OSTRZEGAM. ROZDZIAŁ NIE BYŁ SPRAWDZANY.
Trwałam w martwym punkcie. Nic się nie zmieniło, moje
życie w ostatnim czasie było spokojne, nawet Daniel częściej
przebywał w domu. Nie widziałam jego nowych przyjaciół i
zaczynałam nabierać podejrzeć. Przeczucie, że coś musiało się
stać stawało się coraz silniejsze, jednak gdy pytałam o to mojego
brata, on wciąż powtarzał, że nic nowego w tej sprawie się nie
pojawiło. Nie wierzyłam mu, ale nie drążyłam dalej tematu.
Jeżeli myślał, że udało mu się mnie okłamać, to się mylił.
Teraz rozpoznawałam jego każde kłamstwo.
I może właśnie tkwienie w martwym punkcie zmusiło
mnie wzięcia spraw w swoje ręce. Nadal niewiele wiedziałam o The
Snipers, więc postanowiłam to zmienić. Musiałam ich poznać, by
mieć pewność, że mogę choć w najmniejszym stopniu im zaufać.
Członkowie The Snipers nadal byli dla mnie zagadką, choć i tak już
trochę się o nich dowiedziałam. W każdym razie moje wrodzona
ciekawość i zawziętość nie pozwalały mi się zatrzymać.
– Potrzebuję twojej pomocy.
Jake spojrzał na mnie zaskoczony i zmarszczył brwi.
Siedzieliśmy przy naszym stoliku w stołówce, a ja wykorzystywałam
chwilę, w której byliśmy sami. Reszta naszych przyjaciół jeszcze
nie zjawiła się.
– Jasne, ale o co chodzi?
– Czy mógłbyś to zachować dla siebie? –
spytałam najpierw. – Nie chcę, żeby ktoś inny się o tym
dowiedział, a w szczególności Chloe. – Spojrzałam na niego,
wyczekując jego reakcji.
– W porządku. – Skinął głową. – Więc w czym
rzecz?
– Chcę, żebyś zabrał mnie na wyścigi.
Jake omal nie spadł z ławki. Gapił się na mnie z
szeroko otwartymi oczami i szokiem wymalowanym na twarzy. Nie tego
się spodziewał.
– Posłuchaj – zaczęłam, widząc, że ma zamiar
się nie zgodzić. – Koleś, od którego kupujesz towar
prawdopodobnie ma jakiś związek z moim bratem. Muszę wiedzieć, o
co w tym chodzi. Nie mogę pozwolić, żeby dalej sprzedawał
narkotyki Danielowi. Nie mogę załatwić tego inaczej, muszę się z
nim spotkać twarzą w twarz. – Naciągnęłam kilka faktów, ale
nie dbałam o to. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy. – Jake,
proszę. Oprócz tego nic innego mi nie pozostało.
Wahał się. Ale nie mogłam go o to winić. Przecież
miał zabrać mnie na nielegalne wyścigi, nie narażał tylko mnie,
ale również siebie. Patrzył mi przez dłuższą chwilę w oczy.
– Lepszego czasu wybrać nie mogłaś – mruknął i
zaśmiał się ponuro. – Wyścigi są dziś wieczorem, godzinę
temu dostałem cynk. – Zamilkł na chwilę i pokręcił z
niedowierzaniem głową. – Nie ci będzie, ale tylko na chwilę.
Spotkasz się z tym gościem i spadamy.
*
Nie sądziłam, że będę miała problemy z wyjściem z
domu. Daniel był wyjątkowo podejrzliwy i wypytywał, gdzie się
wybieram i z kim. Spokojnie wyjaśniłam mu, że jadę z Jakem do
Chloe, ponieważ robimy razem projekt na angielski. Natomiast tata
kazał mi uważać i wepchnął mi do ręki gaz pieprzowy. Byłam
zaskoczona, ale ucieszyłam się, że mi go dał. Tata chodził
ostatnio poddenerwowany i ciągle rozmawiał z kimś przez telefon.
Nie udało się ustalić tożsamości osoby, która podpaliła mu
samochód, a sprawa włamania do naszego domu wciąż nie była
wyjaśniona. I mimo że nie tata nie powiedział tego na głos, coraz
bardziej się obawiał, że mi i Danielowi grozi przez niego jakieś
niebezpieczeństwo. Ale prawda była taka, że niebezpieczeństwo
groziło nam już od dawna i to nie z jego powodu. I patrząc na
zmęczony wyraz twarzy mojego rodzica, żałowałam, że nie mogłam
mu niczego wyjaśnić.
– A ty gdzieś się wybierasz? – Zmarszczyłam
brwi, gdy Dan zeszedł na dół z zapakowanym plecakiem.
Skinął głową i udał zajętego, szukając czegoś w
swoim telefonie.
– Gdzie?
Daniel podniósł na mnie swoje brązowe oczy i
westchnął.
– Nocuję u chłopaków – oznajmił tylko. –
Delilah? – zagadnął zanim wyszedł z domu. – Zrób coś dla
mnie i nie wychodź dzisiaj z domu.
– Okej. – Posłałam mu uspokajający uśmiech.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, schowałam twarz w
dłoniach i wydałam z siebie cichy jęk. Daniel wcale nie miał
zamiaru nocować u chłopaków. Był dziwnie poddenerwowany, a jego
oczy błyszczały niezdrowym blaskiem. I wiedziałam jedno. Dzisiaj
mój brat miał wziąć udział w nielegalnych wyścigach.
Poczułam ciężar na mojej klatce piersiowej, a tym
ciężarem był strach o mojego brata. Wyścigi samochodowe nie były
bezpieczne i ludzie często narażali w nich swoje życie. Najgorsze
było jednak to, że Dan nie mógł się doczekać aż wyjdzie z domu
i pojedzie w miejsce wyścigów, aż weźmie w nich udział.
Może też właśnie chciałam tam pojechać, by
zobaczyć, czy Dan faktycznie bierze udział w wyścigach. Nie mogłam
w to uwierzyć, nawet jeżeli Calum i Xavier sami mi powiedzieli o
jego udziale.
*
– Delilah, masz się trzymać blisko mnie –
powiedział Jake. Zabrał głos pierwszy raz odkąd wsiadłam do jego
samochodu dwadzieścia minut temu. – Kręci się tam masa
podejrzanych typów i innych popaprańców.
– Ilu osób jest zazwyczaj na takich wyścigach?
– Nie umiem dokładnie powiedzieć, ale prawie tyle,
ile na koncercie One Direction. – Zaśmiał się i swoim żartem
rozładował nieco moje nerwy.
Jake kierował się na wschód, w stronę miasta, w
której prawie nie bywałam i której prawie nie znałam. Wysokie
budynki zaczęły ustępować małym domom, sklepom i barom.
Rozglądałam się zaciekawiona, ponieważ na ulicy nie było żywej
duszy. Na ulicy znów stał żółty znak, który informował, że
droga jest zamknięta. Identyczny znak widziałam z Chloe, gdy
jechałyśmy do domu Lucasa Hemmingsa.
Z czasem nawet i małe domki zaczęły ustępować
miejsca wolnym przestrzenią. Mimo że było ciemno, wydawało mi
się, że znałam tą okolicę. Dopiero po kilku minutach jazdy
zorientowałam się, że jedziemy w tym samym kierunku, w którym
jechałam z Lukiem kilka dni temu.
– Wyścigi są w opuszczonym porcie? – spytałam
zaskoczona.
– Nie. – Jake pokręcił głową. – Ale niedaleko
niego.
– Jak przebiega trasa wyścigów?
– Nigdy do końca nie wiadomo. Uczestnicy dowiadują
się o trasie dopiero przed rozpoczęciem wyścigów. Może
przebiegać dosłownie wszędzie. Choć dzisiaj chyba będzie
skrócona, przynajmniej tak mi się wydaje. Na ostatnich wyścigach
pojawiły się gliny i teraz uczestnicy muszą być ostrożniejsi.
Zmarszczyłam brwi, skonsternowana. Calum powiedział
mi, że policja nie ma pojęcia o nielegalnych wyścigach i nigdy nie
udało się ich zlokalizować. Jednak skoro policja znalazła miejsce
ostatnich wyścigów, to oznaczało, że The Snipers wcale nie mieli
takiej kontroli nad miastem jak się im wydawało. Ale dlaczego Calum
okłamał mnie w tej sprawie? Czy to była kolejna rzecz, o której
nie wolno było mu mi opowiedzieć?
– Myślisz, że teraz też się pojawią?
– Nie mam pojęcia, to mało prawdopodobne, ale
podobno ktoś jest kapusiem i donosi policji o wyścigach.
– Skąd to wiesz? – Byłam coraz bardziej
zdezorientowana. – Byłeś na ostatnich wyścigach?
– Tak, ale na szczęście zwinąłem się stamtąd
przed przyjazdem policji. Ale już wcześniej Max mówił coś o
kolesiach, którzy są nowi i węszą w mieście.
– Max? – Czułam się jak idiotka, ponieważ nie
miałam bladego pojęcia o czym w ogóle mówił Jake.
– Diler, do którego jedziemy – wyjaśnił. – Ma
trochę nierówno pod sufitem, ale jest dobrym źródłem informacji,
wie o wszystkim co dzieje się w mieście.
Skoro wie o wszystkim, to znaczy, że pewnie pracuje dla
The Snipers. Możliwe, że jest ich informatorem, co oznaczałoby, że
wie o nich naprawdę wiele i mógłby mi powiedzieć wiele ciekawych
rzeczy. Oczywiście, pewnie nie zrobi tego z dobroci swojego serca,
ale byłam na to przygotowana. Zamierzałam go przekupić i wyciągnąć
z niego wszystkie istotne informacje, na których mi zależało.
Im byliśmy bliżej miejsca wyścigów, tym więcej
pojawiało się wokół nas samochodów i motocyklów. Spoglądałam
przez okno i starałam się opanować swój strach przed tym
miejscem. Patrząc na czarne motocykle przypomniałam sobie spotkanie
z nimi między kamienicami. Dokładnie pamiętałam wzrok jakim
obrzucił mnie ich przywódca, kiedy usłyszał moje imię. Drżałam
na samą myśl o tym, że mogłam go tu spotkać.
– Trzymaj się blisko mnie – nakazał mi Jake.
Zatrzymał samochód i spojrzał mi prosto w oczy. – Z nikim nie
rozmawiaj, nie nawiązuj kontaktu wzrokowego, nie reaguj na zaczepki.
Skinęłam głową. Nie miałam najmniejszej ochoty na
którąkolwiek z tych rzeczy.
Jake zaparkował swój samochód gdzieś na uboczu. Nie
było tutaj żadnych lamp, otaczała nas ciemność, ale w oddali
było widać błyskające światła reflektorów innych samochodów.
To dzięki nim mogłam zobaczyć wielki hangar, który znajdował się
kilkadziesiąt metrów przed nami. Był ogromny, większy od tego,
który pokazał mi Luke. Po lewej stronie od hangaru rozciągała się
mała zatoka, księżyc odbijał się w jej wodzie.
– Czy to pas startowy? – Zmrużyłam oczy,
spoglądając w prawo od hangaru.
– Tak – mruknął Jake. – Kiedyś było tu
lotnisko, kiedy jeszcze porty w tej części miasta funkcjonowały.
Ten teren jest nieużywany już od kilku lat, nie licząc oczywiście
wyścigów.
Zbliżaliśmy się do wielkiego budynku. Rozglądałam
się w tłumie, przez mrok nie mogłam zobaczyć wyraźnie twarzy
innych ludzi. Jednak doskonale słyszałam urywki ich rozmów. Ktoś
wspomniał o sędzi w tych wyścigach, ktoś inny o narkotykach, ktoś
jeszcze inny o seksie. Przepychając się razem z Jakem przez tłum
podejrzanych typów, moich uszy dobiegł kilka razy głośny gwizd,
nietaktowne komentarze i kilka przekleństw. Złapałam Jake'a za
dłoń, żeby dodać sobie otuchy. To miejsce wzbudziło we mnie same
straszne wspomnienia.
– Trochę odstajesz od towarzystwa – mruknął
Parker, kiedy znaleźliśmy się na uboczu, z dala od innych ludzi.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co miał na myśli.
– Nie mogłaś założyć czegoś innego? –
Uśmiechnął się półgębkiem.
Miał rację. Większość ludzi tutaj była ubrana na
czarno, fioletowo lub bordowo. Mieli podarte spodnie, koszulki,
skórzane kurtki z mnóstwem ćwieków lub innych gwoździ.
Dziewczyny były ubrane skąpo i wyzywająco, kiedy ja miałam na
sobie szary sweterek z mopsem, a spod niego wystawał żółty
kołnierzyk koszuli. Moja bordowa spódniczka pasowała bardziej do
studentki prestiżowej uczelni niż uczestniczki nielegalnych
wyścigów. Przynajmniej Jake był ubrany bardziej odpowiednio.
Czarna koszulka, czarne przetarte jeansy i czarna czapka.
– Mogłeś mi powiedzieć. – Wywróciłam oczami. –
Może nie rzucą się na mnie z powodu mojej słodkiej bluzki.
– Chciałbym w to wierzyć. – Wzruszył ramionami i
pociągnął mnie w stronę lotniska. – Większość z tych
napalonych kolesi tylko czeka na taką grzeczną dziewczynkę jak ty.
Poczułam mdłości. Brzydziłam się tymi ludźmi, a w
szczególności facetami, którzy patrzyli na mnie tylko pod względem
seksualnym. Słowa Jake'a znów przywołały w mojej głowie atak
bolesnych wspomnień, ale nie mogłam go za to winić. On o niczym
nie wiedział, nie miał pojęcia, jak bardzo bałam się tego
miejsca.
– Skąd w ogóle wiesz, gdzie szukać tego całego
Maxa? – Zmieniłam temat.
– Takie szumowiny jak on kręcą się zawsze
najbliżej najważniejszych ludzi na wyścigach – odpowiedział. –
Pewnie szlaja się gdzieś koło Xaviera Smitha i jego bandy.
Zachłysnęłam się powietrzem. Nie sądziłam, że
Jake wie o Xavierze i o jego przyjaciołach, ale najwidoczniej
wiedział to i owo. Ciekawiło mnie również, czy znał ich pod
nazwą The Snipers, ale wolałam o to nie pytać.
– Chodź, widzę go.
Max faktycznie wyglądał na szumowinę. Był wysokim
chudzielcem z czupryną czarnych włosów na głowie. Jego ubrania
były za duże i niechlujne. Kiedy spojrzał mi w oczy, ponownie
poczułam mdłości. Jego niebieskie oczy były czujne, obserwowały
mnie uważnie, błyszczały nieposkromionym blaskiem. Uśmiechał się
do mnie pyszałkowato.
– Dawno cię nie widziałem, Parker – powiedział.
– To co zawsze? – spytał i sięgnął do kieszeni swojej kurtki.
– Nie. Przyszliśmy w innej sprawie. – Jake zerknął
na mnie kątem oka.
Max przeniósł swój ciekawski wzrok znów na mnie, gdy
usłyszał, że Jake wyraził się w liczbie mnogiej.
– Czym mogę ci służyć, kochanie? Mam tu wszystko,
czego zapragniesz. Pewnie potrzebujesz pomocy w nauce, zgadłem? –
Jego uśmiech budził we mnie odrazę. – Amfetamina zawsze pomaga.
– Nie chcę od ciebie narkotyków – sapnęłam
zniecierpliwiona.
Diler przekrzywił głowę na bok, zaciekawiony. Kiwnął
głową, dając mi znak, żebym kontynuowała. Miałam ochotę uciec
od niego gdzie pieprz rośnie, ale stojący obok mnie Jake dodawał
mi odwagi.
– Chciałabym z tobą porozmawiać – zaczęłam. –
Na osobności. – Nie to Jake miał w planach, ale nie chciałam,
żeby słyszał jak rozmawiam z Maxem o The Snipers.
– Delilah – mruknął Parker. – Nie taka była
umowa.
– Będę w zasięgu twojego wzroku, daj mi pięć
minut. – Spojrzałam na niego hardo. Nie zamierzałam ustąpić, a
Jake to zauważył, bo westchnął i odszedł kilka metrów dalej.
Max spojrzał na mnie rozbawiony i zapytał.
– Więc o co chodzi?
– O The Snipers.
Chłopak podrapał się po brodzie w zamyśleniu i
zmarszczył brwi.
– Hm... Nie słyszałem o nich.
Westchnęłam ciężko. Spodziewałam się, że tak
będzie, więc wyciągnęłam z torebki banknot
pięćdziesięciodolarowy i podałam mu go.
– Ach, no tak! The Snipers, oczywiście, że ich
znam. Co chcesz wiedzieć o nich, złotko?
– Czy to prawda, że to oni organizują te wyścigi?
Max skinął głową i spojrzał przed siebie.
Uśmiechnął się szeroko. Najwyraźniej ucieszyło go to, co
zobaczył.
– Chodź – powiedział do mnie. – Za chwilę
startują.
Skinęłam na Jake'a głową, żeby ruszył za nami. Nie
zamierzałam zostać z Maxem sam na sam. Mimo że wyglądał na
słabeusza i niezdarę, w rzeczywistości poruszał się szybko i
zwinnie, co mogłam zauważyć, kiedy wymijał ludzi, by dotrzeć jak
najbliżej miejsca startu. Przepychałam się za nim przez tłum
dzikich nastolatków i nie tylko, było tu też pełno dorosłych
osób.
Linia startu była odgrodzona metalowymi barierkami i ku
mojemu zdziwieniu nikt ich nie taranował, ani nie próbował
przeskoczyć. Ludzie opierali się o nie i przyglądali się pięciu
samochodom ustawionym w jednej linii kilka metrów od nas. Koło aut
kręciło się sporo ludzi, ktoś podawał kierowcom napoje, jeszcze
ktoś inny przeglądał koła, ktoś grzebał pod maską jednego
czerwonego samochodu.
– Czy to...?
– Tak, złotko. To słynne The Snipers.
Otworzyłam szerzej oczy. Doskonale widziałam
niebieskie włosy Michaela, które odcinały się od panującego
tutaj mroku. Usłyszałam kilka głośnych przekleństw Caluma, nie
mogłabym pomylić jego głosu z innym. A na koniec zobaczyłam jak
Ashton klepie mojego brata po ramieniu, a następnie ten wsiada do
owego czerwonego samochodu, w którym wcześniej grzebał Mike.
Obserwowałam ich uważnie, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Daniel zasiadł za kierownicą z szerokim uśmiechem na twarzy,
krzyknął coś do kierowcy obok, ale nie usłyszałam dokładnie
jego słów. Wyglądał na podekscytowanego.
– Jak przebiega trasa dzisiejszych wyścigów? –
spytałam. Denerwowałam się, patrząc na mojego brata. Bałam się
o niego.
– Dzisiaj nic specjalnego. – Cmoknął Max ze
znudzeniem. – Do końca pasa startowego, mały drift i z powrotem.
Chociaż będą mogli rozwinąć niezłą prędkość, pewnie ktoś
wypadnie z toru. – Wzruszył ramionami, oglądając się za jakąś
dziewczyną. – Może poleje się krew.
Nadal gapiłam się na samochód, w którym siedział
mój brat i modliłam się o to, żeby zaraz wysiadł, a jego miejsce
zajął ktoś inny. Choć Max powiedział, że dzisiejsza trasa to
nic specjalnego, ja tak nie uważałam.
– Jakieś zasady? – Spojrzałam na niego z
nadzieją.
– Tu nie obowiązują żadne zasady, złotko. Wygrana
w wyścigach zapewnia ci sławę i kupę forsy. Ludzie zabijają dla
tej nagrody. I nie, złotko, to nie metafora. – Położył mi dłoń
na ramieniu i odsłonił swoje zęby w szerokim uśmiechu. On z tych
wyścigów czerpał przyjemność, kiedy inni na torze rozgrywało
się prawdziwe piekło. – Ja obstawiam, że ten nowy z The Snipers
wypadnie pierwszy. Raz mu się poszczęściło, a oni od razu dają
mu kluczyki.
Złapałam się barierki, żeby nie upaść. Na
szczęście Max nie zwracał na mnie uwagi i nie mógł zauważyć,
że pobladłam i zaczęłam dygotać.
– No wreszcie – burknął chudzielec, kiedy jakaś
skąpo ubrana dziewczyna wyszła na tor i stanęła kilka metrów
przed samochodami. – Pokażcie na co was stać, misiaczki.
Obrzuciłam spojrzeniem Michaela i Caluma, którzy
odchodzili od auta, w którym siedział Daniel. Spanikowana zaczęłam
rozglądać się po torze, ale nic nie wskazywało na to, żeby ktoś
miał zastąpić mojego brata. To on miał wziąć udział w tym
niebezpiecznym starciu.
Powarkiwania silników stawały się coraz głośniejsze
i bardziej niecierpliwe. Każdy kierowca palił się do wyścigów.
Więc kiedy dziewczyna machnęła czarną chustką, wszyscy na tą
komendę ruszyli z miejsc i pognali przed siebie. Ludzie wydali
okrzyk radości i podekscytowania, ktoś obstawiał zwycięzcę, ktoś
przyjmował zakłady. Żaden z nich nie brał pod uwagę mojego
brata.
– Więc. – Max po kilku chwilach przeniósł swoje
niebieskie oczy na mnie. Czekał na kolejne pytanie.
– Ilu jest członków The Snipers? – Zadałam
pierwsze pytanie jakie przyszło mi do głowy.
– Kilkunastu. – Wzruszył ramionami. – Liczba się
waha.
– Liczba się waha – powtórzyłam cicho, nie mogąc
przyswoić tych słów.
– Tak, złotko. Chyba wiesz, co mam na myśli. –
Oparł się łokciami o barierki i patrzył przed siebie. – Wszyscy
wiemy, czym oni się zajmują, ale każdy udaje, że jest inaczej.
Zresztą, tylko kretyn z nimi zadziera.
– Jesteś jednym z nich?
– Nie. – Pokręcił głową, rozbawiony. – Ja
jestem neutralny i... otwarty na ciekawe propozycje. Widzisz, biznes
to biznes, nie obchodzi mnie po czyjej stronie stoję, dla mnie liczy
się zysk.
– To jest jakaś inna strona? – Zmarszczyłam brwi.
– Jesteś taka niewinna w swojej niewiedzy. –
Westchnął teatralnie. – Złotko, The Snipers to nie jedyny gang w
tej okolicy, ale to oni są najważniejsi.
Wpatrywałam się w tor, analizując jego słowa w
głowie. Oczekiwałam na pojawienie się czerwonego samochodu, ale na
razie go nie widziałam. Za to zauważyłam jak Ashton i Calum
rozmawiają dosłownie kilka metrów ode mnie. Gdyby nie byli zajęci
rozmową, pewnie w końcu by mnie dostrzegli, a na to nie mogłam
sobie pozwolić. Oni nie mogli dowiedzieć się, że byłam na
nielegalnych wyścigach.
– Posłuchaj, złotko. Nie wiem, dlaczego o nich
wypytujesz, ale to nie jest dobry pomysł. Nie lubią ludzi, którzy
węszą. – Max przekręcił głowę na bok, przypatrując mi się.
– Nie sądziłem, że nowi mają takie śliczne wtyczki.
– Nie jestem żadną wtyczką – wycedziłam
chłodno. – Tak się składa, że ja i The Snipers się znamy.
– Tak właśnie myślałem – uśmiechnął się
przebiegle. – Luke Hemmings gapi się na ciebie już od dawna.
Wygląda jakby cię znał.
Zaschło mi w ustach i wstrzymałam oddech. Dyskretnie
się rozejrzałam, szukając w tłumie znajomych blond włosów i
aroganckiego uśmiechu, ale nigdzie nie wypatrzyłam Luke'a.
– Gdzie on...?
Nie dokończyłam pytania, ponieważ z daleka dobiegły
nas syreny policyjne, a dookoła mnie zapanował istny chaos. Wszyscy
zaczęli uciekać w przeróżnych kierunkach, popychano mnie i
przepychano na boki jak szmacianą lalkę. Straciłam z zasięgu
wzroku Jake'a i Maxa. Obracałam się w tłumie, wołając Jake'a,
ale przez hałas nie słyszałam własnego głosu. Kierowałam się
wraz z tłumem, starając się uniknąć staranowania.
– Jake! – Wrzasnęłam spanikowana, rozglądając
się na boki. – Jake!
Powoli narastał we mnie strach. Znajdowałam się z
dala od domu, między nieznanymi i niebezpiecznymi ludźmi, syreny
policyjnie były coraz głośniejsze, a na wschodniej stronie hangaru
odbijały się już niebieskie i czerwone światła radiowozów. Nie
wiedziałam, gdzie mogłabym uciec lub gdzie mogłabym się schować.
Biegłam wraz z tłumem, mając nadzieję, że jakimś cudem wybrnę
z tej beznadziejnej sytuacji, a policja mnie nie złapie. Przed
oczami widziałam twarz mojego taty, który dowiedział się, że
policja znalazła jego córkę w miejscu nielegalnych wyścigów
samochodowych.
Ludzie widząc, że policja jest coraz bliżej zaczęli
taranować sobie brutalnie drogę, próbując jak najszybciej uciec.
Ciągle ktoś na mnie wpadał, bez przerwy się o coś potykałam,
ale mimo to jakoś parłam na przód. Kołowało mi się w głowie,
oczy nie przyzwyczajone do ciemności wcale nie ułatwiały mi
sprawy. Tak naprawdę byłam bezbronna i bez szansy na ucieczkę lub
odnalezienie Jake'a. Zostałam tu sama zdana tylko na siebie.
Dobiegłam do jakiś magazynów, które znajdowały się
za hangarem i skręciłam w jedną z uliczek między nimi. Widząc
przed sobą kawałek wolnej przestrzeni pojawiła się w mnie
nadzieja. Może jednak zdołam się stąd jakoś wydostać. Lecz
kiedy tylko o tym pomyślałam, ktoś mnie popchnął, a ja upadłam
na ziemię. Zacisnęłam oczy, bo zawroty głowy stały się jeszcze
silniejsze.
– Do jasnej cholery, Delilah! – Usłyszałam krzyk
tuż nade mną. – Wstawaj!
Spojrzałam w górę i zamarłam. Lucas Hemmings stał
nade mną z wściekłym wyrazem twarzy, jego oczy motały błyskawice
i ciężko oddychał. Miałam wrażenie, że zaraz mnie kopnie w
brzuch i odejdzie. Luke jednak tego nie zrobił, zamiast tego
westchnął zniecierpliwiony i chwycił mnie za ramiona, pomagając
mi wstać.
– Musimy się stąd zwijać – powiedział. –
Trzymaj się mnie.
Kiwnęłam głową zbyt oszołomiona, by cokolwiek
powiedzieć i ruszyłam jego śladem. Przepychaliśmy się w
przeciwnym kierunku niż reszta ludzi. Wydawało mi się to bez
sensu, ale nic nie powiedziałam. Luke poruszał się szybciej niż
ja. Musiałam biec, żeby na nim nadążyć, a on i tak pozostawał
daleko w przodzie.
– Luke! – Krzyknęłam. Straciłam go z oczu.
Dopiero po kilku chwilach zobaczyłam go przede mną.
Stał i czekał aż go dogonię.
– Nie zostawaj w tyle – warknął rozgniewany. –
Nie mamy czasu.
Miał rację. Syreny policyjnie słychać było
dosłownie z każdej strony. Światła jednego radiowozu zamigotały
tuż za nami. Hemmings widząc to, przeklął głośno.
– Umiesz biec jeszcze szybciej? – Spojrzał na mnie
wyczekująco.
Skinęłam głową.
– Dobrze – mruknął.
Poczułam szarpnięcie do przodu i zaczęłam biec.
Zbiegliśmy z ulicy i skierowaliśmy się pomiędzy magazyny.
Wyglądały przerażająco, ale nie miałam czasu na zaprzątanie
sobie tym głowy. Skupiłam się na swoich nogach i na tym, żeby
biec jak najszybciej i nadążyć za Lukiem. Jakimś cudem udało mi
się dotrzymać mu kroku, była dosłownie kilka centymetrów za nim.
Czułam się tak, jakby jakaś siła ciągnęła mnie przed siebie.
Uciekaliśmy między magazynami przez kilka minut. Nie
miałam pojęcia, w którą stronę się kierowaliśmy, ale na pewno
nie oddaliliśmy się znacznie od policji, ponieważ wciąż
doskonale słyszałam wycie syren.
Luke nagle skręcił, a ja za nim. Przylgnęliśmy do
ściany jednego z magazynu. Oddychaliśmy ciężko i głośno, czułam
jak moje płuca kurczą się i rozkurczają, w desperacji wciągając
powietrze. Brakowało mi tchu.
– Gdzie jeste...
Luke przyłożył mi dłoń do ust, nie pozwalając mi
dokończyć. Spojrzał mi w oczy i pokręcił przecząco głową.
Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego tak się zachował.
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że schowaliśmy się w
alejce pomiędzy dwoma małymi magazynami. Kilka metrów od nas
znajdowała się prostopadła ulica, którą za chwilę przejechał
radiowóz. Jechał wolno, a jeden z policjantów świecił latarką,
szukając uczestników wyścigów.
Zacisnęłam oczy i jeszcze mocniej przylgnęłam do
ściany. Serce biło mi tak mocno, że byłam przekonana, że Luke
mógł je usłyszeć. Modliłam się, żeby nas nie zauważono.
Wizyta na komisariacie była ostatnią rzeczą, która była mi teraz
potrzebna. I jakimś cudem moja modlitwa została wysłuchana,
ponieważ radiowóz odjechał, a my pozostaliśmy niezauważeni.
Staliśmy w ciszy i opieraliśmy się o ścianę,
czekając aż nasze oddechy się unormują. To, że trzymałam dłoń
Luke'a zauważyłam dopiero wtedy, kiedy chłopak ją zabrał.
Hemmings spojrzał mi w twarz, i mimo że nie widziałam dokładnie
jego twarzy, wiedziałam, że malowała się na niej złość, a może
nawet i furia.
– Czy ty już do końca oszalałaś? – Mówił
przyciszonym głosem, ale to wcale nie oznaczało, że jego ton głosu
był delikatniejszy. – Po co tu przyszłaś?
Milczałam. To, że policja odjechała, nie oznaczało,
że byłam bezpieczna. Stała twarzą w twarz w ciemnym zaułku z
wściekłym Lukiem, który najchętniej pewnie dałby mi w twarz.
Rozglądałam się dookoła. Ta obskurna alejka
przypominała mi bardzo inną uliczkę. Uliczkę, w której spotkało
mnie wiele zła. Kilka metrów za mną stał śmietnik. Przypomniałam
sobie, jak czołgałam się do niego, pamiętam, jak moja głowa w
niego uderzyła. Pamiętałam ciemność, która mnie otaczała.
Kiedy zamknęłam oczy, znów znalazłam się na przedmieściach
Central Coast. Lecz gdy je otworzyłam, nadal tkwiłam w tym samym
miejscu. Łzy napłynęły mi do oczu, a oddech przyśpieszył. Nie
mogłam znaleźć się w tym miejscu ponownie. Słyszałam, że Luke
mówił coś do mnie, ale nie dotarło do mnie ani jedno jego słowo.
Byłam zbyt wstrząśnięta przeżywanym deja vu.
– Zabierz mnie stąd – wyszeptałam tylko.
Nie wiem, co zobaczył Luke Hemmings, kiedy spojrzał mi
w twarz, ale musiało go to przekonać do tego, by opuścić tą
wstrętną uliczkę. Nie powiedział nic, tylko kiwnął na mnie
głową i ruszył pierwszy w stronę ulicy. W milczeniu podążałam
za nim, skupiając całą swoją uwagę na jego sylwetce. Próbowałam
zająć myślisz wszystkim, tylko nie pojawiającymi się
wspomnieniami. Na szczęście syreny policyjnie ucichły i nigdzie
nie zauważyłam radiowozów, co oznaczało, że policja już pewnie
odjechała. Zastanawiałam się, czy Jake'owi udało się przed nimi
uciec. Uciekając przed radiowozem, kompletnie o nim zapomniałam.
Ale gdy wzięłam telefon do ręki, spostrzegłam, że dzwonił do
mnie niezliczoną ilość razy i wysłał mnóstwo wiadomości.
Martwił się o mnie, więc czym prędzej odpisałam, że jestem
bezpieczna(choć nie byłam tego pewna w stu procentach) i że mój
znajomy odwiezie mnie do domu.
Nie pytałam Luke'a gdzie idziemy i co zamierza dalej
zrobić. Włóczyłam za nim nogami, kompletnie wyczerpana ostatnimi
wydarzeniami. Moje nerwy były w strzępkach, dawno mój organizm nie
czuł tak dużej dawki adrenaliny. Może dlatego, że nigdy nie
zdarzyło mi się uciekać przed policją. Albo dlatego, że nigdy
nie brałam udziały w nielegalnych wyścigach. Lub dlatego, że
nigdy wcześniej nie widziałam mojego brata, gdy się ścigał. Te
wszystkie rzeczy były dla mnie nowe i nie wiedziałam jak na nie
zareagować. W mojej głowie kołowało się tyle pytań, że nie
wiedziałam, które zadać pierwsze.
– Gdzie idziemy? – spytałam wreszcie. Bałam się
odezwać, ale miałam dość tej napiętej ciszy.
Luke nie odpowiedział. Nawet nie drgnął. Po prostu
szedł dalej.
Zirytowałam się. Dogoniłam go i ponowiłam pytanie.
– Idziemy po mój pistolet, żeby mógł sobie
strzelić w łeb – mruknął sarkastycznie.
Wywróciłam oczami, wzdychając ciężko.
– A jak myślisz, Delilah? – Spojrzał na mnie
zdenerwowany. – Idziemy po mój wóz, żebym odwiózł cię do
domu.
Poczułam cień ulgi na myśl o powrocie do domu.
– Ale najpierw chciałbym zapytać, co do kurwy nędzy
tutaj robiłaś? – Jego niebieskie oczy wwiercały się we mnie.
Zatrzymał się i skrzyżował ramiona na piersi.
– Co chcesz usłyszeć? – Zmarszczyłam brwi. –
Że znalazłam się tutaj przez przypadek? Oboje wiemy, że tak nie
było, więc sądzę, że to pytanie jest zbędne. – Luke nadal
stał w tym samym miejscu i patrzył na mnie uważnie, sprawiając,
że nie mogłam poruszyć się nawet o milimetr. – Chciałam
sprawdzić, czy to prawda, że Dan... – Nie musiałam kończyć.
Luke opuścił ramiona i wziął głęboki oddech.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że to nie jest miejsce
dla ciebie? Wiesz, w co mogłaś się wpakować? – warczał na
mnie, coraz bardziej się nakręcając. – Co ty sobie myślałaś?
Że wejdziesz tu sobie i popatrzysz na wyścigi? Że bezkarnie
będziesz mogła wypytywać tego dupka Maxa o nas i nasze sprawy?
– Wcale nie pytałam go...
– Przestań już z tą gadką. Nie jestem idiotą. Ty
naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, z kim masz do czynienia? Gdyby
Ashton się o tym dowiedział, nawet nie próbowałby tego wyjaśnić,
od razu by się sprzątnął. To rozwiązałoby sprawę. Sam chętnie
czasem bym to zrobił. – Jego mina przyprawiła mnie o dreszcze na
plecach. Niebieskie oczy były lodowate, ton głosu był szorstki i
gniewny. – Nadwyrężyłaś naszą cierpliwość steki razy,
dzisiaj znowu wystawiłaś ją na próbę. Jeżeli uważasz, że
puszczę ci to płazem, to jesteś w błędzie.
– I co? – Włożyłam wiele trudu, by mój głos
nie zadrżał. – Sprzątniesz mnie?
Hemmings popatrzył na mnie tak, jakby rozważał tą
opcję. Nie odzywał się przez chwilę, co tylko spotęgowało moje
zdenerwowanie i niepewność. Byłam skazana na jego łaskę lub
niełaskę. To od decydował, czy odwiezie mnie do domu, czy jednak
zostawi tutaj na pastwę kryminalistów, ćpunów i zboczeńców.
– Powiem o tym Danielowi – odparł po chwili
namysłu. – Twój braciszek na pewno się ucieszy się, gdy dowie
się, że jego siostrzyczka, dla której się naraża, szlaja się po
takich miejscach.
– A co miałam zrobić?! – wybuchłam. – Niczego
o was nie wiem, nawet nie byłam pewna, czy Daniel naprawdę bierze
udział w wyścigach. Musiałam się czegoś o was dowiedzieć, skoro
wy wiecie o mnie wszystko.
Luke zignorował mnie i ruszył przed siebie. Miałam
ochotę go uderzyć. Nie miał prawa mnie ignorować. Doprowadzał
mnie do szału swoim szczeniackim zachowaniem. Tym, że pokazywał,
że nic go nie obchodzi, że ma innych i ich uczucia gdzieś. Nie
oczekiwałam, że się zaprzyjaźnimy, ale cały czas miałam
wrażenie, że się mną brzydzi. Jakbym nie była kobietą, po tym,
co mnie spotkało. Traktował mnie jak śmiecia lub problem, którego
należy się pozbyć. Zachowywał się tak, jakby specjalnie chciał
zrobić mi przykrość swoim zachowaniem. I znając go, pewnie tak
było.
– Liczysz na przeprosiny? – Prychnęłam.
– Nie, Delilah. – Odwrócił się do mnie
gwałtownie. – Liczę na to, że się wreszcie zamkniesz i dasz mi
pomyśleć.
– Nie wysilaj się, Einsteinie.
– Przysięgam na Boga, zaraz cię tutaj zostawię. –
Wzniósł oczy ku niebu. – Mam dość ratowania ci tyłka. Znajdź
sobie innego księcia, księżniczko.
– No to na co czekasz? – Wyrzuciłam ręce do góry.
– Skoro masz mnie dosyć, to po co w ogóle się fatygowałeś,
żeby mnie podnieść z tej głupiej ziemi?
– Też chciałbym wiedzieć – mruknął tylko. –
A teraz z łaski swojej, zamknij swoją pulchną buzię, bo jeszcze
ktoś usłyszy twoje wrzaski.
Zmrużyłam oczy, wyzywając go w myślach od
najgorszych rzeczy, jakie tylko przyszły mi na myśl. Luke posłał
mi ostatnie ignoranckie spojrzenie i leniwym krokiem szedł przed
siebie.
Miałam wrażenie, że droga powrotna była dwa razy
dłuższa. Zbliżaliśmy się powolnie do wielkiego hangaru, który
jeszcze godzinę temu tętnił życiem, a dookoła kręciło się
mnóstwo ludzi. Teraz został tutaj jedynie bałagan i grobowa cisza.
– Skąd masz zamiar wytrzasnąć swój samochód? –
Wyśmiałam go. – Myślisz, że policja byłaby na tyle głupia, by
go zostawić?
– Tak się składa, że nie zostawiłem tutaj
samochodu – odpowiedział sucho.
– A niby co?
Ale Hemmings nie odpowiedział. Zniknął za hangarem,
gdzieś w krzakach. Wolałam nie myśleć o tym, co tam robił. Za
kilka chwil wyszedł stamtąd, ale nie sam. Prowadził okazały
motocykl. Mimo że było ciemno mogłam dostrzec, że część
karoserii była w kolorze żywej zieleni.
Gapiłam się na niego, marszcząc brwi.
– Wsiadasz czy będziesz tak stała? – spytał Luke
i uśmiechnął się z zadowoleniem. Wziął swój kolczyk między
zęby i uniósł brwi do góry.
Podeszłam niepewnie do pojazdu. Nigdy nie jechałam na
motocyklu i nie chciałam spróbować.
– Gdzie mam usiąść?
Hemmings wybuchnął głośnym śmiechem, odrzucając
głowę do tyłu. Musiałam chwilkę poczekać, żeby uzyskać
odpowiedź.
– O tutaj. – Poklepał małe czarne siedzisko,
które znajdowało się kilka centymetrów nad tylnym kołem.
Przełknęłam głośno ślinę. Spróbowałam zadrzeć
nogę i przerzucić ją przed siedzisko, ale moja spódniczka
uniemożliwiała mi to. Była za ciasna.
– Musisz ją podwinąć – zauważył Luke z
aroganckim uśmieszkiem. – Chyba że wolisz wracać pieszo –
dodał, wzruszając ramionami. Czerpał niemałą przyjemność z
mojego zmieszania i strachu przed tym diabelstwem.
Podciągnęłam moją wąską spódniczkę nieco wyżej,
tak, by nie ograniczała mi za bardzo ruchów nogami. Jednak mimo to
nie udało mi się usiąść na siedzisku.
– Okej, okej – zarechotał Luke. – Najpierw ja
muszę usiąść, dopiero później ty.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy dotarło do mnie, że
zrobił to wszystko specjalnie, żeby się tylko ze mnie ponabijać.
– Jesteś dupkiem, Hemmings – burknęłam.
– I twoją jedyną podwózką do domu – wtrącił,
nadal się śmiejąc. – Wiesz rusz swój tyłek i wskakuj, zanim
zmienię zdanie.
Spróbowałam po raz kolejny i po raz kolejny mi się
nie udało.
– Możesz się mnie przytrzymać, Marshall, nie
ugryzę cię. – Mrugnął do mnie. – W każdym razie, nie tutaj i
nie teraz.
– Nie śmieszą mnie sprośnie żarty, więc sobie
daruj – powiedziałam sucho.
Złapałam go za ramiona i przerzuciłam prawą nogę
przez motocykl. Tym razem mi się udało i usiadłam na małym
siedzisku na samym tyle motocyklu.
– Trzymaj się mnie – nakazał i odpalił silnik.
– A jak spadnę? – Przez mój głos przebiła się
panika.
– Trzymaj się tak, żeby nie spaść.
Nie musiał powtarzać mi dwa razy. Objęłam go w pasie
ramionami i napięłam wszystkie mięśnie, szykując się na swoją
pierwszą w życiu jazdę motocyklem. Moje serce łomotało ze
strachu już po raz dziesiąty dzisiejszego wieczoru.
– A kask?! – wrzasnęłam, ale było już za późno.
Luke ruszył z miejsca, a ja poczułam silne szarpnięcie
do tyłu. Przylgnęłam do pleców Hemmingsa, zaciskając mocno oczy
i oddychając głęboko. Zimny wiatr targał mi włosy i chłostał
policzki i nogi. W uszach szumiało mi przez prędkość. Nie
musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że pruliśmy ulicami
Sydney z prędkością, która na pewno nie była dozwolona. Kilka
razy motocykl przechylał się to na lewa stronę, to na prawą, a ja
za każdym razem wydawałam z siebie okrzyk przerażenia. I za każdym
razem czułam jak ciało Luke trzęsie się, targane salwami śmiechu.
Po jakimś czasie motocykl zwolnił, a wiatr nie uderzał
już tak brutalnie o moją twarz. Odważyłam się na to, by otworzyć
oczy i okazało się, że jesteśmy kilka przecznic od mojej ulicy.
Przyglądałam się mijanym przez nas budynkom i miejscom z małym
zachwytem. Teraz, kiedy Luke zwolnił jazda stała się trochę
przyjemniejsza i przestałam się trząść ze strachu o własne
życie.
Gdy Luke zaparkował pod moim domem, odetchnęłam z
ulgą. Znieruchomieliśmy na jego motocyklu. Naprawdę chciałam go
już puścić i pójść czym prędzej do domu. Ale nie mogłam. Nie
mogłam się poruszyć, moje ręce były ociężałe. Zbyt dużo
adrenaliny jak na jeden wieczór.
– Delilah – mruknął Luke. Nie odpowiedziałam,
więc złapał moje dłonie zaciśnięte w pięści i delikatnie
rozprostował mi palce. – Nigdy nie pomyślałbym, że
nieustraszona Delilah Marshall boi się motocyklów.
– Zamknij się – wyszczękałam zębami. Trzęsłam
się z nadmiaru emocji i zimna.
Luke zdjął z siebie moje ramiona, kręcąc głową.
Wzięłam głęboki oddech i zsunęłam się z motocyklu. Moje nogi
były jak z waty, a kolana się trzęsły. Musiałam włożyć wiele
wysiłku w to, żeby ustać normalnie na nogach.
Stałam przez chwilę, patrząc Lukowi w twarz.
– Nie mów im o tym, że byłam na wyścigach –
odparłam cicho. – Szczególnie Danielowi.
Czułam się idiotycznie prosząc go o coś, ale nie
miałam wyjścia. Nie mogłam pozwolić, żeby reszta The Snipers
dowiedziała się, że próbowałam węszyć w sprawie ich gangu.
– Dlaczego nie mogłaś nas zapytać wprost? –
spytał Luke, marszcząc brwi. Przeczesał dłonią potargane przez
wiatr blond włosy i spojrzał na mnie uważnie.
– Nikt by mi nie odpowiedział.
– Nie spróbowałaś.
Westchnęłam cicho.
– Nie wywijaj więcej takich numerów. Nie zawsze
zdążę uratować twój tyłek.
– Wiem... i... dziękuję, Luke.
Luke pierwszy raz uśmiechnął się do mnie szczerym,
szerokim, pięknym uśmiechem, pozbawionym arogancji, sarkazmu i
fałszu. Pierwszy raz zobaczyłam jego prawdziwy uśmiech i
stwierdziłam, że był najpiękniejszy ze wszystkich uśmiechów,
które mi posłał.
– Naprawdę jesteś bipolarny – dodałam, kręcąc
głową.
– Kolorowych snów, Delilah. – Usłyszałam
jeszcze, zanim zniknęłam za furtką.
Od Autorki: witam was, kochani. I od razu przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Myślałam, że w wakacje nadrobię trochę pisanie rozdziałów, ale znalazłam pracę, do tego wciąż się uczę, bo od września zaczynam klasę maturalną i nie mogę zawalić tej klasy ani matury. Sami rozumiecie. Mój grafik dnia jest napięty i często nie mam już siły na napisanie czegokolwiek. Dlatego tworzenie tego rozdziału zajęło mi tak dużo czasu. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i mi wybaczycie. Jeszcze raz bardzo was przepraszam, liczę na to, że ktoś tu jeszcze ze mną został.
Teraz przejdźmy do rozdziału. Mimo że namęczyłam się nad nim strasznie, jestem z niego bardzo zadowolona i lubię go. Szczególnie sceny między Dee a Lukiem. choć muszę przyznać, że sceny z nimi wymagają ode mnie najwięcej pracy i najtrudniej mi się je pisze, ale mam nadzieję, że nie widać tego tak bardzo.
Co sądzicie o rozdziale 20? Podoba wam się? Jak odczucia po wyścigach? Jak po scenach z Dee i Lukiem? Piszcie w komentarzach!
Chciałabym jeszcze na koniec wam podziękować gorąco za wszystkie komentarze tutaj i na wattpadzie, za wejścia, za waszą cierpliwość do mnie, za wyrozumiałość. Jesteście kochani! I jeszcze raz jedno wielkie DZIĘKUJĘ WAM.
Nadal proszę o choć najmniejszy komentarz. Strasznie mnie to motywuje do dalszego pisania. Jeśli macie jakieś pytania, uwagi, pomysły - śmiało!
Do następnego (oby pojawił się jak najszybciej!).
Love y'all!
Minette
"Natomiast tata kazał mi uważać i wepchnął mi do ręki gaz pieprzowy. Byłam zaskoczona, ale ucieszyłam się, że mi go dał." O takich zachowaniach powinno się pisać częściej. Taki ojciec to wzór do naśladowania, tym bardziej że gaz pieprzowy można teraz kupić już od 15 zł np. w broń.pl pieprzowe
OdpowiedzUsuńRozdziały z Lukiem są najlepsze ;)
OdpowiedzUsuń