Rozdział 8

W następnym tygodniu ojca wciąż nie było i zastanawiałam się, co powodowało przedłużenie jego wyjazdu. Zazwyczaj wyjeżdżał na trzy, góra cztery dni, a tym razem nie było go już sześć. Uspokajał mnie przez telefon, mówiąc, że to przez jakieś zamieszanie ze świadkiem koronnym i w czwartek powinien już być w domu. Nie byłam zadowolona z jego nieobecności, ponieważ chciałam z nim porozmawiać o Danielu, ta rozmowa nie mogła poczekać.
Daniel od kilku dni nie odezwał się do mnie słowem, zresztą, ja też nie próbowałam z nim rozmawiać. Nie miałam już siły na te ciągłe kłótnie. Dan ciągle gdzieś znikał, nie mówiąc nawet słowa. Wiedziałam, że prawdopodobnie jest z Lukiem albo jego znajomymi.
– Dee! – Sean walnął mnie w ramię.
Podniosłam na niego oczy i zrobiłam pytającą minę.
– Wiesz, że w piątek mam urodziny?
– Wiem. Wiem też, że urządzasz imprezę wszech czasów – uśmiechnęłam się w jego stronę i zamknęłam zeszyt.
– Przyjdziesz, prawda? – Pochylił się w moją stronę tak, by nauczycielka od matematyki go nie widziała.
– Oczywiście, że przyjdę – zapewniłam go. – Dlaczego o to pytasz?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Ostatnio odsunęłaś się od nas.
– Sean... – zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć, ponieważ nauczycielka wywołała chłopaka do tablicy.
Westchnęłam i schowałam twarz w dłonie.
W czwartek, przed imprezą urodzinową Seana, wrócił tata. Wyraźnie widziałam, że był zadowolony i żarliwie opowiadał mi o rozprawie sądowej i o sytuacji oskarżonego, która była beznadziejna, ale ojciec jednak go wybronił. W trakcie jego rozmowy zrobiłam sobie w głowię listę 'za i przeciw' powiedzenia tacie o tym wszystko, co wyprawiał Daniel. I zaskoczona spostrzegłam, że argumentów przeciw był znacznie więcej niż za.
Postanowiłam, że jeszcze trochę poczekam. Może uda znaleźć mi się jakieś dowody na to, że Luke Hemmings i jego kumple nie są bez winy i są niebezpieczni. Tata nie uwierzyłby mi, gdybym uraczyła go tylko swoimi domysłami. Nawet gdybym powiedziała mu o tym, że jego syn bierze narkotyki, nie uwierzyłby, gdyby nie dostał na to niezbitych dowodów.
W piątek, dwudziestego dziewiątego marca, zaraz po szkole pojechałam do domu, żeby uszykować się na imprezę urodzinową mojego przyjaciela i zabrać prezent, który mu kupiłam. Była to ostatnia impreza przed przerwą jesienną i cała szkoła huczała z podekscytowania. A ja potrzebowałam tej imprezy, chciałam się upić i wreszcie niczym nie przejmować. Po prostu zachowywać się jak normalna nastolatka.
Matt przyjechał po mnie o dwudziestej i zatrąbił. Krzyknęłam do taty, że wychodzę i wybiegłam z domu. Matt jak zwykle powiedział, że wyglądam pięknie i ruszyliśmy do domu Seana. Już gdy wjechaliśmy w jego ulicę, dało się słyszeć głośną muzykę. Na domówkę do naszego przyjaciela przyszła chyba cała szkoła, bo dookoła kręciło się mnóstwo ludzi. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem do mojego chłopaka i trzymając się za ręce weszliśmy do środka.
Muzyka huczała tak, że ściany i wszystkie meble pulsowały do jej rytmu, głośne śmiechy i rozmowy zlewały się w jeden wielki hałas, ktoś co chwilę wołał Seana, żeby złożyć mu życzenia lub wypić za jego zdrowie. Czerwone kubki, które były tradycją na każdej imprezie, zapełnione jakimś alkoholem stały na stoliku w przedpokoju i kusiły do wzięcia i spróbowania napoju.
Gdy tylko spostrzegłam mojego przyjaciela w tym dzikim tłumie, rzuciłam się na niego, składając życzenia i wręczając mu prezent. Chłopak odłożył pakunek na stojącą obok komodę i porwał mnie do tańca. Pierwszy raz od bardzo dawna szczerze się śmiałam i czułam jakby wszystko było na swoim miejscu. Nie musiałam się przejmować moim bratem, Hemmingsem i jego przyjaciółmi, narkotykami, wyścigami...
– Jesteś – mruknął Sean przy moim uchu i zamknął mnie w szczelnym uścisku, gdy odeszliśmy po kilku minutach na bok.
– Oczywiście, że jestem. Nie mogłam przegapić twoich urodzin – uśmiechnęłam się szeroko.
– Czyżby Delilah Marshall wyszła z domu? – Usłyszałam za sobą piskliwy głos Chloe.
Dziewczyna uściskała mnie. W pobliżu stali Matt, Jade, Jake i Ryan. Poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele, widząc wszystkich moich przyjaciół w jednym miejscu. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy wszyscy razem gdzieś wyszliśmy.
– Mam nadzieję, że tym razem nie przyjedzie policja – roześmiała się Jade.
– Spokojnie. – Sean uniósł ręce do góry, pokazując, że wszystko ma pod kontrolą. – Powiadomiłem sąsiadów, że dzisiaj urządzam kameralną imprezę.
– Kameralną? – powtórzyłam, wybuchając śmiechem.
– To impreza wszech czasów – odparł Jake, chcąc zrobić Seanowi na złość. Blondyn go szturchnął i już za chwilę obaj pogrążyli się w przyjacielskiej bójce.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, chcąc zapisać ten moment w mojej pamięci.
– Chodź. – Matt pociągnął mnie za rękę. – Znajdziemy coś do picia.
Minęła niecała godzina a ja już czułam, jak alkohol przejmuje władzę nad moim ciałem i umysłem. Podobało mi się to. Wreszcie moja głowa była wolna, ja byłam wolna. I co z tego, że jutro będę miała kaca, a moje problemy znów powrócą? Na razie liczyła się tylko ta impreza.
Usiadłam przy mini barze, który znajdował się z tyłu w ogrodzie. Nie sądziłam, żeby Sean to wszystko zaplanował i urządził. Byłam pewna, że pomagała mu Chloe i Jade.
Jeden z zawodników szkolnej drużyny, który robił za barmana, wręczył mi szklaneczkę z jakimś różowym napojem i posłał mi szeroki uśmiech.
– Cześć.
Odwróciłam głowę w bok, patrząc na chłopaka, który siedział obok na krześle, chcąc się upewnić, czy na pewno mówił do mnie.
– Cześć – odpowiedziałam i zamrugałam kilkakrotnie.
– Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale masz naprawdę piękne włosy. – Chłopak nachylił się w moją stronę i wziął w palce pojedynczy kosmyk moich rudych włosów.
– Dzięki? – odparłam zmieszana jego gestem, ale nie odsunęłam się. – No cóż, twoje też są... niezwykłe – zaśmiałam się serdecznie, patrząc na jego błękitne włosy.
– Farbowałem je dzisiaj przed imprezą. – Przechylił kieliszek, który przez jakiś czas obracał w palcach, i wylał jego zawartość do gardła. – Przedtem były czerwone – dodał, uśmiechając się. – Ale twoje włosy... – Pokręcił głową z uznaniem, a ja ponownie zaśmiałam się. – Czy to twój naturalny kolor?
– Tak – powiedziałam i odrzuciłam moje loki na plecy.
Chłopak patrzył na mnie zaskoczony i ponownie pokręcił głową.
Napiłam się różowego napoju, który był słodki i nie było w nim czuć aż tak bardzo alkoholu, i ponownie spojrzałam na siedzącego obok chłopaka.
– Co ze mnie za kretyn! – powiedział i pacnął się w czoło. – Jestem Michael. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą zaraz uścisnęłam.
– Delilah.
Michael ponownie spojrzał na mnie zaskoczony.
– Delilah – powtórzył. – Mało spotykane imię.
– Wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Nie przepadam za nim, więc wszyscy mówią na mnie po prostu Dee.
– Więc Dee, może chcesz, żebym został twoim osobistym fryzjerem?
Odrzuciłam głowę w tył, śmiejąc się w głos.
– Twoje włosy zasługują na jak najlepsze traktowanie – mrugnął do mnie.
– Czuję się dziwnie, gdy tak zachwalasz moje włosy – wyznałam, unosząc jedną brew do góry.
– Mogę zacząć wychwalać twoje zielone oczy lub twój dzisiejszy strój – powiedział z wyzywającym uśmiechem na ustach.
– Wybacz, jestem zajęta – zaoponowałam, widząc, że Michael zaczyna ze mną flirtować.
– To już nie mogę prawić ci komplementów? – roześmiał się i popatrzył na mnie rozbawiony.
– Nie, jeżeli chcesz mieć wszystkie zęby.
Oboje ponownie wybuchliśmy głośnym śmiechem. Wszystko teraz wydawało mi się śmieszne.
– Yo, Marshall! – krzyknął jakiś znajomy głos, a ja odwróciłam się w jego kierunku. Jakiś pijany chłopak, z którym chodziłam na angielski, machał do mnie, zapraszając do basenu. Uprzejmie pokazałam mu środkowego palca i z uśmiechem na ustach odwróciłam się z powrotem do mojego rozmówcy.
Chłopak patrzył na mnie, mrużąc oczy.
– Delilah Marshall? – zapytał, a ja skinęłam głową.
W jego oczach błysnęło jakieś uczucie, ale zgasło zbyt szybko, bym mogła je odczytać. Kąciki jego ust ponownie uniosły się w górę. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zamknął je, kiedy Matt objął mnie ramieniem i spiorunował go wzrokiem.
– Szukałem cię – powiedział i złożył na mojej szyi pocałunek. Wiedziałam, że w właśnie pokazywał Michaelowi, że nie wolno ze mną flirtować. To jego teren.
– Coś się stało?
– Nie, po prostu chcę z tobą zatańczyć.
I nim się spostrzegłam, Matt prowadził mnie do środka domu. Odwróciłam głowę do tyłu i posłałam Michaelowi przepraszający uśmiech. Chłopak pomachał mi i wrócił do swojego kieliszka.
Zaczęłam skakać w rytmu muzyki, kompletnie zatracając się w jej dźwiękach. Sean na szczęście miał dobry gust muzyczny, a playlista, którą ułożył na dzisiejszy wieczór porywała wszystkich do tańca.
Matt podał mi czerwony kubek, a ja wypiłam go jednym haustem. Czułam się dobrze, mimo że wokół mnie wirowali pijani ludzie. Większości z nich nie znałam, ale byłam pewne, że Sean również ich nie znał.
Ręce Matta zjechały po moich bokach i zatrzymały się na biodrach. Uśmiechnęłam się pod nosem, tańcząc dalej w tym samym rytmie. Dłonie Matta kołysały się razem ze mną. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. Odwróciłam się do niego i stanęłam jak wryta. Przestałam już kołować biodrami i zmrużyłam oczy.
Nie sądziłam, że właśnie pozwoliłam Lukowi Hemmingsowi dotknąć mnie. Jak on śmiał zrobić coś takiego? Przecież chwilę temu koło mnie stał Matt. Rozejrzałam się na boki, ale nigdzie nie widziałam mojego chłopaka. Miałam nadzieję, że dałby Lukowi w twarz, a jego bezczelny uśmiech wreszcie zniknąłby z jego ust.
– Dlaczego przestałaś? – spytał, przygryzając kolczyk w wardze.
– Idź do diabła, Hemmings – syknęłam i obróciłam się na pięcie i chciałam odejść, ale Luke złapał mnie za nadgarstek.
– Nie tak szybko – odparł. – Chcę wiedzieć, co widziałaś wtedy w sekretariacie.
– Myślisz, że jestem taką idiotką, żeby uwierzyć, że to nie byłeś ty? Nie próbuj na mnie tych swoich gierek, bo nie działają. – Powiedziałam oburzona, a Luke ignorując moje słowa, ciągnął mnie w stronę kuchni. – Nie dotykaj mnie – syknęłam, kiedy znaleźliśmy się w pustej kuchni.
– Jakoś przedtem nie narzekałaś – uśmiechnął się i zamknął drzwi.
Kiedy tylko puścił mój nadgarstek, na którym pojawiła się czerwona plama, skierowałam się w stronę tylnych drzwi. Znałam dom Seana lepiej niż swój własny.
– Zaczekaj – warknął.
Zignorowałam jego słowa i wyszłam na dwór. Miałam nadzieję, że Luke da mi spokój. Nie chciałam psuć sobie humoru jego osobą. Poza tym, po co on tu w ogóle przyszedł? Żeby mnie pognębić i zdenerwować? Szukał Daniela? Czy może po prostu chciał się zabawić?
– Powiedziałem zaczekaj.
Luke złapał mnie za ramiona i przycisnął do ściany. Skrzywiłam się i wbiłam w Hemmingsa wściekłe spojrzenie.
– Co widziałaś?
– Nic.
– Marshall.
– Hemmings.
Znosiłam jego natarczywy wzrok z dumnie uniesioną brodą. Nie dałam mu się zastraszyć. I nie zamierzałam również odpowiadać na jego głupie pytania. Nie miałam ochoty na niego patrzeć.
Luke pokręcił głową i zacisnął zęby. Widziałam w jego oczach jak powoli tracił cierpliwość. Może gdybym tyle nie wypiła, zaczęłabym się bać, ale zamiast strachu czułam znudzenie i irytację.
– Mam cię dosyć! Zostaw mnie wreszcie w spokoju! Nie dociera to do ciebie? Zaczynasz działać mi na nerwy razem z twoimi kumplami. Jeszcze raz mnie dotkniesz, a skończysz na ławie oskarżonych w sądzie. – Paplałam trzy po trzy. Musiałam dać wreszcie upust mojej złości.
Świat zawirował, a ja na chwilę straciłam poczucie gdzie jest góra a gdzie dół. Czułam się żałośnie, ale nic nie mogłam zrobić. Nie byłam gotowa na konfrontację z nim i wiedziałam, że moje słowa brzmią trochę niewyraźnie.
– Nie dotykaj mnie – warknęłam i próbowałam odtrącić jego ręce.
Luke pochylał się nade mną i chichotał.
Zacisnęłam usta i wpatrywałam się w niego z nieskrywaną chęcią dania mu w twarz. I kiedy tylko ta myśl przemknęłam mi przez głowę, moja dłoń spoliczkowała Hemmingsa. Chłopak przestał się uśmiechać i przycisnął moje ramiona do chłodnej i szorstkiej ściany.
– Nie powinnaś tego robić – wysyczał.
– Ups. – Wzruszyłam ramionami i parsknęłam śmiechem, bo nagle cała ta sytuacja wydała mi się dziwnie komiczna.
Wciąż się śmiejąc, odepchnęłam Luka i skierowałam się do ogrodu. Nie obejrzałam się za siebie, ale byłam pewna, że wpatrywał się we mnie z nieskrywaną nienawiścią lub złością.
Wróciłam do środka i wmieszałam się w tłum nastolatków, tańczących w salonie Seana. Miałam nadzieję, że nie zobaczę już więcej Hemmingsa, ponieważ nie chciałam się jeszcze bardziej zbłaźnić lub oberwać od niego w twarz. Może gdybym była trzeźwa, zastanawiałabym się dlaczego Luke cały czas mnie wypytuje o włamanie do sekretariatu, ale teraz myślałam tylko nad tym, żeby napić się alkoholu z czerwonego kubeczka.


Z jękiem przewróciłam się na drugi bok, szukając po omacku mojej komórki, która powinna była leżeć gdzieś pod poduszką. Otwierając jedno oko, odebrałam komórkę i włączyłam głośnomówiący.
– Tak? – spytałam sennie i wtuliłam twarz w pościel.
– Dee! – zaszczebiotała Chloe. – Zgadnij, co się dzisiaj stało!
– Ryan ci się oświadczył?
– Blisko, ale nie.
– Sean wreszcie obciął włosy?
– Dee, postaraj się bardziej – zażądała dziewczyna piskliwym głosem.
– Poddaję się. Dlaczego do mnie dzwonisz piętnaście minut przed moim budzikiem? – wyjęczałam. – Musisz mieć naprawdę dobry powód.
– Dzwonię ci powiedzieć, że dzisiaj możesz spać do południa – powiedziała.
– Chloe, wiesz, że dzisiaj jest szkoła?
– Właśnie, że nie ma!
– Jak to? – Podniosłam głowę, wpatrując się pytająco w telefon.
– Instalacja elektryczna w szkole ma awarię. Podobno to coś poważnego i nie można tam w ogóle wchodzić, więc mamy dziś dzień wolny.
Uśmiechnęłam się szeroko i uniosłam ręce go góry w geście zwycięstwa, a następnie przeciągnęłam się.
– Więc idziemy na plażę! Zapowiadają na dzisiaj wysokie fale. Tylko o tym pomyśl – rozmarzyła się. – Będę po ciebie o dziesiątej.
– Okej, do zobaczenia.
Ponownie zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tym, że mogłam jeszcze pospać. Byłam zmęczona, bo w ostatnich dniach niewiele spałam. Miałam mnóstwo nauki oraz prac domowych. W domu panował istny bałagan i zamęt, którego mimo moich szczerych chęci, nie udało mi się opanować. Chloe, Matt i Sean przesiadywali w moim domu prawie każdego dnia, powodując jeszcze większy harmider. Nie wspominając już o Danielu, który cały czas robił mi na złość i nie odzywał się do mnie. Miałam dosyć jego dziecinnego zachowania, ale nie zamierzałam płaszczyć się przed nim i prosić, żeby się wreszcie opanował. Dan nie był już pięcioletnim chłopcem i powinien powiedzieć mi wprost co mu leżało na sercu i dlaczego mnie tak bardzo nie znosił. Nie rozumiałam, jak mógł się wściekać za to, że wywaliłam z domu tych bandziorów. Zrobiłam mu przysługę. Szkoda tylko, że nie umiał tego docenić.
O jedenastej leżałam już na gorącym pisaku Bondi Beach i cieszyłam się piękną pogodą. Mimo że nastała nieubłagana jesień, wciąż było ciepło i słońce przyjemnie grzało nasze ciała wylegujące się na plaży. Wiedziałam, że to są ostatnie przebłyski lata zanim nastąpi jesień i zima. Temperatura nie spadała zbyt gwałtownie w zimne pory roku, jednak nie można było się cieszyć tak upalną pogodą jak dzisiaj. Poza tym jesienią zawsze były najlepsze fale i za nic nie można było ich przegapić.
Sean właśnie polerował swoją niebieską deskę, a Matt zapinał strój do surfingu. Natomiast ja, Chloe i Jade leżałyśmy na ręcznikach i rozmawiałyśmy o zbliżającej się przerwie jesiennej.
– Nie mogę uwierzyć, że minęło już trzynaście tygodni roku szkolnego – powiedziała Chloe. – Przecież niedawno o mały włos nie wpadłam do ogniska na imprezie pod koniec lata – zaśmiała się i założyła na nos wielkie czarne okulary.
– A teraz jesteśmy w ostatniej klasie... – bąknęła Jade. – Kto wie, gdzie będziemy za rok?
– Patrząc na Seana, myślę, że on skończy jako striptizer w jakimś gejowskim klubie – odparła głośno Chloe, tak, żeby nasz przyjaciel ją usłyszał.
Sean podniósł głowę, uśmiechnął się sarkastycznie i pokazał jej środkowego palca, na co ja z Jade cicho zachichotałyśmy.
– Gdzie jest Daniel? – spytał Jake, pochylając się nade mną.
– Pewnie gdzieś szlaja się z Hemmingsem – burknęłam.
– Z kim? – Jake otworzył szerzej oczy i usiadł koło mnie. – Mówisz o Luke'u Hemmingsie?
– A o kim innym? – jęknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Przysłoniłam oczy dłonią, wpatrując się w chłopaka.
– Nie wiedziałem, że twój brat się z nim zadaje – powiedział zaskoczony. – Dan nie wygląda na kogoś, kto...
– Ja też nie sądziłam, że mój brat jest aż takim frajerem – przerwałam mu. – Wiesz coś na temat Hemmingsa? – Nachyliłam się w jego stronę.
– Koleś, od którego mam towar, zna go. Z jego opowiadań wywnioskowałem, że to dziwny człowiek. – Poprawił się na miejscu. – Widziałem go na wyścigach – dodał.
– Byłeś na wyścigach? – Otworzyłam szerzej oczy.
– Tak, ale tylko po, żeby odebrać trawkę. Na wyścigi nie wpuszczają ludzi takich, jak my.
– Nie rozumiem.
– Nielegalne wyścigi to nie miejsce dla rozpieszczonych bachorów, które mają bogatych rodziców – wyjaśnił i przeczesał palcami swoje czarne włosy. – Zmyłem się stamtąd, zanim przyjechała policja. Nie miałem zamiaru wylądować na komisariacie.
– Gdzie odbywają się te wyścigi?
– Trudno mi powiedzieć, ponieważ zawsze są w innym miejscu. Dee, chyba nie chcesz na nie iść? – Spojrzał na mnie zaniepokojony, a ja pokiwałam przecząco głową.
Już otworzyłam usta, żeby zapytać go o chłopaka sprzedającego narkotyki, ale Parker poderwał się do pionu, gdy usłyszał krzyki Seana i Matta, i pognał w ich stronę.
Opadłam z powrotem na ręcznik, przymykając oczy. Znowu nic. Nikt nie umiał mi powiedzieć czegoś przydatnego, co mogłoby mnie zbliżyć do rozgryzienia Luke'a albo mojego brata. Wszystko było owiane tajemnicą. Gdyby chłopak, o którym mówił Jake okazał się dilerem, to mogło być prawdopodobne, że Daniel ma od niego dragi. Może mogłabym porozmawiać z tym facetem i dowiedzieć się czegoś konkretnego. Ale z drugiej strony bałam się z nim porozmawiać. Obawiałam się, że usłyszę od niego, że mój brat jest narkomanem. Albo jeszcze gorzej – że mój brat bierze udział w nielegalnych wyścigach lub zaszedł Lukowi za skórę. Nie chciałam, żeby mój brat należał to tych zbuntowanych nastolatków, którzy napadają na ludzi, kradną, ćpają lub robią inne nielegalne rzeczy. Chciałam, żeby mój brat skończył szkołę i poszedł na dobrą uczelnię; chciałam, żeby znalazł dziewczynę; chciałam, żeby znalazł prawdziwych przyjaciół, a nie takich, z którymi łączyłyby kryminalne interesy.
Mój humor diametralnie uległ zmianie. Leżałam na ręczniki, z zasępieniem patrząc w błękitne, bezchmurne niebo i zastanawiając się, co by było gdyby... Chloe, widząc mój nastrój, zaczęła opowiadać wszystkie śmieszne rzeczy jakie przyszły jej do głowy. Opowiadała o swoich urodzinach w tamtym roku, na które Sean i Jake kupili jej kota. Prezent był świetny, gdyby nie to, że przywiązali kota do balonów z helem. Kociak poszybował w niebo i do dziś nie wiemy, co się z nim stało. Przypominała, jak Sean, chcąc poderwać ratownika, zaczął udawać, że się topi i zgubił spodenki, albo jak ją zgubiłam swój biustonosz, kiedy zjeżdżałam z prędkością światła z największej wodnej zjeżdżalni w całej Australii.
Ten dzień minął mi wyjątkowo normalnie. Przyjemnie było znów przebywać cały dzień w towarzystwie przyjaciółmi tak, jak kiedyś. Po spędzeniu na plaży kilku godzin, wybraliśmy się do jednej z naszym ulubionych knajpek na obiad. Panowała luźna atmosfera, a ja pierwszy raz od dawna nie siedziałam wpatrzona w swoje dłonie tylko żywo rozmawiam ze znajomymi. Udało mi się nawet zażartować i kilka razy wybuchnąć śmiechem.
Później wszyscy pojechaliśmy do Chloe, gdyż pogoda się pogorszyła; temperatura spadła do 18 stopni i zerwał się chłodny wiatr. Włączyliśmy jakiś film, ale nie zaprzątaliśmy sobie nim głowy, tylko pogrążyliśmy się w rozmowie.
Normalny, ten dzień był tak cudownie normalny, że myśl o powrocie do pustego domu, między którego ścianami wciąż wisiały krzyki, napawała mnie obrzydzeniem. Nie chciałam tam wracać, dlatego kiedy Chloe zaparkowała samochód na moim podjeździe, zacisnęłam dłonie i skrzywiłam się. Wymamrotałam do przyjaciół słowa pożegnania i niechętnie wygramoliłam się z Citroena Chloe. Do drzwi doprowadziły mnie ich krzyki i odgłos klaksonu, co choć na chwilę wywołało uśmiech na mojej wykrzywionej w grymasie twarzy.
Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam szukać w torbie moich kluczy. Byłam pewna, że schowałam je do małej przegródki z boku mojej torby, ale najwyraźniej się myliłam.
Dzwonek telefonu przerwał moje poszukiwania. Widząc na wyświetlaczu imię mojego brata, naszły mnie złe przeczucia i wiedziałam, że coś się musiało stać.
– Tak?
– Delilah – sapnął Dan. Jego głos był przytłumiony i dążący. – Przyjedź po mnie.
– Gdzie jesteś? Co się stało? – Wypytywałam. Zacisnęłam dłoń na komórce i zamknęłam oczy, szukając się na źle wieści.
– Proszę, Dee, przyjedź. Jestem w szkole – wyjęczał żałośnie.
– Dan, co ty robisz o tej godzinie w szkole?
– Przyjedź – wykrztusił i połączenie zostało urwane.
Trzęsącymi się dłońmi starałam się znaleźć klucze. Kiedy tylko udało mi się to, otworzyłam pospiesznie drzwi i wpadam do środka. Zgarnęłam z kuchennego blatu kluczyki do mojego samochodu i rzuciłam się biegiem z powrotem do drzwi.
Nie miałam pojęcia, w co tym razem wpakował się mój brat, ale nie wyglądało to dobrze. Poza tym, co on robił o tej godzinie w szkole? Przecież miała być zamknięta przez awarię prądu, bo jest w niej niebezpiecznie. Podejrzewam, że Daniel nie poszedł tam z własnej woli. Nie do szkoły. Nie o tej godzinie. Nie, kiedy szkoła jest zamknięta. Więc jakim cudem się tam znalazł? Czy ktoś zaciągnął go tam siłą? A może zrobił mu jakaś krzywdę i zostawił samego sobie? Czy tym kimś był Luke Hemmings? Byłam więcej niż pewna, że to jego sprawka. Nikt inny nie miał powodu, żeby przywlec tam mojego brata.
Jęknęłam głośno i przyspieszyłam. Miałam w głowie najgorsze myśli, które nie mogły się spełnić. Musiałam dostać się do szkoły. To była sprawa priorytetowa. Mimo że mój brat ranił mnie na każdym kroku i odpychał, nie oznaczało, że jest mi obojętny. Jesteśmy rodzeństwem, oczywiście, że są gorsze momenty (które my właśnie przechodziliśmy), jak i lepsze, ale powinniśmy się wspierać i pomagać sobie nawzajem.
                                               Włączcie muzykę
Kiedy zaparkowałam na szkolnym parkingu i zgasiłam silnik, otoczyła mnie ciemność. Latarnie stojące po bokach nie paliły się, co oznaczało, że awaria prądu nadal nie została opanowana. Wysiadłam z samochodu i trzasnęłam drzwiczkami. Echo uderzenia rozeszło się głucho po opustoszałym parkingu. Nie było zimno, w każdym razie nie aż tak, by wywołać na moich ramionach gęsią skórkę. Dlatego nie wiedziałam, skąd ona się wzięła. Wiał wiatr, ale jego powiew nie niósł ze sobą przenikającego chłodu, a raczej zapach oceanu i soli. Rozejrzałam się dookoła, ale było za ciemno, żeby coś dostrzec. Wyjęłam więc swój telefon i włączyłam latarkę. Światło, które rzucała było blade i sprawiało, że dookoła mnie tańczyły upiorne cienie.
Przełknęłam ślinę i ruszyłam biegiem w stronę głównego wejścia. Nie sądziłam, żeby było otwarte, ale musiałam to sprawdzić. Wolałam to wejście niż to boczne. Dwie lampy nad wielkimi drzwiami zawsze się paliły, ale niestety teraz, kiedy najbardziej ich potrzebowałam, były zgaszone. Potknęłam się na schodach, ale na szczęście w porę złapałam równowagę. Stanęłam na równe nogi i złapałam za podłużny uchwyt, znajdujący się po środku drzwi, i pociągnęłam. Zamknięte. Jeszcze przez kilka sekund siłowałam się z drzwiami na próżno. Musiałam wybrać boczne wejście, które było używane przez woźnego. Zbiegłam po schodach i przeskoczyłam przez niski żywopłot, który rósł wzdłuż głównego wejścia. Gałązki podrapały mi łydki, ale nie przejmowałam się tym w tamtej chwili. Musiałam dostać się do środka. Drugie wejście musiało być otwarte, ponieważ już innego wejścia nie było. Oprócz tego przez boisko, wokół którego stała wysoka siatka. Gdyby udało mi się przez nią jakoś przejść, dostałabym się do szkoły wejściem od strony szatni. Ale wiedziałam, że nie dałabym rady przejść przez trzymetrowe ogrodzenie.
Stanęłam przed obdrapanymi drzwiami woźnego i wbiłam wzrok w klamkę. Te drzwi to moje jedyna szansa, proszę, żeby było otwarte. Pociągnęłam za klamkę, a drzwi ustąpiły. Odetchnęłam głęboko.
Dzięki Bogu.
Weszłam do kanciapy woźnego i zamknęłam za sobą drzwi. Rzuciłam trochę światła na to pomieszczenie, które było jedną wielką graciarnią. Czym prędzej wyszłam z niego i skierowałam się w stronę głównego holu. Nie wiedziałam gdzie mam szukać Daniela. Mógł być wszędzie. I wiedziałam, że jeżeli przyjdzie mi przeszukać całą szkołę, zrobię to, byleby odnaleźć mojego brata. Chciałam zacząć krzyczeć jego imię, ale stwierdziłam, że to głupi pomysł. Po pierwsze mógłby mnie nie usłyszeć; po drugie zwróciłabym uwagę osoby, która go tu zaciągnęła. Nie zamierzałam się wystawiać temu komuś jak na tacy, musiałam znaleźć Dana niepostrzeżona.
Wybrałam jego numer. Może powiedziałby mi, gdzie jest, a ja bym po prostu go stamtąd zabrała. Może jest sam w szkole, a osoba, która sprawiła, że w niej się znalazł już poszła. Może pobiła go i zostawiła. A może zrobiła mu coś gorszego? Nie wiedziałam i nie dowiedziałam się, ponieważ mój brat nie odebrał telefonu. Westchnęłam ciężko i niepewnie ruszyłam przed siebie. Nie miałam pojęcia, gdzie może być, więc postanowiłam, że najpierw sprawdzę parter, a później kolejne piętra.
Pogrążona w ciemnościach szkoła wyglądała niczym z jakiegoś dennego horroru. Świeciłam latarką w każdy kąt, bojąc się, że może tak czyhać na mnie jakieś niebezpieczeństwo. Ale niczego podejrzanego nie widziałam ani nie słyszałam. Oczywiście pomijając mój szybki oddech, stukot butów i moje głośno bijące serce.
Miałam już skręcić i zacząć wspinać się po schodach na pierwsze piętro, kiedy usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Zatrzymałam się natychmiast, rozważając nad tym, czy powinnam się odwrócić, po czym niepewnie spojrzałam za siebie. Korytarz był pusty. Wpatrywałam się w pustkę jeszcze chwilę, żeby upewnić się, że na pewno nikogo za mną nie było. Kroki musiały być wytworem mojej wyobraźni, która pracowała na wysokich obrotach, odkąd stanęłam przed wejściem do szkoły. Oczami wyobraźni widziałam, jak Luke zaciąga tu mojego brata, jak znów go bije, widziałam posiniaczoną twarz Daniela i słyszałam jego drżący głos. A co jeżeli to nie Luke? Co jeżeli to ktoś o wiele groźniejszy? Jakiś zwyrodnialec, który czerpie przyjemność z czyjegoś cierpienia? Co wtedy, Delilah?
Ponownie usłyszałam za sobą stukot butów. To nie mogły być omamy słuchowe. Nie po raz drugi. Nie byłam sama na tym korytarzu, ale gdy odwróciłam się, żeby to sprawdzić, znów nikogo nie zauważyłam.
Dłonie zaczęły mi się trząść, a razem z nimi mój telefon, rzucając na wszystko dookoła drżące światło. Miałam wrażenie, że cofnęłam się o trzy lata w tył. Znów czułam w moich żyłach paraliżujący strach i gorącą adrenalinę. Znów czułam się zagrożona, a przed moimi oczami widziałam same straszne rzeczy, które mnie spotkały. Znów miałam deja vu.
Przyśpieszyłam kroku. Musiałam zgubić tego człowieka i znaleźć Daniela. Widziałam już schody, od który dzieliło mnie kilka metrów. Pozostało mi tylko się do nich jak najszybciej dostać i wejść na górę. Wtedy mogłabym schować się w jakiejś klasie i zadzwonić po pomoc.
Znów kroki. Tuż za mną.
Nim się spostrzegłam mój telefon został wyrwany z mojej dłoni, a usta zasłonięte ręką, tłumiąc mój krzyk przerażenia. Napastnik objął mnie drugą ręką w pasie i zacząć ciągnąć w głąb szkoły. Moje piski i szarpanie nie pomagały. Ten człowiek był ode mnie silniejszy. Zacisnęłam oczy, kiedy pojawiły się w nich łzy i zaczęłam się jeszcze mocniej wyrywać. Napięłam wszystkie mięśnie, szykując się do walki, w której i tak nie miałam szans. Jednak nie zamierzałam po prostu się poddać. Nie po tym wszystkim, co przeszłam. Trzy lata temu nie poddałam się i teraz też tego nie zrobię. Musiałam tylko na chwilę odwrócić jego uwagę, zdezorientować go.
Nie myśląc dłużej, zacisnęłam zęby na dłoni mojego oprawcy. Przeklął i zabrał rękę. Wyrwałam się z jego uścisku i pędem ruszyłam przed siebie, jednak na darmo, ponieważ mężczyzna bez problemów mnie dogonił i ponownie zamknął w żelaznym uścisku. Zakrył moje usta tak, żebym już go nie ugryzła, i ponownie zaczął mnie ciągnąć. Nie przestawałam się szamotać.
Facet kopnął nogą drzwi od sali gimnastycznej i wciągnął mnie do środka. Kiedy myślałam, że zbliżamy się do finału, on popchnął mnie i upadłam na zimną podłogę. Leżałam tak, czekając na dalszy rozwój wydarzeń, ale nic się nie działo. Panowała cisza, którą przerywały tylko czyjeś kroki. Zdałam sobie sprawę, że w pomieszczeniu jest więcej osób.
Zacisnęłam zęby, żeby pohamować szloch. Gdzie był mój brat? Czy ten popapraniec dorwał go przede mną? A Daniela wykorzystał tylko po to, żeby mnie tu zwabić? Gdzie mój brat?
– Daniel? – wychrypiałam drżącym głosem.
Światło nagle rozbłysło. Usłyszałam czyjś śmiech. Podniosłam wzrok i zobaczyłam dwie pary nóg, stojące przede mną.
Wzięłam głęboki wdech i niezdarnie wstałam. Krew odpłynęłam mi z twarzy, kiedy zobaczyłam kto stał przede mną.
– Daniel?
Chłopak tylko się zaśmiał i skrzyżował ręce na piersi. Obok niego stał Luke, a z tyłu Ashton.
– O co tu chodzi? – warknęłam. – Dlaczego do mnie zadzwoniłeś?
Wbiłam paznokcie w dłonie, chcąc w jakiś sposób powstrzymać łzy upokorzenia. Czułam się poniżona. Nie wiedziałam, dlaczego mój brat to wszystko zrobił. Nie miałam pojęcia, dlaczego Luke i Ashton tu są. Czy to oni mu kazali to zrobić?
– O co w tym wszystkim chodzi? – ponowiłam pytanie, mierząc całą trójkę chłodnym wzrokiem. – Dlaczego to zrobiliście?
– To kara – odpowiedział Luke znudzonym głosem. Uśmiechnął się leniwie w moją stronę, opierając się ramieniem o mojego brata.
– Kara? – powtórzyłam. – Jaka kara?
– Za twoje niegrzeczne zachowanie – powiedział Hemmings, uśmiechając się sardonicznie. – Gdybyś była dla nas milsza, nie bylibyśmy zmuszeni do tego.
– Musieliśmy dać ci nauczkę – dodał Ashton.
Mój wstyd zniknął, a zastąpiła go czysta złość. Jednak nie mogłam dać po sobie poznać, jak bardzo rozstrajali moje uczucia i psychikę. Nie mogłam znów zacząć krzyczeć i dać im satysfakcji, którą pewnie już odczuwali.
– Nie udało wam się.
– Nie? Przed chwilą o mało nie zeszłaś ze strachu – prychnął Luke.
– Nie bałam się – odparłam hardo.
– Naprawdę, Dee?
Przybrałam obojętny wyraz twarzy, choć kosztowało mnie to sporo wysiłku.
– Nie bałam się o siebie, tylko o swojego brata. Jak widać niepotrzebnie. – Utkwiłam pusty wzrok w Danielu.
– Boisz się wszystkiego nad czym nie masz kontroli – powiedział Hemmings, patrząc mi prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam tylko mierzyłam go wzrokiem. Spojrzałam na jego dłonie, chcąc się dowiedzieć, czy to jego ugryzłam. Miałam nadzieję, że tak. Chociaż to sprawiłoby, że poczułabym się odrobinę lepiej. Mimo że z zewnątrz emanowałam zimną obojętnością, w środku klęczałam, łkając i wyrywając sobie włosy z głowy. Czułam tyle negatywnych emocji, tyle wstydu, złości, zawiści, że miałam ochotę z krzykiem rzucić się na nich wszystkich i wydrapać im oczy.
– Kazałeś mi nie wchodzić wam w drogę – zwróciłam się do Ashtona. – Więc dlaczego wy ciągle wchodzicie w moją?
– Nie wchodzimy ci w drogę – odparł chłopak, podchodząc bliżej. – To, że zadajemy się z Danielem, nie oznacza, że wchodzimy ci w drogę.
– Kazałam wam zostawić mojego brata w spokoju.
– Wybacz, Dee – wtrącił się Dan – ale ty nie będziesz o tym decydować. Nie obchodzi mnie, co myślisz. I tak nic nie zrobisz. – Patrzył na mnie ciemnymi oczami, których nie poznawałam. Osoba, która stała przede mną nie mogła być moim bratem.
Zrobiłam krok w tył, krzyżując ramiona na piersi. Wiedziałam, że nie dam rady dłużej udawać, że to wszystko mnie nie ruszało. Mój wybuch emocji był tylko kwestią czasu, a ja nie chciałam, żeby oni go oglądali. Nie chciałam, żeby wiedzieli jak w środku jestem słaba. To dałoby im tylko więcej tej chorej satysfakcji. Czy mój brat także ją czerpał?
– Telefon – odparłam.
– Co? – Ashton zmarszczył brwi.
– Oddajcie mi telefon.
Trójka chłopaków utkwiła wzrok w punkcie za moimi plecami. Zmrużyłam oczy i powoli się odwróciłam. Za mną stał chłopak, który trzymał mnie wtedy na parkingu i którego spotkałam, rozdając ulotki. Nie zdawałam sobie sprawy z jego obecności, a widząc, że w wyciągniętej w moją stronę ręce, trzymał moją komórkę, wzięłam ją nawet nie patrząc mu w twarz.
Nie miałam im nic więcej do powiedzenia. Nie miałam też pytań, które mogłabym im zadać. Teraz wszystko wydawało mi się jasne. Wszystko zrozumiałam. Mój brat już nie był tym samym chłopakiem, teraz był kimś mi zupełnie obcym. Osobą, która raniła mnie, odtrącała, poniżała tylko dlatego, żeby popisać się przed nimi. Straciłam dzisiaj brata, byłam tego pewna. Mój Daniel, którego kochałam, o którego chciałam walczyć – odszedł, a jego miejsce zajął bezwzględny potwór. Dlaczego tak się stało? Nie spodziewałam się, że Daniel aż tak się zmieni. Myślałam, że przechodzi przez okres buntu tak, jak każdy nastolatek, ale myliłam się. Mój brat przechodził przez coś znacznie gorszego, a ja nie umiałam mu pomóc. Własnemu bratu! Nie potrafiłam pomóc własnemu bratu... A tyle razy próbowałam. Czy powinnam próbować dalej? Nawet po tym, co stało się dzisiaj? Gdybym znów wyciągnęła do niego pomocną dłoń, po raz kolejny zostałabym odtrącona i jeszcze bardziej zraniona. Choć nie wiedziałam, czy to możliwe, ponieważ Daniel jeszcze nigdy nie skrzywdził mnie tak mocno jak dzisiaj. I wątpiłam, żeby kiedyś w przyszłości wysilił, żeby zadać mi jeszcze większy ból. Zwykle robił to od tak, przychodziło mu to z łatwością, ale te wszystkie drobne sytuacje były niczym w porównaniu z dzisiejszą. Zostałam upokorzona przez własnego brata, który czerpał z tego przyjemność. Nie sądziłam, żeby to był jego pomysł, ale wykonanie już tak. Zagrał na moich uczuciach a później wyśmiał tylko, dlatego że chciałam go ratować. Ale czy teraz chciałam go ratować?
Szłam przez mrok szkoły, nie kłopocząc się włączaniem latarki. Chciałam, żeby ciemności pochłonęły cały mój wstyd i ból. Nie pamiętam drogi do samochodu, nie pamiętam też, jak się w nim znalazłam, ale kiedy tylko zamknęłam drzwiczki, moim ciałem szarpnął szloch. Oparłam głowę na kierownicy i szlochałam.
Płakałam. Pierwszy raz od bardzo dawna pozwoliłam sobie na łzy. Złamałam moją stalową zasadę, która mówiła: Nie wolno mi płakać, bo łzy to słabość. Złożyłam tą obietnicę trzy lata temu, wychodząc z pierwszego spotkania z psychologiem. Rodzice myśleli, że on pomoże mi dojść do siebie, ale prawda była taka, że on nie powiedział czegoś, czego sama bym nie wiedziała. Przepisał mi tylko jakieś proszki i pozwolił iść do domu. Wychodząc od niego z gabinetu stwierdziłam, że jedyną osobą, która mogła mi pomóc byłam ja sama. Więc złożyłam przysięgę, że już nigdy więcej nie będę płakać, że nie będę słaba. Oczywiście wiele razy złamałam tą obietnicę, szczególnie w ciągu roku po tym, co się stało. Ale od dwóch lat tamowanie łez wychodziło mi całkiem nieźle.
A teraz pozwoliłam samej sobie na płacz i chwilę słabości. Miałam nadzieję, że wraz ze słonymi kroplami wypłyną moje emocje i znów zyskam nad nimi kontrolę.
Siedząc w samochodzie straciłam poczucie czasu. Nie wiedziałam, czy siedziałam w nim minuty czy godziny. Dopiero, gdy włączyłam silnik i zobaczyłam, która godzina, zdałam sobie sprawę, jak wiele czasu minęło. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a tata pewnie zaczynał się martwić, że jeszcze mnie nie ma w domu. O ile on był.
Podczas jazdy do domu moje łzy wyschły i zostały po nich tylko ciemne ślady tuszu na policzkach, ale nie przejmowałam się tym. Ojciec i tak pewnie ich nie zauważy. Chciałam, żeby Daniela nie było w domu, gdy wrócę, ponieważ nie miałam siły na konfrontację z nim. Nie miałam siły patrzeć w jego obce brązowe oczy.

Od autorki: witam was w nowym roku 2016! Życzę wam samych sukcesów w nowym roku oraz spełnienia marzeń. :)
Mam do was pytanie odnośnie dni, w  które mam dodawać rozdział. Czy to ma być poniedziałek, wtorek a może piątek? Proszę, odpowiedzcie, będzie mi łatwiej się zorganizować.
A teraz przejdźmy do rozdziału. No cóż, bardzo lubię ten rozdział, mam nadzieję, że wam również się podoba, choć końcówka jest trochę przygnębiająca. W kolejnych rozdziałach będzie się coraz więcej wyjaśniać odnośnie chłopców oraz przeszłości Dee.
I teraz mała prośba, niech każdy, kto czyta to opowiadanie skomentuje rozdział. Pod ostatnimi postami są 2-3 komentarze, co mnie trochę smuci. Więc proszę, napiszcie choć krótki komentarz, pokażcie mi, że jednak moje wypociny nie są takie beznadziejne. Będę naprawdę wdzięczna. :)

Pamiętajcie, że was kocham!
Minette

4 komentarze:

  1. Gdy byłam prawie na końcu mówiłam sobie w myśli "nieee, ten rozdział jest za krótki" haahhaha, ale gdy jeszcze raz sprawdziłam od początku to jest dosyć długi i jestem cholernie ciekawa co dzieje się z Danielem i co było 3 lata temu ... Co do dnia, w który miałabyś dodawać rozdział ... jestem za poniedziałkiem :) Ah i również życzę tobie aby 2016 był udany i lepszy od poprzedniego roku oraz żebyś również spełniła swoje marzenia :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko to jeden, wielki znak zapytania. To uczucie trzymania w napięciu jest z jednej strony dobre, a z drugiej złe, bo ja już chcę następny rozdział!
    Jeśli chodzi o dzień tygodnia to jestem za poniedziałkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ten rozdział. Coś tak przeczuwałam, że w szkole może być Luke. Mam nadzieję, że w późniejszych rozdziałach wszystko się wyjaśni. Pozdrowionka, szczęśliwego Nowego Roku, kocham, weny.
    I myślę, że jeśli chodzi o dzień to... Poniedziałek ;P
    Nightmare xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny blog, od razu, gdy tylko zaczęłam go czytać, pokochałam go ♥ A dzień tygodnia - jestem za poniedziałkiem lub piątkiem. Jak tobie będzie lepiej ;) Świetny rozdział
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń

Layout by Neva