Rozdział 20

                   OSTRZEGAM. ROZDZIAŁ NIE BYŁ SPRAWDZANY.

Trwałam w martwym punkcie. Nic się nie zmieniło, moje życie w ostatnim czasie było spokojne, nawet Daniel częściej przebywał w domu. Nie widziałam jego nowych przyjaciół i zaczynałam nabierać podejrzeć. Przeczucie, że coś musiało się stać stawało się coraz silniejsze, jednak gdy pytałam o to mojego brata, on wciąż powtarzał, że nic nowego w tej sprawie się nie pojawiło. Nie wierzyłam mu, ale nie drążyłam dalej tematu. Jeżeli myślał, że udało mu się mnie okłamać, to się mylił. Teraz rozpoznawałam jego każde kłamstwo.
I może właśnie tkwienie w martwym punkcie zmusiło mnie wzięcia spraw w swoje ręce. Nadal niewiele wiedziałam o The Snipers, więc postanowiłam to zmienić. Musiałam ich poznać, by mieć pewność, że mogę choć w najmniejszym stopniu im zaufać. Członkowie The Snipers nadal byli dla mnie zagadką, choć i tak już trochę się o nich dowiedziałam. W każdym razie moje wrodzona ciekawość i zawziętość nie pozwalały mi się zatrzymać.
Potrzebuję twojej pomocy.
Jake spojrzał na mnie zaskoczony i zmarszczył brwi. Siedzieliśmy przy naszym stoliku w stołówce, a ja wykorzystywałam chwilę, w której byliśmy sami. Reszta naszych przyjaciół jeszcze nie zjawiła się.
Jasne, ale o co chodzi?
Czy mógłbyś to zachować dla siebie? – spytałam najpierw. – Nie chcę, żeby ktoś inny się o tym dowiedział, a w szczególności Chloe. – Spojrzałam na niego, wyczekując jego reakcji.
W porządku. – Skinął głową. – Więc w czym rzecz?
Chcę, żebyś zabrał mnie na wyścigi.
Jake omal nie spadł z ławki. Gapił się na mnie z szeroko otwartymi oczami i szokiem wymalowanym na twarzy. Nie tego się spodziewał.
Posłuchaj – zaczęłam, widząc, że ma zamiar się nie zgodzić. – Koleś, od którego kupujesz towar prawdopodobnie ma jakiś związek z moim bratem. Muszę wiedzieć, o co w tym chodzi. Nie mogę pozwolić, żeby dalej sprzedawał narkotyki Danielowi. Nie mogę załatwić tego inaczej, muszę się z nim spotkać twarzą w twarz. – Naciągnęłam kilka faktów, ale nie dbałam o to. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy. – Jake, proszę. Oprócz tego nic innego mi nie pozostało.
Wahał się. Ale nie mogłam go o to winić. Przecież miał zabrać mnie na nielegalne wyścigi, nie narażał tylko mnie, ale również siebie. Patrzył mi przez dłuższą chwilę w oczy.
Lepszego czasu wybrać nie mogłaś – mruknął i zaśmiał się ponuro. – Wyścigi są dziś wieczorem, godzinę temu dostałem cynk. – Zamilkł na chwilę i pokręcił z niedowierzaniem głową. – Nie ci będzie, ale tylko na chwilę. Spotkasz się z tym gościem i spadamy.


*


Nie sądziłam, że będę miała problemy z wyjściem z domu. Daniel był wyjątkowo podejrzliwy i wypytywał, gdzie się wybieram i z kim. Spokojnie wyjaśniłam mu, że jadę z Jakem do Chloe, ponieważ robimy razem projekt na angielski. Natomiast tata kazał mi uważać i wepchnął mi do ręki gaz pieprzowy. Byłam zaskoczona, ale ucieszyłam się, że mi go dał. Tata chodził ostatnio poddenerwowany i ciągle rozmawiał z kimś przez telefon. Nie udało się ustalić tożsamości osoby, która podpaliła mu samochód, a sprawa włamania do naszego domu wciąż nie była wyjaśniona. I mimo że nie tata nie powiedział tego na głos, coraz bardziej się obawiał, że mi i Danielowi grozi przez niego jakieś niebezpieczeństwo. Ale prawda była taka, że niebezpieczeństwo groziło nam już od dawna i to nie z jego powodu. I patrząc na zmęczony wyraz twarzy mojego rodzica, żałowałam, że nie mogłam mu niczego wyjaśnić.
A ty gdzieś się wybierasz? – Zmarszczyłam brwi, gdy Dan zeszedł na dół z zapakowanym plecakiem.
Skinął głową i udał zajętego, szukając czegoś w swoim telefonie.
Gdzie?
Daniel podniósł na mnie swoje brązowe oczy i westchnął.
Nocuję u chłopaków – oznajmił tylko. – Delilah? – zagadnął zanim wyszedł z domu. – Zrób coś dla mnie i nie wychodź dzisiaj z domu.
Okej. – Posłałam mu uspokajający uśmiech.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, schowałam twarz w dłoniach i wydałam z siebie cichy jęk. Daniel wcale nie miał zamiaru nocować u chłopaków. Był dziwnie poddenerwowany, a jego oczy błyszczały niezdrowym blaskiem. I wiedziałam jedno. Dzisiaj mój brat miał wziąć udział w nielegalnych wyścigach.
Poczułam ciężar na mojej klatce piersiowej, a tym ciężarem był strach o mojego brata. Wyścigi samochodowe nie były bezpieczne i ludzie często narażali w nich swoje życie. Najgorsze było jednak to, że Dan nie mógł się doczekać aż wyjdzie z domu i pojedzie w miejsce wyścigów, aż weźmie w nich udział.
Może też właśnie chciałam tam pojechać, by zobaczyć, czy Dan faktycznie bierze udział w wyścigach. Nie mogłam w to uwierzyć, nawet jeżeli Calum i Xavier sami mi powiedzieli o jego udziale.


*


Delilah, masz się trzymać blisko mnie – powiedział Jake. Zabrał głos pierwszy raz odkąd wsiadłam do jego samochodu dwadzieścia minut temu. – Kręci się tam masa podejrzanych typów i innych popaprańców.
Ilu osób jest zazwyczaj na takich wyścigach?
Nie umiem dokładnie powiedzieć, ale prawie tyle, ile na koncercie One Direction. – Zaśmiał się i swoim żartem rozładował nieco moje nerwy.
Jake kierował się na wschód, w stronę miasta, w której prawie nie bywałam i której prawie nie znałam. Wysokie budynki zaczęły ustępować małym domom, sklepom i barom. Rozglądałam się zaciekawiona, ponieważ na ulicy nie było żywej duszy. Na ulicy znów stał żółty znak, który informował, że droga jest zamknięta. Identyczny znak widziałam z Chloe, gdy jechałyśmy do domu Lucasa Hemmingsa.
Z czasem nawet i małe domki zaczęły ustępować miejsca wolnym przestrzenią. Mimo że było ciemno, wydawało mi się, że znałam tą okolicę. Dopiero po kilku minutach jazdy zorientowałam się, że jedziemy w tym samym kierunku, w którym jechałam z Lukiem kilka dni temu.
Wyścigi są w opuszczonym porcie? – spytałam zaskoczona.
Nie. – Jake pokręcił głową. – Ale niedaleko niego.
Jak przebiega trasa wyścigów?
Nigdy do końca nie wiadomo. Uczestnicy dowiadują się o trasie dopiero przed rozpoczęciem wyścigów. Może przebiegać dosłownie wszędzie. Choć dzisiaj chyba będzie skrócona, przynajmniej tak mi się wydaje. Na ostatnich wyścigach pojawiły się gliny i teraz uczestnicy muszą być ostrożniejsi.
Zmarszczyłam brwi, skonsternowana. Calum powiedział mi, że policja nie ma pojęcia o nielegalnych wyścigach i nigdy nie udało się ich zlokalizować. Jednak skoro policja znalazła miejsce ostatnich wyścigów, to oznaczało, że The Snipers wcale nie mieli takiej kontroli nad miastem jak się im wydawało. Ale dlaczego Calum okłamał mnie w tej sprawie? Czy to była kolejna rzecz, o której nie wolno było mu mi opowiedzieć?
Myślisz, że teraz też się pojawią?
Nie mam pojęcia, to mało prawdopodobne, ale podobno ktoś jest kapusiem i donosi policji o wyścigach.
Skąd to wiesz? – Byłam coraz bardziej zdezorientowana. – Byłeś na ostatnich wyścigach?
Tak, ale na szczęście zwinąłem się stamtąd przed przyjazdem policji. Ale już wcześniej Max mówił coś o kolesiach, którzy są nowi i węszą w mieście.
Max? – Czułam się jak idiotka, ponieważ nie miałam bladego pojęcia o czym w ogóle mówił Jake.
Diler, do którego jedziemy – wyjaśnił. – Ma trochę nierówno pod sufitem, ale jest dobrym źródłem informacji, wie o wszystkim co dzieje się w mieście.
Skoro wie o wszystkim, to znaczy, że pewnie pracuje dla The Snipers. Możliwe, że jest ich informatorem, co oznaczałoby, że wie o nich naprawdę wiele i mógłby mi powiedzieć wiele ciekawych rzeczy. Oczywiście, pewnie nie zrobi tego z dobroci swojego serca, ale byłam na to przygotowana. Zamierzałam go przekupić i wyciągnąć z niego wszystkie istotne informacje, na których mi zależało.
Im byliśmy bliżej miejsca wyścigów, tym więcej pojawiało się wokół nas samochodów i motocyklów. Spoglądałam przez okno i starałam się opanować swój strach przed tym miejscem. Patrząc na czarne motocykle przypomniałam sobie spotkanie z nimi między kamienicami. Dokładnie pamiętałam wzrok jakim obrzucił mnie ich przywódca, kiedy usłyszał moje imię. Drżałam na samą myśl o tym, że mogłam go tu spotkać.
Trzymaj się blisko mnie – nakazał mi Jake. Zatrzymał samochód i spojrzał mi prosto w oczy. – Z nikim nie rozmawiaj, nie nawiązuj kontaktu wzrokowego, nie reaguj na zaczepki.
Skinęłam głową. Nie miałam najmniejszej ochoty na którąkolwiek z tych rzeczy.
Jake zaparkował swój samochód gdzieś na uboczu. Nie było tutaj żadnych lamp, otaczała nas ciemność, ale w oddali było widać błyskające światła reflektorów innych samochodów. To dzięki nim mogłam zobaczyć wielki hangar, który znajdował się kilkadziesiąt metrów przed nami. Był ogromny, większy od tego, który pokazał mi Luke. Po lewej stronie od hangaru rozciągała się mała zatoka, księżyc odbijał się w jej wodzie.
Czy to pas startowy? – Zmrużyłam oczy, spoglądając w prawo od hangaru.
Tak – mruknął Jake. – Kiedyś było tu lotnisko, kiedy jeszcze porty w tej części miasta funkcjonowały. Ten teren jest nieużywany już od kilku lat, nie licząc oczywiście wyścigów.
Zbliżaliśmy się do wielkiego budynku. Rozglądałam się w tłumie, przez mrok nie mogłam zobaczyć wyraźnie twarzy innych ludzi. Jednak doskonale słyszałam urywki ich rozmów. Ktoś wspomniał o sędzi w tych wyścigach, ktoś inny o narkotykach, ktoś jeszcze inny o seksie. Przepychając się razem z Jakem przez tłum podejrzanych typów, moich uszy dobiegł kilka razy głośny gwizd, nietaktowne komentarze i kilka przekleństw. Złapałam Jake'a za dłoń, żeby dodać sobie otuchy. To miejsce wzbudziło we mnie same straszne wspomnienia.
Trochę odstajesz od towarzystwa – mruknął Parker, kiedy znaleźliśmy się na uboczu, z dala od innych ludzi.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co miał na myśli.
Nie mogłaś założyć czegoś innego? – Uśmiechnął się półgębkiem.
Miał rację. Większość ludzi tutaj była ubrana na czarno, fioletowo lub bordowo. Mieli podarte spodnie, koszulki, skórzane kurtki z mnóstwem ćwieków lub innych gwoździ. Dziewczyny były ubrane skąpo i wyzywająco, kiedy ja miałam na sobie szary sweterek z mopsem, a spod niego wystawał żółty kołnierzyk koszuli. Moja bordowa spódniczka pasowała bardziej do studentki prestiżowej uczelni niż uczestniczki nielegalnych wyścigów. Przynajmniej Jake był ubrany bardziej odpowiednio. Czarna koszulka, czarne przetarte jeansy i czarna czapka.
Mogłeś mi powiedzieć. – Wywróciłam oczami. – Może nie rzucą się na mnie z powodu mojej słodkiej bluzki.
Chciałbym w to wierzyć. – Wzruszył ramionami i pociągnął mnie w stronę lotniska. – Większość z tych napalonych kolesi tylko czeka na taką grzeczną dziewczynkę jak ty.
Poczułam mdłości. Brzydziłam się tymi ludźmi, a w szczególności facetami, którzy patrzyli na mnie tylko pod względem seksualnym. Słowa Jake'a znów przywołały w mojej głowie atak bolesnych wspomnień, ale nie mogłam go za to winić. On o niczym nie wiedział, nie miał pojęcia, jak bardzo bałam się tego miejsca.
Skąd w ogóle wiesz, gdzie szukać tego całego Maxa? – Zmieniłam temat.
Takie szumowiny jak on kręcą się zawsze najbliżej najważniejszych ludzi na wyścigach – odpowiedział. – Pewnie szlaja się gdzieś koło Xaviera Smitha i jego bandy.
Zachłysnęłam się powietrzem. Nie sądziłam, że Jake wie o Xavierze i o jego przyjaciołach, ale najwidoczniej wiedział to i owo. Ciekawiło mnie również, czy znał ich pod nazwą The Snipers, ale wolałam o to nie pytać.
Chodź, widzę go.
Max faktycznie wyglądał na szumowinę. Był wysokim chudzielcem z czupryną czarnych włosów na głowie. Jego ubrania były za duże i niechlujne. Kiedy spojrzał mi w oczy, ponownie poczułam mdłości. Jego niebieskie oczy były czujne, obserwowały mnie uważnie, błyszczały nieposkromionym blaskiem. Uśmiechał się do mnie pyszałkowato.
Dawno cię nie widziałem, Parker – powiedział. – To co zawsze? – spytał i sięgnął do kieszeni swojej kurtki.
Nie. Przyszliśmy w innej sprawie. – Jake zerknął na mnie kątem oka.
Max przeniósł swój ciekawski wzrok znów na mnie, gdy usłyszał, że Jake wyraził się w liczbie mnogiej.
Czym mogę ci służyć, kochanie? Mam tu wszystko, czego zapragniesz. Pewnie potrzebujesz pomocy w nauce, zgadłem? – Jego uśmiech budził we mnie odrazę. – Amfetamina zawsze pomaga.
Nie chcę od ciebie narkotyków – sapnęłam zniecierpliwiona.
Diler przekrzywił głowę na bok, zaciekawiony. Kiwnął głową, dając mi znak, żebym kontynuowała. Miałam ochotę uciec od niego gdzie pieprz rośnie, ale stojący obok mnie Jake dodawał mi odwagi.
Chciałabym z tobą porozmawiać – zaczęłam. – Na osobności. – Nie to Jake miał w planach, ale nie chciałam, żeby słyszał jak rozmawiam z Maxem o The Snipers.
Delilah – mruknął Parker. – Nie taka była umowa.
Będę w zasięgu twojego wzroku, daj mi pięć minut. – Spojrzałam na niego hardo. Nie zamierzałam ustąpić, a Jake to zauważył, bo westchnął i odszedł kilka metrów dalej.
Max spojrzał na mnie rozbawiony i zapytał.
Więc o co chodzi?
O The Snipers.
Chłopak podrapał się po brodzie w zamyśleniu i zmarszczył brwi.
Hm... Nie słyszałem o nich.
Westchnęłam ciężko. Spodziewałam się, że tak będzie, więc wyciągnęłam z torebki banknot pięćdziesięciodolarowy i podałam mu go.
Ach, no tak! The Snipers, oczywiście, że ich znam. Co chcesz wiedzieć o nich, złotko?
Czy to prawda, że to oni organizują te wyścigi?
Max skinął głową i spojrzał przed siebie. Uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej ucieszyło go to, co zobaczył.
Chodź – powiedział do mnie. – Za chwilę startują.
Skinęłam na Jake'a głową, żeby ruszył za nami. Nie zamierzałam zostać z Maxem sam na sam. Mimo że wyglądał na słabeusza i niezdarę, w rzeczywistości poruszał się szybko i zwinnie, co mogłam zauważyć, kiedy wymijał ludzi, by dotrzeć jak najbliżej miejsca startu. Przepychałam się za nim przez tłum dzikich nastolatków i nie tylko, było tu też pełno dorosłych osób.
Linia startu była odgrodzona metalowymi barierkami i ku mojemu zdziwieniu nikt ich nie taranował, ani nie próbował przeskoczyć. Ludzie opierali się o nie i przyglądali się pięciu samochodom ustawionym w jednej linii kilka metrów od nas. Koło aut kręciło się sporo ludzi, ktoś podawał kierowcom napoje, jeszcze ktoś inny przeglądał koła, ktoś grzebał pod maską jednego czerwonego samochodu.
Czy to...?
Tak, złotko. To słynne The Snipers.
Otworzyłam szerzej oczy. Doskonale widziałam niebieskie włosy Michaela, które odcinały się od panującego tutaj mroku. Usłyszałam kilka głośnych przekleństw Caluma, nie mogłabym pomylić jego głosu z innym. A na koniec zobaczyłam jak Ashton klepie mojego brata po ramieniu, a następnie ten wsiada do owego czerwonego samochodu, w którym wcześniej grzebał Mike. Obserwowałam ich uważnie, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Daniel zasiadł za kierownicą z szerokim uśmiechem na twarzy, krzyknął coś do kierowcy obok, ale nie usłyszałam dokładnie jego słów. Wyglądał na podekscytowanego.
Jak przebiega trasa dzisiejszych wyścigów? – spytałam. Denerwowałam się, patrząc na mojego brata. Bałam się o niego.
Dzisiaj nic specjalnego. – Cmoknął Max ze znudzeniem. – Do końca pasa startowego, mały drift i z powrotem. Chociaż będą mogli rozwinąć niezłą prędkość, pewnie ktoś wypadnie z toru. – Wzruszył ramionami, oglądając się za jakąś dziewczyną. – Może poleje się krew.
Nadal gapiłam się na samochód, w którym siedział mój brat i modliłam się o to, żeby zaraz wysiadł, a jego miejsce zajął ktoś inny. Choć Max powiedział, że dzisiejsza trasa to nic specjalnego, ja tak nie uważałam.
Jakieś zasady? – Spojrzałam na niego z nadzieją.
Tu nie obowiązują żadne zasady, złotko. Wygrana w wyścigach zapewnia ci sławę i kupę forsy. Ludzie zabijają dla tej nagrody. I nie, złotko, to nie metafora. – Położył mi dłoń na ramieniu i odsłonił swoje zęby w szerokim uśmiechu. On z tych wyścigów czerpał przyjemność, kiedy inni na torze rozgrywało się prawdziwe piekło. – Ja obstawiam, że ten nowy z The Snipers wypadnie pierwszy. Raz mu się poszczęściło, a oni od razu dają mu kluczyki.
Złapałam się barierki, żeby nie upaść. Na szczęście Max nie zwracał na mnie uwagi i nie mógł zauważyć, że pobladłam i zaczęłam dygotać.
No wreszcie – burknął chudzielec, kiedy jakaś skąpo ubrana dziewczyna wyszła na tor i stanęła kilka metrów przed samochodami. – Pokażcie na co was stać, misiaczki.
Obrzuciłam spojrzeniem Michaela i Caluma, którzy odchodzili od auta, w którym siedział Daniel. Spanikowana zaczęłam rozglądać się po torze, ale nic nie wskazywało na to, żeby ktoś miał zastąpić mojego brata. To on miał wziąć udział w tym niebezpiecznym starciu.
Powarkiwania silników stawały się coraz głośniejsze i bardziej niecierpliwe. Każdy kierowca palił się do wyścigów. Więc kiedy dziewczyna machnęła czarną chustką, wszyscy na tą komendę ruszyli z miejsc i pognali przed siebie. Ludzie wydali okrzyk radości i podekscytowania, ktoś obstawiał zwycięzcę, ktoś przyjmował zakłady. Żaden z nich nie brał pod uwagę mojego brata.
Więc. – Max po kilku chwilach przeniósł swoje niebieskie oczy na mnie. Czekał na kolejne pytanie.
Ilu jest członków The Snipers? – Zadałam pierwsze pytanie jakie przyszło mi do głowy.
Kilkunastu. – Wzruszył ramionami. – Liczba się waha.
Liczba się waha – powtórzyłam cicho, nie mogąc przyswoić tych słów.
Tak, złotko. Chyba wiesz, co mam na myśli. – Oparł się łokciami o barierki i patrzył przed siebie. – Wszyscy wiemy, czym oni się zajmują, ale każdy udaje, że jest inaczej. Zresztą, tylko kretyn z nimi zadziera.
Jesteś jednym z nich?
Nie. – Pokręcił głową, rozbawiony. – Ja jestem neutralny i... otwarty na ciekawe propozycje. Widzisz, biznes to biznes, nie obchodzi mnie po czyjej stronie stoję, dla mnie liczy się zysk.
To jest jakaś inna strona? – Zmarszczyłam brwi.
Jesteś taka niewinna w swojej niewiedzy. – Westchnął teatralnie. – Złotko, The Snipers to nie jedyny gang w tej okolicy, ale to oni są najważniejsi.
Wpatrywałam się w tor, analizując jego słowa w głowie. Oczekiwałam na pojawienie się czerwonego samochodu, ale na razie go nie widziałam. Za to zauważyłam jak Ashton i Calum rozmawiają dosłownie kilka metrów ode mnie. Gdyby nie byli zajęci rozmową, pewnie w końcu by mnie dostrzegli, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Oni nie mogli dowiedzieć się, że byłam na nielegalnych wyścigach.
Posłuchaj, złotko. Nie wiem, dlaczego o nich wypytujesz, ale to nie jest dobry pomysł. Nie lubią ludzi, którzy węszą. – Max przekręcił głowę na bok, przypatrując mi się. – Nie sądziłem, że nowi mają takie śliczne wtyczki.
Nie jestem żadną wtyczką – wycedziłam chłodno. – Tak się składa, że ja i The Snipers się znamy.
Tak właśnie myślałem – uśmiechnął się przebiegle. – Luke Hemmings gapi się na ciebie już od dawna. Wygląda jakby cię znał.
Zaschło mi w ustach i wstrzymałam oddech. Dyskretnie się rozejrzałam, szukając w tłumie znajomych blond włosów i aroganckiego uśmiechu, ale nigdzie nie wypatrzyłam Luke'a.
Gdzie on...?
Nie dokończyłam pytania, ponieważ z daleka dobiegły nas syreny policyjne, a dookoła mnie zapanował istny chaos. Wszyscy zaczęli uciekać w przeróżnych kierunkach, popychano mnie i przepychano na boki jak szmacianą lalkę. Straciłam z zasięgu wzroku Jake'a i Maxa. Obracałam się w tłumie, wołając Jake'a, ale przez hałas nie słyszałam własnego głosu. Kierowałam się wraz z tłumem, starając się uniknąć staranowania.
Jake! – Wrzasnęłam spanikowana, rozglądając się na boki. – Jake!
Powoli narastał we mnie strach. Znajdowałam się z dala od domu, między nieznanymi i niebezpiecznymi ludźmi, syreny policyjnie były coraz głośniejsze, a na wschodniej stronie hangaru odbijały się już niebieskie i czerwone światła radiowozów. Nie wiedziałam, gdzie mogłabym uciec lub gdzie mogłabym się schować. Biegłam wraz z tłumem, mając nadzieję, że jakimś cudem wybrnę z tej beznadziejnej sytuacji, a policja mnie nie złapie. Przed oczami widziałam twarz mojego taty, który dowiedział się, że policja znalazła jego córkę w miejscu nielegalnych wyścigów samochodowych.
Ludzie widząc, że policja jest coraz bliżej zaczęli taranować sobie brutalnie drogę, próbując jak najszybciej uciec. Ciągle ktoś na mnie wpadał, bez przerwy się o coś potykałam, ale mimo to jakoś parłam na przód. Kołowało mi się w głowie, oczy nie przyzwyczajone do ciemności wcale nie ułatwiały mi sprawy. Tak naprawdę byłam bezbronna i bez szansy na ucieczkę lub odnalezienie Jake'a. Zostałam tu sama zdana tylko na siebie.
Dobiegłam do jakiś magazynów, które znajdowały się za hangarem i skręciłam w jedną z uliczek między nimi. Widząc przed sobą kawałek wolnej przestrzeni pojawiła się w mnie nadzieja. Może jednak zdołam się stąd jakoś wydostać. Lecz kiedy tylko o tym pomyślałam, ktoś mnie popchnął, a ja upadłam na ziemię. Zacisnęłam oczy, bo zawroty głowy stały się jeszcze silniejsze.
Do jasnej cholery, Delilah! – Usłyszałam krzyk tuż nade mną. – Wstawaj!
Spojrzałam w górę i zamarłam. Lucas Hemmings stał nade mną z wściekłym wyrazem twarzy, jego oczy motały błyskawice i ciężko oddychał. Miałam wrażenie, że zaraz mnie kopnie w brzuch i odejdzie. Luke jednak tego nie zrobił, zamiast tego westchnął zniecierpliwiony i chwycił mnie za ramiona, pomagając mi wstać.
Musimy się stąd zwijać – powiedział. – Trzymaj się mnie.
Kiwnęłam głową zbyt oszołomiona, by cokolwiek powiedzieć i ruszyłam jego śladem. Przepychaliśmy się w przeciwnym kierunku niż reszta ludzi. Wydawało mi się to bez sensu, ale nic nie powiedziałam. Luke poruszał się szybciej niż ja. Musiałam biec, żeby na nim nadążyć, a on i tak pozostawał daleko w przodzie.
Luke! – Krzyknęłam. Straciłam go z oczu.
Dopiero po kilku chwilach zobaczyłam go przede mną. Stał i czekał aż go dogonię.
Nie zostawaj w tyle – warknął rozgniewany. – Nie mamy czasu.
Miał rację. Syreny policyjnie słychać było dosłownie z każdej strony. Światła jednego radiowozu zamigotały tuż za nami. Hemmings widząc to, przeklął głośno.
Umiesz biec jeszcze szybciej? – Spojrzał na mnie wyczekująco.
Skinęłam głową.
Dobrze – mruknął.
Poczułam szarpnięcie do przodu i zaczęłam biec. Zbiegliśmy z ulicy i skierowaliśmy się pomiędzy magazyny. Wyglądały przerażająco, ale nie miałam czasu na zaprzątanie sobie tym głowy. Skupiłam się na swoich nogach i na tym, żeby biec jak najszybciej i nadążyć za Lukiem. Jakimś cudem udało mi się dotrzymać mu kroku, była dosłownie kilka centymetrów za nim. Czułam się tak, jakby jakaś siła ciągnęła mnie przed siebie.
Uciekaliśmy między magazynami przez kilka minut. Nie miałam pojęcia, w którą stronę się kierowaliśmy, ale na pewno nie oddaliliśmy się znacznie od policji, ponieważ wciąż doskonale słyszałam wycie syren.
Luke nagle skręcił, a ja za nim. Przylgnęliśmy do ściany jednego z magazynu. Oddychaliśmy ciężko i głośno, czułam jak moje płuca kurczą się i rozkurczają, w desperacji wciągając powietrze. Brakowało mi tchu.
Gdzie jeste...
Luke przyłożył mi dłoń do ust, nie pozwalając mi dokończyć. Spojrzał mi w oczy i pokręcił przecząco głową. Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego tak się zachował. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że schowaliśmy się w alejce pomiędzy dwoma małymi magazynami. Kilka metrów od nas znajdowała się prostopadła ulica, którą za chwilę przejechał radiowóz. Jechał wolno, a jeden z policjantów świecił latarką, szukając uczestników wyścigów.
Zacisnęłam oczy i jeszcze mocniej przylgnęłam do ściany. Serce biło mi tak mocno, że byłam przekonana, że Luke mógł je usłyszeć. Modliłam się, żeby nas nie zauważono. Wizyta na komisariacie była ostatnią rzeczą, która była mi teraz potrzebna. I jakimś cudem moja modlitwa została wysłuchana, ponieważ radiowóz odjechał, a my pozostaliśmy niezauważeni.
Staliśmy w ciszy i opieraliśmy się o ścianę, czekając aż nasze oddechy się unormują. To, że trzymałam dłoń Luke'a zauważyłam dopiero wtedy, kiedy chłopak ją zabrał. Hemmings spojrzał mi w twarz, i mimo że nie widziałam dokładnie jego twarzy, wiedziałam, że malowała się na niej złość, a może nawet i furia.
Czy ty już do końca oszalałaś? – Mówił przyciszonym głosem, ale to wcale nie oznaczało, że jego ton głosu był delikatniejszy. – Po co tu przyszłaś?
Milczałam. To, że policja odjechała, nie oznaczało, że byłam bezpieczna. Stała twarzą w twarz w ciemnym zaułku z wściekłym Lukiem, który najchętniej pewnie dałby mi w twarz.
Rozglądałam się dookoła. Ta obskurna alejka przypominała mi bardzo inną uliczkę. Uliczkę, w której spotkało mnie wiele zła. Kilka metrów za mną stał śmietnik. Przypomniałam sobie, jak czołgałam się do niego, pamiętam, jak moja głowa w niego uderzyła. Pamiętałam ciemność, która mnie otaczała. Kiedy zamknęłam oczy, znów znalazłam się na przedmieściach Central Coast. Lecz gdy je otworzyłam, nadal tkwiłam w tym samym miejscu. Łzy napłynęły mi do oczu, a oddech przyśpieszył. Nie mogłam znaleźć się w tym miejscu ponownie. Słyszałam, że Luke mówił coś do mnie, ale nie dotarło do mnie ani jedno jego słowo. Byłam zbyt wstrząśnięta przeżywanym deja vu.
Zabierz mnie stąd – wyszeptałam tylko.
Nie wiem, co zobaczył Luke Hemmings, kiedy spojrzał mi w twarz, ale musiało go to przekonać do tego, by opuścić tą wstrętną uliczkę. Nie powiedział nic, tylko kiwnął na mnie głową i ruszył pierwszy w stronę ulicy. W milczeniu podążałam za nim, skupiając całą swoją uwagę na jego sylwetce. Próbowałam zająć myślisz wszystkim, tylko nie pojawiającymi się wspomnieniami. Na szczęście syreny policyjnie ucichły i nigdzie nie zauważyłam radiowozów, co oznaczało, że policja już pewnie odjechała. Zastanawiałam się, czy Jake'owi udało się przed nimi uciec. Uciekając przed radiowozem, kompletnie o nim zapomniałam. Ale gdy wzięłam telefon do ręki, spostrzegłam, że dzwonił do mnie niezliczoną ilość razy i wysłał mnóstwo wiadomości. Martwił się o mnie, więc czym prędzej odpisałam, że jestem bezpieczna(choć nie byłam tego pewna w stu procentach) i że mój znajomy odwiezie mnie do domu.
Nie pytałam Luke'a gdzie idziemy i co zamierza dalej zrobić. Włóczyłam za nim nogami, kompletnie wyczerpana ostatnimi wydarzeniami. Moje nerwy były w strzępkach, dawno mój organizm nie czuł tak dużej dawki adrenaliny. Może dlatego, że nigdy nie zdarzyło mi się uciekać przed policją. Albo dlatego, że nigdy nie brałam udziały w nielegalnych wyścigach. Lub dlatego, że nigdy wcześniej nie widziałam mojego brata, gdy się ścigał. Te wszystkie rzeczy były dla mnie nowe i nie wiedziałam jak na nie zareagować. W mojej głowie kołowało się tyle pytań, że nie wiedziałam, które zadać pierwsze.
Gdzie idziemy? – spytałam wreszcie. Bałam się odezwać, ale miałam dość tej napiętej ciszy.
Luke nie odpowiedział. Nawet nie drgnął. Po prostu szedł dalej.
Zirytowałam się. Dogoniłam go i ponowiłam pytanie.
Idziemy po mój pistolet, żeby mógł sobie strzelić w łeb – mruknął sarkastycznie.
Wywróciłam oczami, wzdychając ciężko.
A jak myślisz, Delilah? – Spojrzał na mnie zdenerwowany. – Idziemy po mój wóz, żebym odwiózł cię do domu.
Poczułam cień ulgi na myśl o powrocie do domu.
Ale najpierw chciałbym zapytać, co do kurwy nędzy tutaj robiłaś? – Jego niebieskie oczy wwiercały się we mnie. Zatrzymał się i skrzyżował ramiona na piersi.
Co chcesz usłyszeć? – Zmarszczyłam brwi. – Że znalazłam się tutaj przez przypadek? Oboje wiemy, że tak nie było, więc sądzę, że to pytanie jest zbędne. – Luke nadal stał w tym samym miejscu i patrzył na mnie uważnie, sprawiając, że nie mogłam poruszyć się nawet o milimetr. – Chciałam sprawdzić, czy to prawda, że Dan... – Nie musiałam kończyć.
Luke opuścił ramiona i wziął głęboki oddech.
Czy zdajesz sobie sprawę, że to nie jest miejsce dla ciebie? Wiesz, w co mogłaś się wpakować? – warczał na mnie, coraz bardziej się nakręcając. – Co ty sobie myślałaś? Że wejdziesz tu sobie i popatrzysz na wyścigi? Że bezkarnie będziesz mogła wypytywać tego dupka Maxa o nas i nasze sprawy?
Wcale nie pytałam go...
Przestań już z tą gadką. Nie jestem idiotą. Ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, z kim masz do czynienia? Gdyby Ashton się o tym dowiedział, nawet nie próbowałby tego wyjaśnić, od razu by się sprzątnął. To rozwiązałoby sprawę. Sam chętnie czasem bym to zrobił. – Jego mina przyprawiła mnie o dreszcze na plecach. Niebieskie oczy były lodowate, ton głosu był szorstki i gniewny. – Nadwyrężyłaś naszą cierpliwość steki razy, dzisiaj znowu wystawiłaś ją na próbę. Jeżeli uważasz, że puszczę ci to płazem, to jesteś w błędzie.
I co? – Włożyłam wiele trudu, by mój głos nie zadrżał. – Sprzątniesz mnie?
Hemmings popatrzył na mnie tak, jakby rozważał tą opcję. Nie odzywał się przez chwilę, co tylko spotęgowało moje zdenerwowanie i niepewność. Byłam skazana na jego łaskę lub niełaskę. To od decydował, czy odwiezie mnie do domu, czy jednak zostawi tutaj na pastwę kryminalistów, ćpunów i zboczeńców.
Powiem o tym Danielowi – odparł po chwili namysłu. – Twój braciszek na pewno się ucieszy się, gdy dowie się, że jego siostrzyczka, dla której się naraża, szlaja się po takich miejscach.
A co miałam zrobić?! – wybuchłam. – Niczego o was nie wiem, nawet nie byłam pewna, czy Daniel naprawdę bierze udział w wyścigach. Musiałam się czegoś o was dowiedzieć, skoro wy wiecie o mnie wszystko.
Luke zignorował mnie i ruszył przed siebie. Miałam ochotę go uderzyć. Nie miał prawa mnie ignorować. Doprowadzał mnie do szału swoim szczeniackim zachowaniem. Tym, że pokazywał, że nic go nie obchodzi, że ma innych i ich uczucia gdzieś. Nie oczekiwałam, że się zaprzyjaźnimy, ale cały czas miałam wrażenie, że się mną brzydzi. Jakbym nie była kobietą, po tym, co mnie spotkało. Traktował mnie jak śmiecia lub problem, którego należy się pozbyć. Zachowywał się tak, jakby specjalnie chciał zrobić mi przykrość swoim zachowaniem. I znając go, pewnie tak było.
Liczysz na przeprosiny? – Prychnęłam.
Nie, Delilah. – Odwrócił się do mnie gwałtownie. – Liczę na to, że się wreszcie zamkniesz i dasz mi pomyśleć.
Nie wysilaj się, Einsteinie.
Przysięgam na Boga, zaraz cię tutaj zostawię. – Wzniósł oczy ku niebu. – Mam dość ratowania ci tyłka. Znajdź sobie innego księcia, księżniczko.
No to na co czekasz? – Wyrzuciłam ręce do góry. – Skoro masz mnie dosyć, to po co w ogóle się fatygowałeś, żeby mnie podnieść z tej głupiej ziemi?
Też chciałbym wiedzieć – mruknął tylko. – A teraz z łaski swojej, zamknij swoją pulchną buzię, bo jeszcze ktoś usłyszy twoje wrzaski.
Zmrużyłam oczy, wyzywając go w myślach od najgorszych rzeczy, jakie tylko przyszły mi na myśl. Luke posłał mi ostatnie ignoranckie spojrzenie i leniwym krokiem szedł przed siebie.
Miałam wrażenie, że droga powrotna była dwa razy dłuższa. Zbliżaliśmy się powolnie do wielkiego hangaru, który jeszcze godzinę temu tętnił życiem, a dookoła kręciło się mnóstwo ludzi. Teraz został tutaj jedynie bałagan i grobowa cisza.
Skąd masz zamiar wytrzasnąć swój samochód? – Wyśmiałam go. – Myślisz, że policja byłaby na tyle głupia, by go zostawić?
Tak się składa, że nie zostawiłem tutaj samochodu – odpowiedział sucho.
A niby co?
Ale Hemmings nie odpowiedział. Zniknął za hangarem, gdzieś w krzakach. Wolałam nie myśleć o tym, co tam robił. Za kilka chwil wyszedł stamtąd, ale nie sam. Prowadził okazały motocykl. Mimo że było ciemno mogłam dostrzec, że część karoserii była w kolorze żywej zieleni.
Gapiłam się na niego, marszcząc brwi.
Wsiadasz czy będziesz tak stała? – spytał Luke i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wziął swój kolczyk między zęby i uniósł brwi do góry.
Podeszłam niepewnie do pojazdu. Nigdy nie jechałam na motocyklu i nie chciałam spróbować.
Gdzie mam usiąść?
Hemmings wybuchnął głośnym śmiechem, odrzucając głowę do tyłu. Musiałam chwilkę poczekać, żeby uzyskać odpowiedź.
O tutaj. – Poklepał małe czarne siedzisko, które znajdowało się kilka centymetrów nad tylnym kołem.
Przełknęłam głośno ślinę. Spróbowałam zadrzeć nogę i przerzucić ją przed siedzisko, ale moja spódniczka uniemożliwiała mi to. Była za ciasna.
Musisz ją podwinąć – zauważył Luke z aroganckim uśmieszkiem. – Chyba że wolisz wracać pieszo – dodał, wzruszając ramionami. Czerpał niemałą przyjemność z mojego zmieszania i strachu przed tym diabelstwem.
Podciągnęłam moją wąską spódniczkę nieco wyżej, tak, by nie ograniczała mi za bardzo ruchów nogami. Jednak mimo to nie udało mi się usiąść na siedzisku.
Okej, okej – zarechotał Luke. – Najpierw ja muszę usiąść, dopiero później ty.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy dotarło do mnie, że zrobił to wszystko specjalnie, żeby się tylko ze mnie ponabijać.
Jesteś dupkiem, Hemmings – burknęłam.
I twoją jedyną podwózką do domu – wtrącił, nadal się śmiejąc. – Wiesz rusz swój tyłek i wskakuj, zanim zmienię zdanie.
Spróbowałam po raz kolejny i po raz kolejny mi się nie udało.
Możesz się mnie przytrzymać, Marshall, nie ugryzę cię. – Mrugnął do mnie. – W każdym razie, nie tutaj i nie teraz.
Nie śmieszą mnie sprośnie żarty, więc sobie daruj – powiedziałam sucho.
Złapałam go za ramiona i przerzuciłam prawą nogę przez motocykl. Tym razem mi się udało i usiadłam na małym siedzisku na samym tyle motocyklu.
Trzymaj się mnie – nakazał i odpalił silnik.
A jak spadnę? – Przez mój głos przebiła się panika.
Trzymaj się tak, żeby nie spaść.
Nie musiał powtarzać mi dwa razy. Objęłam go w pasie ramionami i napięłam wszystkie mięśnie, szykując się na swoją pierwszą w życiu jazdę motocyklem. Moje serce łomotało ze strachu już po raz dziesiąty dzisiejszego wieczoru.
A kask?! – wrzasnęłam, ale było już za późno.
Luke ruszył z miejsca, a ja poczułam silne szarpnięcie do tyłu. Przylgnęłam do pleców Hemmingsa, zaciskając mocno oczy i oddychając głęboko. Zimny wiatr targał mi włosy i chłostał policzki i nogi. W uszach szumiało mi przez prędkość. Nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że pruliśmy ulicami Sydney z prędkością, która na pewno nie była dozwolona. Kilka razy motocykl przechylał się to na lewa stronę, to na prawą, a ja za każdym razem wydawałam z siebie okrzyk przerażenia. I za każdym razem czułam jak ciało Luke trzęsie się, targane salwami śmiechu.
Po jakimś czasie motocykl zwolnił, a wiatr nie uderzał już tak brutalnie o moją twarz. Odważyłam się na to, by otworzyć oczy i okazało się, że jesteśmy kilka przecznic od mojej ulicy. Przyglądałam się mijanym przez nas budynkom i miejscom z małym zachwytem. Teraz, kiedy Luke zwolnił jazda stała się trochę przyjemniejsza i przestałam się trząść ze strachu o własne życie.
Gdy Luke zaparkował pod moim domem, odetchnęłam z ulgą. Znieruchomieliśmy na jego motocyklu. Naprawdę chciałam go już puścić i pójść czym prędzej do domu. Ale nie mogłam. Nie mogłam się poruszyć, moje ręce były ociężałe. Zbyt dużo adrenaliny jak na jeden wieczór.
Delilah – mruknął Luke. Nie odpowiedziałam, więc złapał moje dłonie zaciśnięte w pięści i delikatnie rozprostował mi palce. – Nigdy nie pomyślałbym, że nieustraszona Delilah Marshall boi się motocyklów.
Zamknij się – wyszczękałam zębami. Trzęsłam się z nadmiaru emocji i zimna.
Luke zdjął z siebie moje ramiona, kręcąc głową. Wzięłam głęboki oddech i zsunęłam się z motocyklu. Moje nogi były jak z waty, a kolana się trzęsły. Musiałam włożyć wiele wysiłku w to, żeby ustać normalnie na nogach.
Stałam przez chwilę, patrząc Lukowi w twarz.
Nie mów im o tym, że byłam na wyścigach – odparłam cicho. – Szczególnie Danielowi.
Czułam się idiotycznie prosząc go o coś, ale nie miałam wyjścia. Nie mogłam pozwolić, żeby reszta The Snipers dowiedziała się, że próbowałam węszyć w sprawie ich gangu.
Dlaczego nie mogłaś nas zapytać wprost? – spytał Luke, marszcząc brwi. Przeczesał dłonią potargane przez wiatr blond włosy i spojrzał na mnie uważnie.
Nikt by mi nie odpowiedział.
Nie spróbowałaś.
Westchnęłam cicho.
Nie wywijaj więcej takich numerów. Nie zawsze zdążę uratować twój tyłek.
Wiem... i... dziękuję, Luke.
Luke pierwszy raz uśmiechnął się do mnie szczerym, szerokim, pięknym uśmiechem, pozbawionym arogancji, sarkazmu i fałszu. Pierwszy raz zobaczyłam jego prawdziwy uśmiech i stwierdziłam, że był najpiękniejszy ze wszystkich uśmiechów, które mi posłał.
Naprawdę jesteś bipolarny – dodałam, kręcąc głową.

Kolorowych snów, Delilah. – Usłyszałam jeszcze, zanim zniknęłam za furtką.

Od Autorki: witam was, kochani. I od razu przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Myślałam, że w wakacje nadrobię trochę pisanie rozdziałów, ale znalazłam pracę, do tego wciąż się uczę, bo od września zaczynam klasę maturalną i nie mogę zawalić tej klasy ani matury. Sami rozumiecie. Mój grafik dnia jest napięty i często nie mam już siły na napisanie czegokolwiek. Dlatego tworzenie tego rozdziału zajęło mi tak dużo czasu. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i mi wybaczycie. Jeszcze raz bardzo was przepraszam, liczę na to, że ktoś tu jeszcze ze mną został.
Teraz przejdźmy do rozdziału. Mimo że namęczyłam się nad nim strasznie, jestem z niego bardzo zadowolona i lubię go. Szczególnie sceny między Dee a Lukiem. choć muszę przyznać, że sceny z nimi wymagają ode mnie najwięcej pracy i najtrudniej mi się je pisze, ale mam nadzieję, że nie widać tego tak bardzo. 
Co sądzicie o rozdziale 20? Podoba wam się? Jak odczucia po wyścigach? Jak po scenach z Dee i Lukiem? Piszcie w komentarzach!
Chciałabym jeszcze na koniec wam podziękować gorąco za wszystkie komentarze tutaj i na wattpadzie, za wejścia, za waszą cierpliwość do mnie, za wyrozumiałość. Jesteście kochani! I jeszcze raz jedno wielkie DZIĘKUJĘ WAM.
Nadal proszę o choć najmniejszy komentarz. Strasznie mnie to motywuje do dalszego pisania. Jeśli macie jakieś pytania, uwagi, pomysły - śmiało!
Do następnego (oby pojawił się jak najszybciej!).
Love y'all!
Minette

2 komentarze:

  1. "Natomiast tata kazał mi uważać i wepchnął mi do ręki gaz pieprzowy. Byłam zaskoczona, ale ucieszyłam się, że mi go dał." O takich zachowaniach powinno się pisać częściej. Taki ojciec to wzór do naśladowania, tym bardziej że gaz pieprzowy można teraz kupić już od 15 zł np. w broń.pl pieprzowe

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdziały z Lukiem są najlepsze ;)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva