Rozdział 7

Wyszłam z damskiej toalety i ruszyłam w stronę wyjścia z męskiej szatni. W szkole była dosłownie garstka osób uczęszczających na różne koła zainteresowań. Moim celem była jedna z tych osób, a mianowicie Marco, który za pięć minut miał skończyć trening. Chloe już na mnie czekała, opierając się o ścianę z zaciętym wyrazem twarzy. Nie sądziłam, że aż tak zaangażuje się w tą sprawę i w głębi duszy cieszyłam się, że nie byłam w tym sama i mogłam na kogoś liczyć.
– Jak zmusimy go do mówienia prawdy? – spytałam.
– Może uda nam się go przekupić? – Wzruszyła ramionami. – A jeżeli nie, to zastosujesz te chwyty, których uczyłaś się na lekcji samoobrony.
– Ha ha ha – skomentowałam cicho, rzucając jej krzywy uśmiech.
Po kilku minutach z szatni zaczęli wychodzić chłopcy, posyłając nam zdziwione spojrzenia. Gdy Matt nas zobaczył, skinął do nas głową.
– Moja propozycja jest nadal aktualna – sapnął i odgarnął mokre kosmyki z czoła. Musiał wziąć prysznic po treningu.
– To sprawa między mną a nim – odparła stanowczo Chloe.
Matt ponownie skinął głową i odszedł, puszczając w moją stronę oczko.
– Powiedziałaś mu?
– Zwariowałaś? Powiedziałam mu, że Marco się do mnie przystawia, a my po prostu chcemy mu grzecznie powiedzieć, żeby przestał.
Chloe poprawiła swoje blond-loki i uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech i z powrotem wbiłam wzrok w drzwi od męskiej szatni.
Marco wyszedł jako jeden z ostatnich. Zanim zdążył się oddalić, Chloe złapała go za nadgarstek i pociągnęła do tyłu. Gdy reszta chłopaków zniknęła, stanęłam obok Chloe, blokując chłopakowi drogę ucieczki, i posłałam mu wyzywające spojrzenie.
– Musimy porozmawiać.
– Nie wydaje mi się. – Marco posłał nam nieszczery uśmiech i próbował nas ominąć.
– Czego Hemmings od ciebie chciał? – spytałam.
Marco skrzyżował ramiona na piersi i unikał mojego wzroku.
– Uratowałam ci tyłek, więc myślę, że jesteś mi winien wyjaśnienia.
– Słuchaj, Delilah, nie prosiłem cię o pomoc. Niepotrzebnie się wtrącałaś.
Wzięłam głęboki oddech, ponieważ powoli ogarniała mnie złość. Chloe posłała mi znaczące spojrzenie, a ja skinęłam głową. Blondynka pchnęła chłopaka, a ten uderzył z głuchym łoskotem o szafki, patrząc na nią zdezorientowany. Może byłyśmy dziewczynami, ale nie byłyśmy bezbronne.
– Czego Hemmings od ciebie chciał? – powtórzyłam pytanie. Wbiłam w niego moje zielone oczy i wysunęłam podbródek do przodu.
– Nie powinno cię to interesować. – Wiercił się w miejscu.
– Ale interesuje. Chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. – Widząc, że Marco nie zamierza nic powiedzieć, ciągnęłam dalej. – Mój brat też ma coś wspólnego z Hemmingsem. Wiem, że w nie chodzi tylko o nielegalne wyścigi.
– Nie mieszaj się w to – mruknął i spojrzał mi w oczy, w których błysnęła szczerość. On naprawdę bał się Luke'a. – Nic nie możesz zrobić.
– Mylisz się – odparłam. – Dlaczego unikasz odpowiedzi?
Hemmings nie jest tym, za kogo go masz. To nie jest tylko zbuntowany nastolatek, który dla sportu z kolegami wdaje się w bójki. Więc jeżeli masz trochę rozumu w głowie, trzymaj się od nich z daleka, bo nie tak łatwo się od nich uwolnić.
Czego od ciebie chcieli? – spytała z naciskiem Chloe i złapała go za koszulkę.
Marco zawahał się chwilę, bo nie wiedział jak zareagować. Nie spodziewał się, że drobna Chloe wykona taki ruch. Po chwili jednak poddał się i sapnął ciężko.
– Przespałem się z nieodpowiednią dziewczyną, okej? – Wyszarpnął się i posłał nam skonsternowane spojrzenie. – Należało mi się. A teraz, jeśli pozwolicie, wrócę do domu.
Razem z Chloe zeszłam mu z drogi, patrząc jak odchodzi. Gdy zniknął za rogiem, Chloe zapytała:
– Wierzysz mu?
– Ani trochę.
– Powinnyśmy jeszcze raz przejrzeć akta Luke'a.
Kiwnęłam głową i razem ruszyłyśmy pustym korytarzem w stronę wyjścia.


– Tu nie ma nic przydatnego – jęknęłam.
– Oprócz adresu – wtrąciła Chloe.
Siedziałyśmy u mnie na łóżku i po raz kolejny studiowałyśmy zdjęcia kartoteki Luke'a. Znajdowały się w niej imiona i nazwisko Luke'a, data urodzenia, adres zamieszkania, miejsce urodzenia oraz wiele uwag co, do jego zachowania, lista bójek, w które się wdał oraz daty, kiedy był zawieszony w prawach ucznia.
– Przecież nie możemy tak po prostu do niego pojechać – zaoponowałam, wiedząc do czego zmierza moja przyjaciółka.
– Nie, ale możemy wybrać się na przejażdżkę w tamte strony. – Wzruszyła ramionami i zamknęła laptopa.
– Chloe, już się ściemnia, a my nigdy nie byłyśmy w tamtej części miasta.
– Przynajmniej nikt nas nie zobaczy – odparła.
Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się. Chciałam tam pojechać. Może jego dom nasunąłby nam jakąś, jakąkolwiek wskazówkę. Może mogłybyśmy zapytać o Luke'a jednego z jego sąsiadów. Może ktoś go zna i opowie nam coś o nim? Może wreszcie ruszymy z miejsca i znajdziemy odpowiedzi na dręczące nas, mnie pytania?
– Ty prowadzisz – powiedziałam i zeskoczyłam z łóżka.
Chloe uśmiechnęła się szeroko i ruszyła za mną w stronę drzwi.
W samochodzie starałyśmy się rozmawiać o wszystkim, byleby nie o Hemmingsie, narkotykach i nielegalnych wyścigach.
Kluczyłyśmy po mieście, szukając ulicy, na której mieszka Luke. Gdy w końcu udało nam ustalić jak tam dojechać, okazało się, że jedna z prowadzących tam ulic jest zamknięta. Chloe zatrzymała się przed żółtym trójkątem stojącym na środku ulicy i zmrużyła oczy.
– O co chodzi? – spytała. – Przecież nie ma tu żadnych remontów.
I zanim zdążyłam coś powiedzieć, Chloe wcisnęła pedał gazu i wyminęła znak.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam, rozglądając się na boki. Wokół nas nie było żywej duszy. Mimo że dochodziła dwudziesta druga na chodnikach zazwyczaj spacerowali jeszcze ludzie.
– Spokojnie, najwyżej dostanę mandat – odparła Chloe i wywróciła oczami.
– Chloe – sapnęłam widząc na drugim końcu ulicy światła samochodu, które niebezpiecznie szybko się do nas zbliżały.
– Co do...? – Nie dokończyła, bo za chwilę pojawiły się kolejne światła samochodu, pędzącego prosto na nas.
A później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dwa samochody pędzące prosto na nas nie zwalniały. Wbiłam paznokcie w siedzenie, krzycząc, żeby Chloe zwolniła. Gdy już myślałam, że zderzymy się z jednym z samochodów, Chloe wykonała manewr kierownicą i w ostatniej chwili wjechała na chodnik. Samochodem zatrzęsło i zgasł silnik. Dwa auta skręciły z piskiem opon w prostopadłą ulicę, jakby wcale nas nie zauważyły i pognały dalej.
– Co to, do cholery, było? – wysapała Chloe, kurczowo zaciskając dłonie na kierownicy.
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na nią niepewnie. Znałam odpowiedź.
– Nielegalne wyścigi – wykrztusiłam i opadłam wyczerpana na siedzenie.
Chloe już nic więcej nie powiedziała, tylko powoli wycofała samochód z chodnika i zawróciła samochód.
– Może Luke jest dilerem? – mruknęła dziewczyna, bardziej do siebie niż do mnie.
– Nie wydaje mi się. – Pokręciłam głową. – Ani on, ani jego kumple nie wyglądają na dilerów. Dan nie miał od nich narkotyków, w każdym razie tak mi powiedział.
– Myślisz, że kłamał?
– Nie wiem – westchnęłam. – Chyba nie powinnam wierzyć w każde jego słowo.
A tak bardzo bym chciała, pomyślałam i zasmuciłam się.
– Jakoś to rozgryziemy – odparła Chloe i posłała mi pocieszający uśmiech.


Mijały dni. Wszytko powoli zaczynało wracać do normy. Mój brat zachowywał się podejrzanie normalnie i mimo że w głębi serca czułam, że to tylko przykrywka, starałam się wierzyć, że mój brat wyszedł na prostą. Luke Hemmings nie pojawił się w szkole od incydentu z włamaniem do sekretariatu. Wiedziałam doskonale, że gdyby pojawił się w szkole, od razu wzięliby go za winnego. Nie podobało mi się to, że uniknął konsekwencji za włamanie i splądrowanie sekretariatu. Wiedziałam, że twierdząc tak stawałam się hipokrytką, ponieważ ja również włamałam się do szkolnego archiwum, ale kierowały mną zupełnie inne zamiary niż Lukiem.
W piątkowy ranek obudziłam się wyjątkowo wcześnie, więc miałam czas na długi prysznic, zanim mój brat zacząłby dobijać się do drzwi łazienki. W kuchni zastałam tatę pijącego kawę i przeglądającego jakieś dokumenty. Przywitałam się z nim i zajęłam się przygotowywaniem sobie śniadania. Czułam się dziwnie zwyczajnie, zupełnie jakby wydarzenia z ostatnich tygodni nie miały miejsca, a ja nadal toczyłabym normalne, nudne życie.
– Będę musiał wyjechać do Central Coast w sprawach służbowych – oznajmił tata, kiedy usiadłam przed nim z miską płatków zalanych mlekiem. Nieznacznie drgnęłam, gdy usłyszałam nazwę tego miasta.
– Kiedy? – spytałam, grzebiąc łyżką w misce.
– Dziś po południu. – Spojrzał na mnie, oczekując ode mnie bury.
– I mówisz mi to teraz? – Uniosłam brwi do góry, patrząc na niego z wyrzutem.
– Miałem ostatnio dużo na głowie. – Usprawiedliwił się.
Posłałam mu krzywe spojrzenie i więcej o tym nie rozmawialiśmy. Mój tata nie był rozmowny, zadał mi jedynie pytanie: „Jak tam w szkole?” i „Co u Dana?”, i na tym skończyła się nasza rozmowa.
W szkole byłam zbyt pochłonięta sprawdzianem z chemii i projektem z biologii, by zawracać sobie głowę Hemmingsem, który z nonszalanckim uśmiechem na ustach przechadzał się szkolnymi korytarzami. Na szczęście nie pojawił się na lekcji francuskiego. Znałam jego akta na pamięć i zauważyłam, że wagary dla niego były na porządku dziennym, tak samo jak bójki oraz obrażanie nauczycieli. I nie miałam bladego pojęcia jakim cudem jeszcze go nie wywalili z tej szkoły.
Po skończonych lekcjach pojechałam zrobić zakupy, ponieważ nasza lodówka świeciła pustkami. Tata nie miał czasu na zakupy, Dan wolał głodować niż iść do supermarketu i dać się zauważyć komuś ze szkoły, a mi po prostu wyleciało to z głowy. Uzbrojona w kartę płatniczą i pokaźnych rozmiarów listę zakupów, ruszyłam spod szkoły prosto do Tesco. Nie spieszyłam się z robieniem zakupów, ponieważ w domu nie czekało na mnie nic ciekawego oprócz tysiąca zadań do zrobienia na poniedziałek. Dopiero po ponad godzinie opuściłam sklep i skierowałam się w stronę ulicy Seana. Musiałam oddać jego siostrze – Jade – niebieską sukienkę, którą od niej pożyczyłam na randkę z Mattem.
Gdy wreszcie znalazłam się pod domem, jakiś czarny samochód zastawił mi wjazd. Zaparkowałam, więc, na poboczu, myśląc, że to auto asystenta ojca, który czasem do nas wpadał po jakieś dokumenty. Otworzyłam bagażnik i wyjęłam z niego dwie ogromne torby zakupów, które jakimś cudem udało mi się donieść do domu.
– Daniel, pomóż mi! – krzyknęłam od progu i postawiłam torby na podłodze. – Dan? – Zmrużyłam oczy, kiedy nie usłyszałam w odpowiedzi jakieś niewyraźne głosy.
Kiedy weszłam do salonu, byłam pewna, że mam przewidzenia. Ponieważ to, że Ashton, Luke i jakiś inny chłopak siedzieli u mnie w salonie i rozmawiali z moim bratem było NIEREALNE.
Czwórka chłopaków odwróciła się w moją stronę, milknąc.
– Daniel? – Posłałam mu pytające spojrzenie i skrzyżowałam ramiona na piersi. – Co się tu dzieje?
– Rozmawiamy – odparł znudzonym głosem, jakby to nie było nic wielkiego.
Zmrużyłam oczy na Luke'a, kiedy ten posłał mi ten irytujący uśmiech i mrugnął do mnie.
– Co oni robią w naszym domu?
Daniel wiercił się niespokojnie w miejscu, Ashton i Luke patrzyli na mnie rozbawieni, a nieznany mi chłopak wstał i podszedł do mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Cofnęłam się o krok, zachowując bezpieczną odległość, i zmierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem.
– Jestem Xavier. – Wyciągnął w moją stronę dłoń. – Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać.
Popatrzyłam tępo na jego rękę i nie ruszyłam się ani o centymetr. Chłopak zaśmiał się i cofnął dłoń, jednak nie wrócił na swoje miejsce.
– Co oni robią w naszym domu? – Stanęłam na palcach i spojrzałam ponad ramieniem Xaviera na mojego brata.
– Delilah – mruknął mój brat i posłał mi zirytowane spojrzenie. – Chcę spędzić czas z kumplami.
– Od kiedy oni są twoimi kumplami?
– Od dawna – wtrącił Luke i rozsiadł się na kanapie.
– Spokojnie, nie zdemolujemy twojego milutkiego domku. – Powiedział Xavier.
Spojrzałam mu w oczy. Z jego szarych tęczówek biło rozbawienie, ale nie mogłam dopatrzeć się w nich choćby odrobiny szczerości. Wodziłam wzrokiem po ostrych rysach jego twarzy, idealnie zarysowanych kościach policzkowych oraz podbródku. Z niechęcią stwierdziłam, że jest piekielnie przystojny. Czy każdy bandzior, z którym 'kumplował' się mój brat musi być aż tak przystojny?
– Nie życzę sobie, żebyście tu przychodzili – odparłam kategorycznie, patrząc po kolei na twarze czterech chłopaków. – Nawet nie zaczynaj. – Uniosłam dłoń do góry, widząc, że mój brat ma zamiar, jak zwykle, sprzeciwić mi się.
Luke parsknął stłumionym śmiechem, natomiast Ashton przyglądał mi się z zaciętym wyrazem twarzy. Zresztą ja zawsze.
– Pomóc ci wnieść zakupy? – spytał Xavier, spoglądając przez moje ramię na korytarz i, i nim się spostrzegłam,wyminął mnie i wziął torby, kierując się prosto do kuchni.
Posłałam mojemu bratu mordercze spojrzenie i ruszyłam w pośpiechu za chłopakiem. Kiedy weszłam do kuchni, torby już stały na blacie, a przed nimi Xavier z rękoma opartymi na biodrach. Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem.
– Czekam na magiczne słowo.
Czy każdy z nich był bezczelnym, niewychowanym, ironicznym gburem?
– Dziękuję?
Chłopak mrugnął do mnie i z powrotem wrócił do salonu, a ja pomaszerowałam za nim, powoli wpadając w coraz większą frustrację.
Chłopaki rozmawiali akurat o jakimś samochodzie. Wyglądali na zwykłych nastolatków i wcale nie przypominali tamtego Luke'a i Ashtona z opuszczonego parkingu, czy parkingu przed szkołą. Wyglądali na normalnych, a to, coraz bardziej mnie niepokoiło. I kim, do cholery, był ten Xavier? Kolejnym chłopakiem, który dla rozrywki tłucze innych w ciemnych zaułkach, tak jak robili to Luke i Ashton?
Nie miałam pojęcia, co oni robili w naszym domu, ale wcale mi się to nie podobało. Po tym wszystkim, co spotkało mnie i Dana, on nie powinien ich wpuszczać do tego domu.
– Nie chcę, żebyście tu byli – powiedziałam twardo, obstając przy swoim. – Nie chcę was widzieć w naszym domu. – Wbiłam w Luke'a moje oczy.
– Wyluzuj – odparł Hemmings.
  • Nie. Nie chcę was widzieć w moim domu.
– Delilah – jęknął mój brat.
– Och, tak, ty z pewnością masz najwięcej do powiedzenia. – Rozłożyłam ręce, uśmiechając się ironicznie. – Czy to nie ty i Marco ostatnio mówiliście mi, że mam się trzymać od nich z daleka? A teraz, proszę! Siedzą u nas na kanapie, jak byśmy byli przyjaciółmi od lat.
– Nie jesteśmy przyjaciółmi – odparł Ashton, posyłając mi chłodne spojrzenie.
– Wow. – Zaklaskałam w dłonie. – Brawo za spostrzegawczość, a teraz wynocha.
Miarka się przebrała. Jak oni śmieli w ogóle tu przychodzić po tym wszystkim? Czy oni naprawdę myśleli, że mogą ze mną pogrywać w ten sposób? To, że mój brat był idiotą, nie oznaczało, że ja też byłam.
– Nie mam pojęcia kim jesteście, czego chcecie. Pobiliście mojego brata, pobiliście Marco! Mało brakowało, a sama dostałabym w twarz. – Zmierzyłam Luke'a morderczym wzrokiem. – Groziliście mi, a teraz myślicie, że pozwolę was siedzieć w moim salonie i pić herbatkę?! Wynoście się stąd.
– Delilah, mamy do ciebie jedno pytanie i już nas nie ma – uśmiechnął się Xavier. Tylko jego twarz nie była wykrzywiona w grymasie złości lub niezadowolenia. Uśmiechał się do mnie łagodnie, jak gdyby nie usłyszał tego, co mówiłam przed sekundą.
– Nawet nie wiem kim jesteś. – Skrzyżowałam ramiona na piersi, patrząc na niego z politowaniem. – A to nie jest wywiad.
– Co robiłaś w szkolnym archiwum? – spytał Hemmings.
– Już odpowiedziałam ci na to pytanie.
– A wiesz, kto włamał się do sekretariatu?
Parsknęłam śmiechem, rozbawiona jego pytaniem.
– Naprawdę, Hemmings? – Uniosłam brwi. – Przecież wiesz, kto się tam włamał. Poza tym, mogłeś mnie o to zapytać w szkole. Nie musiałeś przychodzić i to jeszcze z kolegami – powiedziałam kpiąco.
– Cięty język twojej siostry coraz bardziej działa mi na nerwy – powiedział Luke do mojego brata.
– Nikt cię tu nie trzyma – warknęłam w odpowiedzi. – Wyjdźcie stąd. Wszyscy. – Wskazałam im drzwi, wytrzymując ich palące spojrzenia.
Widziałam jak Daniel zaciska zęby, mierząc mnie zimnym wzrokiem i zaciskając dłonie w pięści. Ashton wstał jako pierwszy i podszedł do mnie.
– Powiedziałeś mi, że mam nie wchodzić wam w drogę, ale to nie znaczy, że wy możecie wchodzić w moją – odparłam, zanim od zdążył coś powiedzieć. – Jeszcze raz zjawicie się w tym domu, a zadzwonię na policję.
– Puste. Groźby. – Szepnął Ashton, patrząc mi prosto w oczy.
Wzięłam głęboki oddech i zmrużyłam oczy.
– Wyjdźcie z tego domu w tej chwili – wysyczałam.
Ashton i ja jeszcze przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, a później chłopak odwrócił się i wyszedł. Luke i Xavier wstali, ale nie ruszyli się z miejsca.
– Miło było cię poznać, Delilah – powiedział Xavier, posyłając mi szeroki uśmiech. Nie sądziłam, żeby był szczery.
Nie mówiąc już ani słowa, wskazałam im drzwi. Xavier pożegnał się skinieniem głowy w moją stronę i wyszedł. Luke nadal stał w tym samym miejscu, a jego niebieskie oczy były utkwione w mojej twarzy.
– Wtedy, w sekretariacie – zaczął Luke i ruszył w moją stronę. – To nie byłem ja. A ty coś wiesz i prędzej czy później, będziesz musiała mi to powiedzieć.
W milczeniu pokazałam mu drzwi. Nie chciałam, żeby choć przez chwilę stał w naszym domu i patrzył na mnie w ten przerażający sposób.
– Delilah, możesz przestać? – Sapnął zniecierpliwiony Dan.
– Do zobaczenia wkrótce.
Luke posłał mi szeroki uśmiech, a jego oczy wyrażały pogardę. Odwrócił się, przybił piątkę z moim bratem i wyszedł. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, spojrzałam na mojego brata z szeroko otwartymi oczami, domagając się wyjaśnień.
– Wytłumacz mi to. – Poprosiłam.
– Wpadli do mnie moi znajomi – odparł. – A ty jak zwykle musiałaś wszystko zniszczyć.
– Zniszczyć co? Twoją przyjaźń z tymi popaprańcami? Uwierz mi, tak będzie dla ciebie lepiej.
– Skąd wiesz, co jest dla mnie dobre? – zapytał i zacisnął dłonie w pięści. Jego oczy niebezpiecznie pociemniały. Zawsze tak było, gdy wpadał w złość.
– Wiem, ponieważ jesteś moim bratem – powiedziałam i uparcie patrzyłam mu w oczy. – I wiem, że zadawanie się z ludźmi ich pokroju nie przynosi nic dobrego. Nie chcę, żebyś skończył w jakiejś ruinie, ćpając razem z nimi.
– Boże, jeszcze do ciebie nie dotarło, że nie jestem ćpunem? – Podniósł głos. – To był jeden raz, naprawdę było mi wtedy ciężko, ale ty jak zwykle tego nie zrozumiesz. Nikt tego nie zrozumie. – Dodał ciszej i przygarbił się. – Od zawsze liczyły się tylko twoje uczucia.
– O czym ty mówisz? – Spojrzałam na niego zaszokowana.
– Naprawdę chcesz, żebym do tego wracał? Przecież dobrze wiesz, o czym mówię. Po tym... co się stało... rodzice zajmowali się tylko tobą, a ja jak zwykle byłem odsunięty na bok. Kiedy wszyscy skakali wokół ciebie, ja nie umiałem poradzić sobie ze... wszystkim – powiedział, patrząc mi prosto w twarz. – Więc nie próbuj mi wmawiać, że wiesz, co jest dla mnie dobre. Bo nie wiesz. Ty nic nie wiesz.
Mówiąc to, odwrócił się i odszedł. Poszedł, jak zwykle, do swojego pokoju i głośno trzasnął drzwiami. Westchnęłam cicho i opadłam na kanapę, chowając twarz w dłoniach.
Czułam się jak ostatnia egoistka. Byłam ostatnią egoistką. Nie zdawałam sobie sprawy, że nie tylko mnie życie skopało po tyłku, mój brat również wycierpiał swoje. Ale ja byłam zbyt zajęta swoim cierpieniem, by zauważyć jego. Nie wiedziałam, że aż tak to wszystko przeżywał, ponieważ nie dawał tego po sobie poznać. Zawsze był ze mną i wspierał mnie po koszmarze, który przeżyłam trzy lata temu. Czyżby Daniel przełożył mój ból nad swój własny? Moje uczucia nad swoje? Czy poświęcił dla mnie swoje zdrowie psychiczne, żebym tylko poczuła się lepiej?
Jęknęłam cicho i zacisnęłam oczy. Daniel nie zasługiwał na to wszystko. Od zawsze miał trudny charakter, który wpędzał go w kłopoty, ale mimo to był dobry. Nie zasługiwał na ból po rozwodzie rodziców, nie zasługiwał na ból po tym, co stało się w Sunshine Coast, nie zasługiwał na ból, który nieświadomie mu zadawałam. On był po prostu jeszcze dzieckiem, które pogubiło się w życiu i nie umiało znaleźć swojej drogi. A ja tak bardzo pragnęłam mu pomóc, chronić go. I robiłam wszystko, żeby to robić. Ale czy mi to wychodziło? Każda moja pomoc, którą mu oferowałam była odtrącana, a wszelkie próby nawiązania z nim szczerej rozmowy kończyły się kłótnią. Oboje zadawaliśmy sobie rany, konkurując, kto kogo zrani bardziej. I dokąd to nas doprowadziło? Do czystej nienawiści niszczącej więź, która włączyła nas od dziecka. Teraz, kiedy wreszcie myślałam, że będzie dobrze, nagle robiło się gorzej. Wszystko się psuło i zaczynałam obawiać się, że moja intuicja ma rację – że czeka mnie więcej problemów i zmartwień. Ale czy zdołam unieść więcej? Nie umiałam nawet pomóc mojemu bratu. Prawda była taka, że nieważne, co bym zrobiła i tak z góry byłam skazana na porażkę w pojedynku z moim upartym bratem i jego decyzjami. Nie chciałam stracić Daniela, ponieważ go kochałam. Czułam się za niego odpowiedzialna i, mimo że chciałam mu pomóc, pogarszałam sytuację. Ale nie mogłam patrzeć jak pije, jak wagaruje, jak bierze narkotyki, jak prowadza się z tymi bandziorami. Po prostu nie mogłam. Ale co mogłam zrobić, żeby to zmienić? Kłótnie i krzyki nie pomagały, spokojna rozmowa nawet nie wchodziła w grę. Może powinnam w końcu iść z tym do taty i zakończyć cały ten bajzel? Czy, gdybym to zrobiła, Luke i jego koledzy zemściliby się na mnie za to? Czy mój brat znienawidziłby mnie? Czy to cokolwiek by zmieniło?
Poderwałam się z miejsca, gdy mój telefon zabrzęczał w mojej kieszeni. Z niechęcią wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. Wyświetlił mi się jakiś nieznany numer. Pewnie Chloe znów zgubiła telefon i musiała kupić nowy, pomyślałam i przeciągnęłam palcem po ekranie, odbierając połączenie.
– Tak?
Cisza. Nikt nie odpowiedział. Jedynymi dźwiękami były tylko niewyraźne szumy po drugiej stronie.
– Halo? – mruknęłam zniecierpliwiona. – Głupi żart – skomentowałam cicho i rozłączyłam się.

Albo to była pomyłka, albo Luke Hemmings postanowił zrobić sobie naprawdę przereklamowany i niezabawny żart. Jeżeli myślał, że tym telefonem mnie przestraszył, to się grubo mylił. Nie dam się zastraszyć jakiemuś punk nastolatkowi i jego punkowym kolegom. Następnym razem gdy zadzwoni, powiem mu, co sądzę o nim i o jego durnych gierkach. Ale więcej nie zadzwonił.

Od autorki: witajcie misiaczki! Przybywam do was z prezentem na Gwiazdkę, którym jest kolejny rozdział. Już siódmy. Wow, ale to zleciało. I jak wam się podoba rozdział? Co sądzicie o Xavierze? Co ma wspólnego z Danielem? I jak myślicie, kto dzwonił do Dee? Piszcie w komentarzach!
Mam też do was małą prośbę. Możecie mi zrobić cudowny prezent na święta i skomentować rozdział. Napiszcie w komentarzu waszą ulubioną scenę, ulubioną postać, lub kogo nie lubicie. Proszę, niech każdy, kto to czyta skomentuje post. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Sprawcie mi taki malutki prezent na święta
Nie będę przedłużać. Życzę wam kochani cudownych świąt Bożego Narodzenia i udanego Sylwestra, wspaniałych prezentów pod choinką, no i oczywiście spędzania tego wyjątkowego czasu z najbliższymi.
Widzimy się po świętach.
Love ya all. xx
Minette

5 komentarzy:

  1. Rozdział tak jak wszystkie poprzednie jest po prostu wspaniały! Dziękuję za prezent, heh :DD Trochę późno, ale również życzę ci wspaniałych świąt i udanego Sylwestra :) Polubiłam Xaviera, nie wiem dlaczego ... Wydaje mi się, że jest inny od pozostałych chłopaków (oczywiście pewnie znowu się mylę hahah). Myślę, że to nie Luke dzwonił do Dee. Moją ulubioną sceną jest scena w sekretariacie :D Ulubionymi postaciami są Luke, Dee i Daniel. Nie lubię za bardzo Ashtona. Mam również pytanie. Czy rozdziały będą dodawane na wattpadzie? Tam jest mi wygodniej czytać, a są tylko 2 :( Czekam na następny rozdział :) xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Nawet nie wiesz, jaką sprawiłaś mi nim przyjemność :) Co do Wattpada, planuję nadrobić publikowanie rozdziałów. Opóźnienie wynikało głównie z tego, że Wattpad był dla mnie czarną magią, czekałam również troszkę na okładkę. :D

      Usuń
  2. Cudooo :$.
    Wybacz kochanie, ale dzisiaj mój komentarz nie będzie zbyt długi, bo mam cholernie zły chumor :(. Czytam to dzień po, bo niestety nie mogłam wejść na neta. Ach, ta ironia losu. Nie wiem czemu, ale Xavier spodobał mi się od samego początku. Nie wiem dlaczego, nie pytaj. Po prostu wydaje się taki słodki ^^. Dobra, wybacz, lecz nie mam dziś nastroju na pisanie :c. Jak będę miała, to napiszę pod tym komentarzem jeszcze jeden, obiecuję. Także kocham, pozdrawiam, Wesołych Świąt i wogóle, no i oczekuję następnego. Papa :*
    Nightmare xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe opowiadanie, bardzo mi się podoba ;-) Polubiłam Xaviera, nie wiem czemu. Świetny rozdział, z niecierpliwością czekam na następny, pozdrawiam i życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva