w kłopoty, ale
mimo to był dobry. Nie zasługiwał na ból po rozwodzie rodziców,
nie zasługiwał na ból po tym, co stało się w Sunshine Coast, nie
zasługiwał na ból, który nieświadomie mu zadawałam. On był po
prostu jeszcze dzieckiem, które pogubiło się w życiu i nie umiało
znaleźć swojej drogi. A ja tak bardzo pragnęłam mu pomóc,
chronić go. I robiłam wszystko, żeby to robić. Ale czy mi to
wychodziło? Każda moja pomoc, którą mu oferowałam była
odtrącana, a wszelkie próby nawiązania z nim szczerej rozmowy
kończyły się kłótnią. Oboje zadawaliśmy sobie rany,
konkurując, kto kogo zrani bardziej. I dokąd to nas doprowadziło?
Do czystej nienawiści niszczącej więź, która włączyła nas od
dziecka. Teraz, kiedy wreszcie myślałam, że będzie dobrze, nagle
robiło się gorzej. Wszystko się psuło i zaczynałam obawiać się,
że moja intuicja ma rację – że czeka mnie więcej problemów i
zmartwień. Ale czy zdołam unieść więcej? Nie umiałam nawet
pomóc mojemu bratu. Prawda była taka, że nieważne, co bym zrobiła
i tak z góry byłam skazana na porażkę w pojedynku z moim upartym
bratem i jego decyzjami. Nie chciałam stracić Daniela, ponieważ go
kochałam. Czułam się za niego odpowiedzialna i, mimo że chciałam
mu pomóc, pogarszałam sytuację. Ale nie mogłam patrzeć jak pije,
jak wagaruje, jak bierze narkotyki, jak prowadza się z tymi
bandziorami. Po prostu nie mogłam. Ale co mogłam zrobić, żeby to
zmienić? Kłótnie i krzyki nie pomagały, spokojna rozmowa nawet
nie wchodziła w grę. Może powinnam w końcu iść z tym do taty i
zakończyć cały ten bajzel? Czy, gdybym to zrobiła, Luke i jego
koledzy zemściliby się na mnie za to? Czy mój brat znienawidziłby
mnie? Czy to cokolwiek by zmieniło?
Poderwałam się
z miejsca, gdy mój telefon zabrzęczał w mojej kieszeni. Z
niechęcią wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. Wyświetlił mi
się jakiś nieznany numer. Pewnie Chloe znów zgubiła telefon i
musiała kupić nowy, pomyślałam i przeciągnęłam palcem po
ekranie, odbierając połączenie.
– Tak?
Cisza. Nikt nie
odpowiedział. Jedynymi dźwiękami były tylko niewyraźne szumy po
drugiej stronie.
– Halo? –
mruknęłam zniecierpliwiona. – Głupi żart – skomentowałam
cicho i rozłączyłam się.
Albo to była
pomyłka, albo Luke Hemmings postanowił zrobić sobie naprawdę
przereklamowany i niezabawny żart. Jeżeli myślał, że tym
telefonem mnie przestraszył, to się grubo mylił. Nie dam się
zastraszyć jakiemuś punk nastolatkowi i jego punkowym kolegom.
Następnym razem gdy zadzwoni, powiem mu, co sądzę o nim i o jego
durnych gierkach. Ale więcej nie zadzwonił.
Od autorki: witajcie misiaczki! Przybywam do was z prezentem na Gwiazdkę, którym jest kolejny rozdział. Już siódmy. Wow, ale to zleciało. I jak wam się podoba rozdział? Co sądzicie o Xavierze? Co ma wspólnego z Danielem? I jak myślicie, kto dzwonił do Dee? Piszcie w komentarzach!
Mam też do was małą prośbę. Możecie mi zrobić cudowny prezent na święta i skomentować rozdział. Napiszcie w komentarzu waszą ulubioną scenę, ulubioną postać, lub kogo nie lubicie. Proszę, niech każdy, kto to czyta skomentuje post. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Sprawcie mi taki malutki prezent na święta
Nie będę przedłużać. Życzę wam kochani cudownych świąt Bożego Narodzenia i udanego Sylwestra, wspaniałych prezentów pod choinką, no i oczywiście spędzania tego wyjątkowego czasu z najbliższymi.
Widzimy się po świętach.
Love ya all. xx
Minette
Rozdział tak jak wszystkie poprzednie jest po prostu wspaniały! Dziękuję za prezent, heh :DD Trochę późno, ale również życzę ci wspaniałych świąt i udanego Sylwestra :) Polubiłam Xaviera, nie wiem dlaczego ... Wydaje mi się, że jest inny od pozostałych chłopaków (oczywiście pewnie znowu się mylę hahah). Myślę, że to nie Luke dzwonił do Dee. Moją ulubioną sceną jest scena w sekretariacie :D Ulubionymi postaciami są Luke, Dee i Daniel. Nie lubię za bardzo Ashtona. Mam również pytanie. Czy rozdziały będą dodawane na wattpadzie? Tam jest mi wygodniej czytać, a są tylko 2 :( Czekam na następny rozdział :) xx
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! Nawet nie wiesz, jaką sprawiłaś mi nim przyjemność :) Co do Wattpada, planuję nadrobić publikowanie rozdziałów. Opóźnienie wynikało głównie z tego, że Wattpad był dla mnie czarną magią, czekałam również troszkę na okładkę. :D
UsuńCudooo :$.
OdpowiedzUsuńWybacz kochanie, ale dzisiaj mój komentarz nie będzie zbyt długi, bo mam cholernie zły chumor :(. Czytam to dzień po, bo niestety nie mogłam wejść na neta. Ach, ta ironia losu. Nie wiem czemu, ale Xavier spodobał mi się od samego początku. Nie wiem dlaczego, nie pytaj. Po prostu wydaje się taki słodki ^^. Dobra, wybacz, lecz nie mam dziś nastroju na pisanie :c. Jak będę miała, to napiszę pod tym komentarzem jeszcze jeden, obiecuję. Także kocham, pozdrawiam, Wesołych Świąt i wogóle, no i oczekuję następnego. Papa :*
Nightmare xx
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie, bardzo mi się podoba ;-) Polubiłam Xaviera, nie wiem czemu. Świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na następny, pozdrawiam i życzę weny ♥
OdpowiedzUsuń